Wracamy do domu Yue 18/04

2 posters

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Wracamy do domu - od tego zaczynała się wiadomość posłana na jej telefon: krótka i enigmatyczna. My wszyscy: Ty, ja oraz każdy Ronin, który bezskutecznie szukał schronienia na przestrzeni tylu stuleci - wracamy do domu: druga niosła nieco więcej światła na tajemniczą treść, która jednoznacznie nawiązywała do ich rodu - miejsca, z którego pochodzili, które ich wychowało i spłonęło wraz z wkroczeniem Inkwizycji - miejscem, które i on niejako zakopał, dzieląc i drąc poszczególne fragmenty na maleńkie kawałeczki, które następnie poukrywał w różnych zakątkach świata. Podróż do Chin odsłoniła tylko niewielką, acz najważniejszą część, od której wszystko miało się zacząć.
Usadowiony w swoim niewielkim gabinecie w budynku rady - siedział przed biurkiem, odziany klasycznie w tradycyjną szatę z tymi swoimi na wpół rozpuszczonymi kudłami: tymi przyciętymi na współczesną modłę i tymi dłuższymi - pasmami opadającymi na ramiona i plecy, świadectwem powrotu do przeszłości i korzeni, od których nigdy się tak naprawdę nie odciął. Kolejnym był aromat herbaty: świeżo parzonej tańczącej z zapachem subtelnego kadzidła rozpalonego dla zachowania klimatu - dla spokoju ciała oraz ducha - dla umysłu ciężko pracującego nad rozpiską mnóstwa dokumentów: papierów, map - wszystkiego tego, co mogło przysłużyć się w przyszłości na rzecz odszukiwania zaginionych fragmentów historii. Chciał, bardzo chciał ponownie ujrzeć ją w całości -  chwycić i przeczytać jak książkę, którą niegdyś czytali mu jego rodzice, lecz wpierw...
Zaproszenie wcale nie poszło drogą oficjalną - jej ton również na to nie wskazywał. W oczekiwaniu na odpowiedź przystanął przed jedną z półek, na której widniała figurka smoka w otoczeniu owego kadzidła. Złożył ręce, przymknął oczy, po czym zaczął rozmyślać.

@Yueying

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Dom... Od tak dawna nie pamiętała już, czym jest dom. Od zawsze w drodze, od zawsze sama, bo dokładnie tak mówił Dom Rudry. Pomijając kilka niewielkich momentów nigdy nie miała miejsca, które mogłaby nazywać domem. Tak naprawdę nawet posiadłość w Paryżu nie była domem. Dlatego wiadomość Juna była tak bardzo zaskakująca. Zaskakująca i na początku niezrozumiała, jednak kolejna uświadomiła jej, o co mogło chodzić. Chyba pierwszy raz pojawiła jej się delikatna nadzieja. Nadzieja na znalezienie swojego miejsca, swojego domu, swoich korzeni, których chyba już nawet nie znała po takim czasie... Potrząsnęła głową, wystawiając nos z archiwum, w którym aktualnie siedziała i ruszyła spokojnym krokiem w stronę gabinetu Juna, w którym mieli się spotkać.
Wpadła tylko do swojego gabinetu, by zostawić część różnych dziwnych rzeczy i skierowała się do gabinetu Azjaty, z dziwną niecierpliwością w sercu, nie śmiąc nawet pozwolić sercu na nadzieję. Ubrana była w nowoczesną wersję hanfu w kolorach czerwieni i bieli, z kwiatowym motywem i nieśmiertelne obcasy, cicho stukające po posadzce korytarza. Włosy częściowo upięła, by nie leciały na oczy, przebijając koczek fantazyjnymi szpilami, reszta natomiast spływała wolno, sięgając linii pośladków.
Zapukała do drzwi, wszak kultura nie pozwalała na inne zachowanie i po otrzymaniu tak zwanego zaproszenia weszła do środka, zamykając kulturalnie drzwi za sobą. Niecierpliwość lśniła w jej oczach, chciała wiedzieć, chciała zrozumieć, lecz nie zbombardowała go od razu pytaniami. Nie wypadało, Azjatom pisana była powściągliwość w emocjach.
- Służą Ci nowe okoliczności, rozkwitasz w swym żywiole, Smoku. - zaśmiała się na przywitanie, jednak ten pierwiastek nieazjatycki w jej krwi sprawił, że przywitanie nie było jedynie słowne, a oparło się również o delikatny uścisk połączony z muśnięciem ustami policzka. - W jakich ciekawych kierunkach powędrowały Twoje myśli? - zadała miękkie pytanie.

@Jun

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Teraz wszystko się miało zmienić - mieli przestać się tułać i chodzić z miejsca na miejsce w poszukiwaniu tego konkretnego, które nazwaliby swoim domem. Okoliczności jego ponownego powstania były dziwne, ale nie to miało spotkać się z zaskoczeniem - jego blask spadał na osobę, która wyszła z propozycją - która choć nie pochodziła z ich ziem i nie dzieliła podobnych idei, była skora je przyjąć, zrozumieć i połączyć z własnymi pod zupełnie nowym dachem - tym, pod którym podobne schronienie mieli znaleźć inni. Dziwne było to spotkanie, podobnie zresztą jak to, lecz czy miało to jakikolwiek znaczenie? Liczyły się wyniki, takt oraz to, że oboje coś zamykali, a coś otwierali przed sobą.
- Kwiecie Księżycowy, piękny w blasku swojej chwały... I Tobie czas służy w najlepsze. Czerwień spływa po Tobie jak krew, a biel podkreśla to, co zawsze nosiłaś w swoim sercu. Usiądź, proszę, opowiedz historię, a i ja uraczę Cię swoją. - kobieta wcale nie musiała długo czekać na reakcję
- mężczyzna przywitał ją z należnym szacunkiem - ukłonem oraz uściskiem dwóch ciał bez absolutnie grama podtekstu. Odwzajemnił również ckliwe muśnięcie, acz nie polik, lecz dłoń, a potem, skoro już wyrwany z medytacji, zaprosił do spoczynku i poczęstunku rozlaną herbatą dla ugaszenia uporczywego pragnienia oraz zwilżenia ust.
- Moje myśli krążą wokół ostatniej rozmowy z Sahakiem - krążą też wokół Chin, tego, co znaleźli wycieczkowicze oraz tego, że w końcu nasza podróż być może dobiegnie końca. O tym, że mamy szansę odbudować dom... - ileż miękkości, nostalgii i ciepła przeplotło się w tonie - wierz mi lub nie, ale nie istniał żaden skuteczny sposób na zliczenie tego, lecz to nie było istotne. Liczyło się sedno prawdy, a ta wybrzmiewała bezwarunkowo, o czym świadczył żywy blask ozu - tak, tych przeklętych, niebieskich żywych oczu, która raz jeszcze wypełniła nadzieja i radość.

@Yueying

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Skończyć tułaczkę i znaleźć swoje miejsce na Ziemi, któż by tego nie pragnął? Na pewno nie ci, którym wędrówki były pisane od zarania swych dziejów.. Na pewno nie zrezygnowałaby ze swych podróży, w poszukiwaniu nowych miejsc i nie tylko. Ale dom... Ta bezpieczna przystań, do której można wracać, w której można się schronić i w której nikt nie powie złego słowa, gdy przez chwilę zdejmiesz maskę i przyznasz się do tego, do czego nie wolno przyznać się wśród innych? Nadzieja zakiełkowała w sercu, ale nie śmiała pozwolić jej wyjść na światło nocy, bojąc się stłamszenia i metaforycznego ciosu, gdyby okazała się jedynie ułudą, jak wiele rzeczy przez ostatnie tygodnie. Jednak nie dało się ukryć iskry w ciemnych oczach, iskry ciekawości i zainteresowania.
- Pewna osoba mówiła mi kiedyś, że nie ma piękniejszego widoku niż krew spływająca w blasku księżyca. Jednak nawet i ten blask gaśnie na tle Twej gwiazdy. - uśmiechnęła się szerzej, zajmując wskazane miejsce i delikatnie podwijając rękawy, ukazując tym razem już dwie bransoletki zdobiące nadgarstki. Jedną już znałeś, wszak latami nosił ją Twój brat. Druga? Kolorem pasowała do stroju, a kto wie, czy nie kryła w sobie tajemnic, jak i jej właścicielka.
- Moja historia nie jest długa, nie przejawia też żadnych interesujących wątków. Twoja natomiast intryguje od pierwszej wiadomości. - zagaiła łagodnie, tłumiąc cały czas rosnącą nadzieję, że masz na myśli dokładnie to, o czym pisałeś w zaproszeniu. - Jak sądzę, potrzebowałabym delikatnego wprowadzenia... Wycieczka do Chin nie wymaga jako taka wyjaśnień, ale cóż ma do niej Sahak? I... dom? - cichy głos, zawieszony w eterze, swym brzmieniem sugerujący o wiele więcej pytań, które nie padły na głos. Jak odbudować? Jaki dom? Kiedy i gdzie? Nie żartujesz sobie czasem? A błękit oczu był piękny, niczym wodna laguna podczas pełni, zwłaszcza przepełnione nadzieją i radością. - Cóż dostrzegasz w przyszłości, czego ja jeszcze nie umiem sobie wyobrazić?

@Jun

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Przyszłość skrywała wiele tajemnic - tych schowanych pod krostkami na nosie, po te zapisane w gwiazdach na bezchmurnym niebie oraz w kamykach zdobiących tajemniczą bransoletkę na smukłej dłoni. Jedną z nich błękitne oczy rozpoznały bez problemu, druga faktycznie stanowiła zagadkę, bo była nowa i nieopisana tuszem historii przeszłości. Jej atrament pachniał nowością, a to świadczyło o powiewie świeżości. A jednak im dłużej spoglądał ślepiami na szkarłatne kamienie, tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że to właśnie ten kolor upodobał sobie księżyc skąpany w nim w czasie wojny i spokoju, ładu oraz burz jako i wtedy, gdy puściły wszystkie hamulce, wypuszczając każdego demona z wnętrza metalowych klatek. I nie było to złe a nie dobre, tak jak złem i dobrem nie nazwałby ostatnich kilku tygodni, rozmów,myśli oraz decyzji, które być może zaważą na wielu sprawach w przyszłości.
- Czymże jest gwiazda bez swych towarzyszy i Cesarz bez ludzi? Moje wprowadzenie mogłoby Cię zanudzić, toteż postaram się je skrócić. - padły pierwsze konkretniejsze słowa z jego ust zwilżonych herbatą, gdy dostąpił zaszczytu przemowy po niej.
- Gdy wzniecono płomienie i spalono nimi dom, gdy mordem przelewano krew, własnymi dłońmi zniszczyłem resztki świadectw naszej bytności. Część historii jednak ocaliłem: księgi, zwoje... Poukruwałem je w różnych zakątkach świata - część zaś w Xi'an, pierwszej stolicy Chin. Ulokowane głęboko pod ziemią, w starodawnym skarbcu czekały na dzień odrodzenia - na ten właśnie czas, moment prawdy i wyjawienia genezy Scaletty, odnogi naszej rodziny, tworu spod dłoni Machiavellego, a dziedzictwa smoczych dzieci, dzieci Jadeitowego Smoka. Niejako w ramach zapłaty za inwigilację wspomnień i po długim namyśle, wybrałem grono, które posłałem do Chin, celem odzyskania wiedzy. Ich podróż była długa, przygody zaś ciekawe - wszyscy jednak powrócili cali i zdrowi, a Tahira, uczestniczka zdała raport Sahakowi. Nie tak dawno temu odbyliśmy rozmowę na temat wyprawy i wtedy zaskoczył mnie: poznawszy treść, sam wyszedł z propozycją powrotu do korzeni. To nasza szansa Księżycu - jedna jedyna. - pauza - to nią zakończył długi monolog - nieprzypadkowo, gdyż na rzecz przetrawienia wszystkich zdań - każdego słowa, kropki i sensu ukrytego pod płaszczem gorzkiej słodyczy nostalgii powrotu pamięcią do przeszłości - do domu.

@Yueying

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Nie tylko szkarłat krwi był pięknym kolorem, tak samo upodobała sobie zieleń traw czy błękit nieba, odzwierciedlonego w pięknych, choć dla niektórych przeklętych oczyskach. Jednak teraz czerwień była niczym życie, nowe i własne, które po latach tułaczki odzyskała i aż prosiło się zamanifestować ten fakt chociażby doborem stroju, który w swym kroju wydobywał inne refleksy w ciemnych oczach. Sztorm przeminął, drogi Smoku, zostawił po sobie zmiany i nowe ścieżki, wyżłobione ulewą i wichrem. A przyszłość? Ta była nieodgadniona, znając jednak historię błękitu mogła wypełnić i własne przysięgi, kroczek za kroczkiem idąc za dumnym Cesarzem i pilnując, by dawne proroctwo nie musiało się ziścić. I wiesz, drogi Panie? Nie miała nic przeciwko, by choćby tak gdzieś przynależeć.
- Żadne słowa padające z Twych ust mnie nie zanudzą. No chyba, że zacząłbyś cytować sprawozdania księgowe. Wtedy mogłabym mieć lekki problem ze zrozumieniem przekazywanych informacji. - zaśmiała się cicho, w żartobliwym tonie, na poczet wysłuchania opowieści układając się wygodniej na swym siedzisku i biorąc w łapki naczynie z herbatą. Oczy przymknęły się w wyrazie skupienia - w żadnym wypadku nudy czy ignorancji - gdy uważnie słuchała każdego słowa wychodzącego z ust wampira, chłonąc je i powoli sobie układając w głowie.
- Powraca wiedzą zapomniana przed wiekami, skryta tak, by nie weszła w ręce tych, którzy widzieć jej nie powinni. Cieszę się, że ocaliłeś ją od zapomnienia, na własnym przykładzie wiem, jak ulotna jest pamięć i jak łatwo zapomnieć o wiedzy przekazywanej pokoleniami... - westchnęła miękko, delikatnie zaciskając dłonie na naczyniu, unosząc powieki i patrząc na Smoka dużymi oczami, pełnymi niewypowiedzianego strachu przed nadzieją, która mogłaby zmienić wszystko. Lecz czy gdyby nie wyszło, zdołałaby nie roztrzaskać serca kolejny już raz? Zdołałaby przeżyć taki zawód? - Nie pamiętam korzeni, Jun. Zapomniałam, co to znaczy mieć swoje miejsce. Swoją rodzinę. Zapomniałam, czym jest dom, choć jakkolwiek to brzmi, zawsze go poszukiwałam. Nie mam swojego miejsca na świecie, Jun. Miałoby było je odzyskać... - szepnęła, przygryzając wargę. Zgadzała się z tym, że to najprawdopodobniej jedyna szansa, choć nadal w sercu istniała obawa, że się nie uda. - Wiem tylko, skąd się wywodzą moi przodkowie, ale tylko się wywodzą. Dom Rudry nie ma domu, wędruje wzdłuż i wszerz, szukając tego, co ukryte. Boję się nadziei, Jun. Boję się marzyć, że faktycznie mogłabym znowu gdzieś przynależeć. - przyznała cicho, choć radość w oczach towarzysza wyciągnęła na wierzch jej własną nadzieję. Nieśmiałą, lecz pierwsze promyczki przebijały się tu czy tam. - Mieć w końcu od nowa własny klan... - nieświadomie wyrzekła na głos chaos myśli, mocząc wargi w herbacie, napawając się tym smakiem.

@Jun

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Czerwień i zieleń - jakże haniebny tworzyły kontrast, na który niejeden widz wydłubałby sobie oczy łyżeczką w trybie natychmiastowym. Dało się go jednak złagodzić, dobierając nieco jaśniejsze tony zamiast tych oczojebnych, dzięki czemu tracił trochę na mocy, ale nie na znaczeniu. Czerwień nadal oznaczała życie, jako i zieleń nadzieję - tak, dokładnie tą - zawiłą, kruchą, niosącą światło jutrzenki, a zarazem niepokój wywołany niepewnością. Księżyc słusznie się jej obawiał - podobnie zresztą Gwiazdy, Chmury oraz Niebo, po którym tak chętnie pływały wszystkie boskie stworzenia.
- Nikt z nas ich nie pamięta Księżycu - ani ja, ani Ty, jedynie najstarsi, ale ich już tutaj nie ma. To, że się boisz, dobrze o Tobie świadczy, bo i ja również się boję, ale to też dobrze, ponieważ dzięki temu wiemy, że żyjemy - oddychamy, chodzimy i szukamy drogi powrotnej. Zamiast stagnacji nadal napędzamy nasze ciała oraz dusze energią - wierzymy i mimo niepokoju, pragniemy dotknąć jej dłoni - chwycić i już nigdy nie wypuszczać. Od czegoś trzeba zacząć, bo może gdzieś tam pośród stronic odnalazłabyś odpowiedzi na swoje pytania, nawet jeśli reszta Rady nie żywiłaby podobnego entuzjazmu. - a jedno z nich po raz kolejny przemówiło, odstawiwszy filiżankę na stolik na rzecz kolejnego ulokowania błękitnych oczu na drobniejszej posturze: na jej buzi i sercu, w którym bulgotały strach oraz niepewność. Połechtane ego oczywiście mruknęło, lecz nie ono grało główną rolę - ten aspekt przejęły inne skrzypce, podobnie fortepian, którego dźwięki wybrzmiewały spod naciskanych klawiszy. To, że różniły się od reszty wiedział bardzo dobrze - to, że jego pomysł nie miał prawa spotkać się z pełną aprobatą innych tym bardziej.
Odkąd tylko powstała Rada, przyuważył weń pewną zależność: konieczność wysławiania się z rzeczy niekoniecznie istotnych. Wieść o przynależności nigdy nie miała stanowić tajemnicy, lecz jakieś stanowisko nadać dwóm Starszym, gdy nad ich głowami widniała mosiężna waga?
Pewne nuty nigdy nie powinny opuszczać murów więzienia, a słowa ust, aby przypadkiem nie polecieć dalej. W takim czy innym wydaniu doktryna smoczej rodziny nigdy nie miała prawa ulec zmianie, o czym jej dziecię wiedziało doskonale i czego zamierzało pilnować, bo chociaż wypowiedziana idea z ust Sahaka przypadła mu do gustu, nie mógł tak po prostu mu zaufać na tysiąc procent. To miał być dopiero wstęp - preluda pod pierwszy odcinek czegoś zupełnie nowego.
Aby to jednak zadziałało, musiał wyrobić grunt.
- Żadne z nas nie chce dłużej kroczyć drogą Ronina. W taki czy inny sposób Oni mają swoje "rodziny" - nam zostały odebrane. Potem przez lata szerzyła się ignorancja wobec odnogi, którą możemy teraz naprowadzić na właściwy tor. Rodzi się jednak pytanie Księżycu, czy razem ze mną wejdziesz na tę samą ścieżkę? - na spokojnie, bez pośpiechu, małymi kroczkami, bo czasu mieli wiele.

@Yueying

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Osobno piękne, razem niekoniecznie. Lecz czy nie były piękne czerwone kwiaty wśród soczyście zielonych traw? Przyznaj sam, że takie połączenie wcale nie było aż takie złe. Acz w kwestii odzieży mogła przyznać rację, sama takowych kolorów nie łączyła nigdy. Owszem, lubiła stroje w ich barwach, ale zawsze osobno i nigdy razem. Choć bezczelnie można stwierdzić, że gorszym połączeniem był fiolet i zieleń. Temu mówimy stanowcze nie! Jednak czy dałoby się żyć bez nadziei? Nawet odpychając ją od siebie, tłumiąc wewnątrz, puchata kuleczka nadziei co i rusz podnosiła łepek, patrząc dużymi ślepkami i szturchając łapką w myśl "a może jednak?".
- Z jednej strony - tak, chciałabym. Zagłębić się w dawne zwoje, może odkryć to, co zapomniane. Wiesz, ile dawnych receptur zaginęło? Już nie mówię o lekach czy ziołowych nalewkach, ale chociażby o marynatach do mięsa i ryżu. - zaśmiała się cicho, drobne humorystyczna wstawka wśród poważnych rozważań. - Ale cała ta zapomniana już wiedza, ukryta historia... Kiedyś były tym, co gnało mnie przez świat. Co kazało podróżować, szukać odpowiedzi, szukać nowych rzeczy. Z czasem ucichło, bo... Bo nie było dla kogo. Nie było po co. I tak, masz rację. Nie żywiliby entuzjazmu, mając swoje domy i swoje rodziny. Coś, czego nam zabrakło, co nam odebrano w ten czy inny sposób. Los rzucił nas tu. W miejsce kompletnie odrębne od naszych początków. Świat poszedł do przodu. Ale gdyby wśród tych nieskończonych ścieżek znaleźć coś dla siebie... - zawiesiła głos, by westchnąć, głęboko, z wahaniem, szukając słów, które miałyby wyrazić to, czym wypełnił jej serce, a czego utraty tak mocno się bała. - Dajesz mi coś, czego pragnę od wieków. Mówisz o rzeczach, Jun, które utracone tak dawno temu pozostawiły rany niewygojone do dziś. Widzę w Tych oczach, że mnie rozumiesz. Nie wiem tylko, czy umiałabym przeżyć kolejną utratę, gdyby nie udało się znaleźć swojego miejsca, gdy jest prawie na wyciągnięcie dłoni? - wahanie, wahanie... Mnóstwo wahania, zarówno w głosie jak i sylwetce. Chciałabym, lecz boję się, ale chyba jednak więcej bym chciała...
By komuś zaufać, potrzeba było czasu. Lecz czy wspólny cel nie był wystarczający, by zadzieżgnąć współpracę? Wystarczyło, że ufała Junowi, a on ufał jej, skoro teraz siedzieli tu, rozmawiając. Resztę można spokojnie dograć w środku, a do samego Sahaka nic nie miała. Może poza tym, że jak każdemu, nie ufała mu w zbyt dużym stopniu, ale to tak naprawdę nie przekreślało niczego. Czasem wystarczy kogoś lepiej poznać, a idea powrotu do domu działała tu mocno na plus. A inni? Wcale nie podobał jej się pomysł tłumaczenia ze swoich decyzji i wyborów osobom, których te nie dotyczyły w żadnym stopniu. Domyślała się więc, że jeśli kiedykolwiek przyjdzie o tym rozmawiać, to nie będą to przyjazne rozmowy.
- Obiecałam kiedyś, że będę Cię pilnować, Jun. Nawet, jeśli miałoby to oznaczać kroczenie za Tobą wyboistą ścieżką. Ale nie dlatego pójdę tą drogą razem z Tobą. - powiedziała spokojnie, unosząc delikatnie usta w kącikach. - Pójdę dlatego, że mam dosyć samotności. Chcę zacząć żyć tak, jak na to zasługujemy - mieć dom i własną rodzinę. Nawet jeśli jest to wbrew dewizie, która przyświecała mojemu Domowi, w którym przyszłam na świat. A jeśli przy tym mogę pomóc tym, którzy również nie mają swoich ścieżek, to będę zaszczycona, że mogę się przydać. - oparła mało elegancko łokcie o stół, opierając brodę na splecionych dłoniach. Uśmiechała się jednak przy tym, z iskierkami nadziei w oczach. Mieli wiele czasu, zgadzała się z tym, bo zajęcie się wspomnianą odnogą zdecydowanie potrwa. Lecz wystarczyła jej na razie świadomość, że to jest możliwe. Że możliwe jest mieć własne miejsce.

@Jun

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Obietnice miały do siebie to, że nie zawsze szło je wypełnić, czego dobrym przykładem było ożywienie Ryuu wbrew przysiędze. Fakt podjęcia dobrej decyzji był niezaprzeczalny tak jak hańba złamania słowa. Smok jednak nie przejął się tym zbytnio, poniekąd dzięki rozmowie oraz z uwagi na chwycenie szansy, a tą miał tylko jedną. Dobrze wykorzystana przyniosła ukojenie, bo była jak woda: przyjemnie chłodna, czysta woda, która kroplami obmywała krew oraz troski z potrzaskane go serca. Teraz podobne drzwi swą dłonią Smok pokazywał Księżycowi. Wiedział, że istniało ryzyko, widział, że za sobą ukrywał ból i cierpienie, ale wiedział też, że bez podjęcia ryzyka nie mieli co liczyć na powrót, odbudowę i zasłużony odpoczynek.
- Jeżeli teraz się wycofamy i pozwolimy szansie uciec, to kto wie, kiedy pojawi się następna? I czy w ogóle? Zmieniłem Szczęściarę na podobieństwo siebie: by pomimo błędów, mogła odkupić winy i stać się naczyniem, a zarazem powiernikiem wiedzy na wypadek, gdyby mnie zabrakło. Lecz z czasem naszła mnie refleksja: komu potem to wszystko przekazać? - - choć gorzki był miejscami ton i szare niektóre z obrazów, ciepłem śmiechu rozgromił część smutków, nadając rozmowie odrobiny koloru, acz nie czerwonego czy zielonego.
- W taki czy inny wierzyłem, że i tak pójdziesz, w końcu to Twoje ostrze winne jest mnie przeszyc gdyby... - dobrze znał przepowiednię i powinność wojowniczki - dobrze również znał swoje przeznaczenie i szansę na jego zmianę zjej pomocą. W końcu też dobrze rozumiał tęsknotę, jako że i on sam pielęgnował podobne kłosy jej roślin wewnątrz serca. Powoli jednak zbliżał się czas zbiorów, również tych mniej przyjemnych, istotnych do zrobienia ważnego kroku w przód.
- Nie bój się, nie niewiadomej, bo jej obawiać się należy - nie daj się pokonać samotności - jestem tutaj i zawsze będę również tam: tak długo jak panuje nad duszą i póty tej duszy nie pochłonie cień karmy Pierwszego. Jestem i będę na tyle długo, abyś odnalazła antyczne przepisy najlepsze pączki.- gorycz razjeszcze dała o sobie znać, ale zaraz przegonił ją żart - niewinny, acz ciepły, rzucony w równie przyjemnym kontekście i tonie odbijającym się miłą barwą głosu od usznej membrany.
Przyjemnie rozgrzewający był również wzrok, a także uśmiech: nieco figlarne ku uciesze dawnych wspólnie spędzonych lat.

@Yueying

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Niektóre obietnice bywały płynne, gdy składający je zostawiał sobie furtkę. Z innych, niespełnionych, rozgrzeszyć mógł tylko ten, któremu je składano. A jeszcze inne… składało się ze świadomością, że nigdy nie mogą zostać wypełnione i zostawało prosić Los, by nigdy nie doszło do konieczności ich spełnienia. Taką właśnie była obietnica złożona ojcu, że zajmie się Tyranem, by nigdy więcej nie skrzywdził świata. Ale jakby tak pomyśleć, zagłębić się w słowa, to nigdy nie przysięgała, że kiedykolwiek zabije Tyrana. Miała go powstrzymać, a to nie to samo, nawet jeśli przekazany miecz jasno mówił o intencjach jej ojca.
- Może niedługo, a może nigdy. - przyznała cicho, odkładając na stolik czarkę po naparze. - Nie zrozumie potrzeby wolności ten, kto nigdy nie cierpiał niewolni. Nie zrozumie tęsknoty za domem ten, kto nigdy go nie utracił. Ani Ty ani ja mamy wiedzę, mogącą zaskoczyć wszystkich wokół. Ale jak mówisz. Komu możemy to właściwie przekazać? Ty przemieniłeś Szczęściarę, ja? Cóż, moje potomstwo nie żyje zbyt długo, o ile zostaje ze mną. - rzuciła z wyraźną goryczą w głosie. - Nie przekażesz wiedzy tym, którzy nie chcą słuchać. Ale gdzie znaleźć takich, co zechcą? Najprościej w rodzinie… W klanie. Klanie, który jak mówisz, możemy odzyskać na nowo. I na nowo odnaleźć radość płynącą z nie bycia samotnym. Szczęście uśmiecha się do nas. - zaśmiała się cicho na wspomnienie, w końcu potomkini Juna zwała się Szczęściarą. Może i słusznie…
Jednak kolejne słowa wampira wywołały gwałtowną reakcję. Ułamek sekundy zajęło jej zerwanie się i przykucnięcie przy mężczyźnie, z rozpostartą dłonią tuż przy jego policzku, jakby jej zamiarem było uderzyć go w twarz. Jednak nie było.
- Nawet tak nie mów, Jun. - powiedziała ostro. - Nigdy nie przysięgałam, że ostrze przodków przebije kogokolwiek. Przysięgałam jedynie, że nie dopuszczę, by Cesarz wrócił. Że nie pozwolę, by jego tyrania rozlała się po świecie. To nie jest równoznaczne z zabiciem. Prędzej ostrze ojca przebije mnie samą, niż Ciebie. - zatrzymana dłoń oparła się o policzek, miękkim ruchem gładząc skórę, podczas gdy brąz spotykał się z błękitem, połączony wzrokiem pełnym strachu na samą myśl. - Pamiętaj o tym, Jun. Nie potrafiłabym tego zrobić, a nie zrzucę tego brzemienia na kogokolwiek innego. Zresztą. Znajdziemy sposób, to raz. A dwa, jak spróbujesz kombinować, zdzielę Cię gazetą. - powaga rozpłynęła się w cichym śmiechu, połączonym z delikatnym pstryknięciem w nosek. Jednak gdzieś w głębi pojawiła się też milcząca prośba: nie opuszczaj mnie. Tylko Ty mi zostałeś. Drobne ciało podniosło się jednak, uśmiechając się delikatnie.
- Wiesz, odnalezienie to nie wszystko. Muszę jeszcze kogoś nimi skarmić. - zaśmiała się dźwięcznie, może i z nutkami złośliwości. W końcu ktoś musiał się upewnić, że nie są zatrute, czyż nie? - Strach przed nieznanym istnieje zawsze, lecz bez niego nie byłoby odwagi, by iść naprzód. Mam dosyć samotności. I mam dosyć bycia zależną od innych, Jun. - powiedziała cicho, przymykając na chwilę oczy, by trochę bezczelnie przysiąść na brzegu fotela wampira. - Naucz mnie używać miecza ojca. Znam podstawy, ale nikt nie nazwie mnie wojownikiem., Z Yashą wygrałam tylko dlatego, że nie spodziewał się, dokąd jestem zdolna się posunąć, gdy zostaną przekroczone granice. - drobna dłoń zawędrowała na Junowy kark, miękko zaczynając znajomy masaż spiętych mięśni, mający na celu oferowanie komfortu i niejakie uspokojenie nerwów.

@Jun

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Pewnych ran nie potrafił zaleczyć nawet czas - On pozwalał jedynie się do nich przystosować. Tako, choć i potężną, tak i tą samą siłą hartował duszę dzieci tych dobrych i złych oraz zwykłych, których Los nie naznaczył piętnem w żaden znany i nieznany sposób. Te tutaj nie dostąpiły tego zaszczytu - wiele łez ronił Księżyc oraz wiele kropel krwi spłynęło po szponach wiecznego Towarzysza tego samego Nieba Niedoli. Tym razem zamiast potężnego zamachu łapą, pokręcił jedynie łbem, po czym przeszył przeklętym błękitem kryształowe jestestwo, które pyłem i większymi fragmentami osadziło się na jego łuskowatym ciele: na grzywie, pysku, nosie i kolanach, którymi stykały się dwa byty przed zawiązaniem kolejnej nitki do postaci supełka, tuż po ułożeniu dłoni na ciepłym poliku.
- Jakkolwiek nie ubrano by tego w słowa kiedyś i jakkolwiek nie zrobiłabyś tego Ty... Księżycowy Kwiecie, oboje dobrze wiemy, do czego się one sprowadzają. Nie zazdroszczę Ci brzemienia, ani goryczy przymusu dźwigania czegoś, co spadło na twoje barki wbrew Twojej woli. Nie zazdroszczę też sobie, bo chociaż jestem gotów stawić czoła Przeznaczeniu, zaakceptować je, to nie chcę w taki sposób zamykać opowieści. A jednak muszę mieć na uwadze każda możliwość, ponieważ dobrze wiem, co potrafi się we mnie obudzić - co było, co spalono od czasów jej odejścia i budziło się, gdy Tamci przyłożyli swoje dłonie do Weia. Może to tylko zwykły przesąd, a może nie - to na razie nie jest istotne, dlatego proszę, nie myśl o tym Kwiecie i skup się na faktach. Podążaj ze mną ścieżką: zaufaj mi w pewnych kwestiach, ale nigdy do końca. - sporo goryczy przelało się przez słowa, lecz o wiele więcej spłynęło nadziei, gdy dłonią przykrył dłoń drugą - mniejszą i delikatniejszą, oderwał, po czym ucałował zewnętrzną część, śmiejąc się przy tym wyraźnym ruchem tam i tam dalej - na ustach o lekko uniesionych kącikach do góry.
- Szczęście nigdy nie przychodzi od razu, Ona coś o tym wie. Niemniej kiedy przetrwasz najgorsze, będziesz w stanie je pochwycić. Mogę Cię nauczyć, lecz nie warto się wyrzekać zależności. Nie ma przecież niej niczego złego, prawda? Niezależnej kobiecie nie będzie można pomóc w potrzebie, ani odbić żadnej piłeczki w myśl zachowania taktu i twarzy. - nie od razu wzniesiono Rzym - nie od razu też miały wyrosnąć z ziemi zmiany. Do tego potrzebny był czas, rozmowy i niejako akceptacja pewnych jednostek. Co innego przyzwolenie na bliskość - ono pieczątki Rady nie potrzebowało, co najwyżej cichego pomruku w aprobacie.
Mięśnie na nim były spięte, a do tego głodne i spragnione atencji, bo nieważne jak dobre miał intencje i jak dalece widział w sobie człowieka - jego skazą była pycha, niekiedy nazywana wybujałym ego.
I właśnie dlatego łasy atencji odchylił głowę, zapominając o rozmowie, zaś zatracając się częścią siebie w miłej odskoczni.

@Yueying

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Ładnie mawiano, co Cię nie zabije, to Cię wzmocni. Lecz czy było tak naprawdę? W jakimś sensie na pewno tak. W końcu czego by nie doświadczyli, to jednak żyli nadal, zahartowani bardziej niż kiedykolwiek. W innym? Niezaleczone rany miały w zwyczaju krwawić, a im większy upływ krwi, tym słabszy był organizm i tym mocniej podatny na kolejne rany. Takie błędne koło, zapoczątkowane jednym, zbyt silnym ciosem, który jednak udało się przeżyć. Ale wspólna droga z Towarzyszem Niedoli była łatwiejsza do przetrwania, łatwiejsza do przeżycia i tym samym o wiele bardziej znośna, nawet mimo przeklętego Fatum ciążącego na błękitnych ślepiach.
- Myślisz tak Ty, myślał tak samo mój ojciec. I co jemu z tego przyszło? Siedzisz tu teraz ze mną, a jego losy zostały nieznane - nie Jun, nie pytam, czy skrzyżowaliście ostrza, nie pytam, co się z nim stało dalej. Nie chcę tego wiedzieć. Czasem tak jest po prostu lepiej. Nadal jednak siedzimy tutaj, a przekleństwo cesarza się nie uaktywniło. Nie jesteś z tym sam, Jun i nie będziesz. Twoja opowieść nie skończy się aż tak łatwo, bo nie Ty jeden ją opowiadasz, mój drogi. I wiem, co to znaczy, gdy budzi się coś, nad czym nie masz kontroli. Jeżeli kiedykolwiek będziesz potrzebował porozmawiać, to jestem tu. No, gdzieś w okolicy przynajmniej. - puściła mu z rozbawieniem oczko, by trochę rozmyć smutek i powagę słów, nie umniejszając im rzecz jasna w szczerości. - Nie będę oceniać, po prostu wysłucham. I tak, będę szła ścieżką razem z Tobą… Nawet jeśli nie będzie Ci się podobało to, co mówię. - dodała, a to zabrzmiało trochę jak obietnica. Nie mówiła o zaufaniu, bo ono było i nie da się tak łatwo go pozbyć. Poza tym domyślała się, o co mogło chodzić i akceptowała to. Bezgraniczne zaufanie w każdej kwestii mogło doprowadzić do wypełnienia przepowiedni, a nie o to przecież chodziło. Jednak ten uśmiech zwiastował, że świat nie pójdzie w tak złą stronę, że ścieżki losu, choć wyboiste, w końcu prowadziły w dobre miejsca, gdzie każdy zdoła znaleźć coś dla siebie.
- Wiesz, że nie o to chodzi. - zaśmiała się miękko, ani myśląc wyciągać łapkę z wygodnych objęć drugiej. - Nie mam i nigdy nie miałam duszy wojownika. Ale stać i patrzyć, jak krzywdzą moich bliskich… Nie umiem tak. Ale nawet gdybym chciała, będę jedynie przeszkadzać, a i czekać na ochronę niczym dama w opałach za każdym razem… Chętnie zrzucę na kogoś walki mieczem, naprawdę. Ale w sytuacji, gdybym nie miała tego komfortu… Wolę wiedzieć, jak to zrobić. - przyznała szczerym głosem, delikatnie być może i nawet się przy tym rumieniąc. Zbyt często zdarzało jej się być bezsilną, dlatego spytała Juna, bo on jako jeden z nielicznych wiedział. Wiedział i rozumiał, co to znaczy bezsilność i co to znaczy mieć jej dosyć.
Skoro jednak delikatny masaż spotkał się z nieukrywaną aprobatą, na wargach kobiety pojawił się delikatny uśmiech. Szybko też zsunęła się z wygodnego podłokietnika, stając centralnie za sylwetką, nie kontynuując już rozmowy, a jedynie sprawnymi dłońmi pieszcząc ramiona i odchyloną szyjkę. Nie można było nazwać go zbyt łagodnym ani zbyt silny, ot w sam raz był to masaż, rozbijający sztywne kupki mięśni, a i dokładający przyjemności podczas delikatnego dotyku na szyjce i tak zwanym ostrym szczycie z niej wystającym.

@Jun

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Na tym świecie istniało wiele kruszców: kamieni, metali i tworzyw sztucznych wyrobionych ludzką ręką - o różnych kształtach, gęstościach, kolorach i poziomie wytrzymałości. Jedne były twardsze, inne mniej, a pozostałe charakteryzowała wysoka plastyczność - każde jednak cechowała rzecz wspólna: próg ostateczny. To właśnie on definiował, jak wielkie i bolesne obciążenie był w stanie znieść dany materiał i jak długo trwały mnogie procesy regeneracyjne, aż do ostatniego.
Podobnie prezentowały się serca: piękne, czerwone, bijące w takt indywidualnych nut – serca o nieopisanej sile, mocy, wytrzymałości i charakterze nadanym każdemu dziecku przez rękę ukochanej matki.
Oni nie różnili się od nich aż tak bardzo: Ona i On, para “bliźniąt” spod tej samej bandery – naznaczona piętnem rodziców: przeklęte i wyklęte owoce z rajskiego ogrodu, w którym rzekomo miały spędzić całe życie - błąd: przecież wiedzieli, że to nie prawda – na pewno rozumiał to on po przytaknięciu jej słowom: z uśmiechem i geście muśnięcia gładkiego polika, zwieńczonego króciutkim przysłonięciem połyskujących miękkich ust na chwilę przed wypuszczeniem cichego “sh” w momencie zetknięcia palców rąk ze skórą ślicznie odsłoniętego ciała.
- Czas pokaże. - która przy okazji wyraźnie drgnęła pod koniuszkami, a potem poruszyła kosteczkami delikatnych instrumentów w momencie odbicia się echa niskiego głosu Cesarza.
To nie tak, że wpuścił i wypuścił obietnicę wolnym uchem – przeciwnie: dobrze ją sobie zapamiętał na rzecz nieznanej przyszłości, do której oboje zmierzali z każdym kolejnym krokiem, wdechem, wydechem i pociągnięciem rąk wzdłuż smukłych kolumn czegokolwiek tylko chciała. Tym razem nie widział sensu w opieraniu się - po ułożeniu na miękkich metaforycznych poduszkach, dobrowolnie udał się w trans - przymknął ślepia, uniósł kąciki ust, mruknął, a nawet wziął głębszy wdech na poczet posmakowania delikatnej nuty kobiecych perfum. Doza intymności, z jaką to uczynił, nieprzypadkowo przywodziła na myśl dawne czasy, a z nimi przestrogę, bo pomimo swoich cech, nadal był Potworem – Smokiem łasym na pieszczoty oraz adorację.
- Możesz być jednak pewna, że odpłacę się tym samym. - oraz tym, który pomimo pychy, nie zapominał o sowitym wynagrodzeniu dla dobrodusznych istnień, które zaspokajały jego zachcianki. Księżyc nie mógł - nie był wyjątkiem, tak więc i jego powierzchnię wkrótce obłaskawiły słowa - krótkie, acz treściwe, niosące w sobie szczerą obietnicę przeszkolenia (bez taryfy ulgowej) wraz z odbiciem piłeczki o byciu i słuchaniu w chwili najgorszego upadku.
Tyle mógł dla niej zrobić, a więcej, chciał, choć póki co nie widział sensu nad rozciąganiem się w tej materii – wielki, leniwy Smok – do tego mruczący pod kołderką przyjemnych doznań, jeno czasami prychający dla zwykłej zasady, aby przypadkiem nie wyjść na zbyt oderwanego od rzeczywistości - i tak przez dobrych kilka minut, aż dłońmi nie przystopował dziewiczej wędrówki, z wiadomych względów kapkę zbyt przyjemnej, zwieńczonej cichym westchnięciem oraz przyspieszonym pulsem.
- Czeka nas sporo pracy Księżycowy Kwiecie. Nieprędko będę mógł ponownie oddać się pod Twoje palce. Sahak będzie potrzebował wsparcia. - szczęśliwie to nie przeszkodziło mu w ucałowaniu zgrabnych paluszków.

@Yueying

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Dla każdego jestestwa były indywidualne nuty melodii życia, lecz mimo to w zależności od melodii rytm mógł być dokładnie taki sam. Czasem nie krew łączyła dwoje ludzi, a wspólne przeżycia. Przeżycia, a potem i cele, ten sam statek prowadzący za horyzont. Tak też im pod wspólną banderą przyszło kroczyć w świecie, by odzyskać raj utracony przed wiekami.
Inną kwestią był fakt, czy im się to uda, czy w swej wędrówce znajdą to, czego tak bardzo szukali. Nie można było jednak nazwać ich celu niemożliwym, zwłaszcza w świecie, który nie znał tego pojęcia. A jeśli się postarać, wszystko musiało się udać. Raz rozbudzona nadzieja nie da się stłumić aż tak łatwo, nie da ponownie wcisnąć się do pudełka, a wrodzony upór dokładał swojego. W końcu smoki też bywały uparte, zwłaszcza gdy chodziło o zdobycie i ochronę swego skarbu. A czy dom takim skarbem właśnie nie był? Yue nie musiała być smokiem, by starannie wypielęgnowanymi paznokciami wczepić się w ideę i po prostu nie puszczać, sycząc na każdego, kto choćby spróbował jej odebrać to, o czym tak długo marzyła.
Brakowało jeszcze kilku drobiazgów do pełni szczęścia, ale… nie da się mieć wszystkiego. Byle tylko było to, co najważniejsze, reszta… Czasem dobrze mieć marzenia, nawet jeśli te nigdy się nie spełnią. Bez marzeń świat byłby bardzo pusty. Tak samo jak bez delikatnego drażnienia się, w tym wypadku w wersji uciszenia przy pomocy ciepłych palców dotykających wilgotnych ust. Brwi powędrowały bardzo wysoko do góry, jednak wykonanie gestu, który się w tym wypadku akurat prosił, byłoby przekroczeniem pewnych granicy. Dlatego też jedynie uśmiechnęła się, z pełnią rozbawienia.
- Mhmmmm. - zgodziła się, pomrukiem manifestując tę zgodę, przez co czyjeś palce mogły poczuć delikatną wibrację płynącą z miękkich ust. Dłonie jednak w tym czasie wprawnie poruszały się po ramionach i karku, karmiąc cesarskie ego i sprawiając przyjemność przyjacielowi, oferując chwilkę wytchnienia od trosk dnia codziennego. Nie przejmuj się, Księżyc potrafi o swoich zadbać, czyniąc to mniej lub bardziej jawnie, z zadowoleniem przyjmując rozluźnienie i poddanie się zręcznym paluszkom.
- Shhhhh. - zaśmiało się dziewczę, tym razem odwracając sytuację. jednak zamiast palce ułożyć na miękkich wargach, dźgnęła nimi delikatnie obojczyk. - Wiem. - powiedziała tylko łagodnie, bo jaki był Smok, taki i był Księżyc. Przysług nigdy nie zostawiała bez odwdzięczenia się, a i samego Juna znała na tyle, by wiedzieć, że jeśli nie powiedział “nie” na jej prośbę, to mogła uważać ją za uzgodnioną tudzież wykonaną. Czas się znajdzie, teraz albo później, nie było w tym ani pośpiechu ani żadnej pilności.
- Dlatego właśnie korzystaj, mój drogi, póki mamy tę chwilkę. - zaśmiała się lekko, przykucając dla wygody za fotelem na poczet objęcia łapkami drugiej persony, ot zwyczajnie tak po przyjacielsku. - I nie mrucz mi tak, bo się sama rozleniwię. - zażartowała sobie, a w ramach tak zwanego rozbudzenia tudzież księżycowej złośliwości raczyła dziabnąć statecznego pana wampira - w tak zwany bark, rzecz jasna przez materiał i bez użycia kiełków. Jak to mówią, dziabnięcie tylko by dziabnąć, bo po prostu mogła i miała dobrą pozycję ku temu. - No chyba, że nie chcesz, to zabieram moje magiczne łapki i wracam delektować się herbatką. - mimo jednak rzekomo ostrzegawczych słów nie ruszyła się z miejsca.

@Jun

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Małe kroczki, cierpliwość, nadzieja – wiadomo, że tą ostatnią nie dało się w pełni nasycić brzuszka, lecz śmiechem i żartem, stanowiła istotny element całości - siłę napędową dla nich samych oraz wszystkich tych, którzy być może dorzucą swoich pięć groszy do budulca skomplikowanej reformy. Jej efekt nie od razu miał zostać udostępniony do wglądu - aby do tego doszło, potrzebny był drugi składnik: mianowicie czas. Miesiąc, dwa, trzy, pięć - pewnych rzeczy nie wprowadzano od razu, ponieważ wymagały dokładnej analizy i postępów w formie malutkich sukcesów, minimalizujących ryzyko pomyłki w trakcie procesu budowy. Junowi taka forma pracy nie przeszkadzała - liczył się bowiem gest, idea oraz samo podejście, które już samego założenia zdradzało więcej niżeli setki słów czy obietnic - które niosło światełko nadziei i szczypty przyjemności, zupełnie jak masaż, którym kobiece palce sukcesywnie zdzierały napięcie z każdego mięśnia na ciele.
- Trudno jest stłumić dźwięki zadowolenia, gdy palce doskonale wiedzą, gdzie nacisnąć. Nie śmiem zaś kwestionować Twoich zdolności, jednak... Czyżbym Cię w ten sposób rozpraszał? - jestestwo oczywiście było już w całości rozluźnione i podobnie głos, którym parszywy Smok raz jeszcze mruknął na poczet sprawdzenia swojej maleńkiej teorii spiskowej.
Samego ugryzienia nie raczył skomentować w żaden widoczny sposób, może jedynie lekkim prychnięciem w takt zasad, które pomimo swojej obecności, nie zostały w żaden sposób nagięte, przeciwnie: sprytnie wykorzystane przez Księżyc, nadały spotkaniu całkiem komicznego tonu – tak samo jak muzyka słów, czy lekkie dźgnięcie w wyraziście zarysowany dla pewnych ocząt obojczyk.
- Nie przeszkadzaj sobie, ja chętnie tak sobie posiedzę albo poleżę, jeśli zajdzie potrzeba. - urzędowanie w gabinecie w niczym nie przeszkadzało - oficjalnie czy nie: sofy w pomieszczeniu nie zabrakło w myśl: a co, jeśli najdzie kogoś kaprys wyłożenia się plackiem na rzecz drzemki z rozprostowanymi nogami?
Zapobiegliwość była cenną cechą charakteru, do tego dość przydatną w sytuacjach takich jak te, które z założenia rzutowały na niechętne podniesienie ciała na rzecz przejścia i usadzenia się na rzeczonym meblu. Poprzedzeniem całego procesu było oczywiście chwycenie czyjejś rączki, co by przypadkiem w głowie nie zakiełkowała myśl o odtrąceniu.
- Ostrzegam, przy tak sprawnym i miłym działaniu, w końcu odlecę piękny Kwiecie, a wtedy dopiero zacznę mruczeć. - oraz wystosowanie wyraźnej uwagi, aby przypadkiem prócz tego, co mogło pojawić się w myślach, do ich szeregu nie dołączyło zaskoczenie.

@Yueying

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Sponsored content


Strona 1 z 2 1, 2  Next

Powrót do góry

- Similar topics

 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach