Liczba postów : 1257
First topic message reminder :
Nie sądziła, że kiedykolwiek cokolwiek będzie w stanie oderwać ją od ziemi. Wielkie żelazne maszyny wzbudzały prymarny strach, w swych irracjonalnym założeniach, że coś tak ciężkiego mogło unosić się nad lądami i wodami świata. Zamknięcie w metalowej puszce też nie sprzyjało, brak drogi ucieczki paraliżował. Teraz jednak sytuacja była inna, a dwóch mężczyzn sprawiło że postanowiła zaśmiać się swojemu strachowi w twarz. Pierwszym z nich był tajemniczy radny Louis, z którym miała okazję rozmawiać ledwie dwa razy, ale były to spotkania intensywne, wysycone mistycyzmem i aurą potencjalnych tajemnic możliwych do odkrycia. Drugim zaś, znajdującym się niejako na drugim biegunie był Silvan, z którym luźne sploty wspólnej historii ostatnich stu lat zacieśniły się gwałtownie a każdy wspólnie spędzony dzień przydawał ich więzi kolejnej nici, czyniąc - w co Tahira głęboko wierzyła - ją nierozerwalną. Chłodny Dracula w przeciwieństwie do ciepłego podmuchu Wschodniego Wiatru, był gwarantem jej spokojności i bezpieczeństwa, był ozonową świeżością pozostawioną po gwałtownej, wyniszczającej burzy. Był też pomysłodawcą najskuteczniejszego środka uspokajającego dla wampirów i jedyną osobą której kobieta zaufałaby na tyle, by dać go sobie podać.
Do odlotu prywatnego jeta pozostał kwadrans, a początkowa pewność siebie i rezon stopiły się niczym lodowe figury w późnomarcowym słońcu. Warunki mieli bez mała luksusowe, cały pokład dla siebie, obsługę tylko na wezwanie, lodówkę pełną krwi przyjemne miękkie przestrzenie w których można było tak spokojnie porozmawiać, jak i bez skrępowania przy zaciemnionych oknach szukać intensywniejszych form przyjemnego spędzania czasu. Tahirze jednak nie wymyślne pozy na pokładzie samolotu były w głowie. Była cała napięta jak struna, nie umiała znaleźć sobie totalnie miejsca, spacerując po dość szerokim korytarzu między dwoma stoliczkami i ustawionymi przy nich fotelami.
- A co jeśli to nie zadziała? - pytanie które zadawała milion razy, chociaż tak naprawdę myślała "czy to ma w ogóle sens?". - Silvan nie chce zrobić Ci krzywdy, to był błąd może wysiądźmy póki jest czas, ja chyba nie dam rady… - myśli nakręcały się coraz bardziej, nerwowo wyginała palce w mokrych od zimnego potu dłoni. Ostatnio pierwszy i ostatni raz jak próbowała lecieć awionetką zabila wszystkich na pokładzie łącznie z pilotem, gdy ten tylko odpalił silnik. Ucieczka albo atak - nazwisko Darbinyan zobowiązywało do wyboru tego drugiego.
_________________
Nie sądziła, że kiedykolwiek cokolwiek będzie w stanie oderwać ją od ziemi. Wielkie żelazne maszyny wzbudzały prymarny strach, w swych irracjonalnym założeniach, że coś tak ciężkiego mogło unosić się nad lądami i wodami świata. Zamknięcie w metalowej puszce też nie sprzyjało, brak drogi ucieczki paraliżował. Teraz jednak sytuacja była inna, a dwóch mężczyzn sprawiło że postanowiła zaśmiać się swojemu strachowi w twarz. Pierwszym z nich był tajemniczy radny Louis, z którym miała okazję rozmawiać ledwie dwa razy, ale były to spotkania intensywne, wysycone mistycyzmem i aurą potencjalnych tajemnic możliwych do odkrycia. Drugim zaś, znajdującym się niejako na drugim biegunie był Silvan, z którym luźne sploty wspólnej historii ostatnich stu lat zacieśniły się gwałtownie a każdy wspólnie spędzony dzień przydawał ich więzi kolejnej nici, czyniąc - w co Tahira głęboko wierzyła - ją nierozerwalną. Chłodny Dracula w przeciwieństwie do ciepłego podmuchu Wschodniego Wiatru, był gwarantem jej spokojności i bezpieczeństwa, był ozonową świeżością pozostawioną po gwałtownej, wyniszczającej burzy. Był też pomysłodawcą najskuteczniejszego środka uspokajającego dla wampirów i jedyną osobą której kobieta zaufałaby na tyle, by dać go sobie podać.
Do odlotu prywatnego jeta pozostał kwadrans, a początkowa pewność siebie i rezon stopiły się niczym lodowe figury w późnomarcowym słońcu. Warunki mieli bez mała luksusowe, cały pokład dla siebie, obsługę tylko na wezwanie, lodówkę pełną krwi przyjemne miękkie przestrzenie w których można było tak spokojnie porozmawiać, jak i bez skrępowania przy zaciemnionych oknach szukać intensywniejszych form przyjemnego spędzania czasu. Tahirze jednak nie wymyślne pozy na pokładzie samolotu były w głowie. Była cała napięta jak struna, nie umiała znaleźć sobie totalnie miejsca, spacerując po dość szerokim korytarzu między dwoma stoliczkami i ustawionymi przy nich fotelami.
- A co jeśli to nie zadziała? - pytanie które zadawała milion razy, chociaż tak naprawdę myślała "czy to ma w ogóle sens?". - Silvan nie chce zrobić Ci krzywdy, to był błąd może wysiądźmy póki jest czas, ja chyba nie dam rady… - myśli nakręcały się coraz bardziej, nerwowo wyginała palce w mokrych od zimnego potu dłoni. Ostatnio pierwszy i ostatni raz jak próbowała lecieć awionetką zabila wszystkich na pokładzie łącznie z pilotem, gdy ten tylko odpalił silnik. Ucieczka albo atak - nazwisko Darbinyan zobowiązywało do wyboru tego drugiego.
_________________
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!