— A co, wiesz z własnych doświadczeń? — Zapytała, kiedy wspomniał, że domyśla się, że chciała go rozebrać cały wieczór. No nie mogła zaprzeczyć, szczególnie tuż po tym jak Tahira namówiła ją na kokainę, jednakże umiała się dotychczas powstrzymać. Jakoś. Ledwo. Szczególnie, kiedy ją prowokował. Naprawdę coraz ciężej jej przychodziło chowanie się przed wszystkimi. Wiedziała, że to będzie ciężkie, ale nie sądziła, że aż tak. Już nawet nie chodziło o jakieś namiętności czy wielkie okazywanie sobie uczuć, to robili za zamkniętymi drzwiami, kiedy za oknami zaczynało pojawiać się słońce. Po prostu zdążyła się przyzwyczaić do jego obecności, do splecionych palców u rąk, do wspólnych rozmów przy kawie. Czasami chciała po prostu zarzucić mu swoje nogi na kolana czy oprzeć głowę o ramię podczas oglądania filmu. Byli na bardzo wczesnym etapie związku, gdzie po prostu pragnęło się trwać w swoim towarzystwie praktycznie non-stop. Nie obchodziło ją co pomyślą wszyscy dookoła, że zapewne stwierdzą, że Maurycy ją jakoś omotał, że to jego kolejna gierka. Ida wiedziała jaką wampir miał reputację, szczególnie, że sama w to kiedyś wierzyła. Ona jednak się tym nie martwiła. Najbardziej obawiała się reakcji Silvana. Powiedziała mu, że nigdy nie pojawi się więź porozumienia między nią, a jego synem. Na tamten moment to byłą prawda, sytuacja się jednak zmieniła. Nie widziała nic złego w tym, że nie pobiegła od razu do opiekuna, by przyznać się, że może jednak się polubią. Ich relacja rozwijała się w taki sposób, że nie było na to dobrego momentu. Po weselu nie sądziła, że jeszcze kiedykolwiek coś między nimi zajdzie, że znowu będzie jej dane posmakować jego ust. Potem była zbyt niepewna, czy to nie jest jakaś kolejna gierka. A kiedy wszystko zaczęło się rozwijać w dobrym kierunku, to nie umiała się do tego nikomu przyznać, chciała zachować to dla siebie. Mimo wszystko była pewna, że nie będzie umiała znieść zawodu w oczach Silvana, kiedy zrozumie, że jedne z bliższych mu osób nie zaufały mu z takim sekretem. Wolałaby stopniowo go oswajać, a nie całować przy wszystkich podczas karaoke, na kokainowym rauszu.
Spojrzała na niego dziwnym wzrokiem.
— Planujesz nasze wesele? — Nie wiedziała jak to interpretować. Nie sądziła, że wampiry w ogóle się wiążą w taki sposób. W końcu nie zostawały w jednym miejscu na stałe, nie mogły mieć papierków w jakimś urzędzie stanu cywilnego. Chyba, że chodziło ogólnie o sam fakt. Ida się tylko odrobinę zlękła, a ogółem przytłoczyło ją ciepłe uczucie, które rozlało się po jej ciele. Przed oczami stanęła jej scena, gdzie w długiej białej sukni jest prowadzona do ołtarza przez tatę i przez chwilę zrobiło jej się przykro, przez taki ułamek sekundy. Wiedziała, że coś takiego nie będzie mieć miejsca, bo zanim oni się ustatkują to jej ojciec pewnie nie będzie żył, a dodatkowo nie mógłby być gościem na wampirzym weselu. Zbyt duże ryzyko, nie pozwoliła by na to. Uśmiechnęła się jednak do Maurycego, żeby nie pomyślał, że to na myśl o związaniu się z nim zrzedła jej na chwilę mina. — Tylko pamiętaj, pierścionek ma być szałowy. I wymagam, żeby były żywe kwiaty na stołach. Najlepiej peonie. — Skradła mu szybkiego całusa.
Na szczęście nie zirytowało go jej paplanie. Jej zdenerwowanie było wręcz namacalne, szczególnie kiedy uciekała od tematu jak najdłużej można. Jego szczęście było jednak wystarczającym wynagrodzeniem. Widziała jego ekscytację, widziała uśmiech sięgający jego oczu, które tak ładnie się błyszczały, odbijając taflę basenu. Dała się obcałować, uśmiechała się sama, nawet jeżeli trochę się obawiała tego co miało nastąpić. Było to dla niej trochę dziwne, nie była przyzwyczajona do takich rzeczy. Nie odpowiedziała na jego podziękowania, jedynie skinęła głową. Poczuła jak woda z jego dłoni spływa po jej ramieniu, kiedy odgarniał jej wilgotne włosy na lewą stronę. Odgięła szyję, gdy do niej sięgnął i zadrżała, kiedy wpierw ją pocałował w miejsce, pod którym kryła się pulsująca żyła. Nie chciała go trzymać w napięciu, nie potrzebowała długiej gry wstępnej do gryzienia, dlatego po prostu wyraziła zgodę.
— Tak Maurice. — Szepnęła, a chwilę później poczuła jak wbija w nią kły. Syknęła, kiedy przebił skórę, ale faktycznie, nie zabolało jakoś szczególni. W pewnym sensie przyzwyczaił ją do bólu, tego który jedynie wzmagał doznania. Odgięła głowę jeszcze bardziej, żeby ułatwić mu to wszystko i wplotła palce w jego włosy, jednocześnie przymykając oczy. Może nie było to szczególnie przyjemne, ale fakt, że byli tak blisko i był tuż obok sprawiał, że cały dyskomfort zanikał. W tamtym momencie była chyba najbliżej, żeby wymówić coś, czego mogła żałować. Nie powiedziała jednak nic, zacisnęła jedynie mocniej palce na jego plecach, czekając aż się posili, czekając aż skończy.
Wspomnienia były chaotyczne. Strzępki obrazów, fragmenty rozmów. Czasami dźwięki urywały się w połowie zdania, czasami zaczynały w środku wyrazu. Wraz z ilością wypitej krwi wizja stawała się jeszcze bardziej szalona, coraz więcej obrazów przenikało przez siebie. Nie wszystkie się dało wyłapać, nie wszystkie składały się w jakiekolwiek historie. Były po prostu ładne widoki z wyjazdów czy szare ulice Wrocławia, które robiły przebitki dla tych widzeń, które mogły już zainteresować wampira. Maurice mógł zobaczyć znany sobie wystrój z imprezy urodzinowej Tahiry, konkretnie z parkietu, gdzie ręce Idy zarzucone były Silvanowi na ramiona. Obydwoje się śmiali, widać było, że byli w naprawdę dobrych humorach. Kolejna bardziej wyraźna scena przedstawiała Tahirę, odsuwającą się od blond wampirki po pocałunku w sercu nocy i oferującą jej własną szyję, do której Ida się chętnie nachyliła. Ciemność korytarza zamieniła się w jasny dzień. Młoda Ida, około dziesięcioletnia, siedziała przy stoliku na działce z młodszą wersją babci Jadzi, prawdopodobnie dziadkiem i młodym Pawłem, grali w karty i się śmiali, kiedy dziadek najwyraźniej przegrał turę w tysiąca. Słońce sprawiało, że jej włosy były bardziej złote niż blond, a na jej twarzy można było zauważyć piegi. Kolejna krótka scena – rzut kubkiem w Silvana, pierwszego dnia po przebudzeniu. Krew rozbryzgująca się na jasnym swetrze i tłuczona porcelana. Cięcie. Ida na kanapie po weselu, wypłakująca się opiekunowi w sweter. W końcu przed oczami wampira pojawił się on sam, sytuacja sprzed kilku tygodni, kiedy to Ida wyjątkowo obudziła się przed nim i mogła zobaczyć jak Maurycy się budzi i uśmiecha na jej widok obok siebie. Następnie jak podekscytowany opowiada jej o czymś na kanapie. Ich wspólny prysznic. Moment jak omijał ją w drzwiach pokoju hotelowego na weselu. Chwila, kiedy poprosił ją aby została. Pierwszy pocałunek. Wspólnie pita kawa na balkonie, która płynnie przeszła w moment ich historycznej kłótni. Aż w końcu błękit jego koszuli kiedy stała wtulona w niego, a on ją całował w czoło. Przez całą tę sekwencję słychać było różne dźwięki. Szum ulicy, trzask tłuczonego szkła, chichot młodziutkiej Olszewskiej czy oburzona babcia Jadzia, zarzucająca po polsku wnukom oszukiwanie przy tasowaniu. Mówię ci, dawno nie byłam taka szczęśliwa, dawno nie czułam się taka... żywa. Słowa z jej rozmowy z Silvanem. I ostatnie pełne zdanie, coś czego nie mógł zrozumieć, bo były to słowa z jej niedawnej rozmowy telefonicznej z bratem, którą prowadzili po polsku. Przy nim wszystko jest takie nowe Paweł. Myślę, że nigdy wcześniej się tak nie zakochałam. Kolejny cichy śmiech, jego imię powtarzane na różne sposoby, piosenka nucona przy gotowaniu i jakieś strzępki jej kłótni z Silvanem, kiedy testowali środek paraliżujący. Wszystko to przebiegło przed oczami Hoffmana, niekoniecznie w takim porządku, niekoniecznie z pełnym sensem, w końcu nie trwało to długo.
Ida zacisnęła trochę mocniej dłoń, którą wsunęła w jego włosy chwilę po tym jak wbił w nią kły. Ufała mu, wiedziała, że przestanie w takim momencie, by nie zrobić jej krzywdy. Było w tym naprawdę coś intymnego, oddawała mu się cała. Tym razem nie chodziło o ciało, a o skrawki duszy. Krew była dla nich czymś najcenniejszym, niosła ze sobą życie. I ona się właśnie z nim dzieliła tym życiem, skrawkami historii zapisanymi w niej. Czuła zaciśnięte palce na jej udach, zimne usta przyciśnięte do skóry, kontrastujące z ciepłą krwią, która wypływała z zadanych ranek. Naprawdę była jego, już w całości. Posiadł jej serce, ciało i duszę, nie mogła nic na to poradzić.