W hotelu Sanctuaire panował dziś niezwykły tłok, a atmosfera w nim panująca była nieco przytłaczająca. W otoczeniu wielu nadnaturalnych istot czuł się niepewnie, a spojrzenia, które na niego padły, były pełne niechęci i nieufności. Po ostatnich wydarzeniach, kiedy jego twarz pojawiła się w mediach, większość długowiecznych istot traktowała go z dystansem. Mimo że w hotelu czuł się względnie bezpieczny, wciąż musiał zmagać się z pogardą, która otaczała jego osobę. Gdy przechodził przez bar, który traktował już jak drugi dom, wiedział, że musi zachować zimną krew. Chociaż większość obecnych tu istot mogła patrzeć na niego z nieprzychylnością, nie mógł pozwolić, by to wpłynęło na jego postawę. Musiał zachować pewność siebie, nawet w obliczu takiej sytuacji. Słabość była teraz jego najzagorzalszym wrogiem.
Czując się coraz bardziej przytłoczony spojrzeniami otaczających go długowiecznych, wiedział, że musi uciec, znaleźć spokojniejsze miejsce, w którym mógłby odetchnąć i uspokoić myśli. Opuścił główną część hotelu i zaczął błądzić po mrocznych podziemiach, do których nigdy wcześniej nie zaszedł. Światło zanikało wokół niego, a mrok otaczał go coraz gęstszą zasłoną. Czuł się coraz bardziej zagubiony w labiryncie podziemnych korytarzy. Kroki wampira przypominały echa w pustce, gdy przemierzał mroczne tunele. Wszystko wydawało się przytłaczająco ciche. Nie miał pojęcia, czy nie łamie jakichś zasad, czy może nie powinno go tu być.
Na szczęście spacer w zakamarki podziemi, uspokoił jego zszargane nerwy. Nawet gdy wszystko się układało, nie czuł się za dobrze w tłumie. Teraz gdy był wrogiem numer jeden łowców i przeszkodą w oczach nadnaturalnych, towarzystwo działało na niego jak zapalnik. Nie mógł pozwolić sobie na utratę panowania nad sobą. Na pewno nie na hotelowych ziemiach.
Musiał znaleźć jakieś wyjście z tej sytuacji. Nie mógł ukrywać się w hotelu. Nie zamierzał spędzić kilkudziesięciu lat, nie wychylając głowy poza bezpieczne mury. Frakcja go nie przyjmie. Stanowił dla nich zagrożenie. Wyjazd z kraju nie rozwiąże jego problemów. Internet nie dbał o granice. Musiał poszukać pomocy na miejscu. Potrzebował solidnego planu, który stworzy kompromis pomiędzy frakcją a niezależnością. Sojuszu, który będzie stał ponad podziałami, zjednany tylko w jednym celu - by pozbyć się tych, którzy im zagrażają.
Oparł się plecami o ścianę, przymykając na chwilę oczy. Nie wiedział, od czego zacząć. Nie miał na tyle kontaktów i zasobów, by kogokolwiek przekonać do swojej idei. Potrzebował jakieś karty przetargowej. Czegoś, co pomoże mu zainteresować bezkastowców takich jak on.

@Tahira @Sander Fiazzo