Liczba postów : 318
Najlepszym w przyjęciach zawsze był moment, w którym te zmierzały do końca - niezależnie od przyczyn - i można było pożegnać się z gospodarzami oraz powrócić do własnego mieszkanka. W przypadku Marr była to albo siedziba rady, w której piwnicy trzymała najwięcej zabawek, albo domek służący niemalże wyłącznie wypoczynkowi. Z obiektywnych powodów raczej rzadko tam zaglądała, przynajmniej osobiście. Tym razem zapewne wróciłaby do niego po jedną rzecz, prysznic, lecz niestety główne muzeum dla staroci takich jak ona znajdowało się bliżej. W przeciwieństwie do innych, miała ma sobie (bardzo) lekki pancerzyk roboczy - nadal nieco ujebany przyschniętą już krwią, pomijając inne zabrudzenia - a nie elegancką suknię z pantofelkami lub dziarski garnitur. Tym bardziej z radością przywitała moment wejścia pod nieprzerwany, gorący strumień wody.
Zaczęło się niewinnie, wpierw mydełko, następnie odżywki oraz żele - i nucenie pierwszej pioseneczki - potem kilka przemyśleń i szampon. Dalej klasyczne wycieranko i kilka drobnych zabiegów kosmetycznych; bo wbrew pozorom szafeczka należąca do Marr miała coś więcej niż jeden specyfik z napisem: tors, miejsca intymne, głowa, dupa (a nawet DUPA). Po prostu jej aromaty uderzały w bardziej subtelne, odświeżające klimaty typu morska bryza lub mięta. Czas operacji, o dziwo skandaliczny z perspektywy wojny manewrowej, bo aż pół godziny. Gdyby nie to, że odpuściła sobie suszenie włosów, byłoby jeszcze dłużej. Na koniec owinęła się ręczniczkiem i ruszyła do jednego z mniejszych saloników na pięterku. Skoro nikogo za nią nie przywiało, to założyła, że ma całą rezydencję dla siebie. W końcu reszta musiała coś łyknąć w tym czasie, prawda? Tudzież oddać się innym rozrywkom połączonym z ratowaniem damy w opresji, jak chociażby jej mateczka i ten cały Gerwant... Gerard... Gerwald... Gerald... Gerwazy... wilkołak, wiadomo który.
Usadziła swój kuperek wygodnie na kanapie, rozprostowała (ponoć) zgrabne nóżki i oparła je o stolik, po czym zaraz zaczęła bawić się laptopem. Punkt pierwszy - zgranie nagrania z kamery hełmu. Szybko, łatwo i przyjemnie, na osobny dysk zewnętrzny, który zaraz odłożyła na boczek. Później posprawdzała wszystkie skrzyneczki adresowe oraz wymieniła kilka mniej istotnych wiadomości - grunt, ze żadna trwająca operacja nie wysyłała sygnału SOS - a zwłaszcza ten świeżo mianowany na Łowczynię dzieciaczek Louisa.
To oznaczało jedno, możliwość - mówiąc nieładnie - opierdalania się przynajmniej przez najbliższą godzinę. Wbrew pozorom koncepcji miała milka. Może jakiś odcinek serialu, bo ludzie potrafili kręcić całkiem niezłe produkcje? Albo rundka w Dead by Daylight, dla przetestowania nowego killera - The Knight? Tudzież, ach, może nieco inny, bardziej jednorazowy seans! Dlaczego by nie! Wstała i skoczyła po słuchaweczki bezprzewodowe oraz do kuchni po domowej roboty koktajl truskawkowy. Upiła dwa łyki, wklepała kilka fraz w przeglądarkę i oddała się relaksacyjnemu seansowi filmowemu.
Nikt ci nie przeszkodzi, skoro posesja była niemalże w pełni opustoszała.
@Louis Moreau
Zaczęło się niewinnie, wpierw mydełko, następnie odżywki oraz żele - i nucenie pierwszej pioseneczki - potem kilka przemyśleń i szampon. Dalej klasyczne wycieranko i kilka drobnych zabiegów kosmetycznych; bo wbrew pozorom szafeczka należąca do Marr miała coś więcej niż jeden specyfik z napisem: tors, miejsca intymne, głowa, dupa (a nawet DUPA). Po prostu jej aromaty uderzały w bardziej subtelne, odświeżające klimaty typu morska bryza lub mięta. Czas operacji, o dziwo skandaliczny z perspektywy wojny manewrowej, bo aż pół godziny. Gdyby nie to, że odpuściła sobie suszenie włosów, byłoby jeszcze dłużej. Na koniec owinęła się ręczniczkiem i ruszyła do jednego z mniejszych saloników na pięterku. Skoro nikogo za nią nie przywiało, to założyła, że ma całą rezydencję dla siebie. W końcu reszta musiała coś łyknąć w tym czasie, prawda? Tudzież oddać się innym rozrywkom połączonym z ratowaniem damy w opresji, jak chociażby jej mateczka i ten cały Gerwant... Gerard... Gerwald... Gerald... Gerwazy... wilkołak, wiadomo który.
Usadziła swój kuperek wygodnie na kanapie, rozprostowała (ponoć) zgrabne nóżki i oparła je o stolik, po czym zaraz zaczęła bawić się laptopem. Punkt pierwszy - zgranie nagrania z kamery hełmu. Szybko, łatwo i przyjemnie, na osobny dysk zewnętrzny, który zaraz odłożyła na boczek. Później posprawdzała wszystkie skrzyneczki adresowe oraz wymieniła kilka mniej istotnych wiadomości - grunt, ze żadna trwająca operacja nie wysyłała sygnału SOS - a zwłaszcza ten świeżo mianowany na Łowczynię dzieciaczek Louisa.
To oznaczało jedno, możliwość - mówiąc nieładnie - opierdalania się przynajmniej przez najbliższą godzinę. Wbrew pozorom koncepcji miała milka. Może jakiś odcinek serialu, bo ludzie potrafili kręcić całkiem niezłe produkcje? Albo rundka w Dead by Daylight, dla przetestowania nowego killera - The Knight? Tudzież, ach, może nieco inny, bardziej jednorazowy seans! Dlaczego by nie! Wstała i skoczyła po słuchaweczki bezprzewodowe oraz do kuchni po domowej roboty koktajl truskawkowy. Upiła dwa łyki, wklepała kilka fraz w przeglądarkę i oddała się relaksacyjnemu seansowi filmowemu.
Nikt ci nie przeszkodzi, skoro posesja była niemalże w pełni opustoszała.
@Louis Moreau
milestone 250
Napisałeś 250 postów!