22.11 Liv&Tahira&Sahak

3 posters

Go down

Tahira

Tahira
Liczba postów : 1257
Coraz dłuższe nocy sprzyjało życiu pijawek, które już przed czwartą mogły wyściubiać nosa ze swoich trumien*. Malutka pizzeria Mezzomezzo była zapełniona w osiemdziesięciu procentach. Jak na ścisłe centrum Paryża, ceny były wybitnie konkurencyjne, nawet biorąc pod uwagę jakość pizz i ograniczone dość menu (głównie pod względem rozmiaru, bowiem wszystkie pizze był średnie). Miejsce to ostatecznie było ulubionym wśród turystów szukających oszczędności oraz... wśród wiecznych szukających spokoju. Dla pijawek i kłaków przeznaczone było jednak inne piętro, konkretnie podziemia, do których prowadziła ukryta na zapleczu winda aktywowana czerwonym magnetycznym kluczem pozbawionych jakichkolwiek insygniów. Dodatkowym zabezpieczeniem były wszechobecne kamery termowizyjne, które dawały pogląd na większość przebywających w tym miejscu gości – trzeba było uważać tylko na tych o wyrównanej temperaturze, cóż, oni sprawdzani byli podwójnie przed wejściem do piwnicznej części.

Ta, pozbawiona okien pizzeria, wyglądała jak przyjemny klub, którego oświetlenie delikatnie było tylko podbite czerwonym neonem. Zamówienia przyjmowano przy barze, można było skorzystać z szerokiej oferty syntetycznej krwi oraz pizzy, tym razem z adekwatnym do wilkołaczych żołądków mięsem. Gdyby przez przypadek dostałby się tu jakiś śmiertelny, nie zauważyłby większej różnicy, jeśli chodzi o sposoby podawania potraw, choć... kto wie, czy wyszedłby stąd kiedykolwiek.  Dla Tahiry - właścicielki i pomysłodawczyni większości rozwiązań – było to miejsce idealne do niezobowiązujących spotkań przy jedzeniu, które wszystkim smakuje, w poczuciu też swobody wypowiedzi. Takie słowa jak wampir, wilkołak, polowanie, krwawa łaźnia, czy pytania o to, co zrobiło się z ciałem i świadkami, były na porządku dziennym, i znikały w poszumie rozmów prowadzonych przy przyjemnej dla ucha włoskich piosenek. W końcu, to była pizzeria, czyż nie?

Tego pięknego wieczoru inicjującego ostatni miesiąc w roku umówiona była z Livką, krewką wilkołaczycą, młódką o temperamencie poskromionym do tego stopnia, który umożliwiał jej funkcjonowanie w społeczeństwie. Poznały się po powrocie dziewczyny do Paryża, głównie ze względu na behawiorystyczne o ironio porady dotyczące dwóch wielkich wilkowatych kundli: białego Phobosa i czarnego Deimosa, które pilnowały tahirowego sklepu i umilały jej bezsenne dni. Znana z wielkiego zamiłowania do nieśmiertelnej rasy przeciwnej Tahira, z czasem zaczęła proponować wspólne polowania, czy wypady za miasto, zdarzało jej się też w przypadku swoich działań dla rodu pozostawiać psy pod opieką samozwańczej trenerki. Dziś jednak ich spotkanie miało być stricte towarzyskie, choć Darbinyance krążył po głowie pewien psikus, mina, na którą chciała wpakować koleżankę. Pod pozorem wspólnych biznesów związanych z Sacrum, zaprosiła też ojca do stolika. Zakładała, że przejdzie przez przejście, które mieli w piwnicy — w końcu ich dom z jakichś powodów sąsiadował z podziemiami pizzeri. Lada moment miała też pojawić się Liv. Zapowiadał się wyjątkowo ciekawy wieczór. Rozsiadła się więc wygodnie na czerwonej kanapie obitej skórą okalającej kwadratowy stolik, mając po swojej prawej i lewej miejsce dla zaproszonych gości. Ze swojej pozycji widziała cały klub i miała takie wewnętrzne poczucie, że jest on dobry.


*)to znaczy, bardzo zabezpieczonych miejsc, do których nie docierało promieniowanie UV, i wiadomo Kodeks zabraniał szlajania się za dnia po mieście.

_________________
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Livienne

Livienne
Liczba postów : 7
Livia kochała zwierzęta. W zasadzie każdego gatunku - wbrew swojej wilczej naturze dogadywała się także z kotami, chociaż były to znajomości raczej oparte na milczącym szacunku do instynktów i zdolności łowieckich. Livka była temperamentna, butna, nieokiełznana - trochę jak kot, nie usłużny pies. Problem leżał w tym, iż co wolno wojewodzie… To nie tobie, kocie. Livię niezmiernie irytował fakt, że koty chodziły własnymi drogami, nie dało się ich przywołać czy chociażby nakłonić do współpracy.

Co innego psy. Wdzięczne, inteligentne, o przyjemnym dla kobiety zapachu. Podawały łapę, warowały, dawały głos na zawołanie. I przede wszystkim robiły to dla siebie, dla chęci zadowolenia obu stron. Livia w swojej “pracy” z psami nie zmuszała ich do niczego, a stosowała prostą metodę nakłaniania do zmiany zachowania przy pomocy smaczków. Mięsnych, żadne tam chińskie bielone gówno prasowane, które tylko szkodziło mięsożernym zwierzętom.

Phobos i Deimos były niezwykle wdzięcznym materiałem do tresury, a raczej do nawiązywania współpracy z opiekunem. Livka szybko złapała z nimi kontakt, bo mimo iż nie wszystko szło zawsze tak, jak planowała, to oba psy się starały i nie wystawiały cierpliwości Livii na próbę.

Nie to, że ona była agresywna - po prostu łatwo się irytowała. Tak jak teraz, gdy stała na przejściu, a przed nosem przejechał jej jakiś palant. Gdy szła chodnikiem i obcas botków ześlizgnął się na kamieniu, by wykręcić boleśnie kostkę wilczej. Te dwie pierdoły już sprawiły, że ciemnowłosa Livia przybyła do pizzerii z marsową miną. W połączeniu ze skórzaną, czarną ramoneską i dopasowanymi jeansami w kolorze spranego błękitu wyglądała trochę… Rockowo, jednak wcale nie nęcąco. Mina, którą obdarzała każdego po kolei, skutecznie odstraszała - widać było, że kobieta ma zły dzień. To się czuło. Na szczęście w Paryżu, od kiedy Liv wróciła, nie spotkało ją wiele nieprzyjemności na tym tle. Dlatego też nie chodziła najeżona, jakby z każdej strony oczekiwała ataku - po prostu zignorowała gości i od razu zjechała na dół, by w kilku krokach paść na kanapę obok Tahiry.
- Słowo daję, nie wiem co mnie bardziej wykończy - rowerzyści, czy kierowcy! - zagdakała, odrzucając na plecy czarne, gęste włosy. Dumna z nich była, gęste i błyszczące, nawet sierści takiej nie miała. Klepnęła Tahirę w ramię na powitanie, jak zawsze nie wiedząc, czy może już się spoufalać i przytulać, czy podać rękę. Wybrała więc rozwiązanie pośrodku. - Nie wiem, czy kiedykolwiek się przyzwyczaję do tego, że tu NIE POTRAFIĄ jeździć!

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904

Obsługa MezzoMezzo była przyzwyczajona do niezadowolonych min. Do takich wiecznie należała ta Sahaka. Zblazowana mina, spojrzenie spod ciężkich powiek. Nie bywał tu często, miał problem z krwią, którą otwarcie pito tutaj w kubeczkach, ale był świeżo po polowaniu, nie potrzebował jeść, więc jedynie co, to kły nieco się wysunęły, ale zaraz dyskretnie je schował, zmuszając je do tego ręcznie.
Upierdliwa kwestia.
Na szczęście, zgodnie z przewidywaniami Tahiry, przechodził z przejścia służbowego, więc mógł to zrobić dyskretnie, nie rażąc innych patronów lokalu swoim brakiem wychowania i zachowywał swoją maskaradę w maskaradzie. Nie tylko wyglądał jak człowiek, pan profesor z Sorbony z nutą autorytetu unoszącą się dookoła niego razem z gęstymi perfumami, lekko snującymi się na jego skórze, ale też nosił swój histerycznie ironiczny przydomek. Święty. Pozory dla niego były bardzo ważne i ich się trzymał. Któż wiedział, czy Sahak pije syntetyki, czy zwierzęta? Bo przecież na pewno nie zjada ludzi.
Mężczyzna jak zwykle przywdział kir. Mnich nosił się jeydnie na czarno i taka była jego koszula i materiałowe spodnie. W przeciwieństwie jednak do obecnej mody, nie miał rozpiętego kołnierzyka, ani podwiniętych rękawów. Wyglądałprzez to na niesamowitego służbisße.
Dobry wieczór, Tahiro — przywitał się Sahak, uniósł jedną brew w zapytaniu i spojrzał na wilkołaczycę. Położył dłoń na sercu i skłonił się jej lekko, w sposób, w jaki robili to na Bliskim Wschodzie mężczyźni wobec kobiet. — I pani również, jestem Ojciec Sahak.
Nie kojarzył tej koleżanki Tahiry, chociaż po emanującym od niej cieple czuł, że może mieć ona coś wspólnego z futrzastymi dziećmi nocy. Albo jemu było zimno. Biorąc pod uwagę, że mutacja wirusa jego i Tahiry pozwalala im wyglądać jak ludzie, nosić taką samą temperaturę ciała i utrzymać zdrowe rumieńce, nie należało zakładać niczego.
Poczekał, aż kobieta się przedstawi, a wtedy zajął miejsce obok Tahiry.

_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Tahira

Tahira
Liczba postów : 1257
– Och błagam Cię, nie paniuj Liv! – syknęła w jego kierunku, ciepłą dłonią łapiąc za rękę tą gorącą, która w ramach przywitania oparła się o jej ramie, tak aby podciągnąć się ze swojego miejsca i po parysku cmoknąć przybyłą w policzek. – Liv to mój ojciec, powód dla którego się zebraliśmy. Pamiętasz, jak ostatnio wspominałam Ci, że niektórzy mają ''wbudowany'' problem ze zwierzętami? Oto chodzący przykład, który przyprawia Phobosa i Deimosa o migrenę. – wskazała Livce Sahaka, który rzeczywiście miał tą wampirzą przypadłość triggerującą wszelkie zwierzęta, nastawiając je przeciw sobie.
– Bo widzisz ojcze, Liv zajmuje się moimi dzidziusiami od strony behawioralnej. Czwartą kanapę mi zniszczyły w tym kwartale, słoneczne lata nigdy nie działają na nie dobrze, jeśli mogę z nimi wychodzić tylko nocą. – przyznała ze smutkiem.
– Ale ale... zjecie coś? Napijecie się? Na koszt firmy. – zapytała swobodnie i z szelmowskim uśmiechem, najwidoczniej bawiąc się wybornie zestawiając te dwa różne ze sobą światy. Miała zamiat już za moment przedstwić Liv ostateczne wyzwanie. Pies ustawiony tak, żeby nie toczył piany na widok Sahaka? Marzenie.


_________________
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Livienne

Livienne
Liczba postów : 7
Livia uniosła najpierw jedną, potem drugą brew. Długo i w milczeniu, z niemal grobową miną, obserwowała nieznanego jej mężczyznę. Który jej paniował. JEJ.

Nie mogła dłużej utrzymać powagi - usta same wygięły się w uśmiechu, a spomiędzy nich wydobyło się ciche parsknięcie.
- Liv, tak... Livia, nie musisz zaciągać j, wiem że ciężko... Chwila, co? - zerknęła na Tahirę, a potem uważniej przyjrzała się Sahakowi. Nawet nie kryła się z tym, że jej wzrok bezczelnie obłapia dziwne (według niej) części garderoby, by w końcu zatrzymać się na twarzy. - Uhm... Dobrze. Tato...
Ciemnowłosa uniosła sugestywnie brew. Początkowa konsternacja szybko przerodziła się w rozbawienie, gdy Livia połączyła fakty. Ile Sahak mógł mieć lat? Wygląd komarków, jak lubiła ich nazywać, zawsze był mylący. Ale skoro był ojcem Tahiry... Odpowiedź nasuwała się sama.
- Ach, nemezis! - Livia wzniosła ręce w dramatycznym niemal geście. - To pewnie przez ten zapach, pachniesz inaczej niż ona.
A może to ubrania? Czy ona czuła naftalinę, czy sobie to wmówiła, ponieważ zaklasyfikowała Sahaka jako starucha?
- Marzy mi się stek, krwisty i najlepiej z dup... Hm. Udźca - odrzuciła z niewinną miną włosy na plecy. Czuła się tu swobodnie, od zawsze lubiła ryzyko. A każdy długowieczny wiązał się z ryzykiem, a spotkanie z nim - z adrenalina. A tu miała aż podwójna dawkę!

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904
Ливия? — zapytał o wymowę. Imię powiedział z bardzo dobrym akcentem jak na kogoś, kto mówił po rosyjsku bardzo długo, ale nie był natywnym użytkownikiem, na dodatek w stylu dalekiej północy. Sahak spędził dość sporą część II Wojny Światowej w Norylsku, czyniąc sobie z tamtejszego obozu pracy schronienie. Centralna i Zachodnia Europa nie były dla niego bezpieczne. Chociaż nie był pochodzenia żydowskiego, a ormiańskiego, jego rysy sugerowały pochodzenie hebrajskie, zwłaszcza wydatny nos, utożsamiany wtedy stereotypowo z tą nacją. Do Norylska mało kto zaglądał, a pogoda zachęcała do zasłaniania twarzy szalikiem.
Nie pamiętam zbyt wiele z rosyjskiego, używałem tylko potocznej wersji, dawno temu i to w niewielkim zakresie — przyznał. Rzeczywiście mógłby teraz powiedzieć tyle co: nie rozumiem oraz nazywam się. Zanotował w głowie, aby odświeżyć i ugruntować swoją wiedzę na temat tego języka, zwłaszcza, że sam uwielbiał różnego rodzaju alfabety i kaligraficzne możliwości.
Ojciec bo jestem prawosławnym mnichem. — Ugryzł się w język i nie zapytał, czy też jest wierząca. Współcześnie było to drażliwe pytanie. Wielu to stwierdzenie konfundowało, bo z racji podobieństwa, zakładano, że Tahira jest rodzoną córką Darbinyana, zwłaszcza że nosili to samo nazwisko.
Przyznam, przyjemniej byłoby chodzić po własnym domu bez strachu, że zostanę pogryziony — dodał Sahak, omijając uszczypliwe komentarze o zawodzenie pchlarzy do księżyca, aby nie urazić rozmówczyni. Miał bardzo konkretne zdanie na temat psów Tahiry. Gdyby mógł, miałby raczej kota.
Tylko sok pomidorowy — uśmiechnął się w napięty sposób.

_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Tahira

Tahira
Liczba postów : 1257
W Mezzo nawet w podziemiach podawano steki z adekwatnego materiału, ale - z jakichś powodów Tahira uważała to za bardzo zabawne - były one wszystkie średnio wysmażone. I gdyby Livka postanowiła rzeczywiście pojawić się w tym miejscu bez osoby właścicielki, to z pewnością nie doprosiła się podania na wpół surowego mięsa. Tymczasem teraz, nie było to problemem. Podobnie jak sok pomidorowy dla Sahaka. I pizza - oczywiście średnia - dla Tahiry.

Oczy mimowolnie zakręciły się, gdy Sahak zaczął się popisywać przed koleżanką, ale cóż zrobić, że wychodziło mu to bardzo naturalnie.
– I przy okazji jesteś, według wampirzej nomenklatury moim ojcem więc już się tak nie wykręcaj od tego. Aż takiej nie mamy różnicy wieku między sobą. – rzachnęła się, bo w sumie w rozmowach z Livią rzadko kiedy wspominała o swoim stwórcy i układzie między nimi, tyle, że razem mieszkali w centrum Paryża. – A nawet gdyby, to co z tego. – naburmuszyła się, choć tylko na moment. Ważniejsze były tutaj zadania, aniżeli słowne przepychanki:
– Zatem widzisz, z moimi księżycami jest już całkiem nieźle, ale wciąż drażni je nawet odgłos szurania jego papci po klatce schodowej! Od razu dostająbiałej gorączki, spokojnie nie mogę kart układać i herbatek sprzątać! – każda wymówka była dobra, w swoim sklepie obecnie Tahira głównie piła wino i słuchała smętnych piosenek, ale nikt nie musiał wiedzieć. – Myślisz, że dałabyś radę? – podjęła z miną "założę się, że nie".

@Livienne @Sahak Darbinyan

_________________
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Livienne

Livienne
Liczba postów : 7
Liv spojrzała na mężczyznę z nieukrywanym zainteresowaniem. Słysząc język, nieomal ojczysty (bo przecież nie wychowała się w Rosji, ale kilkujęzyczna już była), twarz wilczycy rozpromieniła się wyraźnie.
- Да папочка - klasnęła w dłonie, w końcu sam się przedstawił jako ojciec. - Matka naciskała na naukę, mówiliśmy po francusku i rosyjsku. Liznęłam trochę angielskiego w szkole, ale nie pasuje mi ten język, strasznie... Niemy jest.
Nie podejrzewała, że ją zrozumieją, chociaż kto wie? Angielski był dla niej językiem, w którym z niezrozumiałych powodów w randomowych miejscach pojawiały się nieme litery. Bez sensu.
- O! Ojczulek więc - nie kryła nawet swojego zdziwienia, nie krygowała mimiki. - Nie lubisz ich, zwierzęta to wyczuwają. Może kwestia jest w patrzeniu na nie? Od góry, kontakt wzrokowy - to wszystko prowokuje do obrony, a wiadomo, że najlepszą obroną jest atak.
Spojrzała na Tahirę i wyszczerzyła do niej zęby. Trochę krzywe, nieco żółte, ale zdecydowanie zdrowe i silne.
- Oczywiście, że dam radę. Ale musiałabym zobaczyć, jak na отца reagują psiaki, bo może przesadzacie... - Liv zogniskowała wzrok na Sahaku. - Albo i nie.
Rozsiadła się wygodniej. Wygładziła bluzkę, zarzuciła nogę na nogę i wydęła usta w zamyśleniu.
- Bo chyba ich nie bijesz, co? - uśmiechnęła się do Sahaka, ale był to uśmiech drapieżny, wcale nie wesoły. Raczej ostrzegawczy. Musiała się upewnić, Tahira by na to nie pozwoliła, ale lepiej dmuchać na zimne.

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904
Angielski brzmi jak żaba rozjechana dziecięcym rowerkiem — podsumował. Co śmieszniejsze, francuski miał dużo trudniejszą wymowę i znacznie więcej omijanych literek, ale może chodziło o fakt, że był strasznie mało wyrazistym językiem, miękkim, jak kula w gardle. Francuskie samogłoski i akcenty bardzo mocno wyrastały ponad dźwięki wyblakłych dialektów angielszczyzny.
W drugą stronę. Bardzo lubię zwierzęta, to one nie lubią mnie, bez względu czy to psy Tahiry, czy jakiekolwiek. Na mój widok psy albo szarpią się z łańcuchów, albo chowają do budy, koty uciekają i syczą. Wcześniej tak nie było. Za mojego życia, to jest. — W przeciwieństwie do znaczącej części wampirów, Sahak nie wywodził się z bogatego rodu, nie miał majątków czy wielkiego dziedzictwa. Mnich był sierotą, pastuchem kóz na hallach Haystanu, do których miał rękę, że nawet po wstąpieniu do zakonu w Khor Virap zajmował się tamtejszym stadkiem. Lubił się z okolicznymi kotami, zwłaszcza gdy zostawiał im spodki z mlekiem w kątach pomieszczeń gospodarczych. Często bawił się z psami pasterskimi i brakowało mu wyrozumiałej obecności zwierząt.
Uniósł jedną brew w górę.
Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili, Mateusz, rozdział dwudziesty piąty, werset trzydzieści jeden do czterdzieści sześć. Wiem, że niektórzy lubią takie rzeczy, ale nie ośmielę się zasugerować, że Jezusa kręci BSDM — odpowiedział płaskim, bardzo poważnym tonem.

_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Tahira

Tahira
Liczba postów : 1257
– A ja wiem, ostatecznie cierpiał z miłości, to prawie jak definicja masochizmu – rzuciła lekko Tahira, od której zdaje się odbijało wiele słów, które padały przy tym stole. Wzajemne oskarżenia, podejrzenia, sugestie... Jeszcze moment i Liv zacznie warczeć, a Sahak ostentacyjnie powie coś jeszcze głupszego. Tak... widziała to oczyma wyobraźni.

– Anyway, jasne możemy przejść się do góry. Mój ojciec w życiu nie podniósł na żadne zwierzę ręki, a na okres naszego wspólnego mieszkania w Paryżu masz moje solenne słowo, że tak właśnie było. Moje psy i koty Carol jednak, koleżanki co u nas pomieszkuje, dostają no... małpiego rozumu. Tak po prostu. Taki urok. Ale tak sobie myślę, jakby dało rade je wytresować tak, żeby były spokojne... to im nie zaszkodzi? – zapytała nieoczekiwanie poważnie, bo myśl może wpadła w jej lokowaną główkę nieoczekiwanie, ale w sumie była dość istotna. Co jeśli tak? Jeśli będą się źle przez to czuły, bo nie będzie przestrzeni na wyartykułowanie bezbrzeżnej nienawiści? Siorbnęła krew i z lubością przyjęła średnią pizze pokrytą w średnim zagęszczeniu ludzi... znaczy, mięsem. Rónież Liv dostała stek a Sahak sok. Pomidorowy.

@Livienne @Sahak Darbinyan

_________________
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Livienne

Livienne
Liczba postów : 7
Livienne patrzyła na Sahaka chwilę, nawet dłuższą. Chłonęła każdą informację, która mogłaby jej się przydać później. Ale niw wytrzymała i parsknęła śmiechem, gdy ojczulek wspomniał o Jezusie i BDSM.
- Nie jestem rasistką, ale jesteś niezwykle rozrywkowy jak na wampira. Widać, że macie z Tahirą coś wspólnego - pokazała palcem na jedną, a potem na drugiego. Zerknęła na Tahirę i skubnęła dolną wargę w zamyśleniu. - Można na pewno spróbować. Najpierw zapewnić bezpieczną przestrzeń, do której отес nie będzie miał wstępu. A potem pozytywne skojarzenia z jego wizytami, głosem i zapachem... Ale kota nie wytresujesz. Te włochate parchy zawsze robią to, na co mają ochotę.
Ostrzegła ze śmiechem, wyciągając nogi.

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904
Sahak uniósł jedną brew w górę. Napił się pomidorowego soku, powoli pozwalając jej powrócić do poprzedniego, chmurnego ułożenia.
Nie sądzę — sparował jej komplement. Może akurat trafił w humor kobiety, ale Sahak należał do tych osób, nawet nie wampirów, które miały nie jeden, a dwa kołki w dupie. Wyprostował się bardziej, jakby chcąc podkreślić swoją powagę. Powstrzymał się od skomentowania, że on mieszka z Tahirą i to jest ich wspólny dom, co to za pomysł z przestrzenią odosobnioną tylko dla zwierząt, ale uznał, że przecież i tak nie wchodzi nigdy na zaplecze Profanum.
Już takie istnieje. Pokój z tyłu sklepu Tahiry. Mają tam swoją kanapę.
Liczył, że to wystarczy, z drugiej strony, i tak pewnie niedługo nie będzie bywał pod Rue des Archives tak często.

_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Tahira

Tahira
Liczba postów : 1257
– O tak, jest ten pokój i tam Phobos i Daimos mają dla siebie wiele przestrzeni. Czasem też zabieram je na piętro, ale to bardzo rzadko. Ale Liv, to nie jest kwestia moich psiaków. To wampirze klątwy. Z drugiej strony myślę sobie, że jeśli ktokolwiek miałby sobie z nimi poradzić, to tylko Ty. Masz do tego niewątpliwy talent. – uśmiechnęła się serdecznie, tym serdeczniej widząc, jak wiele wspaniałych uczuć tli się w chmurnym spojrzeniu jej ukochanego ojca. – Właściwie, jak tylko zjemy, możemy iść do góry do kantorka, to zobaczysz skalę tego problemu. – zaproponowała nieświadoma planów wyprowadzkowych swojego stwórcy. Bardzo prawdopodobne, że wtedy ton ich rozmowy wcale nie byłby tak lekki, a Liv byłaby świadkiem czegoś, czego wcale by nie chciała... Na szczęście fasada została utrzymana, a wieczór upłynął im na tyle miło na ile pozwalały ukrywane przez Darbinyanów wewnętrzne tarcia. Nie, Phobos i Daimos nie polubiłyby się z ojcem Sahakiem, ale zdecydowanie uwielbiały czas spędzany z Liv. Tahira na pożegnanie poprosiła, by wilkołaczyca zajęła się nimi na grudzień i styczeń ze względu na imprezę urodzinową i późniejsze wyjazdy. Dobrze było jej wiedzieć, że psy będą z kimś bezpieczne i zaopiekowane.

KONIEC

@Livienne  @Sahak Darbinyan

_________________
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Sponsored content


Powrót do góry

- Similar topics

 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach