Liczba postów : 1257
Przemieszczał się po bibliotece niespiesznie, jak zawsze, opuszkami palców stukając w stare, lekko nadwątlone czasem grzbiety woluminów w sekcji, którą roboczo nazywał "stare ale jare, co też ukrył tu mój poprzednik?". Pośród regałów panowała absolutna cisza przedzielona właśnie tymi puknięciami. Bardzo chciałby powiedzieć, że to kwestia godziny, że osób spragnionych przygód i romansów przybędzie po południu, gdy skończą się godziny pracy w miejscowych zakładach, konkretnie w jednym zakładzie produkującym tony cukru rocznie. Że każdy marzy o tym aby wypożyczyć książkę. Bardzo chciałby tak powiedzieć, ale doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że to nie prawda. Taki los, bycie bibliotekarzem w kilkutysięcznym miasteczku w którym główną atrakcją jest pobyt w barze po nocnej zmianie, cotygodniowe spotkanie koła gospodyń wiejskich i okazjonalnie koncert folkowy w okolicach co ważniejszych świąt. Październik... nie sprzyjał również. Niby książka nadawała się na przygnębiający wieczór, na długą samotną noc. Ale nie tu, tutaj niewielka gminna biblioteczka była omijana szerokim łukiem, zupełnie jakby obsługujący ją bibliotekarz miał trąd.
Nie żeby mu to przeszkadzało aż tak.
Pomieszczenie miało ze trzydzieści metrów. Na zapleczu miał niewielką łazieneczkę z wiecznie psującą się spłuczką, wszystkie oszczędzone pieniadze zainwestował w fotel za ladą, w którym mógł się wygodnie rozsiąść i czytać samemu, przemierzać strona za stroną, zatapiać się w treść, uciekać od tego co czekało go w nieprzystępnym świecie zewnętrznym. Nie potrzebował ludzi, nigdy nie oczekiwał od nich zbyt wiele. Książki były jego najlepszymi przyjaciółmi.
Nagle zatrzymał się, a jego długi palec zatrzymał się na krwistoczerwonej oprawie. Płótno elektryzowało go, a dziwne przeczucie podrapało go od wnętrza czaszki.
– Hej ślicznotko... nie było Ciebie tutaj, gdy ja byłem tu ostatnio... – wyszeptał cicho odwracając się zaintrygowany. Jasnobłękitne oczy zwęziły się przypominając teraz bardziej kocie ślepia obserwującego swoją ofiarę. Nie było na niej nic napisanego, żadnej podpowiedzi co do zawartości. Nie było też podpowiedzi po sąsiadkach, które zdawały się (absolutnie wciąż mowa o książkach) zaskoczone pojawieniem się czerwonej damy. Ujął ją z głośnym hmm, poprawiając czarną czapkę na głowie. W pomieszczeniu panowało radosne 15 stopni, gmina jak zawsze oszczędzała na ogrzewaniu, a on nie chciał dopłacać znów do rachunku za prąd z powodu rozklekotanej farelki. Miał swój fotel, miał koc w kratę i ciepłą, wściekle przesłodzoną herbatę w termosie. A teraz miał płomienną towarzyszkę idealną na szare, do kości przeraźliwie nudne popołudnie, w zmoczonej aurze październikowej.
Wyciągnął ją, nieświadom, że być może tym gestem rozpoczął sąd nad własną duszą. Brak tytułu, brak autora... jakiś notes? Zagubiony dziennik? Oblizał wargi zaintrygowany.
– Dzisiaj należy do Ciebie, nie zawiedź mnie... – kilka pieszczotliwych słów wychynęło przez usta. Potem jeszcze szybki rzut okiem na zegarek. Niby jeszcze godzina, ale nie należało się oszukiwać. Nikt nie przyjdzie.
Gdy na drzwiach pojawiła się zawieszka zamknięte, a witryna została zasłonięta grubą storą, jedyne światło jakie było w całej bibliotece to niewielka lampka stojąca na głównej ladzie. Zapadł się w fotel, otulił kocem i upił łyk wrzącej, intensywnie parujacej herbaty. Jego blady nos zaróżowił się lekko. Głęboki wdech i delikatnie rozchylił okładki w najsłodszej pieszczocie odsłanianej tajemnicy...
_________________
Nie żeby mu to przeszkadzało aż tak.
Pomieszczenie miało ze trzydzieści metrów. Na zapleczu miał niewielką łazieneczkę z wiecznie psującą się spłuczką, wszystkie oszczędzone pieniadze zainwestował w fotel za ladą, w którym mógł się wygodnie rozsiąść i czytać samemu, przemierzać strona za stroną, zatapiać się w treść, uciekać od tego co czekało go w nieprzystępnym świecie zewnętrznym. Nie potrzebował ludzi, nigdy nie oczekiwał od nich zbyt wiele. Książki były jego najlepszymi przyjaciółmi.
Nagle zatrzymał się, a jego długi palec zatrzymał się na krwistoczerwonej oprawie. Płótno elektryzowało go, a dziwne przeczucie podrapało go od wnętrza czaszki.
– Hej ślicznotko... nie było Ciebie tutaj, gdy ja byłem tu ostatnio... – wyszeptał cicho odwracając się zaintrygowany. Jasnobłękitne oczy zwęziły się przypominając teraz bardziej kocie ślepia obserwującego swoją ofiarę. Nie było na niej nic napisanego, żadnej podpowiedzi co do zawartości. Nie było też podpowiedzi po sąsiadkach, które zdawały się (absolutnie wciąż mowa o książkach) zaskoczone pojawieniem się czerwonej damy. Ujął ją z głośnym hmm, poprawiając czarną czapkę na głowie. W pomieszczeniu panowało radosne 15 stopni, gmina jak zawsze oszczędzała na ogrzewaniu, a on nie chciał dopłacać znów do rachunku za prąd z powodu rozklekotanej farelki. Miał swój fotel, miał koc w kratę i ciepłą, wściekle przesłodzoną herbatę w termosie. A teraz miał płomienną towarzyszkę idealną na szare, do kości przeraźliwie nudne popołudnie, w zmoczonej aurze październikowej.
Wyciągnął ją, nieświadom, że być może tym gestem rozpoczął sąd nad własną duszą. Brak tytułu, brak autora... jakiś notes? Zagubiony dziennik? Oblizał wargi zaintrygowany.
– Dzisiaj należy do Ciebie, nie zawiedź mnie... – kilka pieszczotliwych słów wychynęło przez usta. Potem jeszcze szybki rzut okiem na zegarek. Niby jeszcze godzina, ale nie należało się oszukiwać. Nikt nie przyjdzie.
Gdy na drzwiach pojawiła się zawieszka zamknięte, a witryna została zasłonięta grubą storą, jedyne światło jakie było w całej bibliotece to niewielka lampka stojąca na głównej ladzie. Zapadł się w fotel, otulił kocem i upił łyk wrzącej, intensywnie parujacej herbaty. Jego blady nos zaróżowił się lekko. Głęboki wdech i delikatnie rozchylił okładki w najsłodszej pieszczocie odsłanianej tajemnicy...
_________________
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!