Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej

2 posters

Go down

Henriette de Rouvroy

Henriette de Rouvroy
Liczba postów : 158
Po balu...

      Jakby to ująć...za jej czasów takich bali nie było.  Martwe ciało jej nie ruszało. W pewnej chwili zaczęła się uodporniać na takie widoki. W dodatku był z nią ojciec. Z nim wiedziała, że jest bezpieczna. Została tam ile musiała. Oczywiście ojciec musiał o nią zadbać i poprosił Cyrilla, by ten ją odwiózł. Nie protestowała, zwłaszcza, że wcześniej...rozmawiali. Nawet się ucieszyła, że padło na niego. Podała mu adres. Mogli jechać. W trakcie drogi nie odzywała się prawie w ogóle. Była spięta, noga z nerwów wybijała nierówny rytm. Robiła to nieświadoma wpatrzona w szybę. Głowa zaczynała ją boleć i myślała o tym, by tylko położyć się spać.
Byli na miejscu. Zaprosiła Cyrilla do środka. Dlaczego?  Chyba nie chciała być sama. Rzadko jej się zdarzały takie sytuacje.  Przeczuwała, że gdy zostanie sama zwyczajnie pogrąży się w zamartwianiu i stres ją zje od środka. Na wejściu od razu zdjęła buty, rzuciła je niechlujnie blisko szafki. Wszystko w tym domu było poukładane, miało swoje miejsce. Takie rzucenie czegoś było do niej nie podobne, ale nie miała już siły. Zaczęła wołać koty. Jeden wyszedł z prawej strony. Szedł powoli się przeciągając. Henriette wzięła go od razu na ramiona, chciała ucałować, ale kocia łapka wylądowała na jej twarzy.
- Na pasztet cię przerobię, zobaczysz - wyszeptała do kota, ale Cyrill mógł to usłyszeć. Puściła zwierzę, a ono podeszło do mężczyzny. Ostrożnie stawiało kroki koło niego, obwąchując go dokładnie. - To jest Bucky - przedstawiła go - Jest jeszcze Dobby i Bubbles. Najpewniej są na górze. Zrobić ci coś do picia? Mam dobrą herbatę, ostatnio zamówiłam. Mam też dobre wino jakbyś chciał.
Stała spięta. Sukienka, którą założyła na serce nocy była teraz niewygodna. Za dużo odsłaniała. Było to widać po jej zamkniętej postawie. Ręce skrzyżowała, a ramiona miała ściśnięte do siebie tak jakby było jej zimno. Teraz, by się przydała jego marynarka.

@Cyrille C. Vayssière
Milestone 100
Napisałeś 100 postów!

Cyrille C. Vayssière

Cyrille C. Vayssière
Liczba postów : 26
Kiedy tylko zwinął się z balu mając pod ręką Henriettę od razu udał się do samochodu, który czekał na nich już pod rezydencją. Czarny mercedes z elegancko ubranym kierowcą w pakiecie, ewidentnie wilkołakiem z Vayssière'owej watahy, co można było wyczuć przez zapach tuberozy, prawie taki sam co Cyrille'a. Otworzył wilczycy drzwi, aby samemu za moment wejść drugimi i usiąść razem z nią w ciszy na tylnych siedzeniach.
Nie reagował na jej zachowanie, bacznie się tylko przyglądał. Niespokojne ruchy, ciągłe stukanie nogami, a nawet nieco nieobecny wzrok tak bardzo skupiony na szybie, a nie jego towarzystwie. Zdecydowanie inaczej wyglądały ich wcześniejsze podchody, i te na balkonie, i te w ogrodzie. Trochę jakby tamte emocje pękły niczym bańka mydlana, a wszystko spowodowane sytuacją na samej końcówce balu. Nawet nie do końca miał chęci, aby rozpływać się nad ubiorem Henriette'y i tym jak seksownie w nim wygląda.
Przyjął oczywiście zaproszenie do środka, dając uprzednio znać kierowcy, że może się po prostu pokręcić gdzieś w okolicy i go wezwie jak będzie chciał już wracać do siebie. Wszedł do jej domu, czując się w pełni komfortowo. To nie pierwszy raz kiedy tu był, choć poprzedni był spokojnie ponad dwieście lat temu. Wtedy jednak nie było zdecydowanie kotów z których jeden postanowił go obwąchać. Tyle dobrego, że Cyrille nie miał nic przeciwko i powstrzymał się od głupiego żartu z warknięciem na biedne zwierzę.
- Wino, jeśli mogę.
Podszedł powoli do Henriette'y, aby ostatecznie stanąć tuż przed nią. Można się śmiać, że gdyby słońce świeciło za nim, to zdołałby je zasłonić swoją posturą. Położył ciepłe dłonie na jej ramionach, tak delikatnie jak tylko potrafił.
- Jeśli mogę Ci jakoś pomóc, to powiedz proszę.
Ot, uprzejmość, dobre maniery, chęć udzielenia pomocy i wiele innych powodów dla których wypuścił z siebie takie, a nie inne zdanie.

Henriette de Rouvroy

Henriette de Rouvroy
Liczba postów : 158
To nie było tak, że Henriette zapomniała o ich wcześniejszym zbliżeniu. Pamiętała je bardzo dobrze, a fakt, że dała stresowi górę i okazała to przed nim wprawił ją w pewne zakłopotanie. Nie lubiła przed innymi okazywać tych mniej pozytywnych emocji, stres był jedną z nich. Coraz bardziej jej buzowało w głowie. Może to fakt, że opium, które wcześniej zażyła powoli zaczynało schodzić. Uczucie jak przy lądowaniu samolotu, tak to zawsze porównywała. Nie cierpiała tego. Na trzeźwo byłaby podenerwowana wszystkim, a teraz było jeszcze gorzej. Nie chodziło nawet o martwe ciało Thomasa, przecież ten widok ją nie ruszał. Chodziło o ogół sytuacji. W głowie zaczynały tworzyć jej się najgorsze scenariusze. Czuła się jakby tłum szeptał coś do niej z każdej strony. W dodatku światło w domu było zbyt jaskrawe, podobnie do marmuru na podłodze.  
W pierwszej chwili gdy poczuła jego dotyk wstrzymała oddech. Wystraszyła się, tak bardzo pogrążyła się w zamartwianiu. Nieśmiało przytuliła się do niego. Nie wiedziała nawet czy może. Chciał pomóc, tego potrzebowała. Objęła go rękoma i dała spocząć głowie na jego torsie. Nie miała teraz obcasów na sobie, była o wiele niższa, wcześniej aż tak nie odczuła tej różnicy.  
- Zostaniesz ze mną? - spytała nieśmiało - Nie zasnę zapewne przez kilka godzin jeszcze, a nie chcę zostać sama z myślami - wyznała mu. Henriette lubiła się zamartwiać, robiła to z pasją. Przeczuwała, że jej stan wcale w tym nie pomoże. Powiedzenie tego przed kimś na głos było czymś nie codziennym. Chyba dzisiejsza noc sprawiła, że była wstanie mu z tym zaufać. Spróbowała się skupić na jego zapachu, szukała tej nuty tuberozy jako przypomnienia wcześniejszych chwil podczas, których czuła się bezpieczna. Jej perfumy już wywietrzały, nie było czuć ani fiołka czy wanilii, a lekko drzewny aromat. Puściła go jednak, nie dlatego, że chciała, a dlatego, że nie wiedziała czy może. Nie chciała naruszyć jego przestrzeni. Wcześniejsze zbliżenie wcale nie oznaczało, że mógł chcieć ją pocieszyć. Widać jednak po niej było jak ponownie się napina, od razu jak tylko odsunęła się do niego. Mogłaby się teraz zgubić w jego silnym objęciu, ale nie chciała przekroczyć żadnej granicy.  
- Chodź pójdziemy po wino, musimy zejść piętro niżej.
Milestone 100
Napisałeś 100 postów!

Cyrille C. Vayssière

Cyrille C. Vayssière
Liczba postów : 26
Niestety, sytuacja która ich spotkała na balu nie należała do najciekawszych. Tajemnicze pojawienie się ludzkiego ciała i słowa jakiejś utajnionej postaci - nie należało to do najprzyjemniejszych i wbrew pozorom ciężko jest się przyzwyczaić do takich akcji. Wszak, nawet przez te kilkaset lat które już żyje, rzadko miewał takie sytuacje. Kule armatnie przelatujące mu nad głową, zburzony obok niego budynek, postrzały, umierające na jego rękach osoby, aż nawet widok ginących rodziców. To wszystko nawet nie spowodowało, że zamknął swoje serce w skutej lodem klatce, wciąż był zdolny do odczuwania emocji i tych pozytywnych, i negatywnych. A zaufanie do ludzi? Chęć pomocy im? Wciąż paliły się w nim, ba! Można powiedzieć, że nic nie było u niego tak intensywne jak bezinteresowna pomoc innym. Podobno taka domena Vayssière'ów.
Poczuł to jak Henriette się wzdrygnęła na jego dotyk, aby po chwili zbliżyć się do niego i ostatecznie wtulić się w jego tors. Pozwolił jej na to, niejako zachęcając tym, rozpościerając ramiona na boki. Objął ją w talii, przysunął do siebie na tyle, żeby mogła wygodnie oprzeć o niego głowę.
- Nie wybaczyłbym sobie zostawienia Cię w takim stanie. Zostanę tak długo jak chcesz.
Prawda? Flirt? Raczej to pierwsze. Widział co się dzieje, zdawał sobie sprawę z tego zjazdu który obecnie przeżywała. Sam nie miał tego problemu, nie miał w swoim organizmie opium, a jedynie kilka kieliszków wina. Ostatecznie pozwolił jej jednak się odsunąć od niego, nie chciał jej przymuszać do niczego.
- Prowadź w takim razie.
Posłał jej uśmiech, aby za chwilę zrzucić z siebie płaszcz i marynarkę, które odwiesił na wieszaku. Zawinął rękawy od śnieżnobiałej koszuli, muchę i pas hiszpański zawiesił na haku i był prawie gotowy do dalszej drogi. Teraz było świetnie widać jak jest naprawdę zbudowany. Odpiął dwa guziki z koszuli, lekko odsłaniając zarośnięty tors. Materiał koszuli był widocznie napięty w ramionach i w bicepsach, a spodnie ze smokingu dobrze eksponowały jego nogi oraz delikatnie odstający tyłek. Jeszcze zanim ruszyli w dół, to szybko przerzucił z marynarki papierośnicę i zapalniczkę, które tym razem wylądowały w kieszeni spodni. Ready. Można iść na winko.

Henriette de Rouvroy

Henriette de Rouvroy
Liczba postów : 158
Doceniła to od razu. Odczuwała pewien komfort przy nim, było coś co uspokajało nerwy. A jednak z tyłu głowy zadała sobie pytanie jaka była cena tego. Nie znała go na tyle, by móc ocenić czy robił to bo tak wypadało czy chciał coś więcej. Może temu na chwilę się zawahała. Widać było po niej jak myśli nad jego słowami i czynami. Henriette nie do końca wierzyła, że ktoś był wstanie postępować całkowicie bezinteresownie. Zawsze było coś.  
- Dlaczego? - zapytała. No chciała znać odpowiedź na to. Nawet gdyby to byłaby odpowiedź pokroju “chcę cię przelecieć” przyjęłaby ją i była wdzięczna za szczerość. Zaczęli w sumie teraz od zbliżenia. Byłoby to normalne gdyby natura ich relacji taka pozostała.  
Obserwowała jego ciało, uśmiechając się. Podobał jej się, od stóp do głów. Zatrzymała się na bicepsach. Coś ją zawsze mocno w nich pociągało. Tors już dzisiaj oglądała, ale miło było ponownie zawiesić wzrok na nim.  
- Jesteś bardzo przystojny, wiesz o tym? - zadała pytanie testowe. Chciała sprawdzić reakcję na jej bezpośredniość. Zawsze lubiła sprawdzać jak ludzie reagowali na bezpośrednie komplementy. Nie lubiła uciekających odpowiedzi typu “Oj przestań, nie prawda”. Uważała je za dziecinne i mało atrakcyjne. Pociągała ją pewność siebie i zdecydowanie. Cechy, które powinien posiadać jako Alfa.  
Złapała go za nadgarstek i prowadziła przez parter piętro niżej. W jej domu niewiele się zmieniało na przestrzeni lat. Na ścianach wciąż wisiały dzieła sztuki, które były tutaj już gdy Henriette była małym dzieckiem. Bardzo dbała o to by wszystko było w dobrym stanie. Wystrój miał jednak pozostał ten sam. Doszło do domu trochę nowych zabytków, niektóre dzieła sztuki, zwłaszcza rzeźby odkupowała skradzione podczas wojny. Lubiła sztukę, doceniała ją. Miała dużo respektu do artystów, zwłaszcza muzyków. Zeszli niżej prosto do kuchni. Była duża, światło dostawało się do niej przez małe okna. Wciąż miała stare piece, takie na ogień. Nie brakowało jednak nowego sprzętu takiego jak jej ukochana maszyna do popcornu. Podeszła do jednej z lodówek i wyciągnęła schłodzoną butelkę. Otworzyła ją i polała mu. Sama zrobiła sobie herbaty i połknęła leki tak, by lepiej schodzić z stanu w jakim była. Usiadła na blacie. Sukienka jej się podwinęła ukazując jej zgrabne nogi, ale nie zamierzała jej poprawić. Jeśli mu to przeszkadzało mógł to sam zrobić.  
- Chcemy na moment porozmawiać o dzisiaj?
Milestone 100
Napisałeś 100 postów!

Cyrille C. Vayssière

Cyrille C. Vayssière
Liczba postów : 26
Nie wszystko miało swoją cenę, a przynajmniej nie wszystko co mogło się wiązać bezpośrednio z Cyrillem. Gdy tylko usłyszał jej pytanie momentalnie zdał sobie sprawę z tego jak to może wyglądać z jej perspektywy. Nie wystrzelił jednak automatycznie z odpowiedzią, trochę przeciągając moment ciszy między nimi. Rozszerzył swoje usta w niezgrabnym uśmiechu, przy okazji odsłaniając rządek zębów.
- Czasami spotyka się osobę, której życiowym celem jest pomaganie innym. Maszyna losująca trafiła we mnie, co doprowadziło mnie do tego kim jestem.
Nie była to najbardziej konkretna odpowiedź jaką mogła usłyszać, natomiast spokój z jakim to powiedział, zero zawahania w głosie i ta nieukrywana pewność siebie. Cóż, były dwie opcje. Albo był tak świetnym aktorem, albo powiedział coś co sam uważał za prawdę. Interpretacja dowolna, natomiast nigdy nie ukrywał tego, że do przodu pcha go chęć pomocy innym. Henriette zresztą jako rodowa dyplomatka pewnie doskonale wiedziała w jaki sposób funkcjonuje cała wataha Vayssière'owa, czym się zajmują na co dzień oraz jakie mają podejście do zabłąkanych wilków. Wcale nie było tak wcześniej, przed jego panowaniem. Dopiero Cyrille wraz z Cèdriciem zadbali o taki, a nie inny kształt watahy.
- Wiem, chociaż nie przepadam za swoją wersją sprzed dwustu lat.
Tak, był pewny siebie. Wiedział też, że maszyna losująca pozwoliła mu również na urodzenie się z naprawdę dobrą twarzą i ciekawą budową ciała. Chociaż śmiechem, żartem, pewne kanony piękna do których musiał się dostosowywać przez lata, cóż. Niekoniecznie mu się podobały, a już na pewno nie pasowały mu tak bardzo jak dzisiejsza naturalność i swego rodzaju luz jaki w sobie miał. Dzisiaj owszem, wystroił się porządnie, natomiast na co dzień preferuje raczej prostsze stroje, niekrępujące ruchu.
Poszedł tam gdzie go zaprowadziła. Co jakiś czas tylko rozglądając się na boki, aby podziwiać kolejne dzieła sztuki wywieszone na ścianach. Coś mu nie dawało spokoju. Był w tym domu, pamiętał go w jakimś stopniu. Ba, miał dziwne wrażenie, że w środku nie zmieniło się zbyt wiele, choć pamięcią nie mógł się cofnąć tak daleko i tak szczegółowo. No nic, chwilowo machnął na to ręką, a przynajmniej w swojej głowie. Poczęstował się winem stając naprzeciwko Henrietty, zawieszając na moment spojrzenie na jej nogach.
- A o czym konkretnie chcesz porozmawiać?

Henriette de Rouvroy

Henriette de Rouvroy
Liczba postów : 158
- Ale dlaczego? – uparcie zapytała ponownie. Co go motywowało do tego? Co motywowała innych do tego? Nie chciała wyjść na mało empatyczną osobę, ale nawet chyba w połowie nie dorównywała Cyrillowi. To nie tak, że w ogóle w sobie nie miała tej cechy, ale miała ją zdecydowanie mniej. Wychowywała się w specyficzny sposób, który nie każdy rozumiał. Nad wieloma przyzwyczajeniami musiała pracować, wiele przekonań zwyczajnie odpuścić biorąd, by nadążyć za światem. Jej głowa tak podatna teraz na zagłębianie się w przemyśleniach, chciała odpłynąć. Zastanowić się nad tym wszystkim. Musiała walczyć z sobą, by pozostać na powierzchni, nie włączyć autopilota.  
Wierzyła Cyrillowi. Coś w jego osobie mówiło jej o tym, że nie kłamał. Miał takie wrodzone zaufanie. W dodatku chociażby właśnie zawodowo. Nie raz wykazał się, że można było mu ufać. W dodatku jej ojciec to robił. Sądziła, że się przyjaźnili, a więc i dla niej mógł być przyjacielem. Skoro Marcus mu ufał, ona też zamierzała. Dlatego jej pytanie było czysto ciekawskie, tak co by go lepiej zrozumieć. Nie były złośliwe. Po prostu, chciała wiedzieć. Słysząc jego słowa i przypominając sobie swoją ludzką formę posmutniała. Było widać to przez ułamek sekundy. Jak oczy ciemnieją w żalu. Szybko zastąpiła to uśmiechem, tym takim firmowym, wyćwiczonym.  
- Nie znałam cię wtedy, chyba. Masz bardzo znajomą twarz, wiesz? Dzisiaj na balu jak się zobaczyłam, wśród tańczących ludzi uderzyło mnie to jakbym już kiedyś to widziała. Mam takie uczucie, że kiedyś już się spotkaliśmy.  
Powiedziała mu to w końcu. Powiedziałaby wcześniej gdyby nie sądziła, że może się z niej śmiać. A mogła przysiąc na grób ojca, że widziała go już kiedyś, że spotkali się. Nawet teraz patrzyła na niego i czuła, że zna tą twarz. Może nie osobiście, a właśnie wśród tłumu, tak przelotnie. Cyrill powtarzała jego imię, próbując poukładać wspomnienia. Jej stan jednak to uniemożliwiał.  
Popijała herbatkę żałując, że nie było to wino. Musiała jednak się ograniczyć. Odchyliła się i oparła o ścianę. Była w mało eleganckiej pozycji, nieco zgarbiona. Włosy miała już potargane, ale makijaż miejscami rozmyty. Jednak i teraz zachowała swój urok. Policzki jej się zaróżowiły, a na usta wpłynął uśmiech. Naturalny, szczery trochę rozmarzony. Przypomniała sobie sytuację z ogrodu.  
- Już zapomniałeś?
Milestone 100
Napisałeś 100 postów!

Cyrille C. Vayssière

Cyrille C. Vayssière
Liczba postów : 26
Henriette nie dawała za wygraną, a jego wcześniejsza, nieco filozoficzna odpowiedź o misyjności i przeznaczeniu najwyraźniej nie zadowalała ją do końca. Pogładził się po szorstkim policzku, przejechał parę razy palcami po wąsie, tym samym przyjmując pozę greckiego filozofa, myśliciela, dumał nad swym życiem i zastanawiał się chwilę nad odpowiedzią.
- Wiesz, Henriette. Żyję niecałe trzysta lat już, wiele rzeczy widziałem, w wielu wojnach brałem udział. Raz z własnej woli, raz niekoniecznie. Wiem do czego doprowadzają konflikty i wiem, że nie wszyscy mieli tyle szczęścia, by urodzić się w takiej rodzinie jak ja. Jeśli mogę sprawić, że dla tych osób ten świat będzie się wydawał szczęśliwszy, bardziej kolorowy, to myślę, że to gra warta świeczki. Wziąłem odpowiedzialność za rodzinę po śmierci moich rodziców i chcę dla nich jak najlepiej.
Pauza, ale tylko na moment, w ramach nabrania oddechu.
- Jako ich alfa będę dla nich kamieniem o który mogą się oprzeć gdy się zmęczą. Będę murem, który przyjmie na siebie niebezpieczeństwa. Będę wiatrem który doda im skrzydeł i pchnie do przodu, gdy będą tego potrzebować. I ostatecznie, zawsze znajdą u mnie wodę i coś do jedzenia, żeby nabrał sił do dalszej wędrówki.
Wyczerpał temat, a przynajmniej w jego mniemaniu. Czy Henriette dalej będzie się dopytywać? Może będzie chciała wiedzieć co on z tego wszystkiego ma? Ciężko stwierdzić, ale piłka jest zdecydowanie po jej stronie. Znajoma twarz? Z całą pewnością, choć zazwyczaj nie rozmawiali ze sobą twarzą w twarz, tak też bywał on gościem Marcusa nie raz i nie dwa.
- Może jakieś przebłyski pamięci z czasów gdy odwiedzałem Marcusa? Kiedy to było, z dobre 60 lat temu chyba.
Oj tak, trochę czasu minęło. Zaczęli częściej się widywać i omawiać niektóre tematy zaraz po drugiej wojnie światowej. Wtedy też zresztą Marcus ruszył ze swoim biznesem, a Cyrille ochoczo zaproponował mu wsparcie ze swojej strony. To były czasy kiedy faktycznie, widywali się naprawdę często.
Popijał dalej swoje wino, wyciągnął papierosa ze złotego pudełka, po chwili odpalając go w swoich ustach i zaciągając się szarawym, drapiącym dymem. Przyglądał się blondynce, tego co robi, jak się odchyla, jak się garbi. Owszem, jej włosy nie wyglądały tak zjawiskowo jak wtedy na balkonie, czy też później w ogrodzie, ale wciąż de Rouvroy wyglądała wspaniale. Trochę bardziej dziko. Wtedy też zauważył delikatne rumieńce na jej policzkach, co wywołało na jego twarzy zadziorny uśmieszek.
- Nieśmiałbym nawet. Najchętniej to bym jeszcze kiedyś powtórzył w nieco wygodniejszym miejscu.
Tak, ciężko było wybić sobie z głowy te wspomnienia. Przede wszystkim, nie minęło wcale tak dużo czasu. A poza tym, Henriette zawojowała w jego głowie i sercu, zburzyła jego spokojny świat swoją osobą.

Henriette de Rouvroy

Henriette de Rouvroy
Liczba postów : 158
Wysłuchała go i uznała, że nie będzie już go męczyć. Taka odpowiedź ją zadowoliła. Spodobała jej się. Cyrill nabrał nieco innego wyglądu w jej oczach. Wcześniej niewiele o nim myślała, niewiele też rozmawiali. Zrozumiała czemu jej ojciec mu zaufał i uznawał za swojego przyjaciela. Zaczęła się zastanawiać nad swoją rolą w stadzie, czym ona dla niego jest. Chciała coś powiedzieć, ale brakło jej słów. Zaczynało jej się robić niedobrze, przeklęte opio. Po co ona to piła od Egona? Teraz będzie żałować. Przytaknęła mu pokazując, że rozumie jego wypowiedź.  
- Ok, nie będę cię już męczyć pytaniami - zaśmiała się.  
Próbowała sobie przypomnieć czy to właśnie stąd skąd powiedział go kojarzy. Jednak to wspomnienie było o wiele starsze. Myślała i cały czas przypominał się jej ojciec. Miał niecałe trzysta lat. Mógł znać jej ojca.  
- Nie znasz może mojego ojca albo twoja rodzina? Daumier de Rouvroy, noszę jego nazwisko całe moje życie. Mogłam przyjąć Marcusa, ale chciałam zachować pamiątkę po nim. Jego portret jest na górze, mogę ci pokazać - zaproponowała. W tej chwili już musiała się dowiedzieć skąd go zna. Nie da jej to spokoju przez długie miesiące o ile nie rozwikła dzisiaj tej zagadki.  
Skrzywiła się, czując narastający ból głowy. Oh czyżby konsekwencje jej czynów? Chyba tak. Zaczynało ją łupać w kościach. Ta herbata wcale nie sprawiła, że się lepiej poczuła. Mogła sobie wina nalać, a nie jakiejś herbaty. Wzięła wino od Cyrilla i upiła mu łyczka. No musiała chociaż dla smaku. Jeśli byli tym co jedzą to Henriette była winogronami.  
- To mam propozycję z rodzaju nie do odrzucenia - zaczęła, zbliżając się do niego - Pójdziemy na górę, weźmiemy kąpiel wspólnie i potem pójdziemy do mojej sypialni. Mam bardzo wygodne łóżko.  
Tego potrzebowała, kąpieli takiej gorącej. Pocałowała go mocno, go też tam potrzebowała. Zeszła i poszła na górę. Zgarnęła po dwa kieliszki i więcej wina. Zmęczyły ją herbatki. Skierowała się z nim na górę. Przechodzili koło biura jej ojca, jeśli chciał weszła z nim na moment, by pokazać jego portret. Po tym zaprowadziła go prosto do swojej łazienki. Była duża, miała prysznic i ogromną wannę, która spokojnie pomieściłaby jeszcze trzecia osobę. Zaczęła nalewać ciepłej wody i wlała swój ulubiony olejek waniliowo kokosowy. Wrzuciła też jakąś kulę musującą i puder dzięki któremu zrobiła się duża piana. Upięła włosy spinką, by ich czasem nie zmoczyć. Odwróciła się plecami do mężczyzny.  
- Bądź tak miły i proszę rozepnij mi moją sukienkę.
Milestone 100
Napisałeś 100 postów!

Sponsored content


Powrót do góry

- Similar topics

 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach