28 II - Live And Let Die

3 posters

Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Go down

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
First topic message reminder :

Maurice wrócił z Maroko po tygodniu. W trakcie tego wyjazdu sporo i nic na raz się wydarzyło. Nadrobił swoje dwusetne urodziny z Jannikiem, który niestety nie mógł przyjechać na oficjalną imprezę. Że niby w trakcie rozwodu to ciężko wyrwać się na dobrą balangę. Młodszy blondyn już nie wnikał w to co się działo między jego najlepszym kolegą, a jego żoną. Nie pojmował tych zawiłości, kochanka i w ogóle dlaczego do tego wszystkiego doszło. Wiedział jedynie, że to poziom skomplikowania podobny do jego zerwania z Idą. Wcześniej się śmiał z Fischera, że nie potrafi się ogarnąć i zdecydować kogo kocha, wręcz go krytykował za zdrady (rzadko, bo rzadko, ale z pewnością chociaż raz bąknął, że na parę i żagiel to nie fajnie w małżeństwie). Ale Maurice nigdy nie czuł się na moralizatora tłumów, głównie dlatego, że sam miał swoje za uszami. Co prawda, sam raczej nie zdradzał, aczkolwiek robił o wiele gorsze rzeczy. I nawet nie chodzi o zawodowe łamanie serc, bardziej o manipulacje. Spędzenie czasu nie w samotności, a w gronie najbliższych mu wampirów, pomogło. Dużo żartowali, pili i oglądali sporty. Maurice tylko raz wspomniał o zerwaniu, a dalej to żył na całego. Wrócił do swojego hedonistycznego ja. I szczerze? Dobrze mu było. Serce bolało jak cholera, ale nie czuł ciężaru, którym było bycie z kimś. Tęsknić tęsknił. Żałować żałował. Ale dobrze sobie radził. Ewidentnie lepiej, niż Ida, bo widząc jakie smsy mu wysyłała, wywnioskował, że doprowadził biedaczkę do załamania nerwowego. Nie chciał, żeby to tak wyszło. Jedynie chciał, żeby go kochała. Tylko, że i to nie wyszło. Nic na dobre nie wyszło, a on nie chciał pogrążyć się w smutku. Chociaż był typem męczennika, wiecznego mertyra, to w tym sobie odpuścił. No i jak wrócił, to zrobiło się tylko gorzej. Wszystko mu przypominało o Idzie, jej rzeczy w szafie, kosmetyki w łazience i jej ulubiony kubek. Nie miał siły, ale wszystko spakował w kartony i wpieprzył do pokoju gościnnego. No i od razu było mu jakoś lżej. Zgorzkniał bardzo przez to doświadczenie, wrócił do starych zwyczajów. Aczkolwiek, zrobił sobie jeszcze przerwę. Potrzebował co najmniej miesiąca, żeby wszystko przycichło. Zapłata już wpłynęła na jedno z jego tajemniczych kont na kajmanach, ale teraz nawet nie wiedział co zrobić. Naprawdę myślał wcześniej, żeby kupić IM dom w Monako. Już go jednak nie potrzebował. Co on? Będzie tam sam jeździł albo co najwyżej zabierał Jannika? No nie. To miało być coś dla niego i Idy. Ich wspólne. Nawet był skory naprawdę zrobić własność ich dwojga, żeby i kobieta coś miała własnego. Ale teraz zostało jedynie żyć teraźniejszością i gromadzić pieniądze na wielką wyprowadzkę. Bo to teraz planował. Porzucić Paryż i wynieść się gdzieś w cholerę. Tahira zniknęła, Sahak i Renata sami się sobą zajęli, jego związek pierdolnął. Nie miał co więcej tam robić.

I wszystko byłoby fajnie, gdyby nie sms w jeden poranek. Maurice miał już iść spać, słońce dawno pojawiło się na horyzoncie, aczkolwiek otrzymał wiadomość, która go trochę zbiła z tropu. Tadeusz Olszewski nie żyje. Ciężko było powiedzieć, żeby śmierć go bardzo przejmowała, ale nie mógł poradzić na to, że od razu pomyślał o Idzie. Przykro mu było z tego powodu, ale jak to on, nie umiał z siebie wykrzesać za dużo empatii. Wymienili się pasywno-agresywnymi smsami i stanęło na tym, że jedzie z nią. Nie chciał, oj jak on nie chciał. Ale musiał to zrobić ze względu na nią. Bo ją nadal kochał. Będąc wobec niej wrednym i oschłym, nie poznawał samego siebie. Czuł się jak jakiś nieznajomy mu mężczyzna. Sam się dziwił, że tak szybko oziębł i wrócił do starych zwyczajów. Myślał, że będzie wobec swojego słońca już zawsze miły, a jednak jego natura z nim wygrywała. Nawet nie wiedział jak szybko znienawidził to słońce. Chociaż nie, to było za gorące uczucie. Zaczął ją po prostu traktować jak kobietę, która i mu złamała serce. W jego żyłach znowu płynęła krew zimniejsza, niż stal i musiał się z tym pogodzić. Kochać to ciężka sprawa. A kochać kogoś, kto tego nie odwzajemnia, a wie, że ty go tak, to jeszcze gorsza. Maurice nie umiał się z tym pogodzić, nie ważne jak zakłamywał rzeczywistość. A zgodził się pojechać na pogrzeb nie ze względu na szacunek wobec Babci Jadzi, a ze względu na Idę. Żeby miała kogoś obok, choć ta osoba, już wcale nie była jej bliska.

Na lotnisko pojechał już ubrany elegancko. Miał na sobie czarny garnitur, czarną koszulę i nawet cholera czarną małą walizkę w ręce. Wcale mu się nie podobała wizja dzielenia pokoju z Idą, ale tym razem z innych względów. Nie wiedział, czy da radę z nią być tak blisko, a jednak tak daleko i się nie rozjebać emocjonalnie. Jak za starych czasów, byli niby na jednym lotnisku, na jeden lot, ale spotkali się dopiero pod gatem. Maurice złapał jeszcze kawę ze Starbucksa, wypalił z pół paczki w palarni i udał się do swojej biznes klasy. Tam sączył drinki za drinkami, żeby jakkolwiek się zaprawić na tę wycieczkę. Dopiero, gdy wylądowali, wynajął im auto i pojechali nim na pogrzeb. Nie wzięli ubera, ponieważ Maurice wolał mieć opcję spania w samochodzie. Tak awaryjnie. Aczkolwiek, nie wypowiedział tej obawy na głos. Na pogrzeb udali się razem, choć Maurice nawet nie próbował jej łapać za rękę. W kieszeni płaszcza trzymał czapkę Mercedesa, z merchu F1. Babcia Jadzia mu raz łamanym angielskim opowiedziała o wielkiej pasji dziadka Tadeusza, więc uznał, że zamiast kwiatów, zostawi coś takiego. Maurice naprawdę był jak dziecko we mgle. Stał koło Idy w kościele, nie wiedząc zupełnie co robić. Nic nie rozumiał, więc po prostu naśladował wszystkich. Potem szli na cmentarz i dopiero wtedy się odezwał do swojej byłej.
- Żyjesz? – Spytał się dość oschłym tonem. On nie chciał, żeby tak wyszło, ale już nie umiał inaczej. Szybko oduczył się bycia chociaż trochę ciepłym. Zajęło mu to tydzień, aby wrócić do ustawień fabrycznych. A z pewnością pomógł mu w tym Jannik, który by na niego nawet złego słowa nie powiedział. Ciężko było Maurycemu być na tym pogrzebie. Wszyscy płakali, byli smutni. A on cierpiał z zupełnie innego powodu, znanemu tylko jemu i Idzie. Słabe uśmiechy na ich widok tylko to pogarszały, musiał znowu odgrywać dobrego chłopaka, co na pewno nie pomoże mu w zapomnieniu o niej. Był w chujowej sytuacji. A jednak, martwił się jeszcze o Idę. Tymi resztkami dobroci, której nie wyplenił, martwił się. Nadal podtrzymywał, że wcale nie cieszy się na widok cierpienia innych. W głowie mu grała tylko jedna piosenka.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
No i znowu nie usłyszał tego co by chciał. Chociaż sam do końca nie wiedział już co w ogóle chciał od niej usłyszeć. Widział desperację w jej akcjach, wiedział że jej zależy. Ale jemu nie wystarczało to, że za nim tęskniła. O tym to już od dawna był świadomy, w końcu głupi nie był, a zresztą nie trzeba było być geniuszem, żeby to dostrzec. Na tym nie powstaną jako para z gruzów, bo brakowało sił przerobowych. No i znowu, to on musiał nią być. Mocą i siłą sprawczą. Panem sytuacji. I to mu pasowałoby, gdyby nie fakt, że nie miał na to siły. Chciał jedynie wrócić do domu, do niej, a nie naprawiać wszystko od nowa. Nie umiał już podnieść żelaznej ręki i zdecydować się jasno. Jej dotyk go na chwilę uspokoił, przymknął oczy próbując rozkoszować się nim. Niestety, nie udało się, wciąż nic nie czuł. Bardziej potrzebował od niej zapewnienia, że podtrzyma go przy życiu, niż ciepłych gestów. Na nie było za późno, a może i wręcz za wcześnie. Wpierw musieli ustalić na czym stoją, co robią, jaki jest gry plan. A widział, ze Ida nie będzie w stanie mu tego zapewnić. Więc pora była na niego. Na wykrzesanie z siebie ostatnich podrygów. Bo musiał to zrobić, inaczej wszystko by poszło się pieprzyć, a oni by nigdy do siebie nie wrócili. Zignorował natomiast jej postulaty, żeby to nie wyglądało, tak jak to opisała. Nie zamierzał się teraz wdawać w takie szczegóły. Nie miał do tego głowy, żeby analizować, czy tak było, czy tak będzie, czy tak jest. Po prostu musiał wykrzesać z siebie resztki ognia, który zgasł. Wyprostował się bardziej, spiął mięśnie pleców i skupił swój wzrok gdzieś na horyzoncie. I co tu zrobić? Westchnął wpierw, przeczesał palcami włosy i ożywił się choć na chwilę. Długo to nie mogło trwać, ale ktoś musiał złapać stery tej relacji, a że jak zwykle tą osobą był on, to właśnie Maurice musiał to zrobić.

- Nie zostawię Cię na razie, ok? To ustalmy. Póki ty mnie nie zostawiasz, to ja będę. – Powiedział zdecydowanie wracając wzrokiem do niej. Potrzebował jej współpracy, ale widział, że może tego nie uzyskać. Zmienił zupełnie nastawienie. Podszedł do tego, jak do pracy, jak do problemu, który trzeba naprawić na cito. Ponieważ na zawiłości emocjonalne nie było go stać, to chociaż stymulował swój mózg w najlepiej mu znanym aspekcie. – Na razie bym zostawił wracanie do siebie w tyle, nie myślmy o tym. Spróbujmy od nowa funkcjonować we dwoje, powoli, może się polepszy, może nie. Kluczowe jest to, żebyś mnie nie zostawiła z tym samego, dobrze? Ja nie pociągnę, musisz mi dać do siebie wrócić, musisz mi w tym pomóc. Dalej, zobaczymy. Kocham Cię Ida, ale sam tego nie zrobię, nie tym razem. Musisz ze mną współpracować, komunikuj mi swoje potrzeby otwarcie, a postaram się, słowo klucz, postaram, pomóc Ci jakoś i do mnie wrócić. Rozumiesz o co mi chodzi? Chyba, że chcesz się już teraz wycofać, ale wnioskuję, że nie, skoro tu wciąż stoisz. – Mówił spokojnie, ale z pewną nutką stanowczości w głosie. W końcu podszedł do tego służbowo to i służbowy ton musiał wejść do gry. Nie mógł jej obiecać, że będzie dokładnie tak jak to sobie wymarzyła. Maurice jedynie mógł zapewnić Idę, że postara się nie uciekać, póki ona jest przy nim. Nic więcej, nic mniej. – Chyba, że faktycznie tego wszystkiego nie chcesz, to powiedz teraz, a ja sobie pojadę. I się pożegnamy jak cywilizowane wampiry i nie będziesz miała do mnie żalu, że nie próbowaliśmy. Bo ja teraz próbuję, ale nie obarczaj mnie tym wszystkim, bo mogę Cię zapewnić Ida, że to nie wyjdzie. – Dodał otwierając jej furtkę. On naprawdę mógł wrócić do Paryża. Nie miałby do niej o to żalu. Po prostu chciał, żeby było jasne na czym stoją. Nie chciał marnować resztek sił na coś, co miałoby nie wypalić, bo jedna ze stron jest niechętna do współpracy. Maurice był na tyle zrezygnowany, że jedyne co chciał to wiedzieć, na czym stoi. Mógł zaproponować plan działania, mógł udawać, że ma wszystko pod kontrolą. Ale fakt był taki, że na egzekucje tego wszystkiego nie miał sił. Ale cóż, pozostało udawać, że jest inaczej, żeby może dać Idzie jakiejś siły i ją zmobilizować do akcji. Mógł ją obarczyć całą swoją miłością, ale wiedział, że w tym stanie, jedynie to wszystko pogorszy. Więc schował ją dla siebie i oczekiwał jej reakcji. Walczą, czy nie walczą? Niech się szybko kobieta decyduje, bo Maurice nie zamierzał czekać w nieskończoność. Chciał móc albo zamknąć ten rozdział w spokoju, albo próbować (słowo klucz) wrócić do czasów świetności ich związku.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Ida Olszewska

Ida Olszewska
Skrót statystyk : S: 0/5
SPT: 3/5
PRC: 3/5
OP: 2/5
WT: 2/3

SPECJALIZACJE I CECHY
— Aktorka
— Nauki ścisłe: chemia (WT)

MUTACJE NEGATYWNE
1. Nadwrażliwość [-2 PRC]
2. Alergiczka: ananas, laktoza [-2 PRC]
3. Potępiona: Islam [-1 skup]
4. Nienasycona [-2 OP]
5. Niestabilna [bezsenność, PTSD -4 OP]

MUTACJE POZYTYWNE
1. Farciara
2. Predatorka [+1 PRC]
3. Szósty zmysł [+1 S,OP]
4. Mistrzyni skupienia [+2 OP, skup]
5. Syta [+2 OP w przypadku głodu]
Liczba postów : 1144
Słuchała go, chociaż jego ton trochę wywoływał w niej nieprzyjemne odczucia. Jakby mu nie zależało na niej, nie zależało na nich, tylko kurczowo próbował wrócić do szczęścia. Chociaż może to i nie było takie dalekie od prawdy? Ciężko jej było wyciągnąć jakiekolwiek wnioski z jego zamkniętej postawy, zmęczonego wyrazu twarzy i pustych oczu. Idzie ciężko było zrozumieć taki rodzaj żalu i próby pogodzenia się z sytuacją jaki wystąpił u niego. Nie rozumiała, że jego zmęczenie nie było tak do końca spowodowane przez nią i potrzebował jej bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. I chociaż ona bardzo chętnie by pomogła mu wstać z ziemi, na którą razem upadli, to dopóki jej tego jasno nie przekazał, to ona nie widziała co powinna zrobić. Złapać go za rękę? Objąć? Przytulić? Pocałować? Zapewnić, że wszystko będzie dobrze? Jak mogła mu coś takiego przekazać, samej nie będąc pewną jutra? Mogli tylko zakładać, że jeżeli obydwoje będą się starać, to to wszystko jakoś ruszy, że być może odnajdą jakoś powrotną drogę do siebie. Nawet jeżeli będzie dziurawa i pełna pułapek, to przynajmniej cel będzie wart podróży.
Dała mu powiedzieć wszystko co chciał, chociaż trochę ją serce zabolało na aluzję, że może ją zostawić. Chociaż sama o tym myślała chwilę wcześniej. Nie umiała już ponownie podjać tej narracji w głowie, kiedy on stwierdził, że nie chce odpuszczać. Nawet jeżeli po jego "fałsz" stało jakieś ale, to sam fakt, że chciał walczyć, chciał dalej jakoś próbować to naprawić odepchnęło od niej wszelkie wizje porzucania go. Nawet jeżeli będą w pewnym momencie tego żałowali, nawet jeżeli stwierdzą, że lepiej by było gdyby się wtedy rozstali w pokoju. To będzie problem hipotetycznych przyszłych ich, a nie coś czym powinni się kłopotać w tym momencie.
Nie o to mi chodziło Maurice. Ja ci, nam, pomogę. Spróbuję przynajmniej. Przecież widzisz, że się staram. Po prostu nie dam rady ciągnąć tego sama, jeżeli tobie nie będzie zależało, ale nie zostawię cię. I nie oczekuję, że nagle będziesz otwarty i uczuciowy, ja nie naciskam mon chéri, dobrze? Nigdy nie chciała. I chcę, chcę znowu być przy tobie, niezależnie jak. Nie chcę być dla ciebie nikim, nie chcę być dla ciebie obca. — Powiedziała cicho, po czym znowu, powoli przysunęła się do niego. Nie wiedziała co powinni teraz zrobić, ale powrót do tego małego pokoju wydawał jej się niezbyt dobrym pomysłem, tak samo jak wrócenie do jej rodziny, kiedy zapowiedzieli, że idą spać, a potem dramatycznie wybiegli na dwór. Westchnęła i rozejrzała się dookoła. Było już ciemno, ale to jej nie przeszkadzało.
Ufasz mi? Chodź, pokażę ci coś. — Chwyciła go za dłoń i łagodnie splotła ich palce, po czym ruszyła w stronę podwórka. Sama rozglądała się dookoła, patrząc na to co się zmieniło. W końcu dawno jej w Polsce nie było. Przeprowadziła ich ścieżką między ogródkiem jej mamy, do ogrodzenia, które było zwykłą siatką. Z jednej strony siatka była przypięta do słupka tylko na górze, przez co z łatwością można było przejść pod nią (chyba, że miałeś dwa metry, ale na pewno wampirzy łowca sobie poradził z takim problemem). Dzięki temu wyszli na wydeptaną dróżkę kierującą się w stronę drzew. Kilka minut cichego spaceru i stanęli na górce, u której podnóża płynął strumyk. Nad strumykiem pochylone było drzewo, które na gałęzi nachylonej w stronę rzeki miało platformę. Być może to był kiedyś bardziej zabudowany domek na drzewie, jednak teraz została z niego stabilna podłoga i balustrada, a zamiast dachu był lekki tiul, który w ciepłe wieczory musiał chronić przed owadami. Ida sięgnęła po drabinkę, chociaż pewnie gdyby Maurice ją podsadził to udałoby się jej wejść bez niej, po czym weszła na ten cud architektury i usiadła na pozostawionej tam poduszce, schowanej przed deszczem pod małym stolikiem, opierając się o drzewo. Zaczekała aż wampir do niej dołączy, po czym gestem zaprosiła go by usiadł obok.
Jak byłam młodsza i na przykład wagarowałam to przychodziłam tutaj. Też przychodziłam tutaj jak musiałam pomyśleć. Jak stało się coś, przez co chciałam być sama. Czasami w ciepłe noce normalnie tutaj nocowałam i oglądałam gwiazdy. Tata zbudował to dla mnie i Pawła, ale praktycznie tylko ja tutaj przychodziłam. To jedno z ważniejszych miejsc dla mnie. — Chwyciła go ponownie za dłoń i oparła głowę o jego ramię, wpatrując się w gwiazdę świecącą gdzieś nad nimi. Nie była pewna dlaczego go tutaj przyprowadziła. Może chciała mu pokazać, że mu ufa, może po prostu sama potrzebowała powrotu do tego bezpiecznego miejsca, do safe space'u, którym było to miejsce. Nie miała planów, w głowie miała pustkę, ale cieszyła się, że jest obok niej, że postanowili nie porzucać tego, co między nimi było.
Kiedyś tutaj były jeszcze lampki i w ogóle było przyjemnie. Jak miałam może piętnaście lat przyszłam tutaj zamiast iść na sprawdzian z polskiego i przyłapałam Pawła z dziewczyną. — Zaśmiała się na to wspomnienie, przypominając sobie jak panicznie od siebie odskoczyli. — Od tamtej pory chyba ma uraz, bo faktycznie więcej go tutaj nie widziałam. — Podniosła głowę tak, żeby zerknąć na Maurycego. Skoro mieli próbować, to mogli próbować. Przez chwilę poudawać zakochaną parę, która nie ma tylu problemów na głowie. Chociaż przez chwilę być znowu przy sobie, nie tylko ciałem, ale też i duchem.

_________________
You better run like the devil 'cause they're never gonna leave you alone
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Szczęściarz
Na jednej sesji wylosuj w kościach 3 sukcesy pod rząd.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
Trochę kamień spadł mu z serca słysząc, że nie będzie naciskać. Tego by z pewnością nie przeżył, kolejnych prób wskrzeszania jego ciepłoty, która ewidentnie gdzieś zaginęła w akcji. Nie chciał być z nią obcy. Wiedział, że nawet jakby się teraz rozstali, to nigdy by nie byli sobie kompletnie obcy, nawet jakby chcieli. Takiej relacji, jaką oni mieli, się nie zapomina. Takie gorące, chaotyczne i szybkie uczucia, tak szybko nie odchodzą. To nie było powolne dostrajanie się do siebie, przyzwyczajanie się do swoich wad i zalet. Maurice i Ida od razu wskoczyli na głęboką wodę i o mało się nie potopili. Nie, takich rzeczy się nie zapomina. Mężczyzna może i zakłamywał rzeczywistość, może i chciał ją traktować jak nieznajomą, ale na koniec dnia, wrócił w jej objęcia. Taka parka z nich się stworzyła, że mucha nie siada. Gdyby tylko byli młodsi, szczególnie on, to rodzice powinni byli ich rozdzielać. Żadne z nich Romeo i Julia, czy też Jack i Rose. W literaturze jeszcze nie było takiej pary, byli przodownikami.

- Nie jesteś dla mnie obca i nie będziesz, nie martw się – powiedział cicho. Korzystając z tego, że się do niego zbliżyła, położył dłoń na jej policzku i nieśmiało się uśmiechnął. Chciał wyglądać na przystępnego, żeby Ida poczuła się z nim bliżej. Nie zamierzał jej odstraszyć, nie teraz. Faktycznie powrót do domu nie był najlepszym pomysłem. Zresztą Maurice wolał jeszcze zapalić jednego nerwowego papierosa i odetchnąć świeżym powietrzem, zamiast kotłować się z całą rodziną Idy. To nie tak, że ich nie lubił. Mężczyzna po prostu potrzebował trochę czasu sam na sam ze swoją byłą (a kim są teraz?) dziewczyną. Przyznam gość jest całkiem cwany, nieźle rozegrał tę całą sytuację. Był nawet z siebie dumny, bo chociaż się zbytnio nie starał, to odzyskał ją w jakiś sposób. Podniosło to go na duchu, taka świadomość, że wciąż ma to coś w sobie. Że nie wszystko stracone, a ta iskierka w nim wciąż gdzieś jest. Cieszył się również z odzyskania Idy. Chociaż może nie było po nim tego widać, to poprawiło to jego morale. Wiedział, że powrót do siebie nie będzie taki prosty, że trochę im to zajmie. Może i nie był emocjonalnie gotowy na tę podróż, może i miała być ona trudniejsza, niż im obu się wydawało. Ale na to się zapisał i nie było drogi powrotnej. Znaczy się była, ale czy on chciał nią iść i ryzykować straceniem już dosłownie wszystkiego? Nie. Kochała go, tak? On też kochał ją, więc wyszedł z założenia, że to wszystko samo się jakoś ułoży. Że powrócą gorące uczucia i spontaniczne momenty. Za Idy miłość Maurice by poświęcił pół świata i czas było to pokazać, bo jeszcze chwila, a byłoby za późno. Chyba, że już nie trafił w moment.

Kobieta uznała, że coś mu pokaże, a on jedynie kiwnął głową i ruszył za nią. Odpalił kolejnego papierosa, żeby się jeszcze trochę odstresować i podążał jej śladem, za ręce. Musiał się nagimnastykować, żeby przejść pod siatką, ale ostatecznie udało mu się to zrobić bez rozrywania ubrań, czy też zniszczenia fryzury. A to były jego priorytety. Ida zaprowadziła go nad strumyk, gdzie na jednym z drzew była podłoga, wyglądająca jak pozostałość po domku na drzewie. Wdrapał się po drabinie, bojąc się, że pod nim zawali, bo wyglądała na dawno nieużywaną. Aczkolwiek, przeżył tę drogę. Widząc, jak Ida zaprasza go by usiadł, niechętnie bo nie chciał ubrudzić płaszcza, zrobił to. Słysząc jej historie o tym ‘’domku” trafiło go mocno, że po jej dzieciństwie były jeszcze ślady. Że ona opowiadała o czymś sprzed piętnastu lat, jak o dawnych dziejach, a on mógłby wspomnieć coś sprzed 190 lat. Naprawdę czasem zapominał, że Ida miała dopiero trzydziestkę na karku. Jakoś wygodniej mu było o tym nie myśleć, byleby go moralniak nie złapał. Słuchał jej historii z zainteresowaniem, chociaż nie wiedział po co mu to mówi. Zachciało jej się wspominać, czy po prostu planowała pokazać mu jej stare życie. Tak czy siak, doceniał starania.
- No faktycznie mogło to być niezręczne. Ale widzisz, są też plusy tego, że Paweł już tu nie przyjdzie. – No i Maurice powoli wracał do wprawy. Jeśli Ida nie złapała aluzji po jego słowach, to mogła po tym, że puścił jej dłoń i objął ją bardzo nisko. No co? Stęsknił się chłopak. Dwa tygodnie minęły!
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Ida Olszewska

Ida Olszewska
Skrót statystyk : S: 0/5
SPT: 3/5
PRC: 3/5
OP: 2/5
WT: 2/3

SPECJALIZACJE I CECHY
— Aktorka
— Nauki ścisłe: chemia (WT)

MUTACJE NEGATYWNE
1. Nadwrażliwość [-2 PRC]
2. Alergiczka: ananas, laktoza [-2 PRC]
3. Potępiona: Islam [-1 skup]
4. Nienasycona [-2 OP]
5. Niestabilna [bezsenność, PTSD -4 OP]

MUTACJE POZYTYWNE
1. Farciara
2. Predatorka [+1 PRC]
3. Szósty zmysł [+1 S,OP]
4. Mistrzyni skupienia [+2 OP, skup]
5. Syta [+2 OP w przypadku głodu]
Liczba postów : 1144
Z jednego względu wiedziała, że nie będą sobie obcy, skoro mieli wspólnego kinda-rodzica. Chociaż Ida przez pierwsze kilka dni obawiała się, że Maurice przez to wszystko w jakiś sposób odetnie się od Silvana. Nie chciała im tego robić i już nawet miała plan jak odsunąć się od tego wszystkiego, żeby nie stawać na drodze więzom krwi. Wiedziała w końcu, że dopiero w listopadzie porozmawiali na tyle, by znowu próbować żyć bliżej, a tutaj nagle weszła ona i zepsuła wszystko. Bardzo jej to przeszkadzało i odbijało się na jej sumieniu. W pewnym momencie, nawet mimo tego, że Maurice był jej naprawdę bliski i go kochała, żałowała, że w ogóle się w jakimś stopniu spiknęli, że nie pomyśleli o ewentualnych skutkach tego wszystkiego, skupiając się na pozytywnych aspektach i niewątpliwej przyjemności, która wiązała się z ich relacją. Odwzajemniła jego uśmiech, chociaż nie było to takie jak zwykle. Czuła pewną presję i nacisk na to, by wyglądało to w pewien konkretny sposób. Miała nadzieję, że ta swoista magia, którą czuła wcześniej, ponownie się w pewnym momencie pojawi. Teraz musieli się skupić na stawianiu pierwszych, nieśmiałych i ostrożnych kroków na tej niestabilnej i popękanej drodze, którą zamierzali podążać.
Zabrała go w miejsce ważne dla niej głównie dlatego, że nogi same ją tam pokierowały. Jakby w obliczu ciężkiej sytuacji poszukiwały czegoś znajomego, co wiązało się z bezpieczeństwem. No i tam mieli jeszcze trochę prywatności, której mimo wszystko brakowało przed jej domem. Mogła się spodziewać, że babcia Jadzia pewnie stała przy oknie z aparatem słuchowym podkręconym na maksymalną głośność, ale to nie seniorki się obawiała najbardziej, tylko zmartwionej miny Pawła. Trochę się może rozgadała, niepotrzebnie opisując to wszystko, ale było to dla niej poniekąd ważne miejsce, więc chciała, by Maurice wiedział, że pokazuje mu coś, co widzieli tylko nieliczni, że nadal chce się z nim dzielić wieloma aspektami życia, nie tylko żalami i goryczą, ale też ciepłymi wspomnieniami.
Westchnęła, kiedy poczuła jego rękę obejmującą ją nisko, ale raczej to nie było takie westchnięcie jakiego oczekiwał Maurycy. Trochę nie wiedziała co o tym myśleć, bo jak jednocześnie brakowało jej jego dotyku, to echem w jej głowie nadal odbijały się jego słowa o ich relacji polegającej tylko na seksie. Już nie wspominając, że nie opowiedziała mu tej historii o bracie w celu podrzucenia jakiejś aluzji, po prostu jej się to przypomniało. Mętlik w jej głowie i sytuacja dla której byli w Polsce był naprawdę wielkim turn-offem, nawet jak dla niej.
Nie dzisiaj Maurice, to był dla mnie serio ciężki dzień, nie jestem w nastroju. — Powiedziała cicho, bo chociaż jego dotyk wywoływał w niej dreszcze, a ona sama wręcz pragnęła do niego przylgnąć i się nie odsuwać, to nie planowała takiego obrotu zdarzeń.
Korzystając jednak z tego, że zasugerował, że bliskość mu nie straszna, spojrzała na niego i niewiele myśląc podniosła się tak, żeby przerzucić nogi przez jego uda i wtulić się w niego bardziej, skoro już ją objął. Potrzebowała tego i myślała o tym cały wieczór, więc kiedy nadarzyła się okazja po prostu skorzystała.
Przepraszam, że to wszystko tak wyszło. — Powiedziała cicho, dalej mając lekkie wyrzuty sumienia za to, że być może nie potraktowała go poprawnie. W końcu wiedziała, że Maurice ma problemy z wyznawaniem jakichkolwiek uczuć i powinna była się domyśleć, że może oczekiwać wzajemności. Chociaż z drugiej strony wiedziała, że nie mógł tego od niej wymagać, a przeprosiny za to, że nie powiedziała "ja ciebie też" wtedy, kiedy on chciał dla każdego normalnego człowieka byłyby nie do przyjęcia.
Chyba fair by było, żebym ja tobie też powiedziała, że jeżeli chcesz to możesz wrócić do Paryża i rozstaniemy się w zgodzie, ale nie wiem co zrobię, jak teraz uznasz, że jednak tak wolisz. — Przyznała, już zbyt uspokojona myślą, że przy niej zostanie. Nie dając mu jednak takiej alternatywy, furtki, którą ona dostała, czuła się jakby nie do końca dała mu wybór i wszystko zależało od niej. Chyba potrzebowała też usłyszeć, że on woli przy niej zostać z własnej woli, a nie przez jakiś pokracznie narzucony przez nią imperatyw, bo powiedziała mu, że go kocha.

_________________
You better run like the devil 'cause they're never gonna leave you alone
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Szczęściarz
Na jednej sesji wylosuj w kościach 3 sukcesy pod rząd.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
- Jasne – odparł od razu spokojnym tonem, pełnym zrozumienia. Nie to nie i Maurice nie zamierzał ani naciskać, ani podpytywać, czy aby na pewno. Nie zdjął z niej ręki, ale nic dalej nie robił. Czy się zawiódł? Nawet nieszczególnie, to nie tak, żeby spodziewał się cudów na kiju. Ida przerzuciła przez niego nogi, a on oparł swoją głowę o jej. Siedzieli w takiej dziwnej pozycji, trochę jakby się mieli utopić, trochę jakby pierwszy raz to robili. Ale jemu to nie przeszkadzało. Nic mu już nie przeszkadzało, zaznał pewnego spokoju. Chciał się cieszyć, bardziej radować faktem, że do siebie wracali. Aczkolwiek, nie było to takie proste. Zamiast tego, po prostu zaznał spokoju ducha. Że jednak wszystko wciąż się ułożyło, że jeszcze będzie dobrze. Może i po nim nie było widać, ale kamień mu spadł z serca wraz z ich pogodzeniem się. Chociaż nie wiedział na czym stoją, kiedy znowu będą parą i czy w ogóle znowu nią zostaną. To jednak łatwiej mu się żyło ze świadomością, że Ida nie jest mu obca. Zasugerował, żeby od razu do siebie nie wracali, nie dlatego, że nie chciał. A ponieważ uważał, że wciąż potrzebują czasu. Nazwa mu była obojętna, czy będzie ją nazywać dziewczyną, czy kim. Grunt, że nie była jedynie byłą. Najbardziej się wcześniej bał, że Ida o nim zapomni, tego by mógł nie przeżyć. Na szczęście, ustalili już, że nie są w sobie w żaden sposób obcy i nie zapowiadało się, żeby byli. Maurice nie miał pojęcia, czy po powrocie do Paryża pójdą do niego, czy się rozejdą. Czy będą znowu spędzać tyle czasu w jego mieszkaniu, czy będą wybierać neutralniejsze grunty. Nie był w stanie tego przewidzieć i nie miał na to sił. Chciał, żeby było jak dawniej, ale nie wiedział, czy da radę do tego doprowadzić. Pozostało jedynie liczyć, że ich miłość do siebie wystarczy w tym całym procesie godzenia się i wracania do siebie. Bo Maurice szczerze kochał Idę i choć niektórzy mogli w to niedowierzać, to tak było. Jedynie trzeba wziąć pod poprawkę, że on kochał na swój sposób, który był dość wyjątkowy, niespotykany. Dlatego nic dziwnego, że dla niektórych mogło to być niesamowicie pokraczne i nieudolne. Aczkolwiek, nie powinien się nikt kłócić z tym, że ta miłość była. Stała jak wół na środku pola i tylko czekała, aż zacznie wracać do akcji. Chciał móc po raz pierwszy w życiu zalać kogoś tym uczuciem, ale teraz nie umiał. Musiał to zostawić na później, licząc że nie będzie za późno. Że Ida poczeka.

- No już trudno, wyszło jak wyszło, grunt że znowu jesteśmy przy sobie, tak? Mam nadzieję, że nie zrozumiałaś mnie wtedy źle. To nie tak, że ja nie chcę do Ciebie wracać, tylko po prostu uważam, że potrzebujemy chwili jeszcze, żeby wystartować z pełnym związkiem. Dla mnie to i tak bez różnicy na koniec dnia, grunt że jesteś obok. To się najbardziej liczy, prawda? – Odpowiedział nie zamierzając już więcej przepraszać za siebie. Już i tak wyjaśnił wszystko, przyznał się do swoich słabości i miał tego dość. To był cały dzień pokazywania słabości i w końcu nie wytrzymał, musiał się wziąć w garść i zebrać do kupy. Ida nie powinna była tego oczekiwać znając go. Może i by chciała usłyszeć oficjalne przyznanie się do winy, ale Maurice uważał, że wystarczająco to zrobił między słowami. On potrzebował o wiele więcej czasu na takie rzeczy i o wiele więcej siły. A jej nie miał.
- Spokojnie Ida, ja wiem, że mogę. Ale nie chcę i nie zamierzam. Jakbym chciał to bym nie siedział na przemoczonym drewnie z Tobą, w środku nocy. Nie martw się, ja mówiłem serio, póki Ty tu jesteś to ja nie odejdę. A nawet jak zdecydujesz się mnie zostawić, to nie mogę Ci obiecać, że odpuszczę. Tylko daj mi czas się pozbierać. A trochę to może zająć. – Odpowiedział starając się zachować jak najcieplejszy ton. Nie chciał być wobec niej oschły, choć to było mu najbliższe do najlepszego oddania swoich uczuć. Jednakże, Ida musiała pamiętać, że to nie jej wina, że to on sobie sam to zrobił. Chociaż za pewne ciężko było tak przyjąć do siebie, że mężczyzna potrafi sobie sam siebie tak stworzyć, że przy większym załamaniu, wszystko pada.  Maurice zachowywał się, jakby go odcięto od prądu, jakby grał w Don’t Starve i zamiast ogniska miał tylko pochodnię.  

- Mówimy reszcie, czy znowu udajemy, że się nie znosimy i idealnie na jakieś większe święto, może urodziny, wyskoczymy z nowościami? – Zapytał ciekawy jakie stanowisko miała Ida. Jemu osobiście było obojętne. Czuł się trochę zobowiązany do poinformowania Jannika i Hali, ale reszta nie musiała wiedzieć. Co ich to interesuje? Chociaż może Silvan powinien wiedzieć, że jego dzieci już nie będą się chlastać. Że desperatka się uspokoi, a psychopata może trochę znormalnieje. Ale tylko trochę, nie wymagajmy od niego za wiele. Małe kroczki, małe kroczki, powoli bo się rozpierdoli.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Ida Olszewska

Ida Olszewska
Skrót statystyk : S: 0/5
SPT: 3/5
PRC: 3/5
OP: 2/5
WT: 2/3

SPECJALIZACJE I CECHY
— Aktorka
— Nauki ścisłe: chemia (WT)

MUTACJE NEGATYWNE
1. Nadwrażliwość [-2 PRC]
2. Alergiczka: ananas, laktoza [-2 PRC]
3. Potępiona: Islam [-1 skup]
4. Nienasycona [-2 OP]
5. Niestabilna [bezsenność, PTSD -4 OP]

MUTACJE POZYTYWNE
1. Farciara
2. Predatorka [+1 PRC]
3. Szósty zmysł [+1 S,OP]
4. Mistrzyni skupienia [+2 OP, skup]
5. Syta [+2 OP w przypadku głodu]
Liczba postów : 1144
Cieszyła się, że nie naciskał i nie próbował jej przekonać, że ze spokojem przyjął jej odmowę. Nie spodziewała się, żeby sprawy miały potoczyć się inaczej, ale ulżyło jej, kiedy nie usłyszała zawodu w jego głosie. Nigdy wcześniej chyba nie byli w takiej sytuacji, żeby ona nie miała ochoty, dlatego było to dość wyjątkowe dla ich relacji. Na pewno nie zakładała, że będzie naciskał, ale jego reakcja była naprawdę miła i uspokajająca. Nie zakładała, że cokolwiek się między nimi wydarzy w Polsce. Myślała wręcz, że to będzie takie wskrzeszanie trupa i zabawa w teatr lalek, gdzie obydwoje by byli kukłami w tym przedstawieniu, jednak obrót zdarzeń postanowił coś innego i tym sposobem wylądowali w takiej dość intymnej sytuacji. Tuż po tym jak wyciągnęli ku sobie swoje serca, dając temu drugiemu wiele okazji, by mogło nim ponownie rzucić. Nic takiego się jednak nie wydarzyło, co dawało dużo nadziei temu całemu przedsięwzięciu. Nie musiała być jego dziewczyną, ale chciała być znowu jego. Bo on był cały czas jej, nawet jeżeli tego nie chciał. Ona dalej go tak traktowała.
Wiem, wiem, spokojnie. Już ci kiedyś chyba powiedziałam, że niektórych rzeczy się nie cofnie i nie naprawi tak szybko, ale hej, jesteśmy nieśmiertelni. Mamy cały czas świata. — Zapewniła go, głaszcząc bezwiednie lekko po łydce, do której najłatwiej jej było sięgnąć w takiej pokracznej pozycji jaką przybrali. W sumie trochę przez nią, ale przynajmniej mogła się w niego porządnie wtulić. Ida nie oczekiwała naprawdę jakiś wielkich kroków i wyznań. Chyba nie zależało jej na niczym szczególnym, po prostu nie umiała sobie odmówić tego, by znowu go zobaczyć i by był obok. Czy dobrze na tym wyszła? Według niej, w tej chwili, tak. Przynajmniej trochę desperacji zniknęło, kiedy musiała się przy nim wziąć w garść. — No i prawda. Cieszę się, że jesteś obok. Ciężko mi było bez ciebie. — Przyznała, chociaż o tym pewnie wiedział. Ciężko było nie wysnuć takich wniosków z jej pijackich SMSów, które notabene skasowała z telefonu, kiedy tylko zobaczyła je nad ranem. Nie chciała do nich wracać, do tego jego ironicznego "wiem, kochanie, wiem", które zabolało podwójnie. Ona wtedy naprawdę traktowała go jako jej kochanie, a on z tego żartował. Nawet jeżeli było to spowodowane bólem. No ale było minęło.
Słuchała go i robiło jej się cieplej na sercu przez słowa które mówił. Bardzo cieszyła się z tego, że nie chciał odpuszczać, że jej w jakiś sposób obiecywał, że jej nie zostawi. Dawał jej pewną kontrolę nad sytuacją i chociaż blondynka spodziewała się, że nie zawsze tak będzie, że w końcu wrócą do momentu, kiedy to on będzie miał więcej do powiedzenia, to naprawdę w tym momencie to takie zapewnienie, że zostanie dopóki ona będzie chciała by był, a do tego nawet jeżeli będzie chciała odejść, to być może podejmie się walki o nich, dodawało jej dużo do pewności tego co chcieli stworzyć od nowa. Wiedziała, że Maurice musiał się nauczyć, że czasami warto współpracować, że lepsze od samotnego oświetlania drogi pochodnią, jest podzielenie się surowcami. On da kamienie, ona drewno i będą mogli złożyć ognisko, do którego normalnie, w samotności, brakowałoby im elementów składowych.
Nie musimy szczególnie kogokolwiek informować, ale chyba nie chcę znowu kłamać i udawać, że nic dla mnie nie znaczysz. — Odpowiedziała mu, bo naprawdę ciężko było jej sobie wyobrazić, że nagle znowu będzie wmawiać Silvanowi, że jest załamana, roztrzęsiona i ze złamanym sercem, a potajemnie będzie się spotykać z jego synem. Pewnie Zimmerman będzie średnio zadowolony z takiego obrotu spraw, kiedy dwójka jego dzieci krąży dookoła siebie krzywdząc się wzajemnie, nawet jeżeli nie będzie to celowe. Ida jeszcze nie wiedziała jak będzie wyglądał ich powrót do siebie, czy jeszcze dojdą chociaż do poziomu na którym byli wcześniej. Ida bardzo by chciała, żeby znowu łączyło ich coś więcej, żeby wrócili do siebie nawet nie w kwestii związku, a po prostu bliskości która między nimi była.
Zapadła krótka cisza, a Ida przymknęła oczy, ciesząc się po prostu tym co udało im się wypracować. Może była głupia, że znowu postanowiła po prostu wpaść w jego sidła? Podczas wymiany smsów nie brzmiał na kogoś, kto chciałby odnowić kontakt. Z drugiej strony postawiła go w obliczu nowych faktów, bo chyba naprawdę nie zakładał, że ona go kocha. Mimo tego, że pokazywała to i mówiła mu w sposób niebezpośredni, to chyba po prostu potrzebował usłyszeć te dwa słowa nie zaburzone niczym, w swojej czystej formie. Odsunęła się lekko, żeby obrócić się i spojrzeć mu w oczy. Była tak blisko, że czuła na swojej twarzy jego miarowy oddech.
Mogę? — Zapytała ponownie, tak jak wtedy gdy chciała chwycić jego rękę, ale tym razem nie zaczekała na odpowiedź. Po prostu pochyliła się odrobinę do przodu i złączyła ich usta w naprawdę krótkim pocałunku. Dotknęła swoimi ustami tych jego, przytrzymując je kilka chwil, ale szybko się odsunęła, jakby całowali się po raz pierwszy i mieli po kilkanaście lat. Jednocześnie się nie odsunęła daleko, jakby obserwując jego reakcję. Uśmiechnęła się lekko,wspominając inną, podobną sytuację. Też w plenerze, z jej rodziną w pobliżu. Wtedy też niepewnie stawiali pierwsze kroki na nowej ścieżce ich relacji. Miała tylko nadzieję, że najbliższy poranek będzie wyglądał inaczej.
Powiedz jedno słowo, a się odsunę.
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Szczęściarz
Na jednej sesji wylosuj w kościach 3 sukcesy pod rząd.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
Nie było sposobności, żeby cofnąć czas, a jednak Maurice miał do tego żal. Wiele inaczej by zrobił, gdyby tylko mógł. Ale nie mógł i musiał się z tym pogodzić, chociaż wcale łatwe to nie było. Przecież jak to, on, Maurice Hoffman, zrobił coś źle. Żałował tego, że wtedy wyznał tę miłość, rzadko kiedy żałował rzeczy w życiu, ale tego akurat tak. I nawet nie dlatego, że było to kłamstwem, ponieważ nie było. A dlatego, że to wszystko zepsuło. Wiedział, że mógł to sobie darować i z perspektywy czasu faktycznie wybrał nieodpowiednią chwilę. Aczkolwiek, to co było, to było, nie mógł niczego już zmienić, chociaż bardzo chciał. Jedynie pomagał mu fakt, że Ida się z tym pogodziła i, że przynajmniej ona jedna z ich dwójki nie żyła marzeniem zmieniania biegu czasu i wydarzeń. Powtórzenie, że mają cały czas świata, w pewien sposób go uspokoił. Wciąż chciała z nim być długo, wciąż mogli mieć swoje szczęśliwe zakończenie. To, że od razu do siebie nie wracali wcale nie musiało być fatalną rzeczą. Wcale nie musiało zwiastować rychłego zakończenia, wciąż była dla nich szansa, którą i on i ona im dawali. Maurice’owi naprawdę zależało, żeby to wypaliło. Problemem było to, że chwilowo nie miał na nic siły. Jeszcze nie wrócił (o ile w ogóle wróci) do starego wigoru. Obecnie tak jakby nie miał pasji do tego wszystkiego. Brakowało mu energii oraz pewnych chęci, żeby to jakoś ruszyć. Starał się, ale średnio mu wychodziło. Musiało Idzie wystarczyć, że wciąż był obok, inaczej obydwoje by się bardzo zawiedli. A że widział po niej, że podejście do tego jak do pracy, nie do końca wypalało, to i z tego musiał zrezygnować.

- Cały czas świata – powtórzył mimowolnie. Ta wizja go z jednej strony koiła, a z drugiej przerażała. Czyżby właśnie podejmował decyzje, które miały ważyć na jego całym dalszym życiu? Nigdy wcześniej, przed Idą, nie był w takiej relacji. Musiał do tego się przyzwyczaić, jakoś to przełknąć. To nie tak, że on nie chciał, on się bał. Maurice’a przerażały takie stałe rzeczy, zresztą nic dziwnego, skoro nie bywał w takich sytuacjach. Jednakże, z Idą chciał się tak bać. – Wiem słońce, wiem – odpowiedział głaszcząc ją po głowie. Nie ciężko było widzieć, że Ida podczas rozłąki z nim, wariowała. Co prawda nie pytał o nią ojca, ale widział to po smsach, które mu wysyłała. Był wtedy wobec niej okropny, ale tak sobie ułatwiał życie. Poza tym, miał do niej sporo żalu o to rozstanie. Obarczał ją winą, że to właśnie przez nią ich związek się skończył. Teraz już tego nie robił, bardziej wychodził z założenia, że tak po prostu wyszło. Ale początkowo, był przekonany, że to wszystko było winą Idy. W końcu to ona go nie kochała, a przynajmniej to Maurice tak myślał.

- Dobrze, to jak się ktoś spyta to powiem, że jesteśmy w procesie wracania do siebie. Pasuje? – Zapytał wychodząc z założenia, że to było najbliższą prawdy odpowiedzią. Jeszcze nie byli kompletnie razem, ale też nie byli obcy. Stanęli w dziwnym punkcie ich wspólnej drogi, ale musieli jakoś ruszyć dalej. Zerwanie było jedynie chwilowym pit stopem, który okazał się być bardzo nieefektywny i wręcz tragiczny. Aczkolwiek, znowu byli przy sobie i to się liczyło. Maurice nie myślał o reakcji innych na wieści, że znowu są razem. Albo są w trakcie wracania do siebie. Miał to gdzieś. Był pewien, że będą głosy, że Ida to masochistka, a on psychopata. Aczkolwiek, było mu to obojętne. Nie potrzebował niczyjej aprobaty, obierał tę ścieżkę świadomie i z własnej woli. Wiedział na co się pisze i wciąż podejmował tę decyzję. Imperatyw miłosny był niezwykle silny w tym przypadku. Gdy Ida zbliżyła się do jego twarzy, uśmiechnął się słabo i położył dłoń na jej policzku. Nie zdążył jej nawet odpowiedzieć, a jej usta złączyły się z jego w pocałunku.
- Nie pierdol – powiedział, gdy się odsunęła i przyciągnął ją do siebie, aby znowu ją pocałować. Za tym tęsknił, za spontanicznymi okazami miłości i ciepła. Za tym, że ktoś go chce nie ważąc na jego nieliczne wady i skazy. Za tym, że ktoś jest obok i za tym, że komuś po prostu zależy. No i co najważniejsze, po prostu tęsknił za całą Idą. W pełnej okazałości i pod każdym aspektem. W końcu była jego słońcem. A bez słońca nie ma życia na tym świecie.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Ida Olszewska

Ida Olszewska
Skrót statystyk : S: 0/5
SPT: 3/5
PRC: 3/5
OP: 2/5
WT: 2/3

SPECJALIZACJE I CECHY
— Aktorka
— Nauki ścisłe: chemia (WT)

MUTACJE NEGATYWNE
1. Nadwrażliwość [-2 PRC]
2. Alergiczka: ananas, laktoza [-2 PRC]
3. Potępiona: Islam [-1 skup]
4. Nienasycona [-2 OP]
5. Niestabilna [bezsenność, PTSD -4 OP]

MUTACJE POZYTYWNE
1. Farciara
2. Predatorka [+1 PRC]
3. Szósty zmysł [+1 S,OP]
4. Mistrzyni skupienia [+2 OP, skup]
5. Syta [+2 OP w przypadku głodu]
Liczba postów : 1144
Ida być może też by wolała cofnąć czas, chociaż tak naprawdę nie rozmyślała nad tym, gdyż wiedziała, że nie ma to zbytniego sensu. Być może w alternatywnej rzeczywistości dojechali na walentynkowe rendez-vois bez tego całego koszmaru kasyna i od dwóch tygodni mieszkali już razem. Ciężko było stwierdzić, chociaż, z całą stanowczością można było powiedzieć, że to co się stało było cenną lekcją. Być może w tej innej rzeczywistości ta drama wynikłaby kiedy indziej i nie dało by się już naprawić ich relacji, ani nawet próbować tego zrobić. Wszystko miało jakieś konsekwencje, a wampirzyca naprawdę żywiła wielkie nadzieje, że konsekwencją tego wszystkiego co między nimi się wydarzyło, będzie stabilniejsza i silniejsza relacja między nimi. W końcu w jakiś sposób będą musieli walczyć ze swoimi wadami i polami, gdzie nie pasowali do siebie tak jakby chcieli. Byli przy sobie naprawdę krótko, musieli się w wielu aspektach dotrzeć. Wiadomo, że ziarenko piasku może drążyć dziury w skałach, więc lepiej było to ziarenko usunąć już teraz, niż pozwolić mu wyrządzić większe szkody. Ida naprawdę liczyła na to, że im w jakiś sposób wyjdzie. Nawet jeżeli nie byli gotowi na wieczność, to to, w jaki sposób się rozstali jej nie dawał spokoju duszy. Rozstania zawsze były bolesne, ale odejście od kogoś kogo się kocha, ze świadomością, że ta osoba też kochała cię w swój pokrętny sposób bolała podwójnie.

Nie próbowała tłumaczyć się, że niekoniecznie chodziło jej o fakt wspólnego spędzenia wieczności. Nie chciała zarzucać go takimi rewelacjami, kiedy mieli stawiać małe kroczki i powoli odbudowywać fundamenty ich relacji. Tak samo nie chciała, żeby odebrał jej komentarz w zły sposób i uznał, że w ogóle nie chce dłuższej relacji z nim. Wszystko było jeszcze zbyt kruche, żeby o tym dywagować i myśleć. Kilka godzin wcześniej bała się go dotknąć, a teraz w jego objęciach czuła się trochę jakby próbowała skraść coś, co nie należało do niej. Zdecydowanie musieli bardzo mocno popracować nad wszystkim co między nimi było i będzie, ale to już nie było zadanie na tę noc. Trochę nieprzyjemne uczucie pojawiło się w jej żołądku, kiedy odpowiedział jej na jej wyznanie. To nie tak, żeby podejrzewała go o złe intencje, nie kiedy siedział z nią w zimną, lutową noc na jakimś śmiesznym domku na drzewie i głaskał jej włosy. Mimo wszystko, nie umiała się wyzbyć uczucia, że może z niej drwić. Z drugiej strony, jej serce zdradliwie zabiło szybciej, kiedy znowu nazwał ją słońcem. Zastanowiła się przez chwilę, czy w ten sposób oddawał jej prawo do nazywania go gwiazdą, ale bała się poruszyć tę kwestię. Z tej przyczyny po prostu zamknęła oczy, próbując odsunąć od siebie wszelkie wątpliwości i zgryzotę, która pojawiła się w jej sercu. Ciężko było wyprzeć z pamięci te wszystkie paskudne słowa którymi się wymienili, a ona sama czuła się w tym wszystkim bardzo odrętwiała i skołowana. Nie była głupia, wiedziała, że jej przywiązanie do Maurice'a nie było zdrowe. Z drugiej strony nie była też pewna, czy to za nim tak bardzo płakała, czy za wersją siebie, która przy nim w pewnym sensie rozkwitała. Tęskniła za nim, nie umiała sobie poradzić, ale czy gdyby nie postanowili o to walczyć, gdyby odsunęli się od siebie bardziej, zamiast wracać do tego co udało im się wspólnie osiągnąć, byłaby dalej tak samo zdruzgotana? Zgubiła siebie i to w tym wszystkim było najgorsze. Doprowadziła się do stanu, gdzie nie potrafiła przewidzieć co zrobi następnego dnia, a to ją naprawdę przytłaczało.

Możesz odpowiedzieć co chcesz, Maurice. W sensie, nie musisz się spowiadać, możesz powiedzieć, że nie jesteśmy razem, to nie musi się wiązać z nienawidzeniem siebie i unikaniem. Możesz powiedzieć, że to skomplikowane albo po prostu, że się spotykamy lub że nie chcesz o tym mówić. Nie wymagam od ciebie niczego, ja po prostu nie chcę udawać. — Odpowiedziała mu. Może trochę za niechęcią do ponownego ukrywania i grania, był fakt, że obawiała się, że tym razem będzie brała sobie jego słowa do serca. Jak wcześniej, w Szwajcarii była pewna, że mimo najgorszych wyzwisk i tak nad ranem skończą w jednym łóżku, tak teraz takie rzeczy mogły naprawdę podkopać jej wiarę w to wszystko. Asekuracyjnie chciała czegoś bezpiecznego, gdzie nie będzie musiała chować swoich uczuć. Obawiała się, że mogłyby gdzieś się zgubić pod maską arogancji i antypatii.

Uśmiechnęła się, kiedy przyciągnął ją do siebie, chociaż raczej nie mógł tego zauważyć, jedynie wyczuć, kiedy ich usta ponownie się zetknęły. Jak poprzedni pocałunek był raczej przedłużonym buziakiem, którym mogłaby obdarzyć równie dobrze bliską przyjaciółkę, tak tym razem pogłębiła pocałunek, nadając mu intymniejszego wyrazu. Nie było w nim dużo pożądania. Raczej przekazywała tęsknotę, radość, że znowu jest obok i wszelkie uczucia, którymi go darzyła. Dopiero teraz, przez chwilę poczuła się, jakby nic złego się nie wydarzyło. Jakby jego usta potrafiły zmyć każdą łzę wypłakaną przez nią przez ostatnie dwa tygodnie. Chociaż jej ręce, nie błądziły po jego ciele, to był to jeden z intymniejszych i bardziej znaczących całusów, jakie wymienili przez całą ich znajomość. W pewnym sensie wróciła do domu, do którego po ciemku zgubiła drogę.

_________________
You better run like the devil 'cause they're never gonna leave you alone
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Szczęściarz
Na jednej sesji wylosuj w kościach 3 sukcesy pod rząd.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400

- Dobrze, bez udawania, rozumiem, przyjąłem – odpowiedział spokojnie. I on chyba nie miał nazbyt siły, żeby znowu wciskać wszystkim kit. A i tak by ich przejrzeli, więc co za różnica. Maurice był dobrym aktorem, ale nie teraz. Teraz był wykończonym artystą, który wziął granie metodyczne zbyt do serca. Stworzenie swojej starej persony zajęło mu lata, dekady, a gdy ją stracił, stracił i chęci do tworzenia nowej. Musiał powrócić do poprzedniego stanu, ale nie wiedział jak. Teraz był tylko wydmuszką, skorupą tego co kiedyś. Najgorsze w tym wszystkim było, że on nie umiał być sobą. Nie istniało coś takiego, jak prawdziwy Maurice Zimmerman. Jego zabił, pogrzebał i spalił lata temu. Jego przebłyski czasem się pojawiały, ale w gruncie rzeczy, mężczyzna był czystą postacią fikcyjną. Nawet ta kochana wersja jego była w pewien sposób stworzona na potrzeby Idy. Lubił ją, nie mógł powiedzieć, że nie. Bo pozwalała mu doświadczać pięknych rzeczy, uczuć, których nigdy wcześniej nie odczuwał. Aczkolwiek, to wszystko nie było takie proste jakby chciał. Bycie kochanym wiązało się również z okazywaniem słabości, a to już mu w żaden sposób nie pasowało. Słowem, ciężko było zadowolić Maurice’a. Zawsze z deszczu pod rynnę. I można by pomyśleć, że po zerwaniu dostrzegł, że gra była warta świeczki, że naprawdę warto pokazywać, że nie zawsze się ma kontrolę i pełne panowanie nad sytuacją. Tylko, że tak wcale nie było. On nadal tkwił w zacietrzewieniu, że nie ma co, słabość u niego nie istnieje. A istniała i była nią Ida. Stracił dla niej głowę, zrobiłby wiele, żeby ją uszczęśliwić. Potrzebował jednak jeszcze trochę czasu, tak żeby to wszystko sobie poukładać w głowie.

Ich pocałunek należał do tych emocjonalnych. Nie było w nim typowego dla nich pożądania i erotyki. Maurice odczuwał tęsknotę i pewien żal. Sam przekazywał pojednanie, pokazywał jej, że wrócił. Bo tak właśnie było, wrócił do niej po tym, jak się oddalił jak najdalej mógł. Zerwanie było jej groźbą, a on je wyegzekwował. Teraz chciał jedynie jej przekazać, że żałuje. Że naprawdę nie chciał, żeby to tak wyszło. A nawet jeśli chciał, to to nie był on. To była ta strona, której ani nie wykreował, ani nie była przebłyskiem jego dobroci, z którą się każdy rodzi. Nikt nie jest zły od urodzenia i także on nie był. Stał się zakałą z wielu powodów, trochę otoczenie, trochę doświadczenia, a trochę jego własna wola. Aczkolwiek, ta strona, która zdecydowała o zerwaniu była upiorem, który go nawiedzał. We śnie, w życiu, wszędzie. Pojawiał się znikąd i szeptał mu do ucha. O poważaniu, który może mieć, o ambicjach, których nie powinien mieć i o dumie. Duma. To było coś co Maurice nosił dzielnie. Był dumny ze swojego pochodzenia, był dumny z bycia wampirem, bycia mordercą i sexy bombą. Bo on siebie naprawdę kochał. Miłością chorą, wyolbrzymioną i chwilami niezdrową. Ale dzięki temu wciąż żył, wciąż funkcjonował na bardzo wysokim poziomie.

W końcu przestali się całować, a on przytulił Idę mocno do siebie, jakby miała mu zniknąć. Wiedział, że ona zostanie. Był pewien, że go nie zostawi za szybko. A jednak bał się chwilami, że to tylko sen. Że się z niego obudzi i znowu będzie sam, bez niej. A to złamałoby jego serce.
- Jakie masz marzenia? Co byś chciała od życia? – Zapytał się z czystej ciekawości. Rzadko kiedy rozmawiali o dalekiej przyszłości, a powinni byli. Może i byli ze sobą krótko, ale Maurice traktował ten związek jako endgame. Wychodził z założenia, że nie po to w niego wchodził, żeby kiedyś zerwać. Oczywiście, brał pod uwagę, że pomimo ich prób może się to posypać. Aczkolwiek, wierzył że zrobią wszystko, żeby do tego nie doszło. Że postarają się, aby kontynuować ich miłość jak najdłużej.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Ida Olszewska

Ida Olszewska
Skrót statystyk : S: 0/5
SPT: 3/5
PRC: 3/5
OP: 2/5
WT: 2/3

SPECJALIZACJE I CECHY
— Aktorka
— Nauki ścisłe: chemia (WT)

MUTACJE NEGATYWNE
1. Nadwrażliwość [-2 PRC]
2. Alergiczka: ananas, laktoza [-2 PRC]
3. Potępiona: Islam [-1 skup]
4. Nienasycona [-2 OP]
5. Niestabilna [bezsenność, PTSD -4 OP]

MUTACJE POZYTYWNE
1. Farciara
2. Predatorka [+1 PRC]
3. Szósty zmysł [+1 S,OP]
4. Mistrzyni skupienia [+2 OP, skup]
5. Syta [+2 OP w przypadku głodu]
Liczba postów : 1144
Uśmiechnęła się do niego, kiedy nie protestował i nie kłócił się z nią. To był w miarę dobry znak, oznaczał między innymi, że może miała coś do powiedzenia, albo chociaż zamierza dać jej iluzję, że jej słowa także coś znaczą w tym związku. Nie wiedziała w co się pakuje i na co się pisze. Mogli się jedynie zastanawiać, czy to co robią w ogóle powinno dojść do skutku. Szczególnie ona mogłaby się głębiej namyśleć. Zawsze wyśmiewała te bohaterki książek, które zapatrzone w główną szarą eminencję fabuły, pakowały się w niebezpieczne sytuacje i nie widziały, że być może najlepszym wyjściem dla nich byłoby zostawienie wątpliwej moralnie persony samej sobie. Teraz z ręką na sercu, mogła przyznać, że to wcale nie było takie proste. Wszystkie cechy i czyny wampira, które kiedyś dolewały oliwy do ognia ich antypatii, teraz nagle nie były takie ważne. Ida starała się rozumieć, że ktoś z grona wampirów musiał mordować czy zajmować się zwłokami, między innymi, żeby ona mogła się tym nie przejmować i spać spokojnie. A to, że Maurycy zdawał się czerpać z tego przyjemność, to była inna kwestia, o której nie zamierzała rozprawiać. Ważne było, że po prostu nie umiała go zostawić i opuścić, niezależnie od przeszłości, teraźniejszości i niewątpliwie trudnej przyszłości, która ich czekała.
Ich usta złączone w pocałunku utwierdzały ją w tym przekonaniu. Głaskała go lekko po policzku, kiedy powoli i delikatnie dzieliła się z nim uczuciami. Naprawdę cieszyła się, że wypłakała chyba wszystkie łzy, bo to wszystko było tak emocjonalne, że nie zdziwiłaby się, gdyby mu się po prostu popłakała w trakcie. Wtedy by mieli mały problem, wycofanego emocjonalnie mężczyznę i zdecydowanie zbyt emocjonalną kobietę na jego kolanach. Na szczęście do niczego w tym stylu nie doszło, a oni po prostu po dłuższej chwili odsunęli od siebie swoje twarze. Nie zdążyła nic powiedzieć, ani zrobić, a już została do niego przyciągnięta. Przymknęła oczy, wsłuchując się w bicie jego serca. To drzewo mogłoby stanąć w płomieniach, ale ona by w tym momencie tego nie zauważyła. Słyszała tylko jego i jego pytanie, na które nie do końca wiedziała co odpowiedzieć.
Nie wiem. Kiedyś bym ci powiedziała, że coś osiągnąć, może dostać Nobla... Zdążyć ze wszystkim, z czym chciałabym zdążyć zanim będzie za późno. Wiesz, z rodziną, dziećmi, karierą. Teraz, kiedy nie ma tej presji i nie muszę się martwić o to, że za dziesięć lat już nie będę mogła, jakoś przestało mi zależeć na tym, żeby się pospieszyć. Naukowe rzeczy też zmieniły się bardziej w cele do osiągnięcia, ciężko mi przebić albo chociaż dorównać tyle razy starszemu Silvanowi w czymkolwiek. — Wzruszyła ramionami, chociaż w jego uścisku i tak nie było to zbyt widoczne. Nie to, żeby jej to jakkolwiek przeszkadzało. Najchętniej by go teraz nie opuszczała, żeby jakoś nadrobić stracony czas, chociaż była świadoma, że to tak nie działa. Zaskoczył ją tym pytaniem i ciężko jej było na nie odpowiedzieć. Wiele ludzi marzyło o podróżowaniu, dla niej jednak straciło to sens i urok, kiedy przemiana w wampira pozbawiła ją możliwości/bardzo mocno utrudniła zwiedzania w świetle dnia. Po co odwiedzać rajskie wyspy, jak nie można położyć się na złotym piasku i poopalać? Potok myśli poprowadził ją jednak w stronę innego marzenia, które jak impostor pojawiło się w jej głowie. Skrzywiła się lekko, czując małe poczucie winy i być może nawet coś na wzór wstydu. Nie wiedziała czy chciała się tym z nim dzielić, być może nie w tym momencie, kiedy wszystko było bardzo kruche i niepewne. Tak samo jak ona nie była pewna, czy dalej w ogóle je rozważa. Punkt widzenia zmienił się wraz z rozwojem sytuacji, a ona tak naprawdę się nad tym nie zastanawiała, dopóki Maurycy nie zapytał.
A ty Maurice? Czego od życia chce człowiek, który ma wszystko? — Uśmiechnęła się, a ton jej głosu wskazywał, że to nie był żaden przytyk. W końcu co jak co, ale wampir prowadził życie, którego wielu by mu zazdrościło. Przystojny, bajecznie bogaty, mógł mieć każdą którą chciał. Ciężko pewnie niektórym było pojąć, jak takiej osobie mogło być źle w życiu. Ida jednak była świadoma, że duża część jego kreacji to pozory, a ona chciała zajrzeć pod nie.

_________________
You better run like the devil 'cause they're never gonna leave you alone
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Szczęściarz
Na jednej sesji wylosuj w kościach 3 sukcesy pod rząd.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
Nie chciał owijać w bawełnę, nie zamierzał wmawiać Idzie, że szybko przerośnie Silvana. Uważał, że karmienie kogoś nadzieją jest jedną z okrutniejszych rzeczy jakie można zrobić. Szczególnie, gdy ta nadzieja może być wadliwa i z genezy, nieuzasadniona. I to nie tak, że Maurice nie doceniał Idy. Ale na Boga, ona miała tylko 31 lat. To tak samo, jakby córka Jannika, która notabene była starsza od jego ukochanej, ubzdurała sobie, że dorośnie do stóp ojca. No może kiedyś, ale na to trzeba czasu. Doświadczenia, które nabywa się wraz z życiem.

- Witam w życiu wampira, nagle marzenia stają się długodystansowymi planami, które w obliczu wieczności nie są nawet długodystansowe. Wszystko się zlewa w jedno i jedyne co widzisz to niezmieniającego się siebie, a świat zapierdala, a ty stoisz w miejscu i nie ważne co zrobisz, to nie przeskoczysz przekleństwa wieczności. Która chcąc nie chcąc, pozbawia Cię nadziei, bo czym ma być lepsze jutro, jeśli wczoraj było sto lat temu, a ty się nie zorientowałeś, że trzeba wbiec na pociąg zmian. – Odparł zamyślony. Maurice miał wszystko, to prawda. A przynajmniej bardzo długo tak myślał. Aż nie stracił Idy. I nagle te wszystkie pieniądze, ta cała kariera, ten cały blichtr, się nie liczyły, a on wpadł w marazm. Ten, który nie pokochał, nie wie co to znaczy stracić wszystko. Bo nagle nic nie miało znaczenia, jedynie złamane serce przygrywało smętną melodyjkę, a on znalazł się w miejscu, z którego zdawało się nie być wyjścia. Dopiero teraz, widział tę jakąś nadzieję. Widział, że może jeszcze będzie dobrze. Ale to wymagało czasu, bo jemu emocje przychodziły z trudem. I gdy już je wszystkie wyłączył, to wcale nie tak łatwo było je znowu włączyć. Bo choć udało mu się uciec przed bólem, to tym samym zabrał sobie radość z miłości. Ona nie minęła, ona w nim została wypalając dziurę. Aczkolwiek, zniknęła pociecha z tego całego uczucia. I chciał ją znowu znaleźć, naprawdę chciał. Ale nie umiał jeszcze. Więc nie, Maurice nie miał wszystkiego, choć tak się zdawało. Nie miał szczęśliwej rodziny, zadawał rany wszystkim dookoła i choć nawet się nie starał, to mu jakoś przebaczali. Nie miał dziewczyny, którą kochał. Nie miał przyjaciół. No bo co, Jannik i Halide? Dwóch wampirów zgromadził wokół siebie przez dwieście lat. Aż wstyd. I gdy większość z jego starych znajomych załapało się na pociąg jutra, to on siedział w tym wczoraj, zapierając się rękami i nogami, żeby go tylko dziś nie przytłoczyło. A przytłaczało. Bo, gdy się tak obudził w tym Maroko, to się zorientował, że ma dwieście lat. Nie ma dzieci, nie ma partnerki, nie zostawił nic po sobie poza zgliszczami i mętnymi kartami historii. Ale jakoś musiał z tym żyć. Modlił się o to, żeby nie było za późno i, żeby mógł jeszcze dobiec do wagonu. Żeby jeszcze wywalczył sobie własne szczęście, które nie było warunkowane prestiżem i pieniędzmi, które na koniec dnia, nie uratowały go przed sobą samym. Życie zaśmiało mu się prosto w twarz i to właśnie przez te chore ambicje, doszło do czego doszło. Bo nie potrafił raz sobie odpuścić. Musiał wejść ze wszystkimi kartami, rzucić żetonami o stół, a potem na niego spaść z dziesięciu metrów.

Maurice nigdy nie był typem, który marzył. Nie miał wielkich wizji poza sobą samym. Chciał być taki, siaki, owaki. Ale jakoś nigdy nie myślał jakoś długodystansowo co by chciał. W ogóle nie rozważał opcji rodziny, wychodząc z założenia, że do tego trzeba mieć partnerkę, a on jej nie chciał mieć. Aż tu nagle, niespodziewanie, do jego życia weszła Ida. I wtedy się zaczęło. Nadała mu nowe życie, napawała go nadzieją na prawdziwe lepsze jutro. Wstrzyknęła w niego pewną energię oraz pragnienia, o których nigdy wcześniej nie myślał. I tak zrodził się jego genialny plan. Chciał mieć nagle dzieci, ale tylko z nią. Gdyby mu powiedziano, że albo będzie z Idą bez dzieci, albo z inną ale z potomkami, to bez wahania wybrałby opcję numer jeden. Ale, że nie musiał wybierać i o ile tylko ona będzie chętna, to chciał w końcu mieć gromadkę latorośli. Nie wiedział skąd, ale zebrało mu się, że czwórka. Naprawdę chciał uniknąć posiadania jedynaka. Wiedział jak samotne jest życie dziecka bez rodzeństwa, a szczególnie wampira. Nie życzył tego nikomu. No może nie nikomu, ale z pewnością nie własnym potomkom. Więc tak wyszło, że w sumie to zaczęły mu się marzyć dzieci. Ślub? No mógł być, ale na to parcia nie miał, aż takiego. Wciąż przerażała go wizja bycia z kimś tak długo, obiecanie komuś, w tym przypadku Idzie, że będzie się z nią na amen, przerastało Maurice’a. Ale nie wiedział jak to wszystko ułożyć w słowa, żeby nie przerazić kobiety. Nie miał pojęcia. Jego marzenia również stały się jego wrogiem. Bo on tak bardzo nie chciał kochać. On tak bardzo nie chciał tego wszystkiego odczuwać. I nagle, Ida stała się jego tratwą. Myślał, że to na zawsze, wybrał się na wielki ocean, a tratwa nie wytrzymała. Zostało jedynie ją teraz skleić i płynąć dalej.

- Chciałbym mieć rodzinę, wiesz? Ale nie taką pierdolniętą, jak teraz. Taką stabilną. Dzieci jakieś, na bank w liczbie mnogiej. Co jeszcze? Nie wiem, nie chcę wypaść nigdy z obiegu w pracy. Ale marzy mi się takie dobre zakończenie. Takie, żeby powiedzieć na koniec dnia, że serio mi się coś udało. – Odpowiedział dosyć mętnie i okrężną drogą. Nie chciał jej mówić, że marzy mu się znowu ją pokochać pełną parą. Nie czuł się na tyle odważnie, żeby zarzucić Idę swoim żalem. Nie planował również jej niepokoić, dawać powodów do zwątpienia. Wolał, żeby myślała, że z nim jest dobrze, niżeli żyła w przekonaniu, że coś z nim nie tak. Chociaż może i na to było za późno. Może nie dało się dalej iść w zaparte, że Maurice ma wszystko pod kontrolą. Ponieważ nie miał już siebie pod żadną kontrolą. I chyba była pora powiedzieć Idzie, że potrzebuje jej, żeby znowu wkroczyć na dobrą ścieżkę. Gdyby tylko udało mu się to przekazać bez otwartego mówienia, że chyba wymaga pomocy, to byłoby cudownie. Ale nie wiedział, jak to zrobić. Zostało liczyć, że kobieta sama to dostrzeże.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Ida Olszewska

Ida Olszewska
Skrót statystyk : S: 0/5
SPT: 3/5
PRC: 3/5
OP: 2/5
WT: 2/3

SPECJALIZACJE I CECHY
— Aktorka
— Nauki ścisłe: chemia (WT)

MUTACJE NEGATYWNE
1. Nadwrażliwość [-2 PRC]
2. Alergiczka: ananas, laktoza [-2 PRC]
3. Potępiona: Islam [-1 skup]
4. Nienasycona [-2 OP]
5. Niestabilna [bezsenność, PTSD -4 OP]

MUTACJE POZYTYWNE
1. Farciara
2. Predatorka [+1 PRC]
3. Szósty zmysł [+1 S,OP]
4. Mistrzyni skupienia [+2 OP, skup]
5. Syta [+2 OP w przypadku głodu]
Liczba postów : 1144
Tutaj nie chodziło o bycie lepszą od kogokolwiek. Oczywiście, Olszewska ambicje miała wielkie, może z czasem uczeń by mógł przerosnąć mistrza, ale nie traktowała tego jako jakiegoś wyścigu, chociaż mogło to tak zabrzmieć. Po prostu przemiana zmieniła w niej coś więcej oprócz dodania kłów, alergii na promienie UV i czosnek, oraz wzmożonego pragnienia na pewne białko z czerwonych krwinek. Ida musiała spojrzeć na wszystko z nowej perspektywy, obrócić swój punkt widzenia o sto osiemdziesiąt stopni. Kiedy próbowała zająć się Tahirą, myślała o tym w trochę innym kontekście. Zastanawiała się wtedy na co komu długowieczność, skoro przez nią traci się pewną spontaniczność, a odwaga zamieniana jest w głuchy strach. Ludzie nie muszą się aż tak przejmować konsekwencjami swoich decyzji (chociaż i tak to robili, co wcale nikogo nie dziwiło), w końcu najwyżej będą się za nimi ciągnęły, ile? 90 lat? Wątpliwe, najpewniej w połowie tego czasu zapomnieliby o co poszło, albo wybaczyliby "bo życie za krótkie, żeby się tak boczyć". Wampiry jednak i konflikty mogły mieć wieczne. Pycha, duma i uprzedzenie tak prędko nie znikały, kiedy na gardle nie było tej zaciskającej się pętli upływających minut. Ona myślała o sobie dobrze. Wiedziała, że była inteligentna, że w ludzkiej formie była jedną z najbardziej obiecujących naukowczyń. Pracowała z wieloma wybitnymi profesorami (tak w końcu poznała Silvana, który musiał widzieć w niej ten potencjał, skoro ją przemienił), miała wiele znakomitych publikacji naukowych na koncie, jej artykuły były cytowane w największych chemicznych czasopismach. I chociaż z jednej strony ekscytowało ją jak dużo czasu zyskała na to, by się dalej rozwijać, tak zablokowanie się pewnej ścieżki zawodowej gdzieś ją dalej bodło. To już nie były czasy anonimowych autorów, a Nobla nie dostawało się za kilkutygodniowe projekty. Trudno, powtarzała sobie, że nie potrzebuje takiej walidacji. Chyba.

Nie wiem czy się z tobą zgadzam, ale masz więcej doświadczenia. Wydaje mi się, że nieśmiertelność wielu właśnie daje nadzieję. Bycie wiecznie młodym, wiecznie przystojnym, wiecznie zdrowym. To jest naprawdę coś, za co wielu oddałoby wszystko co mają, sprzedali duszę diabłu. A kiedy masz przy sobie kogoś, z kim możesz dzielić ten czas, to czemu jutro miałoby nie być lepsze? Czasami trudniej jest wskoczyć na ten wagonik, ale zawsze możesz iść powoli do przodu i nadal będziesz się przemieszczać. — Odpowiedziała mu na jego przemyślenia. Kiedy on widział w tym wszystkim, że miał 200 lat i nie posiadał rodziny, partnerki czy dzieci, ona patrzyła bardziej, że miał dopiero te dwie setki na karku. Czas stał się dla niej bardzo odległym konceptem. Bo jak inaczej mogła na to patrzeć? Dzięki temu różnica wieku między nimi nie była dla niej aż tak powalająca. To nie było tysiąc dwieście i sto dwadzieścia lat jak w niektórych przypadkach. A skoro były dowody, że mogli żyć nawet pięciokrotność przeżytego życia przez Hoffmana, to czym się przejmować? Mieli co najmniej tysiąc lat na potomstwo czy bardziej otwarte relacje towarzyskie. Wszystko było przed nimi, prawda?

Olszewska nawet nie spodziewała się w jaki sposób Maurice o niej myśli. Wiedziała, że w jakiś sposób podbiła jego serce, że przy niej był inny niż przy reszcie, że powoli się otwierał, że potrafiła wyciągnąć z niego ukryte w środku dobro. Cały czas jednak miała wrażenie, że między nimi jest jakiś dystans. Nawet w szczytowej formie ich relacji, coś było nie tak. Jakby malutka drzazga wbita w skórę, chociaż praktycznie niewidoczna, to jednak wprawiająca w dyskomfort. Może to była ta mania kontroli u jej chłopaka? Może ona nie umiała oddać mu całego serca, mając w pamięci jaki potrafił być wobec niej okropny? Może po prostu przyzwyczajona do innych wzorców w relacji, mimo zapewniania, że nie naciska i jej się nie spieszy potrzebowała czegoś więcej, być bardziej dla niego niż obok niego? Sama nie potrafiła znaleźć odpowiedzi na to pytanie, ale rzutowało to na wszystkim co się między nimi wydarzyło. Główne pytanie, które powinni sobie zadać, to było "czy jestem w stanie przestać myśleć tylko o sobie i zacząć brać pod uwagę drugą osobę". Obydwojgu by się to przydało, bo może w innych aspektach, ale oceniali wszystko bardzo egoistycznie, kompletnie nie zwracając uwagi na potrzeby i troski tej drugiej osoby.

Wysłuchała co może jej powiedzieć na temat swoich marzeń i trochę ją bardzo zabolało to w serce. Kiedy zazwyczaj typowym marzeniem większości osób były jakieś podróże, może drogie domy, samochody, jakieś nietypowe doświadczenia, tak jej ukochany marzył jedynie o stabilności. By ktoś go pokochał całym sercem, bez żadnego ale i bez oczekiwań. Tak bezwarunkowo. Chciał mieć szczęśliwą rodzinę. To też zabolało z innej strony, bo ona swoją rodzinę musiała porzucić i wiedziała, że nie może marzyć i stwarzać sobie złudnych nadziei, że będzie mogło być inaczej. Zastanawiała ją tylko jedna rzecz.
Czy ja jestem w twoich marzeniach Maurice? — Zapytała cicho, a jej serce zgubiło rytm. To było bardzo prywatne i intymne pytanie. Wiedziała, że odpowiedź może ją zaboleć, że Maurice może unikać wyznania prawdy. Nie wiedziała na co liczy, ale chyba chciała usłyszeć, że w jakiś sposób jest dla niej miejsce w jego idealnym życiu, że jakby mógł kontrolować wszystko od a do z, to byłaby u jego boku.

_________________
You better run like the devil 'cause they're never gonna leave you alone
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Szczęściarz
Na jednej sesji wylosuj w kościach 3 sukcesy pod rząd.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
Czy bycie wampirem właśnie nie jest sprzedażą duszy szatanowi? Jakby nie patrzeć, z pakietem super zdrowia, wiecznej młodości i alergii na słońce, dochodzi również potrzeba zabijania. Jasne, współczesne wampiry się głowią i troją, żeby znaleźć inne odpowiedniki. Syntetyki, familianci, cuda wianki i chuje na kiju. Wszystko jest. Aczkolwiek, oryginalnie, tak jak pan bóg przykazał, trzeba było zabijać. Rozrywać krtanie, wbijać się w nadgarstki i wysysać krew z żył. Maurice wciąż to praktykował, chociaż musiał się przyznać, rzadziej niż niegdyś. Po prostu morderstwa w pewnym momencie nie dość, że robią się nudne, prozaiczne to i na dodatek, coraz trudniejsze. Więc i on, z jego wzmożonym apetytem na krew, musiał czasem się posiłkować darami laboratorium. Co nie zmienia faktu, że zimny z niego drań, wyrachowany typ. Był mordercą, a wraz z tym stajesz się poddanym diabła. Jemu to nie przeszkadzało, dla mężczyzny był to chleb powszedni. Aczkolwiek, na koniec dnia, bliżej mu było bycia wrodzonym szatanem, niżeli aniołem. Aniołem żaden wampir nie był, ale gdyby miał być, to za pewne byłaby to Ida. A przynajmniej w oczach Maurice’a tak to się prezentowało. I był to dar, jak i przekleństwo. Blondyn naprawdę starał się nie zmieniać na siłę Idy, ale czasem ledwo wytrzymywał. Wiedział, że gdy zrobi się naprawdę poważnie, to staną przed dużą rozterką. Żadne nie zdawało się współpracować, spotkać w pół drogi. Prawda była taka, że on nigdy tam nie dotrze. Był za stary, za bardzo uparty oraz po prostu wierny swoim ideałom. Gdyby miał porzucić zabijanie, straciłby siebie. I może to głupio brzmi, może i okrutnie. Jednakże, tak prezentowała się sytuacja. Maurice nie byłby sobą, gdyby miał nagle być pokojowy, altruistyczny oraz dobry. Nie był dobrym wampirem, nie stał nawet koło tego. Był egoistą, narcyzem, nieczułym typem. A jednak Ida się w nim zakochała. Przyznam, gość jest całkiem cwany. Zakręcił światem damy, wymalował wizję pięknej przyszłości i zarzucił ją prezentami oraz komplementami. Bo na koniec dnia, każdy potrzebuje miłości. Nawet on, Maurice Hoffman, który zdawałoby się, że jest samowystarczalny w stu procentach.

- Patrzysz na to inaczej. Ja Ci mówię z własnego doświadczenia, bo pewnie i Ty staniesz w takim miejscu. W którymś momencie już samej siebie nie przeskoczysz. Bo jasne, pieniędzy, trupów, orderów, wizji i chwały może być więcej. Ale siebie i swoich wad nie przeskoczysz. Zostajesz w stagnacji prędzej czy później i to cholernie boli. Bo ile razy można się przeprowadzić? Zmienić otoczenie, zmienić imię, znaleźć sens? W pewnym momencie i to staje się rutyną. I nawet znalezienie miłości nie pomoże. Bo utkniesz na amen z tą jedną, chyba że się posypie, to z drugą czy trzecią. Zrobisz wszystko co można i tyle. Koniec odkrywania świata. – Odparł wciąż zamyślony. Maurice przez tę całą apatię, w którą wpadł, stracił cały sens. Nic już go nie cieszyło, nawet ciężko mu było być czyście szczęśliwym z powrotu Idy do niego. Po prostu stracił iskierkę życia, którą i tak ledwo podtrzymywał przy życiu przez ostatnie lata. Zdawszy sobie sprawę, że nawet ucieczka do Maroko była czymś oczywistym, mu znanym, podłamał się. Nie przeskoczy sam siebie, nie wprawi się w szok swoim zachowaniem. Zostało mu tkwić przez wieczność z samym sobą, którego naprawdę kochał, aczkolwiek to nie było to samo. I tak, wciąż był zapatrzony w siebie jak w obrazek. Jednakże, frajda z życia ze samym sobą została mu brutalnie zabrana. I nie zamierzał okłamywać Idy, że te dwieście lat to sama zabawa i hulaj dusza, piekła nie ma. Nawet to się kiedyś znudzi. Tak naprawdę zostało mu jedynie założenie rodziny. Bał się tego, bał się cholernie takiego zobowiązania. Przecież uwiązałby się do śmierci z jakimś istnieniem, z żywym wampirem, który przeżyje wieczność, jak wszystko pójdzie dobrze. Maurice był przerażony wiązaniem się z Idą, od której zawsze może odejść. Nawet po ślubie mógłby spakować manatki i spieprzyć z Jannikiem w Himalaje. A od dziecka nie uciekniesz. Staje się ono cząstką Ciebie i trzeba być naprawdę okrutną osobą, żeby ją wyprzeć. Bo to twoja decyzja je mieć, to efekt twoich czynów. I chyba też dlatego miał za złe rodzicom, że uciekali przed nim. Wpadka nie wpadka, sami sobie to zrobili. A potem jedno z drugim udawało, że to nie tak, że to wcale nie konsekwencje ich własnych czynów. Z czasem rozumiał, dlaczego, z biegiem lat stawał się bardziej wyrozumiały. Jednakże, ta pamiętliwa część jego, nigdy nie zapomniała, jak to było stać samemu w przedsionku, bo mama go odstawiła, a ojciec był w labie. Mały fragment Maurice’a wciąż tkwił w tym przedsionku, nigdy się z niego nie wydostał.

Pytanie Idy zbiło go z pantałyku. Nie spodziewał się, że kobieta wykaże się taką odwagą, żeby o to zapytać. Nie było to w jej stylu, a przynajmniej tak mu się wydawało. I nie było dobrej odpowiedzi dla niego. Ponieważ nie chciał się przyznać, że była w jego marzeniach, ale również wiedział, że odpowiedź nie by jej złamała serce, albo przynajmniej sprawiła przykrość. Nie chciał już więcej jej zadawać ran, w trakcie całego ich związku, nigdy nie było jego celem jej sprawiać ból. Tak więc i on musiał wykazać się odwagą i odpowiedzieć na to pytanie. Cholernie nie chciał, o mało się nie skrzywił, unikał jej wzroku. Zdziczał. Aczkolwiek, zebrał się w sobie i wydusił z siebie te kilka słów.
- Tak, tylko z Tobą wiążę te plany. – W końcu taka miłość zdarza się tylko raz, nie liczył na cud, żeby drugi raz los zesłał mu kogoś takiego. Nie oszukiwał się, że tego kwiatu jest pół światu skoro zajęło mu dwieście lat znaleźć taką co zdecydował się pokochać. – A czy ja jestem w twoich? – Zapytał ciekawy, zdając sobie sprawę, że może tego pożałować. W końcu nie miał żadnej gwarancji, że Ida go tak kocha jak on. Wychodził z założenia, że jest masochistką, dlatego tak do niego wraca. Chociaż wiedział, że go kochała, to nie wiedział jak. Ile była w stanie przejść, żeby z nim być. Ile jeszcze wytrzyma i jak bardzo jej zależy. Czasem było mu łatwiej wszystko zwalić na masochizm i na wariactwo, niż przyznać, że komuś może na nim naprawdę zależeć. A no i, że tym kimś nie był Jannik Fischer. Ten jedyny, który słysząc jęki Maurice’a, wydarł się HALIDE, SIEKIERĘ DAWAJ! Bo i taka miłość zdarzała się raz na amen.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Ida Olszewska

Ida Olszewska
Skrót statystyk : S: 0/5
SPT: 3/5
PRC: 3/5
OP: 2/5
WT: 2/3

SPECJALIZACJE I CECHY
— Aktorka
— Nauki ścisłe: chemia (WT)

MUTACJE NEGATYWNE
1. Nadwrażliwość [-2 PRC]
2. Alergiczka: ananas, laktoza [-2 PRC]
3. Potępiona: Islam [-1 skup]
4. Nienasycona [-2 OP]
5. Niestabilna [bezsenność, PTSD -4 OP]

MUTACJE POZYTYWNE
1. Farciara
2. Predatorka [+1 PRC]
3. Szósty zmysł [+1 S,OP]
4. Mistrzyni skupienia [+2 OP, skup]
5. Syta [+2 OP w przypadku głodu]
Liczba postów : 1144
W jego oczach mogła być jednym z tych lepszych wampirów, ona się jednak czuła jak zwykły krwiopijca. Nawet jeżeli zabiła zdecydowanie mniej osób od niego, to i tak przypięła sobie łatkę morderczyni, która nie zniknie nie ważne jak by się nie starała. Niezależnie czy do końca wampirzego życia już nikogo by nie tknęła, czy wpadła w jakiś szał i uznała, że jednak polowania to jest coś wspaniałego. Ważne, że trzy osoby zginęły spod jej ręki, a w dodatku w związku z jedną z nich nie czuła wyrzutów sumienia. Nie była pewna czy chciała o tym informować Maurice'a. Może powinna, może chciałby o tym wiedzieć. Być może Silvan o tym kiedyś wspomni, a lepiej, żeby Maurice dowiedział się od niej. Nie potrafiła jednak znaleźć odpowiednich słów i odpowiedniej chwili. Może kiedy indziej, może pojawi się odpowiednia okazja. Nie chciała o tym zbytnio myśleć, nawet jeżeli całkiem podobała jej się wersja Idy bez jakichkolwiek uczuć w stosunku do środowiska. Tak, jakby Maurice zabrał jej całą empatię ze sobą do Maroko i dopiero w tym momencie powoli ją jej oddawał.
I co, nasz... związek też był dla ciebie stagnacją, czy mimo wszystko po dwustu latach coś cię jednak zaskoczyło w życiu? — Odpowiedziała mu krótko, nawet nie z zamiarem udowodnienia mu czegoś, tylko po prostu z ciekawości. Nie zgadzała się z nim w stu procentach, ale w tym momencie nie miała zbyt wielkiej ekspertyzy, którą mogła się popisać. Wytknąć błąd w rozumowaniu lub przyznać rację będzie mogła za kilkadziesiąt lat, kiedy zobaczy na własnej skórze czy to było aż takie straszne jak on to przedstawiał. Z drugiej strony, przecież to wcale nie musiało tak być. Już sam fakt jak technologia czy chemia poszła do przodu od czasów jego urodzin. Gdyby tak jak Silvan siedział w jednej dziedzinie i cały czas próbował nadążyć za jej rozwojem i przykładać się do tego, by pomóc jej w rozwinięciu skrzydeł, to też może inaczej by na to patrzył. Ida w sumie nie wiedziała jak ona się będzie czuła za taki szmat czasu, na razie się jednak cieszyła, że wiele było przed nią. I nawet jeżeli Maurice już wiele widział i wiele robił, miała nadzieję, że ponowne odkrywanie nawet znanych mu rzeczy u jej boku wyrwie go z tej stagnacji w którą zapadł. Pokaże mu, że sens życia nie kryje się tylko w osiągnięciach i wielkich celach, ale wiele małych chwil rzutuje na to, czy jesteśmy naprawdę szczęśliwi.
Może to była odwaga, może to była głupota. Ida po prostu chciała wiedzieć, czy Maurice w tym momencie w ogóle widzi ich przyszłość jako wspólną. Dlatego między innymi uznała, że zapyta. Chociaż potwornie bała się odpowiedzi, chociaż wydawało jej się, że tylko chwila dzieli ją od zaprzeczenia Maurice'a i stwierdzenia, że za dużo sobie wyobrażała. Jego odpowiedź jednak jej nie zaskoczyła. Poczuła nawet lekką odpowiedzialność, że w jakiś sposób z nią wiąże się jego szczęście. Była jednocześnie z tego powodu szczęśliwa, jak i zagubiona i przestraszona. Obawiała się takiej ważnej roli na swoich barkach. Ona zrobiłaby naprawdę wiele, żeby on był szczęśliwy, a w tym momencie poczuła wręcz wielką sprawczość w tej kwestii. Mimo wszystko serce jej zabiło szybciej, kiedy zrozumiała, ze chciał, aby była matką jego dzieci i jego partnerką. Nie pytała o szczegóły, to nie był moment na to. Chciała go znowu pocałować, ale zanim wyswobodziła się z jego objęć on zadał swoje pytanie. Zamarła, a jej mięśnie się spięły. To nie tak, że odpowiedź brzmiała nie, ale też nie była taka pewna jak w jego przypadku. Bo nawet jeżeli w jej wyobraźni też kończyli razem, to podchodziła do tego sceptycznie. Już raz wybiegali w przyszłość i co? Nic dobrego z tego nie wyszło. No ale cóż, sama na siebie sprowadziła ten los, sama zapytała jako pierwsza i musiała teraz na spokojnie przyjąć odbitą w jej stronę piłeczkę.
Chciałabym, żebyś w nich był, ale to zależy też od ciebie, wiesz? Bardziej chyba niż ode mnie. — Odpowiedziała, dopiero po chwili orientując się, że zabrzmiało to jakby unikała odpowiedzi. Nie to, żeby była to prawda. Ida po prostu nie była przygotowana na takie pytanie, bardziej pod względem, że ona nie zastanawiała się szczególnie nad tym co przyniesie czas. Nie miała zaplanowanej ilości dzieci wraz z ich imionami, znakami zodiaku i tematami ich wszystkich okrągłych urodzin do setnych. Może było to związane właśnie z tym co mówił wcześniej Maurice. On uważał, że to jedyne nowum które może go spotkać, podczas gdy ona dalej zachwycała się codziennością i nowymi umiejętnościami (no może oprócz picia krwi, z tego by mogła zrezygnować). — Ale obiecuję ci Maurice, że ja zrobię wszystko, żebyśmy mogli razem stwierdzić, że to nasz happy end. — Ida starała się nie rzucać słów na wiatr i mówiła całkiem poważnie. Może po tym wszystkim co się wydarzyło w jej głowie nie byli jeszcze endgamem, może podchodziła do tego z większym dystansem niż wcześniej, ale i tak chciała spróbować. Trochę teraz chodzili po szkle, albo innych rozżarzonych węglach i niestety tylko od nich i ich determinacji zależało jak daleko uda im się dojść.

_________________
You better run like the devil 'cause they're never gonna leave you alone
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Szczęściarz
Na jednej sesji wylosuj w kościach 3 sukcesy pod rząd.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
Ida często trafiała Maurice’a tam, gdzie powinno być serce. I tak samo strzeliła z pytaniem. Faktem było, że ten związek mu się tak bardzo podobał, bo również było to coś nowego. Odkrywał nowe znaczenie życia, bycie z kimś. I choć już wcześniej był w trwałych relacjach, to nigdy w czystym związku, z którego nikt nie miał innych korzyści jak te duchowe. On nigdy nie posądzał Idy o przyssanie się do niego dla pieniędzy. Może powinien był, może powinien był być bardziej czujny i nie zasypywać jej zakupami przez pierwsze kilka miesięcy. Aczkolwiek, tak już pokazywał swoje uczucia wobec niej. Nie był skąpy, nigdy nie był, ale również nie roztrwaniał majątku. Wiedział, że pieniądze są po to, żeby z nich korzystać, ale wolał je też mieć w zapasie. Już tracił rachubę z ilością swoich kont na Kajmanach, w Szwajcarskich bankach i w tych wszystkich słupach. Jak się nudził to kupował krypto waluty, nawet nie patrząc później na kurs. Od tego miał maklerów, za to płacił ludziom. W pewnym momencie po prostu nie jesteś w stanie tak wszystkiego kontrolować, bo można łatwo się pogubić. A że wiedział, że Ida takich asetów nie miała, to chciał jej dać trochę z tego. Podzielić się swoim dobrostanem, pokazać jej jak żyć pełną parą, jak na pełnej kurwie wylewać szampany za tysiące euro. Tylko, że i to kiedyś się nudzi. A on chciał więcej. Maurice musiał mieć więcej, żeby doszło coś nowego. Planował zakupy nowych domów, może jakiegoś jachtu. Tak, żeby po prostu więcej się działo. Czasem zachowywał się jak dziecko, które potrzebuje nowych zabawek, bo się starymi znudziło. I czy była szansa, że początkowo tak traktował Idę? Była, jeszcze jak. Aczkolwiek, z czasem naprawdę przywiązał się do niej i nie chciał nowej. Tej nie dało się wymienić na nową, lepszą. Może to ta miłość go zaślepiała. Przecież to nie tak, że na świecie jest tylko jedna osoba, z którą się dogadasz. Jednakże, Maurice tak do tego podchodził. Widział w Idzie tę jedyną i trzymał się kurczowo, póki mógł.

- Właśnie nie. Nigdy wcześniej nie byłem w takiej relacji, mówiłem Ci przecież. Jedynie z Charlotte było blisko, ale my byliśmy ze sobą, bo tak było wygodnie. Nie kochałem jej, nie chciałem. Byłem młodszy, głupszy, a ona po tylu związkach, że to szok. No ale nie ważne. Chodzi mi o to, że nie, nie była to stagnacja. Gdyby była, to bym się tak w Tobie nie zakochał przecież. – Odpowiedział spokojnie, trochę gubiąc sens swojej własnej wypowiedzi. Był zmęczony, nie fizycznie, a psychicznie. Miał dość tego wszystkiego i choć mała część się radowała, że znowu był przy Idzie. To o wiele większa zdawała sobie sprawę, że to będzie ciężka droga. Ścieżka, którą obiorą będzie bolesna i pełna ciężkich słów, które będą padać. Maurice po części nie rozumiał, dlaczego sam fakt, że ją kocha, nie załatwia sprawy. Byłoby tak łatwiej, gdyby to rozwiązywało wszystko. I nie potrafił się z tym pogodzić, że musiał zrobić więcej. Że Ida chciała więcej, niż to co on potrafił dać. Była szansa, że powinni byli to sobie darować. Jednakże, żadne nie potrafiło odpuścić. Trzymali się siebie kurczowo i nie dawali sobie odejść. Szczególnie ona. Bo Maurice, gdyby nie to, że mu wyznała miłość, byłby w stanie to wszystko zakończyć na tym ostatnim wyjeździe. Był na to mentalnie gotowy, był w pewien sposób pogodzony z tym, że to koniec. Aczkolwiek, Ida nie. Ida wypisywała do niego, wpadała w jego sidła i po prostu dawała mu kolejne szanse. On czuł, że na nie zasługiwał. Bo przecież Hoffman zasługiwał na wszystko. Prawda była jednak taka, że obydwoje wpadali w toksyczne dla nich przywiązanie.

Potwierdziła to swoimi słowami. Mówiąc, że od niego bardziej zależy co jest jej marzeniem, przyznała że to Maurice, jak zwykle, miał panowanie nad sytuacją. O dziwo, a może i wcale nie, podobało mu się to. Cieszył się, że miał na nią taki wpływ, dawało mu to chorą satysfakcję. Jeśli coś mogło go ożywić ze stagnacji, to właśnie takie słowa. Dawało mu to siłę, jakiś sens. Musiał wrócić/być w marzeniach Idy i skoro to od niego zależało, to wiedział co robić. Chociaż nie było to proste i wiedział, że będzie musiał się starać, to przynajmniej dostał nowe zadanie. Tylko potrzebował na to jeszcze chwili, musiał zgromadzić siły.
- Będę w nich – odparł pewnie siebie. Był pewien swego sukcesu, jak zwykle. Jak już się do czegoś zabierał, to nie było siły na niebie i na ziemi, żeby go powstrzymać. Było to przekleństwo, jak i wielki dar na raz. Ucieszył się, że Ida chce postarać się o ich wspólny endgame. Uśmiechnął się słabo i pogładzić ją po włosach. Zostało tylko dać więcej od siebie i iść do przodu. – Ja też zrobię wszystko – odparł nie obiecując, aczkolwiek wierząc w to. Chciał ją, chciał z nią być, musiał tylko wpaść na nowy bomba plan, jak do tego doprowadzić. Dało się? Dało. Wiedział, że będzie jeszcze dobrze. Czuł to w kościach.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Sponsored content


Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Powrót do góry

- Similar topics

 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach