03 III 2023 - That's a damn good question - WTF?

2 posters

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Go down

Elisabeth Riche

Elisabeth Riche
Liczba postów : 635
First topic message reminder :

To, co działo się w ostatnim czasie zakrawało o czyste przegięcie. Marcus zamknął się w biurze nie przyjmując nawet familiantów, choć tu mniej więcej wiedziała dlaczego. A przynajmniej gdzieś tam łączyła już sobie kropki. Na razie się tym aż tak nie przejmowała. Fabryka funkcjonowała, jego stado tak samo. Oczywiście i tak miała zamiar mieć oko na papiery, aby na pewno wszystko się zgadzało. Mimo wszystko dodało jej to pracy. No ale, że jeszcze Selena wyjechała? No ok, chciała sobie powspominać, ok, nie ma problemu. Wampirzyca stanowczo jednak nie miała zamiaru wydzwaniać do niej każdą pierdołą, skoro mogła sama coś ogarnąć bez zawracania cudzego tyłka. Zwłaszcza, że skracała w ten sposób czas decyzyjny w pewnych kwestiach. To mimo wszystko też dodało jej dodatkowej pracy, bo wpierw dzwoniono wtedy do niej, bądź przynoszono jej dodatkowe dokumenty. Gabinet Lisicy był więc oblegany przed dokumentację, która ułożona była nie tylko na jej biurku, ale i ławie po środku pomieszczenia. najgorsze w tym wszystkim, że zbiegło się to ze sprzedażą paru nieruchomości i podpisywaniem pewnych umów. Nazbierało się tego. Oh, nie zapomnijmy o tym, że skarbówka przyczepiła się do czegoś w jednej z firm i teraz musiała to wyjaśniać i wykazywać co trzeba, aby wytłumaczyć im pochodzenie pewnych środków pieniędzy - te na szczęście akurat były w pełni legalne, więc kwestią było wynalezienie odpowiedniej dokumentacji. Co mogła, to przekazała familiantom, jednak ze skarbówką wolała zawalczyć osobiście, aby mieć 100% pewność, że się od niej odczepią.
Siedziała teraz na jednej z sof przeglądając dokumentację. Wszystkie ekrany miała wyłączone, aby hałasy jej nie przeszkadzały. Leciała tylko cicha muzyka filmowa, która ostatnimi czasy przypadła jej do gustu. Wampirzyca ubrana była niezwykle swobodnie jak na nią. Raczej jej tak nie widywano, ale miała na sobie szary, obcisły podkoszulek i czarne leginsy. Na sofie siedziała w tak zwanej pozycji "po turecku", a ława była dość mocno przysunięta. Blond loki swobodnie opadały ukrywając jej zmęczoną twarzyczkę za złotą kurtyną. Czy narzekała komukolwiek na swoją aktualną sytuację? Nie. Nie byłą tego typu osobą. Nie takie rzeczy przetrwała. Choć jedno było pewne, wewnętrznie czuła się odstawiona na bok. Co jakiś czas uderzały w nią przemyślenia, przez co czuła się wewnętrznym wrakiem. Natłok pracy nieco pomógł jej ukierunkować myśli, ale wiedziała, że jeśli przestanie chociaż na chwilę zajmować się swoimi zadaniami, to wszystko wróci niczym grom z jasnego nieba, a na to nie miała  ani czasu, ani ochoty. Nie teraz.

@Louis
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Krótkie “mm” znów padło po słowach Elisabeth. Louis naturalnie wyczuł nutkę złości od niej, na co pokornie pochylił głowę. Nie chciał jej rozgniewać, choć z uwagi na odmienne wychowanie, pominąwszy kwestię wpojonych reguł, nie mógł do końca zgodzić się z jej zdaniem. Oczywiście szanował podejście Ragnara – jego zaciekłość w walkach, prowadzenie rodu, niemniej, no właśnie, bo na wzgląd różnic kulturowych, nie do końca rozumiał, jakim prawem zwał się “pełnoprawnym” mężczyzną, skoro ponad wszystkie dotychczasowe chwalebne osiągnięcia, nie potrafił uszanować kobiety, która podarowała mu rodzinę - być jej podporą, wsparciem i siłą.
To też nie tak, że za wszystko go winił, nie – raz: po wzięciu oddechu starał się na to spojrzeć z szerszej perspektywy, znacząco ponad wizję nieśmiertelnej, która chcąc i nie chcąc, nie mogła pełnić funkcji obiektywnego obserwatora z powodu traum, jakie pozostawiła na niej przeżyta przeszłość i być może instynktownej obrony byłego partnera. Jak na złość nic nie brało się z powietrza, a zdaje się, że i jemu ktoś kiedyś wypalił podobne poglądy, które ze smutkiem odbiły się nieprzyjemnym pokłosiem od Elisabeth.
Cóż... Świat nigdy nie był i nie będzie idealny. Wiedział to on, Elisabeth i Marr, jedna z kolejnych poszkodowanych po odbiciu się od pancernej ściany głęboko zakorzenionych “ówczesnych wierzeń i norm społecznych”.
Móc a chcieć - no właśnie: Lisica mogła próbować się odsunąć, niemniej musiała liczyć się z tym, że każda akcja wywoływała reakcję. Kiedy więc nieznacznie drgnęło drobne ciało - ba, gdy spróbowała na powrót schować się w bezpiecznej skorupie poprzez oddalenie, wtem chwytem ręki Louis zamierzał pokrzyżować jej plany. Zamiast wypuszczenia, chciał na powrót przyciągnąć ją do siebie, a następnie zatrzasnąć sidła ramion na tyle mocno, aby uniemożliwić jej kolejną ucieczkę.
- Wyrzuć to z siebie. - a potem rzucił miękko i cicho wprost do jej ucha, gładząc złote pukle jak gdyby nigdy nic lub jakby właśnie “aż”.
Rozmówcami byli kiepskimi i pewnie dlatego w żarcie żadne z nich nie piastowało stanowiska dyplomaty, niemniej nikt nie twierdził, że płacz zaliczał się do słów, a skoro nie, to na spokojnie mógł zająć miejsce na piedestale tych kart, których użycie jak najbardziej wchodziło w grę.
Skoro tyle czekali na herbatę, to tych kilka kolejnych minut nie odbierze jej smaku.

@Elisabeth Riche

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Elisabeth Riche

Elisabeth Riche
Liczba postów : 635
I tu była ta ogromna różnica między tymi dwoma światami. Potomek męski w Europie w tamtych czasach był niezwykle ważny. Ona go nie dała, a nauczona pewnych plus to co robił jej ex mąż, rozumiała dlaczego była oddalona. Była dla niego słabym ogniwem, które mogło co najwyżej zapewnić odpowiednią ilość funduszy dla całego rodu i odpowiedni system dostaw. Była tylko przedmiotem w jego rękach. To że była.przybtym nawinął to inna zupełnie kwestia. Zakochana w nim, nie widząc po za nim świata i żyjąc w wiecznej nadziei, że wróci do niej niczym bumerang. Tak się jednak nigdy nie stało, sobą nie potrafi do tej pory się pogodzić choć niby rytualnie przy Marr się pożegnała.
Opoką, oparciem... To właśnie przyciągnęło Lisicę do Azjaty. Inny świat, inne zachorowanie, to jak on o nią wtedy dbał. To, jak był gotów wraz z nią wychować ich dziecko. Strach jednak wziął górę wraz z przyzwyczajeniami. Tym bardziej to ją bolało, że straciła dziecko, że zawiodła. Jej zawodny umysł uczepił się tego i nie chciał jej zwyczajnie odpuścić. O tyle jedno było pewne, poczuła się lżej, że nie był na nią zły. Tylko pytanie, czy ona kiedykolwiek sobie sama wybaczy?
Chciała uciec od myśli, nie pozwolił ją. Zamknął w żelaznym uścisku tuląc do swego ciepłego ciała.i głaszcząc. Miała mieszane uczucia. Wpierw wpadła w panikę. Jeszcze przez chwilę próbowała się odsunąć ale jego szept na nią zadziałał. Ramiona znów opadły, a głową wtuliła się w niego ponownie. Nawet się nie zorientował, kiedy pierwsza łza spłynęła po jej policzku wsiąkając w materiał jego odzienia. Potem popłynęły kolejne. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz tak płakała. Jej delikatne dłonie objęły go w pasie mocno znów zaciskając drobne dłonie na materiale. Nie wiedziała ile to trwało, nie zastanawiała się nad tym. Jego zapach i ciepło były uspokajające. W końcu przestała, ale nie chciała się od niego odsuwać. Jej ciało jeszcze drżało od ukrywanego oddechu, którym próbowała się uspokoić. Czuła jednak pewna ulgę i jakby coś w niej zwyczajnie pękło. Niewidzialne wieży, które puściły pozwalając odetchnąć przy jego boku.

@Louis
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
I jego i ją dzieliły mile kulturowe: z innego czasu zrodzeni, pod innym również wychowani. Zabawne, jak bardzo te rzekomo istotne różnice znikały pod kroplami łez, które stopniowo zaczynały spływać po kobiecych polikach. Starsi z rodziny zawsze raczyli mawiać: rolą kobiety nie było wyłączne wydanie na świat potomka - stanowiła spoiwo dla ciała mężczyzny - jego ducha i postaci fizycznej - choć twardej i niewzruszonej niczym skały tworzące tysiące górskich grzbietów tym zarazem kruchej w jej eterycznej manifestacji: niezdolnej do walk i podbojów, po które sięgały fizyczne dłonie.
Ona, istota miękka i elastyczna niczym plastelina – z zasady swej natury rzadko kiedy posuwała się do zabijania: On miał obowiązek chronić jej ciało - Ona natomiast sprawowała piecze nad jego duszą, a gdy powracał po długiej tułaczce na zlodowaciałych szlakach, przyjmowała go, ogrzewała i zapewniała bezpieczeństwo na poziomie niemożliwym do opisania przez proste słowa.
Mimo iż niewiele osób w to wierzyło - mimo iż sami byli dość konserwatywni, Azjaci do dziś wierzyli w balans – w panującą harmonię pomiędzy pierwiastkami żeńskim a męskim w niekoniecznie najprostszym toku rozumowania, jako i nieproste do pojęcia były skomplikowane mapy ciał zawierające oba te składniki po trochu.
Bo tak został stworzony świat,
Takie były jego zasady,
Podział na lepsze i gorsze zwyczajnie nie istniał.
Chociaż przez cały czas trwania w pozornej stagnacji Louis nie wypowiedział ani słowa, nie oznaczało, że nie był tym wszystkim przejęty. Odsunął na bok własne wątpliwości, troski i zmartwienia, przyjmując niejako rolę opoki, której Elisabeth od dawna nie miała możliwości “skosztować” na najdalszym, najgłębszym i najwrażliwszym podłożu ze wszystkich możliwych. Nie miał jej tego za złe, bo jak już powiedział: wbrew wypaczonym poglądom i poczuciu złudnej wyższości, wszyscy byli ludźmi - istotami czującymi, silnymi i kruchymi zarazem, zrodzonymi z najczystszej materii chaosu. Popełniane przez nich błędy nie powinny szokować, tako i ronione łzy nie zaskoczyły skośnego, gdyż wiedział on, że były tym, co w końcu musiało znaleźć ujście, aby pozwolić ciału oraz duszy na pełne oczyszczenie - przejście własnego katharsis, wzlotu, upadku i ponownego powstania na zdrowszych i silniejszych nogach niż kiedykolwiek.
Płacz więc Lisie, płacz, ile tylko zechcesz, płacz, bowiem cały czas przy Tobie był: obecny ciepłym ciałem, rytmem spokojnie bijącego serca i piersi wdychającej oraz wydychającej powietrze. Był także blisko dotykiem, którym delikatnie przeczesywał złociste włosy, gładził kark i plecy dla zapewnienia dodatkowego komfortu.
Był również blisko ustami, co to od czasu do czasu składały na czubku głowy niewinne pocałunki.

@'Elisabeth Riche"

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Elisabeth Riche

Elisabeth Riche
Liczba postów : 635
W głowie blondynki szalał istny sztorm myśli, cyklon, który na morzu umysłu rozszalał mieszając ze sobą wszystkie wspomnienia, przemyślenia i uczucia. Wszystko wirowało w odmętach spaczonej duszy, męczyło, zabierało całą energię z drobnego ciała wspartego o ciepły tors wampira. Całe ciało drżało z wycieńczenia, gdy umysł walczył o odzyskanie kontroli nad tym co się działo. Serce okrutnie bolało, jakby na nowo wspomnienia raniły je drobnymi szpilkami, wbijając i wyciągając, bawiąc się w okrutną akupunkturę, która nie przynosiła ulgi, a miała być jedynie czystą torturą.
Skup, się, skup się, skup się krążyło po głowie, aby pochwycić chociaż ten jeden element, na którym można byłoby się wesprzeć i zacząć układać na nowo to, co się działo. Drobne elementy wciąż jednak uciekały. Dlatego nigdy nie lubiła zastanawiać się sama nad sobą. nie potrafiła, uciekała w to co znała, czyli w pracę, która pozwalała jej uniknąć całego chaosu, który panował w głowie. Została jednak odciągnięta od pracy i powstrzymana do jej powrotu, pochwycenia chociażby tej filiżanki herbaty... Było jednak coś innego, czego mogła się pochwycić, aby się uspokoić. Wsłuchała się w bicie serca wampira, skupiła się na jego zapachu i cieple, na tym co robił. Pochwyciła się przyjemności jaką jej sprawiał gdy gładził jej włosy i składał pocałunki na jej głowie, to jak o nią teraz dbał.
Skołatany umysł powoli się uspokajał tak jak i drżące ciało. Zaciśnięte dłonie powoli odpuszczały zmniejszając swój uścisk, rozprostowując palce, które delikatnie rozłożyły się na plecach. Jeden, drugi spokojniejszy wdech i wydech. Powoli wszystko się regulowało i układało w głowie blondynki, która zbyt wiele lat trzymała się tego jednego toku myślenia, które przed chwilą zburzył Louis, jej ściany muru, którym była otoczona. Dotarła do niej pewna myśl, że Ragnar oddalając ją od siebie odciął łańcuch po swojej stronie. Była wolna, ale była niczym zniszczone zwierzę, które siedziało w miejscu, z obrożą na szyi i długim łańcuchem, który nie był już do niczego przypięty, nie rozumiejąc czym była wolność. Teraz musiała zdjąć ten ciężar, uwolnić siebie. Pierwsza część łańcucha odpadła, gdy miała rozmowę z Marr wtedy, gdy miała przestać zastanawiać się tak nad zmarłymi, który i tak już nie trzymali jej w miejscu. Pan w końcu już i tak nigdy nie wróci. przyszła część na kolejne łańcuchy, obrożę która dusiła bo była za ciasna.
Powoli zaczęła się prostować unosząc swoją głowę, by móc zrównać ich twarze. Ślady na policzkach nadal były wilgotne, oczy lekko zaczerwienione patrzyły w jego tęczówki dłuższą chwilę w milczeniu jakby się nad czymś jeszcze zastanawiając. Delikatny pocałunek chłodnych ust został złożony na jego ciepłych wargach.
- Dziękuję - cichy szept dotarł do jego uszu tak samo delikatnie, jak zapach konwalii do nozdrzy. - Wiem... Wiem, że i Ciebie ostatnio coś trapi, widać to. Cierpiałeś - prawa dłoń przesunęła się powoli z jego pleców na tors w okolice jego bijącego serca, a twarz kobiety wyglądała na zmartwioną. - Tak jak Ty jesteś przy mnie, tak ja jestem przy Tobie, wiesz o tym - znów delikatny szept wypłynął spomiędzy jej czerwonych ust.

@Louis
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Coś jak w Rządzie, ino skuteczniej - wchodzące zmiany nie od razu pojawiały się na ekranie monitora i nie od razu też zaczynały funkcjonować w ludzkim jestestwie. Choćby i zaczęło się od maleńkich kroków, to zawsze był to już jakiś sygnał, że coś się działo - coś pękało i opadało, a potem wznosiło się na nowo zupełnie nowej, świeższej, a przede wszystkim zdrowszej odmianie. W podobny sposób swoje katharsis przechodziło wiele istot przed nimi i przejdzie także długo po nich. Póki jednak trwała metamorfoza, póty ciepłe ramiona były gotowe podtrzymać delikatny kokon, z którego dopiero za jakiś czas wyłoni się w pełni ukształtowany piękny motyl, ewentualnie ćma, równie wyjątkowa i majestatyczna, tyle że zrodzona z objęć Matki Nocy.
Louis nie oczekiwał, że po odbyciu jednej rozmowy zdoła zmienić sposób myślenia Elisabeth – żywił za to nadzieje, że dzięki potencjalnym przemyśleniom, kobieta sama poruszy odpowiednimi kładkami i sama pokruszy młotkiem ściany kamiennego muru, który nazbyt długo więził jej niegdyś kolorowe jestestwo. Sam proces był żmudny, lecz nagroda warta zachodu, bowiem na zewnątrz wbrew szyderstwom strachu, wcale nie witała kobiety pustka. Nie sypał tam śnieg i nie przelewał się pomiędzy palcami gorący piasek. Po otworzeniu oczu ujrzy ogromne zielone pola, a na nich grupkę najbliższych osób: Marr, Marcusa, Egona i wszystkich tych, którzy zdołali zarezerwować sobie miejsce w jej sercu.
Być może wtedy zrozumie i na nowo rozprostuje ogromne skrzydła, aby raz jeszcze wzbić się wysoko ku niebiosom.
Widok łez nie był czymś, czego ktokolwiek powinien się wstydzić - nie powiedział nigdy Louis, który sam się przed tym bronił, acz nie egzekwował od innych. Może i na bezczela, ale czemu nie, skrawkiem szaty, bo i w takowe coraz częściej otulały jego ciało, przetarł zaczerwienione oczęta, poliki i każdy skrawek buzi skropiony dowodem obecności niedawno spływających łez. Dodatkowo uraczył wampirzycę ciepłym uśmiechem, aby wiedziała, że to, co się wydarzyło, nie wpłynie na insze postrzeganie jej osoby, a już na pewno nie wyjdzie poza mury tego pokoju, przeto zabezpieczając obraz jej jestestwa. W podobną myśl powolutku opadły ręce: Azjata nie gładził nimi już głowy i pleców, choć nadal trzymał nań jedną z nich. Drugą po otarciu twarzyczki, zaczesał kilka kosmyków za zaczerwienione uszko.
- Marcus już zdążył “dać” po głowie i zmusić do myślenia. Byłem też na tyle grzeczny, aby uprzątnąć lekki bajzel po swoim pobycie w Chinach. Heh, co powiesz na utworzenie bazy wypadowej dla naszych duszków i nie tylko? Oraz asystę Triady? - to, że Louis zapytał, nie oznaczało, że sam odwracał kota ogonem. Nie to było zamiarem długowiecznego, raczej czymś na wzór rozproszenia chmur znad ich głów. Potem jednak spoważniał i dodał:
- Czy gdybyś mogła odzyskać kawałek dawnych dobrych lat... Czy wiedząc, że w ten sposób złamałabyś dane słowo, nadal chciałabyś je dla siebie zabrać? Czy... - przerwał, zbierając nieco sił, po czym kontynuował.
- Napiłabyś się z nim herbaty, gdyby zaistniała możliwość przywrócenia go z powrotem do życia? - mężczyźnie nie było łatwo, pewnie dlatego też mógł zabrzmieć nieco chaotycznie, niemniej, jeżeli komuś ufał, to z pewnością Elisabeth, a skoro zapytała...
Miał zostawić ten moment na czas przybycia Jacka, lecz to, że coraz trudniej znosił rozłąkę i świadomość jego obecności tuż obok...
Nie bez przyczyny to właśnie “Jej” zadał tak istotne pytanie.
Jak za dawnych lat.

@Elisabeth Riche

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Elisabeth Riche

Elisabeth Riche
Liczba postów : 635
Najważniejsze już się zadziało, coś pękło, skruszyła się dając jej odrobinę światła nadziei na lepsze jutro. Coś innego, odświeżającego niczym wieczorna bryza, która pędząc przez wilgotne podłoże lasu niosła ze sobą powiew zapachu wiosennych konwalii. Kuszących kwiatów, które to swym zapachem zapraszamy do siebie istoty pragnące odrobiny tego dla siebie. Teraz ona, choć zapach miała owych konwalii, pragnęła ich bardziej niż kiedykolwiek. Poczuć wolność tych kwiatów.
Skinęła delikatnie swą głową na jego wyjaśnienie. Skoro Marcus z nim już rozmawiał i przysłowiowo dał mu po głowie, to sama już męczyć go nie będzie. Wiedział, że tak jak on był tutaj dla niej, tak i ona była dla niego. Uniosła delikatnie brwi do góry słysząc jego zapytanie. Od razu zorientowała się o kim mowa. Drugi z braci, który zawrócił onegdaj jej w głowie, gdy we dwóch ukazali jej czym jest dbanie o kobietę. Jak we dwóch, z oszałamiającym zapachem herbaty zmieszanej z cudną wanilią i wiśnią zawładnęli jej umysłem. O bracie, który był ojcem Jacka, którym przez lata się zajmowała i wychowywała jak własnego syna. Przesunela powoli dłoń z jego piersi na policzek, a jej kciuk delikatnie gładził jego ciepłą skórę.
- Nasze obietnice są zdradliwe najbardziej dla nas, bo moment w którym je składamy nie zakłada nic o przyszłości i niewiadomych nam nitkach losu. Czasami te nitki zrywają obietnice za nas,a czasem to my powinniśmy je złamać. Nie nam odbierać poznania najbliższych. Złość zawsze minie, dobrze wiemy to oboje. Tęsknota jest wyczerpująca, a nieświadomość jeszcze gorsza. Jack naczekał się na informacje. Czy w naszej władzy jest, aby czekał i on? Tak... Złamała bym obietnice, aby móc się z nim napić herbaty nawet jeśli ostatni raz, ale chciałabym aby usłyszał nasze historie i to, co go ominęło. To, jak rósł jego syn, jaki jest i co się z nim działo. To, jak za nim każde z nas tęskni. - Każde jej słowo było niczym delikatny szept wprost do jego ucha, tuląc go, gładząc jego włosy jedna z dłoni, a drugą mając znów na jego plecach. Jej ciało w którymś momencie przylgnęło do jego ciepłego rodu, i choć bicie serca było spowolnione, to i dla niego odczuwalne.

@Louis
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Marcusowych pięć groszy niewątpliwie poruszyło odpowiednimi zębatkami, wprawiając w ten sposób w ruch całą dotychczas uśpioną machinę. Choć jej praca dopiero rozgrzewała zastygłe komórki, to już teraz wysunęła na wierzch dość ciekawy wniosek. Zabawne jak ogromny wpływ na rozpoczęcie przemiany miała zaledwie jedna rozmowa, a nie ich dziesięć jak pomiędzy... Cóż, może jednak “nie byli” do siebie tak dopasowani jak myślał, a może właśnie aż za bardzo, przez co, gdzieś na drodze rozpaczy a rozczarowania niestety się pogubili? Na końcu tej trasy faktycznie zdołali znaleźć odkupienie, lecz umówmy się, coś między nimi umarło.
Z kolei przy niej dość mocno się zaskoczył - już nie tyle samym sztyletem, który nie ukrywając, zbił smoczy móżdżek z tropu, a niespodzianką, co pomimo nikłego kontaktu werbalnego, z taką łatwością pozwoliła im wymienić się najskrytszymi tajemnicami.
- Zniosłabyś rozczarowanie? Fakt, że przy każde spojrzenie przypominałoby Ci o splamionym honorze? - tak jak “twarz” od wieków kroczyła za nim cienistym piętnem, tako i dotyk dłoni był tym, do czego Azjata uwielbiał lgnąć poza oficjalną sceną, albo inaczej: nie same ręce, ale sam kontakt fizyczny, który przyciągał go niczym światło trzepoczące do niego swymi skrzydłami naiwne ćmy.
Jak kocię spragnione atencji – jak cesarski smok o nieukrywanym dość wybujałym ego – jak “chłopiec”, który pomimo swojej zdolności adaptacji do otaczającego go świata, zbyt długo kroczył bosymi stopami po obcym gruncie w tęsknocie za cząstką dawnych lat. Długowieczność mimo wszystko nie zawsze tańczyła w rytm kolorów złudnego szczęścia. Niewiele osób chciało to dostrzec – niewiele potrafiło, jednak spod gamy tęczowych barw zawsze spoglądało drugie, smutniejsze dno.
Z pewnością wyglądało to śmiesznie, niemniej Azjata poddał się chwili: zrównał swój oddech z jej, ułożył ciałem do ciała, a następnie przyległ twarzą do wspomnianej ręki, którą Elisabeth czule gładziła włosy oraz odsłonięte skrawki skóry. Tembr jej głosu miodem rozlewał się po uchu - wnikając w nie i biegnąc centralnie za membranę aż po kanał, a stamtąd do wszystkich komórek jestestwa.
- Tęskni... - wiele za to zapłaci, ale niech i tak będzie. Otworzywszy swe oczy, Louis spojrzał na twarz Lisicy, a potem przejechał po jej boku, wpierw jednym i drugim, jakby odzwierciedlając wszystko to, co zapamiętał z ich poprzednich spotkań.
Nagle znikąd pojawił się na jego licu uśmiech: nie tyle szeroki, ile ciepły i szczery, jak najszczerzej mogło przemówić serce. Nim kobieta się obejrzała, towarzysz ich wspólnej niedoli wstał, po czym wyciągnął rękę w jej kierunku. Jeżeli tylko wyraziła na to zgodę i zaufała mu, wyprowadził ich dwójkę, następnie kierując do podziemi – do sali, w której stały rządki metalowych trumien, w tym jednej konkretnej, zawierającej ciało uśpionego brata.

@Elisabeth Riche

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Elisabeth Riche

Elisabeth Riche
Liczba postów : 635
W tej dwójce było coś, co powodowało, że dla obojga ukazanie obrazów było czymś, czego potrzebowali. Jak się okazuje, mogliby siedzieć i w kompletne ciszy, a ta i tak grą gestów zrobiłaby znacznie więcej niż powódź słów i wzniosłe tony, które bardziej drażniłyby zmysły, niż faktycznie przekazały sens wypowiedzi skierowanych do ich uszu. To, jak ta dwójka funkcjonowała powodowało, że ich zrozumienie było na całkowicie innym poziomie niż z innymi.
- Oh Louis... - szepnęła swym miękkim głosem. - Czym jest rozczarowanie? czym splamiony honor? Każdy będzie widział to inaczej, rozumiał inaczej. Nie możemy przypisać komuś naszych definicji pewnych wyrażeń, bo te są niezwykle mocno związane z emocjami, jakie odczuwamy. Odpowiadają naszym poglądom, przemyśleniom, wewnętrznym rozterkom, a i tak potrafi się to zmienić wszystko w czasie, gdy spojrzymy na coś z nowego punktu widzenia. - Wypowiadając te słowa wciąż szeptała do jego uszka swym delikatnym głosem. przesunęła noskiem po jego szyi, płatku uszka aż jej chłodna skóra policzka spotkała się z ciepłem jego.
Bracia byli różni, choć wychowywani razem to jednak tak inni. Może i wpajano im te same nauki, jednak ich charaktery były odmienne, a i późniejsze przeżycia również były czymś, co ich kreowało na zupełnie inne jestestwa. Czy ona sama przeżyłaby rozczarowanie? Czy nie drażniłby ją splamiony honor? Przeżyć by przeżyła, a plamy na honorze zazwyczaj były tylko ich imaginacją, która została stworzona po przez nauki wpajane przez opiekunów.
Nie spodziewała się tego, jak dziwnie przyjemny dreszcz przeszyje jej ciało, gdy jego dłonie przesunęły się po jej sylwetce. Do jej umysłu wkradły się wspomnienia, z ich pierwszej, wspólnej herbatki, jaką dla niej przygotowali. Na samą myśl zrobiło się jej gorąco i poczuła się teraz nieco zakłopotana szybko odsuwając od siebie te myśli. Stanowczo to nie byłą pora na takie wspominki, choć przy jego dotyku wręcz się rozpływała.
- Tęsknota To najgorsze cierpienie. Wszystko u nas sprowadza się do tęsknoty za utraconym. Nie pozwólmy cierpieć innym z tego samego powodu, jeśli możemy to zmienić - dodała jeszcze patrząc wprost w jego oczy. Oh jakże uradował jej skołatane serce ten jego ciepły uśmiech. Odpowiedziała na niego równie szczerym i ciepłym uśmiechem, na jaki było ją stać w danym momencie. Patrzyła jak wstawał i bez wahania podała mu swą dłoń. Wstała również i pozwoliła aby prowadził ją tam, gdzie uzna za stosowne. Ufała mu co właśnie w pełni okazywała.
Zatrzymała się przy trumnie z jego bratem. Wciąż trzymała jedną dłonią ciepłą rękę Louisa. Wolną jednak wyciągnęła w kierunku metalu powoli kładąc ją na nim. Delikatnie pogładziła trumnę i spojrzała w kierunku Louisa. Jeśli by tylko trzeba było, to wzięłaby na siebie całą potencjalną złość lub urazę, jaka mogłaby wystąpić. Mogłaby nazwać siebie samolubną egoistką, przyjąć na siebie ciosy byle i Louis miał lżej na swych barkach. Dość i on swojego wycierpiał.

@Louis
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Łase, rozpieszczone kocię - łasy, rozpieszczony Smok: och, jakże pięknie lgnął do dotyku. Z przymkniętymi ślepiami i uśmiechem delektował się chwilą, zaś gdy minęła, otworzył je lekko zarumieniony, zupełnie jak w chwili skradzionego pocałunku. Dziwna łączyła ich relacja, bo i do zależności to się nie imało. Nie byli już kochankami, nie łączyła ich też żadna przysięga, a mimo to niektóre rzeczy przychodziły z niebywałą naturalnością.
Louis wiedział jednak, że wykorzystaniem momentu słabości, zraniłby jej delikatne serce, a przecież nie tego chciał. A jednak jeszcze przez kilka kolejnych sekund, chłonął przyjemną bliskość, jakkolwiekby ona nie była i gdziekolwiek by nie była: czy to przy uchu, na dłoni czy centralnie przy szyi, której powierzchnię spowił ślad widocznej gęsiej skórki - pochłaniał jej chłód, głos, oddech i zapach tak pięknie zmieszany z jego własnym. Powrót do rzeczywistości po czymś takim nie mógł być przyjemny, niemniej zgodzisz się, że znów dzięki Tobie stąpanie po zimnych kaflach korytarzy w czasie spaceru na samo dno, jak na ironię, zamiast doprawiać, pomagało zrzucić kolejne cegły z barków Was obojga.
I tak aż do momentu dotarcia pod mosiężne drzwi, a potem pod kraniec trumny.
- Nie byłem w stanie komukolwiek powiedzieć, że żyje - wstyd mi. Nie potrafiłem go też odesłać na tamten świat zgodnie z obietnicą - już raz to zrobiłem, nigdy więcej. Osamu nie pytając o żadne detale, pomógł mi zadbać o jego bezpieczeństwo - jest prawdziwie honorowym mężczyzną, lecz czemu się dziwić, gdy nad całą rodziną sprawują pieczę osoby o dobrych duszach. - gdy dłoń Elisabeth dotknęła trumny, jej powierzchnię po dokończeniu monologu ostrożnie okryła ręka Louisa – ta, którą do niedawna trzymał jej lub druga, nieistotne. Liczył się za to lekki ruch, do którego ostrożnie zachęcił kobietę, bo to właśnie dzięki niemu udało się odsłonić nietypowe wieko potężnej konstrukcji, a poprzez nie odsłonić pogrążone w letargu znane lico.
Choć minęło wiele bolesnych lat, stan Ryuu nie zmienił się aż tak drastycznie. Pomimo uśpienia i eksperymentów, wciąż wyglądał dumnie i potężnie, ot jak na wojownika przystało. No i jeszcze ten dziwny spokój na twarzy...
- Chciałem to zrobić przy Jacku, ale coś mi się zdaje, że Twój widok na “dzień dobry” będzie znacznie lepszy. Wszystko przygotowałem, aparaturę, krew, w tym i swoją ze skupioną dawką wszystkich wydarzeń, a mimo to trochę się obawiam. - spokój w głosie mężczyzny nie do końca zdradzał to, co działo się w środku - za tą materię odpowiadały gesty – w tamtej chwili było nim splecenie palców rąk na trumnie.
- Nie wiem, w jakim stanie się obudzi i jak ogromne będą ślady po eksperymentach. Nawet jeśli poczułem ich smak na własnej skórze, to mogę się tylko domyślać, jak okropne piekło spotkało jego. Marcus już wie o jego statusie, Selena też, o ile odczytała moje wspomnienia z krwi. Wiesz teraz również i Ty, co niejako zamyka krąg wszystkich osób, które miały z nim styczność. Pozostała jedynie Marr, choć zakładam, że i do niej dotrze ta wiadomość. - to nie tak, że Louis specjalnie zataił przed wampirzycą informacje, po prostu nigdy nie mieli okazji, aby się spotkać w tak zwanym pełnym gronie, a co za tym szło, nieśmiertelna nigdy nie zawiązała ni znajomości, ni żadnej bliższej relacji z Ryuu.
Po dokończeniu myśli, Azjata wyjął z kieszeni przyozdobioną kryształową fiolkę, klucz do puszki Pandory.

@Elisabeth Riche

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Elisabeth Riche

Elisabeth Riche
Liczba postów : 635
Coś między nimi wciąż tkwiło, iż pozwalało by te wszystkie gesty przychodziły tak naturalnie, jakby ta nitka więzi wciąż istniała nie będąc nigdy przerwaną. Ot bardziej zagubioną i zaplątaną, cieniutką ale niezwykle mocną. A oni odkryli ją po wiekach przerwy, jednak czy byli świadomi co ona znaczyła? Zapewne nie, jednak nie przeszkadzało to, aby móc napawać się wspólną chwilą drobnej przyjemności spływającej na nich niczym słodycz miodu po gorzkich wspomnieniach.
Oderwanie się od siebie wzajemnie nie należało do najłatwiejszych. Sama jednak wiedziała, że nie powinni tutaj iść dale, choć chciała by. Bała się jednak, że gdyby zaszło to za daleko, to z jej winy mógłby on ucierpieć, żałować tego, a przecież nie tak powinno być. poza tym nie wiadomo gdzie by ich to później poprowadziło. Każdy czyn miał swoje konsekwencje, a powrót do dawnych czasów, gdzie wspólnie spędzali błogie chwile, mógłby różnie się zakończyć.
- Może zabrzmię jak egoistka, ale cieszę się, że tego nie zrobiłeś. Do niedawna nie miałam potwierdzenia, że jest on ojcem Jacka ani, że Selena jest matką. O tym kto jest ojcem chłopaka dowiedziałam się 16 listopada, a z początkiem lutego udało mi się wyciągnąć od Seleny informację o tym, kto jest matką. Tak samo wtedy dopiero dowiedziałam się o tym, iż jest już wyleczona... - powiedziała spokojnie, wręcz zadziwiająco spokojnie patrząc na trumnę. Przygryzła delikatnie dolną wargę. Wciąż odczuwała ból z tego powodu, iż nie miała pojęcia o tym wszystkim. Skuszona ruchem Louisa wraz z nim poruszyła wiekiem, które odsłoniło skrytą wewnątrz znajomą postać. Jej dłoń delikatnie drżąc zawędrowała na znajomą twarz delikatnie gładząc policzek kciukiem drobnej dłoni blondynki.
Coś w tym było, że zapewne lepiej aby znajome twarze były przy jego boku podczas obudzenia. Mimo wszystko Ryuu nie wiedział nic o snie i mogłoby go to wprowadzić w zbyt głęboki szok w połączeniu ze wspomnieniami, jakie miał przekazać mu Louis w swej krwi. Cieszyła się wewnętrznie, że postanowił ją właśnie zabrać, aby tego dokonać, jednak kolejne słowa wampira wprowadziły ją w stan pełnej konsternacji. Oczy nieco szerzej się otworzyły w lekkim szoku na jego słowa. Powoli przekręciła głowę w jego kierunku jakby analizując to, co powiedział, co padło z tych ciepłych ust, z których kilka chwil wcześniej skradła pocałunek. Wątpiła w znajomość Marr z Ryuu, a przynajmniej nie posiadała takowej wiedzy na ten temat ale... On... Znów została pozostawiona na końcu... Przez dłuższą chwilę milczała powracając wzrokiem do śpiącego brata, choć w głowie miała wrażenie, jakby kolejne szkło pękło z hukiem na tysiące drobnych odłamków raniąc ją nieprzyjemnie. Przymknęła na chwilę oczy by zaraz znów je otworzyć i obrócić się w kierunku Louisa. Posłała mu delikatny uśmiech i skinęła głową.
- W takim razie zaczynajmy... A jeśli będzie potrzeba natychmiastowego leczenia nie czekajmy i pozwól mi w tym uczestniczyć. Nie ważne jaka będzie cena. Z Seleną się udało, z nim też musi - powiedziała z determinacją w głosie.

@Louis
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
W istocie każdy czyn niósł za sobą konsekwencje – w przypadku wyjawienia prawdy, kolejność się nie liczyła, jak mogłoby się wydawać.
- Sam nie znałem prawdy o nim, póki nie ujrzałem obrazu dziecka we wspomnieniach Seleny. Potem przyznała mi się, że był to jej syn, którego oddała, jak się okazało, pod Twoją opiekę. Wbrew temu, co sobie teraz myślisz, a widzę, że tak jest, kolejność, w jakiej wyznałem prawdę, nie miała nigdy żadnego znaczenia. - fun but real fact: chociaż oczy Louisa nie zawsze potrafiły wpuścić kogoś do środka, często i gęsto wychwytywały zmiany w otoczeniu.
Może i więc Elisabeth zachowała spokój po dotarciu do niej wcześniejszych słów, niemniej uwadze błękitnych ślepi nie uszło szersze otworzenie jej własnych, potencjalne chwilowe zaniemówienie, czy nawet odwrócenie wzroku na bok.
- Selena otrzymała tą wiedzę jako pierwsza tylko dlatego, że wyjawiła mi prawdę o swoich przejściach, o tym co przeżyła i dlaczego tak naprawdę milczała przez tych 80 lat. Była to niejako rekompensata za jej szczerość, acz niebezpośrednia, bo zaledwie ulana kroplą krwi zamkniętej w fiolce. Czy jednak odczytała mój przekaz? Brak reakcji z jej strony pozwala mi w to wątpić, a jeżeli jednak tak, to najwyraźniej milczy. Marcus tak naprawdę dowiedział się z przypadku, chwili mojej słabości w czasie naszej rozmowy, która odbyła się niedługo przed wylotem do Chin. Wtedy dał mi do myślenia. Ty wcale nie dowiadujesz się o tym jako ostatnia. Tobie poniekąd mówię o tym wprost: ze wstydem, lecz i bez zawahania się, które towarzyszyło mi wcześniej. Ty również jako pierwsza widzisz go w takim stanie i jeżeli zechcesz, będzie pierwszą, którą ujrzy, o ile zgodzisz się ze mną zostać. - ponieważ mężczyzna nie wycofał dłoni, wykorzystał ją do delikatnego pogładzenia ręki Elisabeth, bo jeśli nie szczerymi słowami, to tym właśnie małym, acz czułym gestem chciał jej pokazać, że nie powinna odebrać jego monologu w negatywnym świetle.
Louis sam nie do końca kontrolował przebieg wydarzeń - na pewno nie miał wpływu na zbiegi okoliczności. To, co jednak mógł i poniekąd zrobił, to dołożenie wszelkich starań na poczet ochrony delikatnego jestestwa, aby znów nie zostało zranione odłamkami szkieł. Sam fakt, że stała tutaj przy nim - że przedtem powiedział jej to wprost i że sobą zabrał, sytuował ją na ważnym piedestale.
- Nie odmówię Ci tego pod warunkiem, że nie będzie to zagrażało Twojemu bezpieczeństwu i życiu. - co innego natomiast złożenie obietnicy. Jasne, Louis zgodził się na “warunek” lecz wyłącznie po przyjęciu własnego. Ostatnim, na co chciał pozwolić, to narażenie wampirzycy na niebezpieczeństwo. Zbyt wiele już przeszła, aby ponownie stawiać ją w kręgu zagrożenia. No i czyż na samą myśl ktoś trzeci, Marr, nie wpadłaby w gniew?
- Zechcesz to zrobić ze mną? - a jednak pomimo niepewności, wziął głębszy wdech powietrza z jej zapachem, po czym umieścił niewielką fiolkę w ich dłoniach. Wystarczyło ją teraz tylko przechylić, aby wprawić w ruch zastygłe od lat zębatki zastygłego ciała.  

@Elisabeth Riche

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Elisabeth Riche

Elisabeth Riche
Liczba postów : 635
Jej wzrok powrócił do niego, gdy rozpoczął swą kolejną wypowiedź. jej umysł wciąż próbował przeanalizować wszystko, co się wydarzyło. A trzeba było przyznać, iż było tego wiele. Musiała wziąć głęboki wdech i powoli wypuścić powietrze ze swych ust, aby przywrócić własne myśli na poprawny tok rozumowania sytuacji. Działo się wiele, tak samo jak wiele zostało między nimi wyjawione. Zrozumiała jednak po jego wyjaśnieniach, iż niepotrzebnie zapędziłą się z osądzaniem. Posłała mu przepraszający uśmiech.
- Wybacz mi... Po rozmowie z Seleną, gdzie zmusiłam ją by do mnie przyszła porozmawiać w ogóle... Czuję wiąż gdzieś wewnętrzny ból, który jak widać, niestety potrafi skrzywić przekazany obraz jeśli nie jest on pełen - powiedziała cicho. Niby tamtego dnia w lutym dowiedziała się tego, czego chciała, wypowiedziała też to co myślała na temat Seleny i tego jak się zachowała i choć powiedziała, że wybacza, to pewne rany nie goją się od tak. Zostawiają też bliznę, która wpływa na rozumienie świata. Co już z resztą pokazane zostało wcześniej, gdy przekazywali sobie wzajemnie ich skryte przez lata tajemnice.
- Dziękuję ci również za to, że mi zaufałeś i mnie tutaj przyprowadziłeś. I oczywiście, że z tobą zostanę. Nie zostawię cię samego w takiej chwili. Nie po to przez to wszystko przeszliśmy, abym na tej proste porzuciła cię. - Wypowiadając te słowa patrzyła wprost w jego cudne oczy. Dla niej nie było innej opcji, jak trwać teraz przy jego boku. Potrzebowali siebie wzajemnie i tak jak on był podporą dla niej, tak i ona będzie dla niego. Nie zmuszała go również do składania jej jakichkolwiek obietnic, były w końcu przewrotne. Skinęła głową na znak, że zgadza się z postanowionym jej warunkiem, choć sama również nie obiecała, że tego warunku dotrzyma. Nikt w końcu nie był w stanie przewidzieć tego, co się wydarzy, a z tym się właśnie liczyła.
- Tak, chcę - skinęła delikatnie głową obserwując, jak odpowiednio układał fiolkę w ich dłoniach. Raz jeszcze spojrzała na niego, po czym spokojnie przesunęła wzrok ku twarzy śpiącego brata. Powoli przechyliła ich dłonie, aby zawartość fiolki rozpoczęła to, co teraz było dla nich najważniejsze. Kolejne krople spływały powoli poruszając uśpione komórki ciała mężczyzny do ponownego życia. Kropla po kropli dawały kolejne elementy do przebudzenia energii ukrytej w trumnie. Spoglądała, jak ciało otrzymywało nowy dar życia, aby mogło wrócić do nich w pełni swych sił i trwać przy nich tak jak dawniej. Mogli tylko czekać, obserwować i być gotowi na każdą ewentualność. Była jednak spokojna obserwując pobudzony przez nich proces.

@Louis
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Kiedyś najpewniej nie zwróciłby na to większej uwagi, dziś bogatszy o doświadczenia z ostatnich kilku miesięcy wiedział, że tego typu zaniedbane drobiazgi wręcz kochały zbierać się w większe kupki, aby potem uderzyć w pytę z tak zwanej pełnej pary. Obecnie mówił im nie – tu i teraz, dziś i jutro - już zawsze, aby nigdy więcej nie utknąć w bagnie podobnych problemów, na które ewidentnie miał wpływ - nie po tym co się stało, nie po tylu rozmowach i nie po widoku cierpienia wywołanego właśnie tymi drobiazgami.
Pomijając już chwilowe uniesienia, rumieńce i dotyk o bliżej niewyjaśnionym charakterze - chociaż Louis nie powiedział tego wprost – a szanujmy się, Azjaci po prostu tak mieli – to czynami dawał jasno do zrozumienia, że uśmiech na twarzy Elisabeth był największą nagrodą i że nie powinna była się go wstydzić czy tłumić, gdyż pasował on jej niczym złoto pięknie falujących pukli w takt letniego powiewu.
- Chyba też minie sporo czasu, nim Selena nauczy się mówić o pewnych rzeczach, przynajmniej mam taką nadzieję, bo mimo iż czuję pewną przepaść pomiędzy mną, nami a nią, to nigdy nie powiem, że swoim pokrętnym toku rozumowania miała złe zamiary. Dziękuje Ci Elisabeth, za wszystko. - ostatnie słowa Azjata nie tylko wypowiedział do ucha kobiety – poza nimi raczył unieść i ucałować jej smukłą rękę, nim wspólnie unieśli i przechylili kryształową fiolkę, aby uwolnić zeń pierwsze krople szkarłatu i zaklętej w nich wiedzy.
Tak oto czerwień zetknęła się z lekko rozchylonymi wargami, wnikając w nie, a potem spływając coraz dalej, w głąb ciała, które powoli budziło się do życia - wpierw wprawiając w ruch zębatki serca, a następnie każdą kolejną komórkę, leniwie przeciągającą się po długim letargu. Sekunda po sekundzie, aż nie spłynęła cała zawartość fiolki, uśpiony wampir coraz bardziej przypominał dawnego siebie.
Nikt nie mógł przewidzieć, jak się zachowa – nikt nie miał prawa wiedzieć, co zrobi, powie i jak się poczuje z uwagi na przebyte tortury oraz jak odnajdzie się w nowym świecie, ale czy to był problem? Stali przed nim oboje: ona i on – ci, którzy od wieków byli mu nie tylko towarzystwem do rozmów, lecz również wsparciem w chwilach dobrych i złych.
To właśnie dzięki nim zamknięte przez setki lat oczy w końcu się otworzyły...

~Koniec

@Elisabeth Riche

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Sponsored content


Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Powrót do góry

- Similar topics

 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach