28 II - Live And Let Die

3 posters

Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Go down

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
First topic message reminder :

Maurice wrócił z Maroko po tygodniu. W trakcie tego wyjazdu sporo i nic na raz się wydarzyło. Nadrobił swoje dwusetne urodziny z Jannikiem, który niestety nie mógł przyjechać na oficjalną imprezę. Że niby w trakcie rozwodu to ciężko wyrwać się na dobrą balangę. Młodszy blondyn już nie wnikał w to co się działo między jego najlepszym kolegą, a jego żoną. Nie pojmował tych zawiłości, kochanka i w ogóle dlaczego do tego wszystkiego doszło. Wiedział jedynie, że to poziom skomplikowania podobny do jego zerwania z Idą. Wcześniej się śmiał z Fischera, że nie potrafi się ogarnąć i zdecydować kogo kocha, wręcz go krytykował za zdrady (rzadko, bo rzadko, ale z pewnością chociaż raz bąknął, że na parę i żagiel to nie fajnie w małżeństwie). Ale Maurice nigdy nie czuł się na moralizatora tłumów, głównie dlatego, że sam miał swoje za uszami. Co prawda, sam raczej nie zdradzał, aczkolwiek robił o wiele gorsze rzeczy. I nawet nie chodzi o zawodowe łamanie serc, bardziej o manipulacje. Spędzenie czasu nie w samotności, a w gronie najbliższych mu wampirów, pomogło. Dużo żartowali, pili i oglądali sporty. Maurice tylko raz wspomniał o zerwaniu, a dalej to żył na całego. Wrócił do swojego hedonistycznego ja. I szczerze? Dobrze mu było. Serce bolało jak cholera, ale nie czuł ciężaru, którym było bycie z kimś. Tęsknić tęsknił. Żałować żałował. Ale dobrze sobie radził. Ewidentnie lepiej, niż Ida, bo widząc jakie smsy mu wysyłała, wywnioskował, że doprowadził biedaczkę do załamania nerwowego. Nie chciał, żeby to tak wyszło. Jedynie chciał, żeby go kochała. Tylko, że i to nie wyszło. Nic na dobre nie wyszło, a on nie chciał pogrążyć się w smutku. Chociaż był typem męczennika, wiecznego mertyra, to w tym sobie odpuścił. No i jak wrócił, to zrobiło się tylko gorzej. Wszystko mu przypominało o Idzie, jej rzeczy w szafie, kosmetyki w łazience i jej ulubiony kubek. Nie miał siły, ale wszystko spakował w kartony i wpieprzył do pokoju gościnnego. No i od razu było mu jakoś lżej. Zgorzkniał bardzo przez to doświadczenie, wrócił do starych zwyczajów. Aczkolwiek, zrobił sobie jeszcze przerwę. Potrzebował co najmniej miesiąca, żeby wszystko przycichło. Zapłata już wpłynęła na jedno z jego tajemniczych kont na kajmanach, ale teraz nawet nie wiedział co zrobić. Naprawdę myślał wcześniej, żeby kupić IM dom w Monako. Już go jednak nie potrzebował. Co on? Będzie tam sam jeździł albo co najwyżej zabierał Jannika? No nie. To miało być coś dla niego i Idy. Ich wspólne. Nawet był skory naprawdę zrobić własność ich dwojga, żeby i kobieta coś miała własnego. Ale teraz zostało jedynie żyć teraźniejszością i gromadzić pieniądze na wielką wyprowadzkę. Bo to teraz planował. Porzucić Paryż i wynieść się gdzieś w cholerę. Tahira zniknęła, Sahak i Renata sami się sobą zajęli, jego związek pierdolnął. Nie miał co więcej tam robić.

I wszystko byłoby fajnie, gdyby nie sms w jeden poranek. Maurice miał już iść spać, słońce dawno pojawiło się na horyzoncie, aczkolwiek otrzymał wiadomość, która go trochę zbiła z tropu. Tadeusz Olszewski nie żyje. Ciężko było powiedzieć, żeby śmierć go bardzo przejmowała, ale nie mógł poradzić na to, że od razu pomyślał o Idzie. Przykro mu było z tego powodu, ale jak to on, nie umiał z siebie wykrzesać za dużo empatii. Wymienili się pasywno-agresywnymi smsami i stanęło na tym, że jedzie z nią. Nie chciał, oj jak on nie chciał. Ale musiał to zrobić ze względu na nią. Bo ją nadal kochał. Będąc wobec niej wrednym i oschłym, nie poznawał samego siebie. Czuł się jak jakiś nieznajomy mu mężczyzna. Sam się dziwił, że tak szybko oziębł i wrócił do starych zwyczajów. Myślał, że będzie wobec swojego słońca już zawsze miły, a jednak jego natura z nim wygrywała. Nawet nie wiedział jak szybko znienawidził to słońce. Chociaż nie, to było za gorące uczucie. Zaczął ją po prostu traktować jak kobietę, która i mu złamała serce. W jego żyłach znowu płynęła krew zimniejsza, niż stal i musiał się z tym pogodzić. Kochać to ciężka sprawa. A kochać kogoś, kto tego nie odwzajemnia, a wie, że ty go tak, to jeszcze gorsza. Maurice nie umiał się z tym pogodzić, nie ważne jak zakłamywał rzeczywistość. A zgodził się pojechać na pogrzeb nie ze względu na szacunek wobec Babci Jadzi, a ze względu na Idę. Żeby miała kogoś obok, choć ta osoba, już wcale nie była jej bliska.

Na lotnisko pojechał już ubrany elegancko. Miał na sobie czarny garnitur, czarną koszulę i nawet cholera czarną małą walizkę w ręce. Wcale mu się nie podobała wizja dzielenia pokoju z Idą, ale tym razem z innych względów. Nie wiedział, czy da radę z nią być tak blisko, a jednak tak daleko i się nie rozjebać emocjonalnie. Jak za starych czasów, byli niby na jednym lotnisku, na jeden lot, ale spotkali się dopiero pod gatem. Maurice złapał jeszcze kawę ze Starbucksa, wypalił z pół paczki w palarni i udał się do swojej biznes klasy. Tam sączył drinki za drinkami, żeby jakkolwiek się zaprawić na tę wycieczkę. Dopiero, gdy wylądowali, wynajął im auto i pojechali nim na pogrzeb. Nie wzięli ubera, ponieważ Maurice wolał mieć opcję spania w samochodzie. Tak awaryjnie. Aczkolwiek, nie wypowiedział tej obawy na głos. Na pogrzeb udali się razem, choć Maurice nawet nie próbował jej łapać za rękę. W kieszeni płaszcza trzymał czapkę Mercedesa, z merchu F1. Babcia Jadzia mu raz łamanym angielskim opowiedziała o wielkiej pasji dziadka Tadeusza, więc uznał, że zamiast kwiatów, zostawi coś takiego. Maurice naprawdę był jak dziecko we mgle. Stał koło Idy w kościele, nie wiedząc zupełnie co robić. Nic nie rozumiał, więc po prostu naśladował wszystkich. Potem szli na cmentarz i dopiero wtedy się odezwał do swojej byłej.
- Żyjesz? – Spytał się dość oschłym tonem. On nie chciał, żeby tak wyszło, ale już nie umiał inaczej. Szybko oduczył się bycia chociaż trochę ciepłym. Zajęło mu to tydzień, aby wrócić do ustawień fabrycznych. A z pewnością pomógł mu w tym Jannik, który by na niego nawet złego słowa nie powiedział. Ciężko było Maurycemu być na tym pogrzebie. Wszyscy płakali, byli smutni. A on cierpiał z zupełnie innego powodu, znanemu tylko jemu i Idzie. Słabe uśmiechy na ich widok tylko to pogarszały, musiał znowu odgrywać dobrego chłopaka, co na pewno nie pomoże mu w zapomnieniu o niej. Był w chujowej sytuacji. A jednak, martwił się jeszcze o Idę. Tymi resztkami dobroci, której nie wyplenił, martwił się. Nadal podtrzymywał, że wcale nie cieszy się na widok cierpienia innych. W głowie mu grała tylko jedna piosenka.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
Maurice ledwo mógł słuchać tego co kuzyn jego byłej dziewczyny wygadywał. Jakieś duchowe chupacabry mu się wymyśliły. Chociaż fakt faktem, nieźle strzelił z opisem blondyna. Bo on to był taki tajemniczy, cichociemny, nieobecny. Nawet Ida nie znała go w pełni, ba nawet rodzice nie byli w stanie dotrzeć do niektórych zakamarków psychiki Hoffmana. Głównie dlatego, że to był bardzo ciekawy przypadek. Większość ludzi tworzy środowisko, natomiast Maurice stworzył sam siebie. Wymyślił swoją postać i się jej trzymał. To wieczne znudzenie, złośliwość, to wszystko było pewną kreacją, która z czasem weszła mu do krwi, aż po DNA. Tylko miało to pewne minusy. W sytuacjach krytycznych, takie jak zerwanie, gubił się. I to wszystko runęło łeb na szyję i poprzestawiało się w różnych miejscach zostawiając go w ruinie. Może i nie było po nim widać, może i sam nie do końca zdawał sobie z tego sprawę. Ale w tym marazmie, w który wpadł, naprawdę cierpiał. Wyłączył uczucia, a w sumie to same się wprawiły w stan alarmowy i teraz nie wiedział co się wokół niego dzieje. Znaczy się wiedział, ale wszystko odbierał na opak. Normalnie to by pewnie popłakał się ze szczęścia, że Ida jeszcze chce go trzymać za rękę. Ale w tym stanie, po prostu mechanicznie zaciskał palce na jej dłoni i tyle. Nic więcej, nic mniej, jakby w ogóle się dało mniej. Jednakże i w tym znajdował jakąś oazę. Nastała cisza w jego głowie, a ona była w pewien sposób relaksująca. Przynajmniej nie rzucał się jak ostatni desperat i nie błagał, żeby go znowu przyjęła. Tylko, że i w tym był problem. Zupełnie o nią nie walczył, a powinien był.  Stracił swoją miłość, a on zamiast chociażby starać się o dobre relacje, to nic nie robił. Z tą miłością to też była śmieszna sprawa. Nie wiedział już sam czy to była prawdziwa miłość, czy też ubzdurał to sobie, bo tak bardzo chciał podjąć w końcu tę decyzję. Czy teraz miał leczyć serce, czy też urojenia? Nie wiedział.

Tak samo jak nie skomentował wywodu Dawida, jedynie pokiwał głową, podniósł brwi do góry. Ida mu nalała rosołu, więc bez skrzywienia się (jedynie z mentalnym) wziął łyżkę do ręki i zaczął jeść. Zjadł połowę, rzucił komentarzem, że smaczne, ale on jest najedzony i znalazł dłoń Idy wiszącą koło niego. Od razu ją złapał i położył je na jego nodze. Chwila wytchnienia, chwila ciszy w głowie. Nie wiedział, gdzie to ich zaprowadzi. Nie miał pojęcia, czy Ida nie wyskoczy do niego z żalami, jak już się zamkną w pokoju. Albo czy nie rzuci się na niego wygłodniała jego dotyku. Uważał obie opcje za prawdopodobne i nie wykluczał w ogóle dwóch na raz. Odwrócił twarz w jej stronę i uznał, że spróbuje zagadać. Tym razem po francusku, żeby się kuzynek nie dojebał. Nachylił się do jej ucha i wyszeptał, licząc że nikt nie usłyszy. A tym bardziej jej brat, bo byłoby niezręcznie.
- Nadal śpię na podłodze? – Zapytał wiedząc, co tym pytaniem robi. Miał pełną świadomość skutków własnych czynów. Tego, że mogła poczuć jego oddech na swojej skórze, zapach perfum i papierosów. Ale nic nie mógł poradzić, taki już był. Gdy było za spokojnie, musiał coś domieszać do sytuacji. A o ile sam się zgłosił do spania na podłodze, to nie obraziłby się, gdyby mógł spać z nią. Chciał wykraść kolejną chwilę spokoju duszy, licząc że bliskość z Idą mu to zapewni. Nie wiedział co robić, żeby w końcu wyrwać się z marazmu. O ile Ida była desperatką w sensie miłosnym, to on pod tym kątem. Naprawdę pragnął coś poczuć, znowu się cieszyć tym, że jest obok niej. Bo nadal podtrzymywał swoją tezę, że ją kocha. Nie umiał przestać, ale jeszcze bardziej nie umiał tego okazać. Bolesne to było dla ich dwójki.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Ida Olszewska

Ida Olszewska
Skrót statystyk : S: 0/5
SPT: 3/5
PRC: 3/5
OP: 2/5
WT: 2/3

SPECJALIZACJE I CECHY
— Aktorka
— Nauki ścisłe: chemia (WT)

MUTACJE NEGATYWNE
1. Nadwrażliwość [-2 PRC]
2. Alergiczka: ananas, laktoza [-2 PRC]
3. Potępiona: Islam [-1 skup]
4. Nienasycona [-2 OP]
5. Niestabilna [bezsenność, PTSD -4 OP]

MUTACJE POZYTYWNE
1. Farciara
2. Predatorka [+1 PRC]
3. Szósty zmysł [+1 S,OP]
4. Mistrzyni skupienia [+2 OP, skup]
5. Syta [+2 OP w przypadku głodu]
Liczba postów : 1144
Zgodnie z zasadą, że wioskowemu głupkowi nie daje się zbytnio atencji, bo ten wtedy zaczyna robić coraz bardziej debilne i śmielsze rzeczy, Ida również jedynie obdarzyła Dawida pobłażliwym spojrzeniem, zanim wbiła wzrok w kluski w rosole. Bała się, że jego opowieści o duchowych dzieciach skręcą w taką stronę, że po prostu zrobi jej się przykro. Drugą możliwością było też, że kuzyn przygłup, który nie zna zbytnio norm społecznych zacząłby im opowiadać jeszcze gorsze rzeczy, typu w którą fazę księżyca uprawiać seks, żeby twoje potomstwo nie było duchowymi syrenami.
Ida zazdrościła wewnętrznie Maurycemu takiego spokoju. Znała go na tyle, żeby wiedziała, że nie denerwuje się jak ona, ale był jej jednak na tyle obcy, żeby nie podejrzewała u niego cierpienia. Nie spodziewała się, że to właśnie ich rozstanie doprowadzi go do takiego stanu. Po kłótni z rodzicami wylewał łzy, ze Stanów uciekł nie oglądając się za sobą. Nie sądziła, że to ona, drobna blondynka z Polski, będzie w stanie go tak "zepsuć". Poruszy fasadami niewzruszonego mężczyzny. Gdyby była tego świadoma, chyba poczucie winy nie dałoby jej wstać. Chociaż może pojawiłoby się też jakieś mniejsze lub większe uczucie ulgi, że jednak nie była mu taka obojętna. Kiedy zapytał czy z nią jechać, przez chwilę pomyślała, że może nie tylko ona desperacko tęskni, że być może mu też zależy. A z każdą minutą spędzoną razem tutaj, w Polsce, była coraz bardziej skonfundowana i nie potrafiła znaleźć odpowiedzi, które myślała, że będą oczywiste.
Nalała mu zupy odruchowo, chociaż pamiętała, że zbytnio nie je takich rzeczy. Na szczęście wampir nie zrobił sceny, tylko zaczął jeść. Zawsze mogli wymyślić, że jest wegetarianinem albo uczulony na pietruszkę, Ida po prostu nie miała do tego głowy w tamtym momencie. Dopiero co puściła jego dłoń, a w dodatku ktoś gadał o ich super związku i dzieciach. Czuła się przytłoczona. Nie zdziwiła się więc, kiedy nie zjadł pełnego talerza, sama jednak próbowała wmusić w siebie całą porcję, która wcale tak łatwo nie wchodziła. Bardziej przez zaciśnięte gardło niż przez to, że posiłek nie był smaczny. Specjalnie zostawiła tę rękę tak, by mógł ją z łatwością ponownie chwycić, jednak kiedy to zrobił i ona musiała się poddać z jedzeniem. Szczególnie, że położył je na swojej nodze, a materiał jego garniturowych spodni wręcz palił ją w wierzch dłoni. A on postanowił jej dowalić jeszcze bardziej i ponownie się nad nią nachylił. Gęsia skórka pojawiła się na jej szyi, kiedy ponownie poczuła jego oddech przy uchu, kiedy do jej nosa dotarł zapach jego perfum. Jej żołądek wywinął fikołka, a ona była pewna, że na razie nie przełknie niczego oprócz kolejnej porcji żalu do siebie i do nich obojga. Słyszała dwuznaczność w jego pytaniu, przed jej oczami przebiegły różne wyobrażenia, niekoniecznie te seksualne. Widziała jak się w końcu może w niego ponownie wtulić do spania, zrobić z jego klatki piersiowej swoją poduszkę i wsłuchać się w jego serce jako kołysankę. Wizja ta wręcz bolała fizycznie.
Ja ci nigdy nie kazałam tam spać. — Odpowiedziała mu cicho półtchem, nie odwracając głowy w jego stronę. Wiedziała, że wtedy przepadłaby w jego spojrzeniu. Ida nie mogła mu wybaczyć jego słów, tego jak skwitował relację, gdzie ona naprawdę starała się dać mu wszystko co najlepsze i zapewnić jej zdrowy rozwój. Dalej czuła się okropnie, kiedy przypominała sobie wszystko co jej powiedział. Nadal analizowała niektóre zwroty, a wtedy łzy zbierały jej się pod powiekami. Z drugiej strony wystarczyło, że był obok i było jej jakoś lżej. Odczuwała dysonans poznawczy, bo z jednej strony najchętniej już nigdy by na niego nie spojrzała, a z drugiej rzuciła mu się w ramiona i wycałowała twarz, szyję, barki i całą resztę. Ściskała jego rękę, oszukując samą siebie, że wszystko jest jak dawniej, a to nie była prawda. Nic nie było jak dawniej. Czuła całą gamę emocji, od żalu i żałoby, przez nienawiść, miłość i chęć jego bliskości. Gdzieś ukrywał się jeszcze wstyd, że znowu daje mu grać w jego gierkę. Pozwoliła mu tu przyjechać, niby dla babci Jadzi, ale tak naprawdę czysto egoistycznie, a on potrafił to wykorzystać. Poczynając od delikatnego dotyku na plecach, przez muskanie jej skóry oddechem, który wywoływał gęsią skórkę, aż do kurczowego trzymania jej dłoni. Ida wiedziała, że to się skończy źle, że nie będzie umiała i nie będzie chciała się pewnie w pewnym momencie powstrzymać. Musiała tylko pamiętać, żeby nic mu nie wybaczać, niezależnie od przebiegu tej wizyty w Polsce. Kochała go, szczerze, ale gdyby kolejny raz dała mu złamać sobie serce, to już by mogła nie być w stanie go pozbierać. Już teraz nie do końca była w stanie to zrobić.

_________________
You better run like the devil 'cause they're never gonna leave you alone
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Szczęściarz
Na jednej sesji wylosuj w kościach 3 sukcesy pod rząd.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Universal Person

Universal Person
Liczba postów : 529
Kuzyn Dawid całe szczęście przestał się do nich odzywać, próbując podjąć rozmowę z siedzącą obok Maurice'a zakonnicą, ale ta, nie przestając pisać na swoim telefonie, oznajmiła, że nie ma zamiaru z nim rozmawiać, ma ważniejsze sprawy na głowie, niż kryptowaluty i duchowe potwora, a tak poza tym to on potrzebuje w życiu Boga, bo nic innego już mu nie pomoże.
Ledwie goście skończyli zupę, na stole powoli pojawiały się talerze z odzianym w złocistą panierkę, niekwestionowanym władcą polskich uroczystości rodzinnych - schabowym i jego królewskim dworem w postaci gotowanych ziemniaków i mizerii. Trzeba było jednak przyznać, że nawet pewien stary wampir, chociaż żył od niej znacznie dłużej, nie robił tak dobrze tej słynnej polskiej potrawy, jak Jadwiga Olszewska.
Po skończonym posiłku, zanim przyniesiono ciasta i zapytano wszystkich kto chce kawy, a kto herbaty, babcia Jadzia wstała z krzesła.
Od razu rozległy się szmery pośpiesznie uciszanych rozmów, a gdy w pomieszczeniu zapanowała cisza, kobieta zaczęła mówić.
- Moi drodzy, naprawdę nie wiem, jak wam dziękować, za to że jesteście dzisiaj tutaj. Zwłaszcza, że część z was przyjechała z bardzo daleka. Możemy mieć swoje różnice i spory, ale myślę, że w tej chwili łączy nas to, że nam wszystkim z pewnością będzie bardzo brakować Tadka. Jego uśmiechu, jego żartów, jego opowiadania o tych całych wyścigach samochodowych i tego jego charakteru, przez który człowiek nigdy nie wiedział, czy go zabić, czy pocałować. Większość z was pewnie już o tym słyszała, ale tak właśnie uznałam, że kiedyś będzie moim mężem. Kazali nam tańczyć w parze poloneza na studniówce, a on do ostatniej chwili ciągle gubił rytm. Już chciałam wkurzona go ze schodów zepchnąć, a potem ten drań wyciągnął skądś kwiaty i manierkę z wódką wręczył mi je, podziękował za taniec i przepadłam. No, ale on właśnie taki był. Wiecznie zaskakiwał. Nawet teraz bo… Bo on i pod pociąg niemal wpadł, i ze schodów raz zjechał z malutką Idą na rękach, i z dachu zleciał, a skubany że starości umarł i to jeszcze śniąc o swojej pasji. Powiem tak. Ja w Boga wierzę i co tydzień do kościoła chodzę, ale jeśli Bóg go nigdy do Nieba nie przyjmie, to to dureń większy od naszego prezydenta jest. W każdym razie jeszcze raz dziękuję moi mili, że tu jesteście. Tadek wie, że o nim będziemy zawsze pamiętać, jakby ktoś chciał coś jeszcze dodać to zapraszam, a jak nie to po coś jest ten alkohol na stole.

milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
To była bitwa, której żadne z nich nie mogło wygrać. Chociaż Maurice się łudził, że to on ma pałeczkę kontroli w ręce, to samym tym przekonaniem się ranił głęboko. Próbował ją jakoś zagiąć, zszokować, wymusić emocjonalną reakcję. I nie dla zabawy, a żeby zobaczyć po prostu na czym stoją. Zupełnie nie rozumiał Idy i jej nastawienia. Nie wiedział po co go brała na to wesele, skoro go nie kochała. I rozumiał fakt, że tęsknota za tak majestatyczną osobą jak on, jest naturalna. To jednak wciąż nakręcał się, że nie było tam obopólnej miłości. Może i było mu tak łatwiej. Wmówić to sobie, żeby nie żyć w winie, że to przez niego ten związek się rozpadł. Bo w ogóle nie chciał brać pod uwagę tego, że ona może potrzebowała więcej czasu. Maurice był dość zero jedynkową osobą. Albo tak, albo nie. Teraz albo nigdy. Było to z pewnością w pewien sposób męczące, ale to wszystko wychodziło z natury jego uczuć. Gdyby jej nie kochał, modliłby się, żeby i ona nie pałała do niego takim uczuciem. Zagryzałby zęby, żeby tylko nie usłyszeć takich słów z jej ust. Ale niestety, zakochał się i przez to wszystko runęło. Chciał móc wrócić do Maroko i znowu śpiewać Spice Girls z Jannikiem i Halide. Chciał móc znowu uciec przed Idą i jego uczuciem wobec niej. Aczkolwiek, wpieprzył się w pogrzeb w Polsce i musiał to jeszcze jakoś przeżyć. To nie tak, że mieli tam zostać na zawsze. W pewien sposób, traktował to jako fazę przejściową. Ostatnie ich podrygi jako sztucznej pary. Ostatnie dotykanie się, choć niewinne, to pełne uczuć i myśli. Bo w Paryżu nie będzie na to miejsca. Tam wrócą i znowu będą jedynie byłą parą, która w tragicznych okolicznościach się rozstała i jeszcze gorzej to przeżyła. Maurice nie wiedział czy Ida w ogóle chciała do niego wrócić. Niby było to logiczne, biorąc pod uwagę jej raczej smętne wiadomości do niego. Aczkolwiek, nic nie było takie proste, jak się wydawało. Ale co ważniejsze, czy on chciał powrotu do kobiety? Tego tym bardziej nie wiedział. Jemu naprawdę łatwiej było być samemu. Bez nikogo zaburzającego jego ład. Bez nikogo wchodzącego mu w paradę. Tylko Maurice i jego bagno, którym była jego psychika.
Jeszcze nachylony tuż nad jej uchem, wyszeptał.

- Czyli chcesz spać ze mną, dobrze – następnie odsunął się i jak gdyby nigdy nic, przyjął od kuzyna Dawida półmisek z ziemniakami. Nałożył sobie naprawdę mało, ale chociaż cokolwiek, żeby babci Jadzi nie było przykro. Jej przemówienia w żadnym stopniu nie zrozumiał. Aczkolwiek, wpadł na genialny pomysł. Szybko wyciągnął telefon i włączył opcję zapisywania głosem, a potem wkleił w google tłumacz. Tłumaczenie polski-niemiecki nie było takie złe, więc większość zrozumiał, a co było pokraczne to jakoś wydedukował. Ciast już nie jadł, bo myślał, że padnie od takiego dobrobytu, wręcz obfitości jedzenia. Trochę porozmawiał z zebranymi tam ludźmi, ale głównie milczał i co jakiś czas zerkał na swój telefon. Przeczytał jakiś artykuł o strajkach metra w Londynie, o przyjeździe Bidena do Polski oraz o wielkich planach Warszawy na nowe metro. Zabijał jakoś czas, a przy okazji sączył czerwone wino. Na jego szczęście, powoli się wszyscy zbierali, więc i on przeprosił wszystkich, ale wcisnął kit, że jest zmęczony po podróży i, że idzie spać.

- Idziesz ze mną? – Zapytał Idy ściskając jej dłoń. Nie puścił jej ani razu w trakcie tego wieczora, a nawet jak ona ją zabierała, to potem on po nią wracał. Nie było to żadną gierką, po prostu czuł gdzieś tam głęboko, że chce mieć ją przy sobie. Bo jak już wcześniej ustaliliśmy, po pogrzebie nie będzie na to miejsca. Z powrotem w Paryżu, ciężko będzie wykraść takie chwile. A tutaj w Polsce byli wręcz zobligowani do zachowywania się jak para. Bo przecież nią byli. Tylko, że jedynie dla jej rodziny.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Ida Olszewska

Ida Olszewska
Skrót statystyk : S: 0/5
SPT: 3/5
PRC: 3/5
OP: 2/5
WT: 2/3

SPECJALIZACJE I CECHY
— Aktorka
— Nauki ścisłe: chemia (WT)

MUTACJE NEGATYWNE
1. Nadwrażliwość [-2 PRC]
2. Alergiczka: ananas, laktoza [-2 PRC]
3. Potępiona: Islam [-1 skup]
4. Nienasycona [-2 OP]
5. Niestabilna [bezsenność, PTSD -4 OP]

MUTACJE POZYTYWNE
1. Farciara
2. Predatorka [+1 PRC]
3. Szósty zmysł [+1 S,OP]
4. Mistrzyni skupienia [+2 OP, skup]
5. Syta [+2 OP w przypadku głodu]
Liczba postów : 1144
Jeżeli Maurice chciał zobaczyć na czym stoją, to Ida naprawdę zaczynała wątpić w jego rozum. Nie było tutaj czego analizować. Było chujowo, on zakończył między nimi wszystko co było, ona jednoczenie nie umiała się z tym pogodzić i pragnęła go obok, ale chciała także już nigdy więcej go nie zobaczyć, bo samą obecnością tuż obok wywoływał w niej wewnętrzny ból. Wpędzili się w kozi róg, gdzie niezależnie jak postępowali to obydwoje cierpieli bardziej niż chcieli przyznać.
Nie chc... — Urwała wypowiedź w połowie, bo było to oczywiste kłamstwo, które on zdawał się zawsze u niej wyczuwać na kilometr. Po co miała go oszukiwać, w dodatku bez skutku. Zamiast tego zamilkła i wbiła wzrok w talerz, zastanawiając się nad wszystkim. I chociaż między nimi dalej było to koło ratunkowe w postaci splecionych rąk, to byli sobie prawie tak obcy jak kiedyś. Pozwoliła Pawłowi nałożyć sobie ziemniaki, uśmiechając się do niego ciepło. Musiała chociaż udawać, że wszystko jest normalnie, a jej widoczne przygnębienie spowodowane jest tylko konkretną sytuacją przez którą wylądowali w Polsce.
Zjadła drugie danie i już miała wziąć Pawła pod ramię żeby pomóc w przygotowaniu kawy dla gości i przy okazji uciec na chwilę od Maurice'a, kiedy wstała babcia Jadzia i wygłosiła swoją przemowę. Idę zakłuło coś w sercu kiedy tego słuchała. Nie miała siły tłumaczyć tego wszystkiego Maurycemu, ale też stwierdziła, że nie ma to sensu. Na pewno średnio interesowały go losy jej rodziny, szczególnie teraz, w tej sytuacji w jakiej byli. Chociaż w jednym się zgadzała z babcią, czasami nie było wiadomo czy takiego chłopa to zabić, czy pocałować.
Po babci Jadzi odezwała się jej matka, potem Paweł, więc i Ida poczuła się zobligowana do jakiejś opowieści. Wróciła więc wspomnieniem do tego jak z Pawłem oszukiwali podczas tasowania kart, kiedy grali na działce w tysiąca, bo dziadek Tadek był mistrzem i nigdy nie dało się z nim wygrać. Babcia Jadzia jedynie zaśmiała się i powiedziała, że w końcu, po tylu latach się przyznali do oczywistych faktów i że takie układy jakie oni potrafili mieć na rękach to było oczywiste oszustwo.
Skusiła się na sernik z brzoskwiniami babci Jadzi, porozmawiała z rodziną, wyprzytulała wszystkich, pośmiała się z kuzyna, a to wszystko będąc u boku Maurice'a i praktycznie nie puszczając jego dłoni. Desperacko pragnęła go przy sobie i nienawidziła siebie za takie myśli i uczucia w stosunku do wampira, który tak ją zranił. Jednakże uścisk ich rąk dawał jej w tamtym momencie bardzo dużo siły, której potrzebowała, żeby przetrwać zalewającą ją falę uczuć. Bardziej bolało ją chyba spotkanie z rodziną i niechybna jej strata, niż ponowna bliskość z Hoffmanem. To co miała utracić z nimi było mimo wszystko dla niej esencją jej trzydziestoletniego życia, a z nim choć wszystko było intensywne, to jednak na ten moment krótkie.
Kiedy zadał jej pytanie średnio wiedziała co zrobić. Bała się ich samotnego spotkania, że ta bańka szczęśliwej, wspierającej się pary którą w jakiś sposób stworzyli przez ostatnie kilka godzin szybko pryśnie. Z drugiej strony bardzo też przytłaczała ją rodzinna atmosfera. Zaczęły się śmieszne historie sprzed kilku lat i ogólne wspominki, plany na przyszłość, a ona wiedziała, że tej przyszłości przy nich nie miała. Nie mogła z uśmiechem obiecywać, że odwiedzą ich na wakacje, kiedy w lato ona nie będzie w stanie wyjść na zewnątrz i na pewno nie będzie mogła zrobić z tego z Maurycym. Tak samo nie chciała się tłumaczyć z pytań o ślub, dzieci. Już pewnie sam fakt, że nie tknęła alkoholu posunął u niektórych podejrzenia o to, że może być w ciąży, a ona po prostu obawiała się być pijaną przy nim .
Idę. — Zdecydowała się w końcu, po czym wstała, nie puszczając jego ręki i podeszła z nim do rodziców, wymówić się po polsku. Powiedziała, że za nimi długi dzień i chcą odpocząć i na pewno jeszcze jutro spędzą razem czas, po czym za rękę, zaprowadziła wampira do swojego starego pokoju.
Chociaż dawno jej nie było w domu, a samo pomieszczenie zostało już zaadaptowane przez jej rodziców, to można było zobaczyć jej wkład w niego. Na regale stały jakieś książki young adult sprzed wielu lat, Harry Potter, Zmierzch czy Pamiętniki Wampirów. Na ścianie wisiały jakieś ramki że starymi zdjęciami, a w szafie były jej domowe ubrania. Sam pokój nie był zbyt duży, utrzymany w beżowej tonacji. Kanapa, będąca wygodnym łóżkiem dla jednej osoby, jasny fotel, bordowy dywan i biurko.
Ida weszła razem z nim do środa, rozejrzała się i puściła jego rękę, by opaść ciężko na kanapę. Zamilkła na chwilę, żeby zebrać myśli, po czym spojrzała na niego, zbierając odwagę po raz pierwszy tego wieczora.
Naprawdę chcesz iść spać?
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Szczęściarz
Na jednej sesji wylosuj w kościach 3 sukcesy pod rząd.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
Misja została zakończona sukcesem, ponieważ Ida uznała, że pójdzie z nim do pokoju. Maurice bardzo źle zaczął do tego wszystkiego podchodzić, ponieważ zadaniowo. Złapać za rękę, namieszać w głowie, wybadać teren, zabrać do pokoju. Krok po kroku, grosz do grosza i jest ta willa na Gubałówce. Mężczyzna jednak zorientował się idąc po schodach, że dalej nie wie co robić. Nie miał planu. Nie był pewien, czy w ogóle chce coś więcej. Znaczy się, mógł. Jasne, że mógł. Nie obraziłby się, gdyby Ida po wejściu do jej pokoju, rozebrała się i rzuciła na niego. Aczkolwiek, nie żył w bajce i wiedział, że tak nie będzie. Chyba, że kobieta już całkowicie wpadła w desperację. Poza tym, nie wiedział, czy to ma sens. Potem byłoby tylko więcej smsów ze smętnym podłożem i już po całości nie dałaby mu spokoju. A Maurice tego chciał, czyż nie? Świętego spokoju, pełnej kontroli i żeby się wszyscy od niego odjebali. Nie chciał kolejnych wiadomości z serii czemu mi to zrobiłeś?. Bo on nie poczuwał się tak bardzo do winy, jak powinien. Uważał, że to Ida doprowadziła do takiej sytuacji, gdzie on nie miał innego wyjścia. To ona go nie kochała. Koniec dyskusji, a on już więcej nie mógł zrobić, żeby to zmienić. Nawet się nie starał, nie uważał, żeby walka o miłość miała sens. Był święcie przekonany, że o coś takiego się wręcz nie powinno walczyć. Bo jaki to miało sens? Wyrywać sobie z gardeł takie uczucie, kiedy ono powinno się pojawić naturalnie. Powinno być świadomą decyzją, której na niej nie zamierzał wymuszać. Nie planował forsować nawet tego, po prostu się chyba pierwszy raz od dekad, poddał. Zazwyczaj gryzł, aż do kości, nie dawał sobie przegrać. Ale tę walkę oddał próbując robić kontrolę zniszczeń. Gdyby szedł drogą walki o miłość, wszedłby na ścieżkę autodestrukcji. Nie chciał tego, nie chciał niszczyć siebie tylko, a nawet aż dla takiego uczucia. Maurice przeżył tyle dekad, wieków, bez miłości. Mógł i odpuścić to Idzie. Najwidoczniej nie byli sobie pisani, najwidoczniej popełnił błąd kalkulacji. Dobrze, że na giełdzie mu lepiej szło, bo tutaj obstawił złą akcję. Myślał, że go Ida pokocha. Myślał, że pokochanie jej to będzie dobry pomysł. A stracił na tym spektakularnie. Aczkolwiek, będąc na tym pogrzebie, nie mógł wyprzeć z głowy myśli, że to kolejna bitwa. Kolejne starcie o to co chciał myśleć, że będzie miłością. Możliwe, że przez to podchodził do wszystkiego zbyt zadaniowo i przez to poczuł się niczym w pracy. A może po prostu nie potrafił już inaczej.

Wszedłszy do pokoju, poczuł się jakby był w złym miejscu. To był stary pokój jego byłej dziewczyny, coś co pokazywało jaka była kiedyś. Jakieś książki, zdjęcia. Dziwnie się mu na nie patrzyło. Szczególnie zdając sobie sprawę, że te na których wyglądała jak dziecko, były zrobione jak już jego mała Amelka się żeniła. Czasem przerażał go fakt, że Ida była taka młoda. Czuł się, jakby robił coś źle, jakby niszczył jej młodość, wraz z nią, przez to że wybrała sobie starszego o 170 lat chłopa. Ale to było już po ptakach, zrobił jej co zrobił. Przykro mu było, że tak to się skończyło i powoli znowu zaczął żałować, że pojechał na ten pogrzeb. Ponieważ znajdując się z Idą w pokoju, nawet nie wiedział co powiedzieć, co zrobić. Ale nagle, w mgnieniu oka, wpadł na bomba pomysł. Przez jego zblazowaną twarz przeszedł pewien dreszcz adrenaliny, a oczy się o mało nie zabłyszczały od tego na co wpadł.
- Nie – odparł marszcząc brwi w zdziwieniu. Co ona myślała? Że Maurice uznał przed godziną szóstą rano, że to jest czas na spanie? Miał o wiele gorsze plany. Podszedł do niej, dość blisko, aczkolwiek zachowując resztki dystansu i popatrzył się w jej oczy. Nadal nie wiedział jaki miały kolor, zielony, niebieski? Nie miał pojęcia, ale bardzo lubił w nie patrzeć. Wiedział jaki wpływ będą miały jego akcje na nią, był pewien, że to może być ich ostatnia rozmowa w trakcie pogrzebu i po powrocie do Paryża. Jednakże, uznał że zaryzykuje. Wejdzie va banque. Bo on nie miał nic do stracenia, poza resztkami godności. A mu już wszystko było obojętne. Czy ją straci, czy nie. Wyjebane. Maurice po prostu wyszedł z założenia, że chce usłyszeć najgorszą prawdę (nie ważne w jakiej postaci). I to było bardzo masochistyczne z jego strony, szczególnie biorąc pod uwagę jego stanowisko w tej sprawie. Zebrał się w sobie, wziął płytki wdech i zadał pytanie pewny siebie.

- Prawda czy fałsz. Kochasz mnie? – No i chuj. Maurice wybrał tego dnia przemoc i ewidentnie uznał, że jak nie poharata siebie i jej, to mu się krzywda stanie. Spodziewał się jednej odpowiedzi. A może już nie tyle co spodziewał, a wręcz liczył. I nie dlatego, że nie chciał być kochany. Ale wszedł znowu w ten etap życia, gdzie to go przerażało. Bo nie wyobrażał sobie znowu przechodzić katuszy. Poza tym, co było wręcz gorsze. Nie wiedział, gdzie by to ich postawiło, gdyby jednak Ida powiedziała, że to prawda. Wróciliby do siebie, wpadli w swoje objęcia, a może jedno i drugie by się zapłakało na śmierć? Wszystkie opcje były prawdopodobne, a sam mężczyzna nie wiedział, która była najgorsza. Kochał ją, tak. Ale nie był gotów psychicznie się znowu otworzyć. A biorąc pod uwagę, że jego poprzedni max okazał się niewystarczający. To najzwyczajniej w świecie podważał już sens tego wszystkiego. Może Maurice był po prostu skazany na samotność? Zaczął brać tę opcję pod uwagę. Tylko, że nie mógł odpuścić tego jednego. Z dziwnych powodów, nagle chciał się dowiedzieć, czy Ida go kocha, czy też nie. Ranił ją tym pytaniem z pewnością, ale on jak to on, tym się nie martwił. O nikogo się już nie martwił, nawet o samego siebie. Bo gdyby chociaż brał pod uwagę jego własne dobro, to by nie zadawał tego pytania. Aczkolwiek, wpadł w taką apatię, taki marazm, że nawet najgłupsze pomysły, najbardziej sadystyczne, masochistyczne i wszelakie, nie wydawały się takie złe. Wyczekiwał jej odpowiedzi prawie że nie oddychając, patrząc się na nią i przygotowując się na najgorsze. Tylko, czym było to najgorsze? Sam nie wiedział. Wszystko okaże się w praniu, dziennikarz empiryczny z niego wyszedł.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Ida Olszewska

Ida Olszewska
Skrót statystyk : S: 0/5
SPT: 3/5
PRC: 3/5
OP: 2/5
WT: 2/3

SPECJALIZACJE I CECHY
— Aktorka
— Nauki ścisłe: chemia (WT)

MUTACJE NEGATYWNE
1. Nadwrażliwość [-2 PRC]
2. Alergiczka: ananas, laktoza [-2 PRC]
3. Potępiona: Islam [-1 skup]
4. Nienasycona [-2 OP]
5. Niestabilna [bezsenność, PTSD -4 OP]

MUTACJE POZYTYWNE
1. Farciara
2. Predatorka [+1 PRC]
3. Szósty zmysł [+1 S,OP]
4. Mistrzyni skupienia [+2 OP, skup]
5. Syta [+2 OP w przypadku głodu]
Liczba postów : 1144
Kobieta z jednej strony wiedziała, że to była w pewnym sensie pułapka, a z drugiej wchodziła po schodach z lekkim umysłem, jakby całkiem nieświadoma tego co ją czeka. Może trochę liczyła, że ze względu na stare czasy da jej usiąść na swoich kolanach, oplecie ją ramionami i otoczy chwilową troską. Nie chciała tego, nie chciała litości, a jednocześnie w tym momencie to było jej największe marzenie. Jeszcze raz, chociaż przez chwilę być przy nim. Odgarnąć mu grzywkę z czoła, smutno się uśmiechnąć. Być może krótko pocałować na pożegnanie, skoro nie zrobiła tego wtedy, kiedy żegnali się w garażu. Ida trochę traktowała jego obecność jako chwilową retrospekcję, połączoną z ciągłym, niegasnącym poczuciem wewnętrznej agonii. Chciała więcej, więcej i więcej, a jednocześnie uciec od niego i nigdy już nie dotknąć, skoro jego najmniejsze przesunięcie palcami po plecach powodowało w niej pożar nie do ugaszenia.
Obserwowała jak rozglądał się po jej pokoju, nie czując wstydu ani zażenowania. To była jakaś część niej, którą też musiał kiedyś zaakceptować. Już nie było takiej konieczności, przecież nie chciał trwać przy niej i dzielić się chociażby częścią swoich trosk. Ida już miała to gdzieś, akurat z tą częścią tego wszystkiego najłatwiej było jej się pogodzić. Tak jakby od początku wiedziała, że nie będzie mogła z tym walczyć, że to nie jest coś o co może prosić. Nie zawiodła się, ani nie zaskoczyła. Po prostu przyjęła to, że nigdy nie była dla niego tak ważna jak on dla niej.
W końcu do niej podszedł i spojrzał prosto w jej oczy. Zrobił to, czego ona unikała cały dzień. Spojrzała w te jego błękitne oczy, a jej serce zrobiło fikołka. Kiedyś odnajdywała w nich spokój, a teraz jedyne co w nich widziała to żal i wspomnienia, do których chyba nie chciała wracać. Tyle czasu ile spędziła wpatrując się w niego, było aż niekomfortowe. A jeszcze bardziej niekomfortowe było pytanie które zadał. Idzie ledwo udało się wygrać z odruchem, żeby nie skrzywić się i nie otworzyć ust pokazując jak bardzo zdziwiło ją to co powiedział.
Nie odwróciła wzroku, chyba pogłębiając w ten sposób wewnętrznego masochistę. Co mu miała odpowiedzieć? "Tak, bardzo"? Po co? Nie rozumiała dlaczego rozgrzebywał w ogóle ten temat, skoro najwyraźniej nie liczyło się dla niego uczucie, które było między nimi. Chociaż też jakie uczucie? Zabawa i seks. Ida była tym wszystkim naprawdę zmęczona i od razu zaczęła żałować, że wybrała pójście z nim do pokoju, zamiast spędzenie wieczoru w gronie najbliższych. Nawet jeżeli wspólne żartowanie z rodziną było ciężkie, to przynajmniej tamtej ból był słodko-gorzki. W ich przypadku, ze słodyczy nie zostało nic. Zgubili ją gdzieś pod drzewem na polu i został im tylko gorzki smak porażki i żal.
Nie odpowiadała mu kilka sekund, ale nie dlatego, że nie wiedziała jaka jest odpowiedź na to pytanie. Całą sobą wiedziała jaka była prawda. Ida nie była pewna, czy chce się do tego przyznawać, czy w ogóle chce grać w jego kolejną gierkę i poddawać się manipulacjom. Przecież i tak była pewna, że do siebie nie wrócą. Po co miała więc ranić i jego, i samą siebie stwierdzeniem faktu? Mrugnęła kilka razy, po czym odezwała się w końcu, ale nie tak jak Maurice by chciał.
Po co to robisz, Maurice? Jaki jest twój cel? Chcesz zobaczyć jak bardzo nagnę się pod ciebie? Zobaczyć jak płaczę? — Zadała cicho pytanie, po czym jednak podniosła się z kanapy i poprawiła sukienkę, ciągnąć ją w dół. Podeszła do niego, praktycznie do końca niwecząc tę wolną przestrzeń, którą między nimi zostawił i położyła mu rękę na piersi, w miejscu, gdzie pod koszulą, ukryte w klatce piersiowej biło jego serce. — Przepraszam, że cię tutaj zaciągnęłam, to jednak chyba był zły pomysł. — Szepcząc, cały czas spoglądała w jego oczy. Dopiero jak skończyła mówić przesunęła spojrzeniem po jego twarzy, być może skupiając się na jego ustach kilka setnych sekund za długo. W końcu opuściła rękę i zrobiła krok w tył, żeby jednak wrócić do rodziny. Chyba przesadziła z ewentualną możliwością spędzenia tylu godzin, sam na sam, ze swoją niespełnioną miłością w małym pokoju. Wolała nie podejmować przypadkowych decyzji, które mogłyby się na nich źle odbić, tak jak źle się nad nich odbiły walentynki. Serce przebite trzema mieczami definitywnie było jej. Jeden miecz trzymał Maurice, drugi jej rodzina, a trzecim sama przebiła sam środek organu.

_________________
You better run like the devil 'cause they're never gonna leave you alone
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Szczęściarz
Na jednej sesji wylosuj w kościach 3 sukcesy pod rząd.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
Odpowiedź Idy nie była do końca taką, jakiej się spodziewał, aczkolwiek to też nie tak, że opór go zdziwił. W pewien sposób, był świadomy, że to nie pójdzie tak gładko, jakby tego chciał. Znał ją, wiedział że lubi robić mu pod górkę, świadomie lub nie. Jednakże, on nie zamierzał poddać się tak łatwo. Widział jak podnosi się z kanapy, jak obciąga sukienkę. Jakby to miało go jeszcze wzruszyć, że jest za krótka. Nie spuszczał wzroku z niej, a jego wyraz twarzy był niezmienny. Maurice chciał to wiedzieć, był już gotów usłyszeć smutną prawdę, nie ważna jaka by ona nie była. Ida prawdopodobnie nie doceniała zawodnika. I nie dlatego, że podejrzewała go o złe zamiary. O wplatanie gierek, manipulacji i innych machlojek. Bo to było całkowicie słuszne, wiadome było, że to wchodziło w grę wraz z nim. Aczkolwiek, brunetka nie wiedziała w jak złym stanie był jej były chłopak. Może i nie było widać, może i sam o tym starał się nie myśleć. A jednak, było naprawdę fatalnie. Zdawało się, że nie było już drogi powrotu, wchodził coraz głębiej w bagno, a z niego łatwo się nie wraca. Nie kierowały nim uczucia, ambicja, czy też racjonalność. Przy sterach była czysta rozpacz wymieszania z chęcią kontroli. Z jakimiś dziwnymi planami, których nie było sposobu nazwać. Maurice stał się kimś, kim może niegdyś bardzo chciałby być. Kimś kogo się już nie zrani. Ale nie dlatego, że był taki mocny, taki twardy. A dlatego, że stracił gdzieś serce. W Maroko był jeszcze stan przejściowy, tam powoli się naprawiał, myśląc że z tego wyjdzie. Aczkolwiek, już po powrocie, przygniotła go samotność i mechanizmem obronnym było wyrzucenie emocji. Jeszcze przy bliskich mu tak osobach, było znośnie. Śpiewał Spice Girls, tańczył i oglądał formułę jeden przeplataną ze skokami narciarskimi. Tylko, że on tak już miał. Uciekając się naprawiał, wracając wszystko się psuło. A spotkanie z Idą wprawiło go w taki stan, który był najzwyczajniej niebezpieczny dla niego i innych dookoła. A on nie zamierzał Idzie odejść tak łatwo. Nie ważne, czy miałaby to opłacić łzami, nie ważne, czy mieliby się pokłócić, pocałować, a może i nawet pobić. Bo czemu by nie. To on nie planował odejść jej bez wyduszenia tych kilku słów.

Z jednym musiał się zgodzić, zaproszenie go było fatalnym pomysłem. Sama to sobie zrobiła i naprawdę ciężko było nie przewidzieć, że pojechanie z nim na tak emocjonalną wycieczkę, będzie złym ruchem. Nie miał jak się z tym kłócić. Chociaż na niego to jakoś źle nie wpływało, to domyślał się, że Ida przeżywała katusze. A to było mu już obojętne. Sam był zdziwiony swoim brakiem jakiejkolwiek empatii, sympatii. Nic. Zero. Nawet śladu po nich nie było. Westchnął jedynie i wzruszył ramionami.
- Nie mów, że czegoś innego się spodziewałaś Ida – odparł z pewną litością w głosie. No bo czy ona naprawdę myślała, że będzie inaczej? Miała pewne prawo, mogła liczyć, że Maurice nie przeszedł diametralnej zmiany. Mogła mieć nadzieje, że on się wstrzyma z podążaniem własną drogą, nawet w dniu pogrzebu jej dziadka. Tylko, że to opierało się na jednym założeniu, które było same w sobie, niezwykle błędne. A mianowicie, polegało na założeniu, że mężczyzna okaże empatię i zrozumienie. A on ich nigdy nie wykazywał w nadmiarze. Dawkował to jak śmiertelną dawkę, byleby zapobiec. On był taki zawsze i Ida mogła się o tym przekonać. Maurice był wychowany w ciężkich czasach, przez dwa ciężkie przypadki i do tego w nietypowych warunkach. Nic dziwnego, że na takiego wyrósł. Jako dziecko płakał, o boże, ile on płakał. Za mamą, za tatą, za zabawką, której nie wziął ze sobą i za tym, że nie ma żadnych kolegów. Ale te czasy minęły, wyrobiły go, ból sprawił, że stał się twardy, a kolejne wydarzenia jedynie dodawały kolejne powłoki, osłaniając go przed odczuwaniem prozaicznych emocji, jak współczucie. To był bardzo kompleksowy przypadek, który naprawdę unikał zwyczajnych rzeczy jak ognia. Świadomie, czy nie, był jedną wielką skrajnością. Więc nikt by się nie zdziwił, gdyby Ida go nie kochała. No poza nim. Bo Maurice wierzył, był wręcz przeświadczony, swoją wielkością, wspaniałością i majestatem. Ten jego cały narcyzm to był dziwny twór, który pozwalał mu przeżyć wszystko. Dosłownie każde wydarzenie. Bo nie było opcji, żeby gdzieś był winien bardziej, niż minimalna dawka. Problem był jednak zupełnie inny. Problemem był fakt, że w obliczu zerwania z Idą, ten cały narcyzm nie wypalił. Dodał swoje trzy grosze, ale został wyparty przez mechanizmy obronne. I powstał on. Największy dupek na tej planecie, Maurice Hoffman. Tak sobie by nigdy siebie nie wymyślił. Nie miał takiego polotu, żeby tak to sobie rozplanować. Chyba nikt nie myślał, że mogło być z nim gorzej, niż kiedyś. A mogło i on wszystkim pokazał, że dla niego nie ma rzeczy niemożliwych. Pierdolnąć w dno mógł on mocniej, niż ktokolwiek inny i się tym wykazał.

Widząc jak się Ida odsuwa, musiał wkroczyć do gry, do akcji. Dlatego też złapał ją delikatnie za ramię, tak że z łatwością mogła się wyrwać, a on by nie naciskał mocniej.
- Wiesz, że jak teraz mi tego nie powiesz to ten rozdział się nigdy nie zamknie, a my już nigdy nie będziemy mieć okazji porozmawiać. Bo mogę Ci jedno obiecać, ja nie mam problemu z wyjściem stąd teraz i pojechaniem do Paryża. I to Ty będziesz rodzinie się tłumaczyć, to Ty będziesz dalej pisać desperackie smsy. – Zaczął mówić spokojnie, aczkolwiek ostro. Nie było śladu po troszczącym się Maurycym. Był ten twór, ta dziwna kreatura, która nie miała problemu z szantażem ukochanej. – Albo teraz mi powiesz, porozmawiamy jak dorośli. Nie rób tego sobie, masz trzydzieści lat, a takie rzeczy teraz bolą naprawdę mocno. Potem będziesz żałować, rozmyślać jakby to było, jakbyś coś zrobiła inaczej. Przyznaj się, że mnie nie kochasz, a sobie samej ulżysz. Raz na zawsze to zakończymy. Może nawet kiedyś będziemy mieć kontakt, może kiedyś się jeszcze przetniemy. – Maurice mówił to jakby miał zaraz umrzeć. A o dziwo, nie było to dalekie prawdy. On coraz mocniej rozmyślał nad wyprowadzką z Paryża. Mógłby wrócić do Szwajcarii, zamieszkać koło Jannika i żyć spokojnie. Z dala od tej rodzinki, której Ida mogła zawdzięczać przyjemność obcowania z nim. Z dala od znajomych, nielubianych przez niego wampirów. Z dala od niej. Od tej, której udało się złamać serce Maurycego. Udowodniła wpierw, że on w ogóle ma uczucia, a potem zapewniła, żeby się ich pozbył. Ale to nie była wina Idy. Tak miało być. Ponieważ Maurice Hoffman to nie jest archetyp ukochanego. To jest bezwzględny morderca, który przez kilka miesięcy żył marzeniem rodziny, ciepła i bliskości, które było nie do spełnienia.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Ida Olszewska

Ida Olszewska
Skrót statystyk : S: 0/5
SPT: 3/5
PRC: 3/5
OP: 2/5
WT: 2/3

SPECJALIZACJE I CECHY
— Aktorka
— Nauki ścisłe: chemia (WT)

MUTACJE NEGATYWNE
1. Nadwrażliwość [-2 PRC]
2. Alergiczka: ananas, laktoza [-2 PRC]
3. Potępiona: Islam [-1 skup]
4. Nienasycona [-2 OP]
5. Niestabilna [bezsenność, PTSD -4 OP]

MUTACJE POZYTYWNE
1. Farciara
2. Predatorka [+1 PRC]
3. Szósty zmysł [+1 S,OP]
4. Mistrzyni skupienia [+2 OP, skup]
5. Syta [+2 OP w przypadku głodu]
Liczba postów : 1144
Wiele uczuć w niej buzowało, wiele emocji, które ujawniły się dopiero przy nim. Chociaż może ujawniły to złe słowo, już wcześniej wiedziała, że bardzo za nim tęskni, ale dopiero zobaczenie go tuż obok siebie uświadomiło jej jak ogromny miała problem. I chociaż miała wrażenie, że jest tuż obok, to jednocześnie był bardzo daleko. To nie był jej Maurice, ten który był tak bliski jej sercu, ten który sprawiał, że zapominała o wszystkich troskach, ten który posiadł jej serce i zamknął je we własnej dłoni. Ten Maurice przypominał jej dupka, którym był jej ukochany zanim splotły się ich ścieżki. Ida nie sądziła, że zmieniała go na lepsze. Po prostu w jej towarzystwie pokazywał inną stronę, którą skrzętnie ukrywał. Ona bardziej odkrywała zakurzone zakamarki jego serca, zamiast na siłę wciskać mu niepasujące do niego części, które według innych mogły by być lepsze. Nie zależało jej na ideale, zależało jej na szczerości i prawdzie. I może faktycznie powinna mu ją podarować. Może faktycznie zasługiwali na to, by zamknąć ten rozdział i pozbierać się do kupy, osobno lub razem?
Wiem, że nie masz problemu z zostawieniem mnie, nie musisz mnie w tym zapewniać. — Powiedziała cicho, dodatkowo zraniona jego słowami. Przymknęła oczy, żeby zapanować nad obezwładniającymi ją emocjami. Miała wrażenie, że zaraz cała zacznie drżeć, w związku z tym wszystkim co się w niej kotłowało. Może faktycznie potrzebował usłyszeć prawdę, chociaż ona była pewna, że zrani ich oboje. Nie musiał jej szantażować jej własną rodziną, Idę naprawdę już w tym momencie mało obchodziło to, czy będzie musiała usprawiedliwiać nagłe zniknięcie jej “chłopaka”. Bardziej obchodziło ją to co czuła, co obydwoje czuli. Musiała się w końcu otworzyć, nawet jeżeli nie do końca jeszcze tego chciała.
Co mam ci powiedzieć Maurice? Ja wiem, że ty byś chciał usłyszeć prostą odpowiedź. Szybkie “prawda” lub “fałsz”, chociaż sam pewnie gdzieś w środku spodziewasz się co ci powiem. Ale dobrze, skoro tak bardzo chcesz prawdy, to dam ci prawdę… Uwielbiam cię. Uwielbiam to jak się śmiejesz, kiedy uśmiechasz się, czasami całkiem nieświadomie. Kiedyś tak nie robiłeś, wiesz? Uwielbiam nasze długie rozmowy, uwielbiam z tobą żartować, uwielbiam jak opowiadasz mi o rzeczach, które przeżyłeś, a o których ja w większości słyszałam w szkole. Uwielbiam nasze randki, niezależnie czy wychodzimy do jakiejś szalenie fancy restauracji, czy zostajemy w domu i oglądamy film, zapewne wojenny, bo nie przeszkadza mi, że wybierasz po raz dwudziesty z rzędu. Uwielbiam kiedy pokazujesz mi nowe rzeczy i cieszysz się jak mi coś wychodzi, nawet jeżeli pięciolatek by umiał zjechać z oślej łączki i się nie zabić. Uwielbiam, że jak wychodzisz z domu wcześniej niż ja wstanę, to zawsze dasz mi buziaka przed wyjściem, że zrobisz mi rano kawę, że nie przeszkadza ci ilość bluz, które ci ukradłam, bo czułam się w nich jak w domu. Nawet uwielbiam w tobie to, że po polowaniu, chociaż byłeś wyraźnie zirytowany moją nadwrażliwością, to zająłeś się mną, żeby było mi jak najbardziej komfortowo. Że odgarniałeś mi włosy z twarzy, że kupiłeś ten kompletnie nie pasujący do twojego mieszkania różowy kubek, bo mi się spodobał i chciałam z niego pić herbatę. Uwielbiałam oglądać jak się bawisz z rodziną i naszymi przyjaciółmi, jak jesteś po prostu szczerze szczęśliwy. Chociaż może nie byłeś, skoro byłeś wtedy naćpany i to się rządziło swoimi prawami. Nie wiem Maurice, ja już niczego nie wiem o tobie.
Pamiętasz ten dzień w grudniu, kiedy niebo było na tyle czyste, że wschód słońca zabarwił je na różowo, a ty wyciągnąłeś z szuflady w łazience krem z filtrem, żebyśmy mogli pooglądać je z balkonu, bo powiedziałam ci, że za tym tęsknię? To był pierwszy moment, kiedy pomyślałam, że będziesz moją zgubą, bo zaczynam naprawdę mocno się w tobie zakochiwać. Bo chciałabym tak spędzać już każdy poranek do końca świata. Nie obchodziło mnie co inni powiedzą, czy Silvan i Renata nam pobłogosławią czy się nas wyrzekną. Czy będą nam wypominać różnicę lat między nami, czy powiedzą,że masz na mnie zły wpływ. Byłeś mój i nie chciałam cię oddać nikomu innemu. Czekałam na ciebie, chciałam dać ci wszystko odkrywać w twoim tempie. Wiedziałam, że mnie kochasz, okazywałeś to. Nie potrzebowałam słów. I ja wiem, że nie powinnam, że to pewnie będzie jeszcze długo wiązało się tylko z bólem, że będę patrzyła na ciebie i cierpiała, albo cierpiała przez brak ciebie obok. Jednak i tak kocham cię całym sercem Maurice. I wtedy też kochałam, nawet jak nie potrafiłam znaleźć odpowiednich słów. Nawet jak stchórzyłam.
— Przerwała na chwilę, bo od wyznań aż jej się zakręciło w głowie i zaschło w gardle. Nie potrafiła na niego spojrzeć. Nie potrafiła w ogóle odważyć się, by podnieść głowę, z uporem maniaka świdrowała wzrokiem guzik jego ciemnej koszuli. — No ale co mi po tym, skoro nie jestem ci do niczego potrzebna. Skoro jedyne co wnosiłam do tej relacji to irytacja, że jednak czasami nie uginam się tak jakbyś chciał. Mam nadzieję, że chociaż ten seks, o którym wspomniałeś, był dla ciebie wart tego wszystkiego. — Powiedziała twardo, prychając pod nosem. Ida miała takie okresy wachania. Czasami wierzyła w każde słowo które jej powiedział, czasami całą sobą wiedziała, że nie były do końca prawdziwe. W tym momencie sama już nie była pewna, ale skoro już się z nim konfrontowała, to mogła równie dobrze wypomnieć mu też to. — Bo wiesz co, mnie naprawdę boli, że oddałam tobie swoje serce zupełnie nieświadomie. Często nie zgadzam się z tym co robisz, pewnie też nie popieram wielu rzeczy z twojej przeszłości, ale wiesz co? Przy tobie zaczęłam to akceptować, bo ludzi nie kocha się za to, że są idealni. Ludzi kocha się z ich wadami i przywarami. I ja cię kocham nawet teraz, mimo tych dwóch tygodni pełnych bólu, mimo wielu przepłakanych nocy i wypitych butelek wódki. I Maurice błągam cię, zostaw mnie, albo zostań przy mnie. Nie baw się mną, chociaż tyle mi możesz dać. Podobno mnie kochałeś, to teraz możesz to pokazać. — Nie było łez, nie było nadmiernego rzucania się i agresywnej narracji. Było zmęczenie. Ida naprawdę wypruła się z wszystkich uczuć kiedy to mówiła, jakby wyznając rzeczy dla niej oczywiste oddała swoje uczucia w eter. Mogli teraz konkurować na to kto miał już bardziej wyjebane, chociaż Ida zakładała, że nie była w stanie wygrać z mistrzem marazmu i zblazowania w jego własnej grze. Nie, kiedy spędziła ostatnie dwa tygodnie na płaczu i rozpaczaniu, a on miał to wszystko gdzieś.

_________________
You better run like the devil 'cause they're never gonna leave you alone
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Szczęściarz
Na jednej sesji wylosuj w kościach 3 sukcesy pod rząd.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
Maurice faktycznie wolałby krótką odpowiedź. Prawda, fałsz i do widzenia. Naprawdę o wiele bardziej pragnął czegoś takiego, niż tego co dostał w zamian. Śmiał się. Długo się nie uśmiechał i nie śmiał przy prawie nikim, zanim zbliżył się do Idy. Wpierw zasłaniał usta, gdy to robił, ale wraz z czasem, przestał. Przywyknął, że przy niej czuje się szczęśliwy. Dlatego też może strata jej zabrała mu większość radości z życia. Zabrała mu pewien sens. Ponieważ jak już kiedyś ustalił, Silvan był jego radością, matka sercem, a Ida sensem. I tracąc go, stracił wiele. Nie odczuwał tego jednak w jakiś okropny sposób. Maurice po prostu wpadł w taką apatię, że nawet to było mu obojętne. On też niegdyś uwielbiał ich długie rozmowy, teraz mu były obojętne. Maurice nawet nie chciał rozmawiać z Idą. Nie chciał słuchać tego co miała do powiedzenia, bo wiedział, że to go tylko zaboli. Albo przynajmniej powinno. I tak słuchał tego co miała do powiedzenia, chwilami się wyłączając. Nie przerywał jej nawet ja brała dłuższe przerwy na oddech. Dał się jej wypowiedzieć, żeby móc później to zakończyć. O ile w ogóle znajdzie w sobie tyle siły, ile na to potrzebował. Nie czuł niczego poza drobnymi ukłuciami w serce. Takimi zadanymi jakby szpilką. Tylko, że było to systematyczne, przez co o mało się nie skrzywił. Jednak jego twarz nie zmieniła wyrazu, a wzrok był wbity w Idę. I gdy ona skończyła mówić, zaczęło się najgorsze.

Kocham Cię Ida, jak nigdy nikogo innego. Kocham twoje wady i zalety. Kocham to, że byłaś przy mnie nie ważne co. Że nawet jak zepsułem Ci walentynki to nie kazałaś mi się zawracać. Że się uparłaś, żeby ze mną pójść, chociaż tego nie chciałem. Kocham twój zapach, dotyk, głos. To, że mogę Ciebie uczyć wielu rzeczy i, że wytrzymujesz ze mną. I naprawdę jestem wdzięczny za to, że nie próbowałaś mnie tak długo zmieniać. Zawsze wszyscy coś ode mnie chcieli, żeby było inaczej. Każdy Ci o mnie powie, że narcyz, psychopata. A ty i tak ze mną tkwiłaś, za co Ci bardzo dziękuję. A moje życie bez Ciebie straciło sens. I gdybym tylko mógł, to bym to wszystko zmienił. Bylibyśmy razem, szczęśliwi, zakochani. Oddałbym wszystko, żebyśmy za dwadzieścia lat byli po ślubie z dziećmi. Nigdy tak o tym nie myślałem, a dzięki Tobie zachciałem tego. Chcę być z Tobą rodziną, chcę żebyś poznała dobrze Jannika i, żebyś poznała do końca mnie. Naprawdę gdybym tylko mógł, to bym się otworzył przed Tobą. Ale nie potrafię, ja wielu rzeczy nie umiem. Tak samo jak nie umiem odpuścić i nie umiem przetworzyć myśli, że nie będzie Ciebie Ida w moim życiu. Oddam Ci całe moje serce, tylko proszę wróć do mnie.

Tylko, że on tego nie powiedział. Te wszystkie słowa wtrąciły mu się do głowy jako impostor. To było ostatnie bicie jego serca. Ostatni podryg. Bo nie było szans, żeby on to powiedział. Po prostu patrzył na Idę tępym wzrokiem, nie wiedząc co zrobić. Naprawdę chciał ją znowu przytulić, ale nie potrafił. Stracił to wyczucie, a wiedział, że jego objęcia byłyby zimne, jak lód. Nie znalazłaby w nich ciepła, ani domu. Jedynie zgliszcza po nim. Ponieważ Maurice spalił ich dom do samych fundamentów. Syn Renaty i Silvana miał wyjątkową umiejętność niszczenia. Jego siła sprawcza była niesamowita. Nie potrafił tworzyć, nie dawał życia. Jedynie zabijał i rujnował, czego by się nie dotknął. A raczej kogo. Nie ma gorszej objawy szaleństwa od gadania z samym sobą o niespełnionej miłości, gdy ona stała naprzeciwko niego.
- Ale jak ja Ci to mam pokazać? – Zapytał bezradny, zrezygnowany. Chciał ją kochać, kochał ją nawet. Ale już, żeby to udowodnić, nie miał sił. Chęci. Był zmęczony życiem. Tym co go wszystko spotkało. Matka mu powtarzała, nie umieraj dla nikogo. A on chyba poświęcił swoją duszę i serce tego dnia w garażu, byleby ciało przetrwało. Ponieważ Maurice pragnął do niej wrócić, a jednak nie umiał, nie mógł. Odczuwał fizyczną blokadę, coś go zatrzymywało, a on nie umiał tego ominąć. – Tobie Ida w pewnym momencie przestało pasować jaki jestem – zaczął łapiąc się za dłonie, wyginając palce z wielką siłą. A jednak, wciąż patrzył się na Idę. On w przeciwieństwie do niej, nie mógł odwrócić wzroku. Inaczej by nie wymusił na sobie kolejnych słów. – I wtedy zaczęłaś mówić, że nie będziesz ze mną, jak taki mam być. Ale jaki Ida? Ja taki zawsze byłem. Od dekad. Nie byłem wychowany przez kochającą rodzinę. Nie miałem szczęśliwego dzieciństwa, nie miałem przyjaciół i do dziś nie bardzo mam. Nie mam domu. Nie umiem się otwierać, nie lubię i okropnie mi się to kojarzy. Nienawidzę być słabym i nie będę, nawet jeśli chciałabyś, żebym taki kiedyś był. To jest ludzka cecha, a wręcz wada. A jej nie chcę mieć. Nie mogę, bo by cały mój świat runął. – Chociaż i tak już runął, to wierzył, że może coś zostało. -Zrozum, ja żyję dwieście lat, a nikt nie był mi nigdy tak bliski jak ty. Znaczyłaś dla mnie wszystko, byłaś całym sensem mojego życia, ale w momencie, w którym dałaś mi powód do ucieczki, wykorzystałem go. Może się nie nadaję do związków, nie wiem. Za pewne nie. – Mówił spokojnie, bez emocji w głosie. – Więc ja się nie zmienię. I wiedz, że wtedy kłamałem. Nie byłem z Tobą tylko dla seksu i chuj wie, czemu to w ogóle powiedziałem. Chyba po prostu chciałem ulżyć nam obu, wiesz? – Skończył, a potem sam zrobił kilka kroków do tyłu. To był chyba czas na niego. Nie chciał dłużej się otwierać, nie chciał dłużej się męczyć. Chciał schować się znowu w swojej dziurze i z niej nie wychodzić. Znowu uciec, bo sam doprowadził do sytuacji, która go przerosła. Miłość nie była dla Maurice’a. Dla niego było cierpienie i zobojętnienie.

- Ale kocham Cię. Czy tego chcesz czy nie chcesz, to o tym nie kłamałem. Nie powiem, że wszystkie aspekty, bo bym kłamał. Ale kochałem Ciebie jako moją dziewczynę i naprawdę myślałem, że będzie inaczej. – Dodał robiąc kolejny krok do tyłu. Modlił się, żeby go tylko nie dotknęła. Chciał być sam. Wyszedł więc z pokoju, nie dając jej odpowiedzieć, ale bez walizki. Nawet jakby próbowała go zatrzymać, to się nie dał. Zszedł na dół, złapał płaszcz wiszący w przedpokoju i wyszedł na dwór. Wyjął paczkę papierosów i od razu odpalił jednego, nie zwracając nawet uwagi, czy ona za nim poszła, czy też nie. Naprawdę pragnął być sam.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Ida Olszewska

Ida Olszewska
Skrót statystyk : S: 0/5
SPT: 3/5
PRC: 3/5
OP: 2/5
WT: 2/3

SPECJALIZACJE I CECHY
— Aktorka
— Nauki ścisłe: chemia (WT)

MUTACJE NEGATYWNE
1. Nadwrażliwość [-2 PRC]
2. Alergiczka: ananas, laktoza [-2 PRC]
3. Potępiona: Islam [-1 skup]
4. Nienasycona [-2 OP]
5. Niestabilna [bezsenność, PTSD -4 OP]

MUTACJE POZYTYWNE
1. Farciara
2. Predatorka [+1 PRC]
3. Szósty zmysł [+1 S,OP]
4. Mistrzyni skupienia [+2 OP, skup]
5. Syta [+2 OP w przypadku głodu]
Liczba postów : 1144
Słuchała go, dalej obawiając się spojrzeć mu w twarz. Nie chciała widzieć w nim zobojętnienia, nie chciała widzieć w nim bólu. Może gdyby pod tamtym drzewem powiedziała mu to wszystko co w tej chwili, to teraz żyli by inaczej. Czy byłoby to zdrowe? Raczej nie, skoro Ida naprawdę wierzyła, że jest równą mu partnerką, a on nigdy nie traktował i najwyraźniej nie zamierzał jej traktować jako osoby, z którą można iść przez życie za rękę. Jeżeli jej słowa były dla niego jak szpilki wbite w serce, to ona jego wypowiedź odbierała jak policzek wymierzony prosto w twarz. Począwszy od stwierdzenia, że przestał jej w pewnym momencie pasować, przez wspomnienia o jego rodzinie, aż do momentu, kiedy stwierdził, że była sensem jego życia. Kiedy to usłyszała miała wrażenie, że jej serce przestało bić. Że Maurice Hoffman otworzył jej klatkę piersiową własnymi rękoma, wyrwał żebra z mostka i chwycił jej serce, żeby je zgnieść własną pięścią na jej oczach. Może nawet by wolała taki obrót spraw, bo nie musiałaby się wtedy mierzyć z konsekwencją tych wszystkich słów, które właśnie padły. A on jeszcze kontynuował, jakby uznał, że grób który właśnie jej wykopał był zbyt płytki. Jak ona będzie miała wrócić do codzienności, do życia bez niego, kiedy on rzucił jej własnie takim stwierdzeniem? Kiedy ukazał, że w jakiś sposób cierpi? Patrzyła jak się od niej odsuwa, jak nieustraszony, odważny Maurice Hoffman ucieka spłoszony. To też ją zabolało, wolałaby chyba, żeby ze swoją zblazowaną miną ranił ją i uciekł. Przynajmniej by miała spokój duszy, myślała, że wszystko u niego dobrze i wrócił do starego siebie. Teraz wyraźnie dostrzegła, że nie tylko ona przegrała w tej grze, że obydwoje sabotując siebie samych, wykończyli przy okazji to drugie.
Już się miała odezwać, ale on ją wyprzedził, dopełniając swoją wypowiedź podkreśleniem, że nadal ją kocha. Otworzyła usta jak rybka, którą właśnie ktoś wyjął z wody i podniosła wzrok, akurat żeby spotkać się z nim spojrzeniem zanim wyszedł z pokoju. Ida schowała twarz w dłoniach, nie wiedząc co zrobić. Ile razy można dawać komuś kolejną szansę? Ile razy można wybiec za kimś w mrok, starając się pokazać mu światło? Ile razy można rozgrzać serce dla kogoś, kto chciał marznąć samotnie? Opadła na kanapę i przełknęła ślinę, próbując pozbierać myśli i jednocześnie nie rozpłakać się, ani nie zwymiotować z nerwów. Dalej czuła się jakby była dla niego bardziej dodatkiem w życiu człowieka, który nie do końca wiedział co to znaczy kochać. Oparła ręce na kolanach i ponownie ukryła twarz w dłoniach. Rozum kazał jej tutaj zostać, a serce kazało jej wybiec za nim. Ida zawsze miała się za analityczkę, kobietę która twardo stąpa po ziemi i chłodno analizuje każdą sytuację. W tym momencie jednak nie umiała na to wszystko spojrzeć bez emocji. Było to dla niej zbyt ciężkie, żeby tak o tym pomyśleć. Przed oczami przypomniały jej się wszystkie obietnice. Że z nim będzie, że go nie zostawi, że pokaże mu to, czego nie zdążyli, nie chcieli pokazać mu rodzice. Westchnęła cicho, bo wiedziała, że będzie tego żałowała, ale podniosła się na proste nogi i zeszła po schodach, kierując się w stronę przedpokoju. Wychodząc złapała się spojrzeniem z Pawłem, którego bezgłośnie poprosiła, żeby pilnował, żeby nikt im nie przeszkodził. Nie chciała nagłej interwencji babci Jadzi, nie kiedy obydwoje właśnie stąpali w szklanych odłamkach własnych serc.
Nie chwyciła płaszcza, wyszła tak jak stała i rozejrzała się szybko, próbując odnaleźć wampira wzrokiem. Nie było to trudne, nie kiedy owy wampir mierzył prawie dwa metry. Podeszła do niego cicho, stanęła obok i spojrzała w ten sam punkt, na który on patrzył.
Nie wiedziała co powiedzieć, dlatego chwilę stali w ciszy, którą Ida przerwała dopiero, kiedy wyciągnęła sobie papierosa z jego paczki i odpaliła go, po czym zaciągnęła się dymem.
Nigdy nie chciałam cię skrzywdzić, naprawdę. I to nie jest tak, że przestało mi coś w tobie pasować. Nie przeszkadza mi jaki jesteś.Nie groziłam ci rozstaniem. Ja po prostu chyba byłam przerażona tym co się stało, ty mnie zaskoczyłeś, a ja nie chciałam powiedzieć czegoś, co zepsuje naszą relację. Chyba mi nie wyszło. — Powiedziała cicho, starając się mówić tak, żeby nikt postronny, nawet podsłuchując nie był w stanie usłyszeć i zrozumieć o czym rozmawiają. Zaciągnęła się głęboko dymem, nie wiedząc do czego to wszystko prowadzi. Nie wiedząc czy tę relację da się odbudować, czy te zgliszcza się jeszcze do czegokolwiek nadają. Wypuściła praktycznie ledwo rozpalonego papierosa, który upadł na zimny chodnik i po prostu zrobiła ten krok w stronę swojego ukochanego, by stanąć przed nim, spojrzała mu w oczy i nie pytając o pozwolenie objęła go mocno, przyciskając policzek do jego piersi. Chciała go poczuć, nawet jak miał ją odepchnąć po kilku sekundach. Potrzebowała tego, potrzebowała jego ramion jak tlenu, który nagle gdzieś zniknął. Potrzebowała go jak krwi, jak wody, jak nocy. Potrzebowała swojej gwiazdy.

_________________
You better run like the devil 'cause they're never gonna leave you alone
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Szczęściarz
Na jednej sesji wylosuj w kościach 3 sukcesy pod rząd.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
To, że jednak Ida kochała Maurice’a, zniszczyło mu jakikolwiek pogląd na tę całą sytuację. Był święcie przekonany, że tak nie jest. Chociaż dawała mu desperackie znaki, to starał się na nie tak nie patrzeć. Nie pasowały mu dom obranej przez niego narracji, więc zakładał, że po prostu tęskni za wszystkimi jego zaletami. Za randkami w drogich restauracjach, za prezentami, za dobrym seksem i atencją. Tak było mu łatwiej to wszystko wyjaśnić, bo choć go to wszystko raniło, to jednak zakładało, że go nie kocha. Więc udowadniało, że miał rację zrywając z nią. A kiedy Ida mu wyznała miłość, coś stracił. Stracił poczucie, że dobrze zrobił i zorientował się, że porządnie spierdolił sprawę. Nie było to dla niego łatwe, przyznać się do błędu, chociażby przed samym sobą. Niestety, trzeba kiedyś stanąć w prawdzie. Prawda bywa brudna, okrutna i w samym swym założeniu, niekiedy łamiąca serce. Jednakże, ona mogła wyzwolić. Tylko, że Maurice nie czuł się wyzwolony. Był zagubiony, musiał wyjść z tego pokoju i skraść chociażby sekundy w samotności. Palił nerwowo papierosa, wpatrzony w horyzont. To wszystko rozwaliło jego światopogląd i musiał się jakoś szybko pozbierać. Nie była mu jednak dana samotność, bo zaraz usłyszał zatrzaskujące się drzwi i domyślał się, że to Ida. Było to słodko gorzkie uczucie. Z jednej strony cieszył się w pewien sposób, że go nie zostawiła. A z drugiej jednak potrzebował chwili sam na sam. Dławił się własnymi słowami, które wypowiedział, czuł palące uczucie w przełyku po ponownym wyznaniu jej miłości. Bo zakładał, że to i tak już niczego nie zmieni. Obydwoje się zranili w poważny sposób, wbili sobie ostrza w serca. Tylko, że w tym wszystkim była pewna różnica. Ida robiła to mniej świadomie, myśląc, że robi dobrze. Natomiast Maurice z pełną premedytacją wypowiedział pewne słowa, napisał wiadomości i popełniał czyny. I to wszystko w imię kontroli i świętego spokoju. Może faktycznie nie był gotowy na relację. Może nie nadawał się wręcz do związków, gdyż nie umiał pogodzić się z brakiem całkowitego panowania nad sytuacją. Nie wiedział. Chciał wierzyć, że to się jeszcze naprostuje, że jeszcze będzie dobrze. Ale tracił nadzieje, nawet wiedząc, że Ida go kocha. Bolało go to, nie chciał, żeby go kochała. Bo tym bardziej wychodził na okrutnego. Również przez to, odejście od niej wydawało się być jeszcze gorszym rozwiązaniem. Tylko, że on nie był pewien, czy da radę wrócić. Czy ona go w ogóle przyjmie. Nikt normalny nie dałby wrócić do siebie takiemu typowi. Każda powinna była zakopać wspomnienia i miłość do niego głęboko w ogródku i odwrócić się na pięcie. Ale Ida była za dobra, za bardzo pchała się w szpony predatora, którym był Maurice. A on ją kochał niczym alkoholik. Wiedział, że nie powinien był brać kolejnego łyka i nigdy nie kończyło się na jednej szklance. Zawsze brał więcej i więcej, nie potrafiąc przestać. Obiecywał sobie, że to był już ostatni raz jak ją dotknął, wiedząc że to nie prawda. Nawet po dwóch tygodniach odwyku, patrzył na nią zachłannie, pragnąc jej gdzieś głęboko w sercu.

- No nie wyszło – odparł spokojnie, bez wielkich wyrzutów w głosie. Stwierdził po prostu fakt, że zabawa w parę, rodzinę, im nie wyszła. Byłby spokój, gdyby nie on. To przez niego to wszystko się zaczęło i on też to skończył. W pewien sposób mu to nawet pasowało. Bo przynajmniej czuł, że to on, Maurice Hoffman, miał nad tym jakiekolwiek panowanie. Tylko z tym było, jak z jego pracą. Mówił, że jeszcze jeden wielki skok i spokój, a zawsze nadchodził kolejny, większy. Myślał, że nad wszystkim panuje, a ambicja zasłaniała mu oczy. Nie patrzył pod nogi, a przed siebie, na horyzont szukając najdalszych punktów. I tak samo było z tym związkiem, nie rozkoszował się chwilą, a myślał co będzie dalej. Tylko, że rozstania nie przewidział. Pierwszy raz w życiu nie rozmyślał o nim, nie myślał, że taki będzie koniec. Myślał, że zwieńczenia nie będzie, albo jak nadejdzie, to po wielu, wielu latach. Bo z Idą lubił dzielić się swoim blaskiem, lubił oświecać jej życie. Jedynie nie pragnął dzielić się cieniem, w którym nie raz stał. A jak wiadomo, w ciemności nie można kochać.

Kobieta go przytuliła, a on zamarł na chwilę. Mózg mu mówił, żeby ją odepchnąć. Żeby zakończyć cierpienie ich obu. Bo naprawdę chciał, żeby dała mu odejść. Żeby obydwoje przestali się krzywdzić wracając do siebie, odchodząc i znowu wracając. Tylko, że serce, które przestało funkcjonować, na chwilę wydało swój ostatni imperatyw. Dlatego też objął ją jedną ręką, a w drugiej wciąż trzymał papierosa. Wypalił go do końca, wyrzucił gdzieś przed siebie i drugą ręką również ją przytulił. Stali tak chwile w ciszy, aż usta znowu go nie zaczęły palić. Znowu musiał wykopać głębszy rów, żeby w nim skończyć. Bo jak to by było, jakby Maurice sobie sam życia nie utrudniał?
- I co teraz? – Zapytał nie puszczając jej. On naprawdę nie miał pojęcia co będzie dalej. Gdyby ją odtrącił, wszystko byłoby prostsze. Aczkolwiek, nie zrobił tego. W tym całym marazmie nawet nie potrafił podjąć dobrej dla ich dwojga decyzji. Nie grał w żadną grę, bo nikt mu nie dał zasad ani planszy. Po prostu działał na automacie, który był niesamowicie wadliwy.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Ida Olszewska

Ida Olszewska
Skrót statystyk : S: 0/5
SPT: 3/5
PRC: 3/5
OP: 2/5
WT: 2/3

SPECJALIZACJE I CECHY
— Aktorka
— Nauki ścisłe: chemia (WT)

MUTACJE NEGATYWNE
1. Nadwrażliwość [-2 PRC]
2. Alergiczka: ananas, laktoza [-2 PRC]
3. Potępiona: Islam [-1 skup]
4. Nienasycona [-2 OP]
5. Niestabilna [bezsenność, PTSD -4 OP]

MUTACJE POZYTYWNE
1. Farciara
2. Predatorka [+1 PRC]
3. Szósty zmysł [+1 S,OP]
4. Mistrzyni skupienia [+2 OP, skup]
5. Syta [+2 OP w przypadku głodu]
Liczba postów : 1144
O ich relacji piosenkarki mogłyby pisać teksty, które pijane młode dorosłe śpiewałyby ze złamanym sercem, romantyzując to wszystko co przeszli. Ida widziała w tym wręcz najnowszy hit Lany, który promowałby najnowszy album. A jednak, takie historie potrafiło faktycznie napisać życie. Dla postronnych świadków to ona była tą zmanipulowaną, młodą i naiwną dziewczyną, która wpadła w sidła starszego mężczyzny, który w ręku miał pieniądze, władzę i charyzmę. Jak bohaterka książki odkrywała dobrą stronę tego ciemnego charakteru, który nie do końca był taki zły jak mogła sugerować to fabuła. Szkoda, że historia urwała się zanim zdążyli dotrzeć do ostatniego rozdziału. Chociaż może właśnie to był ostatni rozdział, a oni po prostu nigdy nie mieli osiągnąć happy endu? Ida nie wiedziała, nie do końca już to wszystko pojmowała. Myślała, że on się ucieszy, że ona go kocha. Że w końcu usłyszał to wypowiedziane wprost, że wiedział, że to jest prawda, która wypłynęła z jej serca. Niby nic nie trwa wiecznie, ale ona naprawdę w pewnym momencie myślała, że uda im się przełamać to przysłowie, że uda im się pokonać wszystkie przeciwności, które się przed nimi pojawiły. W końcu nie mogli stwierdzić, że wieczność nie istnieje, mieli otwartą tę ścieżkę, a sami postanowili ją zamknąć. Maurycy jednak nie wydawał się szczęśliwy, a Ida nie widziała jak interpretować to wszystko co się zadziało. Uciekł od niej po raz kolejny, a ona po raz pierwszy wahała się czy powinna ponownie próbować go łapać. Według niej wampir zagubił się i nie do końca wiedział czego chciał, ale może to było jedynie złudzenie? W dodatku kim ona była, żeby to oceniać, skoro sama bała się zrobić krok w jego stronę, tak samo jak bała się wycofać. Tkwiła więc w czyśćcu ich relacji, nie do końca będąc pewną krok w którą stronę będzie prowadził do zbawienia.
Znowu to ona była tą bardziej dotkniętą tym wszystkim. Znowu to ona szukała jego objęć, jego bliskości. Już kiedyś przez niego płakała, chociaż nie zrobił jej nic porównywalnego do tego co przechodziła teraz. Co teraz zrobili sobie wspólnie. Myślała, że jej nie przytuli, że udowodni jej swoją bezwzględność i pokaże, że się spóźniła z tym całym wyznaniem miłości. On jednak ją objął, najpierw jedną ręką, a po chwili dołączyła do niej druga. Idzie wręcz zrobiło się przykro, bo nie poczuła tego co chciała. Bez uczucia z jego strony nawet jej dom w jego objęciach nie był już przytulnym, bezpiecznym miejscem. Zostały tylko puste pomieszczenia i wybite okna.
Nie wiem. — Odpowiedziała mu cicho. Wszystko inne co przychodziło jej na myśl nie miało racji bytu i najprawdopodobniej zakłóciłoby ten chwilowy, niestabilny pokój. Nie ulżyło jej po tym wszystkim, nie znalazła ukojenia w wyznaniu sobie w końcu tego wszystkiego. Może było dla nich za późno? Może pewnych krzywd i ran nie dało się naprawić, choćby bardzo się chciało odwrócić pewne sytuacje? Na razie znajdowała spokój w jego ramionach, nawet jeżeli nie było to to samo uczucie, którego pożądała od ich rozstania. Mimo wszystko jego silne mięśnie, zapach perfum i chłód bijący od ciała sprawiał, że było jej odrobinę lepiej w tym wszystkim.
Co mu miała powiedzieć? Że muszą postarać się odbudować to wszystko razem, kiedy właśnie przez taką sugestię wszystko poszło do piachu? Że jest przy nim, w momencie kiedy nigdy nie czuła mu się tak obca? Nie byli w stanie tego naprawić w jeden wieczór. Zabrali się do tego wszystkiego od złej strony, a ich tempo było wręcz zatrważające. Nie zmieniało to jednak jednego, prostego faktu. Ida oddała Maurice'owi swoje serce. Nie liczyło się dla niej, że byli krótko razem, że być może wszystko zacierało się przez to jaka ta relacja była intensywna. Że dla niektórych to nie była miłość, tylko co najwyżej zauroczenie czy zakochanie. Blondynka (a w tym momencie to brunetka) wiedziała jedno, ona nigdy nie czuła się przy żadnym swoim byłym chłopaku tak szczęśliwa jak przy Hoffmanie. Nigdy nikt nie zapewniał jej takiego komfortu w związku, mimo wszystkich niedopowiedzeń i różnic, jak wampir. Czy chciała o to walczyć? Pewnie tak, chociaż desperacja powoli z niej znikała, a zastępowało ją zwykłe, ludzkie zmęczenie.
Prawda czy fałsz. Wolisz odpuścić? — Zastosowała jego taktykę, chociaż ona nie mogła wiedzieć czy Maurice powie prawdę, czy oszuka ją starając się zyskać na czasie. Z drugiej strony, sama czuła, że na to pytanie nie ma dobrej odpowiedzi. Niezależnie czy to będzie prawdą czy nie, będzie prowadziło do wielu różnych konsekwencji, powiązanych z mniejszym lub większym bólem. Już nie było prostego rozwiązania, nie mogli po prostu się pokłócić, skończyć w łóżku i następnego dnia zadecydować, że spróbują. Wtedy w listopadzie w grę nie wchodziły żadne większe uczucia, wtedy mogli się sobą bawić i uznać, że to koniec tej przygody. Wtedy nikt nie byłby tak zdruzgotany, że ta ich zabawa nie wyszła. Teraz na szali leżało o wiele więcej. Ale skoro już wszystko stracili, to jak mogła im zaszkodzić próba odzyskania tego? Olszewska naprawdę nie wiedziała, szczególnie, że to ona powinna mieć najwięcej do powiedzenia. Ona mu nigdy nie powiedziała, że nie był jej potrzebny. Ona nigdy nie chciała skrzywdzić go celowo. Zastanawiało ją czy on to wszystko zaplanował i celowo przyjechał do Polski, zostawiła sobie jednak to pytanie na później, bo na razie nie myślała racjonalnie. No i raczej nie będzie jej to interesować, jeżeli stwierdzi, że nie chce jej w swoim życiu. Tak właśnie mógłby okazać jej swoją miłość, męską decyzją, którą podjęliby zamiast tkwienia w niepewności.

_________________
You better run like the devil 'cause they're never gonna leave you alone
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Szczęściarz
Na jednej sesji wylosuj w kościach 3 sukcesy pod rząd.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
No i Ida zadała bardzo ciężkie, wręcz nie do odpowiedzenia pytanie. Bo to nie tak, że wolał odpuścić. On po prostu nie umiał znowu wejść w rolę chłopaka. Kogoś kto by się martwił, był czuły i dobry. Nie był taki wcześniej, ale się chociaż starał. Teraz już siebie nie widział w takim miejscu. Nie po tym wszystkim.  Nie potrafił, zatracił się w tym stanie wolności i nie wiedział, jak wrócić do niej. Aczkolwiek, nie mógł jej powiedzieć ‘’prawda”. I nie tylko dlatego, że nie chciał jej łamać serca. Martwił się też o swoje. Bo nie chciał tracić z nią kontaktu, choć za pewne było to nieuniknione. Życie bez Idy było smutne i puste, ale było tylko jego. Tutaj pojawiał się problem. Starcie ostateczne, wybrać pełną kontrolę czy kobietę, którą kochał. Dla niektórych odpowiedź byłaby oczywista, aczkolwiek dla Maurice’a wcale to nie było takie proste. Chwała Bogu, że nie patrzyli sobie w oczy, a on nie musiał na nią patrzeć. Jeszcze by się domyśliła odpowiedzi albo dostrzegłaby wewnętrzną walkę, którą blondyn prowadził. Zamknął oczy licząc, że to przyśpieszy jego procesy myślowe. Musiał szybko coś wymyśleć, coś co nie wprawi ani jego, ani jej w rozpacz. I nie umiał niczego takiego wymyśleć. Maurice po części chciał odpuścić, ale również nie potrafił dać Idzie odejść. Tak samo jak i ona nie dawała mu. Do niej miał o to wyrzuty, bo był ślepy na własne winy. Bo przecież to nie tak, że nie mógł odmówić. Mógł jasno i klarownie oświadczyć, że nigdzie z nią nie jedzie. Aczkolwiek, jego serce mu nie dało tego zrobić. Choć starał się je pogrzebać, zakopać jak te trupy w dziewiętnastym wieku, to uaktywniało się w najgorszych chwilach. Takich jak ta. Po części było mu to już wszystko obojętne, ale ten organ nie pozwalał mu powiedzieć prawda. Walczył z mózgiem, walczył z samym Maurycym. Więc gdyby miał odpowiedzieć od razu, nie patrząc na konsekwencje, na własne i Idy uczucia, odpowiedziałby, że prawda. Jednakże, Bóg miał ich w swojej opiece, ponieważ mężczyzna powstrzymał się w ostatniej chwili. Nie wiedział za to, czy powiedzenie fałsz będzie miało sens. Czy przypadkiem nie da im obu fałszywej nadziei, która jedynie pogorszy obecny stan. Mogłoby to być nieudolne podtrzymywanie prawie trupa przy życiu. Ale mężczyzna nie widział w tym wielkiego problemu. Jeśli to ma się skończyć, to się skończy, nie ważne co by powiedział. Powinien był być w tamtej sytuacji na haju. Kilka kresek koksu i wszystko stałoby się prostsze. Bo jakby ktoś jeszcze nie zauważył, to właśnie po narkotykach Hoffman podejmował decyzje w ich związku. Wyjątkiem było zerwanie i co? I był to fatalny pomysł. Niestety nie było sposobności, żeby nagle uciekł gdzieś na bok, walnął krechę i odpowiedział fałsz. Musiał tę decyzję podjąć na trzeźwo, tu i teraz. Była to zdecydowanie cięższa sprawa niż ta o kochaniu. No i nagle, znowu głos w jego głowie się uaktywnił.

Kochasz ją? Jak tak to walcz głąbie, powiedz cokolwiek, spróbuj, a co najwyżej nie wyjdzie. Maurice nie uciekaj, bo to będzie koniec. Daje Ci kolejną szansę, wykorzystaj to. Dzień dobroci dla Ciebie się kończy, nie spierdol tego. Najwidoczniej mężczyzna potrzebował dawki urojeń, żeby się jakoś ruszyć z miejsca. Bo jak inaczej nazwać imperatywy w głowie, które do Ciebie mówią znikąd? Zwariował, ewidentnie stracił zmysły. I dzięki temu, w końcu z siebie wydusił odpowiedź. Wpierw jednak, odsunął Idę od siebie łapiąc ją za ramiona. Nie puścił ich, a swój wzrok wbił w jej piękną twarz. Tęsknił za nią i coraz bardziej to odczuwał, wraz z czasem spędzonym z nią. Bo widział co stracił, z dala było mu łatwiej zapomnieć. Z bliska musiał już stanąć twarzą w twarz z konsekwencjami własnych działań.
- Fałsz, ale nie wiem Ida, czy dam radę o to zawalczyć. Ja już nie mam siły. Wiedz, że jakbym mógł to bym walczył o to dalej, ale nie mam jak. Dopóki mi nie dasz odejść to będę, ale nie obiecam Ci, że wraz z dniem, gdy się poddasz, to nie zniknę. – Odpowiedział jej poważnie, ale i szczerze. Taka była prawda, była to walka, której nie mógł wygrać. Której nie miał siły wygrać. Po prostu brał w niej udział, będąc już na starcie zrezygnowanym. Nie było już śladu po jego woli walki, sile sprawczej. Zostały tylko okruchy, powłoka pięknego mężczyzny, który w środku był zgniły i wypalony. Łatwiej by mu było, gdyby Ida dała mu odejść. Wtedy by się ze sobą pożegnali na amen, ale ona go jeszcze trzymała. Tylko dlatego tam był, tylko dlatego pojechał. Bo ona chciała. Już nie było żadnego wielkiego planu, Maurice grał w rytm wybijany przez nią i wraz z jej pomyłką i on padnie. Tę wielką decyzję musiała podjąć ona. To kobieta musiała dać mu znak do walki, pomachać czerwoną flagą, zagwizdać w gwizdek i dać mu siły na dalsze podboje. Sam mężczyzna nie miał już na to siły. Chciał jedynie znaleźć spokój ducha, nie ważne, gdzie. Po jego twarzy widać było widać zrezygnowanie. Jakby postarzał się o pięć lat. Oczy puste, twarz zblazowana, usta wykrzywione. Wyglądał, jakby stracił wszystko i wszystkich, a w gruncie rzeczy, jeszcze to się nie wydarzyło. Jednakże, jego organizm już się na to szykował. Musiał być na to gotowy.

Maurice ewidentnie potrzebował pomocy Idy, choć na nią nie zasługiwał. Starał się nie myśleć o tym, że jest teraz tak od niej zależny. Gorzej być nie mogło, jedynie lepiej. Bo on już żył, jakby wszystko stracił. Był słaby, zobojętniały, załamany. Żył w tym pieprzonym marazmie tracąc integralne z nim cechy. Tylko Ida mogła wyciągnąć rękę w jego stronę, żeby się bezgranicznie w tym nie zatracił. Ale nie chciał jej o to prosić. Nie mógł, nie była mu niczego winna. Co więcej, Maurice wstydził się tego, że potrzebował jakiejkolwiek pomocy. Nie było opcji, żeby artykułował tę prośbę. Jego stan mógł to krzyczeć, ale on sam nie zamierzał o nic prosić. Bał się, że by mu odmówiła, a on wyszedłby na desperata. Bał się, że już się nie dało mu pomóc. Że już przeszedł przez drzwi, które drugi raz się nie otworzą. Ale to miało się jeszcze okazać. Bo była jeszcze szansa dla niego. Mała, znikoma, ale była.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Ida Olszewska

Ida Olszewska
Skrót statystyk : S: 0/5
SPT: 3/5
PRC: 3/5
OP: 2/5
WT: 2/3

SPECJALIZACJE I CECHY
— Aktorka
— Nauki ścisłe: chemia (WT)

MUTACJE NEGATYWNE
1. Nadwrażliwość [-2 PRC]
2. Alergiczka: ananas, laktoza [-2 PRC]
3. Potępiona: Islam [-1 skup]
4. Nienasycona [-2 OP]
5. Niestabilna [bezsenność, PTSD -4 OP]

MUTACJE POZYTYWNE
1. Farciara
2. Predatorka [+1 PRC]
3. Szósty zmysł [+1 S,OP]
4. Mistrzyni skupienia [+2 OP, skup]
5. Syta [+2 OP w przypadku głodu]
Liczba postów : 1144
Chyba wolałaby, żeby powiedział prawda. Na taką sposobność miała już ułożoną w głowie ścieżkę dialogową, gdzie po prostu z bólem serca odsunęłaby się do niego i powiedziała, żeby wrócił do Paryża, Szwajcarii czy gdzie tylko chciał. Dałaby mu odejść, nie podejmując desperackiej próby pozostania przy nim, czy może raczej namówienia go, żeby to on pozostał przy niej. Przecież nie musiał patrzeć na jej rodzinę, a ona już przygotowała się do powiadomienia ich, że sprawy potoczyły się może nie tak jak każdy przypuszczał. No ale Maurice zawsze wolał komplikować sprawy. Obiecał jej, że przy nim nigdy nie będzie się nudziła i właśnie to po raz kolejny udowadniał. Nawet ich rozstania nie umiał ułatwić, zrzucając na jej barki ogromną odpowiedzialność, której nie wiedziała, czy będzie potrafiła unieść.
Wpatrywała się w jego twarz, kiedy do niej mówił. Chyba wolała kiedy wtulona w jego klatkę piersiową nie musiała widzieć jak go zraniła. Chociaż po jej twarzy nie przebiegały bardzo widoczne emocje, chociaż sama starała się przyjąć maskę, to jednak nie była w tym taką mistrzynią jak on i zapewne mógł zauważyć najpierw lekkie zdziwienie tym co postanowił odpowiedzieć, a następnie ciężką do zidentyfikowania emocję, coś na pograniczu żalu i zrezygnowania, kiedy kontynuował. Ida nie wiedziała, czego on od niej oczekiwał i czy przypadkiem nie przeliczył się stawiając wszystko na jedną kartę, którą była ona. Blondynka nie była pewna co powinna odpowiedzieć, co powinna zrobić. Jaka decyzja była dobra, jaka decyzja była korzystna. Co wyjdzie na plus. Miała ochotę zamknąć się w laboratorium i zostać tam przez najbliższe pięćdziesiąt lat. Tam wszystko miało swoje uzasadnienie, tam wszystko rządziło się jasnymi prawami. Nie było miejsca na pomyłki i uczucia, nie było miejsca na rozpacz. Niestety, postawiła ich w sytuacji, gdzie musieli się ze sobą zmierzyć, a dodatkowo głupio podążyła za nim na zewnątrz i zadała bardzo nieprzemyślane pytanie, pogłębiając rany które zdążyli już sobie zadać. Może sama miała nadzieję, że się poddadzą?
Jedno trzeba było Hoffmanowi przyznać, postawił ją w sytuacji z której nie było dobrego wyjścia. Do tego momentu Ida była przekonana, że chciała go z powrotem w swoim życiu, chociaż na chwilę. Kiedy jednak ciężar ich dalszego losu został zrzucony na nią, to ona się pogubiła. Zranił już ją tyle razy, tyle razy był dla niej niemiły, oschły i brutalny, a ona za każdym razem wracała i wyciągała do niego dłoń. Ostatnim razem nie żałowała, dał jej naprawdę wspaniałe miesiące wspólnego życia, wspaniałą relację, która wypełniła jej życie szczęściem, miłością i nadzieją, że faktycznie może w życiu wiecznym jest też słodycz, oprócz goryczy którą karmiła się do tej pory. Szkoda tylko, że to wszystko trafił szlag. I Ida analitycznie myśląc, wolałaby się chyba otrząsnąć, zapomnieć i stanąć na nogi bez niego u boku, bez mężczyzny, który nie traktował jej jako pełnowymiarowej partnerki. Serce Olszewskiej jednak nie umiało pozwolić na to co by się stało, gdyby Ida już teraz pozwoliła mu odejść. W końcu kobieta próbowała znaleźć cząstki Maurycego w kimkolwiek innym. Nikt jednak nie śmiał się jak on, nie potrafił szybko wymyślić inteligentnej riposty na jej komentarz. Nikt nie całował jak on, nie zapewniał jej takiej adrenaliny i nikt nie był nawet w jednym procencie nim. Nie wiedziała, czy kiedykolwiek już zadowoli się innym.
W końcu sięgnęła do jego twarzy, by pogłaskać jego policzek tak jak robiła to już milion razy. Uśmiechnęła się do niego nieśmiało, chociaż jej lekko zaszklone oczy błyszczały się od światła, które świeciło przez pobliskie okno.
Maurice, ja nie wiem ile dam radę. Ja nigdy nie byłam taka silna jak ty, ja nie potrafię udawać, że jest dobrze. Nie wiem czy będę umiała dać ci tego czego chcesz, tego czego potrzebujesz. Myślałam, że to robię, ale chyba nie robiłam. Nie wiem co z nami będzie, nie wiem czy będziemy szczęśliwi, ale wiem, że na pewno jestem nieszczęśliwa bez ciebie. Nie chcę, żebyś mnie zostawił, tęsknię za tobą. — Powiedziała to, po czym delikatnie pogłaskała go po policzku. Opuściła dłoń chwilę później i zrobiła mały krok do tyłu, odsuwając się od niego. Musiała jeszcze powiedzieć kilka rzeczy, ale nie wiedziała czy znajdzie w sobie odwagę i siłę, jeżeli miałaby to zrobić patrząc na niego, dotykając go i czując jego obecność bardziej niż powinna. Opuściła wzrok i spojrzała się na jej ledwo spalonego papierosa, który leżał na betonie. — Ale Maurice, ja nigdy nie chciałam być dodatkiem do ciebie. I nie chcę, żebyś tak na mnie patrzył. Dla mnie to coś głębszego niż monogamia, prezenty, mieszkanie razem i publiczne trzymanie się za ręce. I ja wiem, że to duże wymaganie jak na to na czym teraz stoimy, ale ja nie potrafię dążyć do tego, walczyć o to. Nawet jak bardzo cię kocham, to nie zrobię sobie tego. — Balansowała na krawędzi i była tego świadoma. Skoro jednak miała wyciągać go z pustki, to nie chciała przy okazji pakować w otchłań siebie. Bała się tego jak zareaguje, bała się, że to wszystko zakończy ich nierówną walkę poprzez falstart, ale ona naprawdę nie chciała żyć złudnym szczęściem, iluzją idealnego związku, który rozsypie się przy pierwszym kryzysie. Spojrzała się na niego w końcu, spojrzała w jego oczy. Jej już nie były przeszklone, była w nich determinacja, którą on jednak mógł bardzo szybko zgasić.

_________________
You better run like the devil 'cause they're never gonna leave you alone
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Szczęściarz
Na jednej sesji wylosuj w kościach 3 sukcesy pod rząd.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Sponsored content


Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Powrót do góry

- Similar topics

 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach