Liczba postów : 1122
First topic message reminder :
Coś się zaczyna, a coś się kończy - tam, gdzie doszło do pierwszej konfrontacji pomiędzy jestestwami, tak i tam znów, postawiło swoje kroki ów jedno z nich: z bezszelestną gracją choćby i skrawka ślicznej szaty: nieprzypadkowo błękitnej z bardziej współczesnymi akcentami i gamą ręcznie wyszytych złoceń: tak, dokładnie tej, którą miał na sobie w czasie zabawy u Scalettich.
Kaskada ciemnych upiętych w kitę półdługich włosów falowała beznamiętnie na wietrze - dłonie zaś ostrożnie przecierały metal, z którego wykonano figurkę smoka. Wpierw materiałowa szmatka przetarła połyskujące ślepia, potem zajęła się pyskiem i grzywą ciągnącą wzdłuż wężowatego cielska aż po sam koniec ogona. Dopiero po oczyszczeniu wszelkich fragmentów z zanieczyszczeń niesionych muśnięciami podmuchów, rzeczona rzeźba zajęła miejsce na piedestale: drewnianym ołtarzyku w niewielkiej specjalnie dedykowanej kapliczce, którą wybudowano gdzieś na tyłach posesji Rady na specjalne życzenie Louisa.
Mężczyzna milczał przez dłuższą chwilę, wyraźnie pogrążony w medytacji po przyjęciu bardzo charakterystycznej pozy: stojącej ze złączonymi dłońmi na wysokości odrobinę spuszczonej twarzy. Ślepia otworzył dopiero po kilku dobrych minutach - wtedy też zapalił kadzidło, które w krótkim czasie wypełniło niewielką na wpół otwartą przestrzeń kapliczki bardzo charakterystycznym ziołowym zapachem.
Data i miejsce nie były przypadkowe, przy czym wcale nie chodziło o zbliżający się wyjazd. Jasne: on również nakładał pewne obowiązki: dajmy na to dokonanie pewnych rozliczeń z ludźmi, domknięcie spraw szpiegowskich i takich tam.
Jedyna rzecz, która nie dawała mu spokoju to...
Smok jak szybko ułożył figurkę na dedykowanym piedestale, tak nieprędko ją stamtąd zabrał: póki co ani o myślał: ani w czasie trwania piętnastominutowego chińskiego rytuału, ani po - na razie. Po "dokonaniu dzieła" nieśmiertelny opuścił miejsce przy ołtarzyku na rzecz zajęcia jednej z kamiennych ławeczek nieopodal. Rzeźba była na widoku, ponieważ kapliczka nie była ani obiektem dużym, ani zamkniętym, toteż Azjata wciąż miał na nią oko, podobnie jak na osobę, do której posłał wiadomość.
@Marcus Wijsheid
_________________
Coś się zaczyna, a coś się kończy - tam, gdzie doszło do pierwszej konfrontacji pomiędzy jestestwami, tak i tam znów, postawiło swoje kroki ów jedno z nich: z bezszelestną gracją choćby i skrawka ślicznej szaty: nieprzypadkowo błękitnej z bardziej współczesnymi akcentami i gamą ręcznie wyszytych złoceń: tak, dokładnie tej, którą miał na sobie w czasie zabawy u Scalettich.
Kaskada ciemnych upiętych w kitę półdługich włosów falowała beznamiętnie na wietrze - dłonie zaś ostrożnie przecierały metal, z którego wykonano figurkę smoka. Wpierw materiałowa szmatka przetarła połyskujące ślepia, potem zajęła się pyskiem i grzywą ciągnącą wzdłuż wężowatego cielska aż po sam koniec ogona. Dopiero po oczyszczeniu wszelkich fragmentów z zanieczyszczeń niesionych muśnięciami podmuchów, rzeczona rzeźba zajęła miejsce na piedestale: drewnianym ołtarzyku w niewielkiej specjalnie dedykowanej kapliczce, którą wybudowano gdzieś na tyłach posesji Rady na specjalne życzenie Louisa.
Mężczyzna milczał przez dłuższą chwilę, wyraźnie pogrążony w medytacji po przyjęciu bardzo charakterystycznej pozy: stojącej ze złączonymi dłońmi na wysokości odrobinę spuszczonej twarzy. Ślepia otworzył dopiero po kilku dobrych minutach - wtedy też zapalił kadzidło, które w krótkim czasie wypełniło niewielką na wpół otwartą przestrzeń kapliczki bardzo charakterystycznym ziołowym zapachem.
Data i miejsce nie były przypadkowe, przy czym wcale nie chodziło o zbliżający się wyjazd. Jasne: on również nakładał pewne obowiązki: dajmy na to dokonanie pewnych rozliczeń z ludźmi, domknięcie spraw szpiegowskich i takich tam.
Jedyna rzecz, która nie dawała mu spokoju to...
Smok jak szybko ułożył figurkę na dedykowanym piedestale, tak nieprędko ją stamtąd zabrał: póki co ani o myślał: ani w czasie trwania piętnastominutowego chińskiego rytuału, ani po - na razie. Po "dokonaniu dzieła" nieśmiertelny opuścił miejsce przy ołtarzyku na rzecz zajęcia jednej z kamiennych ławeczek nieopodal. Rzeźba była na widoku, ponieważ kapliczka nie była ani obiektem dużym, ani zamkniętym, toteż Azjata wciąż miał na nią oko, podobnie jak na osobę, do której posłał wiadomość.
@Marcus Wijsheid
_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!