-Jak nie mój, jak mój- wcale nie odpuszczał. W sumie to doskonale się bawił kosztem wilczka, a do tego coraz bardziej zapominał o tym co się wydarzyło ledwie parę minut temu. Ot reakcje Azjaty były wręcz pocieszne i tym bardziej Egon miał zamiar kontynuować. No przecież nie puści go tak, o. Shin miał pecha, że trafił na wampira w kiepskim humorze, a pech był tym większy, że Cadieux wyraźnie na nim odreagowywał i to skutecznie.
-Bo co?- zapytał zaczepnie. Będzie krzyczeć? Pobije go?
-W ogóle… czy uratowanie wilczka oznacza, że jestem takowego właścicielem? Jak myślisz? – Czy ta myśl miała sens czy nie… było nieważne. Egon już trochę w siebie wlał różnych dziwnych specyfików. Mówiąc to nachylił się nad Azjatą.
-Może powinienem zostawić swoją własną adresówkę, co?- rzucił, ale zanim Shin zdołał zapytać co ma na myśli zatopił w nim swoje kły, a konkretnie to w jego szyi nieco ponad obrożą. Widać jego spizgany mózg uznał, że to doskonały pomysł. Swoją drogą musiał przyznać, że to było dość dziwaczne doświadczenie. Egon pierwszy raz pił krew wilkołaka, a do tego… skubany miał jego ulubioną grupę krwi, chociaż ta wilkołacza nie była aż tak smaczna jak ludzka, a może po prostu była inna?
Shin miał szczęście, że Egon wypił już wcześniej dwa krwiste jabłuszka. Nie istniało ryzyko, że się zapomni i osuszy wilczka. W zasadzie to ledwie go napoczął. Zaraz jednak się od niego odkleił.
-No… grzeczny piesek- poklepał go po policzku. -Trochę poboli, ale do wesela się zagoi- dodał jeszcze. Ukąszenia Egona były… raczej bolesne. Już dawno temu się przekonał, że jego ślina była wyjątkowo drażniąca. Odsunął się też, by ewentualnie dać wilczkowi możliwość ucieczki. Chyba obudziła w nim się litość nad zwierzętami.