No, we shall not abandon the dream

2 posters

Go down

François Barnard

François Barnard
Liczba postów : 16
Uniósł spojrzenie; gwiazdy pływały w ciemnym bajorze nocy, wspomnienia blasku zaklęte na tafli nieba. Twarz nagle rozkroił uśmiech, bezmyślny, krzywy, rozpięty zrywem kaprysu; zanurzył dłonie w kieszeni szukając paczki papierosów schronionej w tkaninie płaszcza. Wetknął używkę w usta, powietrze podszyte chłodem nosiło swobodną rześkość.
Zaciągnął się, idąc dalej.
Czuł się nieswojo, od kiedy wyszedł na spacer, zupełnie jakby ktoś (czyżby?) zdołał go dzisiaj śledzić. Był brudny od różnych przeczuć, nie umiał ich zmyć, porzucić, pod skórą wzrastał niepokój gęsty jak kołtun chwastów. Za sobą usłyszał kroki, czy mogły jednak należeć do banalnego przechodnia? Zatrzymał się, stając w świetle jednej z ulicznych lamp. Dostrzegł kobietę, młodą oraz samotną; wypuścił obłoczek dymu. Spojrzenia się skrzyżowały.
- Zgubiłaś się? - rzucił nagle, ciekawy jej odpowiedzi. - Bogowie wiedzą, co może wypełznąć w nocy - szczury, które pełzały tłamsząc się wśród podziemi, ludzie, którzy pełzali tłamsząc się w codzienności. Człowiek; największy z grupy wszystkich wrogów człowieka, o ironio, nie musiał nawet poruszać nieludzkich kwestii, gdy na ulicach pięła się nieodmienna zgnilizna różnych rozbojów, kradzieży, wstrętna jak krater wrzodu, plująca odwieczną ropą. Wzrok nie opuścił twarzy, odważny i równie czujny.

Meredith A. Northwood

Meredith A. Northwood
Liczba postów : 5
Za czasów swojej ludzkiej ułomności, nienawidziła nocy. Gdy tylko świat spowija warstwa mroku, w jej ciele rodziło się nieznanego pochodzenia napięcie.Wpierw tylko kiełkowało, w czasie najwiekszej ciemności, rozpościerało swe gałęzie na ogromne obszary. A następnie przychodziły żniwa, gdy niebo zaczynało zmieniać swą barwę na blade odcienie fioletu, różu, by finalnie znów nastało słońce. Każdej doby przeżywała to samo. Wiedziała wszak, co może czekać na nią w ciemności. Wiedziała, że ludzie to najgorsze stworzenia, żądne krwi innych ludzi. W imię czego? Próbowała odpowiedzieć na to pytanie wielokrotnie, jednak zawsze bez skutku.
Teraz nie czuła tego samego niepokoju co przed laty. Wraz z jej śmiercią przyszło zrozumienie dla pewnym spraw, na które wcześniej nie miała wpływu. Teraz wiedziała, że prawdopodobieństwo spotkania kogoś gorszego od niej samej w mroku, było tak znikome, że praktycznie nie istniało. Spotykała na swojej drodze wielokrotnie dzieci nocy, jednak do tej pory żadne jeszcze nie wzbudziło w niej strachu.
Wracała do swojego domu. Obcasy delikatnie stukały o brok w rytm jej kroków. Niespiesznie, jakby miała setki lat do przeżycia, kroczyła przed siebie, nawet nie zwracając szczególnej uwagi na otoczenie. Raz po raz odrzucała kosmyk natrętnych włosów, które rozniecał wokół jej twarzy irytujący wiatr. Usłyszała za sobą słowa, które nakazały choć na chwile zatrzymać krok, by obrócić się w stronę mężczyzny.
Zaczepki w podobnym stylu były czymś normalnym. Meredith zdawała sobie sprawę ze swojej aparycji oraz tego, jakie potrafiła wywrzeć wrażenie na przechodniach.
- Proszę mi wierzyć, że doskonale wiem, dokąd zmierzam - odparła, przyglądając się mężczyźnie uważnie. Uśmiechnęła się nawet delikatnie, by ponownie odrzucić kosmyk długich włosów na swoje plecy. - Choć śmiem sądzić, że towarzystwo dżentelmena w takim miejscu, zawsze jest wskazane - dodała po chwili, wciąż uśmiechając się dokładnie w ten sam sposób. Był przystojny, więc dlaczego miałaby od razu skazać go na niebyt?

François Barnard

François Barnard
Liczba postów : 16
Znał dobrze zasoby różnic dzielących go od większości osób jego gatunku; miał ciepłą skórę, a kwartet wszystkich jam serca nie zwalniał, pulsując żywym i naturalnym rytmem. Nie nosił również zapachu, który z łatwością mógłby zostać wykryty przez bardziej wrażliwe nozdrza.
Uśmiechał się; nadal, lekko, podciągał kąciki ust. Nieznajoma, jeszcze w samym preludium wymiany zdań, zdawała się pewna siebie. Grał dalej.
- Skąd pewność, że właśnie nim jestem? - spojrzenie nieznacznie błysło. Ożywił się, zażartował, podrażnił, właśnie sprawdzając, czy nie wypłynie słabość. Chciał sprawdzić, czy zdoła wykryć w niej strach; być może go nie zobaczy?
- Miejmy nadzieję, że zna się pani na ludziach - ludziach, którzy niestety nie są tak silnie ludzcy. Spoważniał, nie chcąc już dłużej tańczyć wśród niepewności. Mógł udać się razem z nią; być osobą, którą przenigdy nie był, utrzymać największy sekret za krawędziami zębów.
- Możemy przejść się do innych, bardziej ruchliwych ulic. Tam udam się w swoją stronę - zaznaczył, nie chcąc wywrzeć wrażenia, że chciałby ją również śledzić. Był syty; nie miał ambicji jej na ten moment zaszkodzić.

Sponsored content


Powrót do góry

- Similar topics

 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach