Nie potrzebowała, by cały świat o nich wiedział. Dla niej wystarczyła ta świadomość, że obydwoje chcieli być czymś bardziej formalnym, że to nie była tylko chwila, która miała szybko przeminąć, że nie kierowało nimi głównie pożądanie i ciekawość. Coś w tym było takiego... przejmującego. Wchodzili w całkiem nowy etap, który mieli poznać razem. Ida była wcześniej w związkach, a na jeden nawet patrzyła przyszłościowo. Teraz jednak, poznając się z Maurycym widziała, że gdyby faktycznie skończyła z Hugo nigdy nie byłaby taka szczęśliwa. To też było dla niej kompletnie coś nowego, wcześniej nigdy się tak nie czuła. I nawet jeżeli nie mówili o miłości, nawet jeżeli to dalej nie było do końca pewne i stabilne, to ona i tak cieszyła się wszystkim co jej dawał i zamierzał dać. Promieniała przy nim, grzała się w jego blasku, sama oferując mu dokładnie to samo. Dopełniali się w wielu aspektach i naprawdę była wdzięczna losowi, że postawił go chociaż na chwilę na jej drodze, bo odmieniał ją, pokazywał nowe ścieżki, uczył tego, czego nie umiała. Pokazywał jej, że mogła być trochę zbyt dobra, zbyt naiwna i niewinna na ten brutalny świat, że być może nie warto się dzielić z każdym swoją prawdziwą twarzą. Jednocześnie cieszyła się, że zanim zaczął jej to pokazywać, to właśnie go zauroczyła jej ludzka strona. Czasami miała prawdziwe szczęście.
Spojrzała na niego kiedy poczuła rękę na swojej twarzy i zadrżała na ten intymny pocałunek, bardziej romantyczny niż wszystkie które wymienili w ostatnie kilkadziesiąt chwil. Nie odezwała się, ale zrobił to on, a ona w odpowiedzi mrugnęła kilka razy. Nie. Nie wiedziała. Nawet się nie spodziewała. Nie sądziła, że ktokolwiek kto żył dwa wieki mógł tak zgrabnie unikać wszelkich zobowiązań i miłości. Wiedziała, że jest chłodny, że ukrywa się za murem, który postawił bóg wie ile lat temu, jednak do tego momentu wiązała to raczej z trybem życia jaki prowadził i hipotetycznym bolesnym rozstaniem, które musiał przeżyć. Nie pytała go o to, nie dociekała na razie takich aspektów jego przeszłości. Czuła, że na to jeszcze za wcześnie i że może nigdy nie nadejdzie moment, kiedy takie pytanie będzie mogło wybrzmieć. No i nagle nie było takiej konieczności. Chociaż ona wiedziała, że to musiała być jego świadoma decyzja, bo nie wątpiła, że okazji do tego na pewno miał przynajmniej kilka. Był przecież przystojny, charyzmatyczny, inteligentny i zabawny. Tym bardziej coś ją mocno ścisnęło za serce, kiedy uświadomiła sobie, że to on ją wybrał i że musiało cos to dla niego znaczyć. Nawet jeżeli prowadził go imperatyw narkotykowy, nawet jeżeli potrzebował jakiegoś bodźca. Była jego, a on był jej. Oficjalnie, nawet jeżeli nie dla świata.
—
A ty jesteś moim pierwszym wampirem. — Może to się sobie nie równało, ale on przecież wiedział, że przed nim był przynajmniej Hugo. Nie precyzowała, że był jej pierwszym wampirzym nie tylko związkiem. Nie czuła takiej potrzeby, ale chciała, żeby on w jakiś sposób też się poczuł wyjątkowy, a to był pierwszy epitet jaki jej przyszedł do głowy. Poczuła jednak jakąś niezgrabność swojej wypowiedzi, więc zaśmiała się i spróbowała coś jeszcze dopowiedzieć. —
Tylko przy tobie czuję się tak wyjątkowo. — Także położyła rękę na jego policzku. Czuła się w tym momencie, jakby wytrzeźwiała w sekundę. Patrzyła w jego zamglone oczy i uśmiechniętą twarz, przez co jej uśmiech także poszerzał się z każdą chwilą. Nie sądziła, że kiedyś dotrą do takiego momentu, ale naprawdę go pragnęła. Nie tylko fizycznie. Pragnęła pokazać mu wszystko co najlepsze na tym świecie, że kiedy idzie się przez życie z kimś za rękę to jest łatwiej i przyjemniej. Że nie musi polegać tylko na sobie, że znajdzie w niej oparcie i będzie mógł się zwierzyć z każdego problemu. I chociaż nie potrafiła znaleźć odpowiednich słów, nie w takim stanie, to próbowała mu to wszystko przekazać spojrzeniem. Nie chodziło jej tylko o jedno, nie chciała by był jej dla jakiejś etykietki. Chciała by tworzyli duet nie do powstrzymania.
Nie wiedziała co jeszcze mogłaby powiedzieć, a nie mogli przecież wiecznie się całować na podłodze. On chyba miał podobne myśli, bo się odezwał, zrzucając na nią podjęcie decyzji i wymyślenie czegoś, co wcale nie było takie proste na imprezie pełnej znajomych twarzy, gdzie dla świata musieli się nienawidzić.
—
Masz ochotę na coś bardziej w stylu wyjścia przed budynek, żeby razem zapalić i zatańczyć, spróbowania tego dziwnego tortu który na pewno nie jest tylko z czekoladą, czy wolisz wybrać się do twojego auta? — Zaproponowała, oddając mu jednak możliwość wyboru. Cały czas trzymała rękę na jego twarzy, jak gdyby nie mogąc zrezygnować z tego poczucia bliskości i przynależności. Najchętniej to by go nie puściła już nigdy, ale nie mogli sobie na to pozwolić. Wiedziała, że będą musieli w końcu rozstać się na resztę imprezy, by móc do siebie wrócić dopiero w jego mieszkaniu. A do tego jeszcze brakowało im wielu, bardzo długich i ciężkich minut.
_________________
You better run like the devil 'cause they're never gonna leave you alone