17/01/2023 Coś się kończy, coś zaczyna

2 posters

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Coś się zaczyna, a coś się kończy - tam, gdzie doszło do pierwszej konfrontacji pomiędzy jestestwami, tak i tam znów, postawiło swoje kroki ów jedno z nich: z bezszelestną gracją choćby i skrawka ślicznej szaty: nieprzypadkowo błękitnej z bardziej współczesnymi akcentami i gamą ręcznie wyszytych złoceń: tak, dokładnie tej, którą miał na sobie w czasie zabawy u Scalettich.
Kaskada ciemnych upiętych w kitę półdługich włosów falowała beznamiętnie na wietrze - dłonie zaś ostrożnie przecierały metal, z którego wykonano figurkę smoka. Wpierw materiałowa szmatka przetarła połyskujące ślepia, potem zajęła się pyskiem i grzywą ciągnącą wzdłuż wężowatego cielska aż po sam koniec ogona. Dopiero po oczyszczeniu wszelkich fragmentów z zanieczyszczeń niesionych muśnięciami podmuchów, rzeczona rzeźba zajęła miejsce na piedestale: drewnianym ołtarzyku w niewielkiej specjalnie dedykowanej kapliczce, którą wybudowano gdzieś na tyłach posesji Rady na specjalne życzenie Louisa.
Mężczyzna milczał przez dłuższą chwilę, wyraźnie pogrążony w medytacji po przyjęciu bardzo charakterystycznej pozy: stojącej ze złączonymi dłońmi na wysokości odrobinę spuszczonej twarzy. Ślepia otworzył dopiero po kilku dobrych minutach - wtedy też zapalił kadzidło, które w krótkim czasie wypełniło niewielką na wpół otwartą przestrzeń kapliczki bardzo charakterystycznym ziołowym zapachem.
Data i miejsce nie były przypadkowe, przy czym wcale nie chodziło o zbliżający się wyjazd. Jasne: on również nakładał pewne obowiązki: dajmy na to dokonanie pewnych rozliczeń z ludźmi, domknięcie spraw szpiegowskich i takich tam.
Jedyna rzecz, która nie dawała mu spokoju to...
Smok jak szybko ułożył figurkę na dedykowanym piedestale, tak nieprędko ją stamtąd zabrał: póki co ani o myślał: ani w czasie trwania piętnastominutowego chińskiego rytuału, ani po - na razie. Po "dokonaniu dzieła" nieśmiertelny opuścił miejsce przy ołtarzyku na rzecz zajęcia jednej z kamiennych ławeczek nieopodal. Rzeźba była na widoku, ponieważ kapliczka nie była ani obiektem dużym, ani zamkniętym, toteż Azjata wciąż miał na nią oko, podobnie jak na osobę, do której posłał wiadomość.

@Marcus Wijsheid

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Marcus Wijsheid

Marcus Wijsheid
Liczba postów : 588
Kiedy dostał Wiadomość od Luisa, zakrztusił się swoim drinkiem, czytając pierwszy wers wiadomości. Starość? Ty i starość? uśmiechnął się, po czym zaczął czytać dalej. Kolejne wersy wiadomości spowodowały, że uśmiech spłynął mu z twarzy pod ciężarem powagi. Wzmianka o smoku, jak miał przeczucie, określała temat spotkania, na które został zaproszony. Z zaproszenia oczywiście skorzystał. Nie miał okazji porozmawiać z Louisem tak sam na sam chyba 4 miesiące, a może i dłużej, ciągłe obowiązki jednego i drugiego mężczyzny tego nie ułatwiały. Po przeczytaniu wiadomości ubrał się luźno jak na niego. Jeansowe spodnie, koszulka polo, i jeansowa katana. Już miał wychodzić, kiedy stwierdził, że weźmie jeszcze coś. Coś, co postanowił zachować na specjalną okazję z Louisem. A czuł, że taka okazja trafiała się właśnie teraz.


Powolnym krokiem doszedł na miejsce, z oddali widział jak Louis, ostrożnymi ruchami czyścił i tak nienoszącą śladów zabrudzenia figurę. w każdym jego ruchu było coś osobistego. W każdym ruchu rąk mężczyzny było widać uczucie. Marcus usiadł na ławeczce, a to, co wziął ze sobą, ostrożnie położył pod nią, tak by na pierwszy rzut oka nie było tego widać. Spojrzał na zanurzonego w medytacji Druha. Nie przeszkadzał mu, po prostu czekał. Trochę żałował, że telefon zostawił w biurze, z drugiej zaś miał pewność, że nikt nie będzie im przeszkadzał. W razie czego Familianci wiedzieli, gdzie go szukać, z zastrzeżeniem, jedynie w sprawach niecierpiących zwłoki, i jedynie w sprawach Rady, reszta mogła poczekać.

Kiedy Lou podpalił kadzidło, a jego zapach dotarł do Marcusa, pewna myśl uderzyła go niespodziewanie w potylicę. No tak, styczeń. Pomyślał Marcus, na co Wilk w głowie odpowiedział. Trochę się ostatnio działo, miałeś prawo zapomnieć.. To prawda sporo działo się przez ostatnie miesiące. W tym momencie Marcus upewnił się, o czym Lou będzie chciał porozmawiać. Kiedy Wampir usiadł koło Wilkołaka, ten spojrzał na niego i powiedział. - Dobrze cię widzieć Stary Druhu. - Zaraz po tych słowach parsknął lekko. - Chociaż jeśli mnie pamięć nie myli, a uwierz, w moim wieku może szwankować, To jak ty się urodziłeś, to ja już miałem swoje imię wywalczone. - mówił, przedrzeźniając delikatnie wampira, przybierając głoś staruszka. Lubił wytykać mu to, że jest młodszy.

_________________
"Gdy dusza opuszcza swą cielesną powłokę zauważasz, że śmierć i obsrane spodnie rzeczywiście idą w parze."
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Żartami często ludzie i nadnaturalni miewali w zwyczaju ukrywać stagnację i smutek – gniew oraz rozczarowanie wobec świata, siebie i tego, co tkwiło w lnianym worku szarości zwanego życiem. Odkąd Louis tylko pamiętał, wiele spraw komentował bądź kierował na komiczny ton, aby nie wyjść na typowego zrzędliwego staruszka z kijem w dupsku, którego uwieranie odbierało całą radość z rozmowy. Dziś wyjątkowo nie korzystał ze swoich kart: nie puszczał żarcików, nie rzucał sarkazmami – nie był również kapryśny i zmienny jak w wielu sytuacjach, które wymagały szybkiej adaptacji do ciągłych zmian zachodzących w wielotorowych konwersacjach. Zamiast potężnego wichru powiewał nieszkodliwy wietrzyk – zamiast płomieni, ślepia połyskiwały stonowanym błękitem – zamiast ciepła i uśmiechu, wampir emanował dziwnym chłodem.
- No tak, nie da się ukryć, że z Was wszystkich jestem najmłodszym pisklakiem. - lecz pomimo obecności nietypowej aury i zimna ciała po wyłączeniu aktora, Azjata posilił się na posłanie subtelnego uśmiechu w stronę kompana. O tym, że ten przybył wcześniej wyjątkowo nie wiedział - raz: pogrążyła go medytacja – dwa: przecież i tak był u siebie, więc po co stroszyć piórka - trzy: z wnętrza rękawa szaty, gdzie zazwyczaj trzymał ukryty wachlarz bądź Egonówkę po jej otrzymaniu, wyciągnął niewielkie ślicznie zdobione pudełeczko, które następnie podał Marcusowi.
- Dobrze, że oboje mi tego nie wytykaliście jednocześnie, bo wtedy byłaby to nierówna walka, ale niczego innego bym się po Was nie spodziewał. Ona też lubiła oszukiwać w tym dobrym tonie – pewnie dlatego z czasem zaczęliśmy się tak dobrze dogadywać. Nie wiem, czy Ci się chwaliła, ale to właśnie ona mnie nauczyła, jak być “ciętym”. - jak ogień i woda: to zabawne, że to akurat ich Los postawił na swojej drodze.
Początki znajomości nie były łatwe, ale z czasem oboje nauczyli się siebie tolerować - ba, pojawił się nawet kompromis, a w końcu uczucie. Nietypowym zbiegiem okoliczności Louis finalnie poległ w tej batalii - wychodząc naprzeciw pradawnym niesmakom, złamał zasadę ograniczonego zaufania wobec naturalnego wroga – nie tylko odwzajemnił zauroczenie - poszedł dalej rzekomo haniebną ścieżką i spoczął wraz z nią w jednym łóżku. Potem wszystko potoczyło się już z górki, czego namacalnym dowodem były dwie złote bransoletki z połówkami szlachetnych kamieni przypominających półksiężyce i księżyc w całości po połączeniu.
- Jak tam w ogóle po sylwestrze u Ereteinów? Była ostra zabawa? - spytał, jak gdyby nigdy nic. To, że sam nie zawitał na balu, miało swoje uzasadnienie: mniej lub bardziej ważne - dla niego na pewno.

@Marcus Wijsheid

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Marcus Wijsheid

Marcus Wijsheid
Liczba postów : 588
To prawda, Złe emocje najlepiej obśmiać, wtedy stają się, choć na chwilę bardziej znośne. Obśmiewanie rzeczywistości jednak nie były jedynie domeną Louisa. Śmiem sądzić, że duża część społeczeństwa tak robi, i to nie tylko długowieczni. Marcus jednak dostrzegł, że tym razem na twarzy Louisa nie było zwyczajowej maski neutralności, czy śmieszka. Coś było nie tak, doceniał jednak to, że nie ukrywał przed nim emocji, bo i w sumie nie musiał. Mimo że twarz Louisa niewiele wyrażała, to dla wprawnego oka Marcusa, nie umknęły oczy. Oczy, które zawsze były zwierciadłem tego, co czuła dana osoba, oczy, które najtrudniej było kontrolować. Oczy, które mimo maski wesołości zawsze pokazywały smutek. - To prawda. Chociaż w naszym wypadku te 100 lat już nie robi aż takiej różnicy. - Przyglądał się uważnie Louisowi, chcąc odgadnąć prawdziwą naturę tego spotkania. Nastrój Przyjaciela nie napawał optymizmem, choć tego domyślił się po przeczytaniu fragmentu o smoku. Jeśli był zaskoczony widokiem Marcusa, który przyszedł podczas rytuału, to nie okazał tego w żaden sposób. Jednak podarek od Louisa nieco go zaskoczył. Odebrał pudełeczko, zastanawiając się przez chwilę, co w nim mogło być.

- No tak, bo was jest dwóch a myśli jeden. - zacytował słowa, które nie raz padały z ust Louisa, kiedy chciał przedrzeźniać Marcusa. Już chciał dodać coś jeszcze, jednak temat zszedł na Jej osobę. - Nie wiem, czy ci mówiła, ale zabraniałem jej spotykać się z tobą. Cholerny hipokryta, sam spotykałem się wtedy z Seleną. Nie wiedziałem, że Selena ma z tobą cokolwiek wspólnego. Gdybym wiedział, nigdy nie miałbym wobec Ciebie podejrzeń. - Powiedział, a w tonie jego głosu słychać było smutek. - To jednak prawda, aktorka była z niej niesamowita. Dlatego robiła za szpiega w moim Rodzie. To prawda, pasowaliście do siebie, tego nie dało się ukryć. Ogień i woda. Chłodny jesienny Wiatr z gorącym Huraganem. Tak przeciwni sobie, a zarazem tak podobni. - uśmiechnął się, zerkając na smoka, w którym utkwił wzrok.

Gdy usłyszał pytanie o sylwestra, pokręcił nieco głową, jak by chciał się otrząsnąć z zamyślenia. - Żadnych trupów, żadnych szemranych głów rodu, żadnych niespodziewanych wydarzeń. Zwykła niedzielna potupajka. - w głosie dało się wyczytać ociekającą ironie. - Nie, no przyjemnie, postarali się, trzeba im przyznać. No może poza małym incydentem z pewnym Cygańskim pomiotem. - zaśmiał się - Pamiętaj! Nigdy nie pij z Cyganami, nie odejdziesz od stołu trzeźwy. Co to, to nie. - zaśmiał się. - Kojarzysz Regisa? Tego Alfe co jest w stadzie u Mikayli? - Zerknął na towarzysza. - Wyobraź sobie, że skubnął mi spinki podczas tańca. Prawie tego nie zauważyłem, naprawdę dobry jest. - uśmiechnął się. Spojrzał na pudełeczko, które cały czas przewracał w rękach. - Też mam coś dla nas na dziś. - sięgnął pod ławeczkę. Wyciągnął spod niej niewielką stągiewkę. - Coś, co powinieneś dobrze znać - uśmiechnął się - Baijiu ta ma około 150 lat, więc jeszcze nieskażona przemysłówką jak ta teraz. - uśmiechnął się. - Miałem ją na specjalną okazję, jednak uznałem, że dziś może być właśnie ta okazja. - w końcu postanowił otworzyć pudełeczko. Cóż zatem skrywał mały zdobiony pakunek?




  

_________________
"Gdy dusza opuszcza swą cielesną powłokę zauważasz, że śmierć i obsrane spodnie rzeczywiście idą w parze."
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Setka tu czy tam - to nie flaszka wódki ani kumulacja innych alkoholowych procentów. Nie było tu śpiewów, tańców ani harców kierowanych we wszystkie strony świata - rysowała się za to twarz, a na niej spokój i melancholia po przejrzeniu kaset zwanych wspomnieniami sprzed setek lat. Czy aby czegoś Ci nie przypominały? Bo nam obraz pewnego mężczyzny, wilka, który w podobny sposób zaczął powoli odsuwać się od społeczeństwa: żywy i dziwnie mętny po wyrwaniu ważnej cząstki jestestwa. Czasem tak się działo: przychodziła refleksja i rozmowa z własnym duchowym bytem - czasami też sprawa dotykała innej: tak, tęsknota była w cholerę chujowa.
- Będą Wam pasować. - zawartość pudełka nie stanowiła tajemnicy: była tym, co miało być prezentem dla Niej - wspomnianymi wyżej złotymi bransoletkami ze specjalnie przeciętnymi kawałkami kamienia szlachetnego tak, aby po połączeniu przybrał postać księżyca w pełni. Louis nieprzypadkowo oddał je w ręce Marcusa - za to specjalnie ukrył prawdę o ich historii, nie chcąc smucić mężczyzny. Bardziej liczyła się dla niego symbolika - skoro jemu nie było to dane, to chciał magię sprezentować tej, której wypowiedziane imię na chwilę rozpromieniło twarz przywołaniem kilku wybitnie przyjemnych wspomnień - nie, nie tych sprośnych: nie tym razem - i temu, który skradł jej serce.
- Jej oczy od dawna Cię obserwowały. Zabawne, wtedy powinienem czuć zazdrość, ale koniec końców dobrze się stało. Uparcie szukałem w Sel tego, czego jednak nigdy nie miała: kim nie mogła być. Nią... Lubiłem podróże z Twoją siostrą: spokojne, dzikie - serce wtedy odżywało, a ciało tonęło w słodkiej adrenalinie. - uśmiech powoli schodził z twarzy, ale za to w oczach rodziło się coraz większe rozczulenie, bo i żadną tajemnicą było uczucie, którym Azjata obdarował wilczycę: wbrew wielu igraszkom, czystym i na tyle silnym, by przetrwać setki lat po tamtej nocy. Louis długo nie wierzył, że zdoła kiedykolwiek się Janowo otworzyć - ba, że zyska ponowne prawo do miłowania.
Czy gdyby żyła, miałaby mu za złe?
- Czyli jak typowy niedzielny obiadek - tyle dobrego. - zażartował Louis, przy tym lekko szturchając Marcusa ramieniem, bo zdaje się, że nie tylko jemu kilka klepek postanowiło pozmieniać pozycje w mózgu, a co za tym szło, zafundować dziwne spadki nastroju.
Mylił się?
Na swój sposób troszczył się o kompana, a jeśli nawet nie czytał jego myśli, nie wierzył, aby ostatni czas (szczególnie po akcji z Seleną) nie odcisnął na nim piętna.
- No ja tam bym się śmiał, że spinki kupione na Aliexpress - podrobione i niewiele warte - pewnie szybko by oddał. Tancerz, cygan i pseudo motocyklowy gangster - przypomina mi to jedną piosenkę o jamniku. Kojarzę delikwenta z plotek i kilku pokazów z przybytku Księżycowej Damy. - - oh dear, nie ma to jak smarować własną postać: polecamy mocno! Potem nutka subtelnego komizmu opadła, ustąpiwszy miejsca wdzięczności za prezent.
- Więc będziemy musieli się jej napić, gdy nadejdzie taka specjalna okazja. - Azjaci nigdy nie ułatwiali sobie życia, toteż i nie uczynił tego Louis. Nie podziękował wprost, uznając, ze zwykłe krótkie słowo byłoby niewystarczające wobec szczerych intencji zamkniętych w pojemniczku trunku. Zamiast tego (w pełni świadomie) specjalnie zaproponował wspólne picie, acz wyłącznie pod wyjątkową okazję - taką, która będzie prawdziwie godna słynnego Baijiu.
Szkoda, że dziś nie szło już takowego dostać.
- Nie wiem jak bardzo Ten "niemyślący" podpowiadał, ale pewnie obaj zdawaliście sobie z tego sprawę. Nieważne ile zakazów byś jej wystosował i tak bym się z nią spotykał, a w końcu oświadczył. Słowo daje: miałbyś przekichane i to bez udziału nieistniejących naszych dzieci. - czy to nie zabawne, jak pomimo różnic, historia obu mężczyzn zataczała koło w bliźniaczych momentach?
- Opowiesz o nich? O wytycznych figurki i Niej, gdy ją tworzyła? - nie był to rozkaz: nie było też przymuszenie - ot zwykła prośba, pod którą wyraźnie rysowała się tęsknota za ukochaną kobietą.
Być może była to dziwno-zabawna prośba, jednak mężczyzna chciał sprawdzić, jak oddany oryginałowi obraz zachował jego długowieczny umysł.

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Marcus Wijsheid

Marcus Wijsheid
Liczba postów : 588
Dobrze, jednak jeśli ktoś samodzielnie przegląda te kasety, na własne życzenie wyciąga jedną czy drugą i przegląda jej zawartość. Dobrze, jeśli mamy wpływ na, to kiedy te kasety są wyciągane. Gorzej, jeśli coś, co wczoraj było rzeczywistym fragmentem świata, staje się jedynie taką kasetą? Kasetą, która nagle spada ci na głowę, gdy przechodzisz pod jedną z półek. Kiedy niejako jesteś zmuszony to przejrzenia tej konkretnej kliszy tym konkretnym momencie. Coś, co wczoraj było czymś namacalnym a dziś, staje się jedynie wspomnieniem. Mówisz tęsknota? Jednak czym tak naprawdę jest tęsknota? Wiesz, kiedy zaglądasz w jedną z klisz, słyszysz ten głos, którego nigdy więcej nie usłyszysz, a jednak pamiętasz go tak dobrze. Przeglądasz stare nagrania i słyszysz ten głos znów, tak bardzo inny, taki obcy. Zastanawiasz się, czy wspomnienia cię nie okłamują, by po chwili dojść do wniosku, że ten głos, który pamiętasz to głos, zarezerwowany dla ciebie. Tylko dla ciebie, nikogo innego. I wiesz, że nigdy więcej nie ma szansy go usłyszeć. To boli, boli tak cholernie. Czujesz ten niefizyczny ból, całym sobą. Idealnie pasuje tu coś, co napisała Olga Tokarczuk. Co pozwolę sobie zacytować:

Olga Tokarczuk napisał:Tylko tęsknienie jest prawdziwe, uzależnia. Być tam, gdzie się nie jest, mieć to, czego się nie posiada, dotykać kogoś, kto nie istnieje. Ten stan ma naturę falującą i sprzeczną w sobie. Jest kwintesencją życia i jest przeciwko życiu. Przenika przez skórę do mięśni i kości, które zaczynają odtąd istnieć boleśnie. Nie boleć. Istnieć boleśnie - to znaczy, że podstawą ich istnienia był ból. Toteż nie ma od takiej tęsknoty ucieczki.


Przyznać muszę, nie ma od tego ucieczki. Jedyne co można zrobić to zapamiętać, pielęgnować te kasety czy klisze, celebrować każdą chwilę w pamięci, Czy kiedyś przestanie boleć? Być może, ale czy to znaczy, że tęsknimy mniej? Nie, to znaczy jedynie, że przywykliśmy do tego, że boli. Ból stał się częścią tego życia, wypełnieniem w tej części, która została zabrana. Protezą, która spełnia swoją funkcję, jednak przy każdym użyciu jednak uwiera.

Marcus przyglądał się przez chwilę zawartości pudełeczka. Zastanawiał się, dlaczego dostał to od Louisa. - Dziękuje. Nie trzeba było. - powiedział powoli niskim lekko zachrypniętym głosem. - Wiem o tym i moje od dawna za nią podążają. Jednak nie wiem, czy jestem w stanie dać jej to, czego ode mnie oczekuje. - zamilkł na chwilę, chwilę, przez którą patrzył na księżyc, białą lampkę na nocnym niebie, odbicie tego, za czym tęskniła duża część wampirzego społeczeństwa. Lampkę, na którą sam musiał uważać, co jakiś czas. Jestem zepsutym egzemplarzem Louis. - Mocny ton jedynie podkreślał, że słowa te nie są jedynie czczym gadaniem. - Nie potrafię dać jej tego, czego pragnie. - zamilkł, a następne słowa dodał szeptem - Czego sam momentami pragnę. - Zastanowił się przez chwilę ile tak naprawdę powiedzieć. Po chwili jednak doszedł do wniosku, że jeszcze nie jest gotowy na tę rozmowę. - Kiedyś ci to wyjaśnię, Tobie i Jej. - dodał z delikatnym uśmiechem na twarzy. To prawda, wiele wątków w ich historii było tak zadziwiająco podobnych. Niestety jednak z pewnymi rzeczami musiał poradzić sobie na razie sam. Sam. No właśnie, czy aby ta rozmowa nie była początkiem tego, co miało zadziać się w najbliższych tygodniach? Czy ta rozmowa nie położyła się cieniem na relację Marcusa w najbliższych dniach z innymi?
- Wiem o tym. Wiem, jak bardzo ją miłowałeś, i jak bardzo ona kochała Ciebie. - spojrzał kątem oka na Wampira. - Widziałem nie raz, jak wychodziła od ciebie, Jak opierała się od drzwi czy ściany budynków, przystając na chwilę, zanim wróciła do domu. - znów wzrok utkwił w smoku, a na jego policzku spłynęła pojedyncza łza.

Wybuchł śmiechem słysząc słowa o Regisie. - O wypraszam sobie, w dzisiejszych czasach Chińszczyzna to niestety pejoratywne pojęcie mój drogi. A spinki na pewno nie są z Aliexpress, tylko na eBayu - udał oburzenie. - Aczkolwiek pewne aspekty twojego opisu są nieco prawdziwe. Chociaż łysy to on nie jest. - zaśmiał się, odwołując się do satyry o Jamniku.

- Oczywiście, teraz to jest twoja stągiew. - skinął z uznaniem. Może i było w tym nieco racji. Upijanie się na smutno, to nie jest raczej dobry pomysł szczególnie przy tak zacnym trunku. - Oczywiście, w końcu to moja siostra. Byłem wręcz pewien, że mnie nie posłucha. Zresztą co tu dużo mówić, gdyby sama nie uwierzyła, w to, że mogłoby to być niebezpieczne, nie cofnęłaby się w swoim postanowieniu nawet o krok. - uśmiechnął się - A i nawet wtedy nie mam pewności. Bilans zysków i strat. Jak z inkwizycją. Mimo ryzyka podjęła się tego. Wiedząc, że mogła się w każdej chwili wycofać. - na słowa o oświadczynach zerknął na wampira. - Ja z samym tobą nie raz mam przekichane a co dopiero z wami. - zaśmiał się wesoło. Po czym skierował swój wzrok znów na smoka.

Zamyślił się chwilę, słysząc prośbę Przyjaciela. - Wewnątrz figury jest porcelanowy odpowiednik. Nie mam pewności czy nie jest wynikiem pracy jej własnych rąk. Kilka rzeczy mogłoby na to wskazywać. Mniejsza o to. Żelazna powłoka jest lana, potem ręcznie rzeźbiona i ścierana do uzyskania odpowiedniego kształtu. Tyle zdążyła zrobić ona. Reszta? Kamienie były na specjalne zamówienie z Chin. Nie znam się na kamieniach aż tak, ale uwierz mi, może wtedy było łatwiej jednak teraz dostać te kamienie, ale teraz? Od 300 lat nie są tam wydobywane. Teraz jedynie kolekcjonerzy. - Uśmiechnął się, wstając i podchodząc do figury. Cały czas wzrok skupiony na figurce. - Złote wykończenia, te wykonane są z.. - zamilkł i wyciągnął rękę do figurki, zatrzymał ją jednak kawałek od niej, nie skalając jej więcej swoim dotykiem. - Jej sygnetu, który otrzymała od naszego ojca, i naszyjnika, który otrzymała od Ciebie. - dodał po chwili. - Ona każdego ranka pracowała nad figurą, gdy tylko wchodziłem, chowała ją, ukrywała. Może i dobrze. Gdyby nie to pewnie nie dotrwałaby do dziś. Wiedziała, że umrze, wszystko miała dokładnie opisane, jakie kamienie, skąd, jakie wymiary, w które miejsce. Wszystko zaplanowała. Wróciłem do jej domu dopiero przed przyjazdem do Anglii. Dopiero byłem gotów na po sprzątanie. Wtedy znalazłem to i listy do mnie i do ciebie. Jeden dostałeś teraz z figurką, drugi dostałeś w Anglii, trzeci jeszcze na ciebie czeka. Na odpowiedni moment, odpowiedni czas.




   
  
   

_________________
"Gdy dusza opuszcza swą cielesną powłokę zauważasz, że śmierć i obsrane spodnie rzeczywiście idą w parze."
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122

Powroty bywały trudne, lecz czasami przynosiły ulgę. Pamięć o niej nigdy nie umarła: nie w jego umyśle, ni na ciele, choć był na nim wyłącznie prosty tatuaż. Tych kilka wyciętych scen, całych filmów i zdjęć weźmie ze sobą do grobu – za rok, dwa, a może jutro lub nigdy - ciężkie to było brzemię to udźwignięcia przez wycieńczone barki i nie, obaj dobrze wiedzieliśmy, że nie chodziło o problemy natury fizycznej. To nie kości ani mięśnie traciły na wigorze – to przemęczony umysł zaczynał powoli wiotczeć pod natłokiem lawiny rolek, których nikt nigdy nie ułożył przez setki lat. Odkopywanie się z nich było żmudnym, acz koniecznym procesem – podobnie jak katharsis i towarzyszące burze z piorunami, wzburzone fale morza, wiry na nim i całe cyklony o nieopisanej niszczycielskiej mocy, która wnet rozdrabniała najtwardsze fundamenty jestestwa w drobny mak. W chwilach takich jak te płaczu nigdy nie należało się wstydzić i nie liczyło się to, kim ani za kim się przepadało. Jak z każdego uzależnienia - z tęsknoty i smutku również szło się wyrwać - wystarczyło tylko pozwolić wodzie zmyć wszystkie brudy zaległe w najdalszych zakamarkach duszy.
- Nie musisz stary druhu, ponieważ dobrze wiem, o czym mówisz, czego pragniesz i czego się obawiasz. - i właśnie dlatego, mimo iż obaj byli “facetami”, Louis nie wstydził się podarować Marcusowi ramienia, na którym wilk mógł oprzeć swój potężny łeb: pozwolić łzom spłynąć, a skórze skosztować stonowanego ciepła po przymknięciu ślepi i powrocie do przyjemnych chwil wspólnie spędzonych nie z Seleną, a kimś, kogo cząstka jeszcze dalej zalęgła się w sercu.
- Mylisz się. - on w tym czasie kontynuował, jednak głos troszeczkę ucichł, zupełnie jakby nie chciał budzić bestii z jej metaforycznego letargu niezależnie od tego, czy przyjęła ów fizyczną propozycję oparcia, czy też nie oraz jakoby rzucane słowa nie miały dotrzeć dalej niż do wyłącznej pary ich uszu.
- Nie jesteś zepsuty: zatruwają Cię strach i poczucie winy. Miałem podobnie, gdy przez tych setki długich lat zadawałem sobie pytania: co by było, gdybym jej wtedy nie posłuchał? Czy bylibyśmy szczęśliwi? Czy ona byłaby szczęśliwa? Czy gdyby mnie teraz ujrzała, miałaby mi za złe? Czy miałem w ogóle prawo znów tego szukać? A potem zdałem sobie sprawę, że nie chciałaby widzieć mnie w tak mizernym stanie. To nie przyjdzie prędko, ale uwierz mi – w końcu dojrzysz to, co wcale nie jest tak daleko i nie mówię tutaj ani o Selenie, ani o nikim innym. - niech zamilkną ci, którzy już szykują rączki do rzutów ciężkich kamieni oskarżeń o rzekome PG - błąd: to nie odczyt myśli ani nawet wspomnień - to tylko diabelne podobieństwo pewnej dwójki: tego, przez co przeszli oraz tego, w jaki sposób ukształtowały się ich poglądy w kilku kwestiach: strach, tęsknota i poczucie zepsucia własnej osoby za porażkę sprzed lat.
Tak się nie dało żyć - na pewno nie na dłuższą metę bez ranienia siebie i innych, którzy próbowali wszystkich metod, by zbliżyć się choćby na krok. Jeśli więc z jakiś powodów nie dla nich, to chociażby dla zdrowia własnego ducha – pogodzenia się z przeszłością i wejścia w teraźniejszość warto było spróbować. Może dlatego też choć Azjata widział odsunięcie wilkołaka, nie raczył ingerować mocniej ponad dzisiejszą rozmowę, słowa i ramię wsparcia? A może paradoksalnie tyle wystarczyło, aby tą odrobiną szczerego ciepła dać mu do zrozumienia, że pojął i szanował jego decyzję?
Ze wszystkich chyba...
Najlepiej.
- Widzisz? Już się zaśmiałeś. A teraz mówisz o niej z taką swobodą: powiedz, że tego nie widzisz: jej uśmiechu, płomienia i bystrości w oczach, bo ja tak: kiedy przymykam oczy, słyszę jej głos, czuję zapach, dotyk rąk, kosmyków włosów ocierających się o skórę... Widzę ją uśmiechniętą, prężną i gotową na kolejną przygodę. Wciąż za nią tęsknię, ale tak jak ona: każdego dnia i nocy, przekuwam to na radość ze wszystkich wspólnie spędzonych chwil i nadal będę. - o tym, że Louis się rozgadał, nie trzeba było pisać: liczyło się to, dlaczego to zrobił i uwierz mi: wcale nie chodziło o zwyczajne “wygadanie się”. Pewnie szybko to zrozumiesz, a jeśli nie – trudno: oświecenie przyjdzie potem, bowiem żadne z słów nie było pozbawione drugiego dna – tego, którego ziemia była Ci jeszcze zbyt miękko, aby postawić na niej stopę, mimo iż po drugiej czekał Ci ktoś bardzo bliski.
- W sumie w naszym pojęciu czasu napijemy się nie aż tak długo po tej rozmowie: Ty, ja, Ona i parę innych osób. - między innymi Selena oraz...
Heh, czy głupstwem będzie wspomnieć, że i błękitne oczy stały się dziwnie szkliste w czasie obserwacji srebrnej lampki na niebie?
Cóż... Był to żaden to wstyd, prawda?
Łzy smutku i szczęścia.
- Nie powstrzymuj się, przecież to nic złego. Dużo dobrego mi o Tobie opowiadała. - ostatnie słowa wampira padły, gdy dłoń Marcusa zawahała się dotknąć figurki. Niedługo potem sam wstał i niezależnie od tego, JAK mogło to zostać odebrane, sam przyłożył rękę wilkołaka do smoka.

@Marcus Wijsheid

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Marcus Wijsheid

Marcus Wijsheid
Liczba postów : 588
Powroty to duże słowo, przy stracie nie da się wrócić do stanu zero. "Czas leczy rany" Patetyczne stwierdzenie, które może i ma w sobie wiele prawdy. Z czasem z pewnymi rzeczami idzie żyć łatwiej. Jednak w stwierdzeniu tym istnieje też pewna teza, nie ma formy dokonanej. Rana się zaleczy, z czasem się zabliźni. Jednak blizna zostaje na całe życie. Oczywiście oboje zdawali sobie sprawę, że nie chodzi o fizyczny, namacalny aspekt, jednak czy psychika nie ma wpływu na fizyczność? Kiedy początkowo otwierasz oczy i musisz zmierzyć się z kolejnym dniem? Kiedy przez dłuższy czas zbierasz siły, żeby po prostu wstać z łóżka? Kiedy wstajesz i zakładasz na siebie jedną z masek. To w sumie zabawne. Ciekawe czy Marcus dostrzegł wtedy jak mówił o maskach do Sahaka, głębszy sens, który widzi teraz. Narrator wiedział, jaka jest koncepcja tych wypowiedzi, jednak teraz tak naprawdę rozumie znaczenie tego, co chciał wtedy przekazać.
Przekopywanie się przez wspomnienia, na pewno potrafi pomóc, jednak tylko pod jednym warunkiem, moja droga czytelniczko, pod warunkiem że odbywa się to w odpowiednim, nie zbyt szybkim czasie. Bo czas musi najpierw zasklepić ranę, żeby nie grzebać w otwartej.
Nie ważne kim jesteś, jaki jesteś, są pewne wydarzenia, kataklizmy, które złamią najtwardsze drzewo i najtwardsze fundamenty. I tu wracamy do meritum tego tematu. Drzewo kiedyś odrośnie, nie będzie takie samo jak było. Fundamenty można odkopać i postawić na nowo. Ale czy to będą te same fundamenty? To są inne drzewa, to są inne fundamenty, a my stajemy się innymi "ludźmi"

Uśmiechnął się do niego. - I znowu ten wiek wytyka no! - mówiąc to, szturchnął go delikatnie w bok. Jednak w jego słowach było wiele prawdy. Jednak nie oparł głowy o jego ramie. Nie dlatego że nie doceniał niemej propozycji, jedynie dlatego, że uciekł umysłem w pewne wspomnienia, o których zaczął mówić Lou. Widzisz, problemem nie jest tak do końca moja przeszłość, a to, co sam wtłukłem sobie do głowy. Ja nie uciekam od przeszłości. Boję się tego, co może przynieść przyszłość. Owszem patrzę w przód przez pryzmat tego, co się wydarzyło, ale czy nie jesteśmy jedynie sumą własnych doświadczeń? Czy nie patrzymy na świat przez okulary złożone z filtrów naszej przeszłości? - zamilkł na chwilę - Sądzę, że rozumiesz, co mam na myśli. Mamy na plecach plecak załadowany tym, co widzieliśmy, co doświadczyliśmy, z dodatkową warstwą, lęków i traum. - spojrzał na Wampira. - Jestem zmęczony, zmęczony zaglądaniem w przód, lękiem przed tym, co przyniesie jutro, czy kolejny dzień nie przyniesie kolejnych złych wieści. Czy kolejny telefon, który za chwilę zadzwoni, nie zatrzyma na ułamek sekundy bicia serca, nie obleje zimnym potem całego ciała, wywołując dreszcz. - Zrozumienie wynikało również z tego, że wiele lat spędzonych w swoim towarzystwie, chociażby 80 lat od powstania sojuszu, czy prawie 100 lat spędzonych w Anglii, sprzyjało nie jednej rozmowie i nie jednej ciężkiej.

- Widzę ją, pamiętam jej perlisty śmiech. To zrozumienie w oczach, kiedy pytałem ją o radę. Kiedy nie byłem pewien jakichś decyzji. Wiesz, mimo tego, że nie raz wyprowadzała mnie z błędu, nigdy nie widziałem oceniania w jej spojrzeniu? - uśmiechnął się na słowa Wampira. - Przygodę? - Parsknął śmiechem - Wybacz, musiałem. - powstrzymał ostatnie podrygi śmiechu, by po chwili dodać. - Też za nią tęsknie. Wciąż czuję, że można było tego uniknąć. Jednak już teraz nie mamy na to wpływu. Ona wiedziała, że zginie. Czasem mam wrażenie, że poświeciła się dla nas, żebyśmy my nie musieli znaleźć się na katowskim stole. - dodał - Ale masz racje. Skupmy się na tym, co dobre.

Gdy nagle stojąc przy figurze poczuł nacisk dłoni Louisa uśmiechnął się. - Dotykałem jej niezliczoną ilość razy przez ostatnie lata. - dotknął figury po raz ostatni. - Widziałem, jak ją czyściłeś. Nie chciałem pozostawić śladów. - było w tym wiele prawdy, ale czy tylko prawdy, ocenę zostawiam tobie.

  
  

_________________
"Gdy dusza opuszcza swą cielesną powłokę zauważasz, że śmierć i obsrane spodnie rzeczywiście idą w parze."
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
I znów to zrobił - uśmiechnął się, zaśmiał, a nawet delikatnie szturchnął! To były dobre omeny: znaki burzy i orzeźwienia, które przychodziło po deszczu wraz z bardzo charakterystycznym zapachem. Wdychaj go pełną piersią wilku – wdychaj i porządkuj swoje słowa, myśli i wspomnienia: niezbyt szybko, ot powoli, jakby wszystko wokół nie miało znaczenia, a czas stanął w miejscu. Niech również nie przejmuje się odciskami palców - przecież to tylko ślady, które zawsze można było ponownie przetrzeć, o ile w ogóle. Właśnie dlatego Azjata nie burzył się na widok dotyku smoka: wprawdzie już nie trzymał dłoni Marcusa, ale też nie pędził do tego, aby ją odsunąć.
- W pewnym sensie obaj sobie to wpoiliśmy i dlatego dobrze rozumiem. Nawet jeśli powiedziałbym Ci teraz: przyjmij lekcje, nabierz sił i patrz wyłącznie przez pryzmat teraźniejszości, to i tak nie miałoby to żadnego impaktu, ponieważ to musi przyjść samo. Szanujmy się: nie od dziś jestem szpiegiem i chociaż często się wydurniam, odgrywając pyskatego dzieciaczka, to potrafię patrzeć - stąd też wiem, że prędzej czy później coś zrobisz. Cokolwiek wtedy postanowisz przyjacielu, na pewno będzie dobrze przemyślana decyzja. Jeżeli będzie coś, w czym będę mógł Ci pomóc, proś śmiało - jeżeli nie będziesz chciał, bym cokolwiek wiedział: skorzystaj z pomocy moich ludzi. Są wierni, więc jeżeli rozkażesz im milczeć, będą milczeć nawet przede mną. - Louis spojrzał na Marcusa i wyjątkowo było to zerknięcie pełne powagi. To, co postanowi zrobić wilkołak z propozycją szpiega pozostawało w jego kwestii - inną natomiast było zapytanie, na które po przetarciu oczu Azjata w końcu się roześmiał.
- Przygodę! Długie podróże obfitujące w ekscytujące wycieczki po nieznanych zakątkach świata i jego ruin w poszukiwaniu tajemnic i skarbów i nie tylko. - po czym to w końcu on szturchnął Marcusa, co by sobie nie dopowiadał rzeczy niestworzonych nawet jeśli faktycznie BYŁY! Halo policja - przecież każdy musiał czasem poszaleć!
- Śmieszna sprawa: to dzięki “Niej” tak naprawdę zdecydowałem się na dołączenie do rady - właśnie po to, aby tłumić w zarodku wszelkie niepokojące sygnały, które mogłyby doprowadzić do powtórki. Gdyby nie Ona to kto wie? Pewnie wiesz, co mam na myśli, w końcu ile tak naprawdę nas łączy prócz wspólnego biznesu? Ciebie, mnie, Sel, Marr, Elisabeth? Chcesz wracać do środka? - ciężko powiedzieć, na ile rzucone pytania faktycznie były skierowane do Marcusa, a na ile Azjata rzucił je w eter. W takim czy innym znaczeniu, coś wisiało w powietrzu – najbardziej jednoznaczna i prosta do odczytu była bez wątpienia propozycja powrotu do budynku Rady.

@Marcus Wijsheid

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Marcus Wijsheid

Marcus Wijsheid
Liczba postów : 588
Ten smok to coś, co łączyło ich w niemym uścisku wspólnej historii. Coś, co łączyło ich w uścisku wspomnień osoby, za którą oboje tęsknili, osoby, którą oboje kochali. Jeden, który w imię miłości chronił za wszelką cenę, drugi, który w imię miłości zmierzył się z ostatnią wolą kobiety. Może właśnie dlatego oboje trzymali swoje ręce na smoku. Właśnie teraz dokonało się ostateczne, rozliczenie z przeszłością. Jej śmierć nie nigdy nie miała być tym, co miało ich poróżnić, miało być tym, co ich połączy. Ona była w tym smoku. Tego by chciała, dlatego dokończył jej dzieła wedle jej wytycznych. - Dziękuję - odpowiedział. Bo i cóż więcej mógł powiedzieć. Czy był sens mówić coś więcej? Propozycja Louisa była arcy Królewska. Oddanie własnych ludzi pod dyktando innego człowieka to oznaka niezwykłego zaufania. - Jeśli tylko będę potrzebował pomocy. - Myśl tego, co przyniosą kolejne tygodnie, zaczęła kiełkować w jego głowie już od kilku dni. Dzisiejsza rozmowa Jedynie utwierdziła go w tym, że rozliczenia z przeszłością nadszedł czas. Jeśli coś miało się zmienić, musiał się zatrzymać, spojrzeć w tył. Przejrzeć stare zdjęcia, stanąć twarzą w twarz z demonami przeszłości. Zdjąć ten cholerny plecak, który sam sobie nałożył, wyciągnąć z niego kamienie, i ruszyć w przód. W przód, w nieznane, z nową siłą.

Śmiech Azjaty to coś, co chciał usłyszeć. - Ładnie to nazwałeś, skarby i tajemnice. - zaśmiał się - Chociaż ruiną to nie była. No dobrze była ode mnie starsza, jednak do ruiny to jej daleko - zaczął trząść się od powstrzymywanego śmiechu. - Skamielina może, ale nie ruina - no dobra tu już nie był w stanie powstrzymać śmiechu. Io Io przyjeżdża straż, aby ugasić kudłate myśli.

- Ja miałem więcej powodów, ale faktem jest, że przez naszą pychę zginęła i ona. - uśmiechnął się, wspominając niedawną rozmowę z Elisabeth. Słowa, które wtedy wypowiadał, były tak odmienne od tego, co teraz miał powiedzieć. - Więź, Louis, więź przyjaźni, więź miłości, więź wspólnej historii. Wspólna przeszłość, która odbiła się na nas wszystkich w różny sposób. Elisabeth, Marr i ich rodzina, Ja i moja żona, Ty i Freya - Pierwszy raz podczas rozmowy padło imię siostry, prawdziwe imię, nie to którym posługiwała się w czasach, w których poznała się z Louisem. - Sel i Oświęcim - zamilkł nagle.
Milczenie przeciągnęło się dłuższą chwilę. Marcus cofnął rękę od smoka. Czy to był dobry moment na tę rozmowę? Był również mu coś winien. - Oświęcim. - spojrzał na Wampira z powagą. - Wybacz, ale też musisz coś ode mnie usłyszeć. - Ruszył z powrotem do ławki. - Nie mówiłem ci wcześniej, bo żeby to powiedzieć, nie uniknąłbym rozmowy o tym, co przeszła Sel. A od początku uważałem, że to ona osobiście powinna ci powiedzieć co wtedy przeszła. Do czego z resztą namawiałem ją, odkąd trafiliśmy do Paryża. - Marcus ostrożnie dobierał słowa. - Kiedy trafiłem do Obozu, wiedząc, co tam się dzieje, nie wiedziałem, że trafie na Selenę i.. - Zamilkł i spojrzał na Louisa. - Ryuu - Znów cisza, ciężka, piszcząca w uszach. - Nie byłem w stanie wyciągnąć ich oboje. Zresztą nie mam w ogóle pewności, że on jeszcze żył. Widziałem jego ciało. Wybrałem jednak Sel. Świadomie wybrałem ją. - wyrzucił z siebie słowa. Słowa, które mogły być ciosem dla Wampira. - Wybacz. - dodał, spuszczając głowę.
  
   

_________________
"Gdy dusza opuszcza swą cielesną powłokę zauważasz, że śmierć i obsrane spodnie rzeczywiście idą w parze."
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Skarb – Freya, której imię padło z ust Marcusa faktycznie nim była: pięknym, rzadkim – takim, który chciało trzymać się blisko serca zamiast (ino idąc drogą klasyki) przysłowiowo grzebać w ziemi po zamknięciu w szczelnej skrzyni. Brzmiało to trochę ironicznie, lecz patrząc przez pryzmat czasu: prawdziwie. Gdyby nie okoliczności, Louis mógłby obrócić to w żart i powiedzieć: a wiesz stary, bo ja to mam całkiem spore doświadczenie: spopieliłem ciała własnej rodziny, dobiłem i pochowałem Twoją siostrę, a potem o! Znalazłem i zamknąłem w sarkofagu brata, którego Wy pozostawiliście na pastwę losu. To, że tego nie zrobił, wynikało z prostej przyczyny: szacunku – co innego śmiech po wymianie kilku podtekstów: tutaj był jak najbardziej wskazany – przynajmniej do czasu zmiany toru rozmowy, przez którą powietrze raz jeszcze stało się dziwnie ciężkie dla wdychających go płuc.
- I tak i nie. - zaczął spokojnie, po wysłuchaniu słów wilkołaka. Czarnowłosy nie ze wszystkim się zgadzał. Prócz jednej jednostki, Rogalika, z którym niegdyś dzielił najwięcej wspólnego i wydarzeń, które doprowadziły do przecięcia się losu z Marcusem oraz Elisabeth, nie łączyło go z nikim nic mocniejszego ponad pewien pułap.
- Selena: dawna kompanka, kochanka, dziś przyjaciółka i niejako rodzina krwi naszego upadłego klanu – jedyna, z którą łączyło mnie najwięcej. Z Tobą przeszedłem przez niejedną krętą drogę, podobnie jak z Elisabeth, która była mi towarzyszką, kochanką i niemalże matką naszego wspólnego dziecka. Dalej w linii mamy Marr, lecz poza wspólnymi morskimi podbojami nie dzielimy niczego. Niby to dużo, a jednak nie do końca, ale masz rację: jakaś więź powstała przez te lata – no i na pewno wspólny interes. - Freya... Jej imienia Louis nie wypowiedział już na głos: padło za to w myślach z miękkością najdelikatniejszego jedwabiu, którego nie powstydził się uśmiech na twarzy, ani rozczulenie w oczach. Dopiero po wyrwaniu z przyjemnego transu, ich blask nieco przygasł, aż w końcu nie stały się całkowicie mętne.
- Co mam Ci powiedzieć? - spytał i siebie i jego, nie do końca wiedząc, jakiej reakcji oczekiwał Marcus. Z jednej strony nie miał nikomu za złe śmierci Ryuu: debil zamiast poprosić o pomoc, sam postanowił się wszystkim zająć, a potem poświęcić i to w imię czego? Faktu, że jego brat miał dziecko, któremu nie chciał odebrać ojca? A może dla kobiety, która i tak nie byłaby w stanie odwzajemnić jego uczuć, natomiast ich dziecko, choć w dobrej wierze, do dziś karmiła kłamstwem? Czy może w końcu powinien przytaknąć i poklepać Marcusa po ramieniu, mówiąc: nie no stary ja Cię dobrze rozumiem, zrobiłbym tak samo?
- Wiem, opowiedziała mi o tym, dobrze, że ma to już za sobą. - czarnowłosy bardzo chciałby zgodzić się ze wszystkim, co mówił wilkołak, ino problem tkwił w tym, że choćby i zniszczono w nim każdy kamień chińskiego muru stabilności, który budował przez stulecia, nie umiał - ze zwykłego ludzkiego smutku i smaku goryczy nie potrafił zrozumieć tudzież pogodzić z faktem utraty jedynej prawdziwie bliskiej osoby od dnia jego cholernych narodzin.
Podczas rozmowy mężczyzna był bardzo spokojny – na zewnątrz: to, co kryło się w środku było zupełnie inną historią - to właśnie tam krzyczała tęsknota równie głośna jak za ukochaną Freyą, której odejście dopiero zaczęło się tak naprawdę “zasklepiać”.
- Żył. - dlatego też zamiast typowego porównania Ryuu do karalucha pod względem niezniszczalności, Louis całość wypowiedzi Marcusa skomentował tym jednym, dość cicho wypowiedzianym słowem.
- Zabrałem go stamtąd. - dodał po chwili, aby nie trzymać ani jego ani nikogo w niepewności. Inną kwestią było to, co faktycznie działo się z wampirem przez te wszystkie lata. To dla nikogo nie był łatwy temat.

@Marcus Wijsheid

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Marcus Wijsheid

Marcus Wijsheid
Liczba postów : 588
- Mnie z Seleną łączy najwięcej, znam ją w końcu najdłużej z was wszystkich. W zasadzie byłem wtedy podlotkiem, patrząc przez pryzmat naszego wieku. - Powiedział z delikatnym uśmiechem. - Na swój sposób pokochałem ją od pierwszego spotkania. Ma w sobie to coś, co przyciągnęło mnie od pierwszego spotkania. - zaśmiał się delikatnie - Na pewno nie jest mi obojętna. - spojrzał Louisowi w oczy, a w głowie Wilk dodał - Nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo, przyjacielu - lecz myśl ta została pochowana w głowie, nie ujrzała światła dziennego. - To prawda, gdyby nie splot pewnych wydarzeń i przezorności mojej siostry, pewnie próbowałbym cię zabić. Jak dobrze pamiętasz przy naszej rozmowie z Sel w Anglii, Ona bała się, że skoczę ci do gardła. Gdyby nie Freya pewnie by tak było, czego zapewne bym żałował. A już na pewno po tym, kiedy dowiedziałem się, że wstawiłeś się za mnie u Elisabeth. - znów delikatny uśmiech zawitał na jego ustach. - Zastanawia mnie czy zrobiłeś to ze względu na mnie, czy ze względu na Freye? Nigdy w sumie nie było okazji zapytać. - Zamilkł bo po chwili alarmujący głos Wilka krzyczał w jego głowie. - Marcus kurwa!! Jakiego do cholery dziecka? - Mężczyzna pokręcił głową. - Czekaj, czekaj. Jakiego dziecka? - Spytał z zaskoczoną miną.

- Nie wiem Lou.. - Gonitwa myśli, które zaczęły lawinowo zasypywać go wspomnieniami tamtego dnia. - Mimo niemieckiego munduru nie byłem w stanie wyjść z nią bez walki. Cholera, gdyby poprosili o pomoc. Selena wiedziała, gdzie jestem, mimo to postanowili iść tam sami. - milczący spokój Louisa powodował, że wyrzucał z siebie słowa. - Gdyby dała znać, że Ryuu zniknął, można było tego uniknąć. - Spojrzał znów na Louisa - To był piekielnie ciężki czas, dla nas wszystkich. Ale czy to mnie tłumaczy? Nie wiem co masz powiedzieć, Nie wiem może to, że jestem parszywym dupkiem, mówiąc Ci to tu i teraz? Może to, że jestem parszywym egoistą? - zamilkł. Nie było sensu mówić nić więcej. - Tak na szczęście ma to za sobą, dzięki tobie ma to za sobą. - dodał ponuro. Milczał przez dłuższą chwilę, czuł zmianę, delikatną zmianę w zapachu Wampira. To była oznaka tego, co skrywało się za maską. Maską pozorów spokoju, maską Azjatyckiej godności. Kulturowego wpojenia pierdolonej ułudy, ułudy, która mówi, że okazanie emocji to okazanie słabości. - Żył? - zapytał, nieco zaskoczony, choć czas przeszły wskazywał, że nie był to stan permanentny. - To dlatego nie mogłem znaleźć go później jak wróciłem do obozu. - nie był pewien czy to że nie mógł znaleźć Ryuu było sprawką Louisa, czy zaradnych żołnierzy, którzy po odbiciu Seleny, postanowili pozbyć się wszystkich dowodów. - Wróciłem tam tydzień później, lecz go nie znalazłem.


_________________
"Gdy dusza opuszcza swą cielesną powłokę zauważasz, że śmierć i obsrane spodnie rzeczywiście idą w parze."
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Wiem - powiedziały oczy i dusza, które, mimo iż nie poruszyły ustami, by wypuścić werbalną odpowiedź, zrozumiały przekaz skinieniem głowy. Uśmiech jedynie potwierdził szczerość niemego przytaknięcia, podobnie jak ciche prychnięcie, będące niczym innym, jak dodaniem myśli: a więc pewnie wiesz o jej dziecku. To, czy Louis słusznie trafił w sedno, nie było stuprocentowym pewnikiem, niemniej nie zajmowało wysokiego priorytetu w worku tematów, które obaj poruszali na dzisiejszej rozmowie, a jeśli nawet, to On nie był tym, który w ogóle powinien roztrząsać skrawki sprawy, jako że i znając Sel i jej przywiązanie do Marcusa, to pewnie powiedziała mu to i owo. Bądźmy szczerzy: chociaż Louis o wielu sprawach nie miał pojęcia, chociażby ze względu na niemożność uczestnictwa w nich, nie oznaczało, że nie docierały do niego wieści zewsząd. Był szpiegiem - miał swoje oczy i uszy w większości szczelin, do których mogli się wcisnąć nieliczni – poza tym potrafił patrzeć i wyłapywać pewne niuanse: znał również Rogalika na tyle “dobrze”, aby wiedzieć, że jeżeli na kimś jej bardzo mocno zależało, to raczej nie ukrywała setek tajemnic przed taką osobą: na pewno nie z własnej woli, a i te, które chowały się pod płachtą niedomówień, wypływały w końcu na wierzch w sile potrzeby zwykłego ludzkiego zrzucenia z siebie balastu.
I nie, nie było to stawianie jej w negatywnym świetle.
Nie, Louis pod żadnym pozorem nie wykazywał oznak zazdrości.
Szczerze cieszył się z faktu, że kobieta miała kogoś, na kim mogła polegać i komu oddała swoje serce.
- Bez wątpienia byłby to niezapomniany pojedynek. - zaśmiał się Louis, próbując wyobrazić sobie ich dwójkę w krwawej walce na śmierć i życie. Może to i lepiej, że nigdy nie doszło do skrzyżowania “ostrzy”? A może właśnie szkoda, bo przez to obaj nie wywalili na wierzch frustracji i gniewu, przez co ta kumulowała się przez lata? Znów: to nie tak, że Azjata powracał myślami do przeszłości, aby zacząć rozważać rzeczy “za” i “przeciw” - z o wiele większym zainteresowaniem spotkało się zetknięcie z pytaniem, przez które brew na chwilę powędrowała do góry, a potem opadając, przysłoniła oczyska powiekami.
- Freya zawsze się o Ciebie martwiła - w szczególności o Twój ognisty temperament, którym, jak to twierdziła, powalałeś ją na łopatki. Obiecaj, że będziesz go chronił – to była jej prośba, nim odebrałem jej życie. Czy więc zrobiłem to na wzgląd mojej miłości do niej? - Tak. Czy ze względu na Ciebie? Również tak, bezinteresownie. Prócz tego wasza “krwawa” jatka niczego by nie wniosła, a oboje byście potem tego żałowali: i Ty i Elisabeth. - pewnych rzeczy nie dało się od tak upleść w słowa - nawet przez Azjatów. To, co rzucał Louis, nie kryło w sobie dodatkowych przesłanek prócz najprostszej: polubił ich.
- Bez obaw, nie chodzi mi o dziecko moje z Sel. - znów wampir pozwolił sobie na odrobinę śmiechu, aby wyprowadzić wilkołaka z potencjalnego błędu. Jak na początku: jeżeli z kimś już dorobiła się latorośli to nie z nim, ale o tym pewnie Marcus wiedział.
- W okresie pobytu w Anglii Elisabeth powiedziała mi, że jest w ciąży. To było moje dziecko. Nie wiem, czy Ci o tym mówiła, a jeśli tak, to ile, dlatego oszczędzę Ci detali, aby nie rozgrzebywać ran – no chyba, że wiesz. - sprawa brzemienności Lisa nie była wielką tajemnicą: co innego natomiast kwestia poronienia. Chociaż minęły setki lat od tego nieszczęśliwego wydarzenia, Louis z szacunku do kobiety wolał nie poruszać tej kwestii bez jej wyraźnej zgody. Stąd też, bo to nie tak, że unikał tematu, rzucił jedynie zdawkową odpowiedź w tym temacie.
- Masz rację: to były ciężkie czasy i choćbyśmy godzinami o tym gadali, niczego to nie zmieni. Może i nie umiem się z tym pogodzić, ale nie w żadnym aspekcie nie nazwałbym Cię egoistą i Ty też nie powinieneś. Uratowałeś ją i to najważniejsze i oby nigdy nie poczuła smaku podobnych tortur. Przed schwytaniem mnie, ukryłem brata w bezpiecznym miejscu. On... - szczerością za szczerość, jednak przed dokończeniem, wampir ugryzł się w język. Nie był przekonany, czy powinien nękać Marcusa wiedzą o bracie.

@Marcus Wijsheid

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Marcus Wijsheid

Marcus Wijsheid
Liczba postów : 588
- Zawsze możemy kiedyś umówić się na mały sparing. Do pierwszej krwi. - zaśmiał się. Chociaż W słowach Wampira było wiele prawdy. Wampir, który należał do narodu, kierującego się przez wieki kodeksem wojownika i swoistym kodeksem honorowym, i Wilkołak, który nie bez powodu został Pierwszym wśród Wilków. Dwóch Wojowników z natury, dwóch wojowników z wychowania. To zaiste byłoby ciekawe starcie. Inną sprawą jest to czy faktycznie szkoda, że do takiego starcia nie doszło. Znając Marcusa w tamtym czasie, kiedy był bardziej porywczy, niż jest teraz, pokonanie Wampira byłoby nie tylko kwestia gniewu, ale i kwestią honoru. Zaśmiał się z lekkim prychnięciem. Przed oczami stanęło mu wspomnienie, jak Louis pochyla się nad Jego siostrą, tuż przed wbiciem swoich kłów w jej szyję, i widzi, jak ta coś szepcze mu do ucha.
Czy to wtedy padły te słowa? Czy może wcześniej?
- Cały czas zastanawiam się jakim cudem wtedy cię nie zabiłem, byłem tak cholernie wściekły. - kolejne wspomnienie tej nocy stanęło mu przed oczami, jak spokojnym krokiem niesie ciało siostry do wykopanego grobu. Czuł zapach tej cholernej Wanilii, wiedział, że ten z daleka przypatruje się poczynaniom Wilkołaka. Wiedział też, że Louis specjalnie wybrał tamto właśnie miejsce. Stał tak, żeby wiatr niósł jego zapach do nozdrzy Marcusa. Stał tak, aby Wilkołak wiedział, że on tam jest. - Masz racje, żałowalibyśmy.

- Wiem, że nie Sel, choć o jej dziecku z Ryuu wiem od niedawna. - zastanowił się chwilę nad słowami Mężczyzny. - Czekaj, czekaj, wtedy gdy przyjeżdżała do was? - Zapytał zaskoczony. - Przykro mi, wiem co to znaczy stracić dziecko. - dodał, spoglądając na Lou. - I nie nie wiedziałem nawet, że była w ciąży. Choć skoro o tym nie wspomniała, pewnie nie jest jeszcze na to gotowa. Chociaż mieliśmy ostatnio dość poważną rozmowę o przeszłości. - dodał z lekko nieobecnym głosem. Co prawda rozmawiali o bolesnej przeszłosci dotyczącej jego i kobiety, jednak o tym szczególe, równie ważnym nie wspomniała. Postanowił jednak nie dopytywać, gdyż możliwe, że jak wspomniał, miała ku temu swoje powody.

- To prawda, nie mamy wpływu na to, co było. Choć przyznaje, są rzeczy, które gdybym mógł, zmieniłbym, i dałbym wiele by móc je zmienić. - dodał ze smutkiem - I pewnie jeszcze z wieloma rzeczami nie będziemy mogli się pogodzić. - spojrzał z wdzięcznością na Louisa. - Oby i dołożę wszelkich starań, żeby uchronić ją i nas od tego. - Lou mógł dostrzec, że tym razem obietnica Marcusa była nieco bardziej zapobiegawcza. Znał przecież jego historie. Wiedział o obietnicy, którą złożył sobie Wilkołak sam przed sobą. Nie było tam słów takich jak "nikt" czy "nigdy". Spokorniał nam Wilkołaczek. Życie nauczyło pokory. - On co? - zapytał, słysząc nagłe urwanie.


_________________
"Gdy dusza opuszcza swą cielesną powłokę zauważasz, że śmierć i obsrane spodnie rzeczywiście idą w parze."
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
- Bo byłoby Ci smutno bez kogoś, kto notorycznie by Cię wkurwiał i pilnował "klejnotów" przed gniewną Elisabeth. - no more, no less – i niechaj ten komentarz wyjaśni wszystko, łącząc gorycz ze smutkiem, a ten z odrobiną komizmu w roli światełka lepszego jutra – potem niech ich mieszanka stanie się faktycznym odzwierciedleniem tego, co mogłoby się wydarzyć, gdyby naprawdę obaj skrzyżowali ze sobą swoje ostrza.
Skinienie głowy wampira i tutaj uchyliło rąbka tajemnicy rzutem niemej odpowiedzi na propozycję, oczywiście przyjmującej ów wyzwanie na inny termin, okoliczności i kto wie, czy nie teren na ten nieco bardziej przystępny dla oby Panów, bądź właśnie trudniejszy dla wprowadzenia smacznej pikanterii do zupy zwanej sparingiem. Nikt tutaj nie musiał niczego mówić, dodawać ni nawet wyjaśniać - czasem zderzenie stali ze stalą niosło znacznie więcej i przynosiło więcej, pozwalając ciężkiemu balastowi opaść ze zmęczonych barków, a duszy odetchnąć pełnią pochłoniętego powietrza, które nieprędko ulatniało się z rozepchanych płuc.
Dopiero wtedy przychodziło prawdziwe ukojenie, takie, którym umiłowana Freya pomimo swojego ognistego temperamentu (ale nadal mniejszego od Marcusowego) z pewnością chciałaby otulić dwóch ważnych dla niej mężczyzn, aby wypędzić ból i tęsknotę. Gdyby powiercić trochę temat, czarnowłosy pokusiłby się o stwierdzenie (a miał ku temu pewne podstawy), że w pewnym sensie ona nadal tutaj z nimi była.
Może dlatego czasami pozwalał sobie na subtelny uśmiech?
- Czyli przed Tobą też to ukrywała. No to powinniśmy przybić sobie piątkę. Teoretycznie mógłbym zacząć węszyć, ale jaki miałoby to sens – nie, powinna sama domknąć tą sprawę i tak, Elisabeth była ze mną w ciąży, a dokładnie zaszła w 1815 roku. - tutaj mężczyzna na chwilkę przerwał, być może z racji kaprysu zajęcia miejsca na jednej z sof, która zdobiła wnętrze salonu budynku radnych, do którego przecież obaj musieli w końcu wejść, aby nie stać jak te dwa woły na zewnątrz.
- To znaczy? - po czym spytał odnośnie jego rozmowy z Lisem, tym razem odbierając Marcusowi jego przyodzianą mimikę zaskoczenia.
Brew długowiecznego powędrowała do góry, podczas gdy oczy szybko wychwyciły subtelne zmiany w postawie wilkołaka - podobnie jak uszy lekkie oderwanie głosu od tak zwanej rzeczywistości.
- Ale te same rzeczy sprawiły, że staliśmy się silniejsi. W Chinach mawiało się, że obowiązkiem mężczyzny było chronić ciało kobiety, ponieważ w przeciwieństwie do niego było ono kruche i giętkie, niezdatne do surowej walki. W odzewie natomiast ta sama kobieta, choć nie mogła równać się z mężczyzną w przyziemnym świecie, przeganiała go potęgą ducha: dumnego i niewzruszonego niczym góra, przy której on był zaledwie maleńkim kamykiem: delikatnym i słabym wobec nieposkromionej siły natury - wobec rzeczy i istot, które każdego dnia pragnęły pożreć jego duszę. Opiekuj się Sel, a odpłaci Ci się tym samym. - Louis nie był tym, któremu dano prawo oceny obietnic – ich prawdomówność leżała wyłącznie w wilczym sercu.
Co innego natomiast słowa rady – tylko z pozoru nasączone szowinizmem. Chińczyk wiedział, chociażby na wzgląd zadawania się z Seleną, która była Azjatką, że Marcus zrozumie przesłankę ukrytą w tym tylko z pozoru prostym powiedzeniu. Jego sedno było piękne, a prawda zgodne z prawami natury. W jej oczach nie istniało pojęcie “lepszego” - żyła za to równowaga.
- On nie żył Marcus, on nadal żyje. Na krótko przed pojmaniem, oddałem brata pod opiekę Osamu, by przechował jego zahibernowane ciało. Od dnia przebudzenia, potem po trzy lata od przywrócenia tchnienia życia przez "Nią", aż do teraz, zastanawiałem się: czy powinienem go obudzić. Nie potrafiłem go dobić Marcus – nie potrafiłem powtórzyć tego samego, o co poprosiła mnie Twoja siostra. To było moje tchórzostwo - moja zmiana. Sel już wie, o ile odczytała wspomnienia z krwi, którą jej dałem. - wbrew temu, co mogło się wydawać, Louis mówił spokojne, jakby wyjawienie tej tajemnicy przyniosło mu ulgę. Nie wiedział jednak, jak na taką informację zareagowaliby inni, dlatego działał w dyskrecji.

@Marcus Wijsheid

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Sponsored content


Strona 1 z 2 1, 2  Next

Powrót do góry

- Similar topics

 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach