GRZYBKOWA POLANA - IDA & MAURICE

3 posters

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
Maurice wziął na poważnie temat imprezy Tahiry. Obejrzał bajkę Disneya oraz film Tima Burtona i wtedy zdecydował, że pójdzie jako walet kier. Zaopatrzył się w zbroję z tworzywa sztucznego, aczkolwiek wyglądającą jak prawdziwa, opaskę na oko w kształcie serca i nawet wraz z Idą zrobili mu sztuczną bliznę. Wyglądał jak sexy bomba era, ponieważ zależało mu, żeby spełnić oczekiwania jubilatki. Na urodziny pojechali oddzielnie i plan był taki, że i on i Ida zajmą się samymi sobą. I tak przez długi czas było. Maurice pił, pił i pił. Wciągał, połykał i wcierał w dziąsła. Jak nie siedział przy shishy to tańczył na parkiecie, a jak tego nie robił to po prostu unikał rodziców. Jeszcze nie był gotów na poważną rozmowę. Czy to leciała Lady Gaga, czy też ABBA, mężczyzna super się bawił. Tylko, że tak koło dziesiątej, gdy już był w stanie odlotu, zatęsknił za swą wybranką. Napisał jej średnio zrozumiałego smsa: ty ja i grzybkwa polana i czekał na odpowiedź. Jak ją dostał, to udał się do najciemniejszej, czyli również najbezpieczniejszej, przestrzeni na tej całej imprezie i czekał przy jednym z kwiatów na kobietę. Już w tym momencie był po wręczeniu prezentu Tahirze, więc nie musiał się niczym martwić. Przez stan w jakim się znajdował, nawet nie do końca możliwe było, żeby się czymś stresował. Zapomniał, że wraz z Idą się ukrywają i nie mogą publicznie okazywać sobie uczuć. Ale on tak bardzo pragnął poczuć jej usta na sobie, że nie ważył na nic. Miał gdzieś konsekwencje, co najwyżej Sahak przez ciemności i dym ich ujrzy. Trudno. Potrzebował choć na chwilę ją mieć przy sobie. Szczególnie, że zgrywanie singla przychodziło mu coraz trudniej ze względu na poczucie lojalności wobec Idy. Nie mógł już wskoczyć z Haldie, czy Henriettą do krzaków. I szczerze? Unikał ich, nie wiedząc jak się do końca tłumaczyć. Liczył, że nikt z listy nie umrze, bo wtedy byłby problem.

I w końcu ją dojrzał, swoją Alicję z Krainy Czarów. Ucieszył się niebywale i od razu, gdy do niego podeszła, złapał ją w talii. Rozejrzał się, czy nie ma nikogo obok i zaciągnął ją w głąb dekoracji. O mało nie podeptał świecących się kwiatów, ale miał to gdzieś.
- Czekałem na Ciebie – wyszeptał jej do ucha. Mogła od niego poczuć alkohol wymieszany z perfumami oraz dymem papierosów. Jego źrenice były szerokie, a on sam podejrzanie uśmiechnięty. Jego ręce zjechały na dół, a on nachylił się, aby pocałować Idę. Maurice był tak naćpany i najebany, że to aż wstyd był. Jeszcze go nie widziała w takim stanie, choć dla jego innych znajomych, nie była to żadna nowość.

Ida Olszewska

Ida Olszewska
Liczba postów : 1035
Nie sądziła, że Maurycy tak po prostu i bez narzekania podejmie się przebrania na imprezę. Zrobili porządny research, oglądając któregoś wieczora wybrane filmy, a Ida nawet stworzyła osobną tablicę na pintereście. Po głębszym zastanowieniu uznali, że nie będą niby przypadkiem zakładać matching strojów i obydwoje sobie wybrali swoje przebrania. I gdy Maurice naprawdę się postarał, to Ida poszła na łatwiznę. W końcu była blondynką i mogła to wykorzystać!
Przed samą imprezą zastanawiała się jeszcze nad prezentem dla znajomej. Podziwiała co załatwił dla Tahiry Maurycy (nawet jeżeli średnio pochwalała sposób zdobycia podarunku), postanowiła więc uderzyć w podobne tony i kupiła pasujące bransoletki, wydając na nie całkiem sporą sumkę. Do tego dorzuciła kilka fiolek nowych smaków syntetyków nad którymi pracowali z Silvanem i bardzo ładny plakat nawiązujący do kuszenia Ewy. Tematycznie.
Nie podobały jej się te wszystkie grzeczne sukieneczki odwołujące się do klasycznej bajki Disneya, dlatego kupiła sobie obcisłą i kusą niebieską kieckę, do tego biały fartuszek, opaskę z kokardką i wygodne, wysokie, białe zakolanówki. W końcu to były urodziny Taśki, nie mogła być pruderyjna.
Przygotowywali się razem u Maurycego, nawet jeżeli nie zamierzali pojechać razem, a na miejscu udawać, że się nie znają. Ida pomogła wampirowi w zrobieniu blizny, on zapiął jej sukienkę. Nie mogli narzekać na brak pomocy tego drugiego. Ida spędziła dużo czasu, aby ułożyć włosy i odpowiednio się pomalować. W szufladzie u Maurycego miała już zapasową kosmetyczkę, tak samo jak przejęła półkę w jego szafie, by nie musieć za każdym razem kraść mu bluzy lub przynosić rzeczy ze sobą. W końcu stanęła przed nim wyglądając jak Alicja w wersji 18+ i skradła mu buziaka, zanim wybiegła do swojego ubera, który stał kilka ulic dalej. Miała do niego i tak wrócić na noc, ale jakoś dziwnie było jej z myślą, że będą unikali siebie cały wieczór. Z drugiej strony był to dobry trening przed wyjazdem do Szwajcarii. Już nie mogła się doczekać co Maurice powie na prezent, który dla niego miała, a z drugiej strony denerwowała się jak to wszystko wyjdzie. Czy uda im się dochować sekretu.
Na balu oczywiście wypiła powitalnego drinka, a potem nawet nieszczególnie garnęła się do alkoholu. Wiedziała, że na imprezie u Tahiry można się wszystkiego spodziewać, więc nie była pewna czy chce ryzykować. Szybko jednak okazało się, że ryzyko znalazło ją, a ona po zjedzeniu jakiejś dziwnej przekąski i popiciu kilkoma łykami cieczy z imbryczka, której smaku nie zidentyfikowała, była bardziej wstawiona niż zwykle. Ozdoby jej się trochę rozmazywały przed oczami, ale bawiła się przednio. Tańczyła, śpiewała, poznawała nowych ludzi. Jedyne co, to nie odpowiadała na flirty i aluzje. Relacja z Maurycym jej wystarczała, nie chciała go zawieść.
Myślała, że tylko jej go brakuje, a wtedy dostała smsa. Uśmiechnęła się do ekranu telefonu i odpisała, że zaraz tam będzie. I może trochę, ale tylko trochę się zgubiła. Dlatego kiedy przyszła, to on już na nią czekał. Podeszła do niego uśmiechnięta, szybkim krokiem, od razu wpadając w jego objęcia, kiedy złapał ją w talii. Zachichotała, w końcu była prawie tak samo nawalona jak on. Nie obchodziło ją wszystko dookoła, kiedy był tak blisko. Dała się pociągnąć gdzieś w głąb dekoracji, całkiem blisko ściany. Wydawało się, że aby ktoś ich wypatrzył, musiałby ich celowo szukać. Idealnie.
Dlatego przyszłam. — Odpowiedziała mu równie cicho, chociaż zadrżała, kiedy znalazł się tak blisko jej ucha. Nie było go koło niej kilka godzin, a ona miała wrażenie, jakby nie widzieli się od miesięcy. Używki sprawiły, że jeszcze bardziej go pragnęła. Nie zamierzała protestować, jedynie zagarnęła go do pocałunku, wzdychając mu cicho w usta, kiedy jego dłonie zjechały z jej talii. Ona nie miała takiego łatwego dostępu do jego ciała przez zbroję, którą nałożył, więc zadowoliła się chwyceniem tyłu jego głowy prawą ręką. Od razu pogłębiła pocałunek, pakując mu język do ust, nie bawiąc się w żadne konwenanse. Nie po to się spotykali w kącie jakiejś ciemnej sali, żeby sobie dawać całuski. Ona chciała namiętności, chciała poczuć jego bliskość, by móc przetrwać resztę wieczoru bez jego obecności.

_________________
You better run like the devil 'cause they're never gonna leave you alone
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Maestro
Od momentu wejścia w życie odznak napisz 100 postów fabularnych.
Pod bożą opieką
Na jednej sesji wylosuj w kościach 3 sukcesy pod rząd.

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
Wszystko co się wydarzyło przez ostatnie prawie dwa miesiące bardzo zbliżyło Maurice’a do Idy. Powoli zaczął się przyzwyczajać do myśli, że ma kogoś obok. Że może odjebać największy szajs, może być sobą w różnych odsłonach i że może po prostu czasem stracić kontrolę. Tego ostatniego najbardziej nie umiał przeboleć, aczkolwiek ciężko było w relacji mieć wszystko tak ułożone jakby chciał. Nie mógł nią manipulować, układać intryg i traktować jako narzędzie. Tego się musiał uczyć. Na nowo sobie w głowie układać schematy, zastępując te stare. Naprawdę chciał mieć zdrową relację, choć to było dla niego cięższe niż dla innych. Nie kochał jej, jednakże jakieś uczucia się w nim zrodziły. Dlatego nie raz myślał nad ucieczką. Nad szybkim obróceniem się na pięcie i wyjechaniu gdzieś daleko. Tylko, że gdy nagle ją widział, nie chciał już spieprzać na Kajmany. Chciał ją obrzucić prezentami, pocałunkami i ciepłem, którego nie raz nie umiał z siebie wykrzesać. Łatwiej mu było stawiać sobie małe zadania. Takie jak, dam jej wybrać film, przećwiczę tolerancję. Czasami dawał jej małą pałeczkę kontroli nad nim, choć i to zdarzało się rzadko. Zazwyczaj preferował jej przejęcie. Załatwiał im wszystko co tylko chcieli, kolacje, loty, hotele, wyjazdy na polowanie. Bawili się tak w relację i Maurice nie wiedział, kiedy będzie tego koniec. Podejrzewał, że Ida go tak łatwo nie zostawi. Bo czemu by miała? On był cudowny. Twarz miał jakby ją Michał Anioł dłutem haratał, osobowość nietuzinkową, był bogaty i inteligentny. Nie było powodów, aby kobieta go porzuciła. A dopóki nie było wielkich słów w grze, to łatwiej mu było przełknąć gulę pewnego zobowiązania. Obiecał, że jej nie zostawi, ale to było w innych warunkach, kiedy rozgrywka toczyła się o zupełnie inną nagrodę. A teraz? Mógł się wycofać. Tylko, że nie chciał. I to go niezmiernie bolało. Czuł się czasami jak nie on. Stał na innym gruncie niż zwykle, a jego fundamenty tego nie wytrzymywały. Chciał z kimś o tym porozmawiać, tylko że nie miał z kim. Pomimo posiadania Idy u boku, czuł się z tym niezmiernie samotny. Nie mógł się z nikim podzielić swoim szczęściem, bo wtedy by złamał zasadę tajnej relacji, o której miał nikt nie wiedzieć. Chociaż wiedział, że to może nie przetrwać wyjazdu do St Moritz, to oszukiwał się, że mają jeszcze czas. Z jednej strony chciał, żeby inni zobaczyli jego szczęście. Aczkolwiek z drugiej, to by zniszczyło wszystko. Okazałoby się, że Maurice Hoffman ma jakieś serce i że w nim nie tylko jest on sam. Wpierw musiał się sam z tym pogodzić, żeby dać innym to przetrawić. Potrzebował sobie wybaczyć, że dał się uwieść i otworzyć się na wampirkę, zanim byłby w stanie wykrzyczeć całemu światu, że ma wobec niej jakieś uczucia. No i przydałoby się wiedzieć na czym się stoi, czym jest ten cały konkubinat.

Wcześniej się śmiał, że Ida wygląda jak erotyczna wersja Alicji i nadal podtrzymywał tę teorię. Jednakże, nie przeszkadzało mu to. Pod cienkim materiałem sukienki, czuł jej ciało, napawając się nim. Pocałunki były gorące, rozgrzewały jego serce i ciało. Miał nadzieję, że ich nie widać, ale żeby się upewnić, że tożsamość Idy zostanie zachowana w tajemnicy, odwrócił się tak, żeby stała podparta o ścianę. Podniósł ją, aby łatwiej było ją całować i oddał się chwili. Był niesamowicie pijany i naćpany, do tego stopnia, że świat zdawał się kręcić.
- Uwielbiam Cię – wyszeptał między pocałunkami. Nigdy wcześniej jej tego nie powiedział, gdyby nie fakt, że był w takim stanie, to by z siebie tego nie wydusił. Aczkolwiek, nie kontrolował się, co Ida mogła zauważyć po tempie jakie narzucał w pocałunkach. Wszystko szło idealnie, obydwoje się świetnie bawili, aż ręka mu nie zdrętwiała i w głowie mu się nie zakręciło. Nie minęła chwila, nie miał nawet jak zareagować, a upuścił Idę, która go pociągnęła za sobą. Obydwoje padli na ziemię z hukiem, ona leżała na nim, a on potrzebował sekundy, żeby zorientować się, co w ogóle się wydarzyło. Widząc ją na sobie, czując podłogę pod sobą, zaczął się głośno śmiać.

- Kurwa mać – wydusił z siebie pomiędzy salwami śmiechu. Leżeli gdzieś między dekoracjami, więc w ogóle nie można było ich zobaczyć, co najwyżej usłyszeć hiper wentylującego się Maurice’a. – Jesteś cała? – Spytał uspokajając się już.

Ida Olszewska

Ida Olszewska
Liczba postów : 1035
Podobała jej się obecna relacja z Hoffmanem. I chociaż oni sami próbowali udawać, że nie są w związku, że nie łączy ich żadne uczucie, to obydwoje chyba wiedzieli, że trochę próbują zakłamywać fakty. Ida na myśl o nim zawsze się uśmiechała. Nie mogła doczekać się ich spotkań, spędzała z nim naprawdę dużo czasu. Czasami się zastanawiała jak to możliwe, że jeszcze nikt się o nich nie dowiedział, bo nie byli super ostrożni, o czym mogło świadczyć też między innymi to, co właśnie wyprawiali. Chodzili na kolacje, wyjeżdżali na kilka dni poza miasto, on uczył ją polować. Noce spędzali zazwyczaj u niego i nawet, jeżeli prowadzili jeszcze osobne życia, to przeplatały się one ze sobą w sposób nieustanny. Może i Maurycy nie przychodził zbyt często do niej, żeby nie wpadli przypadkiem na Silvana, ale Olszewską naprawdę to wszystko cieszyło. Chciała spędzać z nim czas. Widziała jak powoli się zmienia, jak uczy się, że w takich relacjach czasami warto odpuścić i wypracować nawet mały kompromis. Starała się pokazywać mu to wszystko powoli. Kiedy to ona wybierała film, to nie wyskakiwała z High School Musical (chociaż miała wrażenie, że Maurycy polubiłby Sharpay) tylko jakimś ciekawym thrillerem. Nie wiedziała ile to jeszcze potrwa, ale zakładała, że jak najdłużej. Pałeczka była po jego stronie, a ona była tego świadoma. Szczególnie, że widziała, że niektóre rzeczy nie przychodziły mu łatwo. Dla niej taka miła relacja była dość normalna, nawet jeżeli jej partner w tej relacji nie był typowym partnerem jakiego wyobrażała sobie przy swoim boku. Mimo polepszenia ich relacji i stworzenia tego unikatowego prawie związku, wiedziała, że dalej wiele ich dzieli. Dalej potrafili czasami się ściąć, chociaż w tym wypadku nie było to takie drastyczne jak kiedyś. Czasami kobieta zastanawiała się w jaki sposób cała ta sytuacja się rozwinie i co jeszcze ich czeka. Najgorsze było już za nimi, wiele razem przeszli i była pewna, że jeszcze wiele razem przejdą. Wyjazd do Saint Moritz był dla nich testem, a ona chociaż się bardzo na niego cieszyła, to jednocześnie była świadoma, że może im obojgu bardzo popsuć szyki. Maurice niby zapewniał ją, że noce (a raczej dnie) i tak będą spędzali razem, ale jakiś irracjonalny strach, że akurat ktoś będzie jej szukał i odkryje, że jej łóżko było puste jakoś wywoływał w niej poczucie dyskomfortu. Jednocześnie chciała pokazać wszystkim, że Maurycy u którego nie miała szans był jej, a z drugiej strony była na tyle samolubna, że bardzo chciała, by był tylko jej jeszcze przez dłuższy moment.
   Przez te pocałunki zapomniała gdzie są, zapomniała o całym świecie. Nie obchodziło ją, że są w super tajnej relacji, że wszyscy przed którymi ukrywali to coś, co między nimi było, mogli w każdej chwili wejść do ciemnego pomieszczenia i prawdopodobnie ich przyłapać. Być może była to wina substancji wyskokowych, które przyjęła, a może to po prostu Maurice tak na nią działał. Jej największy narkotyk, którego chciała zażywać do końca życia. Podniósł ją, a ona oplotła go nogami, zarzucając ramiona na jego szyję. Nie były to słodkie i urocze pocałunki, zachowywali się jakby prowadzili grę wstępną. Czasami odrywali się od siebie na chwilę, by złapać oddech i spojrzeć w swoje oczy. Ida najczęściej się wtedy uśmiechała, ale kiedy on wyszeptał, że ją uwielbia, miała wrażenie, że straciła całe powietrze, które miała w płucach. Chciała coś mu odpowiedzieć, ale nie wiedziała co. Dlatego też pocałowała go jeszcze mocniej, jeszcze namiętniej. Ona też go uwielbiała, był jej gwiazdami w mroku nocy.
   Bawili się znakomicie, ale nagle coś się zadziałało. Nie zdążyła puścić jego szyi ani bioder, żeby upaść sama, więc upadli we dwoje. Ida zachichotała, ale kiedy Maurycy zaczął się śmiać, to i ona do niego dołączyła, chociaż starała się nie być za głośno. Położyła głowę na jego torsie, nie podnosząc się zbytnio, żeby nie wystawać znad dekoracji. Chwilę im zajęło uspokojenie się, ale w końcu przestali się śmiać, a ona podniosła się odrobinę, kiedy się do niej odezwał.
   — Jestem cała. Cała twoja. — Uśmiechnęła się szeroko i nachyliła, żeby go znowu pocałować. Tak leżąc na nim, między świecącymi kwiatkami. Czuła się we właściwym miejscu, przyciśnięta do jego ciała, ze złączonymi ustami. Czuła się znowu żywa, tak jakby nigdy nie umarła.
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Maestro
Od momentu wejścia w życie odznak napisz 100 postów fabularnych.
Pod bożą opieką
Na jednej sesji wylosuj w kościach 3 sukcesy pod rząd.

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
Świat się kręcił, a muzyka bębniła mu w uszach. Dym shishy unosił się w powietrzu, więc Maurice wyczuwał nuty mięty, jabłka i czegokolwiek co tam palili. Sam miał ochotę usiąść przy jednej z fajek i zapalić, ale wolał jeszcze chwilę poleżeć z Idą. Nie zamierzał wstawać, ponieważ było mu wyjątkowo wygodnie w takiej pozycji. Był pijany i naćpany co warto podkreślić, gdyż okaże się to wyjątkowo istotnym wyjaśnieniem w następnych chwilach. Słysząc jak mówi, że jest cała jego, uśmiechnął się i zaraz przyjął pocałunek. Ze względu na wszystkie ostatnie wydarzenia, zbliżył się do niej, jak do nikogo nigdy wcześniej. Nie umiał wyjaśnić tego w słowach ani jej przekazać. Jednakże, czuł że potrzebuje grzać się w jej blasku jak najdłużej. Przez tę chwilę nie chciał uciekać ani obracać się na pięcie. Alkohol robił swoje i wyjmował z niego głęboko skrywane emocje i uczucia. Nagle stwierdził, że chce być z nią. Nie chciał być więcej jej kolegą, kochankiem, czy jak to można było inaczej nazwać. Chciał móc nazwać ją swoją dziewczyną, chociażby przed samym sobą. Wiedział, że ma ją w garści, że Ida i tak nie odejdzie. Aczkolwiek jego rozum pod wpływem mówił mu, że nie ma co więcej marnować czasu. Nikt nie wiedział, ile go jeszcze mieli, a takim sposobem mógłby ją zatrzymać na dłużej. Nie martwił się nigdy, że kobieta go zdradzi, ale chciał ją bardziej przywiązać do siebie. I przez tę krótką chwilę, sam chciał być czyimś chłopakiem. Może to był kryzys dwustulatka, a może powoli, ale to powolutku, się zakochiwał. Coś mu w środku mówiło, że będzie tego żałować, że jeszcze uzna, że to był fatalny pomysł. Aczkolwiek trzeźwy Maurice był oponentem tego naćpanego. I ten drugi właśnie przejął pałeczkę.

- Bądźmy cali swoi oficjalnie. Bądź moją dziewczyną. – Powiedział w przerwie od pocałunków. Było wokół nich ciemno, jedynie świecące kwiatki rozświetlały twarz kobiety. Patrzył na nią na tyle uważnie na ile był w stanie. Chciał zobaczyć jej reakcję. Jego serce starego kokainisty jakby szybciej zaczęło bić, choć się nie stresował. Domyślał się odpowiedzi, aczkolwiek zawsze była ta nuta niepewności. Nie wiedział co by zrobił, gdyby się nie zgodziła. Pewnie by uciekł. Tylko gdzie? Rozłąką z Idą by bolała, aczkolwiek bycie przy niej po odrzuceniu jeszcze bardziej. Maurice jednak był pewny siebie. Wiedział, że jest towarem prima sort, że żadna dotychczas nie dała mu kosza. To on był tym, który odrzuca, za pewnik brał, że i tym razem nie zostanie zostawiony. Aczkolwiek, jakiś mały lęk się pojawił. Przygryzł wargę oczekując na odpowiedź. Rzucił się na głęboką wodę i teraz musiał czekać. Gdyby nie fakt, że był tak pijany i naćpany, pewnie nigdy by tego nie zaoferował. Jednakże alkohol i kokaina wyjęły z niego skrywane uczucia i wprawiły w ruch. Ida mogła być bezpieczna, Maurice nie zamierzał jej wyznawać miłości, której nie było. Chociaż można śmiało powiedzieć, że powoli gdzieś kiełkowała. Sam sobie z tego sprawy nie zdawał. Jednakże, byłoby kłamstwem powiedzieć, że ciepłe uczucia wobec Idy są mu obce. Aczkolwiek, pomimo braku oczywistości tego uczucia z jego strony, chciał być z nią. Podobało mu się ich hedonistyczne życie kochanków. Jednakże był już powoli na to za stary. Pierwszy raz chciał mieć kogoś tak blisko siebie, w prawdziwym związku. Tak żeby powoli razem ze sobą zamieszkali, razem wyjeżdżali, dzielili się swoim życiem i, żeby po prostu byli jak najdłużej razem. Nie mógł jej obiecać wieczności, natomiast mógł już świetnie spędzone wspólnie lata. Położył zimną dłoń na jej policzku i ponownie uśmiechnął się słabo. Przecież więcej ich już łączyło niż dzieliło. Dlaczego mieliby nie być parą? Co mogłoby ich powstrzymać? Wszystkie osoby trzecie zostały odsunięte i Maurice nie mógł znaleźć czegoś co miałoby ich zatrzymać. Nie wiedział, że demony przeszłości powrócą. Myślał, że pozbył się całego bagażu, otwierając się po raz pierwszy na kogoś. Położył swoje kruche, choć lodowate serce na dłoni Idy i od niej zależała ich dalsza przyszłość.

Ida Olszewska

Ida Olszewska
Liczba postów : 1035
Trzeba było im przyznać, że byli ikoniczni. Piękni, wiecznie młodzi, zakochani. Niczego im nie brakowało. Bawili się wspaniale, byli wspaniali. Gdyby ktoś na nich spojrzał w tym momencie z boku na pewno zobaczyłby oprócz bardzo niezręcznej sytuacji, po prostu szczęście wypisane na ich twarzach. Naprawdę cieszyli się sobą. Ida dawno nie czuła się tak jak przy nim, wyciągał z niej naprawdę dawno skryte emocje. Przez całą swoją wampirzą część życia miała problem z cieszeniem się nim, a teraz była wręcz wdzięczna, że ma do spędzenia długie lata u boku Maurycego. Nawet jak wszystko mogło się dość szybko posypać, ale ona o tym zwykle nie myślała. Było jej zbyt dobrze w jego ramionach.
Kiedy przygryzł wargę miała wielką ochotę zastąpić go w tym zadaniu, on jednak krótką chwilę później sięgnął do jej twarzy. Położyła swoją dłoń na tej jego i odwzajemniła jego uśmiech. Chyba wszyscy wiedzieli jaka będzie odpowiedź na jego wypowiedź. Przecież on nawet nie pytał, tylko stwierdzał, proponował. Nachyliła się bliżej jego twarzy, tak, że ich alkoholowe oddechy mieszały się między nimi.
Oficjalnie dla siebie czy oficjalnie przed światem? — Zapytała, chociaż w sumie to nie potrzebowała usłyszeć odpowiedzi na to pytanie. Pokręciła głową, jakby chciała odepchnąć od siebie niechciane myśli, po czym uśmiechnęła się promiennie. Jeżeli on chciał ogłosić wszystkim, że są razem, to jej to nie przeszkadzało. A przynajmniej tej pijanej Idzie, którą była w tamtym momencie. Bo może nie osiągnęła poziomu nawalenia Maurice'a, ale jej też niczego nie brakowało do dobrej zabawy. — Wiesz co? Nie ważne. Nie obchodzi mnie to. Będę, oczywiście, że będę. — Uśmiech na jej twarzy był szeroki jak u kota z Cheshire, a szczęście w jej oczach było widać nawet w ciemnym pomieszczeniu rozświetlanym tylko neonami ozdób. Nie spodziewała się, że dotrą do takiego etapu. Wiedziała, że i tak żyją jak para i nie zamierzała naciskać na wampira, żeby to w jakiś sposób formalizowali. Jednak na samą myśl, że będzie mogła mówić o nim jako o jej, już tak całkiem na serio, po jej ciele rozlewało się przyjemne ciepło.
Dla Idy wejście w nowy etap relacji prawdopodobnie znaczyło więcej niż dla niego. Ona wiązała takie kroki z jakąś formą obietnicy, innym poziomem przywiązania i traktowania siebie nawzajem. I nawet, jeżeli jeszcze siebie nie kochali, nawet jeżeli nawet starali się o tym nie myśleć, to dla niej to był sygnał, że coś takiego może się wydarzyć. Prawdopodobnie, gdyby nie to jak zaczęło się to wszystko, gdyby nie ich dwa lata pełne antypatii i nie lubienie się, to Olszewska już dawno by się zakochała. Jednak w takiej sytuacji w jakiej byli, trochę dystansowała swoje wewnętrzne uczucia, hamując rozwój tych bardziej romantycznych uczuć. Wolała go stracić jako kochanka z którym uwielbiała spędzać czas, niż mieć znowu złamane serce, bo otworzyła się na niego i pozwoliła mu w tym sercu zamieszkać. Teraz jednak najebani postanowili, że wspólnie postawią krok do przodu. I chociaż może na trzeźwo by do tego nie doszło, to Ida miała wielką nadzieję, że następnego dnia się z tego nie wycofają.
Straciła poczucie czasu, nie wiedziała ile minut imprezy już skradli, czy powinni się przejmować tym, że zniknęli już na zbyt długo. Z drugiej strony, kto miałby ich szukać? Wszyscy się dobrze bawili, a oni na pewno nie wymagali jakiejś kontroli ze strony kogokolwiek. Dlatego zignorowała to i po prostu zbliżyła się do jego twarzy, gdzie dała mu całusa w czoło, oba policzki, a następnie czubek nosa, tylko po to, by na koniec ponownie złączyć ich usta. Nie skłamałaby, gdyby powiedziała, że jak dla niej to mogliby już wrócić do domu i uczcić to wszystko w sypialni, ale to musiało poczekać. Nie zamierzała wychodzić z imprezy jej dobrej przyjaciółki przez jakieś egoistyczne pobudki.

_________________
You better run like the devil 'cause they're never gonna leave you alone
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Maestro
Od momentu wejścia w życie odznak napisz 100 postów fabularnych.
Pod bożą opieką
Na jednej sesji wylosuj w kościach 3 sukcesy pod rząd.

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
Maurice ucieszył się słysząc jej słowa. Nie myślał o tym, czy będzie tego żałować następnego dnia, po prostu był on i ona i tyle się liczyło. Dziwnie mu było przyznać nawet przed samym sobą, że od teraz Ida jest jego dziewczyną, partnerką, że są po prostu w związku. To był jego pierwszy raz jak wpakował się w coś takiego, oficjalnie i nie na niby i najzwyczajniej w świecie musiał to przetrawić. Oczywiście, nie było na to czasu. Nigdy mu nie brakowało czasu, a jednak nagle potrzebował kilku sekund, których nie miał. Widząc jej uśmiech, sam się szczerzył jak szczerbaty na suchary i po prostu tak tkwili. Patrzył na nią i nie wierzył, że to właśnie Ida została jego pierwszą dziewczyną. Jeszcze kilka miesięcy wcześniej się nie znosili, nie mógł na nią patrzeć bez chęci mordu. Zawsze jej dogryzał, wyzłośliwiał się jak mógł i najzwyczajniej był nieprzyjemny. A tu wystarczyło jedno wesele, dużo bimbru i jeden pijacki pocałunek. Potem to poszło jak lawina. Wspólne tańce, Maurice który nie podtrzymywał chwilę maski. Wystarczyło na chwilę stracić trochę kontroli dostał w zamian od losu dziewczynę. I to nie byle jaką! Niską blondynkę, z zielono-niebieskimi oczami, upartą jak skurczybyk, ale kochaną w sposób nie do opisania. Był jej wdzięczny za wszystko co dla niego zrobiła, choć rzadko to okazywał i w ogóle to jeszcze rzadziej mówił. Jednakże, po jego zachowaniu widać było, że jest dla niego ważna. Zabierał Idę gdzie tylko chciała. Noc w hotelu inspirowanym Wersalem, z wieczornym basenem i masażami? Był ich. Szwajcaria? Najlepsze lokum. Restauracje? Najwybitniejsze w kraju. Choć on sam nie jadał to wiedział, że kobieta ma inne przyzwyczajenia i zapraszał ją na wyjścia, gdzie on po prostu pił alkohol, albo co najwyżej skubnął jakąś fancy sałatkę. Spędzali ze sobą coraz więcej czasu i teraz po prostu mieli to robić jako para. Niby to było takie łatwe, a jednak to był wielki przełom dla Maurycego.

- Oficjalnie dla siebie, przynajmniej na razie –
odparł. Nie był natomiast gotowy, nawet po pijaku, żeby stanąć i oświadczyć, że Ida Olszewska jest jego dziewczyną. Po pierwsze to nie miał stu lat, żeby takie akcje robić. A po drugie, to najzwyczajniej w świecie nie chciał się dzielić, aż tak prywatnym aspektem jego życia. To było jego i jej. Wolał to tak pozostawić chociaż jeszcze na chwilę. Chociaż zdawał sobie sprawę, że w Szwajcarii będzie wyjątkowo ciężko dochować tajemnicy. Szczególnie biorąc pod uwagę co jej kupił jako prawdziwy prezent.
Czuł jej pocałunki na sobie, słodkie i chłodne. Dał się obcałować, a następnie podniósł się trochę, opierając na rękach, aby wygodniej było im się całować. Ponownie trwało to nie wiadomo jak długo, czas przemijał innym tempem, liczył się tylko Maurice i Ida. Gdy nadeszła przerwa, usiadł już całkowicie, a wampirka siedziała mu na kolanach. Położył dłoń na jej twarzy i pocałował ją w czubek głowy, gdyż i tak był od niej wyższy.

- Jesteś moją pierwszą dziewczyną, wiesz? – Wyszeptał dziwnie się z tym czując. Już nie był wiecznym singlem. Maurice Hoffman miał swoją pierwszą prawdziwą partnerkę. Nie udawaną żonę, nie wciskaną na siłę. Po prostu dziewczynę. Głupio mu było się do tego przyznać, bo niby było to oczywiste, aczkolwiek ludzie jednak mieli nadzieję, że sobie kogoś kiedyś przyciągnął. Tylko, że on naprawdę mógł. Miał szansę, ba, nie jedną. Tylko przez te dwieście lat wybierał drogę singla, samotną i hedonistyczną. Teraz miał odkryć nowe ścieżki, związkowe, idąc razem za rękę. Chciał dalej coś robić. Czuł kolejne przypływy energii i marzyła mu się albo szisza, albo parkiet. Tylko, że tam nie mogli iść razem, skoro nadal byli tajemnicą przed większością świata. Nie chciał, żeby matka czy ojciec dowiedzieli się w taki sposób o nich. Wolałby im to dawkować, albo najlepiej przeczekać trochę, żeby zobaczyć, czy ten związek się nie rozpadnie. Chociaż mocno w to wątpił, nie wyobrażał sobie jutra bez Idy. Aczkolwiek pojutrze już było kolejną wielką zagadką.
- Zróbmy coś, chodźmy gdzieś, nie wiem, zaszalejmy – powiedział z iskrą w oczach. Maurice potrzebował się jeszcze rozerwać, ale nie wiedział jak połączyć imperatyw narkotykowy z utrzymywaniem tajemnicy.

Ida Olszewska

Ida Olszewska
Liczba postów : 1035
Nie potrzebowała, by cały świat o nich wiedział. Dla niej wystarczyła ta świadomość, że obydwoje chcieli być czymś bardziej formalnym, że to nie była tylko chwila, która miała szybko przeminąć, że nie kierowało nimi głównie pożądanie i ciekawość. Coś w tym było takiego... przejmującego. Wchodzili w całkiem nowy etap, który mieli poznać razem. Ida była wcześniej w związkach, a na jeden nawet patrzyła przyszłościowo. Teraz jednak, poznając się z Maurycym widziała, że gdyby faktycznie skończyła z Hugo nigdy nie byłaby taka szczęśliwa. To też było dla niej kompletnie coś nowego, wcześniej nigdy się tak nie czuła. I nawet jeżeli nie mówili o miłości, nawet jeżeli to dalej nie było do końca pewne i stabilne, to ona i tak cieszyła się wszystkim co jej dawał i zamierzał dać. Promieniała przy nim, grzała się w jego blasku, sama oferując mu dokładnie to samo. Dopełniali się w wielu aspektach i naprawdę była wdzięczna losowi, że postawił go chociaż na chwilę na jej drodze, bo odmieniał ją, pokazywał nowe ścieżki, uczył tego, czego nie umiała. Pokazywał jej, że mogła być trochę zbyt dobra, zbyt naiwna i niewinna na ten brutalny świat, że być może nie warto się dzielić z każdym swoją prawdziwą twarzą. Jednocześnie cieszyła się, że zanim zaczął jej to pokazywać, to właśnie go zauroczyła jej ludzka strona. Czasami miała prawdziwe szczęście.
Spojrzała na niego kiedy poczuła rękę na swojej twarzy i zadrżała na ten intymny pocałunek, bardziej romantyczny niż wszystkie które wymienili w ostatnie kilkadziesiąt chwil. Nie odezwała się, ale zrobił to on, a ona w odpowiedzi mrugnęła kilka razy. Nie. Nie wiedziała. Nawet się nie spodziewała. Nie sądziła, że ktokolwiek kto żył dwa wieki mógł tak zgrabnie unikać wszelkich zobowiązań i miłości. Wiedziała, że jest chłodny, że ukrywa się za murem, który postawił bóg wie ile lat temu, jednak do tego momentu wiązała to raczej z trybem życia jaki prowadził i hipotetycznym bolesnym rozstaniem, które musiał przeżyć. Nie pytała go o to, nie dociekała na razie takich aspektów jego przeszłości. Czuła, że na to jeszcze za wcześnie i że może nigdy nie nadejdzie moment, kiedy takie pytanie będzie mogło wybrzmieć. No i nagle nie było takiej konieczności. Chociaż ona wiedziała, że to musiała być jego świadoma decyzja, bo nie wątpiła, że okazji do tego na pewno miał przynajmniej kilka. Był przecież przystojny, charyzmatyczny, inteligentny i zabawny. Tym bardziej coś ją mocno ścisnęło za serce, kiedy uświadomiła sobie, że to on ją wybrał i że musiało cos to dla niego znaczyć. Nawet jeżeli prowadził go imperatyw narkotykowy, nawet jeżeli potrzebował jakiegoś bodźca. Była jego, a on był jej. Oficjalnie, nawet jeżeli nie dla świata.
A ty jesteś moim pierwszym wampirem. — Może to się sobie nie równało, ale on przecież wiedział, że przed nim był przynajmniej Hugo. Nie precyzowała, że był jej pierwszym wampirzym nie tylko związkiem. Nie czuła takiej potrzeby, ale chciała, żeby on w jakiś sposób też się poczuł wyjątkowy, a to był pierwszy epitet jaki jej przyszedł do głowy. Poczuła jednak jakąś niezgrabność swojej wypowiedzi, więc zaśmiała się i spróbowała coś jeszcze dopowiedzieć. — Tylko przy tobie czuję się tak wyjątkowo. — Także położyła rękę na jego policzku. Czuła się w tym momencie, jakby wytrzeźwiała w sekundę. Patrzyła w jego zamglone oczy i uśmiechniętą twarz, przez co jej uśmiech także poszerzał się z każdą chwilą. Nie sądziła, że kiedyś dotrą do takiego momentu, ale naprawdę go pragnęła. Nie tylko fizycznie. Pragnęła pokazać mu wszystko co najlepsze na tym świecie, że kiedy idzie się przez życie z kimś za rękę to jest łatwiej i przyjemniej. Że nie musi polegać tylko na sobie, że znajdzie w niej oparcie i będzie mógł się zwierzyć z każdego problemu. I chociaż nie potrafiła znaleźć odpowiednich słów, nie w takim stanie, to próbowała mu to wszystko przekazać spojrzeniem. Nie chodziło jej tylko o jedno, nie chciała by był jej dla jakiejś etykietki. Chciała by tworzyli duet nie do powstrzymania.
Nie wiedziała co jeszcze mogłaby powiedzieć, a nie mogli przecież wiecznie się całować na podłodze. On chyba miał podobne myśli, bo się odezwał, zrzucając na nią podjęcie decyzji i wymyślenie czegoś, co wcale nie było takie proste na imprezie pełnej znajomych twarzy, gdzie dla świata musieli się nienawidzić.
Masz ochotę na coś bardziej w stylu wyjścia przed budynek, żeby razem zapalić i zatańczyć, spróbowania tego dziwnego tortu który na pewno nie jest tylko z czekoladą, czy wolisz wybrać się do twojego auta? — Zaproponowała, oddając mu jednak możliwość wyboru. Cały czas trzymała rękę na jego twarzy, jak gdyby nie mogąc zrezygnować z tego poczucia bliskości i przynależności. Najchętniej to by go nie puściła już nigdy, ale nie mogli sobie na to pozwolić. Wiedziała, że będą musieli w końcu rozstać się na resztę imprezy, by móc do siebie wrócić dopiero w jego mieszkaniu. A do tego jeszcze brakowało im wielu, bardzo długich i ciężkich minut.

_________________
You better run like the devil 'cause they're never gonna leave you alone
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Maestro
Od momentu wejścia w życie odznak napisz 100 postów fabularnych.
Pod bożą opieką
Na jednej sesji wylosuj w kościach 3 sukcesy pod rząd.

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
Maurice zastanawiał się co znaczyło, że był jej pierwszym wampirem. Czyżby z żadnym innym nie była? Czyżby po Hugo ciągle była sama? Interesowało to go, chciał się poczuć jak najbardziej wyjątkowy, choć już wiedział, że taki był. Nikt ani nic mu się nie równało i zdawał sobie z tego sprawę. Aczkolwiek pragnął być jeszcze bardziej wyróżnionym. Podobała mu się myśl, że obydwoje byli swoimi pierwszymi w jakimś sensie. W jakiś pokrętny dla niego sposób, było to wręcz romantyczne. Widział jej reakcję, gdy przyznał się, że żadnej wcześniej nie miał. Zamrugała kilka razy, pewnie nie dowierzała. Jednakże, taka była prawda. Nie kłamał, żeby poczuła się wyjątkowa, po prostu nigdy wcześniej czegoś takiego do nikogo nie czuł. A choć raz był blisko, to uciekł. Tym razem nie chciał popełnić tego błędu, choć gdy wytrzeźwieje to z pewnością będzie z tym ciężej. Teraz się zobowiązał, z czym było mu nawet po pijaku ciężko. Czuł ten ciężar obowiązku, który sam na siebie założył. Nie mógł jej teraz zostawić, musiał tkwić z nić, chociaż wcale nie było to nie przyjemne. Wręcz odwrotnie. Cieszył się ze spędzonych z nią chwil. Czuł jej mały ciężar na sobie, dotykał ją, ciągle był blisko i nie chciał się oddalać. Nie odpowiedział jej, bo nie wiedział jak. Nawet pod wpływem narkotyków nie było mu łatwo powiedzieć, że też tylko przy niej się czuje tak dobrze. Dlatego zamiast tego, pocałował ją.

- Spróbujmy ten dziwny tort – odpowiedział na jej propozycję. Znając Tahirę, był pewien, że coś w nim było. Dlatego jego zepsuty używkami rozum, podsunął mu właśnie tę opcję. Poczekał, aż Ida pierwsza wstanie, a następnie on z trudem się podniósł. Cała ta zbroja była całkiem upierdliwa, aczkolwiek wyglądał obłędnie. – Ty idź pierwsza, ja dojdę za minutę – rozporządził i tak zrobili. Patrząc na zegarek, czekał aż chwila minie, żeby do niej, jak gdyby nigdy nic, dołączyć. Nawet wygramolił się z innej strony dekoracji, żeby to aż tak oczywiście nie wyglądało. Kobieta już na niego czekała, wciąż nie wzięła ciasta. Ukroił im obu po kawałku i złapał jakiś leżący widelec.
– Ciekawe z czym jest – zagaił starając się utrzymać jakikolwiek dystans. Nie chciał być za blisko, żeby nie wywołać podejrzeń. W końcu gdzieś w oddali siedział Sahak, który mógłby ich dostrzec. Ostrożności nigdy za dość. Maurice wziął gryza ciasta, zastanawiając się co po nim poczuje. Miał jedynie nadzieję, że nie straci całkowicie kontroli, bo wtedy ich związek tylko dla nich, mógłby się stać wiadomością publiczną.

@Tahira Darbinyan

Universal Person

Universal Person
Liczba postów : 508
Ten grzyb... był ogromny. Cała jego konstrukcja utrzymywała się na niewysokim stoliku o bardzo szerokim okrągłym blacie, którego nogi stanowiły cztery zbite dechy, tak aby możliwie dokładnie imitować maleńką nóżkę. Jego średnia sięgała dwóch metrów, zebrani goście obchodzili go z zainteresowaniem, ale bez jubilatki w okolicy nikt nie ośmielał się go tknąć. Prawie nikt. Dwóch śmiałków sięgnęło po niewielkie kawałki z brzegu. Przecież nikt nie zauważy...

Brązowy wierzch okazał się kakaową posypką na barwionym również kakao marcepanie. W środku tort jednak był biały, bajecznie lekki, wręcz piankowy w konsystencji. Jeszcze przed zjedzeniem, złodziejaszków uderzył ostry zapach wanilii, śmietany i migdałów. A na języku wprost się rozpływał i okazywał się przy tym obrzydliwie mdląco słodki, niemalże do wymiotów. A potem nagle...

Ida:

Maurice:

@Ida Antonina Olszewska @Maurice Hoffman

Ida Olszewska

Ida Olszewska
Liczba postów : 1035
Gdyby jej zapytał, to by mu pewnie wyjaśniła i zdradziła, że faktycznie od przypału z Hugo dystansowała się od kogokolwiek w sensie romantycznym czy nawet stricte cielesnym. Na szczęście nie próbował zaspokoić swojej ciekawości, bo w takim stanie w jakim była, być może wspominanie o byłym, którego przypadkiem zabiła nie byłoby zbyt rozsądne. Szczególnie, że Ida do tej pory miewała wyrzuty sumienia, za to, że nie dość, że pozbawiła francuza życia, to jeszcze tak szybko przeszła z tym do porządku dziennego. On nie żył, a ona miała spędzić wieczność z Maurycym, czerpiąc ze świata garściami. No kto to widział taką niesprawiedliwość. I dlatego właśnie czasami przytłaczało ją kompletnie to wszystko, a że nie stawiała siebie i swoich potrzeb w centrum wszechświata jak robił to Maurycy, to często potrzebowała kilku chwil, żeby się ogarnąć i otrząsnąć ze złych wspomnień.
Nie chciała ani przez chwilę odstępować od jego bliskości, czując go całą sobą, oddając jego pocałunki. Musieli się jednak w końcu jakoś rozstać, a tort stojący na środku sali był idealną sposobnością. Ida nie zakładała, że powinni czekać na Tahirę. Była pewna, że gdyby dziewczyna planowała jakieś honorowe cięcie pierwszego kawałka czy striptizerki wyskakujące z kremu, to podejście do słodkości nie byłoby takie proste.
Dała Maurycemu ostatniego całuska, pociągnęła sukienkę w dół i ruszyła w kierunku grzyba, kompletnie nie przejmując się rozmazanym makijażem czy przekrzywioną opaską na ledwo wygładzonych przez Maurycego włosach. Jej wygląd bardzo sugerował co się przed chwilą działo, ale kto by na to zwracał uwagę. Zastanawiała się, czy powinna zacząć bez niego, ale w końcu postanowiła, że zaczeka. Po kilku chwilach jej rycerz w lśniącej zbroi pojawił się tuż obok i nawet ciasta jej ukroił. Podziękowała chłodno, już nie obdarowując go żadnym uśmiechem, jedynie może w jej spojrzeniu dało się zobaczyć coś więcej. Ale kto miał jej na takiej imprezie patrzeć prosto w oczy?
Nie wiem, ale czuję wanilię. — Odpowiedziała mu, nie kierując spojrzenia w jego stronę. Pewnie gdyby ktoś na nich spojrzał to zobaczyłby dwójkę najebanych i naprutych wampirów, która stara się udawać, że wcale się nie lubią.
Chwyciła widelec i spróbowała ciasta, marszcząc nos. Był tak strasznie słodki, że miała wrażenie, że nie przełknie nawet jednego kęsa. Udało jej się zjeść aż trzy malutkie widelce, po czym odłożyła kawałek na stół wiedząc, że jak spróbuje jeszcze trochę to Maurycy będzie jej musiał trzymać włosy.
Przez ten słodki smak nie poczuła, że oprócz wanilii i śmietanki, w torcie było coś jeszcze. Nie miała czasu zrozumieć co się dzieje, bo substancja, która najpewniej było LSD albo jakąś inną psylocybiną dość szybko zaczęła działać. Zrobiło jej się jakoś lekko, uśmiechnęła się i spojrzała na swojego chłopaka, żeby podzielić się z nim swoimi odczuciami. Powoli, trzepocząc rzęsami przeniosła na niego wzrok i prawie pisnęłą, kiedy go zobaczyła. Po pierwsze, dlaczego zdjął koszulkę? Tylko ona mogła podziwiać jego mięśnie na brzuchu, szczególnie kiedy się tak błyszczały. Wiedziała, że podkradał jej rozświetlacz, wiedziała, że nie powinna go zostawiać w szafce w łazience. No ale stało się, a on się cały błyszczał, błyszczał jak gwiazdy na niebie, błyszczał jak jej wybawienie, jak diament, którym był. Jego blask ją przytłaczał, miała ochotę stanąć u jego boku i wtulić się w niego, by podziwiać uwodzące ruchy jego bicepsa. Korona na jej głowie wskazywała, że to ona jest tutaj jego polską księżniczką labu. Miała ochotę robić z nim naprawdę wiele rzeczy i przed naprawdę wielką katastrofą i nieprzyzwoitą aferą uratowało ich tylko dudnienie z sali parkietowej. Sięgnęła po jego rękę, chociaż powietrze falowało jak to nad asfaltem w gorący dzień.
Musimy zatańczyć, kocham tę piosenkę tygrysie. — Nie wiedziała skąd takie określenie na niego i wolała nie dociekać. Kompletnie jej to teraz nie obchodziło.


_________________
You better run like the devil 'cause they're never gonna leave you alone
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Maestro
Od momentu wejścia w życie odznak napisz 100 postów fabularnych.
Pod bożą opieką
Na jednej sesji wylosuj w kościach 3 sukcesy pod rząd.

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
Smak samego tortu zwalił Maurice’a. Ten cukier, ta wanilia, aż się wykrzywił. Nie znosił mocnych smaków. Aczkolwiek, jego zmartwienie szybko minęło, a w zamian przyszło zamroczenie. Początkowo nie miał kontaktu z rzeczywistością. Odcięło go na chwilę, jakby stracił przytomność. I choć myślał, że to trwało godzinami, faktycznie zajęło to kilka sekund. Następnie zaczął słyszeć dziwną muzykę w uszach, a wszyscy zmienili się głowami z kurami. Myślał, że nie wytrzyma. Intensywnie mrugał oczami próbując wymazać ten obraz z głowy, aczkolwiek nijak nie szło. Zasłonił uszy dłońmi, żeby przestać słyszeć, ale to też nie pomogło. Miał wrażenie, że zaraz zwariuje. Świat mu się walił, widział jakieś pieprzone kurczaki zamiast ludzi. Najgorsze było, że to nie przechodziło. Tkwił w tym stanie i nic się nie zmieniało, muzyka była jedynie coraz głośniejsza, a obrazy coraz bardziej przejrzyste. Gdyby tego było mało, Ida z głową pierdolonej kury, złapała go za rękę. Nie mógł na nią patrzeć. Zamknął oczy i odruchowo zrobił krok do tyłu. Miał gdzieś, czy ją zrani, w ogóle o tym nie myślał. Skupił się na tym, że cierpiał i że ten tort zrobił z niego jakiegoś czuba. Nie chciał nic widzieć, jedynie dźwięk go dobijał, a słowa kobiety wydały się co najmniej kuriozalne. Przeżywał okropnego bad tripa, a ta do niego o tygrysach gadała. Nie mówiąc nic, otworzył oczy i wyszedł z pomieszczenia. Przeszedł przez strefę kapelusznika i szedł przed siebie, aż nie wyszedł na zewnątrz. Łapczywie chwytał powietrze, próbując jakoś wytrzeźwieć. Poszedł do samochodu, z którego wziął papierosy i usiadł na ziemi. Oparł się o drzwi auta i wyciągnął szlugi, po to żeby je zaraz zapalić. Nie wiedział jak na to poradzić. Myślał, myślał. No nie miał pojęcia. Zobaczył, że Ida przyszła za nim, więc znowu zamknął oczy i pokręcił głową.
- Kurwa, ja chyba tu umrę – jęknął przekrzykując tę muzykę w głowie.

Ida Olszewska

Ida Olszewska
Liczba postów : 1035
Ida trochę nie była pewna co się zadziało. Ona to styczności z narkotykami nie miała praktycznie żadnej, czasami jedynie popalała jakieś zielsko, ale też niezbyt regularnie. Więcej wiedziała jak zrobić metaamfetaminę od strony teoretycznej niż praktycznej, bo wiedzy praktycznej nie miała wcale. Chyba, że obejrzenie wszystkich sezonów Breaking Bad się liczyło. W takim razie mogła być też dealerem kokainy po zbingowaniu Narcos. Dlatego też jeszcze średnio ogarniała te wszystkie bad tripy i inne takie rzeczy. Ona po prostu widziała tęczę, światło i brokat bijące od Maurycego, nagle nie miał koszulki, ona miała koronę. Czuła się dobrze, nie widziała w ogóle sprzeczności w tym, że jeszcze chwilę temu wszystko wyglądało inaczej. Jakiś taki sen na jawie, a że trafiło jej się coś przyjemnego, to nawet tego nie kwestionowała, śmiejąc się do psychodelicznej piosenki, która leciała w tle tego wszystkiego.
Nie zwróciła początkowo uwagi na jego reakcję, zbyt pochłonięta czerpaniem z nowych doznań, ale kiedy złapała go za dłoń, a on zrobił krok w tył i to nie z powodu pod tytułem "jesteśmy w super tajnym związku", to zmarszczyła brwi, próbując zrozumieć co się dzieje. Nie zraniło jej to, bardziej wystraszyło i zmartwiło. W końcu zamknął oczy i się odsunął, wyglądając niemrawo. Jak miałaby w takiej chwili myśleć o sobie? Mieli iść razem za rękę, nie było miejsca na jakieś egoistyczne zagrania, kiedy drugie z nich nie czuło się dobrze.
Spoglądała jak wychodzi bez słowa i jeszcze bardziej zmarszczyła brwi. Nie była w stanie przytomnie myśleć, ale skupiła się na celu zadania, czyli pomocy Maurycemu. Nawet w takim stanie miała jakąś wrodzoną zdolność koncentracji, ignorując więc dźwięki muzyki podążyła za blaskiem brokatu, wprost na parking, gdzie stał samochód Hoffmana.
Nie podchodziła za blisko, nie wiedząc jak na nią zareaguje. Stała te kilka kroków dalej i oglądała jak jej chłopak opada na zimną ziemię. Przypomniało jej się jak babcia Jadzia w takiej sytuacji straszyła ją wilkiem i zachichotała bezwiednie. Wilk, wampir, no w tamtej sytuacji wydawało jej się to nad wyraz śmieszne.
Mogę podejść? — Zapytała cicho, nie chcąc naruszać jakiejś jego granicy i strefy komfortu. — Chcesz czegoś do picia? Wody, syntmixu? Silvan na pewno ma coś czystego w aucie. — Przykucnęła, w zależności od tego czy pozwolił jej się zbliżyć, albo kilka metrów od niego, albo tuż przy nim, obejmując jego policzek.
Jeżeli uważasz, że znowu pozwolę umrzeć mojemu chłopakowi, to się mylisz. Nie mogę mieć aż takiego pecha. — Dodała, próbując jakoś go pocieszyć i rozładować atmosferę, chociaż pewnie z ust kury musiało brzmieć to kuriozalnie.

_________________
You better run like the devil 'cause they're never gonna leave you alone
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Maestro
Od momentu wejścia w życie odznak napisz 100 postów fabularnych.
Pod bożą opieką
Na jednej sesji wylosuj w kościach 3 sukcesy pod rząd.

Universal Person

Universal Person
Liczba postów : 508
Świeże, mroźne powietrze buchnęło w twarz Maurycemu, na szczęście halucynogen odkształcał tylko rzeczywistość rzeczy żywych (znaczy, trochę też martwych, jeśli liczyć wymóg śmierci aby sięgnąć po nieśmiertelność), a nie takich jak drzwi czy samochód. W zależności od tego w jakim był "pokoju" królika, kurki które spotykał zdawały się mniejsze i większe, ale to szaleństwo zdawało się skończyć z chwilą, gdy dopadł do swojego smochodu. Dwa potężne koguty (aby oddać sprawiedliwość, były to istoty humanoidalne o kurczacych głowach, a nie pękaty przerośnięty drób) spoglądały nań podejrzliwie zza zasłony ciemnych okularów. Muzyka grała, ale jakby z oddali, dochodziła z tego piekielnego miejsca, pozostała za nim. Pozorny spokój, czas na przeczekanie.

A potem przyszła ona i zaczęła gdakać.

Ida, dla Ciebie pozostawał piękny, rzeźbiony dłutem Michała Anioła, albo lepiej nawet, jak Le Penseur Auguste'a Rodina. Jego muskulatura wciąż błyszczała jasnym światłem, oślepiając wszystkich dookoła. Unosił się w ogół niego dymek przymrozku, siedział i czekał na nią jakiś taki smutny. Krocząc ku niemu zdawało się, że pod szpilkami zapadajacymi się w leśnym poszyciu i błocie wyrastają barwne kwiaty. Zapachniało jej wiosną, tęczą i landrynkami. Jej dłonie wyciągnięte do jego osoby też mieniły się diamentowym blaskiem. Byli sobie przeznaczeni. To pewne. Żaden chłód nie był im przeszkodą, jeśli tylko ogrzeją się własną miłością i zajebistością. Tylko to pochmurne oblicze, ten nagły zryw. Cóż mogło tak przerażać bożka kroczącego między śmiertelnikami?

@Maurice Hoffman @Ida Antonina Olszewska

analogowe rzuty na długość tripa:

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
Nie słyszał jak do niego mówi, jedyne co rozumiał to jakieś gdakanie. I faktycznie, było ono jakieś takie troskliwe, wręcz smutne. Objęła jego policzek, a on z uporem maniaka miał zamknięte oczy. Nie chciał jej widzieć z głową kury, bał się tych ludzko-gadzich kreatur. Czuł się źle, kręciło mu się w głowie, choć nic nie widział i wdychał dym papierosa nerwowo. Kiedy Ida się zachwycała jego piękną aparycją, Maurice nie chciał jej widzieć za żadne skarby. Próbował jakoś rozwiązać ten problem, wpaść na pomysł co mu pomoże, wyciągnął jakieś informacje z tego co ona gdakała. Już nie mógł tego wytrzymać, więc na czuja, wyciągnął rękę i zatkał jej usta, kiedy trafił. Wciąż miał zamknięte oczy, więc nie było to takie łatwe, wpierw wymacał jej całą twarz, ale w końcu natrafił na wargi. I zapadła błoga cisza, jedynie muzyka z daleka dobiegała, ale to był w stanie przeżyć.

- Słuchaj mnie uważnie. I nic Broń Cię Panie Boże nie mów. Mam w skrytce krew, przynieś mi ją proszę. A potem włóż do ręki, ja nie otworzę oczu, nie pytaj się, dlaczego. – Powiedział wolno i spokojnie. Miał wielką nadzieję, że krew pomoże oraz że Ida faktycznie się zamknie i nie będzie mu gdakać. Czuł się paskudnie i miał największą ochotę wrócić do domu, ale w takim stanie to strach by było wsiąść za kółko. Przecież by kogoś rozjechał albo sam się rozbił przy pierwszej okazji.

Sponsored content


Strona 1 z 2 1, 2  Next

Powrót do góry

- Similar topics

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach