Kolejna koc spędzona na użalaniu się nad sobą. Tyle okazji przepuścił, ale w końcu jakąś wykorzystał, przypadkowo całkowicie, ale jednak, więc był na swój sposób szczęśliwy. Z taką dumą szedł przez las, całkowicie ubrany, z plecakiem na plecach, nie swoim, ale szedł. Dziury po kłach zostały zakryte kwiatową łatką kupioną w pasmanterii za na oko bardzo mało. Różowe, czerwone stokrotki, odblask z tyłu dla bezpieczeństwa. I tak lazł, jak jeleń prosto na drogę. W takim stanie, z tej perspektywy wszystko wyglądało trochę inaczej i aż nie był pewien czy idzie dobrą ścieżką. Gdzie ostatnio się przemienił? Czy to tu go zobaczył? Czy może było to kawałek dalej? Nie, to chyba było przy takim drzewie, a może tylko je widział z daleka i zapadło mu w pamięć? A mógł wziąć tę wizytówkę, to by było po problemie, ale ruszyło go sumienie i na swój sposób był ciekaw co ktoś taki jak on robi coś w takim miejscu, jak to. Mapy googla niewiele pokazywały, drzewa, krzaki i jeszcze korony drzew i zieleń zarośli, tak w skrócie. Westchnął ciężko i szedł dalej, krok za krokiem, skrzypiąc śniegiem pod butami. Boga się nie bał, a tym bardziej Novusów, który raczej nie atakowaliby go poza miastem, bo komu chciałoby się wyjeżdżać tak daleko. Ani się nie zrobi sceny, ani nikt szybko dramatycznie zwłok nie znajdzie. Bezsens.

_________________

Caught you like the cold or a flu
Praying that I'll someday be immune