5 X 2022 Sahak i Silvan

2 posters

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Go down

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904
First topic message reminder :

Mieszkanie w centrum Paryża miało wiele plusów, na przykład masę samotnych turystów, którzy znikali w niewyjaśnionych okolicznościach, wcale nie stając się ofiarami wampirów, których zaginięcie zgłaszano dopiero po miesiącu, bo postanowili szukać ścieżek życia bez telefonu i regularnego kontaktu z bliskimi, a przecież Francja cywilizowany kraj. Miało też masę minusów, na przykład okropne korki, z którymi non stop zmagała się Halide i problemy z parkowaniem.
Musiał zaparkować dość daleko od mieszkania Silvana i Idy, bo nigdzie dookoła nich nie było miejsca i przejść resztę na piechotę. Na szczęście noc była ciepła jak na tę porę roku, cieplejsza niż niektóre wampiry, a i powietrze było suche, więc nie skończył z typową dla siebie o tej porze roku aureolką loczków godną Einsteina.
Dopiero co odebrał swoją wiekową już Toyotkę od mechanika, samochód średniej klasy, który służył mu od dawna i nie jedno widział, niejednego trupa w bagażniku woził, więc musiał wziąć ją na przejażdżkę. Szkoda tylko, że taką krótką. Oby nikt mu nie zarysował, bo nowy lakier zrobił. Piękna, niewyróżniająca się szarość.
Nie ociągając się zadzwonił domofonem pod numer Drakulich (chociaż żadne nie nosiło takiego nazwiska, w sumie nie pamiętał, skąd się wzięło to, które nosił Silvan i Maurice, natomiast Ida nadal nosiła swoje prawdziwe, bo mogła), ktoś mu otworzył, to nie tak, że przyszedł niezapowiedziany, po prostu zamiast zwyczajowego liściku słanego chłopcem na posyłki pół godziny przed wizytą, był w tych czasach esemes.
Wdrapał się na najwyższe piętro zabytkowej kamienicy, gdzie mieszkali jego znajomi, jego w sumie jedyny przyjaciel i Ida. Cieszył się, że w czasie przemiany nie był typowym zakonnikiem z rycin, z ogromnym brzuchem, inaczej miałby niezłą zadyszkę. Na szczęście w Khor Virap lubili pokutne wspinaczki na szczyty gór i skromne posiłki. A swoim zdaniem Sahak grzeszył bardzo dużo, pomimo minimalnego kontaktu ze światem zewnętrznym.
Windą zaś nie jeździł, bo kiedyś się w niej zaciął i nie było fajnie.
Zapukał trzykrotnie do drzwi.
To ja! — musieli słyszeć, jak idzie, poza tym przecież był umówiony z Silvanem, a i Ida znała jego i jego głos. W sumie nie wiedział, czy dziewczyna będzie w domu. Nie miało to znaczenia.

_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Silvan Zimmerman

Silvan Zimmerman
Liczba postów : 792
Przez jeden piękny i pełen nieświadomości moment poczuł ulgę, że krew nie wyrządziła zbyt dużej szkody.
- Mógłbyś podać mi… - odwrócił się do Sahaka, na chwilę odrywając się od poplamionego krwią notesu, który właśnie próbował ratować i zamarł. W pierwszej chwili nie do końca rozumiał co się właśnie działo. Znał Sahaka już długo i nigdy wcześniej nie widział u niego takiej reakcji na krew. Ha. Właściwie to nigdy nawet nie myślał, że tak mógłby zareagować na ich pożywienie. Chciał coś do niego powiedzieć, spróbować uspokoić, ale wtedy przyjaciel rzucił się w kąt laboratorium. 
Niedobrze. Niedobrze. Niedobrze. Bardzo niedobrze. Co robić? Co się tak właściwie działo?
Oczywiście w jego głowie od razu pojawiło się milion pytań, ale odsunął je od siebie i przystąpił do działania. Pomóc Sahakowi.To było teraz najważniejsze. Szybko zdjął z siebie fartuch i rzucił go na krwawa plamę w nadziei, że chociaż to nieco przytłumi jej zapach, który dla niego samego był apetyczny, ale zdecydowanie nie aż tak intensywny. 
Pewnie nawet dla Idy by nie był - przemknęło mu przez głowę i natychmiast poczuł się źle, że w ogóle o tym pomyślał.
- Te drzwi. Szybko. - Sam się zdziwił jak stanowczo i opanowanie zabrzmiał jego głos w tej sytuacji. Lewą ręką, tą której nie miał we krwi, wskazał na drzwi prowadzące do jego mieszkania. W tym samym czasie już biegnąc do umywalki, by opłukać drugą rękę, a zaraz po tym, zająć się otwieraniem wszystkich okien na oścież, robiąc to ostatnie nieco niezgrabnie, gdyż jego uwaga była w dalszym ciągu skoncentrowana na skulonym przyjacielu i tym, czy posłucha jego słów. Miał szczerą nadzieję, że tak, bo nie chciał chwytać go i ciągnąć z dala od źródła całego zamieszania. Po pierwsze dlatego, że wolał nie niepokoić go jeszcze, a po drugie wątpił, czy ze swoją siłą byłby w ogóle w stanie to zrobić. W tym wszystkim nawet  przez chwilę nie przyszło mu do głowy, że to on mógłby być celem ataku przyjaciela.
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904

Sahak poruszał się w dziwnym połączeniu niezgrabności człowieka i zwinnością łowcy. Chyba poślizgnął się na kafelkach, gdy zerwał się, uderzył ciałem o drzwi, wskazane przez Silvana i otworzył je i zatrzasnął za sobą. Tak samo gwałtownie, niemal na oślep, wpadł do łazienki wampira, otworzył lodowatą wodę w umywalce i włożył głowę pod strumień. Wszystko było za głośne, za jasne, zbyt intensywne. Nawet nie zapalił światła, gdy szukał po omacku kurka, jedyne co miało dla niego znaczenie, to uciszenie zmysłów, schowanie kłów. Jak to nie pomoże, włączy prysznic.
Wraz z wodą, która obmywała jego kark, rozchodziła się na boki, kapała po skroniach, wpadała do oczu, po brodzie, przychodził wstyd na swoje zachowanie. Tak zaniedbał swój dobrostan psychiczny, że odkrył przed Silvanem te części siebie, których nie chciał pokazywać nikomu. Co z tego, że mógł ufać drugiemu wampirowi, skoro najgorszy był dla niego fakt, że niemal się na niego rzucił. Gdyby nie to, że skóra Zimmermana była zimna i nie rozprowadzała tak zapachów, a jego tętno niemal nie istniało, tak samo, jak poszum oddechu, obawiał się, że mógłby właśnie odrywać się od bezwładnego ciała przyjaciela, na dodatek rozszarpanego na kawałki.
Dlatego nie jadał przy innych.
Wnętrzności ściskały się w nim, słyszał jak śruby, trzymające umywalkę stękają pod naporem jego rąk. Podniósł się. Woda kapała mu na ramiona, głowa ćmiła zimna, niemal gęstego, cierpnącego mu skórę. Ciemność nie pomagała mu, tak samo, jak dźwięki instalacji kanalizacyjnej, kanalizacja połykająca wodę, przypominająca mu gulgot, jaki wydawał z siebie Seyarm, gdy struna klawesynu rozcinała jego gardło i dławił się swoją krwią, a ręce Sahaka bolały, gdy metal przecinał jego dłonie. Kalejdoskop niechcianych wizji przychodził, zmieniając twarz na oderwanej gołymi rękoma głowie na Silvanową.
Żółć i wypita krew podchodziły mu do gardła. Jesteś ze mnie dumy, ojcze? Adonis, wielki nieobecny, dał mu wiele, dał mu szczęście nieśmiertelności. Mógł spotkać Narine, Silvana, Tahirę, Halide, Carol, Maurycego… Miał rodzinę, miał nazwisko. Dług, który bolał w swoim istnieniu, przez te wszystkie rzeczy, które wielu nieśmiertelnych nie dotyczyły. Wina i bestialstwo.

_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Silvan Zimmerman

Silvan Zimmerman
Liczba postów : 792
Gdy tylko Sahak wypadł z laboratorium, Silvan od razu zabrał się do sprzątania. 
Co tu się właśnie wydarzyło? - pytał siebie raz po raz, sprzątając rozlaną krew z blatu i podłogi. Trzy razy upewnił się się, że nie przeoczył żadnej plamy, zanim ciężko usiadł na taborecie, tym samym na którym jeszcze chwilę temu spokojnie rozmawiał z Sahakiem. Przysunął do siebie poplamiony kołonotatnik i na szybko zaczął przeglądać notatki z ostatnich kilku dni, a zwłaszcza te których nie zdążył jeszcze przerzucić do komputera. Szukał czegoś, comogłoby zasugerować, czemu substancją wywołała u wampira taką, a nie inną reakcję, w pierwszej chwili niesłusznie zakładając, że to skład krwi był głównym winowajcą. Podświadomie jednak, już gdy otwierał zeszyt, wiedział że nie znajdzie tam odpowiedzi, których szukał. Na żadnej z zapisanych przez niego stron nie było składnika, którego dodanie nawet w niewłaściwej ilości, mogłoby samo z siebie poskutkować czymś takim. Z drugiej strony przecież znał Sahaka od dawna i w życiu nie spodziewał się, że zobaczy u niego taką reakcję na ich pożywienie, zwłaszcza że samej krwi nawet nie było znowu aż tak wiele, a jej zapach, chociaż intensywny, nawet jak dla niego, nie powinien wpłynąć na kogoś, kto przez trzysta lat musiał nauczyć się kontroli. A jednak…
Dobrze, że gdy przyszedł przyjaciel, Idy akurat nie było w kamienicy. Wtedy pewnie siedziałaby z nimi w labolatorium, a nie musiała widzieć tego, co się wydarzyło i całe szczęście, że nie widziała.
Odsunął od siebie notatki i w jakimś geście bezradności, wziął do ręki swój telefon, w którym nie raz zapisywał swoje przemyślenia na temat badań, gdy akurat nie miał pod ręką niczego innego. Nie, że oczekiwał, że znajdzie tam cokolwiek. Nie przypominał sobie, by gdziekolwiek zapisał capslockiem coś w stylu NIE DODAWAJ KRWI NUMER 5 DO POMARAŃCZOWEGO KUBKA, BO WEDŁUG NAJNOWSZYCH BADAŃ SKOŃCZY SIĘ TO KATASTROFĄ. Odblokował urządzenie i od razu zmarszczył brwi, na widok tego co mu się wyświetliło. Wiadomości. Konkretnie jego konwersacja z Sahakiem i jego wiadomość z prośbą i pomoc w testowaniu krwi. Niewysłana wiadomość, grzecznie czekająca w odpowiednim polu, na to aż naciśnie jeden przycisk, czego najwyraźniej nie zrobił. Cholera. Wyglądało na to, że jedynie napisał wiadomość, a potem zajął się czymś w laboratorium i zakręcony uznał, że Sahak się zgodził. Świetnie. Wstał od blatu, na wszelki wypadek jeszcze ras, dokładnie myjąc ręce i wszedł do mieszkania, zamykając za sobą drzwi. Po dźwiękach dobiegających z jego łazienki mógł łatwo wywnioskować, gdzie znajdował się drugi wampir. Widok, który został w łazience, sprawił, że coś ścisnęło mu się w gardle, bo było gorzej, niż myślał, że będzie. Obecnie Sahak prezentował sobą obraz nędzy i rozpaczy, a do Silvana chyba dalej nie do końca docierało, co się właśnie wydarzyło.
- Sahak? - powiedział, próbując zwrócić uwagę przyjaciela na siebie, jednocześnie powoli podchodząc do niego. Ostrożnie, jeśli Sahak mu na to pozwolił, położył mu rękę na mokrym ramieniu i delikatnie ucisnął. - Już wszystko w porządku. Oddychaj. Co… Co tam się stało?
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904
Udało mu się uspokoić bestialskie zapędy. Zniknął ten dziwny wyraz twarzy, obcy i dziki, w lustrze odbijał się ten sam Sahak, co zwykle, tylko mokry, jakby wziął właśnie prysznic. Osuszył twarz ręcznikiem, który wisiał przy umywalce, czując, jak włókna haczą się o nadal wystające zęby, wysunięte na pełną długość drapieżnika, aby orać skórę, tłuszcz i mięśnie, otwierając drogę dla życiodajnej krwi. Udało mu się uspokoić, bo nie był głodny. Tylko zmęczony i kontrola wyślizgnęła mu się łatwiej niż zwykle. Na syntetyku. Zwykle nie reagował ani na to, ani na trupią krew. Musiała być żywa. Tym razem jednak założenia nie zdały egzaminu.
Powinien był wiedzieć.
Jak łatwo poznawał innych po krokach. Usłyszał Silvana i skupił się na odświeżaczu powietrza w łazience, który zaduszał inne wonie, w razie, gdyby przyjaciel przyniósł za sobą krew. Nie przyniósł. Naukowiec był skrupulatny, nie miał na sobie ani odrobinki krwi, resztę zapachu zabiły preparaty z mydła laboratoryjnego. Spojrzał w lustrze na wampira, ale nie odsunął się przed lodowatą ręką. Równie dobrze mogła to być woda, kostki lodu.
Zamknął oczy. Chłód wampirzej skóry uspokajał jego instynkty. W teorii nie był kanibalem.
W praktyce… cóż.
Sięgnął do ust i niemal mechanicznie pomógł kłom schować się w dziąsłach, popychając je do środka palcem, jakby musiał wymusić akcję mięśni twarzy do tego. Doskonale wypracowany ruch, który wykonywał zbyt wiele razy, gdy ktoś w pomieszczeniu się zaciął, otwierając kopertę.
Jestem… jestem wadliwy — zaśmiał się wysoko, histerycznie. Przetarł twarz dłonią, odsunął z twarzy mokre włosy. Krew jest gęstsza niż woda i słodsza, dla każdego, kto próbował obu. — Zwykle mogę się opanować przy syntetykach, ale sam widok krwi, jej zapach, sprawiają, że tracę jakiekolwiek zahamowania. To, co widziałeś, to najbardziej... spokojny scenariusz.
Wyjaśnił, mówiąc płasko, beznamiętnie. Opierał się o umywalkę. Czerpał pociechę z zimnego, przyjacielskiego dotyku. W jego głosie pojawiła się pewna dysocjacja. Odsuwał się od emocjonalnego problemu, aby móc przeprowadzić z Silvanem sensowną rozmowę, chociaż jego ciało przechodziły ciarki, dreszcze od chłodu oraz od emocji, jakie nadal go wypełniały.

_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Silvan Zimmerman

Silvan Zimmerman
Liczba postów : 792
Odpowiedź Sahaka wywołała u niego natychmiastową potrzebę, by zaprzeczyć jego słowom, a jednak nie odezwał się od razu, bo nawet jeśli próbował nie dać tego po sobie poznać, to potrzebował chwili, by poradzić sobie z zupełnie nowym obrazem Sahaka, który nieco przymusowo został przed nim ujawniony. 
Oczywiście nie zaczął nagle patrzeć zupełnie inaczej na przyjaciela. Na pewno nie w gorszy sposób. Dla niego dalej był tym samym Sahakiem, którym był kilkanaście minut temu, kiedy siedzieli w laboratorium i rozmawiali o swoich zmartwieniach i wiedział, że jeśli znowu go takie najdą i tak będzie mógł się zwrócić z nimi do drugiego wampira. W tej kwestii nic się nie zmieniło. 
To, co widziałeś, to najbardziej... spokojny scenariusz.
W takim razie jak wyglądały te gorsze? Dopiero teraz zaczęło docierać do niego, że nie mógł być tak bezpieczny, jak mu się wcześniej wydawało. A co gdyby była z nimi Ida? Co gdyby on na chwilę wyszedł, a kubek straciła ona, gdy byłaby sama z Sahakiem? A co jeśli coś takiego wydarzy się, gdy przyjaciel pójdzie spotkać się z jego synem? Albo Renatą. Co… Nie. Stop. Gdyby mógł, sam najchętniej włożyłby teraz głowę pod zimną wodę, by przegonić panikarskie myśli, które sprawiały, że poczuł wstyd. Bo przecież, nie ważne co mówił o własnej kontroli, Sahakowi tak długo udawało się ukrywać problem i gdyby nie dzisiejsza wpadka, to pewnie dalej o niczym by się nie dowiedział. Próbował przypomnieć sobie, jak to było być głodnym. Ale nie tak zwyczajnie głodnym, a głodnym jak nowonarodzony wampir, który jeszcze nie rozumie, jak panować nad pragnieniem, a jego stwórca jedynie z rozbawieniem w oczach patrzy na nędzne próby przejęcia kontroli nad sytuacją. Nie widział, jak bardzo adekwatne mogło być to porównanie, ale jeśli Sahak musiał mierzyć się z czymś takim i jakoś dawał sobie radę, to poza współczuciem czuł też wobec niego ogromny podziw.    
Jego ręką mocniej zacisnęła się na ramieniu przyjaciela.
- Nie mów tak o sobie. Problem to nie wybrakowanie. Dobrze. Możesz co najwyżej nazywać siebie idiotą, bo kazałeś mi podawać sobie krew w takim stanie - Tak. Tutaj miał mały żal do niegi, bo on mógł być roztargniony i bujać w obłokach, ale Sahak w tej sytuacji powinien był sprowadzić go na ziemię i dobitnie wyjaśnić, że żadnych testów nie będzie. - Czy można ci jakoś pomóc? Coś zrobić? Kto jeszcze wie? - skoro i tak już wiedział, to mógł chociaż spróbować polepszyć jego sytuację. Jakkolwiek. Jeśli się dało.
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904
Był idiotą. Zacisnął na chwilę szczękę, rozluźnił ją. Nie chciał słyszeć w wyobraźni dźwięku pękających żeber. Opanował się. To wystarczyło na ten moment.
Nigdy wcześniej mi się nie zdarzyło z syntetykiem — wytłumaczył się ze wstydem w głosie, podszytym rezygnacją. Wcześniej już testował miksy Zimmermana, zawsze jedynym problemem były kły, które zmuszały go do siorbania.
Wyszorował ręcznikiem mokre włosy, aby odsączyć je z wody najlepiej, jak się dało. Proste doprowadzenie się do prządku pomagało ukoić nerwy oraz dygotanie wampira. Mechaniczne ruchy w znajomej rutynie. Przyłożył wilgotny już ręcznik do ramion, na czerni lśniły jeszcze ciemniejsze plamy. Zdjął fartuch i strzepnął go z wody. Raczej żadne z nich nie miało zamiaru wracać do laboratorium w tej chwili, on na pewno nie.
Dziewczyny. Renata — na imieniu Constanzy jego głos lekko zadrżał. — Adonis.
To jego Stwórcy za to zabrzmiało gorzko, trochę jak splunięcie, jakby Galanis odpowiadał za to, jakie skutki uboczne wywołał u Sahaka wirus. Cztery osoby przez trzysta lat znały sekret mnicha, który zwykle wyglądał jak ostoja spokoju. Jego córki i ukochana, albowiem im mniej osób wie o jego drastycznemu braku opanowania, tym lepiej. Jego dłonie, zawsze spokojne, chłodna kalkulacja w stresie, spokojne słowa, gdy inni zanurzali się w gniewie, to wszystko się nie zgrywało w jednolitą melodię.
Lub wręcz przeciwnie.
Doskonałe maskowanie, iluzja, którą roztaczał dookoła siebie. Silvan wiedział, że z Renatą byli wprawni w tkaniu kokonu półprawd i niedopowiedzeń, bo należał do tej wąskiej grupy osób świadomych związku tej dwójki i jego rozpadu. Oczywiście, Sahak niczego nie powiedział oficjalnie, ale wystarczyło, że odmawiał jakichkolwiek zaproszeń na spotkania, na których mogłaby być kobieta. Czas spędzał tylko z przyjacielem. Gra pozorów, jaką tworzył Tigran rozjaśniała się przed Silvanem. Historia wstydu, zawodu i niechęci do samego siebie. Odsunięcia tej formy swojego istnienia na bok, poza innych.
Zrobisz jakiś środek, który będzie szybko reagował na wampira i go spacyfikuje? Nie chcę nikogo skrzywdzić. Może być na amen. — Spojrzał na Silvana z nadzieją. Chodziło mu o takie filmowe działanie. Kolorową substancję, którą wystarczy wbić byle gdzie przeciwnikowi, aby w ułamku sekundy zmienić go w szmacianą lalkę. Lub trupa.

_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Silvan Zimmerman

Silvan Zimmerman
Liczba postów : 792
- Jesteś przemęczony - powiedział, niejako stając w obronie przyjaciela. Gdy minął pierwszy szok, jego myśli skupiły się głównie na chęci pomocy. Z tym, że poza wysłaniem go do snu, co i tak mogło być problemem skoro męczyła go bezsenność, nic nie przychodziło mu do głowy. Odsunął się od wampira i oparty o ścianę, dał mu doprowadzić się do porządku. - Potrzebujesz czegoś? 
Na informacje kto wiedział, z ulgą skinął głową. Absolutnie nie zakładał, że Sahak nie powiedziałby o tym Renacie, ale wolał mieć jego potwierdzenie. Nie wiedział, jakby zareagował, gdyby usłyszał, że przyjaciółka przez te wszystkie lata związku żyła w nieświadomości. W przeciwieństwie do drżenia przy imieniu kobiety, wyłapał tę gorzką nutę w jego głosie na wspomnienie Adonisa. - Stwórcy… - mruknął jedynie posępnie. Jego wzrok powędrował, ku wiszącej na jednym z haczyków na ręczniki, nieco przydużej bluzie, którą z jakiegoś powodu musiał tam powiesić. Zdjął ją i z pytającym spojrzeniem, oraz słabym uśmiechem, pokazał przyjacielowi. Nawet nie chodziło o to, że koniecznie musiał ją założyć, ale wydrukowany na niej napis, który głosił Stay bloody positive, wydał mu się w tej chwili może nie tyle śmieszny, co mający potencjał nieco poprawić humor przyjaciela.
Prośba Sahaka zaskoczyła go. Zamilkł na chwilę, nie wiedząc co odpowiedzieć. Skłamałby, gdyby powiedział, że sama myśl stworzenia takiej substancji go nie fascynowała, a w swojej głowie od razu nie zaczął rozważać, jak mógłby osiągnąć taki efekt. 
- Wekuronium - nieświadomie wymamrotał pod nosem. Odpowiednia mieszanka wekuronium i krwi mogłaby sprawić, że Sahak straciłby możliwość ruchu, jednocześnie zachowując przytomność, ale to chyba, przy jego pragnieniu, które wtedy by odczuwał, byłoby zbyt okrutne. Gdyby dodać do tego jeszcze ketaminę lub propofol, całość zadziałałaby bardziej jako narkoza. Tak, to by mogło zadziałać. Spojrzał na Sahaka. Nie wiedział, czy takie rozwiązanie jego problemu było rozsądne, ale rozumiał czemu przyjaciel w swojej sytuacji chciałby mieć taką opcję, a jednocześnie świadomość, że mógłby stworzyć dla kogoś bliskiego, coś takiego była okropna. To jednak nie było w tym wszystkim najgorsze, patrząc na ostatnie zdanie, które padło z ust wampira, a które chyba go nieco przeraziło.
- Nie mówisz tego na poważnie - wydusił z siebie w końcu i już wiedział, że zgodzi się na pomoc. Wolał już sam stworzyć coś, co jedynie uśpiłoby przyjaciela, niż gdyby Sahak zwrócił się z tym do kogoś innego. Kogoś czyich umiejętności nie znał, tak dobrze jak swoich i co gorsza kogoś kto mógłby się zgodzić na ostateczne rozwiązanie.  - Uśpienie? Dobrze. Jasne, ale śmierć? - pokręcił głową. - Nie. Nie zasługujesz na to.
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904

Wziął od Silvana bluzę i przyjrzał się napisowi. Może i by prychnął, wydmuchnął powietrze przez nos w rozbawieniu, niestety, mógłby jedynie zapytać, czy to coś obraźliwego. Zamiast tego jednak po prostu wciągnął bluzę przez głowę, naciągnął dokładnie mankiety, jakby była to koszula. Czuł, jak woda z ramion przesiąka na dzianinę bluzy, ale postanowił to ignorować. Nie zamierzał terroryzować Silvana bardziej niż przed chwilą, na dodatek swoim negliżem, poza tym szukał bardziej komfortu miękkiego materiału, chłód był mu bardziej miły, niż ciepło.
Pedantycznie sprawdził, czy dokręcił kurek, aby kapanie nie raziło niczyich nerwów. Mieszkając w mieście, wampiry musiały nauczyć się wyciszać dźwięki ambientu, wszystkie samochody, dźwięki ze słuchawek, muzyka z klubów, z domów, podcasty, pikające czujniki, szurania. Szmery, bajery, wszystko to denerwowało niewprawne ucho. Na szczęście każdy, kto nie mógł tego znieść, wyprowadził się już w głuszę.
Włożył ręce do kieszeni, mało brakowało i naciągnąłby kaptur. Kawałek garderoby Silvana, tak współczesny, bardzo mocno przypominał mu swoją familiarnością kształtu jego habit zakonny. Zasznurował na chwilę usta.
Musiał przemyśleć swoją odpowiedź… nie. Nie politykował. Znajdował się u jednej z niewielu osób, wobec których mógł być całkowicie szczery i oczekiwać szczerych emocji, wiedząc, że drugi wampir nie miał na szybkim wybieraniu członków rady, gotowych ukręcić mu głowę za próbę ataku. Fasada kruszyła się, tworzona tak wiele lat. Fasada opanowania, piękne gipsowe ornamenty wybranych z troską perfum i odzienia, aby ukryć ruinę klatki schodowej, którą zamieszkiwały patologiczne myśli, mnożące się bez opamiętania.
Tego nie wiesz — powiedział, a w głosie pojawiło się tyle nienawiści do samego siebie, że nie dało się tego interpretować inaczej. Krew na twoich rękach, Falka, Krew na twej sukience Płoń, płoń, Falka, za twe zbrodnie Spłoń i skonaj w męce!Nie wiem, z czego wynika fakt, że się pogorszyło. Nie mogę tego zrzucać tylko na karb przemęczenia. Chcę wiedzieć, mieć pewność, że nikogo już więcej nie skrzywdzę — odpowiedział poważnie. — Tylko tobie ufam w tej kwestii. Zrobisz, co uważasz w kwestii sumienia, ale wolałbym… żebyś miał opcję awaryjną, gdybym nie mógł wrócić do normalności. Dar dobrej śmierci… Zrobisz mi herbaty?
Zapytał na koniec, tak abstrakcyjnie wobec poprzedniej prośby.

_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Silvan Zimmerman

Silvan Zimmerman
Liczba postów : 792
- Oczywiście, że wiem! Wszyscy to wiemy! - zaprotestował, może nieco zbyt głośno, jak na swój typowy ton głosu. Przejechał palcami po zmierzwionych włosach, z coraz większym niepokojem wpatrując się w przyjaciela. Otworzył usta, ale natychmiast je zamknął, zirytowany samym sobą, że do jego głowy nie napływały słowa, którymi mógłby udowodnić Sahakowi, jak bardzo się mylił. Bo przecież się mylił i każdy mógł mu to powiedzieć. - Nie oceniaj siebie ludzką moralnością - dokończył już spokojnie. Każdego z nich można było nazwać potworem, gdyby spojrzeć na nich z perspektywy ludzi, na których musieli się pożywiać, jeszcze do niedawna w sposób, który teraz niektórym wydawał się już być  zbyt brutalny. Jaki więc był sens oceniania się w ten sposób? Tak, Sahak tracił nad sobą kontrolę. Tak, należało się tym martwić, tak należało mu w tym pomóc, ale nikt nie miał prawa twierdzić, że zasługiwał na ostateczne rozwiązanie. W tej całej sytuacji bardziej martwił się o Sahaka, niż jego potencjalne ludzkie ofiary. O tym, że mógłby skrzywdzić bliskie im wampiry nie chciał na razie myśleć.
Wysłuchał jego słów w milczeniu, wyraz twarzy miał poważny, nawet jeśli jednoczenie chciałby krzyknąć na Sahaka, jak i ostrożnie upewnić się, że nie zrobi nic głupiego. Gdy wampir skończył, Silvan przez chwilę nic nie powiedział, wciąż nie zdejmując spojrzenia z twarzy przyjaciela. Nie. Nie mógł tego zrobić. Nie mógł mu dać tej opcji awaryjnej, jak to ładnie określił. Nie w takiej formie. Nie ważne, jak tragicznie brzmiały jego słowa i jak zgrabnie opisywał truciznę jako wybawienie na swoje zmagania. Silvan nie zamierzał mu w tym pomagać. 
- Mam tylko zwykłą - oznajmił, jakby nie usłyszał tego, co Sahak powiedział wcześniej i po prostu, bez dalszych słów wyjaśnienia, wyszedł do kuchni. 
Potrzebował tych kilku minut w samotności  by wszystko przemyśleć. I oczywiście jak na złość zrobienie herbaty zajęło mu zdecydowanie mniej czasu, niż zazwyczaj, a przynajmniej takie miał wrażenie. Po niesamowicie krótkiej chwili, już miał w ręku kubek z napojem i plan, co dalej powiedzieć. Westchnął ciężko i wrócił do Sahaka, nie ważne, czy przyjaciel dalej czekał na niego w łazience, czy przeniósł się do innego pomieszczenia.
- Są dwie opcje - oznajmił stanowczo, wręczając mu naczynie w granatową kratkę. - Mogę zrobić środek, który cię sparaliżuje, ale zachowasz przytomność, lub taki który wyłączy cię całkowicie, oczywiście tylko na jakiś czas. Twój wybór, ale… - tu zawahał się, nie wiedząc jak ubrać w słowa to, co chciał teraz powiedzieć. - Ale musisz mi obiecać, że na tych dwóch substancjach poprzestaniesz i nie poprosisz, ani mnie, ani nikogo innego o inne rozwiązanie. - Na twarzy Silvana, trudno było dostrzec jakikolwiek ślad jego typowego uśmiechu, czy chęci do żartów. W tej chwili zastąpiła je czysta powaga.[/b]
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904
Obojętnie mi — powiedział. Silvan chyba od zawsze miał tylko zwykłą, czyli czarną, ale mnich lubił prostotę braku wyboru. Dawała pewną szczerość w przesyconym zbytkiem świecie. Jak wtedy, gdy ktoś nazywał wanilię nudnym czy bazowym smakiem. Jak coś, co zostało stworzone z egzotycznej orchidei, rosnącej tylko w określonym regionie świata, będące jeszcze sto lat wcześniej zbytkiem, mogło być nudne, płaskie. On jako dzieciak nie wiedział nawet o istnieniu tej przyprawy, a i dzisiaj doceniał jej smak i delektował się jego złożonością, zwłaszcza w lodach. Ulepszacze i przesyt możliwości niszczyły radość z życia.
W międzyczasie, gdy Silvan przygotowywał herbatę, Sahak przeniósł się do salonu wampira, usiadł na kanapie. Swoje buty, stylem Renaty, zostawił w przedpokoju, więc mógł usiąść dzięki temu ze skrzyżowanymi nogami w narożniku, trochę jak naburmuszony nastolatek. Spojrzenie miał skierowane w dal, trochę puste, jak bardzo mocna dysocjacja. Aż drgnął, gdy pojawił się przed nim przyjaciel, mina przyjęła bardziej łągodną wersję obojętnej powagi. Wziął od wampira kubek i chociaż ten parzył, zawinął na nim dłoń, a dno oparł sobie na kolanie w bardzo nieco przytłoczonej pozie, w której nie było swobody. Brakowało w nim tej zwykłej pewności siebie, nawet ramiona miał zwinięte, nie proste, jak zwykle.
Wolę pozostać przy świadomości. I obiecuję. Nie chcę kończyć swojego życia. — Położył dłoń na sercu, chcąc zapewnić go, że to jest jego jakaś opóźniona decyzja po rozejściu się z Renatą. — Na Theotokos, na wieczną ciemność, przysięgam. Nie chcę, żeby to był ostatni sakrament. Na początku naszej rozmowy… spanikowałem. Kiedy… Kiedy poluję, Silvan, kiedy poluję, ja zabijam. Zawsze. Panuję nad tym tylko w bardzo małym stopniu. Czasami nawet nie ma czego zbierać.
Przyznanie się do tego zawstydziło go, aż poczerwieniał na szyi i uszach.

_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Silvan Zimmerman

Silvan Zimmerman
Liczba postów : 792
Dopiero, gdy Sahak zapewnił go, że nie zamierzał żegnać się z życiem, Silvan zorientował się, że wstrzymywał powietrze, które teraz wypuścił z ulgą. Skinął głową na wybraną opcję. Paraliż i obezwładniające pragnienie krwi brzmiały zdecydowanie, jak coś czego nie chciał fundować przyjacielowi, ale chyba rozumiał czemu tamten wolał pozostać przytomny. Przynajmniej wciąż będzie mógł wiedzieć co się z nim dzieje, nawet jeśli nie będzie mógł się poruszyć.
- Dobrze. Wierzę ci. Zajmę się tym jak najszybciej - oznajmił, ale w głosie wampira zabrakło jego typowej ekscytacji na myśl o nowym projekcie. Obecny stan Sahaka, niepokój o przyjaciela, a także świadomość po co miał stworzyć preparat, skutecznie spychały gdzieś w głąb jakąkolwiek radość z nowych eksperymentów ze sztuczną krwią.
Powoli usiadł na kanapie, obok Sahak, zachowując przy tym pewną odległość między nimi. 
- Nie ma wampira, który by nie zabijał. - No dobrze. Była chociażby Ida, która nigdy nie pozbawiła nikogo życia, ale ona była jeszcze bardzo młoda i miała ten luksus, że została przemieniona w czasach, gdy humanitarny dostęp do krwi był o wiele łatwiejszy. Wypowiadając te słowa miał jednak na myśli dużo starsze wampiry, które przecież musiały się jakoś żywis, gdy nie było syntetyków, ani banków krwi. Zresztą przecież on sam jeszcze przed przemianą postanowił dopuścić się czegoś, co trudno było wytłumaczyć zwykłą chęcią przetrwania. Skrzywil się nieznacznie na to wspomnienie, nie dając swojej głowie na powrót do tamtej sytuacji. Po pierwsze nie była na to pora, a po drugie im więcej czasu spędziłby na tym, tym więcej naszłoby go myśli, z którymi nigdy nie czuł się komfortowo. Wyraźnie dostrzegł zmiszanie przyjaciela. Zaczął się zastanawiać, czy jego słowa nie zabrzmiały nieco bezdusznie. Tak, oczywiście, bycie nosicielem wirusa, wiązało się z koniecznością regularnego dostarczania krwi do swojego organizmu, co jeszcze stosunkowo niedawno było niemal jednoznaczne z pozbawianiem ludzi życia, ale brak kontroli nad własnym pragnieniem i makabryczne polowania, o których mówił Sahak, rysowały przed nim znacznie gorszymi obraz. Nie dziwił się, że przyjaciel tak się czuł. Znowu położył mu dłoń na ramieniu, zdająć sobie sprawę, że niestety mistrzem pocieszania raczej nie był.
- Sahak… To co mi powiedziałeś… To nic nie zmienia i mam nadzieję, że o tym wiesz. Nie myślę o tobie gorzej, niż godzinę temu i wątpię, czy cokolwiek by to zmieniło.
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904
Sposoby pocieszenia Silvana były specyficznie niezręczne i mnich znajdował w nich idealnie to, czego potrzebował. Co można powiedzieć komuś, kto uważa siebie za gloryfikowaną maszynkę do mięsa i rzeczywiście się nią staje w momencie polowania. Nawet w narracji wampirzej trudno o jasne słowa wsparcia, bo rzadko kiedy ktoś poza bardzo młodymi wampirami nie kontrolował się do takiego stopnia.
On myślami odpłynął do Narine. Zamierzał dać jej jedną fiolkę, nawet jeśli obecnie unikali siebie wzajemnie. Znał ją, była połową jego duszy, użyłaby nawet wersji ostatecznej, gdyby stały się prawdą mroczne wizje przyszłości w zdziczeniu. Wcisnęłaby tłok strzykawki dlatego, że go kochała. Wierzył w to niezaprzeczalnie.
Największą wdzięczność jednakże odczuwał wobec Zimmermana, który nie wyrzucił go z domu, ale przyjął jego prośbę ze spokojem. Odstawił na bok swoje obawy wobec intencji Sahaka. Po prawdzie, mnich spodziewał się całkowitej odmowy.
Dziękuję ci. Za wszystko. I przepraszam, że cię o to proszę. — Ciężar, który rozkłada się na dwoje, w tym wypadku nie zmienił jego wagi. Jedyne co to dało, to obciążył naukowca dodatkowym karmieniem. Koniec końców, od lat wiadomo, że wiedza to klątwa, a zwłaszcza Silvan był nią obdarzony, Sahak nie znał nikogo tak wszechstronnie wykształconego i utalentowanego, a przy okazji wiernym swoim ideałom, nie jak chorągiewka, jak większość społeczeństwa wampirów.
Kiedy tak siedzieli na kanapie, przeglądając ofertę HBO Max (Sahak odmówił oglądania Rodu Smoka, przez upodobanie scenarzystów do krwi, tego mieli dość, Sahak oparł głowę o ramię przyjaciela, trochę niepewnie, czy tamten mu na to pozwoli. Nie ze względu na jakieś no homo, a polowanie, które prawie odbyło się w laboratorium.


[KONIEC]


_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Sponsored content


Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Powrót do góry

- Similar topics

 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach