Liczba postów : 1257
Coraz dłuższe nocy sprzyjało życiu pijawek, które już przed czwartą mogły wyściubiać nosa ze swoich trumien*. Malutka pizzeria Mezzomezzo była zapełniona w osiemdziesięciu procentach. Jak na ścisłe centrum Paryża, ceny były wybitnie konkurencyjne, nawet biorąc pod uwagę jakość pizz i ograniczone dość menu (głównie pod względem rozmiaru, bowiem wszystkie pizze był średnie). Miejsce to ostatecznie było ulubionym wśród turystów szukających oszczędności oraz... wśród wiecznych szukających spokoju. Dla pijawek i kłaków przeznaczone było jednak inne piętro, konkretnie podziemia, do których prowadziła ukryta na zapleczu winda aktywowana czerwonym magnetycznym kluczem pozbawionych jakichkolwiek insygniów. Dodatkowym zabezpieczeniem były wszechobecne kamery termowizyjne, które dawały pogląd na większość przebywających w tym miejscu gości – trzeba było uważać tylko na tych o wyrównanej temperaturze, cóż, oni sprawdzani byli podwójnie przed wejściem do piwnicznej części.
Ta, pozbawiona okien pizzeria, wyglądała jak przyjemny klub, którego oświetlenie delikatnie było tylko podbite czerwonym neonem. Zamówienia przyjmowano przy barze, można było skorzystać z szerokiej oferty syntetycznej krwi oraz pizzy, tym razem z adekwatnym do wilkołaczych żołądków mięsem. Gdyby przez przypadek dostałby się tu jakiś śmiertelny, nie zauważyłby większej różnicy, jeśli chodzi o sposoby podawania potraw, choć... kto wie, czy wyszedłby stąd kiedykolwiek. Dla Tahiry - właścicielki i pomysłodawczyni większości rozwiązań – było to miejsce idealne do niezobowiązujących spotkań przy jedzeniu, które wszystkim smakuje, w poczuciu też swobody wypowiedzi. Takie słowa jak wampir, wilkołak, polowanie, krwawa łaźnia, czy pytania o to, co zrobiło się z ciałem i świadkami, były na porządku dziennym, i znikały w poszumie rozmów prowadzonych przy przyjemnej dla ucha włoskich piosenek. W końcu, to była pizzeria, czyż nie?
Tego pięknego wieczoru inicjującego ostatni miesiąc w roku umówiona była z Livką, krewką wilkołaczycą, młódką o temperamencie poskromionym do tego stopnia, który umożliwiał jej funkcjonowanie w społeczeństwie. Poznały się po powrocie dziewczyny do Paryża, głównie ze względu na behawiorystyczne o ironio porady dotyczące dwóch wielkich wilkowatych kundli: białego Phobosa i czarnego Deimosa, które pilnowały tahirowego sklepu i umilały jej bezsenne dni. Znana z wielkiego zamiłowania do nieśmiertelnej rasy przeciwnej Tahira, z czasem zaczęła proponować wspólne polowania, czy wypady za miasto, zdarzało jej się też w przypadku swoich działań dla rodu pozostawiać psy pod opieką samozwańczej trenerki. Dziś jednak ich spotkanie miało być stricte towarzyskie, choć Darbinyance krążył po głowie pewien psikus, mina, na którą chciała wpakować koleżankę. Pod pozorem wspólnych biznesów związanych z Sacrum, zaprosiła też ojca do stolika. Zakładała, że przejdzie przez przejście, które mieli w piwnicy — w końcu ich dom z jakichś powodów sąsiadował z podziemiami pizzeri. Lada moment miała też pojawić się Liv. Zapowiadał się wyjątkowo ciekawy wieczór. Rozsiadła się więc wygodnie na czerwonej kanapie obitej skórą okalającej kwadratowy stolik, mając po swojej prawej i lewej miejsce dla zaproszonych gości. Ze swojej pozycji widziała cały klub i miała takie wewnętrzne poczucie, że jest on dobry.
*)to znaczy, bardzo zabezpieczonych miejsc, do których nie docierało promieniowanie UV, i wiadomo Kodeks zabraniał szlajania się za dnia po mieście.
_________________
Ta, pozbawiona okien pizzeria, wyglądała jak przyjemny klub, którego oświetlenie delikatnie było tylko podbite czerwonym neonem. Zamówienia przyjmowano przy barze, można było skorzystać z szerokiej oferty syntetycznej krwi oraz pizzy, tym razem z adekwatnym do wilkołaczych żołądków mięsem. Gdyby przez przypadek dostałby się tu jakiś śmiertelny, nie zauważyłby większej różnicy, jeśli chodzi o sposoby podawania potraw, choć... kto wie, czy wyszedłby stąd kiedykolwiek. Dla Tahiry - właścicielki i pomysłodawczyni większości rozwiązań – było to miejsce idealne do niezobowiązujących spotkań przy jedzeniu, które wszystkim smakuje, w poczuciu też swobody wypowiedzi. Takie słowa jak wampir, wilkołak, polowanie, krwawa łaźnia, czy pytania o to, co zrobiło się z ciałem i świadkami, były na porządku dziennym, i znikały w poszumie rozmów prowadzonych przy przyjemnej dla ucha włoskich piosenek. W końcu, to była pizzeria, czyż nie?
Tego pięknego wieczoru inicjującego ostatni miesiąc w roku umówiona była z Livką, krewką wilkołaczycą, młódką o temperamencie poskromionym do tego stopnia, który umożliwiał jej funkcjonowanie w społeczeństwie. Poznały się po powrocie dziewczyny do Paryża, głównie ze względu na behawiorystyczne o ironio porady dotyczące dwóch wielkich wilkowatych kundli: białego Phobosa i czarnego Deimosa, które pilnowały tahirowego sklepu i umilały jej bezsenne dni. Znana z wielkiego zamiłowania do nieśmiertelnej rasy przeciwnej Tahira, z czasem zaczęła proponować wspólne polowania, czy wypady za miasto, zdarzało jej się też w przypadku swoich działań dla rodu pozostawiać psy pod opieką samozwańczej trenerki. Dziś jednak ich spotkanie miało być stricte towarzyskie, choć Darbinyance krążył po głowie pewien psikus, mina, na którą chciała wpakować koleżankę. Pod pozorem wspólnych biznesów związanych z Sacrum, zaprosiła też ojca do stolika. Zakładała, że przejdzie przez przejście, które mieli w piwnicy — w końcu ich dom z jakichś powodów sąsiadował z podziemiami pizzeri. Lada moment miała też pojawić się Liv. Zapowiadał się wyjątkowo ciekawy wieczór. Rozsiadła się więc wygodnie na czerwonej kanapie obitej skórą okalającej kwadratowy stolik, mając po swojej prawej i lewej miejsce dla zaproszonych gości. Ze swojej pozycji widziała cały klub i miała takie wewnętrzne poczucie, że jest on dobry.
*)to znaczy, bardzo zabezpieczonych miejsc, do których nie docierało promieniowanie UV, i wiadomo Kodeks zabraniał szlajania się za dnia po mieście.
_________________
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!