3 V 2023 - Once I had a dream and this is it

3 posters

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Prawdę mówiąc chyba nie do końca spodziewała się kołka w pierś. Choć... nie mogła się jednak dziwić, że właśnie tak się stało. Prawdę mówiąc do teraz nie była pewna, co konkretnie zrobiłaby z tym nagraniem, tą sytuacją, ale kiedy Jun powiedział, że minęło już tyle czasu... Było za późno. Czy miała żal do kogokolwiek o ten kołek? Oczywiście, że nie. Może i faktycznie tak było lepiej, w innym wypadku kto wie, czy sama nie wpadłaby w łapy tamtych. Swoich sympatii raczej nigdy nie ukrywała. Wewnętrzny potwór nadal łaknął krwi, ale potraktowany w taki sposób przycichł i naburmuszony siedział wewnątrz, pozwalając sobie i jej na oczekiwanie.
Powrót ze stanu mumifikacji wcale nie był przyjemny. Czuła się najpierw cholernie głodna, a potem po prostu słaba. Zdołała tylko zmienić zniszczone hanfu na jedwabny szlafrok stylizowany na kimono. W zasadzie był to jedyny sensowny ubiór w tej sytuacji, gdy z każdą porcją krwi jej ciało wracało do normy. Większość czasu po prostu leżała, uzupełniając krew, a po kilku godzinach od pobudki nawet zaczęła czytać książkę, by zająć czymś czas. Pokoje dla gości były bardzo dobrze wyposażone, nie mogła więc na nic narzekać, może poza swoim stanem, gdy niespecjalnie mogła się ruszać.
Po tych kilku godzinach i przetoczonych jednostkach krwi nie wyglądała już na egipskiego trupa, jednak nie odłączała kroplówek. Przypadkiem dowiedziała się, że w stanie obecnym kiepsko reaguje na jakiekolwiek krople krwi, więc lepiej było dokarmiać się z igły. Zresztą miała w tym całkiem sporo doświadczenia...
Pukanie do drzwi oderwało ją od lektury, a na widok Juna uśmiechnęła się szeroko. Po wszystkich wyjaśnieniach aktualnej sytuacji nieco się uspokoiła, a od chwili przebudzenia zdążyła sobie już pewne rzeczy przemyśleć. Nie czuła więc już takiej złości, a przynajmniej mogła nad nią skutecznie zapanować.
- Miło, że wpadłeś. - przywitała mężczyznę, odkładając książkę na bok wielkiego łoża, które dzięki ułożeniu poduszek robiło za całkiem wygodny "fotel". - Mogłabym Cię wykorzystać i poprosić o przyniesienie większej ilości lektur? Sądzę, że do jutra będę mogła już normalnie funkcjonować. - dodała od razu, bo w końcu obudził ją tylko ze względu na jutrzejsze spotkanie Rady. To też rozumiała, w tym stanie nie było ryzyka, że zrobi coś głupiego i pójdzie szukać Novus Ordo. Zaraz potem jednak zmarszczyła nosek, słysząc coś o gościach.
- Wiesz, nie jestem pewna, czy w tym stanie dobrym pomysłem jest, żebym kogokolwiek przyjmowała. - delikatnie zmarszczyła brwi. Bądź co bądź raz, że była aktualnie w chwili sporej słabości, a dwa nadal nie odzyskała pełni wagi i była nieco blada. Niespecjalnie chciała pokazywać się w takim stanie komukolwiek. - Ale ufam Twojemu osądowi. - dodała po chwili namysłu, bo kto jak nie Jun rozumiał jej obawy i przecież nie postąpiłby tak, by narazić te resztki reputacji, które jeszcze miała. Sprawa w takim razie musiała być bardzo poważna. Okryła się lepiej kołdrą i poprawiła szpile we włosach, czekając na tego tajemniczego gościa.

@Jun @Marcus Wijsheid

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Serce oponowało, jednak umysł nakazywał zrobić to, co uznał za słuszne - tak oto kołek przeszył pierś jestestwa, które wkrótce opadło bezbronne w ramiona. Bestia w środku spoglądała na widowisko – karma to suka, o czym Yue wiedziała o tym doskonale, tak jak o tajemnicy skrywanej głęboko w duszy, którą poznało zaledwie kilka osób i jedna ona z Rady. A mimo to nie zawahała się i zaufała mu – czy słusznie, czas miał pokazać.
- Nie ma problemu, coś Ci załatwię. Normalnie bym się z Tobą zgodził, ale nie tym razem. Katharsis nigdy nie jest przyjemne, lecz konieczne: dla Ciebie, Nas, Was... Macie sobie sporo do wyjaśnienia. - to jednak schodziło na drugi plan w cieniu muzyki głównych skrzypiec.
Ich melodia smakowała gorzko – przepleciona nutami niepewności specjalnie podsycała irytację przez dobrych kilka sekund, aż smoczy łeb nie zwrócił się w kierunku drzwi. Wtedy pieśń proroctwa ucichła, pozwalając, aby w błękitnych oczach pojawiła się ulga, smutek, złość i niejako rozczarowanie wobec czynów, których można było uniknąć. Gdyby nie fakt, że po części rozumiał sytuację i to, co kłębiło się w duszy wilkołaka, sam przyłożyłby mu w pysk. To, że tego nie zrobił po jego powrocie, świadczyło o czymś istotnym – o maleńkości w tym konkretnym odcinku i o tym, że to nie jemu przyjdzie wymierzyć cios za te wszystkie boleśnie spędzone dni.
W duszy żywił jedynie nadzieję, że oboje przestaną unosić się dumą i lękiem, przez które rodziły się niepotrzebne nieporozumienia. Ufał też, przynajmniej chciał ufać, że na nowo zdołają zbudować istotny fundament, bo jeśli nie...
- Jest cała Twoja. - to ta historia zakończy się tu i teraz...
Nie jemu jednak było oceniać - pozostawił tą kwestię “Im”. Jedynie na odchodne na krótko ułożył dłoń na ramieniu zguby.
Potem zniknął, zostawiając ich samych.

Ps. dla pewności zamknął drzwi na klucz, aby któremuś z gołąbeczków się nie odwidziało i uprzedził familiantów, by ingerować wyłącznie w kryzysowych sytuacjach - latające meble nie wchodziły w grę.

Jun z/t

@Yueying
@Marcus Wijsheid

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Marcus Wijsheid

Marcus Wijsheid
Liczba postów : 588
Opadnięte ramiona, smutek i potworne zmęczenie wypisane na twarzy, obraz nędzy rozpaczy, tak można, by w skrócie opisać, to jak wyglądał Marcus. Podbite nadal oko, liczne strupy na twarzy i reszcie ciała. Na ręce na której miał temblak, miał położony mały pakunek. Słyszał ich słowa, słyszał jej głos, na którego dźwięk ze zdrowego oka popłynęła pojedyncza łza.
Wszedł do pomieszczenia, a gdy Jun poklepał go po ramieniu, skinął mu nieznacznie głową i cichym, nieco chrapliwym głosem powiedział - Dziękuję przyjacielu. - tak powiedział to. Na wyjaśnienia przyjdzie czas, Na wyrzuty z jego strony przyjdzie pora, rozumieli to obaj. Nie zamierzał się od nich wymigiwać. Jednak pewna osoba miała pierwszeństwo. Wrócił wzrokiem na kobietę, jej stan, przypomniał mu bolesną historię sprzed 80 lat. Jednak tym razem wiedział, że to jedynie przejściowe. Jednak czy to cokolwiek zmieniało w tym momencie?
Poczekał, aż Jun wyjdzie, a gdy usłyszał zamykające się na klucz drzwi, przymknął zdrowe oko na krótką chwilę. Nie odzywał się, jednak gdy otworzył oko, Kobieta mogła dostrzec w nich karuzelę uczuć. Smutek, żal, gniew, radość, ulgę, uczucie. Wszystko to kołatało się w jego głowie, serce przyspieszyło, jednak postawa jego pozostała niewzruszona. Stał jak kamień, patrząc kobiecie w oczy. Czekał na jej reakcje, na pierwsze słowa. Nie wiedział czego się spodziewać. Jedno było za to pewne. Organizm rwał się, by podejść, objąć kobietę, i nie wypuszczać jej ze swoich rąk. Już nigdy, przenigdy. Z drugiej zaś obracał w ręku sygnet, ten sam który kobieta zwróciła do jego domu. Spokojny miarowy oddech zakłócał jedynie ciszę która trwała w pomieszczeniu. Czekał. Nie wiedząc, tak naprawdę na co. Jedno było pewne, tej nocy, chwiejny budynek runął w posadach. On właśnie postawił pierwszą cegłę pod nowy fundament. Czy ona dołoży kolejną? Cegieł było sporo, do postawienia, bo i sporo było do wyjaśnienia.

_________________
"Gdy dusza opuszcza swą cielesną powłokę zauważasz, że śmierć i obsrane spodnie rzeczywiście idą w parze."
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Pamiętała słowa Juna, pamiętała frazę o zaufaniu, by tego nie robiła. Lecz mimo wszystko, patrząc i na przeszłość i na teraźniejszość nigdy nie zrobił jej nic złego. Pomógł jej, mimo wszystko, a ona znalazła wyjście z danej kiedyś obietnicy. Kołek rozumiała, rozumiała obawy i nie miała za to ani pretensji ani żalu. Ot była zła początkowo, lecz kto by nie był patrząc na to, co pamiętała ostatnie. Ale teraz... Słowa mężczyzny ją zaniepokoiły.
- Nas...? Mamy...? - może to wynik jej stanu, że nie skojarzyła, vo Jun może mieć na myśli. Zresztą nie przypuszczała, że pewien wilkołak już wrócił. - Czekaj, co Ty masz na myśli? - zagubiła się w jego toku myślenia, a potem... Potem wszystko stało się jasne i oczywiste.
Na widok Marcusa coś ścisnęło ją w sercu. Najważniejszym jednak było, że żył. A potem zanim zdążyła cokolwiek więcej pomyśleć, usłyszała jego słowa, a potem podziękowanie Marcusa i aż fuknęła ze złością. "Cała twoja"? No chyba słoneczko komuś przygrzało, nie była przedmiotem!
- Jun! Wracaj tu! - rzuciła oburzona. - I nawet się nie waż...! - reszty nie dokończyła, jako że wspomniany skośny gnojek wyszedł i jeszcze przekręcił klucz. Aż się poderwała, by zaraz potem z irytacją opaść na poduszki. Gniewnym ruchem odsunęła rurki kroplówek, łapiąc za telefon i wysyłając wiadomość do wampira. Marcusa zignorowała z premedytacją, wściekła na niego, Juna i przede wszystkim sytuację, bo wściekłość była lepsza niż panika, gdy gula w gardle zaczynała przeszkadzać, powiększając się wraz z rosnącą świadomością bycia zamkniętą. I to bez wyjścia - co z tego, że i tak na razie nie miała jak opuścić tego pokoju, liczyła się sama świadomość otwartych drzwi - do tego z ostatnią osobą, z którą miała ochotę mieć do czynienia. Przynajmniej to nie była pieprzona winda. Albo statek. I tak zabije skośnego zdrajcę.
Zacisnęła usta w wąską kreskę i skrzyżowała ręce na piersiach, uprzednio rzucając swój telefon na pościel. Dopiero wtedy ponownie spojrzała na Marcusa - rejestrując temblak, strupy, które na szczęście nie krwawiły, opuchnięty policzek, bardzo wyraźne zmęczenie i Ratri jedna wie ile jeszcze obrażeń, których nie widać było gołym okiem. Cisnęło się na usta skomentować to, wysłać do medyka, wyliczyć listę przydatnych specyfików, ale... no właśnie, ale. Ugryzła się w język, co było widoczne jak na dłoni. Jednak nie było jak 80 lat temu, wtedy była praktycznie nieprzytomna i nie miała kroplówek z krwią, które szybko poprawiały jej stan.
Cisza się przedłużała. Wampirzyca ewidentnie nie chciała być tą, która odezwie się pierwsza, usilnie starając się, by w jej oczach widać było tylko złość i irytację, a nie radość, ulgę czy gorycz tego, jak czuła. Z jego winy. Widziała sygnet w jego dłoni, czyli... był w domu. Widział, że odesłała listy, że odesłała sygnet. Cóż. Nie ona powinna go pilnować, czyż nie? Takie rzeczy daje się na przechowanie bliskim.
- Będziesz tak stał i na mnie patrzył? - spytała w końcu, dosyć bezosobowym tonem. - Nie wiem, co Jun sobie myślał, ale zdecydowanie to nie jest dobry moment do rozmawiania z kimkolwiek. - o to też miała żal do Azjaty, nawet jej nie ostrzegł, nie uprzedził, nie dał się przygotować mentalnie. - Za dzień czy dwa powinnam być już na tyle w formie, żeby wrócić do swoich obowiązków. - dorzuciła nieco szorstko, bo w końcu po co innego miałby tu do niej przychodzić? To w końcu nie tak, że cokolwiek dla niego znaczyła, dobitnie to pokazał.

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Marcus Wijsheid

Marcus Wijsheid
Liczba postów : 588
Przyglądał się kobiecie, widział jej wściekłość na Juna, lepsze to niż panika. Dostrzegł, jak z premedytacją nie patrzy w jego stronę, jak ignoruje jego obecność. Gdy spojrzała ponownie na niego, delikatny grymas bólu przeszył twarz i ciało. Jeszcze nie doszedł do siebie po tym co przeszedł. Srebro, prąd, ogień i stal zatruta tojadem robiły swoje. Goił się jak człowiek, no prawie, ale jednak.
Cisza dźwięczała w uszach, jednak spodziewał się tego. Choć umysł podpowiadał mu, też wieli innych scenariuszy. Widział złość, która kłuła ciało wilkołaka, Jednak czy w głębi tego spojrzenia nie dostrzegł odrobiny ulgi? Tę kwestię pozostawię jednak w kwestii domysłów. Podążył za jej wzrokiem, na sygnet, i ciężko westchnął, bawiąc się nim dalej w dłoni. Jednak jeszcze się nie odezwał. Podniósł jedynie wzrok z powrotem na kobietę. Zamknął na chwilę zdrowe oko, nabierając kilkukrotnie powietrza powolnym wyćwiczonym rytmem. W sposób który ona również dobrze znała, tybetańska mantra na odsunięcie emocji. Gdy znów otworzył oko, wzrok miał pusty, przeraźliwie pusty, bezemocjonalny, obojętny.

- W dupie mam w tej chwili sprawy Rady, Sojuszu, pierdolone obowiązki. - Ton był stanowczy, pewny tego co mówił. Ton ostry, jednak nieatakujący. Coś się zmieniło. Coś ta podróż zmieniła w samym wilkołaku. - Przyszedłem tu z zupełnie innych powodów. - dodał. I dobrze wiesz jakich chciał dodać Wilk, jednak Marcus stanowczo wepchnął Jego Alter Ego wewnątrz umysłu. - Zwróciłaś sygnet, mimo że powiedziałem ci, że po niego wrócę. Wiesz dobrze, że nie oddałbym go byle komu. - zaczął. Znów ten bezosobowy ton, jednak dało się wyczuć w nim drgnienie cierpienia. - Widziałem Listy. Przeczytałaś je, chociaż? - spytał, znów zerkając kobiecie głęboko w oczy. Wzrok miał przeszywający, przeszywający na wskroś. Wiedziałaś dobrze, co znaczył ten wzrok. On nie miał spowiednika. - Naprawdę uważasz, że nic dla mnie nie znaczysz? - dodał szeptem, a z oka spłynęła pojedyncza łza.

_________________
"Gdy dusza opuszcza swą cielesną powłokę zauważasz, że śmierć i obsrane spodnie rzeczywiście idą w parze."
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Tak bardzo znajomy, ale jednocześnie tak bardzo obcy... Znała te gesty, znała ruchy, potrafiła zinterpretować spojrzenia czy charakterystyczny oddech medytacji przytargany z Tybetu. Mimo to czuła jednak, jakby stał przed nią ktoś obcy. Nie tylko z powodu zmian, które przeszedł, tak samo jak ona podczas swojego wyjazdu i po nim. Ale też i przez ostatnie tygodnie. Calutkie trzy miesiące, pełne smutku, goryczy niewiedzy, zwątpienia we wszystko. To one właśnie stały niczym mur, stalowa granica oddzielająca dawną bliskość, przywołująca jedynie obcość. Ten paskudny moment, gdy ktoś bliski stawał się kompletnie obcy.
Strząsnęła rękawy szlafroka, by zakryć dłonie i wkłute wyżej wenflony krwawych kroplówek. To też pozwoliło ukryć dłonie, zaciskające się w pięści, dzięki którym mogła panować nad twarzą, nawet gdy jedna z jej części chciała rzucić mu się na szyję, dziękując bogom, że kolejny raz wysłuchali próśb, a druga chciała dać mu w twarz, za ostatnie tygodnie pełne zwątpienia.
- Ty jak sądzę możesz sobie na to pozwolić, ja niespecjalnie. - powiedziała cicho, nawet trochę bezosobowo. - Jednak w takim razie nie mam pojęcia, jakież to powody Cię tu przywiały. - dodała, jednak tym razem nieco bardziej szorstkim tonem. Słysząc jednak o sygnecie wygięła wargi w uśmiechu. Był to jednak uśmiech pełen goryczy, której nie dało się ukryć. Pozwoliła mu zadać swoje pytania i uniosła wysoko głowę, przywołując te resztki własnej godności, którą udało jej się odzyskać w Kazachstanie i podczas rozmów z Junem.
- Owszem, wiem. Tym bardziej dziwiło, że przekazałeś go mnie, a nie Elisabeth czy Junowi. - rzuciła z suchą uprzejmością w głosie. - Dlatego go zwróciłam. Nie rozumiem Twojego zdziwienia. - nie odwróciła wzroku, patrzyła mu w oczy, choć jej własne były nieodgadnione. Mówiła jednak szczerze, nawet jeśli niechętnie, zgodnie z własnymi uczuciami i wnioskami.
- Tak, naprawdę. - zagryzła wargę, odruchowo robiąc ruch, jakby chciała wstać i otrzeć jego łzę, jednak powstrzymała się w pół ruchu, podciągając jedynie kolana pod brodę i niecelowo tym samym robiąc miejsce na łóżku. - Bardzo dobitnie dałeś mi o tym znać, nie uważasz? - przekrzywiła lekko głowę, nie spuszczając wzroku z mężczyzny. - I tak, przeczytałam listy od Ciebie. Trzy darowane na pierwsze dni lutego, karteczkę z początku marca, że wrócisz i list znaleziony przy pomniku, choć ten akurat dotarł do mnie z dużym opóźnieniem. - tego listu mu w końcu nie odesłała, ten bezpiecznie był schowany w jej biurku, wyprostowany od częstego czytania.

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Marcus Wijsheid

Marcus Wijsheid
Liczba postów : 588
Tak obcy, przynajmniej w ostatnich dekadach, tak znajomy, gdyż podobny do tego, który miała okazje słyszeć w tybecie, czy w Niemczech, po zaginięciu jego własnej siostry. To był stan, w którym widziała go dwa razy, stan, w którym jego świat stał na krawędzi upadku. Stał naprzeciw niej niewzruszony, pozornie spokojny, pozornie obojętny. Jednak mogła dostrzec w jego oczach, że to jedynie pozory. Dostrzegł drobny gest, za pomocą którego schowała dłonie.

- Czy aby na pewno mogę? - zapytał. - A może po prostu uważam, że teraz jest coś ważniejszego do zrobienia? - znów puścił pytanie w eter, bacznie przyglądając się kobiecie, analizując każdy nawet najmniejszy jej gest, każdą nawet najmniejszą reakcję. - Ty jesteś moim powodem. - dodał, znów tym stanowczym tonem.
Słowa kobiety wywołały delikatny grymas na jego twarzy. A więc tak będziemy rozmawiać. - pomyślał. - A dlaczego twoim zdaniem miałbym dać go im? - zapytał, ciągle nie spuszczając kobiety z oczu. - Dlaczego twoim zdaniem, powinienem dać go im a nie tobie? - dodał.

Widział, jak o mało nie zerwała się do niego, dostrzegł również, jak mimowolnie zrobiła miejsce koło siebie. Wewnętrzny głos mówił mu, podejdź, chwyć za rękę, obejmij. Nie posłuchał go. Stał jak posąg, w dłoni cały czas bawiąc się sygnetem. - Przeczytałaś. - powiedział ściszonym głosem. - I dalej uważasz, że nic dla mnie nie znaczysz? - zapytał, spoglądając kobiecie w oczy. Przymknął na chwilę zdrowe oko, wziął głębszy oddech, by po chwili otworzyć je znów, spoglądając kobiecie w oczy - Czym dałem ci to do zrozumienia? - jej zapach wwiercał się w jego nozdrza. Pazury, w schowane za plecami, co rusz delikatnie wkuwały się w jego dłoń. Nie na tyle, by zranić, ale na tyle, by wywołać ból, ból, który pozwalał opanować kotłujące się emocje.

_________________
"Gdy dusza opuszcza swą cielesną powłokę zauważasz, że śmierć i obsrane spodnie rzeczywiście idą w parze."
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Nie była do końca pewna, czego Marcus od niej oczekiwał, zwłaszcza po tej rozmowie. Jeśli tego, że całkowicie pominie fakt, jak ją potraktował, jak zachowywał się wobec niej przez ostatnie tygodnie, przez ostatnie lata, to pomylił się mocno w swych oczekiwaniach. To nie znaczyło, że nie martwiła się o niego, że widok jego ran na nią nie działał, ale nie mogła zapomnieć. Nie była tą samą dziewczyną, którą tak bezceremonialnie zostawił bez jednego słowa wyjaśnień. Nie potrzebowała wiele. W przeciwieństwie do niego, ona umiała uszanować cudzą prywatność, bez względu na to, jak mocno mogłoby to boleć. W końcu nie powiedziała Maelowi, by go szukał.
- Twoje życie, Twoje obowiązki i Twoje decyzje, Marcus. Nic mi do nich. - powiedziała krótko, z nutkami chłodu, które na kolejne jego słowa zamieniły się w pełen szydery uśmiech. Szydery zasłaniającej ból minionych dni, gdy ukryte w rękawach ręce skrzyżowały się na jej piersiach. - A więc wielki pan wilk raczył w końcu odwiedzić me progi. Cóż za zaszczyt. - zadrwiła, od razu zwracając też uwagę na jego grymas i wbity w siebie wzrok. - Co takiego się wydarzyło, że nagle postanowiłeś porozmawiać ze mną twarzą w twarz? - pierwsze nutki gniewu zaczynały pojawiać się w jej głosie. Udawał? Czy naprawdę tego nie widział? Bawił się? Czy po prostu nie obchodziło go to? Potrząsnęła głową, przez co jedno z białych pasemek spłynęło na jej twarz podkreślając jedynie wampirzą bladość i ciemniejsze od emocji tęczówki.
- Bo to im ufasz, czyż nie? - udała uprzejme zdziwienie. - To oni coś dla Ciebie znaczą, nie ja. Ale nie mnie to oceniać. Postąpiłeś tak, jak uznałeś za słuszne. Zrobiłam to samo. - nie zamierzała kryć uczuć. Nie zamierzała dać się znowu wcisnąć w ramki, pomijając w tym wszystkim siebie, dać się znowu zamknąć. Zsunęła się ostrożnie z łóżka, delikatnie naciągając rurki i skierowała się do stolika pod oknem, by nalać sobie nieco koktajlu z termosu.
- Tak, Marcus, dalej. - widziała przymknięte oko, słyszała oddech. Perfumy, których używała wcześniej już dawno wywietrzały, wypełniając pomieszczenie zapachem dymu z ogniska i stepowego wiatru, którym pachniała od samego początku. Szlafrok sięgał jej do kostek, stała boso, na tle nocnego nieba widocznego w oknie. Wydawała się być krucha, z pełnymi krwi rurkami podpiętymi do jej żył, lecz jednocześnie cała jej sylwetka mówiła, że nigdy więcej nie okaże słabości przy stojącym przed nią mężczyzną. Powinna leżeć i nie wstawać, lecz upór był silniejszy nawet niż jakkolwiek słabość.
- Papier jest cierpliwy. Papier przyjmie wszystko. Każdą mądrość. Każde głupstwo. Każdą prawdę... - urwała na chwilę, by wpatrzyć się w oczy wilkołaka. - Każde kłamstwo. - powiedziała twardo, jako aluzję do tego, co myślała o zapisanych słowach. - Czyny mówią więcej niż jakiekolwiek słowa. Lecz gdy czyny zaprzeczają słowom, w co należy wierzyć? - zadała pytanie, z pozoru proste, lecz tylko z pozoru. - Jest tego cała lista. Zaczynając od najprostszego - gdy Ty się martwiłeś, ja pozwoliłam Ci się zamknąć w złotej klatce, bo chociaż tyle mogłam dla Ciebie zrobić. Ty? Moje uczucia, moje martwienie się było dla Ciebie warte jedynie "słuchania miejskich plotek". - zrobiła krok w bok, powoli zaczynając chodzić po pokoju. - Posuwałeś się do rażącego naruszania mojej prywatności, śledziłeś mnie, nawet w formie białego wilka - tak, połączyłam kropki, kolejna rzecz, której mi nie powiedziałeś, bo oczywiście po co - ale nie było Cię stać na to, by powiedzieć choć słowo. Byłeś w stanie spotkać się z Tahirą twarzą w twarz - tak, wiem o tym, dziwnym trafem w momencie, gdy mi pisałeś, że jesteś taki zajęty - potem spotkałeś się z Elisabeth, Junem, Marr... Ale nie potrafiłeś przyjść do mnie powiedzieć chociażby "potrzebuję sobie coś przemyśleć w samotności". - kolejny krok w bok, tym razem w drugi. Następne dwa kroki i powrót. - Ja potrafię uszanować cudzą prywatność. Ty nie. Nie potrafiłeś dać mi nawet mojej samotni w mieście i własnego zakątka, bo Ty musiałeś o wszystkim wiedzieć, prawda? - syknęła, pozwalając emocjom wypłynąć. Uzewnętrznić się temu, co czuła. - Okłamałeś mnie, perfidnie i po chamsku, kompletnie olałeś mnie i moje uczucia. Pokazałeś, jak bardzo mi nie ufasz. I teraz pytasz, czym dałeś mi do zrozumienia, że nic dla Ciebie nie znaczę? - w jednym krokiem znalazła się przy nim, wściekła i zraniona. Gdyby tylko miała więcej siły i o wiele mniej troski o jego rany, już dawno złapałaby go za poły ubrań.
- Bawiłeś się mną tyle lat. Dopóki byłam od Ciebie zależna, wszystko było w porządku. Ale kiedy przestałam, kiedy stanęłam na nogi, od razu przestałam Cię obchodzić! Kim dla Ciebie byłam, co? Panienką do łóżka? Dziewczynką zaspokajającą potrzebę kontroli? No słucham! Bo w to, że Ci kiedykolwiek na mnie zależało nie uwierzę nigdy! - wykrzyczane słowa piekły, wydarte z samego dna serca, wraz ze łzami, które obficie spływały po policzkach. Zachwiała się, nadal osłabiona po byciu mumią, lecz nie chciała żadnej pomocy. Po prostu cofnęła się kilka kroków, by opaść na łóżko, z irytacją w ruchach próbując rozplątać poplątane od kręcenia się rurki.
- Осыған қарамастан мен әлі де... - wyszeptała po kazachsku, zaciskając dłonie, pozwalając łzom moczyć delikatny jedwab swojego okrycia.

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Marcus Wijsheid

Marcus Wijsheid
Liczba postów : 588
Stał i uważnie słuchał słów kobiety, nie zdradzając nawet najmniejszej emocji na jej słowa. Szydercze słowa pominął zupełnie. Jedynie patrzył na kobietę. - Ufam, to prawda jednak nie miej niż tobie. - odpowiedział jedynie, zaciskając jedynie pięść na sygnecie. Pierwszy objaw, gotujących się w nim emocji.
Przeszedł płynnie na kazachski. - Papier przyjmie wszystko, to prawda. Wypowiedzieć to samo jest o wiele trudniej, zgodzę się. Jednak gdyby nie splot pewnych wydarzeń, powiedziałbym ci to wszystko osobiście o wiele wcześniej. Gdyby nie ta cholerna sekta, wróciłbym po odwiedzeniu tych kilku miejsc, w których zostawiałem wiadomości. Nie dane mi było jednak mieć tej szansy. - mówił spokojnie, licząc, że tak jak on dał jej szanse wyrzucenia z siebie słów, ona da mu powiedzieć to co ma do powiedzenia. - Nie zaprzeczam, że powinienem wiele rzeczy zrobić inaczej. Za co cię przepraszam. Nigdy więcej nie popełnię tego błędu. - Dodał, spokojnie podchodząc w kierunku siedzącej już na łóżku kobiety. Czy chciał ją złapać, objąć, przytulić, szeptać ciepłe słówka do jej uszu? Pragnął jednak musiał najpierw załatwić to co było do załatwienia najpierw. - Czego ci nie powiedziałem? Poza tym, że planuje wyjazd. Co do pilnowania cię, powiedz mi, a dziwisz mi się? Ty znająca moją przeszłość do tej pory jak nikt inny ty, która wiedziałaś, przez jakie piekło przechodziłem, naprawdę nie rozumiesz, dlaczego miałem cię ciągle na oku? Dlaczego nie potrafiłem pozwolić sobie na, choć by cień szansy, że mogę cię stracić? - mówiąc te słowa, podszedł kolejny krok w stronę kobiety, a głos nieco nabierał więcej emocji, gdyż te zaczynały brać nad nim górę. - Tahira przyszła do mnie sama, wbrew moim słowom. Nie uszanowała mojej prośby o prywatność. Nie dała mi tej szansy na zostanie samemu z własnymi myślami. Co do Elisabeth, Marr i Juna, masz racje, spotkałem się z nimi, jednak przyszedłem poprosić ich o coś, nie z towarzyskich powodów, dobrze zapewne o tym wiesz. Jeszcze w styczniu Jun poprosił mnie, bym przemyślał swoje życie, i to czego chce naprawdę. to po tej rozmowie, zakwitła u mnie wizja wyjazdu, rozliczenia się z samym sobą. Przyszedłem do niego, by poprosić go, aby miał na ciebie oko, kiedy mnie nie będzie. Nie zniósłbym tego gdyby coś ci się do cholery stało. Wiem, że jesteś już wyleczona, jednak lęk, jest o wiele silniejszy, obawa o ciebie, odbiera mi zmysły. Ty, która wyruszyłaś za Ryiuu do cholernego obozu powinnaś to zrozumieć. Dla bezpieczeństwa tych, których kochamy, jesteśmy w stanie zrobić wszystko. Czasem decyzje te są irracjonalne, czasem błędne, czasem głupie. Nie uchroniłem się sam od takich decyzji Ainur. - kolejny krok zbliżył go do kobiety. - Czy troska o kogoś, kogo się kocha od setek lat to coś złego? Jeśli tak, jestem temu winien. Czy obawa o dobro kogoś kogo się kocha to przestępstwo? Jeśli tak, poddam się wyrokom sądu. - podszedł ostatni krok, po czym klęknął naprzeciw Wampirzycy, cały czas bacznie patrząc jej w oczy.

- Popełniłem w życiu wiele błędów. Za wiele z nich, pokutuje po dziś dzień. Śmierć mojej żony, przez własne niezrozumienie, sprowadziłem na nią śmierć. Kochałem ją, na swój sposób kochałem ją naprawdę, jednak w moim sercu był ktoś inny, z czego nie zdawałem sobie do końca sprawy. Ona wiedziała. A mimo to trwała przy mnie, do ostatniego dnia swojego życia. Obwiniam się za śmierć mojej siostry. Mimo że wiedziała, na co się pisze. Pozwoliłem jej, przez co straciłem je obie. Ona też wiedziała, że w moim sercu tkwi ktoś inny. - Przymknął na krótką chwilę oczy. Gdy znów je otworzył, ze zdrowego oka popłynęła łza a za nią następna. - Jednak niedawno, Hanna, Matka Regisa, ta, która wyciągnęła mnie z rąk moich oprawców, siostra mojej żony, utwierdziła mnie w czymś, do czego doszedłem już dawno, jednak nie potrafiłem tego przed sobą przyznać. Te wszystkie śmierci nie były moją winą. winny jestem czemuś zupełnie innemu. Wypuszczeniu ciebie z moich rąk, wtedy gdy się poznaliśmy Ainur. Powinienem od razu za tobą podążyć, powiedzieć to co powinno być powiedziane już dawno. Jednak posłuchałem rozsądku, rozsądku, który mówił, że nie ma możliwości, by wampirzyca kochała wielkiego paskudnego pchlarza. - podniósł rękę, by przyłożyć go do jej policzka, by otrzeć spływające łzy. - Potem znów nasze drogi się zeszły, a ja nie potrafiłem powiedzieć tego czego powinienem powiedzieć już dawno. Jednak gniew, pragnienie zemsty, szaleństwo po śmierci siostry kazała mi odejść. Byłem wtedy nieobliczalny, obawa, że sam mógł bym cię skrzywdzić, kazała mi odejść. Tybet, tam dwie zranione dusze zetknęły się ze sobą. Ty i ja. Czy gdybym wtedy gdybym powiedział to co czułem, przyjęłabyś z radością? Ty skrzywdzona przez jednego z mojej rasy. Bałem się, pod płaszczykiem dania ci przestrzeni schowałem swój lęk przed odmową. Potem Londyn, widziałem jak patrzysz na Ryuu. Wiem powtarzam się, czytałaś to wszystko. Czas mija, a ja nadal... - zamilkł.

Cofnął rękę, pozwalając, łzom powoli płynąc, nie mógł jej dotknąć, mimo, że tak tego pragnął. Ona jako jedyna utrzymała go przy życiu gdy go torturowali. - Wybacz mi, że nie miałem odwagi przyjść porozmawiać, wyjaśnić coś, czego sam nie do końca rozumiałem. Wybacz, że w trosce o twoje bezpieczeństwo zacisnąłem cię w klatce, choć by i ze złota. Wybacz, że wyjechałem bez słowa, na które bezsprzecznie zasługiwałaś. - po tych słowach, pochylił głowę, kładąc ją na jej kolanach. - Wybacz, że nie powiedziałem wcześniej tego co powinienem powiedzieć już wcześniej wieki temu. - dłonie delikatnie zacisnęły się na jej udach. - Kocham Cię Ainur. Od pierwszego dnia, w którym cię zobaczyłem. - słowa padły z pełną stanowczością w głosie. Głosem dosadnym, pewnym, złamanym przerywanym szlochem.

_________________
"Gdy dusza opuszcza swą cielesną powłokę zauważasz, że śmierć i obsrane spodnie rzeczywiście idą w parze."
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Pozwoliła mu wszystko powiedzieć, odnieść się do swoich zarzutów, choć na usta cisnęło się tak wiele, zwłaszcza zaprzeczeń i gniewu. Drgnęła tylko, gdy otarł łzę z jej policzka i zesztywniała, kiedy ułożył głowę na jej kolanach.
- Uszkodzisz sobie bardziej rękę. - troska w głosie, słowa wyrwane z ust zanim zdążyła o nich pomyśleć. Zranił ją, potraktował najgorzej na świecie, a jednak nadal się martwiła. I nienawidziła siebie za ten fakt. Że była tak głupia, by martwić się o kogoś, kto miał to gdzieś. Z zaciśniętymi ustami słuchała jego wyznań, by w końcu potrząsnąć głową.
- Nie, Marcus. Po prostu nie. - nie zrobiła ani jednego gestu, by go dotknąć, pogładzić po głowie w wyrazie pocieszenia, choć głupie poranione serce aż rwało się do tego. Ale czy to pierwszy raz? - Gdybyś powiedział mi to trzy miesiące temu, rzuciłabym Ci się ze szczęścia na szyję. Wybaczyła wszystko. Ale te miesiące stoją pomiędzy nami niczym bardzo wysoki mur, którego nie przebijesz. - powiedziała sucho, głosem grubym od emocji, od łez. - Nie wybaczę Ci. Nawet naszą znajomość zacząłeś od kłamstwa, co przypomniałeś mi ostatnią kartką, zmuszając do powrotu do tamtych dni i tamtych wydarzeń. - wytknęłam mu, siedząc sztywno i starając się nawet nie drgnąć. Nawet jej oddech był płytki, by nie ruszać za bardzo klatką piersiową, by znów nie dać się złamać słodkim słówkom, nie dać się omamić. Musiała trzymać się swoich postanowień, by znowu nie zatracić siebie w cudzych żądaniach.
- To prawda, nie popełnisz więcej tego błędu, bo nie dam Ci do niego okazji. Jak przez ostatnie 80 lat znowu próbujesz grać na moich uczuciach, wyciągając kartę "martwiłem się". I co z tego, Marcus? Ja też się martwiłam. I co? I chuj. Miałeś to w poważaniu. Ja miałam znosić Twój despotyzm, zakrawający wręcz na tyranię, ale dla Ciebie to było za dużo powiedzieć mi choć słowo na temat tego, co się wokół dzieje. - skrzyżowała ręce na piersiach, zamykając na chwilę oczy. Odrzuciła głowę do tyłu, biorąc głębokie wdechy, jeden po drugim, zanim mogła dodać coś więcej, dając mu tym samym szansę na wtrącenie czegokolwiek.
- Nie dane Ci było mieć szansy, blah blah. Nie rób ze mnie kretynki. Tyle jesteś mi winny. - powiedziała oschle. - Trzeba było powiedzieć, że wpadłeś na ślad jakiejś sekty. Trzeba było powiedzieć, że podejrzewasz przecieki. Trzeba było powiedzieć, a nie kłamać, że wszystko jest w najlepszym porządku i tylko "masz dużo pracy". A potem nie uciekać, jak cholerny tchórz, przed pytaniami, które chciałam Ci zadać. Kiedy jeszcze mi zależało. - opuściła głowę, by ponownie na niego spojrzeć. - Tahira nie uszanowała Twojej prywatności? Och jakże mi przykro. Ty robiłeś to nagminnie w stosunku do mnie. Ale mimo wszystko wpuściłeś ją. Mnie zamknąłeś drzwi na klucz przed nosem. Z nią rozmawiałeś - bez znaczenia o czym, to jej prywatna sprawa - mnie kazałeś słuchać miejskich plotek w tak istotnej sprawie jak sabotaż fabryki krwi. I Ty masz czelność mówić, że mi ufasz? Że komukolwiek ufasz? Nie, Horik. Kłamiesz jak z nut, tak samo jak kłamałeś w lutym. Ty oczekujesz tylko, że to my będziemy ufać Tobie, sam nie dając od siebie ani grama zaufania. I mam szczerą nadzieję, że reszta solidnie zmyje Ci głowę, o ile już tego nie zrobili. Bo szczerze wątpię, że z nimi jeszcze nie rozmawiałeś. - skwitowała z goryczą w głosie, do której miała pełne prawo, rzucona w kąt jak zabawka, która po takim czasie przestała spełniać oczekiwania. Przerabiała to już. Dawno temu, w Niemczech.
- Nie potrzebuję ochroniarza, Marcus. Nie potrzeba mi despoty i tyrana, który będzie chciał znać każdy mój krok, który obedrze mnie z prywatności, udając, że się martwi. Potrzebuję partnera. Kogoś, kto będzie traktował mnie jak równą sobie, kto będzie potrafił przyjść z problemem i wysłucha moich. Kogoś, kto będzie potrafił powiedzieć "potrzebuję pobyć sam" i uszanuje moją potrzebę pobycia w miejscu, o którym nie wie nikt inny. Ty nie jesteś takim kimś. Troska nie jest przestępstwem, stalking i owszem. Mogłam poprosić Maela, by Cię znalazł. Byłby w stanie to zrobić, zajęłoby mu to może dobę. Mogłam, ale tego nie zrobiłam, bo nie jestem Tobą. - wytknęła mu, wbijając w niego twardy, pełen bólu wzrok. Jej głos też się załamywał, ale trzymała się, siłą uporu i własnych postanowień. Nie podniosła jednak tematu swojego klanu i ich podróży. To nie miało już teraz znaczenia. Znaczenie miało co innego.
- Nie potrafię Ci uwierzyć, Horik. Nie potrafię nie zastanawiać się, ile jeszcze ukrywasz z istotnych rzeczy. Kiedy mówisz szczerze, a kiedy mnie okłamujesz. Nie jestem dla Ciebie równorzędną partnerką, nawet nie pozwoliłeś mi się nią stać. Zamiast pomagać mi uporać się z problemami, Ty wolisz rozwiązywać je za mnie. Miałeś tyle okazji, żeby ze mną porozmawiać, nawet we własnym domu, gdy chwilę tam mieszkałam. Ale po co, prawda? Jestem za głupia i za słaba w Twoich oczach, by uciągnąć ciężar ważnych spraw... - pokręciła głową, z rezygnacją słyszalną w głosie. Było w nim coś jeszcze, jakaś nienazwana gorycz i smutek, była też chęć po prostu wtulenia się w znajome ciało, znajome ciepło. Ale był też mur. Dystans. Coś, o czym nie dało się zapomnieć, czego nie dało się ominąć czy przeskoczyć.

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Marcus Wijsheid

Marcus Wijsheid
Liczba postów : 588
- O czym ty mówisz? Jakie kłamstwo? - spytał szczerze zaskoczony. Tę kwestię musiała mu wyjaśnić. Wypowiedziane pytania poprzedziło poderwanie się z miejsca i stanięcie naprzeciw kobiety. Słuchał jej wywodu, analizując bacznie każde wypowiedziane zdanie.
- Czy ty słyszysz samą siebie? - zapytał, a w głosie dało słyszeć się ból przemieszany z gniewem. - Jakim do cholery despotą i tyranem? Ainur! Do diabła ty umierałaś na moich cholernych oczach! - Wrzasnął, gdyż jej słowa cięły bardziej niż nie jeden sztylet. - Pilnowałem cię, chroniąc twojej tajemnicy, której tak panicznie bałaś się powiedzieć nawet najbliższym. Ty bałaś się powiedzieć wszystkim o swoim stanie, nie ja, ty bałaś się powiedzieć najbliższym, przez co przeszłaś nie ja! Ty przez 80 lat nie powiedziałaś mi o tym, że masz Syna, ukrywałaś to przed Elisabeth która zajmowała się nim, wierząc, że wychowuje dziecko twojej przyjaciółki. I ty masz czelność mówić mi o zaufaniu? - zaczął nerwowo krążyć po pokoju. - Naprawdę myślisz, że przemilczałbym przed wyjazdem wiedzę o sabotażu fabryki, gdybym wiedział, że był to sabotaż? Początkowo myślałem, że był to nieszczęśliwy wypadek. Do cholery pomyśl przez chwilę Ainur. - warknął, wskazując na nią palcem.

- Wyjechałem z zupełnie prywatnych powodów. Na ślady tej cholernej sekty trafiłem już po wyjeździe. Gdybym wiedział o tym wcześniej, do cholery myślisz, że bym milczał? - głos powoli mu łagodniał, jednak dalej było słychać w nich gniew. - Tak miałem sporo roboty, szykując wszystko do wyjazdu, by móc wyjechać nie zostawiając niczego na waszej głowie na 10 cholernych dni! Bo tyle miał trwać ten wyjazd. Bo tyle potrzebowałem, żeby zderzyć się z własną przeszłością, by zapanować nad własną głową, by zapanować nad tym... - zamilkł, na chwilę, by wziąć kilka głębszych wdechów. - By uporać się z własnymi lękami Ainur. By przestać się wreszcie bać, zrozumieć, że to, co się stało, nie było moją winą. Przestać wreszcie się obwiniać. Za śmieć żony, moich bliskich, i siostry. - spojrzał znów Kobiecie w oczy.

- Nie zabraniałem ci niczego, Przez całe 80 lat, nie zabraniałem ci niczego. Zbudowałem pierdolone fabryki, by zapewnić ci dostawy krwi, zbudowałem laboratorium, żeby można było w tajemnicy przed wszystkimi prowadzić nad tym wszystkim badania. Codziennie w tajemnicy przed wszystkimi dostarczałem ci krew. Byłem na każde twoje skinienie. KAŻDE! - ostatnie słowo wykrzyczał ze łzami w oczach. - I nie mów mi, proszę, że nikt mnie o to nie prosił, że ty mnie o to nie prosiłaś. Robiłem to dla ciebie... Bo cię kocham! - dłonie mężczyzny drżały od targających w nim emocji. Oczy powoli zyskiwały ten fioletowy poblask. - A ty śmiesz nazywać mnie tyranem? Bo miałem czelność pilnować cię, bo do cholery byłaś prawie jak człowiek? Wyjeżdżałaś do swojego bunkra czy przeszkadzałem ci w czymkolwiek? Nie, i pewnie nie wiedziałabyś nawet o tym, że wiem gdybym ci sam o tym nie powiedział. - warknął, po czym spojrzał na kobietę. - Problem tkwi w tym, że dobrze wiesz, że nie kłamie Ainur. Wyczuwasz takie rzeczy, wiemy o tym oboje. Wmawiasz mi kłamstwo, ale dobrze wiesz, że mówię ci prawdę. - słowa wypowiadał prawie szeptem, jednak wiedział, że słyszała każde wypowiadane słowo. - Mówię ci prawdę, dobrze o tym wiesz i nie mam niczego do ukrycia. - po tych słowach zdjął marynarkę i odchylił kołnierz koszuli. - Sprawdź sama.


_________________
"Gdy dusza opuszcza swą cielesną powłokę zauważasz, że śmierć i obsrane spodnie rzeczywiście idą w parze."
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Westchnęła, miękko i chociaż na chwilę na jej wargach pojawił się delikatny, rozbawiony uśmiech.
- Przecież nasza znajomość zaczęła się od tego, że udawałeś, że ni w ząb nie znasz kazachskiego. - przypomniała, choć nadal bardziej z rozbawieniem niż złością. To było nieszkodliwe, drobne, malutkie kłamstewko, do którego zresztą dosyć szybko się przyznał. W tamtym momencie w niczym to nie szkodziło, nikt nie rozmawiał przy mężczyźnie o niczym istotnym, a potem już wiedzieli, zresztą musieliby być niespełna rozumu, by w towarzystwie obcego rozmawiać o ważnych rzeczach.
Uśmiech wampirzycy jednak błyskawicznie znikł, zastąpiony najpierw zwyczajnym szokiem. Oczy kobiety otworzyły się szeroko, z zaskoczenia pomieszanego z lekkim oszołomieniem. Z lekko uchylonymi ustami słuchała wszystkich jego słów, przez chwilę jeszcze się łudząc, że sobie po prostu to wyobraża i mówią w dwóch różnych językach. Jednak nie. On mówił to poważnie. Szok został zastąpiony palącym gniewem, aż na policzkach pokazały się jej rumieńce. Gdyby wampirze oczy zmieniały kolor jak u wilkołaków, jej właśnie zwiastowałyby szybką utratę kontroli.
- Czy ja słyszę siebie?! - zerwała się z łóżka. - Raczej czy Ty słyszysz, co mówisz! - krzyknęła, robiąc krok w jego stronę, ale zachwiała się, zbyt osłabiona na takie popisy. - Ty masz czelność mieć do mnie wyrzuty, że komuś czegoś nie powiedziałam?! A niby do czego była Tobie informacja o moim synu?! Do czego była ta informacja Elisabeth?! - ryknęła, doprowadzona do ostateczności. W jednej chwili wszystko wróciło, te kolejne wyrzuty, kolejne braki zrozumienia, kolejne próby wciśnięcia w ramki cudzych oczekiwań i wyobrażeń.
- Ty i ona jesteście dokładnie tacy sami! Chcecie wszystko kontrolować, wszystko wiedzieć, chociaż nie jestem niczyją niewolnicą! Omawiacie mi grama prywatności, bo takie macie widzimisię! Wszystko mam Tobie mówić, gdzie, dokąd, z kim i w jaki sposób, a Ciebie nawet nie stać na to, żeby powiedzieć, że masz jakieś podejrzenia! - z oczu pociekły jej łzy, była roztrzęsiona, czuła się, jakby ziemia usunęła jej się spod stóp i może nawet tak było, gdy zwyczajnie ukryła twarz w dłoniach, w milczącym szlochu uzewnętrzniając wylewające się emocje, tłumione przez tyle czasu. To nie był dobry moment na rozmowy, tuż po obudzeniu o wiele trudniej było mieć kontrolę nad czymkolwiek, a zwłaszcza nad tym, co czuła, po tylu nieprzespanych nocach, bo do teraz nie zdążyła zrobić lekarstwa, po tym cholernym nagraniu, które według jej mózgu obejrzała zaledwie kilka godzin wcześniej. Tego było po prostu zbyt wiele, kolejne pretensje, że nie była taka, jaką ktoś sobie wymarzył. Oj jak bardzo chciała po prostu wyjść i trzasnąć drzwiami. Ale raz, że nie miała sił, a dwa... pewien ktoś był uprzejmy zamknąć te cholerne drzwi na klucz.
- Och tak, nie zabraniałeś! Ale mnie śledziłeś i pilnowałeś niczym dziecko, które nie jest w stanie wziąć odpowiedzialności za swoje czyny! Uważasz, że nie wiedziałam, w jakim jestem stanie?! Co mi wolno a czego nie?! Nie dałeś mi nigdy nawet szansy zdecydować, bo Ty wiedziałeś lepiej, bo Ty się martwiłeś! I nie, nie umierałam. Pogorszyło mi się DOPIERO w listopadzie. - powiedziała oschle, przez łzy, dopiero wtedy podnosząc wzrok i znów podejmując próbę wstania z łóżka. - Nie wiem, czy byś powiedział. Innym? Może tak, może nie. Mnie? Najprawdopodobniej nie. Nigdy, powtarzam NIGDY nie brałam od kogoś więcej, niż sama mogłabym dać, a już na pewno nie od Ciebie! Nigdy nawet nie chciałam Cię o nic prosić, bo wiedziałam, że mogę nie oddać przysługi! Nigdy nie śmiałam Ci powiedzieć, co czuję, bo nie miałam takiego prawa, żyjący trup z limitem czasowym! - z każdym słowem z jej oczu spływały nowe strumienie łez.
- Ty mnie kochałeś? Mnie? Najwyżej Selenę, którą sobie wyobraziłeś i która miała być taka, jak Ty chciałeś. - pokręciła głową i już chciała kazać mu wyjść, ale...
Wtedy właśnie odsłonił szyję. Wzrok wampirzycy natychmiast utkwił w pulsującej, soczystej tętnicy, wołającej, by zatopić w niej kły. Yue była... głodna. Chciała krwi. Żywej. Pysznej. Prosto z żyły. Proponowanie krwi głodnemu wampirowi w jej stanie, po obudzeniu z letargu, było głupią ideą. Nawet bardzo głupią. W ułamku sekundy znalazła się obok Marcusa i wbiła w niego kły, ale absolutnie nie tak jak robiła to zazwyczaj. Nawet nie starała się, by nie zabolało, gdy przebijała apetyczną skórę. Nie było w niej zwyczajowej delikatności, był jedynie Głód. Palący. Chcący zaspokojenia... Nie czytała wspomnień wilkołaka, nawet nie próbowała, w tej chwili składała się tylko z Głodu, zaspokajanego gorącą, odżywczą krwią prosto z tętnicy, którą nieopatrznie jej pokazał. Mruknęła usatysfakcjonowana, wypijając krew dużymi łykami, napełniając żołądek i sycąc Głód.

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Marcus Wijsheid

Marcus Wijsheid
Liczba postów : 588
Spojrzał na nią z niedowierzaniem. Nie sądził, że będzie wyciągać na wierzch taką bzdurę. Postanowił tego jednak nie komentować. Nie było sensu. I w zasadzie nie ją wtedy okłamał. Okłamał jej współpracownika, ona nie zwróciła się do niego po kazachsku ani nie pytała o język.
Reakcja Wampirzycy w najmniejszym stopniu go nie zaskoczyła.
- Nie wiem! Może właśnie dlatego, że zasługiwała na prawdę! A nie życie w kłamstwie. Okłamałaś ją, Ainur. W tym tkwi problem, okłamałaś kogoś, kogo nazywałaś przyjaciółką. Wyrzucasz mi, że nie powiedziałem ci o problemach w fabryce, a czy ty i ktokolwiek inny mówi głośno o problemach we własnych biznesach? Nie. Bo to twoje biznesy i dopóki nie dotarło do mnie, że zatruta krew to nie był jedynie wypadek, był to jedynie mój biznes. Mój problem, z którym jak wtedy sądziłem, poradziłem sobie. Nie było powodu, żeby mówić o tym wszem i wobec. - Z początku krzyknął, jednak wraz z wypowiadanymi kolejnymi słowami głos mu cichł.

- Naprawdę nie uważasz, że, zasługiwaliśmy na tę wiedzę? Chociażby o Jacku? Naprawdę nie sądzisz, że gdyby w jakiś pokrętny sposób wyszło to na jaw w inny sposób, ktoś nie wykorzystałby tego przeciw nam? Cholera Ci ludzie, którzy mnie porwali, wiedzieli o rzeczach, o których niewielu ma szansę wiedzieć. Nie wiem skąd! Nie wiem! A jednak wiedzieli. - stał nadal niewzruszony, jedynie o targających emocjach świadczyć mogły, drżące dłonie i pojedyncze fioletowe oko. Rany na ciele, zaczęły jak by szybciej się regenerować. Co wyraźnie świadczyło, że przyszedł do niej zaraz po powrocie do Paryża. - Nie, mylisz się. Nie chcemy wiedzieć wszystkiego, chcemy wiedzieć to, na co zasługujemy. Jednak jak widzę, nie znaczymy dla ciebie nic. Skoro tak istotna informacja jak twój syn, czy to, że krew Elisabeth przydała się do czegokolwiek to nie znaczące według ciebie informacje. Najwyraźniej nie znaczę dla ciebie nic skoro chęć zapewnienia ci bezpieczeństwa to dla ciebie nic. Tyrania, bo jak śmiemy czegokolwiek od ciebie żądać! Kim jestem, żeby drżeć nad twoim bezpieczeństwem, bojąc się każdego dnia czy jeszcze kiedykolwiek cię zobaczę. Po co rzuciłem wszystko i pojechałem do tego cholernego obozu, ryzykując własne cholerne życie! Po co głowiłem się jak uchować twoją tajemnicę przed wszystkimi, po co otwierałem klinikę, by badać twoją krew i znaleźć lekarstwo na twój stan. Po to, żeby usłyszeć, że jestem Tyranem? Robiłem to dla ciebie! Z miłości, nie oczekując NICZEGO w zamian! - kolejne słowa wylały się z krzykiem. - TAK! Bo dbałem o twoje bezpieczeństwo! Czy to tak ciężko zrozumieć? Bo nie chcę jeszcze i ciebie stracić! Czy to tak ciężko zrozumieć! - na kolejne jej słowa pokręcił jedynie głową zrezygnowany - Widzisz Ainur, Ja nie oczekiwałem od ciebie niczego więcej, ponad to byś była. Niczego ponad to bym mógł widzieć cię każdego cholernego dnia. Nie oczekiwałem od ciebie oddawania żadnych przysług. Chciałem jedynie, żebyś w końcu wyzdrowiała. - wywalił na ławe kolejne słowa. I mógł w końcu bez strachu, powiedzieć co czuje - pomyślał. Lecz słowa te utkwiły w jego głowie, gdyż w tym momencie Wampirzyca rzuciła się na niego.

Poczuł ból wbijanych kłów. Widział, w jaki sposób podeszła do niego, nie było w tym ni krztyny delikatności. Wtedy też zdał sobie sprawę, że szał przejął kontrolę. Odczekał chwilę, dając jej odrobinę własnej krwi, by zabić pierwszy głód. By po chwili silnie odsunąć kobietę od swojej szyi. Złapał ją za ręce, i mimo że był osłabiony, ona też, obrócił ją do siebie plecami. Oplótł ją szczelnie swoimi rękoma. Jedną dłoń zacisnął na jej szyi, na tyle silnie by ją unieruchomić, ale nie na tyle, by zrobić jej krzywdę. Pazury delikatnie skrobały skórę na szyi. - Uspokój się ukochana, opanuj żądzę. - szeptał jej wprost do ucha. Sam przywarł do niej silnie, by nie wypuścić jej, dopóki się nie opanuje. W głowie zaś pojawiła się bardzo niebezpieczna myśl. Myśl, z którą nie zamierzał się uzewnętrzniać.

_________________
"Gdy dusza opuszcza swą cielesną powłokę zauważasz, że śmierć i obsrane spodnie rzeczywiście idą w parze."
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Każde słowo Marcusa potwierdzało fakt, że nie rozumieli się ani trochę. Ani na jotę, jakby kuracja zaaplikowana przez Yeonga nagle zniszczyła całość porozumienia, jakie kiedykolwiek pomiędzy nimi istniało. Powiedziałaby, że tego nie rozumiała, ale… Cisnęły się na usta pewne słowa. Pewne pytanie, nawiązujące do tego, co mówił, a co przeżyła kiedyś, o czym wspominała czasem, gdy strach przejmował kontrolę i opowiadała o tamtym. I ta rzeczywista Ainur, ta, która w końcu wyszła z ramek cudzych oczekiwań i życzeń, chciała to nawet powiedzieć, wypomnieć, ale Głód w końcu wyrwał się na wolność.
 
Wyrwał się na wolność i chciał jedynie krwi. Znajomy smak posoki wypełnił jej usta, ciepły, odrobinę cierpki i niosący pełną siłę wieku wilkołaka… Głód zamruczał, rozdarty pomiędzy chęcią picia więcej, a chęcią delektowania się znanym smakiem. Ktoś jednak rozwiązał ten problem za niego, odrywając wampirzycę od szyi Marcusa. Warknęła na niego - drugi, może trzeci raz w życiu w taki właśnie sposób, jednak nigdy nie dorównywała mu siłą, a teraz i tak była dużo słabsza, niż zazwyczaj. Oczywistym więc było, że mimo swojej sytuacji i unieruchomienia zaczęła się szamotać, nieprzejęta pazurami na własnej szyi, a wciąż cienka po mumifikacji skóra łatwo pozwoliła się rozedrzeć wilczym pazurem. I dopiero ból i zapach własnej krwi otrzeźwił ją na tyle, by przestała się szamotać, spychając głód głęboko w głąb siebie.
- Wybacz. Nie zamierzałam Cię gryźć. – powiedziała sztywno, biorąc krótkie, płytkie oddechy, by znów nie nadziać się na pazury mężczyzny. Nie musiała już przejmować się ranami, ale nadal ból nie był niczym przyjemnym. Nie ruszała się, próbując się pozbierać na tyle, by znowu nie spróbować krwi wilka, ale nie mogła powstrzymać reakcji ciała, które nawet całkiem chętnie wlepiło się w drugie, cieplejsze. Brakowało jej tego, tej zwyczajnej bliskości, ale mur był zbyt gruby.
- Marcus? – spytała spokojnie, stojąc nadal plecami do wilkołaka. – W którym momencie ta rozmowa zaczęła dotyczyć relacji mojej i Elisabeth, a przestała tego, że byłeś uprzejmy potraktować mnie jak osobę, która nie zasługiwała na zwyczajne „muszę wyjechać i coś przemyśleć” z Twojej strony? – jej głos był bardzo spokojny, acz… pusty. Pozbawiony energii. Szamotanina sprawiła, że szpile z jej włosów upadły na podłogę, przez co biało-czarne pasma rozsypały się po jej ramionach i plecach. Zauważając ten fakt przykucnęła, by zebrać obydwa przedmioty, proste w wykonaniu i bez zbędnych ozdób, poza niewielkimi rzeźbieniami na końcach.

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Marcus Wijsheid

Marcus Wijsheid
Liczba postów : 588
Drżał za każdym razem gdy pazury raniły delikatną skórę kobiety. Jednak gdy ta uspokoiła się, odetchnął głęboko ze słyszalną w tym oddechu ulgą. Nie zdawał sobie sprawy, jak słaby jeszcze był. Dziękował bogom, że kobieta opanowała głód, zbyt długo nie byłby w stanie się jej opierać. Łzy powoli spływały po jego twarzy, również i z opuchniętego oka. Uścisk zelżał, jednak wbrew oczekiwaniom kobiety nie wypuścił jej ze swoich objęć. Jeszcze nie.
Pazury schowały się a dłonie, objęły ją ściśle. Gest ten był zupełnie inny niż przed chwilą. Obejmował ją z wyczuwalna w tym geście czułością. Ukrył twarz w jej włosach, początkowo uspokajając przyspieszony oddech. Ostrożnie zaciągał się jej zapachem, delektując się bliskością, do której tak bardzo tęsknił. - Wydaje mi się, że oboje powiedzieliśmy coś, czego tak naprawdę w głębi duszy nie myślimy. - zdawał sobie sprawę, że słowa, które padły mogły zranić kobietę, jej słowa również raniły niczym ostrza, którymi niedawno go katowano.

Łzy dalej spływały po policzkach, powoli wsiąkając w kobiece włosy, dodając ich woni charakterystycznego zapachu wilgotnych włosów. - Wybacz mi Ainur. - wykrztusił w końcu. - Wybacz, że cię zawiodłem. - dodał nieco głośniej, a w głosie słychać było stanowczość, jakiej dawno u niego nie słyszała. - Nie chciałem nigdy ciebie skrzywdzić. - uścisk ramion oplatających kobietę nieco przybrał na sile. - Ostatni rok przywołał demony przeszłości. Bałem się. Bałem się samego siebie. Najpierw atak na ciebie u Scaletti, atak na Thomasa. Morderstwa w Paryżu, Hanibal, i pogarszający się twój stan. Zacząłem popadać w paranoję Ainur. Każdego dnia... - zamilkł na chwilę, zbierając myśli. - Każdego dnia od trafienia w niewole, zastanawiam się, co mną kierowało, dlaczego postępowałem w taki sposób, a wierz mi, czasu w niewoli miałem dość na myślenie. - dodał. - Wybacz mi, naprawdę nie byłem sobą. Strach odebrał mi rozum, cień przeszłości, odebrał mi logikę. - cichy ton wybrzmiewał tuż za kobietą. po tych słowach dopiero powoli rozluźniał objęcie i cofnął się o krok. - Gdybym mógł cofnąć czas, postąpiłbym zupełnie inaczej. - Każde słowo padało w kazachskim. Wiedziała, że to co mówił nie było kłamstwem. Nie było w tym ani odrobiny ułudy. - Wybacz mi. - dodał, a ona mogła widzieć, że drży od tłumionych emocji, a może i lęku.

_________________
"Gdy dusza opuszcza swą cielesną powłokę zauważasz, że śmierć i obsrane spodnie rzeczywiście idą w parze."
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Sponsored content


Strona 1 z 2 1, 2  Next

Powrót do góry

- Similar topics

 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach