Nietrafiony Prezent - Gabinet Elisabeth 25 XII

2 posters

Go down

Marcus Wijsheid

Marcus Wijsheid
Liczba postów : 588
Gdy odczytał wiadomość od Elisabeth, zrozumiał, że coś poszło nie tak. Jak myślisz, co się stało? Myślałem, że się jej spodoba. Wilk odezwał się z delikatnym niepokojem w głosie - Nie wiem, ale szczerze mówiąc, nie podoba mi się to.- Marcus odpowiedział głośno. W końcu był sam w biurze, nie musiał bawić się w konwenanse. Mi osobiście też nie. Własnoręczny wyrób raczej nie powinien jej urazić, chyba że ma to, coś w związku z przeszłością. Dodał wilk - Nie wiem, sprawdźmy to. Po tych słowach, wstał i ruszył najpierw do barku. Wyciągnął z niego butelkę wina i dwa kieliszki. Tak zaopatrzony ruszył do Gabinetu Elisabeth.
Był ubrany bardzo swobodnie jak na niego, jeansowe spodnie i biały t-shirt. Powoli podszedł do drzwi gabinetu Elisabeth. W sumie nie powiedziała, kiedy chce pogadać prawda? zaśmiał się Wilk. To prawda nie powiedziała. uśmiechnął się i zapukał do drzwi. Po czym wcisnął klamkę i wszedł powoli do środka - Zaniepokoiła mnie twoja wiadomość. - mówiąc to podniósł rękę w której trzymał kieliszki i butelkę wina. - Mam nadzieje, że nie wzgardzisz kieliszeczkiem - mówiąc to przyglądał się uważnie kobiecie, chcąc wyczytać z niej jak najwięcej.

_________________
"Gdy dusza opuszcza swą cielesną powłokę zauważasz, że śmierć i obsrane spodnie rzeczywiście idą w parze."
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Elisabeth Riche

Elisabeth Riche
Liczba postów : 635
Była zaskoczona. Nawet podwójnie zaskoczona. Raz, przez prezent jaki wysłał jej wilkołak. Był cudny. Wyglądał na prawdę pięknie. A jednak... Wciąż wywołał w niej nieco bólu. Może nawet więcej niż nieco. Patrzyła na wisiorek dłuższą chwilę, a w jej serduszku czuła ból. Tym gorzej się jakoś poczuła. Wysłała wiadomość do wilkołaka. Była szczera. Nie spodziewała się jednak tego, co dalej się stało.
Siedziała nad jakimiś papierami usłyszawszy pukanie. Marcus wszedł do środka, a ona uniosła swój wzrok na niego. Prezent wciąż leżał obok niej. Uniosła brwi zaskoczona. Westchnęła cicho odkładając dokumenty na bok. Jej ogólny wyraz postawy był nieszczególny. Właściwie była jakby... beznamiętna. Wstała od biurka i wskazała mu miejsce na kanapie. Sama również tam podeszła siadając na przeciwko.
- nie wzgardzę odpadła spokojnie siadając - Nie spodziewałam się, że od razu przyjedziesz przyznała spokojnie poprawiając swoje blond włosy. Spojrzała w jego oczy. Wiedziała po co przyszedł. Chciał odpowiedzi. To było jasne niczym słoneczko.
- Dziękuję za prezent. Jest piękny. Doceniam również to, iż własnoręcznie go wykonałeś. Jednakm.. to co ostatnio się wydarzyło... I moja przeszłości.... Budzi wiele wątpliwości, bolesnych wspomnień i... Jakby to ująć... Stawia mnie w dość... Niekomfortowej sytuacji zaczęła spokojnie czekając nie dość, na jego realizację, jak też na to, aby zasiadł i polał im wspomnianego wina do kieliszków.
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Marcus Wijsheid

Marcus Wijsheid
Liczba postów : 588
Owszem lubił zaskakiwać i widząc zaskoczenie na jej twarzy, pewnie by się uśmiechnął. Jednak konotacje aktualnego spotkania raczej nie skłaniały do uśmiechu, a jej słowa jedynie go w tym utwierdziły. Zacznijmy jednak od początku.

Dostrzegł zaskoczenie, usłyszał ciężkie westchnienie, widział uważnie jej postawę. Coś mi się tu nie klei Powiedział Wilk - Mi też. Zwykle elegancka bez względu na sytuacje teraz jest taka jakaś przygaszona. - Odpowiedział wilkowi, zdając sobie sprawę, że powiedział to głośno. Zaśmiał się delikatnie - Wybacz, wyrwało mi się. - dodał, zajmując miejsce na kanapie, z uwagą słuchając lekko chaotycznych słów kobiety. Ej dobra, kiedy ostatni raz widziałeś ją w takim stanie? spytał Wilk. Marcus nic nie odpowiedział, jedynie zębami wyciągnął wystający korek i rozlał wino do obu kieliszków jeden, podając kobiecie. - Czosnku? - zapytał jedynie, a na jej słowa o Jego natychmiastowej reakcji uśmiechnął się - Wiesz, jeśli mogłem coś spaprać, to bądź co bądź nie było powodu czekać. - zerknął kobiecie w oczy - A skoro byłem tuż obok, to po co zwlekać, jedno opierdol w ostatnim czasie od ciebie wystarczy - zaśmiał się.

Słuchał z uwagą jej wyjaśnień, ostrożnie położył rękę na jej dłoni. - Ej spokojnie, jeśli nie chcesz, to nie musisz na siłę mnie pocieszać. - Odpowiedział, a Wilk zareagował natychmiast. To nie w jej stylu Marcus, ona nie ma w zwyczaju prawić komplementów, jeśli nie mają pokrycia, między nami nie musi być dyplomatyczna i dobrze o tym wiesz. Skinął głową na słowa Wilka - Masz racje. To nie w jej stylu. - odpowiedział Wilkowi głośno, by kobieta wiedziała, że ten rozmawia z wilkiem. - Elisabeth, jeśli to wywołuje ból, to wybacz, nie wiedziałem. Nie było to moim zamiarem. Twoja przeszłość jest dla mnie tajemnicą. Gdyby nie moje spotkanie z Marr przed laty... - zamilkł, zdając sobie sprawę, że nigdy nie rozmawiali na ten temat. Do dziś pamiętał swoje zaskoczenie, jak dotarło do niego, że Elisabeth i Marr łączą takie więzy. Czy to o ta przeszłość była problemem?


  

_________________
"Gdy dusza opuszcza swą cielesną powłokę zauważasz, że śmierć i obsrane spodnie rzeczywiście idą w parze."
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Elisabeth Riche

Elisabeth Riche
Liczba postów : 635
Kącik ust kobiety mimowolnie uniósł się do góry słysząc słowa mężczyzny właściwie do wilka, nie do niej. Nie pierwszy raz słyszała, jak tak ze sobą rozmawiał. Nie było więc to dla niej zaskoczeniem.
- Może i przygaszona, ale nadal elegancka- odparła na to i machnęła dłonią by się przecież tym nie przejmował. Nie musiał się przed nią tłumaczyć.
Usadawiając się wygodnie skinęła głową na tak, iż mógł dodać nieco czosnku do jej kieliszka. Wypicie jednego lub dwóch przecież jej nie zaszkodzi. A i tak już tej nocy nie miała mieć żadnych spotkań. Były święta.
- Niby też racja... Jednak za to nie dostaniesz opierdolu. Nie martw się. - blondynka nawet nie drgnęła czując jak jego ciepła dłoń objęła jej chłodną. Patrzyła w jego oczy spokojnie, choć może bez szczególnego wyrazu. Tak nieco beznamiętnie, bez emocji. Tak, jakby ktoś wszystkie z niej wyciągnął. W porównaniu do tego jak zachowywała się na co dzień, faktycznie widok nietypowy.
- Nie pocieszam cię. Stwierdzam fakt, iż jest to podarek na prawdę piękny. Cenię sobie twoje dzieło. Co jednak tyczy się bólu... Nie miałeś możliwości o tym wiedzieć, bo ja o tym nie rozmawiam - stwierdziła spokojnie. Pokiwała delikatnie głową słysząc wzmiankę o jej córce. - Powiedziała, kim jest ojciec, prawda? - pytanie wydawało się raczej retoryczne. Dostrzegła bowiem jego reakcje, to jak zamilkł. Nigdy nie rozmawiali na ten temat. Wzięła kieliszek z winem do wolnej dłoni i upiła łyk alkoholu. No może nawet nie łyk. Właściwie... Jak na nią postąpiła dość barbarzyńsko wypijając cały na raz i że stoickim spokojem odstawiając go na blat stolika.
- Kocham jej ojca nad życie. Choć nie żyje od kilku setek lat, nie wyparłam go ze swego serca. On mnie przemienił, byłam jego żoną, urodziłam cudowną córkę, mieszkałam z rodem. A potem... Nasze drogi się rozeszły, a ja zatraciłam się w życiu biznesu licząc przez wieki na to, że pozostawi swe nowe żony i wróci do mnie. Tak się jednak nigdy nie stało. Przez wieki czekałam nie odważając się by samej znaleźć odrobinę szczęścia z kimś innym. Ponad dziewięćset lat... W samotności. - Swoimi ciemnymi tęczówkami patrzyła wprost w oczy wilkołaka. Spokojna, wyrafinowana, nie okazująca żadnego smutku, nieco nawet chłódna można by rzec. Nie zabrała swej dłoni spod jego. Trwała w bezruchu. Tylko jej usta ponownie postanowiły się poruszyć.
- To przez niego nabawiłam się choroby o obniżonym libido, chociaż to ostatnio też wariuje. Mniejsza... - uniosła jego dłoń i położyła na swoim własnym karku. Wciąż nie odrywała wzroku od mężczyzny. - Sam zobacz, a zrozumiesz - zaproponowała czekając na jego reakcję.
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Marcus Wijsheid

Marcus Wijsheid
Liczba postów : 588
Uśmiechnął się delikatnie i skłonił delikatnie Elisabeth. - Elegancka i seksowna - tym razem Wilk wbił się w rozmowę, wypychając Marcusa w tył świadomości. Kobieta mogła dostrzec tą subtelną zmianę w jego oczach. Znów oczy zmieniły się delikatnie i to Marcus się odezwał - To był cios poniżej pasa Wilku - uśmiechnął się w kierunku kobiety. - Choć i rację musze mu przyznać. - Po tej krótkiej wymianie zdań otworzył tradycyjnie swój sygnet i dodał jej czosnku sobie odrobinę tojadu.

- Jakoś mnie to nie uspokoiło, przyznam szczerze - uśmiechnął się, przyglądając się uważnie kobiecie. - To fakt nie mieliśmy zbyt wiele okazji do rozmowy o twojej przeszłości. Albo uganiałaś się za jakąś bestią, albo ganialiśmy za Żołnierzykiem z namiotem na głowie. - jak zawsze żartobliwy ton, jednak oczy nie okazywały tego radosnego tonu. - Dziwne, że w Anglii nie poruszaliśmy tego tematu, ani później. Chociaż fakt później, mieliśmy inne rzeczy na głowie. - dodał nieco poważniejszym tonem. Słysząc jej pytanie i widząc, jak wychyliła cały kieliszek jednym ruchem, skinął jedynie głową i od razu uzupełnił zawartość kieliszków zawartością obu specyfików.
Z uwagą słuchał jej słów. Analizując każde pojedyncze słowo, czując, że każde z nich jest postawione tam, gdzie miało być i że każde z nich ma konkretne znaczenie. Jej słowa wywołały niemałe zaskoczenie w jego umyśle. To zdecydowanie wiele wyjaśnia, nie uważasz? Wypalił Wilk, szczęśliwie mówiąc to w umyśle. Zdecydowanie dodał Marcus, tym razem pilnując się, żeby jednak odpowiadać swojemu Ego w umyśle. - Czekaj, jaka choroba? - Wypalił, będąc w szoku tego, co zrobiła zaraz po swoim potoku słów. - Jesteś tego pewna? - zapytał. Jeśli ponownie otrzymał zgodę, jego oczy przybrały fioletowy odcień - Czego mam szukać - zapytał, i gdy otrzymał jakieś wskazówki wbił pazury w szyję Elisabeth wchodząc w głęboki trans.

_________________
"Gdy dusza opuszcza swą cielesną powłokę zauważasz, że śmierć i obsrane spodnie rzeczywiście idą w parze."
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Elisabeth Riche

Elisabeth Riche
Liczba postów : 635
W odpowiedzi jedynie pokręciła delikatnie głową. Tak. Lubiła komplementy. Usłyszała je. Dotarły do niej. Jednak właściwie to nie był odpowiedni czas na nie. Choć je rozumiała, to nie szczególnie na nie reagowała. Nie uśmiechała się czule, nie kokietowała, nie odpowiadała na nie. Jedynie pokręciła lekko głową bardziej na znak, aby pozostawił je na kiedy indziej. Zaraz potem skinęła lekko głową w podziękowaniu za dodanie czosnku. Tak. Tego jej było potrzeba.
- Ja ogólnie nie poruszam tego tematu. Nawet z własną córką. Z samą Marr jako tako poruszyłam temat nie tak dawno. Nazwijmy to... Tematem tabu. Mimo wszystko przy tym prezencie uznałam, iż należą ci się pewne wyjaśnienia - stwierdziła spokojnie. Ona na prawdę bardzo mocno unikała tego tematu. Nawet jeśli wspominała o swoim ex-mężu, to nawet nie wspominała jego imienia. Tak już ta kobieta po prostu miała. Spoglądała wprost w jego oczy.
- Zespół obniżonego popędu seksualnego. Taką posiadam chorobę. W większości wypadków... Nie mam totalnej ochoty na seks. Mógłbyś stać przede mną nago i choć uważam cię za ciacho do schrupania, to nie zrobiłoby mi się nawet mokro - odparła tłumacząc wręcz łopatologicznie. Miała nadzieję, że bardziej zrozumie dzięki temu jej sytuację i fakt, w jaki sposób mogła nabawić się takiej, a nie innej choroby. Skinęła delikatnie głową na potwierdzenie tego, iż jest pewna aby wbił swe pazury w jej kark. Przymknęła swe oczy oczekując na jego działanie.
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Marcus Wijsheid

Marcus Wijsheid
Liczba postów : 588
Widząc jej beznamiętną reakcję, odpowiedział jedynie - Masz racje nie ten moment. - po czym z uwagą przysłuchiwał się jej kolejnym słowom. Przez chwilę zastanawiał się, czy cokolwiek powinien jej odpowiedzieć na te słowa, jednak postanowił milczeć. Widział, z jaką uwagą patrzyła mu w oczy i dostrzegł w nich coś, co mówiło mu, że jeśli przerwie jej zbędnymi słowami mogłoby spowodować to, że zamknie się znów na ten temat. Ciekawość i... Troska? Widział, że chciała w końcu zrzucić z siebie pewien ciężar, zostawić coś za sobą, pochować pewne demony. Demony przeszłości.

- Twoja dosadność jest wręcz zadziwiająca Orzeszku. Choć przyznaje, miło słyszeć tak dobre zdanie o mojej skromnej osobie - znów delikatna kokieteria brzmiała w jego głosie. No cóż, pewnej natury nie oszukasz i ciężko z nią walczyć. Narrator jednak zastanawia się, czy graczka, opisując Marcusa w tak jak, że obrazowy sposób, miała na myśli wiza czy gracza? Wróćmy jednak do tematu, z uwagą słuchał wskazówek kobiety, po czym faktycznie wbił pazury w jej kark.



Oderwał pazury od szyi kobiety i ostrożnie odsuwając się od niej, osunął się na podłogę. Przymknął oczy, ukrywając w nich spływające łzy. - Wybacz - szepnął. Przed jego oczami pojawiły się obrazy demonów, z którymi sam zmagał się niejednokrotnie. - Czy każde z nas musi mieć krwawą historię, pełną śmierci i straty? - szepnął, powoli podnosząc się z podłogi - Czy każde z nas musi przeć naprzód z demonem kostuchy idącym za nami krok w krok, czyhając na naszych najbliższych... - mówił łamiącym się nieco głosem - Czasem zastanawiam się, skąd mam w sobie tyle siły na to, by nie mordować jak za dawnych lat. Za to, co nam zrobili.. - aluzja do inkwizycji była aż nazbyt oczywista. Sięgnął po swój kieliszek, wypijając go na raz, po czym nalał sobie kolejnego. Tym razem zamiast jednej granulki tojadu dosypał sobie trzy. Miał gdzieś to, że wyłączy praktycznie regeneracje. Miał ochotę się urżnąć. Spojrzał na kieliszek kobiety, jeśli ten również był pusty, dolał również i jej. - Teraz rozumiem. Rozumiem i twoją reakcję i nienawiść Marr do inkwizycji przed laty. - wysunął w jej stronę kieliszek, nie musiał mówić nić, toast był aż nadto klarowny.

_________________
"Gdy dusza opuszcza swą cielesną powłokę zauważasz, że śmierć i obsrane spodnie rzeczywiście idą w parze."
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Elisabeth Riche

Elisabeth Riche
Liczba postów : 635
- A to i tak nie wszystko, na co mnie stać - mimowolnie się uśmiechnęła w tej jednej kwestii. Taka była prawda. Mogła znacznie bardziej dać do zrozumienia na czym owy problem polegał. Jednak między nimi to wyjaśnienie było dosadne, a zarazem wystarczające. Proste, a zarazem nie wulgarne. Co zaś tyczy się pytanie... Oczywiście, że wiza. Na gracza to inna sprawa, w końcu powiązania są zbyt silne.
Przez cały trans siedziała w pełni nieruchomo, mając przymknięte oczy i pozwalając mu surfować w jej wspomnieniach. Wdzięczna mu była, iż nie przeglądał tych najbardziej intymnych wydarzeń. Mógł jednak dostrzec, iż nawet ich nie miała aż tyle patrząc na jej właściwy wiek. Nie ukrywajmy się, jak na wampirzycę, która miała ponad tysiąc dwieście lat, to jej "romantyczne" wątki były w znikomej ilości.
Cicho westchnęła czując, jak wyciągnął pazury z jej karku. Pochyliła się, wspierając się łokciami o własne kolana. Wzięła kilka głębszych wdechów. Nie napiła się od razu alkoholu. Pozwoliła, by wpierw mimo wszystko w miarę zasklepiło się to, co miała w efekcie owych działań na tyłach swej zgrabnej szyjki. Spokojnie wysłuchała jego słów patrząc na blat stolika. Ostatecznie cicho westchnęła i w końcu sięgnęła po kieliszek wypijając ponownie jego zawartość za jednym razem. tak, jakby to była wódka, a nie wino. W teorii nie wypadało, a jednak w tej sytuacji... Można im to wybaczyć. Wyprostowała się, oparła nieco wygodniej i założyła nogę na nogę, by spleść swe dłonie na kolanie.
- W takich czasach żyliśmy. W takich czasach pojawiliśmy się na tym świecie w ten, czy inny sposób. To właściwie czyny nasze, nasza arogancja i ignorancja wywołała właśnie to, co później przytrafiło się w naszych życiach. To właśnie ta siła, by nie mordować jak dawniej pozwoliła nam zbudować to, co mamy teraz. Ten sojusz. Czasem jednak się zastanawiam, czy może za mało młodych uczymy historii... Oni nie rozumieją, dlaczego są takie restrykcje. Choć natura woła o krew, tak trzymanie na wodzy naszych wewnętrznych potworów pozwala uniknąć powtórki z rozrywki. Chociaż... - spojrzała znów w kierunku jego twarzy, by móc spojrzeć w jego oczy. - Mój instynkt mi podpowiada, że młodzi nie chcą zapoznać się z historią. Niby ją znają, ale nie rozumieją. Przez co i nie rozumieją do końca naszych idei, tego co zbudowaliśmy. Niby wdzięczni, a jednak skrywający przed nami swe poczucie wyższości. Spójrzmy na samego Thomasa... - pokręciła głową. Z jej ust ponownie umknęło ciche westchnięcie. Wstała ze swojego miejsca i podeszła do okna odsłaniając je. Otworzyła okno by móc wyjrzeć na zewnątrz, gdzie noc skrywała głębię obrazu skrytego za oknem. Oparła swe dłonie o parapet.
- Teraz, gdy moje serce i umysł w końcu postanowiły odpuścić minione wieki, tak pojawił się na nowo strach, iż kostucha znów przyjdzie. Mój organizm wariuje. Pobudzone pragnienie, chęć przerwania kręgu samotności, oderwania się od przeszłości, a zarazem strach, iż znów pozostanę porzucona, stracę co kocham. Nie umiem się uwolnić od tego zamkniętego kręgu własnych wspomnień, pobudzanych co chwilę na różne sposoby. Biznes jest czymś, czym zajmowałam się jeszcze za ludzkich czasów. Idealnie zajmuje mą głowę aby nie rozpamiętywać. Nie ma idealnego rozwiązania mojego niejako uzależnienia od byłego męża i odtrącenia. - przymknęła na chwilę swe oczy pozwalając, by chłodny wiatr owiewał jej delikatną, równie zimną skórę twarzy, szyi i odsłoniętych ramion.
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Marcus Wijsheid

Marcus Wijsheid
Liczba postów : 588
- Korci sprowokować, żebyś pokazała to więcej - uśmiechnął się nieco złośliwie. Wiedział jednak, że gdy chciała, potrafiła być bardziej dosadna, przy tym bardziej złośliwa, jeśli tego chciała i mogła sobie na to pozwolić.

Przyglądał się mimowolnie kobiecie, pozwalając nieco uspokoić się emocjom. Znów ta stoicka elegancka postawa. - To prawda czasy były brutalne, chociaż nie zgodzę się do końca z twoją opinią. To nie my za to odpowiadamy, To strach i ignorancja ludzi spowodowała to, co zaszło. Zobacz jak w dość krótkim czasie ludzie, pokarm, bydło szykowane na rzeź stało się drapieżnikiem. - zamyślił się na krótką chwilę - Jak my fizycznie przystosowani do bycia łowcą staliśmy się zwierzyną, ofiarą własnego pokarmu. Wierz mi, nie raz mam ochotę pokazać im, kto tak naprawdę jest drapieżnikiem. Kto tak naprawdę jest lepiej przystosowany. Może nazwiesz mnie głupcem, ale uważam, że ludzie mają jedyny cel, dobrze nam smakować. Wybacz, jeśli cię urażę tymi słowami, ciągle zapominam, że część z naszej społeczności wywodzi się od ludzi. Nastały takie czasy i mamy taką technologię, że ze spokojem moglibyśmy ich hodować. Przyznaj, ile problemów zaoszczędziłoby to nam w dzisiejszych czasach. - zamilkł, patrząc kobiecie w oczy. - Masz racje, byliśmy i niektórzy z nas nadal są aroganccy. Nie jesteśmy już na szczycie łańcucha pokarmowego. i nigdy na szczyt nie wrócimy. Czasy się zmieniły. Musieliśmy nauczyć się żyć na nowo, w nowym świecie. Nauczono nas tego krwią, batem, i rzezią naszych najbliższych. - wychylił kolejny kieliszek i nalał następny - Patrząc, jak niektórzy obnoszą się z dumą, wobec tego, kim są i uznają się za lepszych od ludzi, przydałaby im się szkoła pokory, taka, jaka spotkała nas. - odniósł się smutno do kolejnych słów kobiety. - Nałożyliśmy te restrykcje dla naszego bezpieczeństwa. Niewielu pozostało takich, co pamiętają dawne czasy, została nas garstka. Każdy z nas pamiętających te czasy popiera nasze decyzje. Jednak Elisabeth przyznaj szczerze, czy sama zgadzasz się z każdą naszą decyzją? Czy tak do końca uważasz, że tak to powinno wyglądać? Nie po to natura stworzyła nas drapieżnikami, żebyśmy kryli się jak owce. - Powiedział ze smutkiem. - Zbudowaliśmy utopijny azyl. Konieczny to oczywiste, ale nadal, to jedynie schron dla niedobitków. - spojrzał kobiecie głęboko w oczy - Elisabeth, my sami skrywamy wewnętrzne poczucie wyższości, to nie bierze się znikąd, oni też to czują. Naszym jedynym błędem jest to, że traktowaliśmy ludzi jak bydło, nie potrafiliśmy i do dziś czuje, że ich nie wyciągnęliśmy. Chowamy się za zasłona maskarady, a nie szukamy rozwiązań. Dlaczego nie możemy nauczyć siebie i ich jak razem żyć? Zgoda, ludziom może nie uśmiechać się pozycja ofiary, co jest w pełni zrozumiałe. Dlaczego nie zastanowić się nad rozwiązaniem jak zachować nasze prawo do pożywienia i ich prawo do życia? - tymi słowami trochę może i zaprzeczał swoim wcześniejszym słowom, jednak jak by się głębiej nad tym zastanowić, miało to logiczny sens.

Wstał, powoli podchodząc do kobiety, stanął tuż obok niej i kładąc jej rękę na biodrze, westchnął ciężko. - Obrócił się, opierając się o parapet, stając bokiem do kobiety. Spojrzał jej w oczy - Ktoś bardzo mądry powiedział mi, daj umarłym pić w Walhalli. Skup się na tych, co pozostali na tym łez padole. - uśmiechnął się smutno - Z przeszłości należy wyciągnąć naukę, a potem pogrzebać, zostawiając za sobą. To było Elisabeth. Teraz czasy są inne, My jesteśmy inni. - pogładził ją po policzku. - Zacznij myśleć o sobie, tym co teraz, o tym, co jutro. - przymknął na chwilę oczy, biorąc głęboki wdech. - Czas iść naprzód Elisabeth. Czas pochować zmarłych i ułożyć sobie życie na nowo. W nowej rzeczywistości, bez tych ludzi, którzy byli nam bliscy, a otworzyć się na tych, co są teraz nam bliscy i co zechcą być nam bliscy. - Słowa, które skierował do kobiety były tak boleśnie prawdziwe, a zarazem ujawniły przed nim jego własną hipokryzję.

_________________
"Gdy dusza opuszcza swą cielesną powłokę zauważasz, że śmierć i obsrane spodnie rzeczywiście idą w parze."
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Elisabeth Riche

Elisabeth Riche
Liczba postów : 635
Blondynka spojrzała na niego poważnie. Można było w niej wyczuć pewną nikłą zmianę. Nie, to nie była złość. Coś raczej w stylu niedowierzania. Choć z drugiej strony poniekąd zrozumienia. Rozumiała jego tok rozumowania, jednak nie była w stanie się z tym zgodzić. I to miała zamiar mu również poniekąd wyjaśnić.
- Skarbie... A kto ich mordował niczym bydło? My. To my wywołaliśmy ten strach. To nie była ich ignorancja. Bo właśnie to oni nie zignorowali tego, co działo się wokół nich. Otwarte rzezie, jakie były na nich prowadzone, wybijane małe wioski dla czystej zabawy i pragnienia. Nie byliśmy po prostu łowcami. Byliśmy zwykłymi potworami z najgorszych koszmarów, jakie kiedykolwiek mogłyby się im przyśnić. Nie wykorzystywaliśmy swych darów by kusić, by przyciągać i by karmić się na pojedynczych jednostkach bez wykrycia. Niektórzy robili polowania na ludzi niczym na stado łań uciekających przed śmiercią. Przed chartami, goniącymi ich wewnątrz lasu aż do wyczerpania ostatnich sił, wybijając, mordując i nawet nie korzystając ostatecznie z ich śmierci. Pozostawiając ich truchła do odnalezienia przez współbratymców. Jednak czy są łaniami? Nieeee... Oni są istotami tak samo myślącymi jak i my. Nasza ignorancja tej kwestii pozwoliła na zbudowanie Inkwizycji. Tych, którzy się nie bali, a sami weszli w tryb przetrwania i stłamszenia koszmaru, aby nigdy więcej nie pojawił się w ich snach. Aby mogli zapomnieć i żyć znów niczym wolne łanie wyniszczając zaś inne gatunki przy tej okazji. Koło życia zmniejsza się. Poczuli wolność, weszliśmy w stan zapomnienia, a by nie obudzić tego, czego my się boimy, stworzyliśmy azyl. Ich strach został obrócony przeciwko nam, tworząc to, czego i my się teraz boimy. Z łowcy na zwierzynę, ze zwierzyny w cichego mordercę. Tym mordercą i assasynem powinniśmy byli być od początku. Po cichu, delikatnie skubiąc i pozbywając się najsłabszych jednostek niczym lwy na Saharze. Właśnie w tym rzecz, że jesteśmy lepiej przystosowani, aby właśnie w taki sposób działać. Po cichu, ukryci płachtą nocy, z lepszymi zmysłami, z dodatkowymi umiejętnościami, które ułatwiałyby nam to zadanie. A jednak nie. Większość wybrał czyste okrucieństwo i krwawe kąpiele, ściągając na nas niepotrzebną uwagę. - zamilkła na chwilę. Cicho westchnęła. - Możemy się nie zgadzać w tej kwestii. Najważniejsze, że zgodziliśmy się w tym, aby stworzyć azyl, w którym możemy wesprzeć naszą ginącą społeczność. Sam z resztą przyznałeś, że traktowaliśmy ich jak bydło. I właśnie w tym tkwił problem naszej arogancji i ignorancji. - Blondynka zaśmiała się w dość charakterystyczny sposób. Jej śmiech wyrażał gorzki żal i świadomość tego, iż było to a wykonalne. Pokręciła delikatnie głową w przeczącym geście.
- Niee... To by nie wypaliło. Wyobraź sobie tą panikę ludzi. jedni chcieliby naszej śmierci w trybie natychmiastowym. Inni zaś chcieliby koegzystencji. A jeszcze inna grupa... Dobrze wiesz, do czego są zdolni. Spójrzmy chociażby na samą Selenę i Oświęcim. Pragnęliby dorwać naszą długowieczność. Nasze umiejętności, a zarazem posiadać możliwość chodzenia za dnia bez efektów ubocznych. Bez konieczności picia krwi czy pożywiania się ludzkim mięsem i przemieniania się w stwora z baśni i horrorów. Bądźmy realistami Skarbie - odparła spokojnie. Słyszała, jak szedł w jej stronę. Poczuła jego obecność przy swym boku. Powoli odwróciła głowę w jego kierunku, by móc ponownie spojrzeć w jego oczy. Pozwoliła na to, aby wsparł dłoń o jej biodro, aby dotknął jej chłodnego policzka. Czy byłą zaskoczona tym, że Louis zabił siostrę Marcusa? Nie do końca. To nie tak, że to nie było szokujące. Nie oceniała sytuacji, bo nie znała detali. Nie śmiałaby więc oskarżać tutaj ko. Znała również samego Azjatę i wiedziała, że jeśli to zrobił, to z konkretnych powodów. W to nie wątpiła. Pozwoliła sobie ostatecznie tej części wypowiedzi nie skomentować. Niektórych rzeczy zwyczajnie lepiej było uniknąć, a jakby sam chciał jej wyjawić szczegóły, to to zrobi w dla siebie dogodnym momencie.
-Ja złożyłam sobie obietnicę, że zrobię co w mej mocy, aby ochronić jak najwięcej. Nigdy jednak nie złożyłam i nie złożę obietnicy, iż nie pozwolę by ktokolwiek zginał. Jestem realistką i zdaję sobie sprawę, że jest to poza moim zasięgiem. Nie jestem boginią, aby to upilnować. Mogę wesprzeć, mogę doradzić, mogę starać się zrobić jak najwięcej. Nikt jednak nie jest w stanie zapewnić jednak stuprocentowej pewności, iż uda się ocalić i objąć ochroną wszystkich. Oni też w końcu mają swoją wolną wolę - odparła jedynie cicho na te słowa. Sama również obróciła się, by stanąć z nim twarzą w twarz. Zaraz raz jeszcze się jednak obróciła i usiadła zgrabnie na parapecie. - Moja córka mówiła podobnie. Jednak ciężko pozbyć się uzależnienia. W teorii od dawna nie smakowany narkotyk, jednak wszedł pod skórę niczym najmniejsza, a najbardziej upierdliwa drzazga, która nie pozwala o sobie zapomnieć w tym konkretnym ruchu, jaki chciałoby się wykonać. Potrzebny nie tylko odwyk, ale i swoista terapia. Powiedzmy, że jestem w jej trakcie... A jednak mam wraże nie, że to jednak wciąż za mało, aby przekonać mnie w pełni o tym, aby zapomnieć o tym co było i co stworzyło mnie taką, jaka jestem teraz. W końcu gdyby nie on... Nie byłoby mnie, ani Marr. - Elisabeth sama przymknęła na chwilę oczy. Trochę żałowała, że nie miała przy sobie swojego kieliszka z winem. No trudno, potem go wypije.
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Marcus Wijsheid

Marcus Wijsheid
Liczba postów : 588
Z uwagą słuchał słów kobiety, Wrócił na chwilę do stołu, sięgając po butelkę wina. Wyciągnał na chwilę telefon, na którym napisał krótką wiadomość. i powrócił do okna - Urodziliśmy się w parszywych czasach, gdzie o potędze świadczyła siła. W czasach gdzie największym honorem był honor rycerza, honor wojownika. Potomkowie moich pobratymców najeżdżali na Francję i Anglię. - westchnął ciężko - Krew, walka, rzeź to część mojego jestestwa. Początkowo mój ród żył między ludźmi, jednak jako urodzony nigdy nie traktowałem ludzi inaczej niż jak pokarm. - uśmiechnął się nieco smutno, patrząc w przestrzeń za oknem. - Mimo to, odkąd stanąłem na czele mojej rodziny, nigdy nie pozwalałem na polowanie, więcej niż jest to konieczne. - pociągnął solidny łyk prosto z butelki. Zamyślił się chwilę dłuższą chwilę i podsunął kobiecie butelkę. Wino co prawda było bez dodatku, ale cóż musieli chwilę wytrzymać. - Brałem udział w wojnach na Skandynawii, Rusi kijowskiej, i frontach wielu wojen w Europie. - dalsza wypowiedź została przerwana pukaniem do gabinetu. - Wejdź - Do gabinetu wszedł mężczyzna z dwoma butelkami wina. Otworzył obie i podał je Marcusowi. - Dziękuje, możesz odejść. - Mężczyzna skłonił się i wyszedł a Marcus, otwierając sygnet, dodał do jednej butelki białe granulki do drugiej ciemnofioletowe. - Widzisz Orzeszku, Ze zwykłego ludzkiego punktu widzenia byłem bestią. Skandynawie mówili na mnie Gekke vechter, co znaczy szalony wojownik. Dziś źródła historyczne ludzi o takich jak ja nazywają Berserkami. Przemiana w Wilka, jakim jestem, to była ostateczność. Tę zasadę staram się kultywować do dziś. - Podał kobiecie Butelkę, do której dosypał białe granulki. - Dlatego też nie biorę na siebie do końca ciężaru tych stwierdzeń. - uśmiechnął się - Do czasu inkwizycji byliśmy, Tacy jak powinniśmy być według twojej opinii, Assasyni, cichociemni, bez śladów. - upił kolejny solidny łyk z drugiej pozostawionej sobie butelki. Patrzył, w przestrzeń przed sobą, niby w konkretny punkt, a tak naprawdę jedynie w przestrzeń. - Ludzie mają nad nami zdecydowaną przewagę kochanie, zdecydowaną przewagę adaptacyjną. Zobacz ilu z nas, ma problem nadążyć za czasami, w jakich pozwolono nam żyć. Jak wielu z nas utknęło mentalnie w czasach, z których pochodzą. Sam nierzadko bije się z myślami tych właśnie czasów. - spojrzał kątem oka na kobietę. - Nie zrozum mnie źle, nie mówię, że to, co żeśmy razem stworzyli, jest złe. Uważam, że jest bardzo chwiejne, Wystarczy, że któregoś z nas zabraknie a "młodzi" ci niepamiętający czasów inkwizycji, będą chcieli pomsty. Wrócą czasy, za którymi słusznie czy też nie, niektórzy tęsknią, choć coraz mniej tych, którzy jeszcze pamiętają czasy wiecznych łowów.

Wiem Orzeszku. Wiem, że to nierealne i dlatego uważam, że żyjemy w pewnej parszywej utopii. Sztucznym Azylu ułudy. Przedsmak tego, co szłoby, za wyjawieniem mieliśmy podczas wielkiej wojny. Żyjemy pod własnym kloszem, łudząc się o lepsze jutro, jak ścierwojady na bagnach cywilizacji. - zastanowił się chwilę czy pytać, czy może jednak wiedziała coś więcej, niż powiedziane było oficjalnie. - Ile wiesz o Selenie? - zapytał jednak powolnym i badawczym tonem. Znów patrząc w przestrzeń, czekał na odpowiedź.

- Na szczęście niewielu jest takich, za których szedłbym w bój. Wszystkie te osoby zawsze mam na oku. - delikatny uśmiech pojawił się na jego twarzy - Na szczęście wreszcie inkwizycji już nie ma i oby nigdy nie wróciła. - wysunął butelkę jak do toastu. - Wybacz, nie jestem w stanie jej wiernie zacytować, ale widzę, że tobie już też to mówiła - uśmiechnął się do niej serdecznie. - Wiesz Elisabeth, w jednym Egon ma racje, jesteśmy reliktami przeszłości. Sumą wydarzeń, osób których napotykaliśmy na swojej drodze. - oparł się o parapet, patrząc również w głąb gabinetu. - Czas chyba jednak iść dalej. Poukładać ponownie rozsypane klocki. Zebrać stłuczone szkło, z pękniętej szklanki. Jej już nie ma. Tak samo, jak tych osób już nie ma. Jedyne co nam zostaje to powiesić kilka zdjęć, zdjęć złożonych ze wspomnień, tych dobrych wspólnych chwil. Wiadomo, że chciałoby się poczuć ten dotyk jeszcze raz, usłyszeć ten głos jeszcze raz, spotkać się jeszcze raz. - po jego policzku spłynęła pojedyncza łza, która spadając na koszulkę mężczyzny, zostawiła mokrą plamę. - Czas jednak powoli iść naprzód, oni na swój sposób by tego chcieli. Ułożyć sobie życie na nowo, bez nich. - Zamilkł na dłuższą chwilę. Kolejna łza spłynęła po policzku mężczyzny. - Mamy dla kogo żyć i trzeba, choć by dla nich wziąć głęboki oddech, i ruszyć naprzód.




  

_________________
"Gdy dusza opuszcza swą cielesną powłokę zauważasz, że śmierć i obsrane spodnie rzeczywiście idą w parze."
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Elisabeth Riche

Elisabeth Riche
Liczba postów : 635
Blondynka popatrzyła na niego poważnie nieco karcącym wzrokiem. Nie musiał przecież jej takich rzeczy mówić. A już zwłaszcza o tych pobratymcach. Doskonale wiedziała kto zaatakował przecież Paryż. Jej były mąż. Wiedziała jakie były to czasy. Były jednak wciąż inne od aktualnych. Teraz już nie było rycerzy. Czym był honor dla ludzi aktualnie? Niby istniał ale na pewno nie w takim wydaniu. Nie było można zrobić rzezi od tak i zrzucić ot na najazd kolejnych wikingów czy kolejną bitkę o ziemie. Od lat już były ustalone stałe granice, a jakakolwiek otwarta akcja z zabójstwem/morderstwem what ever była skrupulatnie badana przez funkcjonariuszy prawa różnych wydziałów. Przyjęła od mężczyzny wino bez dodatku i upiła kilka łyków. Czułą się z tym nieco dziwnie. Nie piła w ten sposób wina. Było to dość... Barbarzyńskie. Tak, nieco zabawnie to brzmi. Zaraz jednak przyszedł mężczyzna przynosząc kolejne butelki. Uniosła nieco brwi zerkając ma Markusa. No ale niech już będzie. Mimo wszystko ostatecznie zeskoczyła z parapetu i nim odebrała od niego butelkę zgarnęła swój kieliszek. Wróciła na swoje miejsce na parapecie i nalała sobie wina właśnie do owego szkła, a resztę odstawiła na bok. Cicho westchnęła upijając alkoholu.
- Nie twierdzę, że ty akurat ze swymi ludźmi to wywołałeś. Chodzi mi ogólnie. Znałam wiele rodów i grup, które miały wylane na potencjalne konsekwencje. Nie przyglądali się temu co się działo. Nie interesowało ich nic poza czubkami swych nosów. Nie dbali o to, aby zacierać za sobą ślady. Traktowanie ludzi jak pokarm? Jasne. Rozumiem. Byłam człowiekiem i jestem wampirem. Rozumiem to w pełni. Ale brak patrzenia z szerszą perspektywą zapędził nas w kozi róg i jesteśmy tutaj gdzie jesteśmy. W takim stanie, a nie innym - odparła spokojnie dopijając na raz zawartość kieliszka. Nalała sobie ponownie. - I owszem. Ludzie mają zdecydowaną nad nami przewagę w wielu aspektach. Żyją krócej, bardziej intensywnie. Technologia poszła ogromnie do przodu w krótkim czasie. W pewnych sprawach jest to nam pomocne, w innych niezwykle upierdliwe. Myślę, że oboje doskonale wiemy o co chodzi. - spojrzała na swój kieliszek. Westchnęła cichutko ponownie.
- Owszem. Azyl. Golem na glinianych nogach. Jednak to jedyna rzecz jaką jesteśmy w stanie teraz zrobić dla młodych. Ochronić ich. Po to było to stworzone. By chronić i uczyć. Młodzi jednak nie chcą przyjmować już tak nauk jak dawniej. Pozjadane wszystkie rozumy. Zapominają o czym chcą, pamiętają co im się podoba. Chęć znów bycia u szczytu bez zachowania środków ostrożności. Metod na wykorzystanie sytuacji jest wiele, ale widzą wciąż tylko ograniczoną ich ilość. Mszczenie się... Oni nie mają za co. Żyli spokojnie. Może za spokojnie. Czy dało się to zrobić inaczej? Nie wiem. Możliwe. Jest jak jest a my możemy tylko iść na przód - upiła kolejne łyki alkoholu. Przymknęła na chwilkę oczy. Chyba za szybko piła bo już zaczynała odczuwać wpływ procentów. Otworzyła na nowo oczy i spojrzała na wilkołaka. Otarła wilgotny ślad na jego policzku. Ach ta jego ciepła skóra.
- Pewnie macie rację... Jednak jest to ta jedna z nielicznych rzeczy, których nie umiem się nauczyć... Pozostawienie tej części swej historii jako przeszłość. Odsunięcia od siebie już tego uczucia, które nie wróci tak jak i nie wróci i on. Tym bardziej, że on... - machnęła dłonią. - Nie ważne. Mniejsza. Wiesz już generalnie o co mi chodziło - westchnęła dopijając i ten kieliszek do końca. Odstawiła go na chwilę na bok. Westchnęła cichutko przymykając swe oczy. Już niby pożegnała się ostatecznie jakiś czas temu. Jednak wciąż jakoś nie mogła w pełni się przestawić. W sumie ile razy to już próbowała zakończyć? Odsunąć od siebie to upierdliwe myślenie? Oj wielokrotnie. A jednak co jakiś czas wraca.



@Marcus Wijsheid
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Marcus Wijsheid

Marcus Wijsheid
Liczba postów : 588
Dostrzegł to karcące spojrzenie, jednak nie mówił nic, co nie byłoby faktem. Jednak fakt czasy były inne niż wtedy, ale co do jednej kwestii mógłby się nie zgodzić. Rycerstwo, o jakim myślała, kobieta przybrało po prostu inną formę. Dostojeństwo i ogłada przybrały formę dżentelmeństwa. Fakt nikt nie chodził już w żelaznej zbroi z mieczami w ręku, słowo znaczyło mniej niż kiedyś, jednak pewne aspekty przybrały jednak nieco po prostu inną formę. Choć przyznać musiał, że pewien standard zachowań był na wymarciu. Standard, który królował w okresie międzywojennym, kiedy mężczyźni byli w mniejszości, bo większość wymarła na wojnie i trzeba było wykazać się czymś więcej niż barbarzyńską siłą. Czasy się zmieniły to fakt. Druga wojna światowa, jak ją dziś nazywano, ustaliła pewne zasady i granice. Czy skutecznie? Patrząc na pewne zakątki świata, można mieć wątpliwości. Uśmiechnął się, widząc minę kobiety odbierającej od niego butelkę. Przed sobą nie musieli zakładać masek ogłady i opanowania. - Nie patrz tak na mnie, ja się chętnie dziś nawale.

- W pewien sposób jednak każdy z nas się do tego przyczynił. - skwitował. Nie kontynuował jednak tematu. Oboje mieli racje, odnosząc się do tamtych czasów i podejścia. Czasy były dzikie i szalone. - Nic na to nie jesteśmy poradzić. Możemy jedynie przyglądać się temu, próbować reagować, i liczyć na to, że ta ponura historia nigdy się nie powtórzy. - upił solidny łyk z butelki, którą trzymał w ręku. - Arogancja niestety rządzi niestety dzisiejszymi czasami, a my jesteśmy jedynie dla nich reliktem przeszłości. Antykiem, dziadkami opowiadającymi stare historie, które dla nich są jedynie przeszłością. - spojrzał na kobietę kątem oka. - Zdecydowanie za spokojnie, tamte mroczne czasy nauczyły nas pokory, której im brakuje. Czy mogliśmy zrobić coś inaczej? Pewnie tak, ale nie nam to oceniać, oceni nas przyszłe pokolenie. Zrobiliśmy wszystko, co do nas należało, i robimy to nadal.

Poczuł dłoń kobiety na swoim policzku i delikatnie wtulił w nią swoją twarz. Dostrzegł delikatny błysk w jej oczach. - Wiesz, to jest zabawne, mówi się, że czas leczy rany. - zamilkł, upił kolejny solidny łyk ze swojej butelki. - Czym jednak dla nas jest czas? - kolejna chwila ciszy. Ciszy, która aż dzwoniła w uszach. Kobieta jednak mogła dostrzec, że Marcus intensywnie o czymś myśli. - Elisabeth, gdybym opowiedział ci ten sam dowcip kilka razy, załóżmy, że by ci się spodobał, zaśmiałabyś się za pierwszym razem, za drugim śmiałabyś się już mniej, za dziesiątym nie zrobiłoby już na tobie wrażenia. To dlaczego opłakujesz kogoś, kto być może w którymś momencie przestał cię kochać? - zapytał. Czuł ciężar, jaki niosło za sobą to pytanie. Zdawał sobie sprawę, że mogło zaboleć. - To prawda on już nie wróci, tak jak nie wróci moja żona, nasze rodziny nie wrócą. Oni odeszli, a my idziemy dalej. Pustka, tęsknota, żal, to normalne, ale nie powinno nami rządzić. Niezgoda, protest, związany z odejściem to normalne, jednak nie powinni zaprzątać nam myśli cały czas. Jednak czy to, że będziemy tym żyć cały czas, coś zmieni? Nie. Życia im nie zwróci, a nas może wpędzić w bagno, z którego coraz trudniej będzie nam wyjść, im dłużej będziemy w nim tkwić. - Ta rozmowa byla pewnym katharsis, które było potrzebne zarówno jej, jak i niemu. Mówiąc te słowa, zdał sobie sprawę, jak bardzo sam tego potrzebował. Czy jej to w czymkolwiek pomogło? Miał jedynie nadzieje że tak. Objął delikatnie kobietę. - Zostawmy przeszłość za sobą. Idźmy ku przyszłości, pamiętając, ale nie żyjąc tym, co za nami. - Zamilkł. Nie było sensu mówić nic więcej. Na słowa dotyczące Seleny skinął jedynie głową. - Dziękuję. - powiedział jedynie.

[zt/2]

_________________
"Gdy dusza opuszcza swą cielesną powłokę zauważasz, że śmierć i obsrane spodnie rzeczywiście idą w parze."
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Sponsored content


Powrót do góry

- Similar topics

 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach