[Westfield Les 4 Temps] Wallet, it’s time for you to cry

2 posters

Go down

Valerie von Rosenthaler

Valerie von Rosenthaler
Liczba postów : 270
Szanowny Radny, stworzycielu, ojcze, tato, tatulku, tatulinko… zjebałeś, zaprawdę powiadam ci raz jeszcze, zjebałeś! Jakim prawem, mając tyle lat na karku i muszącym za nim iść jakimś doświadczeniem życiowym, w dodatku z większości zakątków tego świata, dałeś się podpuścić na wspólne zakupy i to przed świętami!?! Nie zanegowała tego Valerie na żadnym etapie wymiany wiadomości, a jedyne co to uwieńczyła ją notką o miejscu zbiórki, przed największym centrum handlowym znajdującym się rzut kamienia od Paryża.
Wcisnęła się w pierwsze lepsze buty z płaską podeszwą, ciemne spodnie, szarą bluzę, powpychała komórkę, nieco gotówki i kartę do kieszeni… i sru, poleciała do garażu po bryczkę i hajda, wydawać kieszonkowe! I pewnie, mogła wystroić się tak, że obsługa bardziej wypasionych sklepów dla snobów padałaby do jej nóżek, jednak zawsze lubiła wodzić ich za nosy i w kluczowym momencie zaszeleścić banknotami lub machnąć kartą za rachunek większy aniżeli zostawiał przeciętny burżuj. Kopara zawsze w dół, gdy z płatnością nie było problemu, a rzucenie kąśliwej uwagi i ich miny przypominające te u zbitego kundla… bezcenne.
Do szukania ojczulka podeszła niczym lwiątko polujące na gazelę, czyli przebiegle i z wmieszaniem się w otoczenie. Akurat japę, zwłaszcza że miała włosy farbowane na brąz, miała pasującą do Francji i nie wyróżniała się jak ten żółtek. To, że nawet gówno w paru odcieniach i węgiel uchodziło za pospolite to inna sprawa, co zrobisz. Dlatego szła tak jak każdy inny i gdy znajdowała się wystarczająco blisko jego plecków… step, step, step i zasłoniła łapkami jego oczka. Zgaduj zgadula, kto to był: delikatne łapcie, trzy centymetry wyższe, atakujące z zaskoczenia jak niestrawność…

@Louis Moreau
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
I chroń Boże biednego rodzica, albowiem jego portfel spotka niezasłużona kara – niech straci: dzisiejszy wypad na jego koszt w rekompensacie za ostatnie napięcia w grafiku – czytaj, brak slotów zdefiniowanych zrzutem bomb w postaci miliarda sesji - prócz tego: nie krępuj się smoczątko, bo i tak Cię kochaliśmy, w końcu byłaś córeczką tatusia: swoistym oczkiem w głowie i ogarem na niektóre jednostki socjalnego wkurwu.
- Cukierek albo figielek? - nie, to nie te święta, ale żart jak najbardziej na miejscu. Przysłowiowe trzy centymetry wbrew powszechnie krążącej opinii nie wnosiły aż tak wielkiej różnicy. Ujęcie i zdjęcie łapeś trudne nie było - okej, dajmy na to po radosnym rzuceniu: Smoczątko. - w ramach podjęcia wyzwania.
Dalej całość zdefiniował obrót i luźne zarzucenie rąsi na ramię, bo chociaż krew łączyła tych dwojga rodzinnymi więzami, tak wyglądem niczym nie różnili się od przeciętnej pary znajomych, którzy postanowili wspólnie wyruszyć na zakupowe łowy. Dobra nowina: dzisiaj dominowały świąteczne promocje i kolejki goniące NFZ.
- Zakupowe szaleństwa w Twoim wykonaniu to niecodzienny widok. - w modłę powszechną: robienie z kogoś cymbała od zawsze było zabawne - stąd kopia karty przeciętnego ubioru z jeszcze przeciętnej "sieciówki" która sprzedawała większość towaru po przecenie: tanie, ale wygodne – nic tylko brać, a potem płakać na widok grubego portfela i czarnej karty kredytowej.
Niech mężczyzna straci: swojskim krokiem ruszył w przód - nadal trzymając łapcie na czyimś ramionku. Francja to nie Azja – tutaj nie obowiązywały ścisłe restrykcje odległościowe - prócz staruszek nikogo nie zainteresuje parka zwykłych “ludzi”. 
- Ciuszki, kosmetyki, biżuteria... - od czegoś wypadało zacząć - podjąć decyzję i wybrać kierunek po przekroczeniu progu. Nikt nie twierdził, że zakupki miały przebiec standardowo: przepuszczenie damy przez drzwi to jedno – nikt nikomu nie bronił, a już na pewno nie im, by po zaliczeniu centrum, zawędrować ku innym placówkom - dajmy na to do sklepu z zabawkami, w którym sprzedawali największe misie! 
- Opowiadaj, jak tam? A gdzie "mame"? Nie mów, że nie chciała się skusić. - tymczasem niech dalsze plany przerwie przyziemny dialog ojcowskiej troski i ciekawości.

@Valerie von Rosenthaler

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Valerie von Rosenthaler

Valerie von Rosenthaler
Liczba postów : 270
Smoczątkiem? Oczkiem w głowie? Ogarem… cokolwiek kryło się za tą całą myślą? Valerie na pewno chciałaby dostać to na piśmie! Najlepiej w trzech egzemplarzach, czyli dla siebie, mamusi i wszystkich przełożonych, obecnych i przyszłych. Nie ma to jak zajebiste referencje od radnego i wcale, WCALE niewynikające z czystego nepotyzmu!
- Raczej pieniądze albo życie. Przyjmuję też i inne kosztowności lub płatności kartą - powiedziała i ułożyła paluszki wolnej dłoni w coś na kształt pistoletu, po czym dźgnęła ojczulka w żeberka. Jeden cukierek to zdecydowanie za mało, a psikusem… heh, jej powstanie to dopiero niezły kawał! - Znowu? O co w ogóle chodzi z tym smoczątkiem? - spytała białołuskowa istota, tymczasowo przemalowana na barwę brunatną. Może to jakieś dziwne chińskie czary mary z kalendarzem i latami, miesiącami albo samymi dniami narodzin pod konkretnym układem planet… mieć dalekowschodnie geny wcale nie oznaczało łatwiejszego zrozumienia tamtego folkloru.
Ale NFZ to proszę szanować, tam wcale nie ma kolejek, przynajmniej nie wszędzie bo zmęczeni tym widokiem pracownicy wyganiają pacjentów, pod pretekstem umawiania się wyłącznie przez telefon. Trwa to równie długo, mimo pozbycia się namolnych starych bab.
- W końcu ubrania i inne rzeczy się zużywają, więc jak uzupełniać zapasy to hurtem oraz… spora część mojego otoczenia lubi ten okres, więc coś im podrzucę pod choinkę, jak ten Dziadek Mróz - serio, nie potrafiła przypomnieć sobie imienia tego grubasa od włamów przez kominy! I to o czym lepiej nie mówić, bo jakoś jest w świecie dziwna moda na większych facetów, idąc z Louisem pod ramię dawała przykład goblinom, że się da! Złośliwość? A w życiu!
- Ciuszki. Wpierw jedne do odbioru, dla… szefowej mojej szefowej, jeśli chodzi o nową pracę w służbach porządkowych… - Pierwszą przed którą odpowiada jest oczywiście głowa rodu, a ta przed Radą, jednak od zabijaków jest casualowo ubraniowe bezguście, czyli Marr. - Oglądałeś Ghost Ridera? Bardzo podobna kurtka z kolcami, rękawice ćwiekowane oraz obciślejsze spodnie z łańcuchem - powiedziała i była gotowa szybko wstukać tę postać w komórkę, jeśli relikt go nie kojarzył. Jedynie buty sobie podarowała, nie miała pewności co do rozmiaru więc wolała uniknąć wpadki.
- Potem coś dla Weia… - wypowiedziała to z ciężkim westchnięciem, nie dlatego że go nie lubiła, ale miała problem z doborem czegoś odpowiedniego, przynajmniej jeśli chodziło o timeline. - Skoro lubi cię tak mocno, że na każde wspomnienie robi maślane oczka, myślałam o szacie dworskiego oficjela z twojej epoki… Może doradcy? Głowy korpusu dyplomatycznego? - niby głos miała neutralny ale bardzo wymowne „wink” zrobić i tak musiała. Co do samego sensu wypowiedzi, gestami chciała zachęcić ojca aby ten temat pociągnął i zwyczajnie podał pomocną dłoń. Jej wystarczy ogólnikowo, krawcowi do którego sklepiku szli bardziej detalicznie, a ten gość miał co najmniej dwie setki lat na karku i z pięć dekad praktyki tworzenia nawet najbardziej archaicznych strojów. W skrócie, podoła!
- „Mame” bardzo odpowiedzialnie pracuje w Berlinie, nieoficjalnie już jest protektorką, z fanfarami to zostanie ogłoszone w sylwestra. Powinna ucieszyć się z przygotowanej, spersonalizowanej Benelli M4...- powiedziała, mając przy tym BARDZO ale to BARDZO niewinną minę! Tym różniła się od Valerie, wolała mieć problemy w zasięgu niemalże ręki, więc dobra strzelba to idealny prezent! - A ja po prostu pilnuję porządku. Nawet nie wiesz ile osób nadal przechodzi na czerwonym świetle… - a czy wyłapywała ich wystarczająco szybko, to już pewnie siatka szpiegowska Lou doniosła. Akurat mówić o sobie Rosenthaler nie lubiła, za łatwo o przesadne słodzenie bez odbijania piłeczki w konkretnych zagadnieniach.

@Louis Moreau
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
O kopie pisemka ktoś się może doprosi i to nie byle jakie, bo z pieczątką i odręcznym podpisem naniesionym oczywiście przy pomocy pióra - lub też nie, jeśli starczy umysł zapomni o formalnościach, przytłoczony świątecznym szałem wydawania ciężko wydojonych pieniędzy. Życie to nie bajka - wszystko kosztowało, nawet przysłowiowy wpierdol. Szczęśliwie zimowy nastrój nie zachęcał do bijatyk - bliżej mu było do spędzania długich nocy z książeczką i herbatką w łapciach pod okryciem cieplutkiego kocyka.
- To Ty nie wiesz? Szczerbatka wzorowano na psach i kotach - pasujesz do niego swoją zmiennością. - w gwoli wyjaśnienia: żadna obelga, toż to komplement słonko - jeden z wielu i niewielu o tak specyficznym zabarwieniu! Miej ojca, skośnego, mówili, będzie fajnie, mówili - no i było, o ile ktoś miał na tyle cierpliwości, aby zrozumieć pokrętne ścieżki rozumowania tych stworzonek. Jednym Louis przynajmniej się wybił - nie kłamał, jako wielu z jego nacji.
- Hm? No coś mi się obiło o uszko, że aspirujesz do bycia straszakiem. - w skrócie: duszkiem. Reszty tłumaczyć wampirzątko nie musiało. Klient nasz Pan - odebranie fatałaszków zyskało najwyższy priorytet. Drugim w kolejce było zahaczenie o tutejszy sklep z wyrobami typowo skórzanymi: buty, rękawiczki, paski, torby, portfele, kurtki - czego dusza pragnęła, o ile dysponowała dostateczną ilością mamony z Monopoly. Skóra nie bez powodu uchodziła za rarytas wśród materiałów - nie to co jej podróbki: tanie i nietrwałe - bleh. Grunt że fundusz na prezenty prosperował całkiem spoko - kto wie, czy po załatwieniu potrzeb nie zostanie kilka groszy na przejebanie. Wpierw jednak spacerek na przystanek: szefowe w kiecuniach. Ereteinkę Louis jeszcze potrafił sobie wyobrazić - Marr... Ta to dopiero była twardym orzeszkiem do zgryzienia.
- Nie rób kwaśnej miny - buty też na Ciebie znajdziemy. - przypomnienie nie będzie potrzebne - wybacz skarbie, ale ten relikt dość dobrze znał współczesne dzieła filmowe - tym razem zatem pudło.
- Meow? - miaukniecie w czasie tuptania z serii: co? Jak widać upływ lat nie umniejszył zdolności reliktu do pajacowania - a tak się córcia obawiała, że dopadnie go kij i starcza demencja - niedoczekanie. Iskierki w ślepkach i niewinna minka zupełnie im zaprzeczały. - Futro i kilka błyskotek ujdzie. - Pani chciała, Pani dostała.
- Potem na patelnie warto wrzucić Rogalika, Liska, Marr, Futro... Ciebie i jeszcze kilka osóbek. - czyli jak się bawić, to ja całego: nikt nigdy nie twierdził, że Mikołaj zawsze musiał paradować z brodą, z kolei dla zainteresowanych: pieszczotliwie słówka odnosiły się bezpośrednio do: Selenki, Tatarka, Marr, Elisabeth... O reszcze, póki co się nie wypowiadaliśmy, ponieważ lista oczekujących na podarek stale się aktualizowała.
- Mhm... Czyli jak zawsze trzyma rękę na pulsie. - aka spluwie. Im dłużej Louis patrzył na córcię, tym więcej widział w niej genów matuli.
- No to dla niej coś wyjątkowego. - za awansik i z okazji świąt, a co! Przynajmniej spacerek minął szybko. Po rzeczone paczuszki Lu powędruje z Val - ktoś to w końcu musiał taszczyć, by ktoś inny mógł latać za innymi rzeczami. Taka to była jego nieboska niedola.
- A Ty pewnie pilnujesz, aby przestrzegano prawa i przeprowadzasz starsze babcie i dziadków. - rzekł sobie luźno w oczekiwaniu na odbiór przesyłek przez Val.

@Valerie von Rosenthaler

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Valerie von Rosenthaler

Valerie von Rosenthaler
Liczba postów : 270
A żeby tylko za wpierdol trzeba było płacić. Panie! Wiesz ile przy tym papierkowej roboty? Kto i komu, gdzie, jakim narzędziem i do którego stopnia wedle konkretnej tabelki obrażeń… i jeszcze ogłosić przetarg, bo nie można zatrudnić pierwszego lepszego dresa! Biurokracja to okrutna rzecz, wystarczająco do ostudzenia wszelkiego nastroju, zwłaszcza w zimie. Zapewne prowadziłaby tę tyradę, gdyby nie porównanie jej do tego bajkowego smoczka, na co aż zamrugała oczkami i na chwilkę umilkła.
- Oby tylko tym, przecież gad miał trójkę mniejszych gadziątek… gadziniątek… smoczków, no - odezwała się i teatralnie zatrzęsła, jak gdyby z zimna. To najbardziej przerażające zjawisko na tej planecie, więcej niż jedna Valerie, niezależnie od tego czy z krwi lub dziabania. I nie żeby na tym to miało się zakończyć, gdyż kolejne słowa ojczulka były co najmniej intrygujące. - Jestem zaledwie początkującym myśliwym, skąd takie przypuszczenia? - spytała niewinnie, czyli jak zwykle z resztą, lekko przeinaczając tak aby nie wzbudzić żadnych sensacji u postronnych. Przecież posadkę Łowczyni miała od zaledwie kilkunastu tygodni i na dobrą sprawę jedyna większa interwencja to złapanie podrostka i jego ludzkiej kochaneczki. Marny to wpis w podanie o znacznie bardziej niebezpieczną posadkę, gdzie na co dzień tłucze się ze stworkami mającymi do 2km wysokości lub skacze przez przekaźnik masy w nieznane.
- Nie na mnie, a na Marr - poprawiła go, bo cały ten skórzany szpej miał być dla niej na prezent. Akurat rozmiarówkę brała na oko, a te miała całkiem niezłe, zwłaszcza że było na co popatrzeć, a już na pewno na nóżki. Co innego ocenić rozmiar buta, z tym miała od zawsze problem. - Więc jeśli nie masz pomysłu to kup dla niej coś wysokiego i glanopodobnego oraz albo kask z motywem czaszki, do motocykla, lub też nóż lub kastet. Będzie miała kompletny zestaw - źródło, że to trafiony podarunek? Trust me bro, do takich spraw pół-chinka, której rodowodu nie da się na gębę udowodnić, miała jakieś wyczucie.
- Futro z…? - spytała o to w czym nie miała rozeznania, bo błyskotki będą bułką z masłem. Mignęły jej kiedyś zarąbiste u jubilera, kolczyki i pierścień z czerwonymi kamieniami szlachetnymi, powinny nadać się na łóżkowe eskapady Weia i dodać mu drapieżności. - Rogalik? Futro? Mów po ludzku, nie znam waszych ksywek, na „ty” jestem tylko z tobą - chociaż zwrotów per Pan/Pani stara się na ogół unikać, lecz o tym szanowny Radny z rzekomym brakiem kija w dupie wiedzieć nie musiał. Etykieta jest po to aby ją łamać. Jedynie Liska z Elisabeth powiązała, reszty wolała nie odszyfrowywać.
- Największym błędem, który możesz popełnić, to kupić Elisabeth ubrania i wszelakiej maści dodatki do nich. Patrząc na to jak prezentuje się publicznie, musi mieć ich na pęczki. Już lepiej jakiś antyk - sakiewką potrząśnij, sakiewką potrząśnij, ooo! - Tudzież zestaw płyt, najlepiej winylowych, uderzający w jej gust, jeśli wiesz za jakim okresem wzdycha najmocniej - z grzeczności przemilczała, do kogo i tym bardziej, dlaczego. Komu jak komu ale akurat temu tatuśkowi porad seksualnych udzielać nie musiała. Nawet jeśli tylko 5% plotek uchodziło za prawdziwe, co nawsadzał to jego. Statystycznie z wyciąganiem też nie miał większych problemów…
Na wspomnienia o matuli tylko uśmiechnęła się pod noskiem. Tak, ręka na broni równała się tej na pulsie, a samo macierzyństwo wcale nie załagodziło jej obyczajów. Prawdopodobnie miała jeszcze mniej samokontroli niż sama Valerie.
- Chińskie ostrze? - niby pytanie ale brzmiało bardziej jak propozycja, akurat matrona powinna się z tego ucieszyć. Z kolei jej ukochana jedynaczka wskoczyła w międzyczasie po odbiór ubranek, co nie zajęło nawet trzech minut. Fakt, że Louis chciał to taszczyć… z grzeczności nie odmówiła. - Dobra, to kogo najpierw bierzemy z twojej listy na widelec? - jej nie należała do długich, a jubiler powinien w końcu napatoczyć się po drodze, więc braciszka odhaczy przy okazji.
- Między innymi, chociaż kto jak kto ale ty powinieneś doskonale znać zakres moich obowiązków - jak to się mówi, za to im płacisz? A raczej, na którymś etapie życia, komuś w łapę dawałeś, staruszku. Musiał doskonale wiedzieć jak operowali Łowcy. Z kolei niedomówienia… cóż, może podzieli się, co z efektów szpiegowania córeczki wynikało?

@Louis Moreau
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Gdyby nie obecność ludzkiej publiki – jak na okres przedświąteczny przystało - to ktoś mógłby pokusić się o zrobienie tajemniczej piramidki z łapek doprawionej złowrogimi uśmiechem i spojrzeniem z serii: don’t you trust me? Z maluczkimi latoroślami tak to już było, że każda kolejna próbowała wzbić się wyżej od poprzedniej. Za ambicje Valerie tatuś zawsze szanował - stąd też miał  
“maluczkie” podejrzenia względem jej dalszych planów, o które absolutnie nie zamierzał nikogo posądzać, a gdzież tam znowu! Z drugiej strony kto jak nie ona potrząśnie sakiewką, gdy po trudach walk zdobędzie w końcu upragnioną ilość expa?
- Czyżbyś się czegoś obawiała? - szczypty złośliwości nigdy nie należało sobie odmawiać, tym bardziej w rodzinnym gronie po odebraniu pakunku i zwróceniu kroczków w stronę rzeczonych sklepów o następującej kolejności.
- Damy mają pierwszeństwo: zaliczmy najpierw Elisabeth. - komplecik dla Marr w istocie zaskoczył skośnego robaczka. Z drugiej strony jakby się tak zastanowić, to charakter wdzianka całkiem dobrze odzwierciedlał jej nietypowe jestestwo. Do niego zawsze można było dorzucić gratis: karteczkę ze spisem stron o umiłowanej tematyce edukacyjnej do przeglądania w domowym zaciszu – wink, wink. Doprawdy podobieństwo pewnych dwóch Pań potrafiło wprawić wiele osobistości w niemałe zdumienie.
Jako że pierwsza pod skalpel poszła Lisek, to właśnie nad podarunkiem dla niej wampir intensywnie rozmyślał. Szczęśliwie procesy te nie trwały zbyt długo, czemu pomógł powrót do ich wspólnej przeszłości.
- Z tym wzdychaniem to bywa różnie. - nie no to wcale nie był żaden przytyk z ukrytym podtekstem odnośnie kapryśnego libido Pani Radnej.
- Chiński zestaw do parzenia herbaty jej się spodoba. - nie jakiś tam prosty: autentyczny szanowna córciu - wyrobiony tymi rencyma, na których wkrótce wyląduje pokaźna sumka pieniędzy, gdy już nóżki przekroczą próg tutejszego kolekcjonera i sprzedawcę zabytków.
- Lisek: Elisabeth, Futro: Marcus, Rogalik: Selena – no to jak łowco, rozdzielamy się? - to nie tak, że Lu zignorował resztę słów córeczki - po prostu pozwolił sobie wszystko ładnie poporcjować z podziałem na priorytety, czyli: wpierw odhaczamy jedno i idziemy dalej, a w międzyczasie rozmawiamy na pozostałe tematy. Dialog znacząco urozmaicał spacerek po przybytku konsumpcyjnej rozpusty, tym bardziej w tak doborowym towarzystwie.
Po wejściu do sklepu, wampir zanurzył się między oszklone półki, za którymi spoczywały prawdziwe rarytasy dawnych czasów. Póki co sprzedawca nie raczył interweniować: ograniczył swoją bytność do zacierania łapek w czasie taksacji przybyłej klienteli: Valerie i Louisa, który zatrzymał się przy wspomnianych zastawach. Masaż nasady nosa zdradzał rozterkę pomiędzy poszczególnymi wzorami.  

@Valerie von Rosenthaler

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Valerie von Rosenthaler

Valerie von Rosenthaler
Liczba postów : 270
- Stalkerów? Zawsze. Zaczyna się od niewinnych fotek, potem zaglądania do łóżka, na kontrolowaniu wyciągów bankowych kończąc. - Za dobrze znała tatuśka, który lubił wciskać nos przede wszystkim w nieswoje sprawy. Z kolei jej ambicje były proste, mieć co włożyć do gara, o tym samym standardzie oraz nie umrzeć z nudów. Z kolei sam exp, czym byłoby życie bez szekli? A to, że wywalczone krwią to detal, to po prostu nieskomplikowana w założeniu forma zarobkowania, pomijając inne wydarzenia za które czasem też coś skapnie.
- Uwierzę na słowo - wolała nie wnikać, dlaczego Elisabeth mogła wzdychać, gdyż jej wyobraźnia, w końcu jest córeczką Lou, swoje dopowiadała. Jedyne co stało pod znakiem zapytania to detale, czyli na jakim fetyszu stanie danego wieczora.
Dalej jedyne co mogła to pokiwać głową i zanurkować w odmętach sklepu, by po kilkunastu minutach próbować nie rozpłakać się w momencie przytknięcia karty do terminala. To, że niekoniecznie ten kawałek plastiku należał do niej, tak samo jak łzy, to naprawdę nieistotny detalik. Jak by nie było, Tatusiek mógł cieszyć się z jednego, zakupki córeczki ważyły mniej niż jego własne. Gorzej z tym, że te drugie wymagały większego wkładu czasowego, gdyż poszczególne sklepy jak na złość znajdowały się w różnych krańcach galerii.
Ale, ale! Za to na koniec postawiła mu kakałko i ciasto z kinderkami!
- Oh, prawie zapomniałam. Van der Eretein organizują sylwestra, więc czuj się zaproszony - powiedziała i wręczyła mu formalny „bilecik wstępu”, zgodnie z ceremoniałem (zbliżonym do wręczania wizytówki przez Japończyka, ups!), czyli wyciągnięte z etui na wizytówki i przekazane do rączek Radnego w obu łapkach. - I wynajdź w szafie coś z poprzedniego stulecia - dodała i mrugnęła porozumiewawczo oczkiem do starca. Tylko tego by brakowało, gdyby znowu przyszedł w jakimś chińskim szlafroku i w drewniakach.

@Louis Moreau
/end
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Sponsored content


Powrót do góry

- Similar topics

 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach