Winter was not lament pointing to the end of life

2 posters

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Go down

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904
First topic message reminder :

Winter was not lament pointing to the end of life

Data: 15 i grudnia 2013
Miejsce: Francja
Kto: Sahak i Maurice
Opis: Po rozmowie w Starbucksie w Luwrze i przedstawieniu sprawy zaginionego modlitewnika, w posiadaniu amerykańskiej dziedziczki. Po ustaleniu planów wybierają się do La Roche-Sur-Yon, skąd zamierzają zdobyć rękopis niekonwencjonalnymi metodami. Bez problemu udaje im się, udając ochronę zatrudnioną do zabezpieczenia obiektu podczas świątecznego przyjaciela właścicielki, wyjmują modlitewnik z okładki. Zadanie, z małym potknięciem, udaje się całkowicie i wampiry wracają do Paryża z łupem.


15 XII 2013
Paryż, Francja
Starbucks Louvre

Nie było lepszego miejsca na dyskutowanie o kradzieży dzieła sztuki, niż Starbucks w szklanej piramidzie, na dziedzińcu jednego z najsłynniejszych muzeów na świecie, Louvre. Zwłaszcza gdy zadanie nie dotyczyło jednego z bezcennych eksponatów, znajdujących się w galerii, a zupełnie bezimiennego modlitewnika, wykonanego dawno temu w Khor Virap, monastyrze, którego położenia na mapie nie byłby w stanie wskazać żaden z późnopopołudniowych gości kawiarni. Pochmurny dzień, który sprawiał, że mgła plątała się pod nogami, a niebo zasnuwały gęste chmury na skraju deszczu, brzemienne i ciężkie wilgocią, która jeszcze nie spadła, ale w każdej chwili mogła. Zima nie chciała przyjść, przedłużając jesień na połowę grudnia, gdy złoto i czerwienie opadły, pozostawiając nagie jedynie gałęzie i całkowity brak życia, smutek i śmierć.
Sahak niemal tęsknił za zimami w klasztorze, chociaż zdawał sobie sprawę, że to jedynie pamięć maluje je ostrzejszymi kolorami, zabierając smutne wspomnienia i te codzienne, brzydkie.
Przez telefon wampir nie wdawał się w szczegóły, umówił się jedynie z Maurycie na spotkanie w lokalu, ponieważ potrzebuje jego profesjonalnej analizy i zestawu umiejętności. Było to znajome hasło, którego używali pośród siebie, to znaczy Sahak, Constanza, Tahira i Maurycy, czasami ktoś jeszcze, gdy zamierzali zaplanować kradzież czegoś, co należało kiedyś od jednego z nich, było zadaniem od głowy rodu lub zwyczajnym działaniem dla profitu, jak rzeźby w ogrodzie Henrietty.
Stojąc w kolejce, Darbinyan wyglądał jak profesor z jednego z uniwersytetów w Paryżu. Etnicznie nieokreślony, mógł być pochodzenia żydowskiego z takim samym powodzeniem, jak wywozić się z kazachskich regionów dawnego ZSRR i tańczyć zorbę, jak rodowity grek. Niektórzy też lokalizowali go jako Latynosa. Jak zwykle ubrany na czarno, ale bez żadnych symboli religijnych (Sahak unikał ich w laickiej Francji), z absolutnie niepotrzebnymi okularami w złotych oprawkach, poprawiał w odbiciu metalowej witryny swoje napuszone przez wilgoć i wiatr loki, na wieczność przyprószone siwizną, dodającą mu lat.
Cześć, co dla ciebie? — zapytała studentka, z plakietką An : ) uczę się przypiętą do zielonego fartuszka. Miała ciężki, indyjski akcent, a jej uroda zdradzała i bez tego jej pochodzenie, zwłaszcza długie za pośladki dwa warkocze. Dziewczyna miała kolczyk w nosie i przemiły uśmiech.
Latte na sojowym z karmelem — od razu odpowiedział Sahak, zamawiając zawsze to samo. — Bez cukru.
Dziewczyna zmarszczyła brwi, ale nic nie powiedziała.
— Twoje imię?
— Sahak.
— Jak? Izhak?
Mnich westchnął i podał wersję imienia, jaką mogła znać dziewczyna. Izaak. Niech dzisiaj będzie więc żydem.
I-za-aak.
Nie pijał w Starbucksie czarnej kawy, a słodzonej nigdzie. To pierwsze, dlatego, że nie mógł nazwać wytworu sieciówki kawą, a słodką lurą, dobrą na deser, a to drugie ze względów kulturowych. Wybrał jednak to miejsce, bo miał akurat po drodze z innymi swoimi sprawami, na dodatek cenił sobie wygodę kubków na wynos, wtedy jeszcze tak niepopularnych w innych miejscach, gdzie podaje się gorący napój.
Zapłacił gotówką i stanął na końcu lady, czekając na zamówienie, rozwijając z szyi szalik i rozglądając się za Hoffmanem.

_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
- No co Ci poradzę. Ludzie bez segregacji sobie nie poradzą, na coś się muszą dzielić. – Odparł z jego typową pogardą wobec ludzkości. W przeciwieństwie do większości wampirów, on był urodzony nim, więc naprawdę się dystansował od zwykłego człowieka. Patrzył na niego z góry, wiedząc że mu nie dorasta do pięt. Aczkolwiek, miał poniekąd rację. To ludzie się bawili w wojny, segregację i wszystkie inne okropieństwa życia współczesnego. Wampiry i wilkołaki raczej pozostawały gdzieś z boku. No może co poniektórzy odwalali przygłupiaste akcje, o których wręcz wstyd mówić. O takich ewenementach to nawet Maurice nie chciał wspominać, ponieważ uważał, że żal strzępić języka. Aczkolwiek te, z którymi on się trzymał. Były jak najbardziej cywilizowane i zachowywały się normalnie.

- O czym jest? Głównie o tym, żeby podążać za marzeniami, zatracić się w chwili oraz żeby nie przegapić tej jednej okazji na sukces. To jest z filmu inspirowanego życiem Eminema, ale postać jest fikcyjna. Sam film mnie nie powalił, ale ta piosenka to majstersztyk. W ogóle to jeden z moich ulubionych współczesnych artystów. – Wytłumaczył spokojnie Sahakowi z pasją w głosie. Lubił, gdy ktoś się interesował nim i tym czego na przykład słucha. Miłe to było, prowadzenie rozmowy o wszystkim i o niczym. Czasem potrzebował właśnie takiego resetu emocjonalnego. Czuł się, jakby mieli jechać na narty z Sahakiem, a nie na włam. Droga mijała im przyjemnie, a Maurice kontynuował puszczanie piosenek Eminema i za każdym razem tłumaczył o czym one są i dawał jakiś kontekst kulturowy, jeżeli w ogóle go znał. Niestety wszystko co piękne kiedyś się kończy i w końcu znaleźli się na prostej drodze do celu.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904
Sahak powstrzymał westchnienie zawodu.
Dla niego tego typu utwory były kłamstwem. Może teraz, rzeczywiście, na przełomie wieków, z kapitalizmem gorzejącym w ludzkich umysłach i amerykańskiej, purytańskiej ideologii o cierpieniu i ciężkiej pracy, dało się podążać za marzeniami i dokonywać własnych wyborów. Dla Darbinyana świat nigdy nie był taki łaskawy, nigdy nie dawał mu możliwości w tak prosty i otwarty sposób. Sierota, biedny pastuszek, który przeżył poza szesnasty rok życia tylko dlatego, że pani włości zlitowała się nad nim i z własnych pieniędzy posłała go na nauki do klasztoru, zamiast pozwolić, aby jej mąż zatłukł go jak bezpańskiego psa, który podgryza kury.
Pierwszym wyborem Sahaka, świadomym, bez echa Adonisa, była trzynastoletnia dziewczynka, dzielne jagnię, które pokonało strach przed wilkiem i porzuciło białą duszę na ciemność. Drugą była arogancka Halide, żadne z rodziny Darbinanów nie miało łatwych początków życia. Żadne z nich nie miało możliwości wyboru i pisania opowieści całkowicie podle swojego dyktanda. Nie krytykował, jednak jego inspirowały inne rzeczy niż Maurice. W jednym rzeczywiście opowieść muzyka miała rację, szansa zazwyczaj była tylko jedna. Gdyby nie trzymał się tak tragicznie życia, nie byłoby go tutaj. Gdyby jego stwórca nie ujrzał tej iskry, nie zwróciłby mu świętego oddechu życia.
Droga płynęła równo. Zakonnik był dobrym kierowcą, więc nawet gdy rozwijał prędkość ponad ograniczenia na swobodnych odcinkach, pewnie trzymał kierownicę, a samochód płynął niemal po niej. Wampir słuchał wywodów Maurice z uwagą, dodając swoje komentarze co jakiś czas. Czasami odnosił się do jakiegoś dawno zapomnianego utworu albo elementu folkloru, który musiał budzić w Hoffmanie konfuzję. Sahak żył jednak w innym kręgu kulturowym, który był bardzo stereotypizowany w Europie, nie pozwalając dojrzeć po warstwami uprzedzeń tego, co było tak piękne.
Sahak zaparkował na publicznym parkingu i pokazał Marurycemu mapę.
Tutaj jest dworek, tu jest najbliżej, aby zaparkować, bez zwracania niczyjej uwagi. — Dziedziczka, jak ustalili podczas drogi, wyprawiała przyjęcie bożonarodzeniowe następnego dnia, więc po zameczku kręciło się mnóstwo obcych osób, od florystów, przez obsługę kuchni, managerów, monterów ozdób świątecznych, w tym gigantycznej choinki w hallu budynku oraz na podjeździe. Sahak był bardzo wdzięczny chłopakowi za dokładne zbadanie sytuacji, dzięki czemu mogli po prostu wejść do środka, z tabletami i notatkami udając kogoś bardzo ważnego, kto nie zapamiętuje imion swoich podwykonawców, bo za mało mu za to płacą i kto potrzebuje mieć wszystko zrobione na wczoraj.

_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
Maurice przygotował mężczyznom idealną przykrywkę. Zameczek był pełny ludzi wykonywujących wszystkie możliwe czynności. Ekipy sprzątające, domus mayorzy, no po prostu wszyscy którzy robili w biznesie eventowym tam byli. Dlatego też Darbinyan i Hoffman mieli się w takich wcielić. Kogo nikt nigdy nie pamięta? Tych, którzy po cichu ciężko pracowali, żeby wszystko odbyło się dobrze. Dlatego też byli z firmy ochroniarskiej, aby zabezpieczyć alarmy, sprawdzić, czy pracownicy nie są notowani oraz po to, żeby ukraść jeden z modlitewników. Gdy zaparkowali, ciemny blondyn poszedł do bagażnika i wyjął dla ich dwójki kurtki z napisem na plecach Sécurité, czapki z logo istniejącej firmy, która faktycznie była zatrudniona do tego przedsięwzięcia i identyfikatory. W takim tłumie dwóch dodatkowych mężczyzn nie wyróżni się z tłumu, a jedynie będą omijani. Nikt w końcu nie chce gadać do ochroniarzy. Podał te rzeczy Sahakowi i sam je założył, zostawiając swoją kurtkę w bagażniku. Na dodatek, miał przygotowane szelki, dzięki którym mógł trzymać broń pod odzieżą wierzchnią. Po pierwsze to ochrona powinna mieć chociaż jeden pistolet, jakby jakieś oprychy chciały napaść na burżuazję. A po drugie to przezorny zawsze ubezpieczony. Wszystkie rzeczy potrzebne przełożył do mniejszej torby i złapał ją pod pachę. Była ciężka, dlatego nie chciał jej nieść za rączkę, bo jeszcze by coś o nią obił, a dźwięk tłuczących się wytrychów oraz innych sprzętów mógłby zwrócić za dużo uwagi. Chociaż i tak szanse, żeby kogokolwiek zainteresowała obecność dwóch rosłych chłopów w czarnych wdziankach ochroniarskich, były niskie. Sahak dostał identyfikator dla Emilena Garniera, a Maurice wcielił się w Juliana Petit. Nazwisko było tragiczne, aczkolwiek należało do jednych z popularniejszych, dlatego też takie wybrał. Nie ma co się wyróżniać wyszukanymi imionami, bo chodzi właśnie o to, żeby jak najbardziej się wtopić w tło.

- Gotowy? – Spytał po chwili, gdy sam już się we wszystko przebrał, a identyfikator dumnie wisiał na jego szyi. Wcale się nie cieszył z noszenia czapki z daszkiem, która mu niszczyła wcześniej ułożoną fryzurę. Jednakże, trzeba było się wcielić w rolę, a tylko dla pracy robił rzeczy wbrew sobie. Takie jak na przykład rujnowanie włosów. W końcu wiadomo, że nie tylko uroda i ubiór jest ważny w człowieku. Liczy się również dobry fryz.

Gdy obaj mężczyźni wzięli już wszystko, to ruszyli przed siebie w stronę zamku. Szli poboczem drogi, która w końcu doprowadziła ich do dróżki, która już była drogą zamkniętą, prowadzącą idealnie do posiadłości. Praktycznie wszystkie światła się wewnątrz paliły, a na zewnątrz krążyli ogrodnicy i ludzie, którzy rozwieszali światełka nad wejściem. Maurice przywykł do takiego zachodu jedynie dla przyjęcia. Pamiętał ile dni przygotowywało się do balu jeszcze w dziewiętnastym wieku. Te wszystkie suknie, które jeszcze wtedy nie były tylko wspomnieniem przeszłości, kandelabry i służba, bez żadnej umowy o zlecenie. To były czasy. Tak jak się spodziewał, gdy przeszli przez bramę, nikt nawet na nich nie zwrócił uwagi. Akurat przez drzwi wejściowe przetaczały się tłumy osób, więc we dwoje wślizgnęli się, jak gdyby nigdy nic. Wampir nauczył się rozkładu zamku na pamięć, więc bardzo dobrze wiedział, gdzie idzie. Omijali ekipę sprzątającą, znawców obrazów, którzy decydowali, które lepiej wywiesić na taką okazję oraz mayor domusa, który kręcił się nerwowo z listą, odhaczając co już skończono robić. W końcu dotarli pod odpowiednie drzwi, za którymi znajdował się modlitewnik.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904

Zakonnik pedantycznie pozbył się wszystkich elementów odzieży, które wystawały ponad stan, na jaki mogli sobie pozwolić ochroniarze. W samochodzie zostawił skórzany pasek, swój zegarek z dewizką, zbyt charakterystyczny, aby zabierać gonna zadania, ale jakoś nie umiał się przestawić na ten na nadgarstku. Na czarną bluzkę z długim rękawem nałożył białą koszulę i zawiązał krawat w sposób dla siebie niechlujny, dla reszty, standardowy dla tego typu pracowników. Przypiął plakietkę, założył bluzę. Zostawił ją rozpiętą do połowy, także częściowo pokazywała plastikowy identyfikator, częściowo go zasłaniała w naturalnej nonszalancji. Do tego czapka z daszkiem, która mu nie przeszkadzała oraz słuchawka, która nie była z niczym połączona.
Ze swoją posturą niedźwiedzia, wyglądał jak były trep, który dorabia sobie na emeryturze w sektorze prywatnym czyli dokładnie tak, jak powinien. W trakcie drogi, gdy tylko stanęli w zasięgu wzroku, Sahak zaczął opowiadać z namiętnością żywego człowieka o tym, jaki był zawiedziony, że ABC wycofało z produkcji Aniołki Charliego i osiem odcinków to zdecydowanie za mało. Sahak miał bardzo wybiórcze podejście do popkultury i ciężko było powiedzieć, kogo będzie znał, a co będzie mu obce zupełnie, zwłaszcza biorąc pod uwagę jego animozje względem języka angielskiego. Miał kolejne osoby, komuś rzucił zdawkowe cześć, jakby znał te osoby, zanim zdążyły podnieść głowy znad swojej pracy.
Zachowywał się absolutnie normalnie, jak przeciętny człowiek, który właśnie przyszedł z kumplem do pracy. On trzymał w ręku pęk kluczy, które obracał co jakiś czas, aby zagłuszyć tym sposobem narzędzia w torbie Maurice. Nie można być zbyt upiornym i cichym w takiej pracy.
Pomimo swojej ekscytacji, gdy dotarli na miejsce, Sahakowi serce ledwie przyspieszyło. Oczywiście młody wampir musiał to usłyszeć, w przeciwieństwie do niego, Darbinyan miał w piersi młot, który zaburzał całkowicie spokój wampirzej fizjologii.
Gdy byli sami na korytarzu, założył nitrylowe rękawiczki, czarne, żeby nie rzucały się w oczy jako coś niezwykłego i zwyczajnie nacisnął klamkę. Oczywiście, nie mogło być za łatwo, więc drzwi do biblioteki nie ustąpiły. Zaczynała się ciekawa część sytuacji.
No ja nie wiem, najpierw każą nam sprawdzić, bo chyba coś uruchomiło alarm, a drzwi to ja nie wiem, na sezamie otwórz się — paplał, aby stworzyć zasłonę dźwiękową dla młodszego wampira, stojąc na czatach.


_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
Toczyli z Sahakiem rozmowy wszelakie. Maurice udawał, że rozumie o czym mówi starszy, najwidoczniej lepiej zaznajomiony z rzeczywistością, mężczyzna. Potakiwał, odpowiadał coś co mogło mieć jakiś sens. Starał się wyjść jak najbardziej przekonywująco. Kiwał głową do co poniektórych pracowników i takim sposobem znaleźli się pod drzwiami do biblioteki. Były one solidne, mahoniowe. Wyrób pierwsza klasa. Maurice zrobił wcześniej rozeznanie. Same drzwi w sobie nie były chronione niczym innym jak zamkiem, aczkolwiek wewnątrz był już alarm. Mężczyzna założył rękawiczki na dłonie, aby nie pozostawić po sobie śladów i zabrał się do roboty.

- Najlepiej to pilnować, chronić i jeszcze im na koniec posprzątać. Spokoju już się w pracy nie zazna. – Odparł również zagłuszając obijany się wytrych o inne urządzenie. Wyjął go z torby i zaczął majstrować przy zamku. Coraz rzadziej używał tej metody, a jednak stara, sprawdzona i wtedy się przydała. Po chwili drzwi się otworzyły i teraz trzeba było to szybko zrobić. Zaczął szukać skrzyneczki z alarmem, podszedł tam szybko i wtedy wyjął kolejny sprzęt. Podłączył kabelkami do urządzenia inny wytwór współczesnej technologii, przydatny, aczkolwiek nielegalny i dzięki temu kod rozbrajający alarm sam się wpisał. Za takie cudo zapłacił krocie, ale w sytuacjach tego typu, bardzo dobrze się sprawdzało. Pozostało jedynie znaleźć rękopis Sahaka i go podmienić. To już bardziej pozostawił Darbinyanowi, skoro to on lepiej znał cel ich poszukiwań. Maurice oczywiście również się za tym rozglądał, w końcu wcześniej dostał zdjęcia modlitewnika. Jednakże, dużo było mu podobnych okładek. Zabrał się za regały po prawej stronie, bacznie lustrując wzrokiem każdą pozycję. Zabawę czas zacząć.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904
Sahak poczekał, aż blokada z alarmu spadnie i wtedy wszedł sam do pomieszczenia. W czasie, gdy czekał, zakleił grubą taśmą zamek do drzwi, tak aby je domknąć do drugiego skrzydła, ale tak, aby się nie zatrzasnęły. Wyglądały na zamknięte, ale takie nie były. Proste rozwiązanie na mechaniczne zamki. Swoje podwoje rozciągnęła dla nich ogromna biblioteka, wypełniona ciszą, zapachem papieru i idealnym ułożeniem. Niestety, system był niezrozumiały i Sahak, idąc drugą stroną od Maurycego, sprawdzał każdy tom, który mógłby był tym wybranym. W bibliotece były tysiące książek.
Oddech wampira przyspieszył w ekscytacji, stawiał powoli kroki i przeglądał półki i gabloty. Pozdrowiona Theotokos, łaski pełna, pomóż mi odnaleźć, to co zagubił czas, modlił się w głowie. Regulator wilgoci w powietrzu, zabezpieczający stare woluminy, zaczął prężniej działać, wyczuwając zmianę przez osoby w przestrzeni. Niedobrze, bo mógł być podłączony do jakiegoś stacji centralnego zarządzania i dać znać o ich obecności. Sahak zaczął się spieszyć.
Musiał jeszcze wyciąć modlitewnik z okładki i wkleić falsyfikat, tak aby nie dało się stwierdzić na pierwszy rzut oka, że to podmieniona wersja. Zawahał się, gdy zobaczył jedną z gablot.
Pod szkłem, rozłożony stronnicą z namalowaną troskliwie pędzlem brata Sahaka z Khor Virap, otoczona złotem i srebrem, w czerwonej szacie, Theotokos. Maryja, trzymająca na rękach małego Jezusa, o ironio, jasnowłosego, miała twarz Renaty, gdyby odjąć jej piętnaście lat. Nieoczywiste podobieństwo, ze względu na sposób wykonania malunku, lecz sam Sahak widział to wyraźnie, bo wiedział, czego szukać. Liczył, że Maurycy się nie zorientuje.
Znalazłem… ale chyba ma jakiś czujnik? — wskazał na szklaną pokrywę, jak w muzeum, pod którą znajdował się modlitewnik. Nie znał się na tym. Sam rozłożył swoje narzędzia, książkę bez okładki, pojemnik na modlitewnik, klej introligatorski, skalpel i dwie płachty papieru.
Teraz serce waliło mu jak oszalałe.

_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
Znaleźli ją, szklaną gablotę, pod którą dumnie reprezentował się modlitewnik. Maurice nie miał czasu zachwycać się kunsztem wykonania okładki, gdyż czas uciekał, a trzeba było obejść zabezpieczenia. Nie chciał dotykać szkła, ponieważ bał się, że to odpali jakiś alarm. Zmrużył oczy i zaczął przyglądać się całej konstrukcji. Jeśli była mechaniczna, z pewnością gdzieś były kable, które można by przeciąć, albo podłączyć do czegoś innego. Kucnął i zaczął szukać jakiejś klapy, czegoś za czym mógłby kryć się mechanizm. Patrzył z każdej strony, aż w końcu znalazł małe śrubki w drewnie. Bingo! Wyjął z torby śrubokręt i za pomocą niego, zdjął maskowaną drewnem, zasłonkę. Za nią faktycznie krył się czujnik, na ich szczęście, staromodny, sprzed co najmniej kilkunastu lat. Oznaczało to, że najprawdopodobniej łatwo było go obejść. Wyciągnął kolejny sprzęt, urządzenie, które miało sparaliżować system na co najmniej kilka minut. Pogrzebał w kablach, najdelikatniej jak mógł i szybko podłączył małe pudełko. Chwilę to trwało, ale w końcu zadziałało, dioda zaświeciła na zielono, a szklana pokrywa się otworzyła ukazując modlitewnik. Resztę zostawił Sahakowi i jego zręcznym dłonią, które miały podmienić oryginał z falsyfikatem. Najtrudniejsze było za nimi, emocje opadły. Zostało jedynie ponownie włączyć alarm przed wyjściem i jak gdyby nigdy nic, wyjść na patrol po okolicy. Z zewnątrz nie dobiegały żadne odgłosy, skoordynował to tak, żeby ekipa sprzątająca nie miała za zadanie odkurzyć półek i gablot. Maurice nie po raz pierwszy robił włam z kradzieżą, wiedział jak się wszystkim zająć.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904

Mieli bardzo mało czasu, więc Sahak wyjął modlitewnik tak szybko, jak się dało, i ułożył na stole. Przełożył ostrożnie karty księgi tak, aby zobaczyć miejsce sklejenia okładki z woluminem docelowym. Nie uzbroił w żaden sposób oka, nie było na to czasu. Skalpel błysnął w słabym świetle, ale wampirowi to wystarczyło. Ludzki wzrok nie poradziłby sobie w takich warunkach, jednak żadne z nich nie było człowiekiem. Słyszeli brzęczenie elektroniki, szmery świata dookoła, serca pracowników i pulsujące przyjemnie wypełnione krwią arterie.
Rozcinanie papierowej wkładki przecięło ciszę, jakby w agonalnym tchnieniu i już, stronice, bez okładki, były wolne. Piękny malunek Theotokos z twarzą Narine już nie mógł zaszkodzić światu Dzieci Nocy, a i serce Sahaka śpiewało zupełnie inną melodię. Miał dużo sentymentu do modlitewnika, był pierwszym, jaki wykonał samodzielnie, z długą przerwą na chorobę, po powodzi w 1701 roku. A może w 1702? Nie mógł sobie przypomnieć, wtedy też nie pilnował tak bardzo mijających lat. Nie myślał o tym też, gdy przełożył do ochronnego pojemnika karty oryginału. Umieścił falsyfikat na miejscu. Twarz na tej wersji różniła się znacznie, gdyby je przystawić do siebie, była generycznym modelem z ikon, bez cech charakterystycznych.
Zapach kleju wikolowego wypełnił przestrzeń, głównie dla wampirów, wrażliwych na wonie. Kilka pociągnięć pędzla, przyłożenie arkusza, rozłożenie stron. Zajęło mu to może z piętnaście minut. Efekt nie był doskonały, wręcz przeciwnie, chociaż wycisnął pęcherzyki powietrza między wklejką a okładką, to jednak było z jednej strony trochę krzywo. Nie przejmował się. Kiedy zorientują się, że księga jest falsyfikatem, będzie już za późno, a poszukiwania czarnego rynku również nic nie dadzą.
Zamknął wszystko, schował, ułożył sfałszowaną księgę na miejsce oryginału. Artysta robiący kopię samego siebie, zabawne.
Gotowe — szepnął, odsuwając się od gabloty.
I wtedy zawył alarm.

_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400

Maurice przyglądał się Sahakowi, gdy ten delikatnymi ruchami wyjmował wnętrze modlitewnika i wklejał falsyfikat. Woń kleju rozniosła się po pokoju, drażniąc nieprzyzwyczajonego do tego wampira. Wszystko zapowiadało się dobrze, trochę to zajęło, ale nikt się nie zbliżał ani nie zakłócał ich spokoju. Myślał, że zaraz wyjdą, jak gdyby nigdy nic i wrócą do Paryża. Aczkolwiek, świat miał na nich inne plany. Nagle zawył alarm, nawet nie był pewien który. Mieli mniej niż minutę do przybiegnięcia prawdziwych ochroniarzy, trzeba było działać szybko. Nie mogli udawać, że to nie oni, ponieważ zaraz by przetrzepali jego torbę i wyszłoby szydło z worka. Chwycił oryginał, szybko pakując go i rozejrzał się po pomieszczeniu. Maurice dobrze działał w nerwach, aczkolwiek ostoją spokoju to nie był. Zostało im jedno, ucieczka przez okno. Podbiegł do niego i okazało się zamknięte. Dlatego też, nie warząc już na hałas, stłukł je uderzając mocno łokciem, a resztki szkła również wybił, aby mogli przez nie wyjść. Znajdowali się na pierwszym piętrze, mogli wyskoczyć.

- Skaczemy! – Oznajmił po stwierdzeniu, że co najwyżej wpadną w krzaki. Nie zauważył nawet kawałków szkła, które wbiły mu się w rękę. Adrenalina była za wysoka, a zresztą od tego by nie umarł. Przełożył nogi przez framugę okna i mocno trzymając torbę, wyskoczył z niego. Czekał chwilę na Sahaka, a następnie rzucił się do biegu. Profilaktycznie, wolną ręką znalazł schowany pistolet jakby się okazało, że muszą strzelać. Był gotowy na wszystko, a nie mając skrupułów, nie przeszkadzało mu unieszkodliwienie kilku prawdziwych ochroniarzy.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904
Sahak wylądował ciszej, niż powinien, nie dbając o uraz kolan, lądując na palcach. Od razu zerwał się do biegu. Biegł za Maurice, nawet nie musiał go widzieć. Złapał zapach jego krwi, słyszał zbyt powolne, jak na bieg serce, ślinianki pracowały, instynkty mgliły mu rozumowanie. Czerwień niepamięci zjawiła się na krańcach widzenia. Najgorsze w tym wszystkim było to, że chemicznie dla organizmu ich ucieczka nie różniła się niczym od polowania. Wyjący alarm, adrenalina, kortyzol we krwi. W nim budziły się endorfiny.
Nie słyszał innych osób. Nie słyszał pogoni. To dobrze i kurewsko źle. Kolejne uderzenia podeszwy o ziemię, zapach gnicia i geosaminy, wilgoć przed opadami śniegu, który nabrzmiały czekał w chmurach, gotów spaść w każdej chwili. A krew wyglądała tak pięknie na śniegu. Zatrzymał się nagle, próbując doprowadzić rozsądek do porządku. Wbił palce w sosnę, aż jego skóra popękała. Ból dał odpowiedniej dystrakcji, świat nabrał na nowo rozpoznawalnych kształtów. Jeszcze chwila i po ranach od szkła nie będzie śladu, a zwietrzała już nie budziła w nim takich instynktów.
Wziął wdech. Zimno. Jego własna krew.
Zdjął rękawiczki i palcami zmusił kły mechanicznie do wsunięcia się w dziąsła. Theotokos, oczyść nas z grzechów naszych, Święta Ciemności, przebacz nieprawości nasze, Wieczny Mroku, nawiedź nas i uzdrów niemoce nasze, dla imienia Twego. Pani, zmiłuj się. Pani, zmiłuj się. Pani, zmiłuj się. Teraz i na wieki wieków. Amen.
Kolejny wdech. Rzucił się dalej do biegu, wziął rozpęd, aby przebiec przez ogrodzenie, bardziej jako drapieżnik, niż istota ludzka.
Nikt ich jednak nadal nie gonił. Nie pobiegł bezpośrednio do samochodu, ale zrozumiał, że nikt nie siedzi mu na ogonie, mimo przystanku, zawrócił do samochodu, bezpiecznie zaparkowanego, zdejmując przy tym kurtkę i czapkę, chowając je tak, aby nie było widać napisów.

_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
Tempo w jakim przemierzał połacie ogrodów przy zamku oraz pola, na które przeskoczył przez ogrodzenie, było imponujące. Normalnie mógłby robić biegi przełajowe, ale to wszystko zawdzięczał regularnemu chodzeniu na siłownię. Nie miał sprzętu w domu, ponieważ przeszkadzało mu, nie pasowało estetycznie do wystroju całego mieszkania. Adrenalina robiła swoje, nie czuł pieczenia w płucach ani bólu stóp od niewygodnych, stanowczo nieprzystosowanych do biegania, butów. Zrobił okrężną drogę, nie czując, nie słysząc nikogo innego, zatrzymał się w lesie i dopiero wtedy zorientował, że leci mu krew. Wyjął bez ceregieli duży kawałek szkła z ręki. Nie mógł się powstrzymać, potarł palcem ranę, a następnie włożył go do ust. Smak krwi, nawet własnej, był warty potencjalnego zakażenia, które i tak u wampira się wyleczy. Musiał zlokalizować następnie, gdzie w ogóle jest. Spojrzał na gwiazdy, na poruszanie się chmur. Wiedział już gdzie iść, aby dotrzeć do samochodu. Następnie zdjął z siebie kurtkę, czapkę i identyfikator. Schował je do torby, nie mógł zostawić od tak w lesie, bo to zostawiłoby trop. Nikt nie powinien się zorientować, że to w ogóle byli fałszywi ochroniarze. Dotarcie do auta zajęło mu dłużej, niż Sahakowi, więc spotkał go na miejscu. Do tego czasu krew już przestała lecieć, a rana się zasklepiała. Nie uśmiechnął się na widok mężczyzny, ale jakoś mu milej na sercu było. Obydwoje przetrwali, znaleźli się, a Maurice miał modlitewnik w ochronnym opakowaniu. Wszystko się tak naprawdę udało, pomimo małego pit stopu w lesie.
- Gratuluję Sahak, udało się nam – powiedział zadowolony i włożył rzeczy do bagażnika. – Kto prowadzi? – Spytał następnie. Nie miał nic przeciwko bycia kierowcą w tę stronę.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904

Nie było Maurice, więc oparł się o samochód i wyciągnął papierosy. Wrzucił dowody zbrodni do bagażnika, aby później je spalić tak jak cały pojazd, ale to daleko od ich miejsca obecnego pobytu i poza Paryżem. Sahak nie lubił srać do własnego gniazda, dlatego w Sacrum pracowali ludzie, nieświadomi, że ich CEO jest wampirem, wliczając w to wszystkie wysokie stanowiska, a w SAPHIRZE panował absolutny zakaz jedzenia gości, artystów czy pracowników. Zaciągnął się gorzkimi, ostrymi camelami, jak zwykle biadoląc, zdejmując banderolę, że nie ma już w nich komiksów. Musiał czymś odwrócić swoją uwagę. Dym, gęsty i śmierdzący, przyjemnie maskował świat dookoła i łagodził apetyt wampira na krew.
Kiedy zobaczył chłopaka, wyciągnął w jego stronę paczkę papierosów i ładną zapalniczkę w stylu Art Deco, prawdopodobnie wychodzącą z tego okresu, inkrustowaną złotem w geometryczne wzory. Miał do tego też papierośnicę, ale używał jej rzadko na zadaniach, zbyt charakterystyczna i nie chciał jej zgubić.
Cała przyjemność po twojej stronie. To ty nas tak dobrze przygotowałeś. Dziękuję, dużo to dla mnie znaczy — powiedział w rodzimym języku chłopaka. W swoich słowach był zupełnie szczery. — Dobra robota. Jeśli mógłbyś. Ale nie pozwól mi wybierać muzyki.
Rzucił Mauricemu kluczki do auta.
A alarm… hm — wskazał ręką z papierosem w stronę posiadłości, znad której unosiła się wąska łuna i dym. — Chyba uciekaliśmy przed płonącą choinką, dlatego alarm miał dźwięk. Ewakuacja przeciwpożarowa.
Udawał w sobie spokojnego, chociaż cały czas przeżywał, że przez ułamek sekundy miał ochotę polować na młodego wampira, zabić syna swojej ukochanej, krew z jej krwi, rozerwać mu klatkę piersiową i wbić zęby wprost w życiodajne serce. Miał ochotę zwymiotować. Musiał zapolować przed powrotem do domu.

_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
Po długim biegu Maurycemu brakowało tylko jednego, dobrego papierosa i chwili spokoju. Widząc jak Sahak wyciąga paczkę w jego stronę, poczęstował się jednym i podziękował. Za pomocą ładnej zapalniczki, której kunszt docenił, odpalił go i oparł się o auto. Zaczął się delektować smakiem tytoniu, czuciem nikotyny w organizmie. Kochał te górki, które powodowała. Czuł w końcu ulgę, spotkali się z powrotem, mieli co chcieli. Zostało jedynie wrócić do Paryża i rozejść się w dwie strony. No i oczywiście odebrać zapłatę, to też by się przydało. Był dumny z siebie, choć nie mógł powiedzieć, żeby to był wielki skok. Robił w swojej historii większe, bardziej skomplikowane i ryzykowane. Aczkolwiek, każde udane zlecenie dostarczało mu sporą dawkę euforii. Tak jakby jego serotonina była produkowana zależnie od pracy. Było mu miło, jak Sahak go chwalił. Maurice potrzebował otwartych gestów, słów, a nie zakamuflowanych pochwał. Lubił być docenionym, głównie po to został w usługach.
- Dziękuję, praca z Tobą to czysta przyjemność – odparł, a w jego oczach można było dostrzec iskierki szczęścia. Zaciągnął się ponownie papierosem i pokiwał głową. Faktycznie, dym unosił się po horyzoncie. A oni głupi skakali przez okno. Ale ryzyko było? Było. Zareagowali? Tak. Jak dobrze pójdzie to pomyślą, że okno zbił jakiś dzieciak z kamykiem. Albo i szybko się zorientują, że modlitewnik został skradziony. Ale to już nie był ich problem. Nie zostawili żadnych śladów. Przestępstwo perfekcyjne zostało wykonane.

- Cholera no, a mógłbym sobie oszczędzić tego biegu przełajowego. Buty mnie chyba obtarły. – Rzucił kręcąc głową z zażenowania samym sobą. Za szybko zareagował. No, ale czasu nie dało się cofnąć. Po wypaleniu papierosa, zgasił go o podeszwę i rzucił gdzieś w błoto, żeby przypadkiem nie wywołać pożaru. Mając te kluczyki, ruszył na fotel kierowcy. Musiał dostosować fotel do swojego wzrostu, odsuwając go do tyłu. – Vivaldi pasuje? – Spytał gdy Sahak już do niego dołączył.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904
Lepsze obtarte buty i biegi przełajowe, niż dwie srebrne bransoletki — stwierdził Sahak, kończąc swojego papierosa, zgniatając go tak samo, jak Maurice i skopując do kratki odpływu w ulicy. Obiecał sobie, że oduczy się tego brzydkiego nawyku, ale z jakiegoś powodu, nie umiał z niego wyjść, nawet jeśli od jakiegoś czasu mocno dbał o to, aby nie dać się pochłonąć niszczącemu kapitalizmowi. Hasło eat the rich, chociaż w tamtym momencie historii, dopiero w zarodku, już niebywale bawiło Sahaka.
Ciekawiło go, jak smakował Bill Gates.
Wsiadł na miejsce pasażera, otrzepując najpierw buty z błota o nadproże samochodu. Sam nie poprawiał fotelu pasażera, Maurice miał te kilka centymetrów więcej niż on, taka sama tyczka, jak on, tylko nie wyglądał na takiego miśka, całe boże szczęście. Mnich był przekonany, że jeśli ktokolwiek by wyśmiewał wzrost Maurice, skończyłby w pobliskiej rzece, pływając twarzą do dołu, odnaleziony w trzcinach jako nadęte zwłoki. Teraz przynajmniej już aż tak nie odstawali oboje od średniej społeczeństwa. A Sahak zawsze cieszył się z przestrzeni na nogi.
Oczywiście, byle nie Cztery Pory Roku. Ostatnio płyta zacięła mi się na nich i odtwarzała je w kółko, aż nie wyjąłem jej siłą — powiedział, tym tonem, gdy bawią cię opowiedziane anegdoty, ale w momencie, gdy się działy wydarzenia rozgrywające się w nich, do śmiechu mu nie było.
Droga minęła im równie szybko i przyjemnie, jak wcześniej. Tym razem Sahak trochę więcej opowiadał, głównie o modlitewniku, o farbach, jakich używał, ile czasu zajęło mu oryginalne kopiowanie, dobór wzorów. Milczał jedynie na temat centralnego malunku, chociaż nie mógł się powstrzymać przed spoglądaniem na elegancki profil Maurice i jego jasne włosy. Madonna z dzieciątkiem.
O jakże było to ironiczne.

[koniec]


_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Sponsored content


Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Powrót do góry

- Similar topics

 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach