Liczba postów : 1257
grudzień 2022
rezydencja Henrietty dr Rouvroy
Oficjalne imprezy nadnaturalnej society miały jeden dobry punkt - afterki u Henrietty, dyplomatki watahy Wijsheidów dedykowanej kontaktom z wampirami. Dla Tahiry - odpowiednikowi tej funkcji z wampirzego rodu Scaletta - były to momenty odprężenia i okazji do wyrzucenia z głowy obrazu zbalazowanej, wiecznie rozczarowanej nią miny Sahaka Darbinyan, wszechojca, jej stwórcy. Czuła na plecach jego wzrok, czuła wzrok jego życiowej partnerki, świdrujący i oceniający. Tu, pośród sierściuchów czuła się w końcu swobodnie. Z lubością delektująca się ludziną w każdej postaci, impulsywna w wyrażaniu pragnień i zachłanna wobec wszelkich rozkoszy, które ofiarował jej świat... Choć była tylko dodatkiem, wolnym elektronem krążącym wokół tej społeczności, wystarczało jej to do tego by nie myśleć.
Przyjaciółka zadbała o wszystko. Podziemia jej trzypoętrowej podmiejskiej rezydencji otoczonej hektarem gęstego lasu były przystosowane do wygodnej egzystencji Tahiry za dnia. Słoneczko pozostawało dla niej zabójcze, a częste noclegi (czy może raczej dniegi) zobowiązywały do zachowania jakiejś zapobiegawczości. Zwłaszcza jak ktoś częstował ją wilkołaczą krwią naszprycowaną psychodelikami. Wtedy lepiej, żeby nie było jej zbyt łatwo wyjść. Tym razem jednak padło na shishę. We wnętrzu stylizowanym na indyjski orientalizm, Tahira oblegała puffę i ćmiła wodną fajkę zapatrzona w hipnotyzującą mandalę na suficie. Pokój nie był wielki, podłoga pełna była walających się poduszek i materaców. Kobieta zgubiła już dawno buty, jej suknia balowa była podwinięta niemal pod biodra a rozsupłany gorset wyglądał na niej wręcz kuriozalnie źle. Długie loki opadały na oparcie mieniąc się złotym kurzem. Nie rozmawiała z pozostała ferajną zobojętniała na te kilka osób siedzących z nią i słuchających indyjskiego ambientu. Senność niestety nie chciała przyjść, napięcie trzymało się serca z bezwzględnością godną Scalettich.
_________________
rezydencja Henrietty dr Rouvroy
Oficjalne imprezy nadnaturalnej society miały jeden dobry punkt - afterki u Henrietty, dyplomatki watahy Wijsheidów dedykowanej kontaktom z wampirami. Dla Tahiry - odpowiednikowi tej funkcji z wampirzego rodu Scaletta - były to momenty odprężenia i okazji do wyrzucenia z głowy obrazu zbalazowanej, wiecznie rozczarowanej nią miny Sahaka Darbinyan, wszechojca, jej stwórcy. Czuła na plecach jego wzrok, czuła wzrok jego życiowej partnerki, świdrujący i oceniający. Tu, pośród sierściuchów czuła się w końcu swobodnie. Z lubością delektująca się ludziną w każdej postaci, impulsywna w wyrażaniu pragnień i zachłanna wobec wszelkich rozkoszy, które ofiarował jej świat... Choć była tylko dodatkiem, wolnym elektronem krążącym wokół tej społeczności, wystarczało jej to do tego by nie myśleć.
Przyjaciółka zadbała o wszystko. Podziemia jej trzypoętrowej podmiejskiej rezydencji otoczonej hektarem gęstego lasu były przystosowane do wygodnej egzystencji Tahiry za dnia. Słoneczko pozostawało dla niej zabójcze, a częste noclegi (czy może raczej dniegi) zobowiązywały do zachowania jakiejś zapobiegawczości. Zwłaszcza jak ktoś częstował ją wilkołaczą krwią naszprycowaną psychodelikami. Wtedy lepiej, żeby nie było jej zbyt łatwo wyjść. Tym razem jednak padło na shishę. We wnętrzu stylizowanym na indyjski orientalizm, Tahira oblegała puffę i ćmiła wodną fajkę zapatrzona w hipnotyzującą mandalę na suficie. Pokój nie był wielki, podłoga pełna była walających się poduszek i materaców. Kobieta zgubiła już dawno buty, jej suknia balowa była podwinięta niemal pod biodra a rozsupłany gorset wyglądał na niej wręcz kuriozalnie źle. Długie loki opadały na oparcie mieniąc się złotym kurzem. Nie rozmawiała z pozostała ferajną zobojętniała na te kilka osób siedzących z nią i słuchających indyjskiego ambientu. Senność niestety nie chciała przyjść, napięcie trzymało się serca z bezwzględnością godną Scalettich.
_________________
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!