03 III 2023 - That's a damn good question - WTF?

2 posters

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Elisabeth Riche

Elisabeth Riche
Liczba postów : 635
To, co działo się w ostatnim czasie zakrawało o czyste przegięcie. Marcus zamknął się w biurze nie przyjmując nawet familiantów, choć tu mniej więcej wiedziała dlaczego. A przynajmniej gdzieś tam łączyła już sobie kropki. Na razie się tym aż tak nie przejmowała. Fabryka funkcjonowała, jego stado tak samo. Oczywiście i tak miała zamiar mieć oko na papiery, aby na pewno wszystko się zgadzało. Mimo wszystko dodało jej to pracy. No ale, że jeszcze Selena wyjechała? No ok, chciała sobie powspominać, ok, nie ma problemu. Wampirzyca stanowczo jednak nie miała zamiaru wydzwaniać do niej każdą pierdołą, skoro mogła sama coś ogarnąć bez zawracania cudzego tyłka. Zwłaszcza, że skracała w ten sposób czas decyzyjny w pewnych kwestiach. To mimo wszystko też dodało jej dodatkowej pracy, bo wpierw dzwoniono wtedy do niej, bądź przynoszono jej dodatkowe dokumenty. Gabinet Lisicy był więc oblegany przed dokumentację, która ułożona była nie tylko na jej biurku, ale i ławie po środku pomieszczenia. najgorsze w tym wszystkim, że zbiegło się to ze sprzedażą paru nieruchomości i podpisywaniem pewnych umów. Nazbierało się tego. Oh, nie zapomnijmy o tym, że skarbówka przyczepiła się do czegoś w jednej z firm i teraz musiała to wyjaśniać i wykazywać co trzeba, aby wytłumaczyć im pochodzenie pewnych środków pieniędzy - te na szczęście akurat były w pełni legalne, więc kwestią było wynalezienie odpowiedniej dokumentacji. Co mogła, to przekazała familiantom, jednak ze skarbówką wolała zawalczyć osobiście, aby mieć 100% pewność, że się od niej odczepią.
Siedziała teraz na jednej z sof przeglądając dokumentację. Wszystkie ekrany miała wyłączone, aby hałasy jej nie przeszkadzały. Leciała tylko cicha muzyka filmowa, która ostatnimi czasy przypadła jej do gustu. Wampirzyca ubrana była niezwykle swobodnie jak na nią. Raczej jej tak nie widywano, ale miała na sobie szary, obcisły podkoszulek i czarne leginsy. Na sofie siedziała w tak zwanej pozycji "po turecku", a ława była dość mocno przysunięta. Blond loki swobodnie opadały ukrywając jej zmęczoną twarzyczkę za złotą kurtyną. Czy narzekała komukolwiek na swoją aktualną sytuację? Nie. Nie byłą tego typu osobą. Nie takie rzeczy przetrwała. Choć jedno było pewne, wewnętrznie czuła się odstawiona na bok. Co jakiś czas uderzały w nią przemyślenia, przez co czuła się wewnętrznym wrakiem. Natłok pracy nieco pomógł jej ukierunkować myśli, ale wiedziała, że jeśli przestanie chociaż na chwilę zajmować się swoimi zadaniami, to wszystko wróci niczym grom z jasnego nieba, a na to nie miała  ani czasu, ani ochoty. Nie teraz.

@Louis
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Nie był tym, który na siłę wpierniczał się w nieswoje rejony – nie był tym, któremu dano autorytet do panoszenia się - piastował za to stanowisko szpiega – przynajmniej z założenia, bo jak zweryfikowały ostatnie miesiące, niewiele wpadło w przypisany wór zawodu. Wszystko wokół działo się tak szybko, zupełnie jakby miało miejsce wczoraj – Hannibal, ustanowienie Sahaka nową głową rodu, spotkanie Rady – palce jednej dłoni mogły nie wystarczyć do zliczenia ilości tych wszystkich rzeczy – co innego do przeliczenia, zanotowania i zapamiętania tych, które faktycznie odbijały się piętnem na osobach trzecich.
Wbrew temu, co rzekomo niosło ze sobą wiosenne słonko, marzec nie zapowiadał się kolorowo i radośnie. Sytuacja w Paryżu rysowała się na niespokojną - nie sprzyjała prowadzeniu polityki, a i biznesom przyszło uderzyć w trudne momenty. Chociaż Louis nie miewał w zwyczaju wychodzić przed szereg, załatwił jedną z ważniejszych spraw: mianowicie wziął na barki brzemię rozmowy z familiantami, dzięki czemu zdołał załagodzić narastający konflikt u części z nich, przez który mogłoby dojść do ich odejścia - z pozostałymi nadal prowadził pertraktacje, co w gwoli wyjaśnienia krążyło przede wszystkim wokół personelu Rady. W sprawy prywatnych kadr Azjata starał się raczej nie mieszać, chyba że za przyzwoleniem lub na wyraźną prośbę, jak dajmy na to w przypadku Seleny, o ile w ogóle takową wystosowała.
O tym, że Elisabeth przesiadywała większość “dnia” w swoim gabinecie wiedziało sporo osób. Swego czasu skośny wampir obiecał jej herbatę i dziś niejako zamierzał ów obietnicy dotrzymać. Szkoda, że tak późno - zapewnoe powiedzieliby niektórzy, jednak poradzić na to niosące ją dłonie nie mogły zbyt wiele poradzić, bo jak zawsze i klasycznie Los uprzedził go swoim wtargnięciem.
Puk, puk - rozległ się dźwięk, a potem lekkie skrzypienie drzwi. W ich progu zjawił się nie kto inny jak rzeczony gość, Louis. W dłoniach trzymał dwie filiżanki i to nie z byle czym - świeżo zaparzoną, aromatyczną herbatą sprowadzoną z jego rodzimych ziem.
- Pomyślałem, że się skusisz. - rzekł spokojnie spokojnie, stawiając dwa naczynka na stoliku. Brak własnego “sosu” nie musiał rzutować na jednostki trzecie, a tym z pewnością przydałaby się chwila przerwy.

@Elisabeth Riche


_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Elisabeth Riche

Elisabeth Riche
Liczba postów : 635
Dobrą chwilę trwało nim zarejestrowała gościa w pomieszczeniu. Była tak zajęta całą ta nieszczęsną papierologią, że jej zmysły niejako wyłączył się, aby mózg mógł lepiej funkcjonować. Nie usłyszała więc pukania, otwierania drzwi czy też jakichkolwiek kroków. tak samo nie od razu poczuła zapach cudnie pachnącej herbatki czy charakterystycznej wanilii Louisa. Dopiero jak się odezwał ocknęła się ze swego letargu.
Powoli uniosła swoją głowę przenosząc wzrok z dokumentów na twarz mężczyzny. Zamrugała kilka razy i dopiero wróciła w pełni świadomości do tego, co się właściwie wydarzyło. Jej głowa delikatnie poruszyła się w charakterystycznym ruchu ocknięcia ze swoistego amoku, w jakim trwała przeglądając wszystkie papiery. Posłała wampirowi przepraszający uśmiech.
- Wybacz, nie zauważyłam kiedy przyszedłeś. Tak, z przyjemnością się skuszę - skinęła lekko głową w podziękowaniu i sięgnęła po filiżankę z aromatycznym naparem. Zapach herbaty cudnie się mieszał z wanilią Louisa, która zawsze przyprawiała ją o przyjemne dreszcze. uwielbiała jego zapach. Od niej wyjątkowo słabo zaś wyczuwalny był zapach konwalii.
Wzrok blondynki z filiżanki trzymanej we własnych łapkach powrócił do sylwetki Louisa. Zabójczo przystojny jak zawsze. I te jego cudne oczy, od których wbrew pozorom zawsze miała problem się oderwać. Jedną dłonią poklepała miejsce obok siebie, aby przysiadł. Jeśli jednak wolał wybrać inne miejsce to mógł śmiało. Na przeciwko była druga sofa, a i po bokach dwa fotele. Miał więc opcji wiele. Wybór ostatecznie i tak należał do niego i uszanowałaby jego decyzję, jeśli jednak nie zdecydowałby się klapnąć obok niej.
- Coś konkretnego sprowadza cię tutaj, czy tylko uznałeś, że czas bym na chwilę oderwała swój wzrok od tego? - zapytała swym delikatnym i spokojnym głosem wskazując otwartą dłonią na dokumenty i posyłając mu swój ciepły uśmiech. Zaraz poprawiła nieco swoje włosy zarzucając je do tyłu, przez co srebrzysta blizna na jej szyi byłą teraz doskonale widoczna. Osobiście już się z nią oswoiła. Już jej nie przeszkadzała tak jak na początku. Miała inne zmartwienia na głowie niż przejmować się nową blizną na swym ciele.

@Louis
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Uwadze mężczyzny, gdy tylko zasiadł obok kobiety, bo czemu nie, nie umknęła blizna na jej smukłej szyi, której zdaje się, w ogóle nie ukrywała. Chociaż nie widział przebiegu akcji w wykonaniu zebranej drużyny, nie brał również w niej udziału w myśl: gdzie kucharek sześć, tam nie było co jeść i nie rzucił się w ramiona, gdy Lis leżała w łóżku na poczet wypoczynku, nie oznaczało, iż nieznana mu była historia jej powstania.
Louis nie zignorował sprawy i nie odszedł, jak mogłoby się wydawać. Być może z niewielkim impaktem czy obecnością na wzgląd nieprzypadkowego przydomku, niemniej w kolejną myśl o małych krokach, dołożył wszelkich starań, aby nadzorować pracę familiantów, jakakolwiek by nie była, bo poniekąd znał się na niej o wiele lepiej.
Podzielił więc obowiązki i godziny wraz z zawarciem klauzuli o monitoring wzajemnych relacji między pracownikami dla zachowania płynności i jakoś pracy, aby w ten sposób, chociaż odrobinę odciążyć i tak zawalone barki. Natomiast to, czy zdarzyło mu się zajrzeć do środka pokoju, w którym spoczywała smacznie śniąca Lis, niechaj pozostanie kwestią otwartą, jako i otwarte leżały wszędzie teczki pełne papierzysk.
- Z większym naciskiem na to drugie i przypomnieniem o obietnicy. Ubolewam, że czas nie pozwolił na wcześniejsze przybycie i jednocześnie cieszę, bo może dzięki temu odciągnę Twoją uwagę na dłużej. - zaczął spokojnie, wdychając dwie przeplatające się ze sobą wonie: herbaty i jej.
- Z natury nie ingeruję w sprawy, o których mogę nie mieć zielonego pojęcia, ale jeżeli potrzebowałabyś rąk do pomocy w uprzątnięciu tego, to wiesz, że nie jesteś sama. - powiedział spokojnie, nie ukrywając swoich intencji, a te miał szczere i dobre.
Jeżeli tylko Elisabeth miała za dużo pracy, zawsze mogła poprosić o asystę, nawet nie tyle, ile w wypełnianiu nudnych druków, co do czegoś prostszego, acz równie mozolnego, jak stemplowanie czy układanie papierowych kupek. Niby nic, ale jeśli się nad tym pochylić, to czyż w swej prostocie rzeczy takie jak te nie przyspieszały działania całego procesu?
- Zwykła rozmowa też podejdzie pod powód odwiedzin. - dodał, chcąc niejako ukraść atencję: nie jej część, nie połowę, a całość. Z tego też samego powodu, jeżeli Elisabeth mu na to pozwoliła, delikatnym gestem chciał skierować jej twarz ku sobie, poprzez ułożenie dwóch palców na jej podbródku.

@Elisabeth Riche


_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Elisabeth Riche

Elisabeth Riche
Liczba postów : 635
Fakt, nie rzucił się w jej ramiona, gdy odpoczywała próbując zregenerować uszkodzone tkanki szyi u struny głosowe. Działał jak zawsze z ukrycia, po cichu. Czy jednak kiedykolwiek zastanawiał się, czy właśnie tego chciała? Czy zastanawiał się nad uczuciami skrytymi pod jej warstwą ochronną, skorupka która skrywała... No właśnie co skrywała? Smaczne wnętrze, które każdy chciałby schrupać, czy może już zepsuty miąższ, wyschnięty i gorzki, który nie nadawał się do niczego? Może i dla niego wygodniej było, aby nie zjawiać się oficjalnie. Po cichu, jak zawsze. Bo przecież nie naciskał, nie dopytywał, bo jak to było? Nie jemu wciskanie noska w pewne sprawy. Ona zaś... Może nie chciała, aby dopytywać, ale potrzebowała towarzystwa. Takiego realnego, co mogła poczuć własnymi łapkami. To dla niej dużo znaczyło. A jednak nie stało się tak. Nie czuła jego ciepła gdy najbardziej tego potrzebowała w ostatnim czasie.
Z drugiej zaś strony w niej samej kołatały się naprzemienne myśli i sprzeczne emocje. Złość, smutek, a zarazem odrzucenie, zaniżenie własnej wartości i zwątpienie we własne przemyślenia, które galopowała niczym stado koni na dzikim stepie. No bo jak mogłaby być zła, skoro to ona pierwsza zawaliła? Ona pierwsza była tą, która zawiodła. Własną głupota i zamartwianiem się martwymi. To ona nie spełniła obowiązku ochrony własnego dziecka. Dziadka jej i jego. Brała więc pod uwagę, że może chociażby z tego względu wolał jej nie odwiedzać. Niech cierpi... Bo przecież to było znów z jej własnej winy.
Właśnie z tych wszystkich powodów nie chciała sobie samej pozwolić na przemyślenia. Przemyślenia, które prowadziły ja w ślepy zaułek, chcąc wrzucić ja w bagno, ruchome piaski z których nigdy by się już nie wydostała.
- Oh... Zapomniałam już o niej. Cieszę się, że postanowiłeś ja spełnić, choć jeśli byś nie chciał, zrozumiała bym - posłała mu kolejny ciepły uśmiech upijając łyk herbacianego naparu.
- Dziękuję ci bardzo za propozycję. Choć już tyle lat to wszyytrwa, to jakoś wciąż nie umiem przyzwyczaić się do pewnych rzeczy. Moja wieczna samotność zrobiła swoje - zaśmiała się lekko sama z siebie. Choć była w tym wszystkim gorzka nuta, wyczuwała dla ucha. Pozwoliła mu na to, aby pokierował jej buźka swoimi ciepłymi palcami. Była nieco zaskoczona, ale patrzyła wprost w jego oczy, od których teraz tym bardziej nie mogła się oderwać. Nie chciała. Wolała w nich utonąć.
- Herbatka jak za dawnych lat tylko bez Ryuu? - zamilkła zaraz. Urwała swoje słowa niczym złą tasiemkę założoną na taśmę. - Wybacz - szepnęła już tylko.

@Louis
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Kij miał zawsze dwa końce, a medal dwie strony. Choć swym złotem i powabnością kobieta podświadomie szukała wsparcia, nie znalazła go w nim, bo i jemu nie było dane wyjść z cienia do światła na poczet otoczenia ramionami drobnego ciała. Pokłosie ostatnich wydarzeń, zamiast przynieść ulgę, tym mocniej spoiło tkanki z płachtą nicości: trudna rozmowa z Marcusem, wyjazd do Chin, a przed tym wszystkim powiększająca się dziura wewnątrz czegoś, co niegdyś nosiło nazwę serca.
Nic z tego nie ułatwiało życia i nie zachęcało do zmiany decyzji o pokracznym funkcjonowaniu umysłu. To też nie tak, że w jego krzywym zwierciadle nie widział miejsca dla osób trzecich: nie porzucał myśli, nie przechodził obok i nie przyodziewał maski obojętności. Prawdą było, że miał ich wiele, jednak tej konkretnej nijak nie dało się tak łatwo zatuszować, lecz przecież niczemu to nie szkodziło, gdy tak chętnie odgrywał rolę Cichego Anioła Stróża.
- A dlaczego miałbym nie chcieć? - czy zastanawiał się nad jej uczuciami skrytymi pod skorupą? Kilka razy, lecz nie ostatnio. Czy odpowiedział sobie na pytanie, czy tego właśnie chciała? Wiele razy, lecz nie ostatnio. Czy pomimo wiedzy, specjalnie odtrącił refleksję, a jeśli tak, to dlaczego?
Bo ze wszystkich możliwych scenariuszy, a była ich cała masa, nie zamierzał zdradzać tego, co w nim siedziało.
Nie zrobił tego wcześniej i nie chciał robić teraz – jakkolwiek nie nazwać wynikłej ironii, zgrozy bądź komedii serii odcinków: każde z nich przeszło przez prywatne piekło - każde również zostało niejako postawione pod ścianą i w końcu każde musiało zmierzyć się ze sobą, a przed tym na chwilę odciąć od reszty ludzi i świata, aby po ludzku móc dojść do siebie.
Nie było w tym żadnej większej filozofii – wbrew pozorom Louis nie był aż tak leniwą bułą, ni tym bardziej samolubną - brak charakterystycznego połysku w niegdyś kokieteryjnych, śmiejących się oczach, w których kobieta tak uwielbiała się zanurzać, był ewidentnym dowodem zmiany.
Lecz to nie oznaczało, że mu na czymś/kimś nie zależało.
Jeżeli Elisabeth pragnęła poznać przyczynę takiego, a nie innego zachowania i braku wsparcia mężczyzny, mogła to zrobić teraz, mając ją poniekąd centralnie przed buzią, a miano jej brzmiało...
- Dlaczego miałoby to trwać wieczność? - słowa nie zawsze potrafiły w pełni oddać głębię przekazu. Tym razem nie mogły zdać egzaminu, bowiem i nie niosły za sobą tego konkretnego sedna ponad najprostsze, które samoczynnie nasuwało się na powierzchnię zniecierpliwionego języka.
W wyrecytowanym “wierszu” mężczyzna ukrył coś zupełnie innego - coś, co nie było ani proste do odczytu, ani tym bardziej łatwe do zrozumienia. Sam nie do końca wiedział, w jaki sposób to pokazać: spojrzeniem, uśmiechem, a może reakcją na akcję w czasie ujmowania kobiecego podbródka na rzecz przesunięcia palców wzdłuż blizny w możliwie najbardziej “eteryczny” sposób.
- Azjaci z natury rodzą się hipokrytami, ale osobom spoza tego kręgu nie wypada kontynuować tej praktyki. Zamykanie się w skorupce nigdy nie przynosiło niczego dobrego. - i o ile “powinien” faktycznie ją znać, o tyle ta właściwa “prawda” wychodziła dopiero po latach, o ile nie setkach lat przy nawet najlepszej znajomości.
- Wiele rzeczy jest niby jak za dawnych lat, ale nie do końca. - samą kwestię brata chwilowo oboje puszczamy w niepamięć. Azjata zaśmiał się serdecznie: tak, znów zakładając makijaż pajaca, byle tylko odsunąć na bok nieprzyjemny gorzki posmak echa wplecionego w szczeliny pomiędzy słowami Elisabeth.
Nie potrzebował długich wywodów, aby wychwycić zmianę w jej zachowaniu, nawet jeżeli i schowanej pod stosem papierzysk.

@Elisabeth Riche



_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Elisabeth Riche

Elisabeth Riche
Liczba postów : 635
Pierwsze pytanie zadźwięczało w jej uszach niczym dzwon głośno bijący na kościelnej dzwonnicy. Niczym bębny oznajmiające rychłe przełamanie szyku wszystkiego, co działo się dookoła niej samej. Wciąż patrzyła w jego oczy, a w głowie pytanie, jakie zadał zaczęło się zapętlać niczym najbardziej upierdliwa mucha, która nie tylko bzyczała, ale wciąż siadała na tym samym miejscu wielokrotnie przeganiana.
Ciało chciało wykonać ruch, zrobić cokolwiek. Dotknąć jego policzka, włosów, ramienia, a jednak było niczym sparaliżowane, trwając wciąż w ten sam sposób. Jej ciemne tęczówki patrzyły wprost w jego oczy widząc, iż brak było w nich tej dawnej iskry. A jednak nadal ją przyciągały. Nie odpowiedziała jednak ostatecznie na zadane pytanie. Trwałą w tej swoistej nicości zapomnienia odczuwając swoistą pustkę w głowie.
Padło kolejne pytanie, które było niezwykle trudne, a odpowiedzi na nie... Czy faktycznie aż tak wiele? Nie, stanowczo nie. Było tylko kilka, jednak kwestia zrozumienia wchodziła tutaj niezwykle mocno. Blondynka wpierw poczuła, jakby to pytanie dźgnęło ją prosto w najskrytsze zakamarki jej zagubionej duszy. Nie był to jedyny ból, jaki został poruszony w tym konkretnym momencie. To, jak w tym swoistym geście poruszył kwestię jej blizny... Ciało w końcu zareagowało. Ramiona kobiety mimowolnie opadły na znak poddania się. Może i chciał okazać coś innego, ale ona, ze swymi czarnymi myślami, które wciąż odbijały się echem w tle zrozumiała coś innego. Powoli się odsunęła uwalniając się od jego uchwytu. Odstawiła filiżankę z aromatycznym naparem na ławę. Powoli i spokojnie wyprostowała nogi opuszczając je na podłogę by ostatecznie wstać.
- Nie tylko Azjaci są hipokrytami i nie jest to tylko ich domena mój drogi. Mnie uczono biczem tego, że nie mogę okazywać swych słabości, łez, złości, irytacji czy nawet marzeń. Byłam tylko bękartem zrodzonym z królewskiej krwi zmieszanej z norweską niewolnicą. Bękartem, nad którym się zlitowano pod warunkiem, że spełnię kobiece obowiązki - mówiąc to podeszła do swego biurka, gdzie otworzyła najniższą szufladę. Schyliła się, aby sięgnąć po sztylet, który miał już ewidentnie swe lata, a pierwsze co rzucało się w oczy to fakt, iż pochodził z okresu jej początków, gdy żyła jeszcze wśród wikingów. Schowany w ozdobnej pochwie, wykonany wtedy specjalnie dla niej. Powoli wróciła do mężczyzny, lecz nie usiadła obok niego. Nogą, niczym od niechcenia przesunęła ławę, aby więcej przestrzeni było dostępnej między nią, a nim, gdy zasiadał wciąż na sofie. Zrobiła to jednak na tyle płynnie, iż eteryczny napar nie rozlał się z filiżanki. Może i każdemu potrzebny był czas na przemyślenie pewnych spraw, jednak czy ta wampirzyca miała taką możliwość? To ona ich ściągnęła tutaj, to na jej barkach spoczywało wiele spraw, które zostały zrzucone chociażby przez Selenę na jej barki. To ona od wieków zajmowała się nadnaturalnymi, aby nauczyć ich przetrwania, czego sam Louis był świadkiem. Uśmiech mężczyzny jednak nie był już widoczny dla jej osoby, tak samo jak nie było widać iskier w jego oczach. Stojąc przed nim wyjęła ostrze z jego okrycia, odrzucając pochwę gdzieś na bok. Opadła na kolana i pochylając się mocno, trzymając ostrze w obu dłoniach, wyciągniętych ku niemu powiedziała:
-Wybacz mi, że ja nie byłam w stanie wypełnić tych obowiązków. Z własnej głupoty, do której w pełni się przyznaję wiem, że w styczniu, gdy znów zawiodłam jako matka, nie powinnam była przeżyć. Decyzja należy do ciebie, a jeśli chociaż ulży to twojemu cierpieniu to i sama to zrobię - powiedziała pewnie i ze stoickim spokojem. Teraz już tylko czekała na jego ruch, a ostrze delikatnie błyszczało odbijając światło lamp.

@Louis
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Pytania często miały do siebie to, iż echem wybijały rytm dzwonnic nieustannie dudniących w uszach i sercach osób, do których docierały. Ich intencje nie zawsze były złe, niemniej znaczenie szersze niż piękno pól elizejskich w mrocznej krainie Hadesu, do którego trafiały wszystkie dobre dusze. Im nie pisane było tam zejść, bo nikt nie wyznaczył terminu odejścia czy osądu za czyny i grzechy życia doczesnego. Choćby zawyło ich wiele, tylko nieliczna część odbijała się impetem na umyśle, jakże dzielnie pracującym na najwyższych obrotach każdego dnia i nocy.
Wobec Sel niegdyś dobrotliwy Cesarz nie snuł wielkich spekulacji. O jej wyjeździe dowiedział się znienacka i to w dodatku przez telefon. Wymiana zdań nie przyszła łatwo, lecz dzięki nim zdołał “wyżydzić” tych kilka dodatkowych informacji na temat miejsca jej pobytu, towarzystwa i być może powodu, zapewne niezgodnego z prawdą, o ile w ogóle, jeżeli kobieta kiedykolwiek powróci do Paryża. O ile zdarzyło mu się powątpiewać w jej “nawrócenie” po ocenie ostatnich dni, o tyle wiedział, że w swej równie pokrętnej logice nie zrzuciłaby na Elisabeth wielu ze swoich obowiązków: na pewno nie tych z działu osobistego.
Za całą resztę się nie wypowiadał,
Cała ta reszta pozostawała tajemnicą,
Jako i równomierną aksamitną mgiełką otulała matka Niepewność wszystkie swe dzieci, w tym i kobietę lisicę o drobnych spuszczonych ramionach, wypalonym wzroku i włosach niegdyś połyskujących złotem, obecnie matowych niczym szarobure niebo za oknem. O ironio: dziś faktycznie niewiele się od siebie różnili: ona wymagała wsparcia, lecz on nie do końca wiedział jakoż ów wsparcie jej podarować. Sam poniekąd tkwił w dołku, lecz nie sposób opisać go mową werbalną, czy choćby czynami, gdy przed sobą ujrzał obraz pożal się boże bolesną pożogę, gdy damskie kolana z impetem opadły na miękki dywan, głowa pochyliła się, a dłonie wyciągnęły w jego kierunku ostrze.
Kim był, aby ocenić poczynania Elisabeth?
Kim, aby zwać się Katem, bądź tytułować Prorokiem?
Nie widział w sobie nikogo, komu dano by berło władzy nad życiem i śmiercią, a jeśli nawet, to nie w zgodzie z własną wolą. I właśnie dlatego nie otworzyłby wówczas dla nikogo swych rąk.
Sam sztylet, choć leniwie ujęty przez chłodne palce, nie błysnął ostrzem w kierunku niewiasty: nie zadzwonił kolejny dzwon i nie zeszli się świadkowie rozprawy, aby zająć miejsca przy drewnianych ławach. Zamiast tego powstałą wokół niezręczną ciszę przecięło jedno pchnięcie i charakterystyczny odgłos kapnięcia, gdy i on padł na kolana, zrównawszy w ten sposób przepaść poziomową pomiędzy nimi
- Wiedziałaś, że niektórzy mają tendencję do przesładzania herbaty? Nie winię ich, chociaż tak rekompensują gorycz po zbyt długim parzeniu. Kombinatoryka to jednak ciekawa dziedzina. - dodał, jak gdyby nigdy nic, w czasie upadku kolejnych kropel do pierwszego lepszego naczynia: kryształowego kielicha, szklanicy czy nawet zwykłej czarki.
Kiedy brzegi zakrył szkarłat, wtedy ręka odłożyła ostrze na bok, aby móc ująć i wystawić w Jej kierunku napój i prawdę.
- Czy przed zapytaniem, powiedzeniem lub zrobieniem czegoś więcej, odważysz się spojrzeć na świat oczami Diabła? - i tak też zadał kolejne pytanie, dając kobiecie w ten sposób wybór. Nie było w nim haczyka, złości ni rozczarowania, a i trudność zakrawała wyłącznie o prostą odpowiedź: tak lub nie, bo jak powiedział wcześniej: Azjaci z natury rodzili się hipokrytami.
Swoim gestem chciał wyraźnie jej coś pokazać - to, że wbrew pozorom zdawał się rozumieć jej wewnętrzną wojaczkę.
Temu zgodnie z tradycją i na znak szacunku do jej osoby, pochylił swój łeb Smok, wciąż trzymając płynny kamień filozoficzny w oczekiwaniu na jej decyzję.

@Elisabeth Riche

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Elisabeth Riche

Elisabeth Riche
Liczba postów : 635
Nie tylko on dowiedział się znienacka. Czy Zostawiłaby ona wszystko na barkach lisicy? Nie, to fakt. Z resztą podczas ich rozmowy telefonicznej wspomniała, że dała uprawnienia do załatwiania tych najważniejszych i najpilniejszych spraw, a z pierdołami by dzwonić śmiało. Lisica jednak miała to do siebie, że tym bardziej z pierdołami dzwonić czy zawracać jej głowy nie będzie. Skoro miała tam sobie odpocząć i przypomnieć pewne rzeczy, to na co ma dzwonić w sprawie totalnie nie naglącej, którą można było załatwić od ręki? Dla wampirzycy miało się to zwyczajnie z celem. Wciąż jednak również pamiętała o prośbie Azjatki, by zerkać co jakiś czas do jej domu, by sprawdzić stan kota i czy przypadkiem nie powstała z niego puchata kulka ze względu na przekarmienie zwierzaka. Co zaś oznaczało dla blondynki tyle, ze będzie musiała od czasu do czasu się oderwać, aby tam zajechać i sprawdzić, czy jeszcze Egon wraz z ich ukochaną familiantką dają sobie radę.
Ciężar ostrza został zabrany z jej drobnych dłoni, a ona sama była gotowa właściwie na wszystko. To nie tak, iż posądzała mężczyznę, iż ukróci jej żywot tu i teraz. Liczyła się z każdą możliwą opcją, a było ich przecież wiele. Ot mógłby go odrzucić na bok, wyśmiać ją, faktycznie dźgnąć choć bez skutku śmiertelnego. Ot to tylko kilka przykładów tego, co mogłoby się wydarzyć w ciągu tych kilku nieubłagalnie mijających sekund, które rozdzielały całą akcję pomiędzy podjęciem ostrza, a napełnieniem kryształowego kieliszka, który wcześniej stał na ławie.
Podniosła powoli swoją głowę odbierając od niego naczynie napełnione jego posoką. Zrobiła to obiema dłońmi, choć po chwili przejęła w prawą, aby lewą móc unieść delikatnymi palcami jego głowę ku górze, pokierować tak jak on wcześniej ją. Spojrzała w jego oczy i na chwilę zbliżyła swą twarz, aby móc swe czoło oprzeć o jego. Jej lewa dłoń przez chwilę gładziła jego policzek. Tak, odczuła iż jego rodowa umiejętność była w danym momencie wyłączona. Jego skóra była tak samo chłodna jak i jej. Byli do siebie w tym momencie niezwykle podobni i to znacznie bardziej, niż im kiedykolwiek się wydawało.
- Mam nadzieję, że nie odmówisz później mojej odpowiedzi - szepnęła. Na jego czole złożyła delikatny pocałunek, niczym muśnięcie skrzydeł motyla by wyprostować się. Ponownie ujęła kielich w obie dłonie, aby napić się tego, co jej podarował. Przymknęła przy tym swe ciemne oczy, aby móc się skupić na całym przekazie, jaki znajdował się w tym jednym kielichu, jaki został ofiarowany do jej dłoni.

@Louis
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Zabawne, jak szybko i niekontrolowanie zmieniały się relacje pomiędzy osobami. Do niedawna myślał, że jego główną ostoją będzie Selena, w końcu ją lubił, szanował, ufał i walczył przeciwko wspólnemu wrogowi, a jednak tak się nie stało. Choć starali się naprawić wiele rzeczy i rozmawiać mnóstwo razy, gdzieś w czasie metamorfoz zaginęło ciepło wraz z iskierką, które niegdyś razem dzielili na różnych etapach życia. To, co się stało kilka miesięcy temu, wcale nie zostało zamknięte na ostatni spust, co najwyżej zmiecione pod dywan dla odhaczenia kolejnych punkcików na liście i nic ponadto. Postępująca weryfikacja szybko wyciągnęła wnioski, którym czy tego chciał, czy nie, musiał się poddać.
Ich relacja się zmieniła, a w ślad za nią kolejna, gdy tylko swoim pocałunkiem zbiła go z tropu.
Louis domyślał się, iż wejście w trans w czasie odczytu na każdego oddziaływał inaczej. Być może więc z poczucia obowiązku lub wdzięczności za wyrozumiałość, chwycił i oparł ciało wampirzycy o swoje własne, bynajmniej nie dla stabilizacji, co poczucia komfortu w postaci obecności drugiej osoby, gotowej do przebycia podobnej trasy w czasie wędrówki w nieznane.
To, jak bardzo ją rozumiał, miało zdradzić pierwsze wspomnienie, czasy szczęśliwe, kolorowe, prozaiczne: lata dzieciństwa.  
Nie tylko Azjaci rodzili się hipokrytami i nie tylko ich była ta domena. Mnie uczono tego biczem, by nigdy nie okazywać swych słabości, łez czy złości - postaraj się, ucz, walcz bądź wierny ideałom i ani myśl o wycofaniu - był to zaledwie przedsmak gorzkiego rozdziału w ułudzie kolorowego, bogatego życia. Długie lata egzystencji pod utopijnym kloszem sukcesywnie odbijały się piętnem na młodym dziecku, które robiło wszystko, aby przypodobać się rodzicom, a co ważniejsze, starszyźnie sprawującej pieczę nad całą rodziną. Nim odzyskał wolność, stał się marionetką w ich dłoniach - lalką, dla której wyrwanie się ze sznurków przyniosło wiele wyrzeczeń, a nawet wielokrotnych walk na śmierć i życie w czasie konfrontacji z bratem, którego po poróżnieniu przez historię i wydarzenia, zaczął postrzegać jako zdrajcę.
To było krótkie wspomnienie, pokazujące, że pomimo swej zmienności i dziecinności, potrafił pojąć, jak smakowało piętno wypalonego schematu, którym żyło i kierowało się ciało i jak zgubne niosło za sobą konsekwencje w momencie zburzenia całego pięknego domku z kart.
Po nim płynnie przyszła kolejna “wizja” - rodzicielstwo i lojalność.
Wybacz mi, że nie byłam w stanie wypełnić tych obowiązków. Przyznaję się do własnej głupoty, wiem, że wtedy w styczniu znowu zawiodłam jako matka, że nie powinnam była tego przeżyć - zamknij i otwórz oczy: tym razem przed ślepiami dwukrotnie leżały zakrwawione kobiety: pierwsza w chronologicznej karuzeli obrazów, której podarował dar i nowe życie, która stanęła na podium przywódczyni i która zawiodła i jego i ich swoim tajemniczym zniknięciem. Spotkanie z nią było trudne, rozmowa natomiast bolesna.  
Zawiódł na całej linii - zawiódł jako ojciec, przez którego ucierpiał wyniesiony na wyżyny renesansu ród - zawiódł, nie dlatego, że winna nie przyszła i z nim nie porozmawiała, a dlatego, że skryła własne słabości głęboko w sobie, zupełnie jak on – ten, który nieświadomie przeniósł na nią część wypalonego piętna.
Drugą kobietą, po której przez długie lata nosił bliznę, była Ona. Splamione jej krwią dłonie nie potrafiły już dzierżyć miecza, siekać nim i szaleć w niezliczonych piruetach w czasie bitewnego tańca dla uciechy pary dusz. Gdy po wyrwaniu się z rąk ludzi, którzy przeprowadzali na nim te tak zwane “Selciowe” eksperymenty, spaleniu i uciecze z miejsca zbrodni w końcu do siebie doszedł, wielokrotnie dumał z podobnym ostrzem w dłoniach o sensie istnienia. Jego koniec kilkukrotnie dotykał piersi w miejscu, które kiedyś wypełniało gorące uczucie. Stracił swój blask, chwałę, potęgę, a przede wszystkim honor. Obdarty z resztek godności bezpański Ronin nie widział innego wyjścia, jak tylko podążenie drogą rytualnego harakiri. To, że w ostatniej chwili powstrzymał dłonie przed przebiciem serca, wcale nie było efektem strachu.  
Coś go wtedy tknęło...
Coś pomogło zrozumieć...
Oczy naprzemiennie otwierały się i zamykały, zerkając na krew i strzępy zdartej skóry - wizja się zakończyła.
- Do niedawna myślałem w podobnych kategoriach, lecz potem niejako sam i z pomocą kilku osób uświadomiłem sobie, że można inaczej. - zaczął mówić bardzo spokojnym, niemalże szepczącym tonem.
- Blizny zawsze idzie usunąć, lecz czy aby na pewno warto? Wtedy głupio myślałem, że tak, bo przecież nie wypadało wojownikowi chodzić z nimi na co dzień, gdyż stanowiły obraz jego nieudolności. - kontynuował, powoli unosząc dłoń, którą to dłonią zaczął gładzić złote pukle.
- Nigdy nie wyrwiemy się z okręgu błędów, niemniej możemy się na nich uczyć, wyciągać wnioski. Jednym z nich na pewno będzie pokręcenie głową, bo kto i jakim prawem śmie osądzić kobietę i matkę, która w imię matczynej miłości nie była w stanie obronić się przed własnym dzieckiem. Byliśmy, jesteśmy i zawsze będziemy ludźmi i to jest... Piękne. - a kiedy skończył, odwzajemnił tamten zaskakujący gest - również złożył na gładkim czole niewinny pocałunek.
Jednego Elisabeth mogła być pewna: nikomu, nawet Selenie czy Weiowi nie pokazał tego konkretnego przedziału wspomnień z lat swojej rekonwalescencji.

@Elisabeth Riche[/i][/i]

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Elisabeth Riche

Elisabeth Riche
Liczba postów : 635
Poczuła swoistą ulgę gdy wsparł jej ciało o swoje. Czuła się dzięki temu nieco pewniej i bezpieczniej, choć nie obawiała się tego, co miała zobaczyć. Wsparta o jego ciało poddała się transowi odczytywania wspomnień z otrzymanej od niego krwi. Jej ciało wyraźnie się rozluźniło na poczet skupienia umysłu wspierając swój ciężar na ciele wampira.
Pierwsza wizja przypominała jej nie to, co było związane z jej dzieciństwem, a jej córką, Marr. Poddawana wyczerpującym treningom pod okiem Ragnara. Pierworodna, która była córką, nie synem, a przecież to ta druga płeć zawsze była milej widziana pod względem pierworodnych. potomek, który miał kroczyć śladami ojca. Stało się jednak inaczej i choć sama Lis nie była pewna czy jej córka to odczuwała kiedykolwiek, to osobiście zawsze starała się nadrobić pewne sprawy, choć niekiedy nie było jej to dane. To kim się urodzili, w jakich czasach dyktowało to jak byli nauczani. Ich pozycje w społeczeństwie i metody, jakimi ich wychowywano.
Szczęsciara, ta którą znali, będącą dawniej głową rodu Scaletta. Wciąż czułą ból przez to, co się wydarzyło. Owszem, kobieta sama dokonała pewnych wyborów. Może i odbiło się część jego piętna na niej, jednak czy im faktycznie było oceniać to jak bardzo została zraniona przez własną rodzinę? Blondynka wciąż nie rozumiała dlaczego mieli jej aż tak za złe, że nie pojawiała isę osobiście. Trochę zrozumienia zmieniłoby wszystko, podobnie jak z Thomasem. Jego też ranili, tylko i wyłącznie dlatego, że był człowiekiem i pomagał dla Szczęściary komunikować się ze światem. Większość z członków rodu była dawniej zwykłymi ludźmi, a teraz pozjadali wszystkie rozumy wywyższając się i zapominając jak bardzo różna jest natura ludzka, i że nawet oni jako nadnaturalni mieli swe choroby, które wpływały na odbiór otoczenia. Zwyczajny strach, lęk, a jednak tak zniszczyli tą niewinną istotę. Nie mogła się jednak zgodzić z tą wizją. to nie była wina Louisa. Wciąż wywoływało w niej gniew wspomnienie, jak odzywał się Sahak na balu sojuszowym przy niej, Marr i Garlandzie na temat wspomnianej Azjatki. Musiała się jednak się skupić, nie odbiegać zbytnio myślami, bo przecież wizja wciąż trwała.
Nie wiedziała kim była Ona, ta przy której tyle cierpiał, której krew była na jego dłoniach. Jednak rozumiała skąd to cierpienie. Od razu pojęła sytuację. Nie cierpi się przecież tak bardzo z powodu kogoś, na kim by nie zależało. Musiała być mu niezmiernie bliska. Podejrzewała, że sama osobiście nie była mu nigdy tak bliska, jak właśnie ta kobieta. Nigdy nawet nie myślała o tym, by zająć czyjeś miejsce w cudzym sercu, skoro sama nie potrafiła wypełnić pustki po Ragnarze. Chociaż jedne było pewne, to uczucie wynikało z czego innego.
Nie otwierała jeszcze oczu choć wizje już się zakończyły. Dobrze jej było przy jego boku, nawet jeśli nie emanował takim ciepłem jak dawniej. Powieki niosły się dopiero w momencie, gdy poczuła jego usta na swej skórze. Powoli się poprawiła delikatnie przesuwając i kładąc dłoń na jego torsie. Podniosła swoją twarz, aby móc spojrzeć na lico wampira.
-Myślę... Że naszym największym błędem jest to, ze nie umiemy rozmawiać, bo zakazane było nam ukazanie swych słabości nawet najbliższym. A to wyniszcza najbardziej, bo nie pozwalamy nikomu na to by pomógł nam wyleczyć pewne wciąż otwarte rany, które już dawno powinny się zasklepić. Nie ważne, że wewnątrz byłaby nadal blizna. To znak pamięci, ale nie powinniśmy już krwawić niczym zarzynane świnie. Niby to wiem, a jednak... - zamilkła urywając swoją wypowiedź. Chwilę milczała jakby zastanawiając się nad tym, jak wyrazić to, co chciała powiedzieć. Rozumiała jego ból, ale nadszedł czas, aby i on w zrozumiał jej. A skoro oboje nie umieli rozmawiać pozostawało jedno rozwiązanie, o którym wspomniała przed wizjami. Sięgnęła po kielich i ostrze, aby tym razem swą delikatną skórę naciąć i napełnić naczynie karmazynową posoką.
- Decyzja należy do ciebie - powiedziała cicho. Nie naciskała na niego i jeśli wolałby tego teraz nie roić, zrozumiałaby. Co trzeba było przyznać, to i tak wiele się teraz między nimi działo.

@Louis
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Niech nie ocenia ten, który sam nie poddał się ocenie przez osoby trzecie - rzekł kiedyś do Louisa jego umiłowany brat, tak jak on teraz przemawiał w podobnym spokojnym tonie do Elisabeth. W swoim sercu nosił wiele żalu - nie do ludzi, lecz samego siebie za popełnione błędy, których dotyk w jakimś stopniu naznaczył tych kilka ważnych osób. Do niedawna żył w poczuciu winy – teraz już wiedział, że czasu nigdy nie cofnie i właśnie dlatego powoli godził się z echem przeszłości - Jej oddając należytą cześć, z kolei córce przebaczając zejście z drogi, nawet jeśli było ono poważnym wykroczeniem, jednocześnie karcąc za ten nietakt i przepraszając za zło, które jej wyrządził.
To, czy kiedykolwiek obie mu wybaczą, było kwestią do wyłącznego rozrachunku z samym sobą, ale głęboko w to wierzył, podobnie jak zmianę Elisabeth. Wbrew temu, co próbowano i niejako wbito jej w duszę, nie była sama i dobrze o tym wiedziała. Obok zawsze stał ktoś jeszcze: Marcus, Louis, Lorenzo czy taki Egon. Chociaż Smok nie zawsze wszędzie był, swoim spojrzeniem często obejmował pola znacznie większe niż te, o które można by go faktycznie posądzić.
W taki czy inny sposób w końcu dotarły do niego wieści o “tajemniczych” wypadach pary gołąbków, w czym nie widział niczego złego. Mniej lub bardziej widocznie cieszył się zadowoleniem Elisabeth i gdy tylko ta odwracała wzrok – ba, gdy skupiała go na kimś innym, on często i gęsto podkradał się tak, aby nie zostać wykrytym i tak, aby móc dorzucić cegiełkę wsparcia, jakkolwiekby nie była. A na pytanie, dlaczego, odpowiedź rysowała się następująca: bo takim poniekąd się stał: chaotyczny, dziki i zmienny na zewnątrz, a ułożony i troskliwy w środku - on sam, ten sam Cesarz, który, mimo iż powinien, nigdy nie czuł się wyższy od “zwykłego” człowieka.
Być może i dlatego też nigdy nie ośmielił się ocenić Marr, tej, która jako jedyna z nich wszystkich powinna stanąć najbliżej matki, by następnie ta sama matka mogła wyjąć miękkie ciało, które tak zawzięcie zamykała pod blaszanymi ścianami.
Dzieci nie zawsze powinny iść w ślady rodziców.
- Mm... - kto chociaż raz spotkał Azjatę na swojej drodze, nie miał prawa poczuć się urażonym tym krótkim i rzekomo ignoranckim słowem. Tak naprawdę w swojej prostocie zawierał wiele – przede wszystkim szczere przytaknięcie na słowa, do których nie trzeba było dodawać niczego więcej - z którymi oboje borykali się od tak dawna, a które jak na złość nie potrafiły w pełni określić tego, co zbyt długo zatruwało ich umysły.
- Wiedza a praktyka to dwie odrębne rzeczy, nikłe w starciu ze wpojonym schematem, od którego nie tak łatwo jest się uwolnić. Przychodzi jak Wicher i odchodzi w podobny sposób, pozostawiając po sobie jedynie żal oraz irytację - poczucie winy. - gdy ręka zetknęła się z torsem, wtem pod jej powierzchnią ponownie zabrzmiał dobrze znany dźwięk.
Z każdym kolejnym oddechem ciało nabierało kolorów i ciepła tak dobrze znanych jej sprzed tylu lat. A gdy oczami ujrzał krew wypełniającą brzegi drugiego kielicha, uśmiechnął się na znak zrozumienia. Wtem i raz jeszcze oddał jej szacunek: pokłonem oraz ucałowaniem rany na dłoni, nim przyjął z niej kryształowe naczynie, przechylił, wolno spijając krople prawdy, które po opadnięciu powiek, powoli otwierały wrota do świata jej istnienia - świata skutego lodem, biczem i lekcjami - światem, w którym musiała przejść przez swoje prywatne piekło.

@Elisabeth Riche

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Elisabeth Riche

Elisabeth Riche
Liczba postów : 635
Czy jej "tajemnicze" wypady były faktycznie aż tak tajemnicze? Może gdzieś tam faktycznie trochę tak, ale była to kwestia czystej spontaniczności wampira niż tego, że chcieli to utrzymać w tajemnicy. Ona nie ukrywała tego, że czasem się z nim widziała. Były to jednak pojedyncze zdarzenia w przeciągu ostatnich kilku miesięcy. No i tak między bogiem, a prawdą mieli jeden faktyczny wyjazd poza Paryż, gdy zabrał ją na Walentynki do gorących źródeł. Ani ona, ani Egon nie mieli w zamiarze jakkolwiek nazywać tych ich pojedynczych spotkań. Nie mieli właściwie nawet ku temu jakiegoś szczególnego powodu. Fakt faktem jednak, że to było przydatne dla Lis. Przynajmniej do tej pory. Co będzie dalej? Któż to wie? Znając Lisicę pracoholiczkę nigdy nic nie wiadomo. Garland uganiał się za nią 22 lata, aby po zaproponowaniu związku otwartego wszystko się rozpłynęło. Mimo wszystko to również pozostawiło wewnątrz kobiety swoje piętno.
Po geście mężczyzny, w stosunku co do otrzymanego kielicha, zmieniła nieco pozycję swego ciała. Nie wstała, ale jedną dłoń wsunęła pod jego ramię kładąc ją na jego plecach jako wsparcie. Drugą ponownie położyła na ciepłym już torsie, który przyprawiał ją o przyjemne dreszcze wspomnień. Nie to jednak było najważniejsze, teraz były wspomnienia, które wciągnęły Azjatę w wir jej przeszłości, a i tego było znacznie więcej, niż on jej pokazał.
Pierwszy takt, jaki pojawił się przed jego oczyma to to, jak poznała Ragnara, który wtedy przedstawił się pod zupełnie innym imieniem nazwiskiem. To, jak ją kusił, jak zainteresował wyciągając z niej informacje na temat samej siebie, choć nie wyjawiła mu osobiście nigdy z czyjej krwi się wywodziła. Miał przed oczyma obietnicę powrotu po nią, jak wzięli ślub obiecując sobie wierność, a ona, nieświadomy wtedy jeszcze człowiek, dała się temu zwieść zakochana po uczy w swym własnym wybranku. Potem widział, jak zostało jej przedstawione kim jest, jej przemiana i to gdy dowiedzieli się, że jest w ciąży. Potem to zawiedzenie Ragnara przy porodzie, gdy okazało się, że jego pierworodnym nie był syn, a córka, którą nazwali Sigyn, a dla samego Lou byłą znana jako Marr.
początkowo im się układało, dopóki nie okazało się właśnie, że zamiast pierworodnego okazała się pierworodna. Płeć miała dla niego znaczenie, w końcu miał być przedłużeniem rodu. nie bez powodu później Marr miała takie, a nie inne szkolenia. Może i oficjalnie nie pokazywał tego, ale sama Lisica miała z ojcem córki przeboje. Wiking oficjalnie jej wtedy powiedział, że choć miała błękitną krew w swych żyłach, to zawiódł się na niej. Blondynka nie miała nawet sił na to odpowiedzieć. Była zmęczona długim porodem. Poza tym... Według tego, co była nauczona, to faktycznie zawiodła. Jednak nie ważne kto co by powiedział o jej dziecku, kochała ją nad własne życie. Jednak jej relacja z Ragnarem zmieniła się. Stał się wobec niej kpiący i gdy tylko nikt nie był w zasięgu to wytykał jej co mógł. Wszelkie jego zdrady, kolejne żony i kochanki były czystą złośliwością wobec niej. Szkolenie jej samej na wojowniczkę było nie po to, aby nauczyć ją walki i samoobrony, ale po to, aby pokazać jej jak słaba była. Nie ważne, iż starała się i faktycznie dawała sobie radę. Kochała go i robiła co mogła, aby spojrzał na nią inaczej. On jednak nie chciał tego widzieć. Nie okazywał jednak tego przy wszystkich. Tylko i wyłącznie, gdy byli sami. Ona żyła jednak wieczną nadzieją, że jeśli będzie robić co mogła, to ją doceni, wróci do niej. Kochała go, on jej nie. Nie płakała nigdy, nie ważne co robił. Przyjmowała wszystko co mówił nie odpowiadając nawet odrobiną złości. Wręcz przeciwnie, błagając by dał jeszcze jej szansę.
To wszystko to były pojedyncze przykłady tego, co działo się między nią a Ragnarem, póki Marr była jeszcze malutka.
Kolejna wizja była momentem, gdy wyjechała. Właściwie została odesłana w świat, choć dla rodu zostało to przedstawione inaczej, aby ukryć poczynania stwórcy wobec niej. Miała dbać o majątki rodu i zapewniać dochody oraz odpowiednie dostawy chociażby oręża. Robiła to licząc, iż w końcu zmieni zdanie na jej temat. To jednak się nie stało.
Kolejną wizją było wezwanie posiłków podczas walk z inkwizycją. Zebrała wojska, statki i wyruszyli. Pogoda im nie sprzyjała, spóźnili się. Polegli wszyscy prócz jej ukochanej córki. Już nigdy nie mogła wykazać się przed swym ukochanym. Nie mogła uzyskać tego, czego pragnęła, bo chwalebnie zginął w obronie. Wizja tego, jak tuliła swą ranną córkę, jak wyciągała srebro z jej ran i ten jej stoicki spokój jak zawsze w takich sytuacjach.
Przedstawienie tego, jak spotkała Lou i Ryuu, jak po tylu setkach lat ktoś zadbał o nią inaczej, co pobudziło tą spragnioną adoracji cząstkę i położył opatrunek na rany zamiast posypać je solą. jej zwyczajną chwilę szczęścia, którego potrzebowała. takiego pełnego i wtem zmiana, na informację o ciąży. Wpierw się cieszyła, ale czym dalej tym w większą panikę zaczęła wpadać słysząc, jak jej położna określała, że to będzie dziewczynka, bo brzuch ułożył się tak a nie inaczej. Louisowi pojawiło się, jak krążyła po pokoju wpadając w panikę, że znów zawiedzie, by zaraz panikować, że co zrobił by Ragnar. Wyśmiałby ją, kochała go, zawiodła a teraz? Ból jaki ją opętał, jak padła na kolana i cisza gdy już wiedziała. Nie płakała. Bała się. Spojrzała w lustro wypowiadając słowa "To moje przekleństwo, zawiodłam". Słowa odbijające się echem w pustym pomieszczeniu. W ten oto sposób powrót do postawy, gdzie unikała jakiegokolwiek potencjalnego związku. Nie chciała znów nikogo zawieść.
Wizje się urwały, a kobieta wciąż trwałą przy Azjacie delikatnie gładząc dłonią plecy mężczyzny i patrząc niepewnie, co z tego wszystkiego teraz wyniknie.

@Louis
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Choć przeczył temu świat, On kobiecie nie odmówił “ramienia”. Kiedy chciała i jakkolwiek chciała, dajmy na to teraz, mogła ze swobodą oprzeć swoje ciało na jego: czuć i odżywać od najmniejszych cząstek, powoli, nie za szybko – jak kwiat leniwie budzący się do życia pod cieplutką kołderką wiosennego słonka. Tutaj nikt nikogo nie oceniał - tutaj nikt niczego nie mówił: główną rolę nie bez powodu przejęły czyny, obrazy i myśli tak długo skrywane w środku dusz. Doświadczenie ich na własnej skórze w istocie pomogło zrozumieć, co tak naprawdę kisiło przysłowiowym ogórkiem w drugiej stronie.
Możliwość przejścia przez mroźne góry jej życia otworzyła oczy – pewnie nie na wszystko, gdyż nie każdą rzecz mimo był w stanie od razu pojąć, niemniej w dużej mierze rozumiał. Gdyby więc przyszło mu się odezwać, to z chęcią powtórzyłby to, co w pewnym sensie padło już na samym początku spotkania: nie jemu było dane oceniać. Tak też nie kwestionował podejścia Elisabeth do jej wypadów z Egonem czy rozmowy z Garlandem. Wyjście ze skorupki wymagało czasu i przede wszystkim chęci no i oczywiście pomocy.
W tym zakresie jednak nie sądził, aby to właśnie on posiadał dość mocy sprawczej, choć zawsze mógł wesprzeć. Tak naprawdę, jeżeli Elisabeth zależało, choćby i nieromantycznie, a sądził, że w jakimś stopniu tak mogło być (że zależało), to musiała spróbować chwycić wyciągniętą doń dłoń, stawić czoła lękom, pójść i szczerze porozmawiać. Inna kwestia to ta, czy tego samego chciał Egon. Życie w luźnym układzie niosło ze sobą wiele swobody, niemniej tylko czas mógł zweryfikować, czy taki układ miał rację bytu na dłuższą metę.
Ze swojej perspektywy Louis mógł powiedzieć, że na jego przykładzie to się nie sprawdziło i śmiechem, żartem z czasem zaczął chcieć czegoś więcej.
Bo to właśnie czyniło z nich ludzi – emocje.
- Kochałbym ją tak samo mocno, jak kocham Valerie. -  takie oto słowa towarzyszyły wampirowi, gdy ten powoli otworzył oczy. Nie miał Elisabeth za złe, że poroniła - takie rzeczy się zdarzały i nic nie dało się na to poradzić. Do samej płci również nigdy nie przywiązywał większej uwagi, bo chociaż został wychowany w myśl niemalże chorobliwego respektowania zasad, to ku zaskoczeniu nikt nigdy nie wpoił mu upodlonych poglądów na temat przedłużania linii i wyższości męskiego potomka nad damskim.
- Nadal nie zamierzam Cię, ani tym bardziej popierać poglądów, że w czymkolwiek zawiniłaś, bo nie zawiniłaś. Robiłaś i nadal robisz wiele dobrego, zaś on nie miał racji zwać się mężczyzną. Niezależnie od tego, co sobie pomyślisz, ja powiem, że powinnaś skupić się na sobie, swoich potrzebach i córce, aby nie poszła w te same ślady, bo uwierz mi, to się nie sprawdza. Nie powinna się zamykać w myśl “uczucia to słabość”. Jakkolwiek ją “trenowano”, wciąż jest istotą czującą. - tak, Azjaci to zdecydowanie hipokryci, ale co poradzić? Ten tutaj nie oczekiwał, że jego słowa dotrą do kobiety, bynajmniej nie od razu.
Wampirzyca musiała na własnej skórze poczuć proces stopniowej przemiany jako i on czuł ją na sobie. Mogła mieć jednak pewność, że nie była z tym wszystkim sama i chociaż wymagało to wiele mocy, mogła w każdej chwili poprosić o wsparcie. Co do jednego miał jednak pewność: Elisabeth i Marr musiały nad sobą popracować.  
Póki co postanowił ją przytulić, aby mogła poczuć się bezpiecznie.

@Elisabeth Riche

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Elisabeth Riche

Elisabeth Riche
Liczba postów : 635
Kobieta nie odrywała wzroku od jego oczu, czekając aż ten wyjdzie z transu, jaki tym razem to ona zaserwowała jemu. Przygryzła delikatnie swą dolną wargę słysząc jego pierwsze słowa gdy otwierał swe cudne oczy. Miała wrażenie, że jakaś część jej brzemienia opadła, niczym ciężki i niewygodny balast, który na sobie nosiła, i który utrudniał jej oddychanie ciągnąc ją ku dołowi, gdy ona próbowała utrzymać się na powierzchni własnych otchłani umysłu.
Objęła go mocniej, a dłoń na jego plecach wyraźnie zacisnęła się na materiale jego ubrania. Nosek wcisnęła w zagłębienie jego szyi ukrywając swą twarz. Nie, nie płakała, ale pragnęła być teraz jak najbliżej. Jego ciepło ciała i kuszący zapach wanilii łagodził ból, jaki w sobie nosiła. Pacnęła go jednak nieco w klatkę piersiową swą drobną piąstką na słowa, że Ragnar nie powinien zwać się mężczyzną.
- Nie zgadzam się Lou... To nie prawda. Był nim i walczył o swój ród i sojusze jakie założył z tamtejszymi wilkołakami przeciwko inkwizycji do ostatniego tchu. Zginął próbując chronić swoich. Może i moje uczucie było jednostronne... Może i mnie wykorzystał, ale nie zgodzę się, że nie miał prawa nazywać się mężczyzną - nutka złości wkradła się w tonację jej głosu, choć nadal miała twarz wciśniętą w szyję wampira. Dłoń na torsie powoli się otworzyła aby zacząć mimowolnie się osuwać ku dołowi. Zatrzymała się dopiero na jego brzuchu.
Pierwszy raz jakiemukolwiek mężczyźnie tyle o sobie wyjawiła. Już wcześniej opowiadała o swoim byłym mężu, jednak nigdy nie przedstawiała szczegółów. Raczej było to ogólnikowe, ot był mężem i ojcem Marr. No i tam coś wspominała, ze im nie wyszło choć go kochała. Louis poznał jednak całą prawdę i to, jak nie potrafiła o niego zawalczyć. Tak przynajmniej to osobiście odczuwała, że może gdyby nie siedziała jak cicha myszka wtedy, to byłoby inaczej, a jednak nie pokazała mu swoistego "pazura". Uważał ją za zbyt słabą dla niego.
- Marr kochała swojego ojca. Był dobrym ojcem. Cierpiała gdy zginął. Nie zdążyłam wtedy. Płakała, a ja.... Musiałam trwać, aby wydostać ją z tego piekła. Ona tyle cierpiała widząc jak ginie jej rodzina, a ja byłam za daleko. Widziałam, jak płakała, ranna leżąc w moich objęciach, a ja nie byłam w stanie uronić nawet jednej łzy. Nawet jeślibym chciała - szepnęła. Delikatne ciało lisicy lekko zadrżało. Nagle się odsunęła nabierając głęboki wdech i powoli wypuszczając powietrze. Miała przymknięte oczy, które powoli otworzyła, jednak nie patrząc na niego tylko kierując się od razu w kierunku pozostawionych filiżanek z naparem, który już ostygł.
- Chyba ostygła, ale na pewno nadal jest cudna w smaku - uśmiechnęła się lekko nagle całkowicie zmieniając temat. Tryb wiecznej ucieczki ewidentnie sam się włączył chcąc oddalić od siebie kolejne zderzenie z własnymi przemyśleniami, jakby nie chcąc dopuścić myśli, że nie płakała za Ragnarem dlatego, że musiała być opoką dla córki, a dlatego, że nie miała za kim płakać po prostu, co najwyżej za resztą utraconej rodziny.

@Louis
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Sponsored content


Strona 1 z 2 1, 2  Next

Powrót do góry

- Similar topics

 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach