10 II 2023 - … jeszcze trochę soli

2 posters

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Valerie von Rosenthaler

Valerie von Rosenthaler
Liczba postów : 270
Valerie, córo ma zacna i wspaniała, świetle mojego księżyca , patronko rozpierdolu i ty, złe stworzenie, które zmuszasz mnie do wydatków na urodziny, święta i w dni powszednie… a nie, to chyba nie tak brzmiała ta wiadomość, przynajmniej na początku! Generalnie ta była bardzo enigmatyczna i jedyne co miało sens, to żeby ruszyła własny kuperek do miejsca pracy staruszka, czyli siedziby Rady. A na miejscu… ło panie! Przykro mi ale Radny Louis jest w trakcie spotkania i jeśli mogłabym zapro...
Val i grzeczne usadzenie kuperka w salonie albo innym pokoju dla gości? Bez żartów! Zaraz zaczęła panoszyć się po okolicy, tudzież ujmując to dyplomatyczniej, skierowała swoje kroki prosto do kuchni. Cóż mogła powiedzieć, zgłodniała, z tym że apetyt nie ukierunkował się na krew a bardziej ludzką rzecz.
Mięsko mielone, pomidory w puszce, marchewka, makaron, przyprawy… garnki też są… A było tego więcej do przyrządzenia spaghetti po bolońsku. Proste, smaczne, względnie szybkie do przygotowania! Czego chcieć więcej? Popitki, konkretnie… hmm… co oni tu mają w lodówce… Jest! Cola. Ta jednak umilała czas w którym sos był przygotowywany.
W międzyczasie słuchała puszczonej z komórki playlisty, nie w kolejności a odgórnie losowe nutki, i akurat gdy osobnik trzeci miał tutaj wejść załączyła się ta oto pioseneczka.
- Tato! Masz doskonałe wyczucie czasu! - odezwała się zaraz po odwróceniu w kierunku Louisa, jednocześnie trzymając łychę z sosiwem. Bulgocząca, gęsta mikstura była niemalże gotowa i jedyne czego mogła wymagać to ewentualnego doprawienia… i testera. Czort wie czy nie pomyliła soli z trutką na szczury. - Czyń honory...
… bo to za twój hajs się bawimy! A dawniej a dawniej to głowie rodziny przysługiwało pierwszeństwo w kosztowaniu frykasów. Bez presji, bo makaron był już przygotowany i czekał na zmieszanie zresztą. Największa zbrodnia to pozostawienie go „na sucho”.

@Louis
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
A kiedy to ją przywiało? Czy to w czasie trwania obrad? Na chwilę przed ich rozpoczęciem? A może przy samej końcówkę, skoro nikt nie patrzył na czyjeś rączki, co to skrupulatnie stukały w ekranik telefonu? Czas i miejsce akcji – nieistotne: liczył się sam fakt, a ten przemawiał wprost - swoją obecnością urocza Valerie oszczędziła Louisowi czasu, gdy ten akurat wychodząc z sali obrad Sejmowych, zajrzał do kuchni.
- Akuku? - a widoczki miał urocze, zaś zapachy jeszcze lepsze. Chociaż nadnaturalni preferowali inne typy pokarmów, rzadko kiedy odmawiali sobie przyjemności ze zjedzenia ludzkiego papu – przynajmniej w ocenie “per se”.
Wzgarda słynnym “spageri” nie wchodziła w grę, kasa poniekąd też - za tatusiowe baluj – nie, bo za Triadowe: ujęcie łychy z sosem stanowiło formalność dla degustacji smakowej.
- Mm... Całkiem smaczne – konkretny rodzaj pomidorów z puszki? - jak miewała mawiać Magda Gesler: a broń Cię ręka boska przed robieniem sosiwa na bazie gotowca ze słoika.
Dobre papu wymagało poświęcenia, jak również sypnięcia gotówką na przyzwoitej jakości składniki, którym po przejrzeniu toreb nikt nie miał prawa niczego zarzucić. Pochodziły bowiem z wysokiej, półki i to nie byle Lidla czy Biedronki. Sprowadzenie ich stanowiło momentami spore wyzwanie dla familiantów, szczególnie tych o bardziej wybrednych kubkach smakowych. Sam Louis nie śmiał oceniać, choć skoro już padł ofiarą testu, to niech uśmiech na twarzy wyrazi więcej niż tysiąc słów.
- Teraz Ty. - a skoro tak, to sru: jaki ojciec, taka córcia - niech nie boi się skosztować własnego wyrobu: jemu jeszcze nie zaszkodził. Potem łycha wylądowała z powrotem na blacie, natomiast on objął urocze dziecko, za którym najzwyczajniej w świecie się stęsknił
A że przy okazji cmoknął nosek – bajka to jak setki innych.
- Od dawna tu siedzisz? Nie odpowiadaj. Nie mów mi też, że coś nabroiłaś - wystarczy, że Egon podiwanił samochód. Słowo daję, lada moment przyda się szuflada zamiast półki na teczki. - zaśmiał się Louis, gdy już wypuścił “maleństwo” z objęć.
Na koniec westchnął teatralnie – no może i z domieszką ulgi po wyjściu z sali. Wyjątkowo miał dość obrad i spotkań w większym gronie – nie to co rozmowa face to face z latoroślą. Chwilowo wampir nie poruszał tematu rzeczonego awansu – zamiast tego wolał zacząć od czegoś luźniejszego.
- No to co tam u Ciebie? - tak więc rzucił najprostsze z pytań, podczas gdy “ciałem” począł szperać po szafeczkach.
Kafka? Herbatka? Kakao? Alkohol? Krew?

@Valerie von Rosenthaler

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Valerie von Rosenthaler

Valerie von Rosenthaler
Liczba postów : 270
Co niesistotne, CO NIEISTOTNE! Diabeł tkwił w szczegółach, takich jak mały druczek na odwrocie umowy! Przywiało ją dokładnie wtedy kiedy to miało nastąpić, tak samo jak tego starszego pana z Władców Pierścieni, wpierw szarego czarodzieja a potem przekozackiego maga bojowego, Gandalfa Białego! Trzeba było pilnować telefonu i nie dawać w niego klikać osobom trzecim? Co tam wyprawiała rada za zamkniętymi drzwiami, ta młódka wolała nie wiedzieć, jeszcze uległaby przez nich zgorszeniu.
- Koktajlowe, sprowadzone prosto z Italii, tak jak wam kilka lat temu radziłam - odparła z dumą, bo sama posłuchała pewnego typka, który teraz prowadzi kanał na yt o nazwie "Vincenzo's plate". W przypadku dań włoskich miała do niego zaufanie. 
Dobre papu wymagało jednego, zrobienia go od podstaw a nie kupienia fixa z knorra i uznania sprawy za zakończoną. Pomidory do tego akurat lepsze były z puszki, za to marchew, cebula i seler już świeże. Do tego wino, co prawda nie marnowała tego pseudo elitarnego, jednak najtańszym sikaczem też mięcha nie zalała. Co by nie przynudzać, dopiero przycięła na makaronie, tego już od postaw nie robiła, bo tutaj odezwał się leniuszek oraz niepewność ile tego czasu miała zanim tatusiek nie wyłoży kawy na ławę. Po coś ją przecież tutaj ściągnął. Swego wyrobu spróbowała i po wydaniu z siebie odgłosu "mmm" nie omieszkała skomentować.
- Gustoso - smaczne. - W kategorii dań domowych - dodała i od razu zabrała się za wymieszanie części sosu z makaronem oraz nałożenie dwóch porcyjek na talerz. Gdzieś w trakcie kiwnęła jeszcze głową Louisowi, by ten przygotował kieliszki, skoro już wino było otwarte. I najważniejsze, w końcu jest ODPOWIEDZIALNĄ córą, posypała dania parmezanem i dla ozdoby dorzuciła po dwa listki bazylii. Całość wylądowała na stole przeznaczonym do konsumpcji, bez żadnego telewizora czy innego radia. To ci dopiero oldschool!
- Jestem aniołem - odparła i wykonała gest przypominający poprawę aureoli. W przeciwieństwie do Egona miała swoje maszyny, a to że zakupione za podwędzone hajsy to już inna sprawa. Występki przedawnione = niczego nie nabroiła.
- Od czasu złapania tego Hannibalczyka? Nuda, ot zwykłe wycieczki i okazyjne danie po nosie jakiemuś smarkaczowi, względem własnego wieku. Wesołe życie Łowczyni, jednak ostatnio brakuje ekscytujących chwil - powiedziała, nawijając makaron na widelec i ciamkając radośnie spaghetti. - Lepiej mów czemu zaprosiłeś mnie akurat tutaj - upiła łyk wina i spojrzała prosto w paczałki tatusia.

@Louis
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
O zgorszenie Pannicy Val nikt obawiać się nie powinien, a już na pewno nie ona: naczelna królowa wszystkich perwersów. Przy jej majestacie chowali się Sauron, Gandalf Szary, Biały i masa innych postaci żywcem wyjętych z ich naturalnych światów. Możliwość spotkania z nimi byłaby całkiem ciekawa, nie uważasz? No a jeśli jeszcze doprawić to o wspólny obiadek: wujcio Gordon Ramsay klika lubi to – my jednak miłujemy Kuchnię Kwasiora.
- Czyli wino. - gwoli ścisłości, aby nie ciamciać i nie siedzieć o suchym pysku. Szanujmy się: życie w Paryżu zobowiązywało, a alkoholu spod pieczątki Pana Winko, który miejmy nadzieję, w końcu się pokoloruje, szczęśliwie nie brakowało.
Kiedy więc Valerie ślicznie nakładała papu na talerze, Louis sięgnął po rzeczoną napoczętą butelkę dobrego winiacza, a zaraz po niej po dwa świeżo umyte szklane kieliszki.
- A że demony to upadłe anioły. - odpowiadając przysłowiowym eyeroll – niech wzniesienie toastu po napełnieniu naczyń na cześć domowego jedzonka rozproszy chmurki nieczystości, które skrupulatnie podlewały rosnące różki i sztucznie osadzoną na nich aureolkę.
Co to, to nie my – u nas taka bajka stanowczo nie przejdzie.
SORI.
- Następnym razem zabiorę Cię ze sobą do Chin. Ominęła Cię huczna zabawa z prawdziwie krwistym zakończeniem. - jako że graczka chwilowo nie wie, jak zakończy się wyprawa, nie raczy wspomnieć o potencjalnej bliźnie, którą skośny załóżmy, że ukryje pod płachtą makijażu - przynajmniej na razie.
Póki co Louis jedynie westchnął teatralnie w szczerej żałobie zostawienia córki za sobą - a tak na serio: poza żartami cieszył się ze spotkania z nią, bo umówmy się, od czasu ich wspólnych świątecznych zakupów nie mieli zbyt wielu chwil takich jak te – spokojnych i zdatnych do przeprowadzenia zwykłej ludzkiej rozmowy, choćby i z namiastką interesów.
- A czy za wszystkim musi się kryć jakiś powód? Może zwyczajnie się stęskniłem albo chciałem pogadać. A może też, jak na “ojca” przystało, interesuje mnie to, co robisz, poza tym, co robisz zawsze. - paczałki jak buzia, zaśmiały się w idealnej synchronizacji dla dodania smaczku i szczypty komizmu. Nie samą pracą żył wampir – nie od razu też oboje musieli przejść do interesów. Na rozliczenie miała nadejść odpowiednia pora.

@Valerie von Rosenthaler

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Valerie von Rosenthaler

Valerie von Rosenthaler
Liczba postów : 270
Wielka szkoda, że Sauron i spółka nie byli perwersami i chcieli jedynie zapanować nad znanym sobie światem, lub temu zapobiec, jak to było w przypadku Gandalfa. Z drugiej strony, ponoć gdyby dać mu TEN pierścień… tsk tsk. I zaraz zaraz, ona jako królowa perwersji? Skoro oskarżasz to przedstawiaj dowody, jest domniemanie niewinności. Gordona z kolei, z szacunkiem dla jego dorobku, Niemka wolała odpuścić, no chyba że w planach jest posiłek na modłę angielską, czyli z absolutnym brakiem przypraw mimo iż swego czasu ci kontrolowali najważniejsze regiony świata z takowymi. Już lepiej wspomnianego Kwasiora dla czegoś z Polski lub Vincenzo dla włoskiego, fancy stuff lepiej zostawić dla snobów, niech srogo płacą za trutkę na szczury w sosie z „anszuła”.
- Gdybym upadła to miałabym, między innymi, krzywy nosek i braki w uzębieniu - odparła i pominęła pewien drobny detal, nie jest wilczycą więc regeneracja wszystko ładnie przywróci do stanu początkowego. Taki pchlarz za to będzie musiał doinwestować w sztuczną szczękę. Co najwyżej może odpuścić szorowanie zębów, próchnica mu nie straszna, za to sam będzie działać mocniej niż czosnek. - Mam lepsze kontrargumenty, tateł - dodała i pokazała mu język, co prawda krótszy niż u krowy ale te nie stają do konkursów więc…
- Brzmi jak opowieść w sam raz do obiadu, zaraz po tym jak na przystawkę weźmiemy sprawy ważniejsze - odparła i po jeszcze jednym ruchu widelczykiem odłożyła go, po czym ułożyła rączki w piramidkę, niczym pewien pan z japą batmana i zdolnością przemiany w nietoperka. Dokładnie ten któremu zameczek spalono!
- Nie chodzę po tym świecie od wczoraj. Jeśli chcesz kogoś pośrednio wkurzyć, nazwiesz go „jakimś urzędnikiem”, nawet jeśli jest premierem. W przypadku pertraktacji z „barbarzyńcami”, karzesz poselstwu na siebie czekać pół dnia, by wreszcie przyjąć ich w całym splendorze - element dyplomacji bizantyjskiej, tak na marginesie, całkiem ciekawa rzecz. W Chinach nie siedziała ale spodziewałaby się podobnych manewrów. - Z kolei ukochaną, pierworodną bo nie z gryzienia a zalewania „kartonika” mleczkiem i to nie kokosowym, córeczkę zaprosiłbyś do własnego domu lub wprosił do jej apartamentu. Siedziba Rady wskazuje na coś bardziej formalnego, niebędącego reprymendą, bo tym jeśli już to zajęłaby się Beatrice - dokończyła wywód i dopiero teraz upiła nieco wina z kielicha, dając tatkowi pole do odbicia piłeczki.

@Louis
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Valerie jak zawsze: nie zawiodła. Przebiegłym spojrzeniem wnet przedarła się przez wszystkie kotary tajemnic, dodatkowo zastawione piramidkami z butelek po sosach Tabasco. Wiedziałaś, że po ich zjedzeniu, piekły dwa razy? Podobny ton odbijał się echem od ścian budynku Rady.
Raz: Louis naprawdę chciał spędzić trochę czasu z córką, do czego nie potrzebował żadnych większych powodów prócz czystej chęci, bo wbrew myślom, które tłamsiły się w wampirzym mózgu dziewczyny, ojciec nie był aż takim chujem, aby ignorować jej życie, wzloty oraz upadki wraz z wyskokami na bok. Pewka: do idealnych się nie zaliczał - swoje za uszami miał, ale jednego nikt nigdy nie miał prawa mu zarzucić: apatii.
Poza tym dwa: może i faktycznie jedna mała sprawa ukrywała się pod makaronem na widelcu: niełatwa, choć na pewno dla wielu ekscytująca i niekiedy smaczna. I tutaj wbrew temu, co mogli myśleć i mówić inni, skośnemu nie przyszło łatwo postawiać na szali życie własnej latorośli. Ufał jej i wierzył w zdolności, niemniej w pewnym stopniu obawiał się następstw - brzemienia, które mogło spaść na jej barki.
Czy zdoła je udźwignąć? Czy da rade z nim żyć? A jeśli nie, to czy nie zawaha się mu o tym powiedzieć? Jeżeli Louis nie chciał czegoś widzieć w osobie Valerie, to tej niesławnej azjatyckiej tendencji do milczenia w wielu istotnych kwestiach na poczet myśli: twardym bądź a nie miękkim.
- A mogło być tak pięknie... Niech Ci będzie. - westchnął teatralnie Louis. Dopiwszy łyk winka na lepsze trawienie, odstawił kieliszek z powrotem na stół, po czym wbił poważne spojrzenie centralnie w twarz córy, poniekąd papugując ułożenie dłoni w piramidkę.
- Wiosenne wróbelki doniosły mi kilka newsów na temat Twoich poczynań - sukcesów na bojowym poletku, oddaniu podjętym sprawom i posłuszeństwu wobec zasad z przekreśleniem wszelkich kruczków wykroczeń, na które ewentualnie przymykamy oko. Znam Twoje ambicje Val, tak jak umiejętności - świeże jak mięso w spagetti: powiedziałbym nawet, że zachęcające do zaproponowania Ci posady, o której pewnie sporo słyszałaś. Mass Effect, mówi Ci to coś? Misje specjalne, działanie w absolutnym posłuszeństwie, dyskrecji i niekiedy przeciwko “swoim” w modłę wyższych idei – na rzecz tego mniejszego zła. Wystosowałem Twoją kandydaturę na stanowisko Ducha. - niech i tak się stanie: rzekło się słowo, nie zszedł wzrok, a mina pozostała niezmienna - poważna.
Nie było w tym ani odrobiny filozofii, ni drugiego dna, z których skośni raczyli słynąć. Wyjątkowo Louis rzucił przekaz wprost: czy z zachwytem czy bez – niech to jedno pozostanie w kwestii domysłu. Na pewno nie był to ani prosty ani miejscami przyjemny temat, w szczególności po wspomnieniu opcji działania przeciwko swoim. Widzisz skarbie – w takich momentach sympatia wobec jednostek szła do piachu – to ponoć nic osobistego jak raczył mawiać pewien kitajec, co to wyjątkowo nie brał udziału w podpaleniu zamku Batmana.

@Valerie von Rosenthaler

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Valerie von Rosenthaler

Valerie von Rosenthaler
Liczba postów : 270
Z Valerie dziwny mix, z jednej strony powinna być uśmiechnięta i fałszywa jak ten chinol, z drugiej miała tę germańską naturę i dlatego zamiast trzymać gębę na kłódkę, waliła do sedna z delikatnością głównej baterii Bismarcka. Nie czuła się skrępowana regułkami dyplomatycznymi, zwłaszcza że jej praca miała odmienne zabarwienie i o ile lubiła być głaskana po główce to tylko i wyłącznie na deser, a nie przystawkę przed poważniejszą rozmową. Hołdowała zasadzie, wpierw obowiązki, potem przyjemności, niezależnie od ich rodzaju i smaku.
Jedno mogła stwierdzić na bank, będzie trzymać japę na kłódkę i nie da po sobie poznać tego, że wewnętrznie się sypie. Świat miał konstrukcję prostą jak budowa cepa, nie wybaczał najmniejszych słabości i za dobro nagradzał chwyceniem za kudły i walnięciem ryjem o blat marmuru. Ponoć, jeśli już okazywać słabość, to można było wśród przyjaciół, z tym że wtedy życie weryfikuje czy są nimi na pewno i niejeden się na tym przejechał. Po co ryzykować? Zasłużenie na przydomek „wielki(ka)” miało swoje mroczne strony.
Jest tylko jeden sposób aby przekonać się, czy podoła i udźwignie brzemię odpowiedzialności, mianowicie wziąć je na swoje barki. Teoretyzować mogłaby wiele, rozpatrywać scenariusze i ich następstwa, mówić co by zrobiła i to że byłaby gotowa poświęcić każdą umiłowaną duszę dla wykonania zadania. Jak wielu zawahało się w krytycznym momencie, gdy faktycznie stanęło przed wyborem, miłość (druga połówka, dziecko itd.) czy służba?
- Ambicje piękna rzecz, ponoć należy się rozwijać i samodoskonalenie jest cnotą buddyzmu i neokonfucjanizmu? - bardziej spytała niż stwierdziła. Ze swojej strony bliżej jej do Nietzschego i jeśli miałaby powołać się na konkretny wers… Epic Rap Battles, mówi to panu coś? You need to take control of the life you’re given! They call me Ubermensch because i’m so driven. - Nikt nie chce być kasjerem, zbieraczem śmieci lub robić w januszexie za najniższą krajową do końca życia. W jednym przynajmniej możesz być spokojny, nie będę próbowała wygryźć cie z twej biurokratycznej posadki - odparła, jeszcze w lekko radośniejszym tonie, po czym zwilżyła gardło resztką wina z kieliszka. Jej aspiracje miały nieco inny kierunek.
- Znam tę referencję tak samo jak podstawowe założenia formacji, na tyle na ile się o niej słyszy, a raczej wnioskuje z milczenia źródeł. Pierz brudy rady, duś rebelię w zarodku, dbaj o balans sił między rasami i pilnuj aby żaden ród nie urósł za bardzo nad resztą, co by przywódcom nie przyszły do głowy różne nieciekawe z perspektywy maskarady pomysły. Poza tym podejmuj się najbardziej pojebanych zadań łowieckich, bądź czasem protektorem z syndromem Leonidasa spod bitwy pod Termopilami, zrób użytek z wężowatego języka… - nawet jeśli suchy tekst wydawał się żartobliwy, to jej głos taki nie był. Mówiła serio. - Najmniej chwalebne zadania i obowiązek trzymania gęby na kłódkę, przy jednoczesnej lepszej płacy i okazyjnie rozstawianiem grubych ryb po kątach, lub jak kto woli, składaniem ofert nie do odrzucenia - dopowiedziała i nalała wina do własnego szkiełka, przyglądając się przez chwilę płynowi.
- Ghost... Wrath Incarnate - iskierka błysnęła w jej oczkach, które zaraz spoczęły na Louisie. Wpakowanie się do Stalingradu i wyjście później niż wskazywałby na to rozsądek (a może poczucie obowiązku względem podkomendnych?), czyli przemykając się przez pierścień okrążenia, w połączeniu z marszem za dnia, był pewną wskazówką co do skłonności do przeciągania struny Valerie. - Przecież wiesz, że nie odmówię. Lubię wyzwania - tym zakończyła swój wywód, klarowną odpowiedzią.

@Louis
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Ambicja rzecz piękna - szczere to słowa: ładne i gorzkie jak przegniłe żarcie w japie. Jedna taka takową już przedłożyła i proszę - na świat przyszła chodząca puszka Panzer. Zabawne, bo Valerie dzieliła z nią sporo cech, przez co niekiedy w głowach osób trzecich i tej właściwej rodziło się pytanie: czy aby przypadkiem obie nie były ze sobą w jakimś stopniu spokrewnione? Genetyka to suka, a troll jeszcze większy - gdyby okazało się to prawdą, to “ojciec” raczej nie usiadłby ze zdziwienia. Numerek z jej matką to jedno - drugie zaś to, że pomimo kilku rozmów i tej konkretnej nocy oboje nie dzielili się wieloma detalami i tajemnicami własnych żyć. W taki czy inny sposób po odchowaniu latorośli każde poszło w swoją stronę, jedno młodej poświęcając dość uwagi, aby nigdy nie odczuła braku któregokolwiek z rodziców.
- A i owszem, lecz bywa zdradliwa. Nie daj się zwieść Valerie, bo nim się obejrzysz, a zajmiesz piedestał jej niewolnika. Zejście z niego nie zawsze będzie możliwe. - powaga wpełzła nie na jedną, lecz dwie twarze, gdzie to druga bacznie taksowała pierwszą, w czasie spokojnej przemowy, zwieńczonej ułożeniem dłoni w bardzo charakterystyczną piramidkę.
Spójrz, zauważ: jeden taki na nią już poleciał i oto co mu pozostało: nowiutka blizna na ryju w roli pamiątki z wakacji. Mało? W takim razie poruszmy kwestię bliźniaczej siostry z łona innej matki i krwi innego ojca: nie tylko rzekomo, ale i praktycznie zamkniętej pod kluczem własnego lochu: apatycznej, wyprutej z życia, trwającej w metaforycznym strachu przed nieznanym i wszystkim tym, co mogłoby zrodzić choćby iskrę przywiązania.
Utrata ludzi boli – spokrewnionych dzieci jeszcze bardziej, mimo to najmocniej po papie niemalże zawsze daje cios laczkiem pod postacią świadomości ryzyka i podjętej decyzji, od której i przez którą wszystko się zaczęło i skończyło.
- Bycie Duchem to nie tylko zaszczytne zajęcie pozycji. To moment, w którym definiuje Cię bezwzględne posłuszeństwo ponad ambicje – to ciężkie brzemię i nabór mnóstwa obowiązków. Rzeczone przywileje nie stanowią nagrody - są jedynie częściową rekompensatą za to, co może Cię czekać. Pewnie się powtórzę, ale niech stracę: typując Cię miałem na uwadze nie tylko Twoje zdolności, lecz przede wszystkim zdrowy rozsądek.  - nie chciałbym się mylić. - tego skośny już nie dodał, tak jakby przypadkiem gryząc się w język, co by nie powiedzieć zbyt wiele.
Spokojny, acz twardy ton na modłę żołnierskiej reprymendy – chuj z tym: ufał jej, doceniał ją i martwił się jak każdy normalny rodzic, który mniej lub bardziej wylewnie powinien kochać swoje latorośle. Ostatnie miesiące dały Azjacie mocno po dupie i niejako zmusiły do refleksji. Ich efekt malował się teraz – poza nim kropka postawiona gestem opuszczenia rąk na rzecz uniesienia kieliszka wina.
- Żadnego kolejnego Stalingradu – nie chcę, abyś dzieliła z nią podobną drogę, zrozumiano? - i teraz głów się kobieto, czy swoim “szorskim” ojcowskim tonem kitajec miał na myśli Marr czy mamusię, której również nigdy nie ujmował “ambicji”.

@Valerie von Rosenthaler

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Valerie von Rosenthaler

Valerie von Rosenthaler
Liczba postów : 270
Tateł, Tateł, Tateł... Pokiwała głową, wprawiając w ruch bialutką czuprynę i spojrzała na Louisa swymi heterochromicznymi oczętami, doszukując się na jego twarzy niewystępującej tam zmarszczki. W tym momencie miała mu do wytknięcia jedną rzecz, wchodzącą w skład trwającego od początków ludzkości konfliktu pokoleń, tam gdzie wiekowe doświadczenie styka się... z jego brakiem i próbą ukrócenia okazji do jego zdobycia.
- Pamiętaj, że pada to z ust, kolejno, dawnego Cesarza dla dawnej potęgi regionalnej i stojącego na szczycie hierarchii obydwu nadnaturalnych ras - wypowiedziała słowa, a następnie schowała swój drobniutki noseczek pomiędzy paluszki składające się na piramidkę. Opuściła też nieco głowę, od tego momentu zerkając na ojca niejako "spod byka", jednak zachowując neutralną barwę głosu. Niech staruszek nie traktuje jej wystąpienia jako jawnego przytyku, jedynie przypominała mu o paru faktach, których mógł może nie nie dostrzegać, co nie zdawać sobie sprawy z ich wagi. - Ode mnie, jako córki wysoko postawionego wampira, wymaga się wiele, nie mniej niż perfekcji. Każdy sukces otoczenie uznaje za naturalny, jak nie geny to trening, za to porażka jest zawsze wypominana podwójnie, "jak to zawiodła?". Presja otoczenia to jedno, to że chcę być przynajmniej równie dobra, i "zasłużona" co matka, to drugie. Nie mogę pozwolić sobie na przeciętność, w niej nie ma laurów na których mogłabym osiąść - wypowiedziała słowa, które mogły stanowić kompletnie zaprzeczenie tego, co ojciec próbował wbić jej do główki. Zmrużyła oczy, co mogło oznaczać jedno, tej lekcji nie pojmie, a już na pewno nie zaakceptuje jej jako prawdy, za co winę ponosił sam nauczyciel i jego portfolio. Niewolnictwo ambicji, której granicę los przesunął całkiem daleko, stała się w momencie narodzin i musiała rozgrywać tę życiową partię kartami jakie jej dano.
Łowcy i Protektorzy, to krwawy biznes, ryzykowny równie mocno co wojaczka. Widziała już wiele, masy wesołych chłopców obdarowujących rekruterów owacjami, śmiejących się w momencie składania podpisu, po parunastu miesiącach na froncie ponurych i nierzadko pozbawionych nadziei. Wielu z pamiątkowych fotografii, przed i po, musiano wykreślić, kolejni znajdowali się na nich oszpeceni lub bez kończyn, wszystko ku uciesze starych polityków i sztabowców. W tym ostatnim gronie też siedziała, mniejsza o kosmetykę, dla nich żołnierz to statystyka. Wiedziała o tym doskonale i zacisnęła mocniej paluszki, Louis nie musiał jej tego wypominać, choć nadal ta posada niejednemu uratowała życie i zwłaszcza obecnie pozwala na opłatę rachunków. Wojaczka miała wiele odcieni, nie tylko szarżując na okopaną zgraję z karabinem maszynowym, ale szkoląc i wyposażając takich byczków, doradzając oficerom w ich namiotach, zajmując się logistyką... Kiedy ogół to w końcu sobie uświadomi?
- Wojownik szuka okazji do bitki, i odbija się niczym piłeczka pingpongowa, od jednej do drugiej. Nie odpowiadam za tych, którzy ciągle wybierają te najbardziej ryzykowne, które w ostateczności nie przynoszą żadnego zysku, zamiast odpuścić i urządzić sobie sparing z podobnymi sobie, w przerwach od wykonywania własnych obowiązków - odpowiedziała po dłuższej chwili milczenia, czyli reprymendzie i wzmiance o Stalingradzie. Nie z braku języka w gębie ale żeby nie musieć powtarzać się dwa razy i dlatego piekła dwie pieczenie na jednym ogniu. - W swojej prywatnej pracy zarobkowej wydaję rozkazy i oczekuję ich wykonania, jednak nie posyłam ludzi na rzeź co kilka dni. Prawdę powiedziawszy rzadko kiedy otwieranie ognia do kogokolwiek jest bardziej opłacalne od zapewnienia sprzętu i przeszkolenia innych. Do roli Łowczyni, tak samo jak do Ducha, mam usposobienie żołnierskie. Rozkaz pada, wykonuję go, tyle. Jeśli obejdzie się bez pchania głowy w paszczę lwa to świetnie. Nie myl mej gotowości bojowej z ciągłym szukaniem guza, mam lepsze sposoby spędzania wolnego czasu. I tak, część z nich zapewnia przypływ adrenaliny, jednak nie jestem jedyną w rodzinie która lubi, dajmy na to, złamać kilka przepisów ruchu drogowego... - zakończyła swą prawie ze płomienną przemowę, która miała jedną charakterystyczną cechę, pod koniec brzmiała równie wesoło co przed podjęciem tego ciężkiego tematu. Odpuściła wcześniejszą "sanderową" postawę i spałaszowała nieco spaghetti, nie chcąc jeść zimnego makaronu. Zerkała przy tym na staruszka, spodziewając się odbicia piłeczki.
- Lepiej powiedz mi, co wydarzyło się w Chinach - palnęła znienacka, nim zdążyła przełknąć to co jeszcze przed chwilą znajdowało się na talerzyku. W efekcie ubocznym musiała otrzeć pyszczek po którym zaczął spływać sos. Znów spojrzała na Louisa błękitno brązowymi oczkami, szukając tam cienia czegoś... nielouisowatego. Sam przed chwilą mówił, "żadnego Stalingradu", czego obiecać mu nie mogła oraz sam musiał doskonale zdawać sobie sprawę z tego, że jako Duch w końcu wpadnie mimowolnie wpaść w jeszcze większe bagno. Teraz niech lepiej opowie o swoim...

@Louis
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Ojciec jak wielu: słowami może nie ogrzewał, lecz intencje miał szczere. Martwił się jak cholera - może nawet bał, że przez swoje ambicje wampirzyca zrobi o ten jeden krok za dużo. Nic nie brało się z powietrza – podobnych wyskoków Lu zaliczył w swoim życiu wiele. Rezultat? Niektóre wykonał w prawdziwie kaskaderskim stylu – inne niestety kończyły się bolesnym upadkiem. Chłodem spojrzenia, tonu i niejako postawy wcale nie próbował wywołać kłótni - wręcz przeciwnie. Chociaż robił to w mało przyjemny sposób, chciał przestrzec córkę, najlepiej jak potrafił. Czułe głaskanie po głowie mijało się z celem - pojawiało się szybko, lecz znikało jeszcze szybciej, podobnie jak jego zbyt ulotny efekt – w praktyce, nieskuteczny.
Przeto nim skośny odbił piłeczkę, ze spokojem wysłuchał długiego wywodu córy. Oczysk nie raczył spuścić ani na sekundę - ręce natomiast trzymał twardo: w większości czasu splecione na piramidkę/koszyczek. Tylko czasowe przerwy na poczet sięgnięcia po wino dawały świadectwo na prowadzenie rozmowy z istotą żywą. Gdyby nie to, mężczyzna swoim zastygnięciem w bezruchu przypominałby prawdziwą statuę. A jednak w swej statycznie dobranej postawie nie pozamykał wszystkich furtek – kilka z nich zostawił otwartych, by móc dalej toczyć trudny dialog z Val.
- Samą gorącą kąpielą tego nie osiągniesz. - zaczął, nieprzypadkowo dobierając słowa z puli tych lżejszych, co by uniknąć bezpośredniego stwierdzenia o bezmyślności, której jestestwo przywitał w ostatnich miesiącach zbyt wiele razy.
- Dawne tytuły nie mają dziś żadnej wartości Val, a ten, o którym wspominasz jedynie u połowy reprezentantów obu ras, wywołuje jakikolwiek posłuch. To, co teraz do Ciebie mówię, wcale nie pada z ust ani zmarłego Cesarza, ani tym bardziej Radnego. Przemawiam głosem ojca - może i postawą daleką od ideału, ale za to szczerze martwiącego się o swoją JEDYNĄ córkę z krwi i ciała. Jedno dziecko już straciłem, umiłowaną kobietę własnoręcznie odesłałem na tamten świat, brata niemalże spopieliłem. Wolałbym nie przechodzić przez to raz jeszcze. - akcentem kończącym pierwsze odbicie piłeczki słów wcale nie było zamknięcie ust, lecz oczu: wyjątkowo spuszczonych w dół, a dopiero po tym stopniowo przysłoniętych przez leniwie opadające powieki.
Aby było śmieszniej: całość zwieńczyło coś jeszcze, mianowicie lekko przyciszony ton w roli świadectwa ciężaru, który wraz z postępem rozmowy coraz śmielej otulał barki nieprzyjemnym balastem. Louis nie oczekiwał od Val zrozumienia lekcji - jedynie prosił, ba, oczekiwał odrobiny rozsądku od jej jestestwa dla asekuracji masywnego metalowego kotła z gorącą kipiącą ambicją na poczet jej przygaszenia, a co za tym szło, zachowania balansu pomiędzy tym, co osiągnąć chciała, a tym, co mogła na dany moment.
Nie od razu Rzym zbudowano, ale żeby nie wyjść na gołosłownego (większego) hipokrytę, skośny pogładził dłonią zaciśnięte piąstki Val.
- Gdybym mylił, nie zaproponowałbym Twojej kandydatury. Ufam Ci dostatecznie, aby wypuścić Cię na nieznane wody, jednocześnie się martwiąc z perspektywy zwykłego ojca, który nie może zrobić nic, jak tylko patrzeć na rozwinięcie skrzydeł dziecka z obawą, że to samo dziecko zbyt mocno weźmie sobie do serca rzekomy status pochodzenia. -  i tyle padło w kwestii puenty.
Po jej odejściu wampir odsunął dłoń, po czym uniósł, aby lekko dotknąć, a nawet ująć kobiecy podbródek, następnie odrobinę unieść, a potem pogładzić policzek oraz czuprynkę jasnych włosów. Przed przekroczeniem progu: jedz, bo wystygnie, posłał również latorośli ciepły uśmiech.
Jedno, to pozwolić jej odlecieć - inne, że i tak zamierzał mieć na nią oko.
- Zależy, co Cię interesuje. - a trzecie, to być przeklętym hipokrytą, który podobny Stalingrad urządził w Chinach, z czego nie do końca był TERAZ dumny, bo wtedy stety czy niestety, chcąc rozładować napięcie ostatnich “chwil”, bawił się wyśmienicie.  

@Valerie von Rosenthaler

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Valerie von Rosenthaler

Valerie von Rosenthaler
Liczba postów : 270
Córka jakich wiele. Swymi żydowskimi wręcz oczkami, szukającymi okazji do jakiejś formy zysku, będzie analizować otoczenie. Zręcznymi paluszkami, jak to cyganie i Vateusz, spróbuje coś uszczknąć z portfela niczego niespodziewającego się szaraczka. Zgodnie z porządkiem świata i realiami, będzie popełniać błędy przed którymi ją przestrzegano, być może męcząc się kiedyż z własnym wampirzym dzieciaczkiem. Jedyne co mogła spróbować zrobić to nie pakować się w tarapaty przewyższające jej skromne możliwości. Odrobina rozwagi, połączenia samokrytyki i zwiadu taktycznego. W międzyczasie łaszenie się do Louisa i mamci, kilka czułych gestów wymuszających głaskanie, oczka kota ze Shreka i napoczęcie rozmowy, nie gniewaj się ale...
... reaktor w Czarnobylu sam się wysadził, nie ponoszę winy za wadliwy przycisk bezpieczeństwa! Nie powie Valerie nigdy, grzesząc zazwyczaj w mniejszych sprawach.
Statua z kamerami porównywalnymi do osiedlowego monitoringu słuchała, druga poruszała ustami. Dwie istotki, jedna pochodząca z drugiej, tak różne i jednocześnie mające wiele wspólnych cech i gestów, praktykowanych od czasu do czasu. Młódka była świadoma ryzyka przesadnej ambicji, z którą nie walczyła. To nie miało sensu, zmarnowany czas na z góry wiadomą porażkę. Dlatego starała się ukierunkować ją na pragmatyczny tor, nie zjadać ciasta na raz i cierpieć z przesłodzenia i obżarstwa ale delektować. Blaszka serniczka to dużo, podzielona na siedem porcji już niekoniecznie, względnie akceptowalnie o ile po tygodniu nie zostałby przygotowany kolejny. Nazwałaby to kąpielą w ciepłej wodzie, niewymuszającej dziwnych ruchów ciała i desperackiego rzutu na kręciołek od temperatury.
- Dawne nie, jednak na swój sposób ewoluują. Dla Chin byłby to sekretarz generalny Komunistycznej Partii i przewodniczący ChRL. W takiej Polsce największą praktyczną władzę ma premier, w Niemczech kanclerz, dla organizacji EU przewodnicząca komisji. To nie są przeniesienia 1:1 ale występuje sporo analogii, z resztą polityków jako dworem który muszą utrzymać w ryzach żeby nie zostać podmienionymi na inną dynastię - te słowa traktowała niczym pewne uchwycenie paletki i przygotowanie do odbicia szybko nadlatującej piłeczki. Władza, niezależnie od ustroju, kierowała się zbliżonymi schematami, z równiejszymi pośród równych na szczycie. Jej aspiracje są proste, być w tym elitarnym gronie, jednocześnie nie wychylając się zanadto, co by nie utracić łepka podczas przycinania przez monarchę arystokratycznej konkurencji. W przełożeniu na wojsko chciałaby zostać kompetentnym generałem, tych zawsze było nie mniej niż kilkunastu. Podsumowując, mierzyła wysoko ale nie na same szczyty. - Połowa, Ojcze, to i tak najwięcej w znanej mi historii ras nadprzyrodzonych - odbiła piłeczkę. Z jej perspektywy nawet najmniejsze powiększenie tej proporcji to kolejne rekordy. W teorii mogłaby rzucić tekstem podobnym do, niczego nie mogę ci obiecać, zwłaszcza z uwagi na fakt kandydatury na ducha, jednak uznała to za zbędne z racji swej oczywistości.
- Z dziećmi już tak jest, są powodem do zmartwień i chcą przynajmniej osiągnąć tyle co rodzice, o ile nie pójść o krok dalej. O jedno się nie martw, pamiętam o różnicy wieku i ten tysiak to sporo czasu... - powiedziała i jednocześnie nastawiała się stosownie do ruchu dłoni papeła. Lubiła być głaskaną. To, czy i jeśli już to jak mruczała, pozostawi w tajemnicy. Na pewne tematy z ojcami nie rozmawia się choćby nie wiadomo co. - Wszystko. Co, kto, gdzie, jak, dlaczego. Przebieg i skutki - Kropka na końcu zdania jest bardzo wymowna. Louis mógł odgrywać rolę czułego ojca, jednak tutaj Valerie dopatrywała się paru grzeszków i próby ukrycia napięcia związanego z tematem. Nie jest Chinką ani filozofem, tym bardziej chińskim filozofem, więc interesują ją wyłącznie fakty.

@Louis
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
- Co było dawniej, dawnym pozostanie. Obecny tytuł jest niczym więcej, jak suchą formalnością na papierze, a i w przeszłości nie osiągnąłem aż tylu rzeczy, by próbować mi dorównać. Kilka nawet stanowi sporą ujmę całej tej glorii. Twoja mateczka w zdobywaniu orderów jest znacznie lepsza. - to ciekawe, z jaką prędkością oboje odbijali piłeczkę - raz, dwa, ciach i widelczyk do buzi, dzięki czemu nic się nie marnowało. Nawet ręka w czasie wymiany zdań nieustannie gładziła śliczne pukle, zaś uszy raczyły się odgłosami aprobaty, o które dopytywać nikt nie zamierzał.
- Szczęśliwie siwizna mi nie grozi. Póki robisz to, co sprawia Ci radość, zachowując przy tym namiastkę rozsądku, póty nie będę widział potrzeby zbytniej ingerencji. Jedynie nie idź w ślady Weia i nie pozostawiaj za sobą niedomówień, bo mogą bardzo szybko eskalować, zmieniając zwykły wypoczynek w prawdziwą rzeź. Wówczas nawet przejęcie części Triady nie zrekompensuje straconych nerwów za cały ten burdel. - a więc gdyby tak upiec dwie pieczenie na jednym ogniu: tym rozwiązaniem Louis nie tylko odbił kolejną piłeczkę - przede wszystkim przygotował podłoże na wstęp do prawdziwie krwistej opowieści o wypadzie do Chin, który sądząc po zwiększonym akcencie na pewne słowa, nie do końca wyglądał tak, jak powinien.
Swoje pięć grosików dorzucała blizna na papie oraz wywrót błękitnych ocząt na samo wspomnienie o powodzie całego tego zamieszania. Niestety sprawa była zbyt świeża, aby Louis zdołał ją przetrawić, a przy tym spuścić z tonu. Począwszy od szczerej troski o Val, po równie szczere słowa prosto z serca, aż po konkluzję, pod otoczką zmartwionego ojca, kitajec ukrywał prawdziwie wkurwionego Stwórcę, któremu przyszło zająć się sprzątaniem sporego syfu przez dwóch takich, co to nie potrafili się dogadać, przez co doszło do masakry, kilku mordów oraz...
Tego na suchy pysk zwyczajnie brać się nie dało, toteż i wolna ręka zaraz sięgnęła po kieliszek, przysunęła z impetem, po czym po brzegi wypełniła resztkami wina. Louis w mgnieniu oka opróżnił całą zawartość, a kiedy spojrzał na opróżnione wino, głośno westchnął.
- Powiedzmy, że Twój brat nabroił, narażając się pewnemu gangsterowi, który w akcie zemsty za ugodzoną dumę postanowił go porwać, co z kolei doprowadziło do całego ciągu wydarzeń przyczynowo skutkowych z udziałem moim, mojego człowieka i Sel. Trochę krwi, walki, porwanie żony, dziecka, negocjacje i takie tam... Bawiłabyś się tam przednio, o ile nie liczyć widoku zakołkowanej osoby w łapach wilkołaka. No więc, co mówiłaś o tych zmartwieniach? - monolog zakończony ironicznym pytaniem – tak, całe to wydarzenie budziło w Louisie mieszane uczucia.

@Valerie von Rosenthaler

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Valerie von Rosenthaler

Valerie von Rosenthaler
Liczba postów : 270
Tateł mówił, córa nawijała makaron z mięskiem na widelczyk i pochłaniała szybciutko kolejne kęsy nim nie przyjdzie jej znowu odbić piłeczki. Tak długo jak z potrawy unosił się dymek oraz jej bliskość od ust równała się poczuciu ciepła, było dobrze. W przeciwnym wypadku musieliby odgrzać całość na patelni lub, o zgrozo, w mikrofalówce. Wypluć te słowa, nie wypadało, toteż ukryła tę czynność pod postacią opróżnienia zawartości kieliszka i nalania kolejnej porcyjki wina.
- Zapominasz o tym, że te tytuły miały wartość w konkretnym przedziale czasowym. Obecnie używane też w końcu odejdą do lamusa - odparła przy jednoczesnym poruszaniu kieliszkiem i przyglądaniu się jego czerwonej zawartości, by następnie skierować wzrok na Louisa. Jeśli chcieć ująć to inaczej, nic nie trwało wiecznie. - Ordery których wartość jest bardziej sentymentalna aniżeli w przeliczeniu na waluty, choć nadal więcej niż niektóre u ludzi z racji zastosowanych drogich kruszców. To również krążyło ci gdzieś po głowie? - spytała i uśmiechnęła się delikatnie, jednak z szelmowskim zabarwieniem. Medale i wynikający z nich prestiż również miały datę przydatności i w zależności jak powieją wiatry historii, mogły przejść w coś wstydliwego z perspektywy większości. Przykład? Medal Bohatera Związku Radzieckiego, w perspektywie nie-rosjan.
Następnie zamilkła i uważnie obserwowała staruszka, słowa to jedno, mowa ciała to drugie a walnięcie całego kielona na dalszą część wypowiedzi to coś nazbyt wymownego. To tak jakby rzucić tekstem do wkurwionego i robiącego rozpierdol w swoim pokoju Kylo Rena, czuję twój gniew mistrzu. Ślepy i głuchy starzec po lobotomii również by to wyczuł!
- Naturalna kolej rzeczy, jednak tutaj wymagająca czegoś więcej niż szlabanu na komputer i cukierki. Może nadzór kuratora, czyli wrzucenie siłą do rodu, żeby nie biegał bezpańsko, bo jak widać to kiepsko może się skończyć? Podałeś mi skróconą wersję więc większych detali ci nie rozpiszę. Jakie konkretnie niedomówienia do tego doprowadziły? Mów tak jak do obcej osoby która nie zna podmiotu, tak będzie prościej - wyciągnęła częściową konkluzję związaną z przynależnością gdziekolwiek. W kupie siła, bez rodowych łatwiej wyłapać jednego po drugim i wybić. W przeciwieństwie do niektórych, Valerie znała historie i praktyczne przypadki które ją potwierdzały. To między innymi dlatego jej ścieżki przeplatały się z Van der Eretein, pod których podlegała jej rodzinka od strony mateczki, działająca w Berlinie. Nie odgrywała archetypu samotnej wilczycy z prostego powodu, brzmiało fajnie lecz straty przewyższały zyski. Samego Weia znała bardzo słabo i niby łączyły ich więzy pokrewieństwa, jednak było to na zasadzie „ponoć mam jakiegoś kuzyna w Australii”.
- I wiesz, że zawsze mogłeś zadzwonić. Ponoć dodatkowy karabin wyborowy lub rusznica przeciwpancerna nigdy nie szkodziły… - dodała nim nie zabrała się za wyjedzenie reszty makaronu z talerzyka. Ciekawostka, to jak teraz wyglądała porcyjka idealnie odzwierciedlała długowiecznego, który przyjął na klatę cały magazynek wspomnianej, drugiej broni. Niewiele z takiego pana zostawało. Nawet wilkołaki miały powody do obaw w starciu z tym ustrojstwem. Mówiła z doświadczenia.
Jednocześnie czyżby w jej głosie była pewna nutka zarzutu? Valerie miała po swojej stronie atut, siłę ognia wynikającą z posiadania kompanii najemniczej, w tym garstki mogącej zostać policzonych na palcach jednej ręki, która wiedziała o ich rasach, czyli familiantach. Doborowy oddział do specjalnych robótek. Ojciec z kolei pozostawiał tyle niedomówień, dopiero teraz temat wypłynął, oraz nierozsądnie nie chwycił się opcji mogącej potencjalnie ułatwić mu wyciąganie synalka z opresji…

@Louis
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Umówmy się, rozmowa nie wadziła konsumpcji cieplutkiego domowego “spageri”. I w czasie monologu Louis nie zapominał o nawijaniu porcji na widelczyk, aż talerz nie zrobił się pusty. Smutna to była chwila, lecz równie przyjemna świadomość pełnego brzuszka, który w zadowoleniu mógł przetrawić smaczne papu. Gorzej mieniła się reakcja na słowa - nie tyle pierwsze, ile kolejne, przez które ucierpiał odrobinę bogu ducha winny kieliszek.
- Tu mnie masz. - przed tym jednak Azjata poczuł się w obowiązku przytaknięcia, gdyż tutaj córa miała rację. Nic nie trwało wiecznie, błąd: raczej większość. Umierała wartość i znaczenie tytułów - zdychali również królowie, niemniej pamięć o nich i ich czynach przechodziła dalej, jako i opowieści z czasem przemianowane na legendy - te faktycznie trwały wiecznie.
Różniło się natomiast jedynie to, jak ów historie wspominali Ci opowiadający o nich wraz ze słuchającymi.
- Gorzej, gdy jednostka współwinna nie jest skora do współpracy. Przez całe swoje dotychczasowe życie Wei nigdy nie rozważył opcji dołączenia, czemu zatem miałby zrobić to teraz? Przez pierwsze zderzenie z Triadą i przykre wspomnienia dobrowolnie odciął się od świata nadnaturalnego. W konsekwencji miewam niekiedy wrażenie, że pomimo tylu przeżytych lat wciąż zachowuje się jak pisklę, które wymaga nieustannej opieki rodzica. Nie omieszkam wyciągnąć konsekwencji, jednak obawiam się, że siła w tym wypadku na niewiele się zda. - temat był to ciężki, a świadczyło o tym wyraźne westchnięcie wraz ze spuszczeniem oczu z Val, a umiejscowienie ich na tamtym nieszczęsnym pustym kieliszku.
To w nim również kitajec przyjrzał się świeżutkiej bliźnie, dowodzie całego zajścia i bałaganu, którego sprzątanie zajmie nieco więcej czasu niż przysłowiowy kwadrans.
- Wyobraź sobie jednostkę, która wchodzi do Triady, aby przetrwać, doświadcza tam wszystkich wzlotów i upadków, a także krzywd psychicznych oraz cielesnych: ucieka, ogarnia się i powoli staje na nogi. Potem przeszłość wraca, ojciec zmarłego truciciela, który stał za pierwszą krzywdą Weia ponownie składa mu propozycję przyłączenia się, zupełnie nieprzejęty stratą syna, Wei odmawia, szef się wkurwia, Wei zaczyna pyskować, a dalej można się domyślić - rodzi się konflikt, rozciąga w czasie przez x lat, aż w końcu eskaluje, gdy na chwilę spuszczasz gardę. Niedomówienie: niedogadanie się, brak szacunku, ogłady, upartość, zawziętość, a przede wszystkim brak fundamentalnej obrony i ignorancja. - każde słowo, wdech i kolejne zdanie nasilały porcje irytacji. Ich ilość na spokojnie wypełniłaby oba talerze do spagetti, a nawet garnek, w którym wciąż bulgotało jedzonko
- I zadzwoniłem, po Selenę oraz jednego ze swoich ludzi. Wszyscy poszliśmy na to “spotkanie” przygotowani. Niestety nie obyło się bez sieczki i narażenia na krzywdę dziecka, które niestety robiło za tarczę. - zazwyczaj Jun nie miał problemów z rozmową, czy wspomnieniem walk - na wieść jednak o dziecku, jego głos nieco ucichł: tak, nie był z tego dumny, nawet jeśli było to koniecznością do dopięcia guziczka negocjacji. Pewnie dlatego gniew na Zhihao oraz Weia przybierał na sile.
- Powinienem oddać go pod restrykcyjne szkolenie pod Twoim okiem, bo ja zawiodłem. - rzucił, pogrążony w rozmyślaniu o konsekwencjach, bo czy tego chciał, czy nie, musiał je wyciągnąć. 

@Valerie von Rosenthaler

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Valerie von Rosenthaler

Valerie von Rosenthaler
Liczba postów : 270
Valerie zaśmiała się lekko, jednak barwa głosu ani towarzysząca temu mowa ciała wcale nie wskazywała na typowe rozbawienie. Bliżej temu do politowania. Resztę pierwszej części wypowiedzi odnośnie Weia uwieńczyła cichym westchnięciem i popukaniem paluszkami o blat stołu, po wcześniejszym odłożeniu widelczyka na pusty talerzyk. Temat zaiste ciężki, jednak z racji niebycia w niego zaangażowaną, miała relatywnie świeże podejście, pozbawione tzw. biasu. Przyjemne w odbiorze nie będzie, dla obiektu plotek na pewno, ojcu zapewne też niespecjalnie.
- Skoro zachowuje się jak pisklę, tak go potraktuj. Dzieci i ryby głosu nie mają. Jeśli nie po dobroci, czyli rozkazem, to siłą zaciągnij go to zorganizowanej szajki - odparła i swe słowa uwieńczyła iście uroczymi gestami przypominającymi zakładanie obroży z bardzo krótką smyczą. Wielce nieuprzejme jednak bezstresowe wychowanie to kiepski wynalazek. Jej ukochana mateczka, choć ekscentryczna i kochana jednocześnie, wiedziała że czasem trzeba walnąć pięścią w stół lub narwany, gówniarski czerep. Efekt? Valerie aż tak rozbrykana, chyba, nie była. Kwestia balansu. - Z perspektywy czasu wygląda na postawienie na niewłaściwego, pamiętliwego i chciwego konia. Nie dziwię się, dlaczego to zakończyło się na uśpieniu skurwiela - ciekawość została zaspokojona i nie widziała potrzeby we wnikanie w detale np. co skrywało się pod krzywdami psychicznymi i cielesnymi. Wystarczą jej własne idee, które mogły zostać zastosowane. Oby tylko w Triadzie, tym konkretnym „oddziale”, nie znalazł się kolejny lubiący wyciągać brudy. Podobny event skończy się dna nich jeszcze tragiczniej, tak to wróżyła.
Kwestii syna jako żywej tarczy nie skomentowała, nie było jej tam oraz scenariusze walki z udziałem zakładnika to grząski temat. Może dałoby się to rozegrać lepiej, może alternatywy były tylko gorsze, drobiazg niemający w rozmowie znaczenia.
- Kiepski pomysł, między pełnieniem funkcji Łowczyni oraz Ducha będę miała pełne ręce roboty. W przypadku tego drugiego, gdyby miało nie wypalić, to przynajmniej w najbliższym czasie nadal odpada - odmówiła, nie chcąc brać na siebie kolejnego obowiązku, czwartego. Trzeci, niewspomniany, był jej zwyczajną pracą zawodową zwykle niezwiązaną ze światem długowiecznych, jednak i tu czasem użycie własnych zasobów, siły ognia, uchodziło za konieczne. Niby drobiazg na który powinien być opcjonalny, jednak nie do końca. - Powinieneś oddać go pod opiekę innego rodu, pod skrzydła osoby której nie zna. Wyjście do obcych dobrze mu zrobi. Podstawy własnej rasy zna, więc równie dobrze może to być wataha wilkołaków. Tak długo jak jego nowy przełożony będzie w stanie wymusić posłuszeństwo i zlewać wszelkie fochy. Pruska dyscyplina - uzupełniła swój wcześniejszy wywód o zorganizowanej szajce. We wcześniejszych wiekach, zwłaszcza starożytności i średniowieczu, oddawano dzieci i krewnych pod skrzydła innego lorda, zaufanemu lub na zasadzie wymiany. W tłumaczeniu na polski byłby to „pupil” w kontekście wychowanka, z angielskiego „ward” jeśli chcieć powęszyć w tym temacie. Inne porównanie, gdy rzemieślnik oddawał na naukę syna innemu koledze po fachu, eliminując tym samym czynnik pobłażliwości pociesze. Podejście niby archaiczne lecz mające sens.
- Podpytałabym Marcusa, może miałby czas i chęci na takie zabawy lub zna wilkołaka odpowiedniego do przełamywania foszków tych z pokolenia płatków śniegu. Wątpię, że w obecnym składzie Ereteinów znalazłby się tutor dla takich przypadków, a Beatrice jest po prostu za miękka - podzieliła się spostrzeżeniem i oparła prawym ramieniem o krzesło. True Alfa wydawał się w teorii najlepszą osobą do wpajania dyscypliny i zdrowego rozsądku dla kogoś o jaźni pisklaka. Przecież wilkołaki opierały hierarchię przede wszystkim o siłę, więc powinny móc wymusić posłuszeństwo metodą mającą ponad tysiąc lat tradycji.

@Louis
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Sponsored content


Strona 1 z 2 1, 2  Next

Powrót do góry

- Similar topics

 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach