25.02 Tahira & Silvan

2 posters

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Go down

Tahira

Tahira
Liczba postów : 1257
First topic message reminder :

Czasem gdy idę pustynią, a noc rzuca własny
Cień, po którym chcę zgadnąć jej zakształt niejasny –
Wydaje mi się nagle, żem zapomniała – o czym? –
Nie wiem – lecz o czymś bliskim, tajemnym, uroczym...

Możem chciała się pomodlić, wtopiona w przestrzenie,
O nagłe, niespodziane, nieziemskie istnienie,
Ale słowa modlitwy pierzchły w mgły bezdomne –
I już się nie pomodlę i słów nie przypomnę.

A może śmierć wejrzała ku mnie z podobłoczy,
Kiedy miałam ku życiu zawrócone oczy –
I zapomniałam umrzeć, zapomniałam o tem,
By odlecieć w świat, który wiecznym jest odlotem!

Lub może potajemny rozkaz czułam w duszy,
Abym dom swój opuściła na zawsze wśród głuszy,
A szłam błędna w oddale senne, nieprzytomne –
I zapomniałam – dokąd? – i już nie przypomnę.

Jest to chwila, gdy pamięć mimo trwożnej chęci
Pocałunek na czole składa Niepamięci...
Chwila, gdy idę pustynią, a noc rzuca własny
Cień, po którym chcę zgadnąć jej zakształt niejasny...

Póki był zasięg, słałam mu zdjęcia z wyprawy. Nawet jeśli nie było to w żaden sposób moim celem, moją chęcią, nawet jeśli daleko było mi do turystki, najdalej jak tylko możliwe – chciałam pokazać mu prawdziwą pustynię, choćby tak płowym odbiciem, jakim były zdjęcia, obrazy złapane cyfrowym odkształceniem. Potem jednak zasięg umilkł, podobnie jak mój wilczy towarzysz, który zgodnie z prośbą pozostawił mnie na skraju cywilizacji, pozostawiając tyle, ile potrzebne było mi do przetrwania. Mechaniczny rumak, niezbędny sprzęt, ubrania, racje żywnościowe na pierwsze dni. Miałam też ostrze, swoje posrebrzane ostrze, o czym Dorien albo nie wiedział, albo w akcie zaufania pozwolił sobie nie wiedzieć. Miałam też plan, który weryfikował się z każdym przejechanym kilometrem. Dom... w końcu dotarłam do domu...

Zrujnowana chatka pośród jeszcze większych ruin, była szczęśliwie opuszczona, możliwa do zasiedlenia przez istotę... Niczym krab pustelnik przyjęłam na swoje umęczone plecy tę wypaloną na słońcu ceglastą skorupę. Bez trudu odnalazłam klapę do niewielkiej piwniczki przemytników, którzy z pewnością już pomarli w tym czy innym konflikcie zbrojnym. Moja twarz... nieprzerwanie się uśmiechała, choć chyba nie powinna. Czas postu intuicyjnie kojarzył mi się z powagą i nabożnym milczeniem, z twarzą pogrążoną w żałobie rozluźnionymi mięśniami pozbawionymi czucia i myśli. Tylko prąd, tylko przepływ, żar...

Dni i noce mijały, jak piasek w przesypującej się klepsydrze. Ograniczona wymiana słów zastała moje gardło, ale sprzyjała procesowi. Czas przestawał mieć znaczenie, znajoma przestrzeń wrastała we mnie, czułam kwarcowe drobinki pod swoimi powiekami. Wędrowałam i polowałam nocą, medytowałam za dnia, nie licząc chwil piekielnego żaru czyszczącego kwarta po kwarcie moje istnienie. Tylko zenit przeganiał mnie do skorupy, umęczone ciało nienawykłe do tak długiej ekspozycji wobec jasności i sądu, który ze sobą niosła. Pustynia zabierała wszystko, krzyk i łzy, gniew i próżną rozkosz. Zabierała miłość i nienawiść, pozostawiając najczystszy z darów – rdzeń istnienia. Myśli formowały się każdego dnia w magmie, we wrzątku i chłodzie. W pieśni, którą śpiewały wydmy.

Aż przyszło południe któregoś dnia. Satelitarny telefon wyrwał mnie ze stazy. Sięgnęłam po niego nadpaloną dłonią, palcami wyszukałam właściwy przycisk, który w mglistym wspomnieniu nosił na sobie barwę soczystych traw.
– Tak...?– zapytałam w ojczystej mowie, bezmyślnie sięgając do tego co było we mnie pierwotne, nie zastanawiając się, czyj głos usłyszę po drugiej stronie lekko zniekształconego narzędziami połączenia.

_________________

Silvan Zimmerman

Silvan Zimmerman
Liczba postów : 792
- Czasem jednak lepiej jest nie mieszać się w konflikt, lub odpuścić, bo naciskanie może wyrządzić jedynie więcej krzywdy niż pożytku - stwierdził. - Zwłaszcza, że Hm… Chyba było więcej niewyjaśnionych spraw pomiędzy nami, niż mi się wcześniej wydawało.
Z drugiej strony chyba miał prawo być zły. Miał prawo oczekiwać jakiejkolwiek refleksji z jej strony. Nie oznaczało to jednak, że nie powinien spróbować chociaż wyciągnąć do niej pojednawczej ręki i nie zachowywać się jak obrażony młodzian. Wciąż przecież chciał jej pomóc.
Gdy zapadło milczenie nie przerywał go, dopóki sama tego nie zrobiła.
- Ja też tęsknię. Paryż bez ciebie jest zdecydowanie smutniejszy. - Brakowało mu jej obecności. Brakowało mu spędzania czasu z nią, czy to na pracy, czy w czasie wolnym i ich rozmów na różne tematy. - Diuna czeka, aż wrócisz. Źle mi się ją czyta bez ciebie - W tej wypowiedzi dało się usłyszeć niewielkie napięcie, gdy wypowiadał ostatnie słowa. Nie chciał w końcu, aby czuła jakiekolwiek ponaglanie do powrotu z jego strony, a uwaga rzucona przez Sahaka podczas sprawdzania katakumb, sprawiła, że zaczął myśleć o tym, jakie są szanse, że Tahira jednak postanowi nie wrócić do tego miasta już nigdy. Oczywiście, miała do tego prawo i nie chciał w to ingerować, ale co mógł poradzić, że powieść Herberta czytana bez niej traciła część swojego uroku.

Tahira

Tahira
Liczba postów : 1257
– Powinniśmy ją czytać tutaj, pośród piasków... Wtedy tylko można docenić... hmm... wodę. Krew. Gdy jej nie ma. – dziwne uczucie, wibrujące w głowie, zalewające ciało. Umilkłam znów, nie mając sił ani na płacz ani na śmiech. – Nie wiem co mogę Ci poradzić przyjacielu. Poza ciastem z sera. Nigdy nie chciałam mieć dzieci, by nie musieć mierzyć się z tym... z bezsilnością. Bardziej. Wystarczy mi własna, by mieć ją zdwojoną.

_________________

Silvan Zimmerman

Silvan Zimmerman
Liczba postów : 792
- Może nam się kiedyś to uda. W sumie to chciałbym odwiedzić Egipt. - powiedział, chociaż nie był szczególnym fanem konceptu ascezy i spędzania czasu na pustyni bez krwi, ani wody. - Wiesz, teoretycznie jedno z nas jest obecnie na pustyni, a drugie ma książkę pod ręką, więc gdybyś chciała posłuchać…
Uśmiechnął się smutno. Sam kiedyś nie planował mieć dzieci, ani przemienionych podopiecznych, głównie dlatego, że właśnie wydawało mu się to zawsze ciężkim zadaniem. Nie żałował, że tak potoczyło się jego losy, ale czasem… No cóż. Czasem kończył narzekając na swoje życie przez telefon, leżąc na łóżku z najbardziej rozczochranymi włosami od miesięcy.
Nie musisz nic mi radzić, przepraszam, nie chciałem… Jestem zmęczony i po prostu musiałem z kimś porozmawiać. Dziękuję, że i tak chciałaś mnie wysłuchać. Jak się czujesz? Czy jest… - Nawet jeśli do tej spory skupiał się na sobie to nie umknęły mu wypowiedzi Tahiry, które sprawiały, że na jego twarzy pojawił się kolejny cień zmartwienia. - Lepiej? Gorzej? Tak samo? Mogę coś zrobić?

Tahira

Tahira
Liczba postów : 1257
Czas postu nie był tym, któremu sprzyjała lektura inna niż wersety wyryte na tablicach przeznaczenia. Dbałam o to, aby mimo ścieżki, którą można było mnie w pewien sposób odwiedzać, nie burzyło to drogi, którą podjęłam. Tak i teraz propozycja, która w innych okolicznościach zapewne zmiękczyłaby serce i cisnęła łzy wzruszenia do oczu, odbiła się moim milczeniem. Dopiero gdy znów podjął, gdy usłyszałam jego zaniepokojenie w głosie, dopiero wtedy udało mi się wypchnąć kilka więcej słów:
– Nie musisz przepraszać. Ta sytuacja od początku była trudna, nawet w czasach pokoju między nimi. Żałuję... że tak mało jest w ich istnieniach pomyślunku, zadbania o to, by chociaż nie stawiać Cię pod ścianą wyboru. Ale to minie Silvan... głęboko wierzę, że nie jest to sytuacja długotrwała. – Czułam suchość w ustach ściągnietych brakiem płynu. Byłam zasuszonym robakiem, na moment przed wpadnięciem w letarg, w mojej próbie gom jabbar. Tylko wola istnienia powinna pozostać, będąc w pudełku cierpienia, nie powinnam drgnąć.

Milczałam jeszcze chwilę, choć może była to cała wieczność. Czas pozostawał niezmiennie pojęciem względnym w tym dziwnym czasie piaskowych burz.
–Nie martw się jeszcze o mnie. Wiem co robię. – postanowiłam dodać, z przekonaniem, które zaskoczyło nawet mnie. – Dobrze było Cię usłyszeć przyjacielu. Uważaj na siebie, aby czas naszego ponownego spotkania mógł kiedyś nadejść. – to mówiąc, rozłączyłam się w przekonaniu, że każde jego kolejne słowo mogłoby jednak zaburzyć to gdzie byłam i co się ze mną działo. On był miękkością, której ani moje ciało, ani duch w obecnym momencie nie potrzebowały. Nie mogły potrzebować, gdyż tylko pieść słonecznego ognia i kamiennego lodu, mogły przekuć mnie na nowo.

[KONIEC]

_________________

Sponsored content


Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Powrót do góry

- Similar topics

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach