Podczas gdy Mihai udzielał wszystkim odpowiedzi, niewystarczających i wymijających jej zdaniem, Constanza wyjęła telefon i napisała pod stołem dwie krótkie wiadomości. Telefon nastawiony był na wibracje, więc nie powinien nikomu przeszkadzać. Akurat bardzo rzeczowa przemowa Idy kupiła jej wystarczająco dużo czasu, aby doczekać się odpowiedzi.
Zaraz po tym, jak Olszewska skończyła mówić, starsza wampirzyca, przejęta tym, w jakim kierunku zmierzała cała ta rozmowa, stuknęła delikatnie zeszytem o blat stołu i wstała ze swojego miejsca, żeby oficjalnie zabrać głos i wygłosić upierdliwie długi monolog.
— Mihai, z całym szacunkiem, co my właściwie próbujemy tutaj zrobić? Bronić czci Radnej? O Selenie powszechnie wiadomo, że jest osobą bardzo otwartą, nie wzbrania się przed zarzucaniem konwenansów, wszem i wobec podkreśla, jak bardzo jest wyluzowana i nieskrępowana, czasami nawet do skrajności. — I Connie wiedziała to nie tylko z prywatnej znajomości z sympatyczną kobietą, nawet ostatnio, w Nowy Rok, tańczyły razem na jednym parkiecie, świetnie się przy tym bawiąc; wiedziała także z obserwacji i plotek, bo przecież zdarzało się, że Selena poufale wieszała się komuś na szyi, a i nie umknął niedawny incydent, gdzie Radni uprawiali petting na oczach gości przy stole na cudzych urodzinach. — Radna publicznie zachowuje się na tyle ciepło i frywolnie, że trudno mi uwierzyć w to, że nie byłaby w stanie zrobić czegoś niemądrego. Nie sądzę, aby pojono ją siłą. Musiała wiedzieć, co i skąd spożywa. Sam przed chwilą powiedziałeś — tutaj otworzyła notatnik na zaznaczonej stronie i wyszukała odpowiednią linijkę w swoich zapiskach — że osobiście zbadałeś substancję, że był to alkohol z opium. Jak więc możesz powiedzieć zaraz po tym, że „nie wiemy absolutnie nic”? Twoje badania to nie jest „nic” — stwierdziła. Jakby ktoś nie zrozumiał, to w gruncie rzeczy było to okazanie szacunku. Constanza od zawsze respektowała intelektualne zdolności Mihaia i nigdy ich nie podważała, niezależnie czy w towarzystwie, czy w rozmowach prywatnych. — Dowiedziałam się z pewnych źródeł, że opium mogło pochodzić z trunku, którym częstował gości młody Egon Scaletta. Proponuję — podniosła nieco głos, żeby słychać było, że jest to oficjalny apel — po pierwsze, porozmawiać z samą Seleną, skoro jak uważasz była trzeźwa to powinna doskonale wiedzieć, co się z nią działo, jak również porozmawiać z Egonem. Może być w obecności doświadczonego inwestygatora. Dochodzi tutaj do sytuacji, w której podejrzenia padają głównie na dwie rodziny: albo na Scalettich, jako organizatorów, albo na nas, z uwagi na Syntmixy. Słuchając uważnie twoich odpowiedzi, zauważam pewną stronniczość. Bronisz opieszałości dochodzenia, negujesz rzeczowe argumenty naukowców równie doświadczonych co ty sam, mimo że są wyczerpujące i składne. — Zamknęła kalendarz, ale nie usiadła. — Bias. Wyczytuję w tym wyraźne inklinacje. Znamy się już tyle lat, wiem, jak pracujesz, jak błyskotliwie myślisz. Masz już swoje ugruntowane podejrzenia, prawda? — Przecież to on ich wezwał, a nie oni jego. To nie w ich interesie było ciągać go za język, to w jego interesie było, aby zebrać świetną grupę wampirów-badaczy i powiedzieć im konkretnie, co mają robić, a oni to zrobią. Proste. — Szanujmy wzajemnie swój czas. Podziel się z nami swoimi przypuszczeniami. W przeciwnym razie możemy przejść do następnych tematów, bo nikogo nie interesuje, kto został wyniesiony z zakrapianej imprezy. Interesują nas konkrety. — I wreszcie zadała kluczowe pytanie: — Skoro to były tylko alkohol i opium, bez żadnych domieszek innych trucizn, czy podejrzewasz, że Selena słabnie? Choruje? — Może wiekowe wampiry też ulegały jakiemuś starczemu uwiądowi, kto wie. Nie mieli zbyt dużo egzemplarzy badawczych aby to wiedzieć.
Dopiero wtedy usiadła. Cała wypowiedź utrzymana była w suchym, oficjalnym tonie, rzeczowo, bez złośliwości ani znaczącej mimiki. Mimo bezpośrednich słów nie wykazała ani w stosunku do głowy rodu, ani członków swojej rodziny żadnego despektu.