Silvan&Maurice | 24 XII 2022

2 posters

Go down

Silvan Zimmerman

Silvan Zimmerman
Liczba postów : 792
Jedną z ważniejszych obserwacji, którą Silvan poczynił w swoim całym długim życiu było to, że stacje benzynowe dzieliły się na trzy kategorie. Te, na których nie był dobrej kawy, a jedynie ta w saszetkach, a samo przebywanie w ich okolicy mogłoby spokojnie posłużyć za inspirację do napisania niejednej powieści grozy; te dość przeciętne, oferujące całkiem przyzwoitą kawę z ekspresu wraz z hotdogiem, lub ciastkiem i te przypominające bardziej duży sklep, w którym można było kupić wszystko i nic, zjeść w co najmniej dwóch różnych punktach i napić się kawy, która swoją różnorodnością (i ilością oblanej słodkimi syropami bitej śmietany) próbowała konkurować z samym Starbucksem. 
To właśnie na ten ostatni rodzaj stacji benzynowej podjechali wczesnym wigilijnym wieczorem Silvan i Maurice, by kupić jeszcze kilka potrzebnych im rzeczy. Właściwie to z tym zadaniem spokojnie poradziłby sobie tylko jeden wampir, ale Silvan uznał, że przy okazji może załatwić jedna sprawę, która miał do syna, a od wczoraj jakoś nie mógł go złapać na rozmowę bez towarzystwa.
- To co? Kawa po zakupach czy przed? - spytał z miejsca pasażera, patrząc na reklamy przekąsek i promocji, którymi były udekorowane zewnętrzne ściany stacji. Wiedział, że syn, miłośnik czarnej kawy i braku cukru, nie będzie podzielał jego entuzjazmu, ale oferty takie jak Unicorn Latte, Crème Brûlée Cappuccino, czy napój po prostu nazwany Kawą Świętego Mikołaja, brzmiały dla niego naprawdę kusząco. I to do tego stopnia, że Silvan niemal zapomniał o tym co miał dać młodszemu wampirowi zanim ruszą na zakupy i już otworzył drzwi samochodu, tylko po to by opamiętać się w ostatniej chwili. Zamknął drzwi. - Właśnie. Miałem ci dać coś, co może ci się przydać w pracy. - wymamrotał, szukając w plecaku czarnego opakowania z kilkoma wstrzykiwaczami, który zabrał ze sobą. Wreszcie znalazł przedmiot i podał go Maurice'owi.
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
Maurice miał pewną słabość do stacji benzynowych. Kupował tam fajki, kondomy i energetyki. Nigdy kawy, nigdy! I tak jakoś się złożyło, że Silvan musiał coś kupić, a on sam potrzebował nowej paczki papierosów. Zapomniał wziąć kraty z lotniska, więc musiał jak cywilizowany wampir jechać i kupować w jedynym miejscu, które było otwarte wieczorem w Wigilię. Blondyn zdecydował się prowadzić, wyjechał z garażu swoją G klasą, czarnym terenowym Mercedesem i zawiózł ojca na najbliższą stację BP. W trakcie jazdy jego telefon podłączył się z radiem, więc zabrzmiało głośno i radośnie „Lay All Your Love On Me” ABBy. Maurice nawet nie próbował tego przesunąć, bo droga była na tyle krótka, że nie opłacało im się czegokolwiek zmieniać. Młodszy wampir jak zwykle nie martwił się ograniczeniami prędkości, czy też śliską nawierzchnią. Pędził autem przed siebie nie myśląc dwa razy, czy Silvan przypadkiem nie złapie się rączki u sufitu. Nie zdziwiłby się, bo on sam jadąc z Halide nie raz zastanawiał się, czy nie wyskoczyć przez drzwi z jadącego ponad sto na godzinę auta. I to w terenie zabudowanym. Ale to było coś z serii przyganiał kocioł garnkowi, ponieważ właśnie podobnie się zachowywał.

- Jaka kawa na stacji paliw, tato – jęknął Maurice skręcając w zjazd na stację. Pokręcił głową i spojrzał na ojca. No co to za abominacja? Kawa na stacji paliw? A w życiu. – Oni mają jakąś lurę, chyba że jest kawiarnia, taka normalna. To pomyślę, ale jak nie to stawiam na red bulla. Może doda mi skrzydeł. – Mruknął próbując zaparkować gdzieś na uboczu. Jego samochód był tak wielki, że ciężko było się gdzieś ścisnąć. Aczkolwiek, udało się mu to zrobić. Miał już wyjść z auta, wyciągnął już nawet rękę, żeby otworzyć drzwiczki. A tu nagle jego ojciec zamknął je za sobą i został w środku. Maurice spojrzał na niego pytająco. Co on chciał? Czyżby chciał o czymś z nim porozmawiać? Czy się zorientował, że on się spotyka z Idą? Hoffman miał już miliony pomysłów o co mogło pójść, wszystkie były fatalistyczne. A tu usłyszał Silvana i okazało się, że chodzi o jakiś prezent.

- Paralizator? Nowy tasak? BROŃ AUTOMATYCZNA? – Pytał zaciekawiony, niby już miał karabiny, ale taka nówka sztuka byłaby fajna. Tylko, że widząc, że szuka tego czegoś w plecaku, to założył, że jednak chodzi o coś typu paralizator. Chociaż tasak też byłby przydatny. Maurice dostał do rąk strzykawki i za Chiny Ludowe nie wiedział o co chodzi. – Fentanyl? – Zapytał podnosząc brew.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Silvan Zimmerman

Silvan Zimmerman
Liczba postów : 792
Jego syn niewątpliwie znał się na wielu rzeczach, ale najwyraźniej nie na docenianiu pewnej prostoty i egzotyki płynącej z podejrzanej jakości kawy na stacjach benzynowych. Zresztą jakiej znowu podejrzanej jakości. Miejsca chociażby takie jak to oferowały teraz całkiem znośna kawę, która może nie była Starbucksem, ale dla kogoś kto żył już niemal tylko na sztucznej krwi i kawie, i okazjonalnym ludzkim jedzeniu, była zadowalająca. Poza tym te różne dziwne smaki naprawdę go kusiły. Pokręcił głową, uznając że był to najlepszy czas na pewną ojcowska interwencję.
- Potencjalnie przyzwoitą kawę nazywasz już lurą, a red bulla nie? - spytał z udawanym niedowierzaniem. - Zresztą kiedy ostatnio piłeś kawę ze stacji? Na wielu one naprawdę nie są złe. No chyba, że mówimy o tej w pobliżu naszej rezydencji rodowej. Tam są paskudne, ale to chyba kwestia tego, że promieniowanie tego złotego kloca niszczy wszystko co dobre w okolicy - skrzywił się na wspomnienie wyglądu rezydencji i smaku tamtej kawy. 
Gdy Maurice wyrzucił listę swoich podejrzeń, co do prezentu, który zamierzał mu dać, Silvan na chwilę oderwał się od grzebania w plecaku, spojrzał na wampira, zamrugał kilka razy i poważnie zaczął się zastanawiać, czy nie powinien był mu kupić czegoś… mniej pokojowego zarówno na Święta jak i urodziny.
- Szkoła Renaty - pomyślał i wrócił do szukania pokrowca. - Nie, ale jeśli dasz mi sobie postawić kawę i ci nie posmakuje, to mogę ci kupić paralizator w ramach odszkodowania. Tylko nie używaj go na Idzie, proszę - powiedział, gdy Maurice wreszcie dostał do swoich rąk pakunek. Trochę nie chciał pytać czemu pierwszym co przyszło mu do głowy był fentanyl i czemu założył czemu akurat miałby to dostać od Silvana. - Nie. To substancje, nad którymi ostatnio pracowałem. Obie są zmieszane z krwią, więc zadziałają na wampiry. Te w zielonym wstrzykiwaczu paraliżują na piętnaście minut, a te w niebieskim usypiają. Uznałem, że mogą ci się przydać w pracy. - Nie powiedział tego wprost, ale w ten sposób chciał też mu dać zrozumienia, że wspiera to co Maurice robi w życiu, nawet jeśli przy takim zawodzie, jaki wybrał sobie jego syn, czasem obawiał się o jego bezpieczeństwo.
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
Maurice miał pewne zamiłowanie do red bulla. Po pierwsze, lubił jego smak. Był znośny, a ta wersja bez cukru była jego opcją, gdy nie chciał iść spać. Albo gdy po prostu chciał się napić czegoś co nie było wodą, lub kawą. Nie licząc krwi, krew pijał z trochę innych powodów i na inne okazje. Aczkolwiek, umiłował sobie ten napój szczególnie, ponieważ to ich drużynę wspierał najbardziej w wyścigach F1. Max Verstappen był jego faworytem, nawet czapkę i kurtkę miał z ich merchu. Dlatego też, gdy Silvan porównał jego ulubiony energetyk do lury ze stacji benzynowej, nie pozostało mu nic innego jak zareagować. Hoffman podniósł obie brwi do góry i popatrzył się na ojca jak na wariata.

- Po pierwsze to zostaw red bulla w spokoju. A po drugie, to nie będę pił kawy ze stacji paliw. Taki Ziutek na mefedronie nie będzie mi robił kawy z jakiegoś pewnie niemytego od kryzysu kubańskiego, ekspresu. Daruj sobie. A o złotym klocu nie wspominaj, bo mi się śni po dniach, że muszę tam mieszkać. – Odparł nie biorąc nawet pod uwagę picia kawy ze stacji. Nie ważne jakby go Silvan błagał, to nie będzie pił lury z BP. Nie stoczył się na tyle. Według Maurice’a tylko desperaci, kierowcy oraz przydrożne Panie mogli pić to z czystym sumieniem. A on nie należał do żadnej z tych trzech grup. Hoffman był niesamowicie wybredny co do tego co pił czy też jadł. Chociaż z zasady to on nie spożywał ludzkiego jedzenia nie czując potrzeby. Wychowany był jako wampir, więc nawet mógł rzec, że najzwyczajniej w świecie nie był przyzwyczajony.

Słysząc komentarz ojca, trochę się zawiódł, ale i trochę zainteresował. Co to mogło być jak nie paralizator, a jednak na tyle małe, żeby się zmieściło do plecaka? Wychowany przez mamusię miał naprawdę słabość do broni i artykułów pseudo samoobrony. Nie bez powodu miał w domu pejcz i kajdanki. No i pistolet. Chociaż te dwa to raczej nie zaliczały się do broni, a do artykułów wobec przyjemności. Silvan miał dość perwersyjnego synka.
- Nie będę tu pić kawy, ja Cię błagam, paralizator kupię sobie sam. A na Idzie to mogę użyć kija. – Rzucił zaciekawiony co to jednak mogło być. Spojrzał na strzykawki badawczo, nie mając pojęcia co to mogło być. Wsłuchiwał się w słowa Silvana i pokiwał głową. Pacyfikator na wampiry. Cudownie! Uśmiechnął się do ojca i położył dłoń na jego ramieniu. Uśmiech może i nie był jego naturalnym, ale starał się sprawić tacie przyjemność. Chciał pokazać podziękowanie i docenienie prezentu.
- Ale super! Dzięki! Na pewno się przydadzą. – Powiedział i krótko po tym obaj mężczyźni wysiedli z auta. Maurycy spuścił długie nogi na ziemie i ruszył w kierunku wejścia do sklepiku na stacji. Od razu się skierował w stronę lodówki z energetykami i chwycił jednego. Jego uwagę jednak przykuła wystawka ze swetrami z napisem ‘’Sankt Moritz” i świątecznym klimatem.
– O boże, jakie koszmarki, Silvan, patrz! – Powiedział do ojca, który znajdował się niedaleko. Swetry były wywieszone przy kasie, tuż obok galerii prezerwatyw. Maurice spojrzał na nie tęsknym wzrokiem, ciesząc się jednak, że wziął ze sobą zapas. Nie mógłby w końcu kupić przy tacie, bo by się jeszcze pytał z kim. A wiadomo, że się nie pyta z kim. Pyta się w co.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Silvan Zimmerman

Silvan Zimmerman
Liczba postów : 792
Teatralnie przewrócił oczami na upór syna, ale jednocześnie uśmiechał się szeroko, gdy cicho się zaśmiał. Darował sobie próby przekonania Maurice'a do wspólnego napicia się kawy. W końcu nie zamierzał go zmuszać do spożycia czegoś, co najwyraźniej wywołało w nim, aż tak silny sprzeciw. Zamiast tego po prostu cieszył się, że mógł spędzić czas na osobności z młodszym wampirem. Po tamtej pamiętnej  kłótni, szczerze bał się, jak będą wyglądać ich dalsze relacje i naprawdę poczuł olbrzymią ulgę, gdy Hoffman, zresztą zgodnie ze swoją obietnicą, w końcu odezwał się do niego i to jeszcze zaprosił na ten wyjazd. Chyba było między nimi dobrze, a przynajmniej przyzwoicie.
- Kija na Idzie - pokręcił głową. Cud, że tamta dwójka znajdowała się na jednym piętrze i jeszcze nie rzuciła się sobie do gardeł. - Nie wiem. Może lubi. Ostatnio się na przykład dowiedziałem, że lubi wstrzykiwać sobie próbne usypiacze na wampiry, gdy nie patrzę - tu wskazał na prezent. Nie był już zły na Idę za tamta sytuację. Po prostu dalej czuł przemożną potrzebę rzucania złośliwych komentarzy na temat jej zachowania, za które. Dalej. Nie. Chciała. Przeprosić. Ale zły nie był. Jedynie nieco zirytowany, gdy o tym myślał.
Taka reakcja syna mu naprawdę wystarczyła. Uśmiechnął się jeszcze szerzej i wyszedł za nim z samochodu, po drodze tłumacząc blondynowi, cały proces powstawania substancji, a przynajmniej tyle ile zdołał, zanim weszli do środa. Dobrze było poekscytować się wynalazkiem przy kimś, kto nie zamierzał używać go na sobie, gdy na widok krwi będzie chciał się rzucić na najbliższą osobę. 
Silvan, sam już ubrany w jeden świąteczny sweter, nie do końca podzielał zdanie Maurice'a w kwestii ubrania, na które właśnie oboje patrzyli. Zerknął na wampira I na manekin prezentujący sweter w całej swojej okazałości. Znowu na wampira. I znowu na manekin. 
- Nie są złe… - powiedział nieco zamyślonym głosem, w głowie już oceniając, jak wyglądaliby w nich razem, na przykład dzisiaj na Wigilii. Ale nie mógł go o to prosić, prawda? A może mógł… - Ładnie byś w nim wyglądał wiesz. I nie jest zbyt krzykliwy - Co prawda jemu, barwne świąteczne swetry nie przeszkadzały, ale znał podejście syna do tych spraw.
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
Maurice zamarł słysząc, że Ida sama na sobie przetestowała eutanazol. Nie wiedział o tym. Nie powiedziała mu. Jego własna dziewczyna, nie poinformowała go, że wstrzykiwała sobie jakieś podejrzane, paraliżujące, usypiające substancje. Oczywiście, po samym mężczyźnie nie można było zobaczyć, że się przejął. Aczkolwiek, wewnątrz się trochę wkurwił. A trochę to eufemizm. Przecież mogło się jej coś stać, a ta idiotka zaryzykowała. Nie mógł jej stracić. Nie wtedy, kiedy zaryzykował wszystkim i zaczął się przed nią otwierać. Sama wizja, że mogłoby się jej coś stać, napawała go lękiem. I to też się nie podobało Maurycemu. Za bardzo się przywiązał, ale nie mógł na to nic poradzić w tej chwili. Zostało mu jedynie wrócić do roli wyrodnego brata i rzucić jakimś czerstwym i pełnym antypatii tekstem. Z początku musiał się przestawiać na nowo, aby wejść w tę postać. Aczkolwiek z czasem było mu znowu łatwo. Gdyby nie zawód parobka-grabarza, zdecydowanie powinien iść w sztukę aktorską.

- Czy ty mi właśnie dałeś produkt testowany tylko na jednej kretynce? Super tato, nie ma to jak dobre przetestowanie materiału. – Odparł. Słuchał ojca i jego tłumaczenia procesu powstawania eutanazolu. W końcu Maurice miał wykształcenie chemiczne, rozumiał to i owo. Był ciekawy jak spreparował ten produkt, więc kiwał głową i naprawdę z zaangażowaniem komentował niektóre decyzje, które zostały podjęte. Mężczyzna starał się nadążać za progresami w tej dziedzinie, ale czasem było mu ciężko przestawić się ze starych praktyk. Sam Maurice nie zamierzał testować na sobie tego wynalazku. Nie bawiło go tracenie przytomności i świadomości. Dlatego jego narkotykiem wyboru była kokaina, ona dodawała skrzydeł, niczym ten jego red bull.

Stał z puszką w dłoni i obserwował ojca. Jego patrzenie raz na syna, a raz na manekin. On już wiedział, że stary preparował jakiś bomba pomysł w głowie. Znał go i wiedział, że sweter mu się podoba.
- Piękny, te gondole są wręcz majestatyczne. Kiedyś kogoś wypchnąłem z jednej. – Skomentował. Patrzył wciąż badawczo na ojca i od razu się przeraził tym co mogło nadejść. – Nie mów mi, że chcesz, żebym go kupił. – Dodał domyślając się, że Silvan już miał jakiś pomysł. Zresztą, było to zrozumiałe. Jego tata za pewne chciał się starać po tej ich kłótni. Maurice nie miał już tyle żalu do niego co niegdyś. Jednakże, pewne blizny i rany zostają na zawsze. Starał się być lepszym synem, naprawdę chciał, żeby wciąż był z niego dumny. Chociaż na dumie Renaty mu bardziej zależało, to z Silvanem bardziej chciał się ‘’kolegować”. Matka była jego sercem, a ojciec radością. Tylko teraz została dodana nowa osoba do jego życia. Ida zdecydowanie była sensem. To dla niej i chwil z nią zaczął żyć. W tym dziwnym układzie, starał się o dumę matki, radość ojca i miłość (której jeszcze chyba nie było) dziewczyny. Pomimo rozmowy z Sahakiem, nie zamierzał z nią zrywać. Wiedział, że to może nie mieć sensu. Że może nie powinien być z nią, skoro nie chciał się dzielić swym sercem. Aczkolwiek, egoistycznie nie mógł pozwolić jej odejść. Tak samo jak sam nie potrafił uciec. Wolałby wieczność tkwić w takiej sytuacji, niż stracić ją tak szybko.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Silvan Zimmerman

Silvan Zimmerman
Liczba postów : 792
No i Maurice wiedział gdzie uderzyć. Silvan zaskoczony jego komentarzem przez chwilę patrzył się na niego nie wiedząc, jak odpowiedzieć na uwagę wampira. I jasne. W jego wypowiedzi była również zawarta złośliwość wobec Idy, ale myśl, że jego syn mógł naprawdę założyć, że dałby mu coś tak słabo przetestowanego, zabolała go. W końcu naprawdę spędził nad tym wiele nocy, a i nawet trochę dni, by być pewnym, że wszystko będzie działać bez zarzutów i nikogo tym nie skrzywdzi.
- Myślisz, że naprawdę tak bym zrobił? - spytał w końcu, unosząc lekko jedną brew do góry, próbując nadać twarzy dość swobodny wyraz, jakby wcale niewiele brakowało, a zacząłby się zastanawiać, czy syn ogólnie nie patrzy tak na jego całą pracę, a jeśli tak, to który moment w jego życiu się do tego przyczynił. 
Przynajmniej zaangażowanie Maurice'a w tłumaczenie, jak powstał środek na nowo poprawiło mu humor.
Bez trudu wyczuł sarkazm w jego tonie głosu, ale prawdę mówiąc nie miał pojęcia co młodszemu wampirowi nie podobało się w swetrze. Kolory miał przyjemne dla oka, ale i nie za bardzo krzykliwe. Tematycznie nawiązywał do miejsca, w którym się znajdywali, a do którego oboje mieli naprawdę duży sentyment, materiał, po szybkim sprawdzeniu, wydawał się być nawet dobry jak na coś sprzedawanego na stacji benzynowej i sam wzór świetnie oddawał klimat całego miasta, a przy tym nie był zbyt kiczowaty, ani oczywisty. No czego w tym swetrze nie lubić? Nie wspominając o tym, że według niego, Maurice'owi naprawdę dobrze było w ubraniach z elementami niebieskiego. Błękit pasował do koloru jego oczu, którego nikt nie wiedział po kim miał. Prawdopodobnie babci.
- Nie. Oczywiście, że nie - odparł, dalej intensywnie wpatrując się w manekiny. - Chce Ci zasugerować, byś dał mi je kupić dla nas. - To w końcu było zupełnie coś innego.
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
Maurice wiedział, że ojciec nie dałby mu byle syfu. Aczkolwiek, mógł się z nim podroczyć i chwilę poudawać, że tak nisko o nim sądzi. Tak dla zabawy i prowokacji. Miał taki jakiś sadystyczny humor. Widział po Silvanie jego zaskoczenie i czerpał z tego satysfkację. Był całkowicie świadomy, że ten eutanazol z pewnością był przetestowany laboratoryjnie we wszelkie sposoby. Ale ten wyraz twarzy ojca był tak piękny. No musiał się z nim podroczyć.

- No nie wiem ojcze. W sumie test na Idzie to jak testowanie na wampirach i zwierzętach na raz. Takie dwa w jednym. – Zażartował z pełną powagą. Z pewnością Maurice miał zapędy sadystyczne. Ale taki już był ten nasz kawaler, w pewien sposób czerpał radość z wkręcania innych nawet w najgorsze sposoby.  Może powinien był się tego oduczyć, ale za dużo frajdy mu to dawało. Nawet widział, jak Silvan próbował wyglądać spokojnie. Nie miał wyrzutów sumienia.
Sweter faktycznie nie był szkaradny. Był kremowy, miał czerwony napis, niebieskie niebo i czarno-biało-czerwone gondole. Odzwierciedlał vibe Sankt Moritz i nawet miał pewną świąteczną nutkę. W ogólnym rozrachunku, nie był zły. Aczkolwiek, to wciąż było dalekie od tego co normalnie Maurice nosił. Słysząc propozycję ojca podniósł brew do góry i miał już coś powiedzieć. Ale jakoś włączył mu się ten noworoczno/urodzinowy nastrój. Nie miał ochoty się kłócić z Silvanem ani sprawiać mu przykrości. Nie teraz, nie jeśli chodziło jedynie o głupi sweter. Westchnął więc jedynie i znalazł swój rozmiar. Podał wielki sweter (który z pewnością będzie za szeroki, ale przynajmniej na długość dobry) tacie i się sztucznie uśmiechnął.

- Proszę, czyń honory płacenia za ten koszmarek – powiedział i sam podszedł do kasy, aby zapłacić za puszkę red bulla. Dorzucił do tego jeszcze gumę do żucia i zapłacił za zakupy. Gdy wyszli ze stacji, wsiadł od razu do auta i zaczął jechać w stronę domu. Włączył pierwszą lepszą piosenkę z playlisty i spojrzał się na ojca. – Rozumiem, że obaj zakładamy to na wigilię? – Spytał bardziej stwierdzając fakt. Znał zapędy Silvana do takich gestów. I choć bronił się jak przed ogniem, żeby robić takie rzeczy z Idą. Nawet na osobności. To jakoś miał poczucie obowiązku polepszenia sobie relacji z rodzicami. Musiał to zrobić póki żyli i póki mieszkali w jednym mieście. Potem mogło nie być okazji.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Silvan Zimmerman

Silvan Zimmerman
Liczba postów : 792
Pewnie, gdyby Maurice dalej uderzał w podważanie jego kompetencji, Silvan przeżyłby jego kolejną uwagę znacznie bardziej, niż gdy zaczął porównywać Idę do zwierząt. Głównie dlatego, że do złośliwości syna wobec swojej nowej podopiecznej był już dobrze przyzwyczajony i chociaż bolało go, że dzieciaki nie mogły mieć ze sobą normalnej relacji, nauczył się już trochę ignorować takie odzywki, ale na własnego syna sugerującego, że nie robił dobrze tego na czym się przecież doskonale znał zdecydowanie gotowy już nie był. Dlatego po prostu przewrócił oczami, nie chcąc ciągnąć tego tematu dalej i wyszedł z samochodu, niejako kończąc tę część ich rozmowy.
Zresztą Maurice szybko zrekompensował mu swoje słowa, gdy jednak zgodził się na zakup tego swetra. 
- Bardzo chętnie - odpowiedział przejmując od niego ubranie i szybko wyszukał w tej stercie swój własny rozmiar, bo przecież wampir przerósł go dość ładnie. W sumie jego ojciec też był bardzo wysoki jak na swoje czasy. To, że nie był jego biologicznym ojcem, a jedynie dalszą rodziną to była już zupełnie inna sprawa, o której nie musiał dzisiaj wspominać. Maurice byl po prostu chodzącym i bardzo recesywnym przykładem na to, że genetyka była bardziej skomplikowana, niż uczyli nawet we współczesnych szkolnych podręcznikach.
Uśmiechnął się szeroko do dwóch trzymanych przez niego swetrów, jeszcze szerzej do syna I ruszył zapłacić za nie, kilka potrzebnych mu rzeczy, a także, co niemal tak ważne, jak same swetry, Crème Brûlée Cappuccino w największym rozmiarze jakim tylko mieli.
W samochodzie czekał na odpowiedni moment, by zasugerować wspólne stroje na Wigilię, ale ku jego zdziwieniu to sam Maurice poruszył ten temat. Wziął łyka kawy, która była nawet przyzwoita, chociaż w swoim długim życiu pił zdecydowanie lepsze i spojrzał na wampira z niejakim zaskoczeniem.
- Nie będziesz się w tym czuć… niekomfortowo? - spytał, bo chociaż oczywiście chciał przystać na jego propozycję nie zamierzał przesadzać.
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
- Nie będę, mogę się poświęcić dla własnego ojca. W końcu mam serce szczere jak złoto i do tego zawsze na dłoni. – Odparł rozbawiony tym co mówił. Jakoś w tym całym świątecznym nastroju naprawdę miał ochotę chociaż się pobawić w dobrego syna. Co mu szkodziło? I tak rzadko się widywali, mało rozmawiali, to mógł chociaż sprawić ojcu przyjemność i za pewne spełnić jakieś jego małe marzenie. Wiedział, że Silvan lubi takie rzeczy. Idzie natomiast nie udało się namówić Maurycego na matching outfity. Nigdy. Ale gdzie ojciec, a gdzie dziewczyna? No proszę państwa, trzeba jedno oddać tacie, że on miał o wiele więcej powodów, niż Ida, żeby zostawić Maurice’a w cholerę. A tego nie zrobił. I to trzeba cenić. Blondyn jak zwykle pędził przez uliczki, alejki i zaśnieżone oraz oblodzone drogi. Nie patrzył, ale nie zdziwiłby się, gdyby Silvan złapał rączki przy dachu.  Nie byłby pierwszym ani ostatnim, który podczas podróżowania z Maurycym, modlił się o życie. Jak na złość zaczęło lecieć „I Am A God” Kanyego Westa.

Mężczyzna w ogóle przez te wszystkie rozmowy z Sahakiem i Idą, coraz więcej myślał o naprawieniu relacji z rodzicami. Czas tykał, wkrótce wszyscy mogli się zacząć wyprowadzać z Paryża. A nie wiadome było, kiedy powtórzy się taki układ, że w dwadzieścia minut podjedzie pod mieszkanie taty, żeby wpaść po dokumenty, albo na kawkę. Powinien był to częściej robić.  Częściej z nimi rozmawiać i w końcu na boga im powiedzieć, że ma dziewczynę. O ile po Renacie nie spodziewał się reakcji nie z tej ziemi. Pewnie by stwierdziła, że a to się domyślała, a że b to w ogóle rychło w czas. Aczkolwiek Silvan to mógł nieźle się zszokować. Szczególnie wybranką Maurice’a. Bo to nie była byle wampirka, to nawet nie była Halide, a jego Ida. Nie wiedział, jak ojciec zareaguje i trochę się tego obawiał. Nie żeby reakcja taty miała coś zmienić. Nawet gdyby się zarzekał, że zawału dostanie, zerwanie nie wchodziło w grę. Liczył jednak, że nikt go nie postawi w sytuacji, w której musiałby wybierać. Bo wtedy to by rzucił wszystkich w cholerę i wyjechał do domu na Malcie. Tam by się zabarykadował, okopał i modlił, że mu dadzą święty spokój. Za pewne zapłakałby się z tęsknoty, powyrywał metaforycznie włosy ze smutku i złości, a na koniec zalał się w trupa. Ale na bank nie wytrzymałby postawienia go w sytuacji wyboru. Jak miałby powiedzieć, że zrezygnuje z kobiety jego życia dla ojca. A jak miałby powiedzieć, że Silvan jest mniej ważny niż Ida. Liczył, że mu wszyscy dadzą święty spokój, że nikt nie będzie wkładał swoich czterech groszy i, że najnormalniej w świecie będzie mógł dalej żyć. Bez żadnych dramatów i demonów przeszłości. Tego byśmy nie chcieli.

W końcu dojechali do domu Maurice’a. Otworzył pilotem automatyczną bramę i wjechał swoim mercedesem do garażu. Zanim jeszcze wyszedł, zwrócił się do ojca.
- Fajnie było na stacji, jak będziesz chciał tam wpaść po gumki to dawaj cynk. Możemy razem pójść podrywać turystki. – Rzucił ni to żartem, ni to propozycją. Po jego wyrazie twarzy nie można było ocenić, czy się zgrywa, czy też serio proponuje. Tak na koniec dorzucił ojcu do pieca wątpliwości. Czerpał radość z załamywania innych.

zt x 2
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Sponsored content


Powrót do góry

- Similar topics

 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach