Na spotkanie w księgarni Cerise, udał się wczesnym wieczorem. Większość ludzi klęła na listopad, narzekając, że oto właśnie odeszły resztki dobrej pogody i słońca, ale on lubił późną jesień za ten moment, gdy nagle okazywało się, że mógł już wychodzić z domu w tych godzinach, w których jeszcze niedawno byłoby to nie do pomyślenia. Gdyby tylko nie ten rzęsisty deszcz, który zaatakował go, gdy tylko wysiadł z samochodu i z uporem maniaka moczył jego twarz i papierową torbę, w której niósł słodycze dla wampirzycy, zakupione pół godziny wcześniej w markecie niedaleko jego mieszkania. W końcu nie chciał prosić jej o pomóc i przyjść z pustymi rękami, a wiedział, że Cerise lubiła słodycze.
Wczorajszej nocy wysłał jej wiadomości z pytaniem, czy następnego dnia może na chwilę do niej wpaść z książkową sprawą i bardzo pobieżnie wytłumaczył o co chodziło. Właściwie to do takiej wizyty w księgarni zabierał się już od jakiegoś czasu. Podobnie, jak w przypadku filmów, miał straszne zaległości w popularnych książkach sięgające niekiedy nawet kilku dekad wstecz, co zazwyczaj, aż tak bardzo mu nie przeszkadzało, ale od kiedy w jego życiu pojawiła się pewną młoda wampirzyca, która co chwila oburzała się, że nie znał tej i tej powieści, postanowił ten stan rzeczy zmienić. Czy potrzebował do tego pomocy Cerise? Tak, zdecydowanie tak. Ona wiedziała, które książki należało przeczytać, a które omijać szerokim łukiem, nawet jeśli należały do grona popularnych lektur. Teoretycznie miał listę książek, które planował przeczytać, ale że prowadził ją od bardzo dawna, a więcej pozycji do niej dopisywał, niż czytał, to prawdę mówiąc sam się w niej nieco pogubił. Niby zawsze zostawał też Internet, ale gdy ostatnio próbował się nim posiłkować w tej sprawie, natrafił na ślad rzekomego bestsellera, który, jak zorientował się po niektórych opisach i znalezionych fragmentach powieści, był wątpliwej jakości erotykiem dla nastolatków o wróżkach, do którego autorka napakowała straszliwie dużą ilość warków, ryków i jeszcze paru innych rzeczy, które spowodowały, że przez bardzo krótką, głupią chwilę, zaczął się zastanawiać, czy może jednak ludzkość nie powinna umierać szybciej, a on i sztuczna krew jedynie w tym procesie przeszkadzali. Dlatego też wolał Cerise. Jej w sprawie książek ufał znacznie bardziej niż Google'owi.
- Hej. Jak tam dzień? - zapytał właścicielkę księgarni, gdy tylko wszedł do środka sklepu. Rozejrzał się dookoła i uśmiechnął. Oczywiście już wcześniej tutaj bywał i doskonale znał to miejsce, ale zawsze lubił jego wystrój i panującą w nim atmosferę. Była taka… uspokajająca, a jednocześnie sprawiała, że człowiek, lub wampir, od razu chciał wszystko rzucić i zabrać się do czytania najbliżej książki.