Winter was not lament pointing to the end of life

2 posters

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904

Winter was not lament pointing to the end of life

Data: 15 i grudnia 2013
Miejsce: Francja
Kto: Sahak i Maurice
Opis: Po rozmowie w Starbucksie w Luwrze i przedstawieniu sprawy zaginionego modlitewnika, w posiadaniu amerykańskiej dziedziczki. Po ustaleniu planów wybierają się do La Roche-Sur-Yon, skąd zamierzają zdobyć rękopis niekonwencjonalnymi metodami. Bez problemu udaje im się, udając ochronę zatrudnioną do zabezpieczenia obiektu podczas świątecznego przyjaciela właścicielki, wyjmują modlitewnik z okładki. Zadanie, z małym potknięciem, udaje się całkowicie i wampiry wracają do Paryża z łupem.


15 XII 2013
Paryż, Francja
Starbucks Louvre

Nie było lepszego miejsca na dyskutowanie o kradzieży dzieła sztuki, niż Starbucks w szklanej piramidzie, na dziedzińcu jednego z najsłynniejszych muzeów na świecie, Louvre. Zwłaszcza gdy zadanie nie dotyczyło jednego z bezcennych eksponatów, znajdujących się w galerii, a zupełnie bezimiennego modlitewnika, wykonanego dawno temu w Khor Virap, monastyrze, którego położenia na mapie nie byłby w stanie wskazać żaden z późnopopołudniowych gości kawiarni. Pochmurny dzień, który sprawiał, że mgła plątała się pod nogami, a niebo zasnuwały gęste chmury na skraju deszczu, brzemienne i ciężkie wilgocią, która jeszcze nie spadła, ale w każdej chwili mogła. Zima nie chciała przyjść, przedłużając jesień na połowę grudnia, gdy złoto i czerwienie opadły, pozostawiając nagie jedynie gałęzie i całkowity brak życia, smutek i śmierć.
Sahak niemal tęsknił za zimami w klasztorze, chociaż zdawał sobie sprawę, że to jedynie pamięć maluje je ostrzejszymi kolorami, zabierając smutne wspomnienia i te codzienne, brzydkie.
Przez telefon wampir nie wdawał się w szczegóły, umówił się jedynie z Maurycie na spotkanie w lokalu, ponieważ potrzebuje jego profesjonalnej analizy i zestawu umiejętności. Było to znajome hasło, którego używali pośród siebie, to znaczy Sahak, Constanza, Tahira i Maurycy, czasami ktoś jeszcze, gdy zamierzali zaplanować kradzież czegoś, co należało kiedyś od jednego z nich, było zadaniem od głowy rodu lub zwyczajnym działaniem dla profitu, jak rzeźby w ogrodzie Henrietty.
Stojąc w kolejce, Darbinyan wyglądał jak profesor z jednego z uniwersytetów w Paryżu. Etnicznie nieokreślony, mógł być pochodzenia żydowskiego z takim samym powodzeniem, jak wywozić się z kazachskich regionów dawnego ZSRR i tańczyć zorbę, jak rodowity grek. Niektórzy też lokalizowali go jako Latynosa. Jak zwykle ubrany na czarno, ale bez żadnych symboli religijnych (Sahak unikał ich w laickiej Francji), z absolutnie niepotrzebnymi okularami w złotych oprawkach, poprawiał w odbiciu metalowej witryny swoje napuszone przez wilgoć i wiatr loki, na wieczność przyprószone siwizną, dodającą mu lat.
Cześć, co dla ciebie? — zapytała studentka, z plakietką An : ) uczę się przypiętą do zielonego fartuszka. Miała ciężki, indyjski akcent, a jej uroda zdradzała i bez tego jej pochodzenie, zwłaszcza długie za pośladki dwa warkocze. Dziewczyna miała kolczyk w nosie i przemiły uśmiech.
Latte na sojowym z karmelem — od razu odpowiedział Sahak, zamawiając zawsze to samo. — Bez cukru.
Dziewczyna zmarszczyła brwi, ale nic nie powiedziała.
— Twoje imię?
— Sahak.
— Jak? Izhak?
Mnich westchnął i podał wersję imienia, jaką mogła znać dziewczyna. Izaak. Niech dzisiaj będzie więc żydem.
I-za-aak.
Nie pijał w Starbucksie czarnej kawy, a słodzonej nigdzie. To pierwsze, dlatego, że nie mógł nazwać wytworu sieciówki kawą, a słodką lurą, dobrą na deser, a to drugie ze względów kulturowych. Wybrał jednak to miejsce, bo miał akurat po drodze z innymi swoimi sprawami, na dodatek cenił sobie wygodę kubków na wynos, wtedy jeszcze tak niepopularnych w innych miejscach, gdzie podaje się gorący napój.
Zapłacił gotówką i stanął na końcu lady, czekając na zamówienie, rozwijając z szyi szalik i rozglądając się za Hoffmanem.

_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
Pogoda była paskudna. Maurice musiał założyć kurtkę, a nie płaszcz co mu zepsuło całą wizję stroju. Zamierzał ubrać się cały na czarno. Spodnie, koszula, elegancki płaszczyk i do tego zegarek z białego złota, aby przełamać grobowy outfit. A tu wszystko mu runęło, bo jak wyjrzał zza okno to myślał, że zaraz na niego zacznie padać. Załamał się. Usiadł na kanapie i przez dobre pięć minut zastanawiał się jak wyjść z tego ambarasu. Niby mała rzecz, a jednak wystarczyła, żeby go wytrąciła z równowagi, którą tak próbował utrzymać na siłę. Nie lubił, gdy tracił kontrolę, a najchętniej miałby ją nad wszystkim. Łącznie z pogodą. Natomiast jedynie miał nad swoim życiem i zwierzętami. Brakowało mu dodatkowej umiejętności, na przykład takiej, gdzie by robił z ludzi chowańców. Niestety nie wymodlił jej, a nie zapowiadało się, żeby ją odkrył na starość. Na szczęście zawsze sobie dawał dodatkowe pół godziny do wyjścia, więc nie ryzykował spóźnieniem. Zupełnie zmienił koncept ubioru. Założył białe spodnie i do tego kremowy sweter Ralpha Laurena. Pod nim miał tego samego koloru koszulę, a na to wszystko zarzucił kurtkę Moncler. Żeby przełamać trochę to wszystko i dodać smaczku, postawił na kremowe Timberlandy jako obuwie. Tak, żeby nie było zbyt kościelnie, choć Sahak, z którym miał się spotkać, pewnie by docenił bogobojny outficik. Była to taka bardziej sportowa elegancja, której fanem nie był, ale nie chciał w razie czego zamoknąć. Potrzebował kaptura, żeby w razie czego jego włosy nie zamokły, nawet darował sobie zaczesywania ich, bo wiedział, że przy tej wilgoci i tak się wyrwą ze szpon żelu i dobrej woli. Zegarek zostawił ten sam, ponieważ i tak pasował, a zresztą to nie szedł na randkę. Szedł na ważniejsze spotkanie, mianowicie z Sahakiem.

Nie miał jak zaparkować obok Louvre, więc podjechał tam taksówką. Od razu po wyjściu zapalił papierosa i skierował się w stronę Starbucksa, którego tak kochał. Tu nie chodziło o smak kawy, lubił po prostu przechadzać się z kubkiem kawy, szlugiem w gębie i uwodzić aparycją turystki. Czasem jak miał wyjątkowo dobry humor, uśmiechnął się do co ładniejszej i tyle. Nigdy nie zaczepiał. Żaden z niego nagabywacz paryski, żeby wpychać plastikowe pamiątki, czy też tanie teksty na podryw. On nie polował, on łowił, a potem ponownie wrzucał do wody. Nie chciał żadnej bliskiej relacji, to mu nie było potrzebne. Wolał pomagać damom w opałach, co miały martwego męża na stanie i potem je posuwać w karawanie. To była definicja romantyzmu według Maurycego. Zatrzymując się przed wejściem do kawiarni, wyrzucił papierosa i wyjął słuchawki z uszu. Przez całą drogę słuchał muzyki, trochę Vivaldiego, trochę Timbalanda, ale do tego by się nie przyznał. Wolał pozować na tajemniczego konserwatystę. Wypierał się, że czasem wpadała mu do rąk muzyka współczesna. A to, że znał „Off to the races” Lany na pamięć to by się nigdy nie przyznał. Ale lubił sobie tego słuchać i wyobrażać, że to o nim. Uważał, że gdyby umawiał się z piosenkarkami, to potem pisałyby o nim takie pieśni. W końcu nie ma lepszej inspiracji od złamanego serca przez przystojnego wampira.

Zamówił czarną kawę, tak jak zawsze i podał inne imię, tym razem postawił na Xaviera. Nie lubił używać swojego własnego, ponieważ uważał to za za dużą inwazję prywatności. Wtedy wyczaił, że na końcu lady stał Sahak. Podszedł do niego z uśmiechem, przy okazji rozpinając czarną kurtkę.
- Sahak! – Przywitał go i wystawił rękę na powitanie. – Mam nadzieję, że długo nie czekasz – spojrzał na wystawny zegarek firmy Patek, aby sprawdzić czas – bo w sumie to jestem idealnie na czas. Jak się czujesz? – Zagadał przyjaźnie, bo wyjątkowo naprawdę go interesowało, czy ktoś miał dobry dzień. Maurice darzył mężczyznę dużym szacunkiem i równie wielką sympatią.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904
Maurice, dobrze cię widzieć — przywitał się, a w spojrzeniu zagościło szczere ciepło. Nie uśmiechnął się, ale zmarszczki w kącikach oczu pogłębiły się, dając takie wrażenie. Większość mimiki i tak skrywała broda.
Uścisnął dłoń Maurice pewnie i drugą ręką lekko klepnął go w ramię, czyniąc gest powitania mniej biznesowym. Pomimo to nadal pozostał bardzo poważny. Gdyby nie to, że Narine myślała, że Sahak jest od dawna martwy i nie mieli kontaktu, gdy związała się z Silvanem, ktoś nieco mniej ostrożny mógłby powiedzieć, że zblazowaną minę chłopak odziedziczył po nim, bo mieli bardzo podobny wyraz twarzy. Dobrze, że nikt takimi tekstami nie rzucał, bo Sahak musiałby tłumaczyć się przed Radą ze złamanie zasad Sojuszu i wyrwanie języka razem ze strunami głosowymi i tchawicą.
Oczywiście, nie chodziło o samego Maurice, chociaż może jako ojciec syna sprawiłby się lepiej, niż w przypadku córek,
Izaak! — zawołała baristka, nim zdążył odpowiedzieć. Podziękował jej i wziął swój kubek. Posypał na spienione mleko kakao ze stoiska i przykrył kubek pokrywką, a następnie nałożył ochronny kartonik.
Przy tym cały czas mówił:
Dobrze, interesy się kręcą, zresztą, jak to przed Gwiazdką, wnuczki nie wiedzą co kupić babci, więc książki Siostry Marii na każdy temat schodzą jak ciepłe bułeczki. Zamawiamy je na ciężarówki. Sam sobie postanowiłem zrobić prezent w tym roku, ale potrzebuję twojej pomocy. Okazuje się, że modlitewnik, który chcę, jest nie na sprzedaż.
Upił kawy, za wcześnie i poparzył sobie język.
Xavier! — ponownie usłyszeli głos dziewczyny, która z uśmiechem jeszcze nie zniszczonym do cna przez obsługę klienta postawiła na blacie kawę dla Maurice.
Co byś chciał na urodziny? — zapytał Sahak, kierując się ku schodom na piętro kawiarni, które o tej porze było raczej wyludnione i wybrał takim stolik, aby obojgu siedziało się komfortowo i bez obawy, że ktoś zajdzie ich od tyłu. Zboczenia życia wampirzego. Nie zapytał o zdanie chłopaka.
Nikt nie jest perfekcyjny.

_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
Maurycy i Sahak nie byli wizualnie w żaden sposób do siebie podobni. Prędzej ktoś by stwierdził, że mężczyzna jest spokrewniony z Silvanem, którego Maurice również nie przypominał. Rysy twarzy miał po matce, a ciemne blond włosy to chyba po babce. Niemniej, jednak w pewien sposób patrząc na mężczyzn w kawiarni można by powiedzieć, że rodzina. Mieli takie same zblazowane miny. Balansowali między chęcią własnej, a cudzej śmierci. I to łowca doceniał. Umiejętność zachowania jednego wyrazu twarzy wcale nie była taka prosta. Wielu poległo, a Maurice się nie poddawał. Tak to mu weszło w krew, że naturalnie utrzymywał ten ni to grymas. Oczy mu zabłysły, gdy poczuł dłoń Sahaka na swoim ramieniu. Był to zastępca uśmiechu, ponieważ w przypadku detektywa, to po spojrzeniu powinno się kierować. Nad tym już nie był w stanie panować, choć nie raz próbował. Lubił mieć kontrolę nad wszystkim, a że to było niemożliwe, to nad tym nad czym się dało.

Słysząc jak przekręcili imię starszego partnera w zbrodnii, Maurice pokręcił głową i przewrócił oczyma. Podawać własne imię to źle, ale jak już się to robi, to niech chociaż poprawnie zapisują. W Niemczech zawsze go zapisywali Mortiz, co niesamowicie denerwowało chłopaka. Zresztą nie było to takie głupie, bo urodzony w St. Moritz, Maurice powinien właśnie tak się nazywać. A jednak rodzice postawili na francuską pisownię, za co był wdzięczny do pewnego stopnia. Wolał niemieć imienia po mieście, z którego pochodził. Było to zbyt… pretensjonalne? Głupie? No sam nie wiedział, ale z całej antypatii do Francji i wszystkiego co z nią związane, już wolał nazywać się, jak się nazywał. Sahak posypywał kawę kakao, a blondyn starał się nie zastanawiać, ile to miało w sobie cukru. Zamiast tego słuchał.

- Książki Siostry Marii mówisz. Może mojej matce też taką sprawię. – Rzucił żartobliwie wiedząc, że Renata by go zabiła za literaturę klerykalno-kuchenną. – Nie na sprzedaż? Rozumiem, ale wiesz, jak to wygląda. To, że nie kupisz, nie znaczy, że nie dostaniesz. – Odparł wiedząc już, że będzie trzeba robić napad na modlitewnik. Nie przeszkadzało mu to, choć sam był nie wierzący. Nie był w stanie się modlić, wiedząc jak wyglądało jego życie. Co prawda, sam uważał siebie za grom z jasnego nieba, objawienie. To jednak w Boga per se nie wierzył. Odebrał swoją kawę, dziękując baristce za podanie jej. Kulturalny jednak był, a że nie zamierzał odwzajemnić uśmiechu, to chociaż tyle mógł.

Udali się z nimi na górę, gdzie Sahak wybrał im miejsce. Maurice nie zamierzał narzekać, to dyplomata go zaprosił, więc miał prawo siadać, gdzie tylko chciał. Poza tym, były to najbardziej optymalne położeniem fotele, więc nie było do czego się przyczepić. Usiadł na jednym z nich i postawił kubek na stoliku.
- Co bym chciał na urodziny? – Powtórzył zdziwiony. Założył, że nie było to pytanie z ciekawości, czy też sympatii. Nie dlatego, że posądzał Sahaka o jakieś niecne zamiary. A dlatego, że po prostu mało kto się interesował tym co by chciał Maurycy. Takie jego zboczenie zawodowe jeszcze wyszło, więc odpowiedział. – Spokój i dobre zlecenie. Na dwusetkę coś bardziej ekstrawaganckiego wymyślę.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904

Sahak, ormiańska wersją Izaaka, po świętym zakonniku, który współtworzył alfabet armeński, nie było tak naprawdę imieniem starszego wampira. To jest, używał go jeszcze za życia, gdy przywdział habit i z nawyku do niego powracał, bo było to jedno z najbardziej popularnych imion w Armenii, zaraz obok jego prawdziwego. Tigran, podobno tak nazwała go matka, ale nie miał jak tego zweryfikować, mógł być to ktokolwiek, ale tym nie dzielił się zbyt często. Nie dlatego, że jakoś specjalne je ukrywał, nie było ani brzydkie, ani wstydliwe, kilka osób zapytało, czy ma związek z tygrysami (nie ma), ale trudno mu było spojrzeć w lustro i utożsamiać się z tą osobą. Tylko gdy Renate do niego tak mówiła, jakoś pasowało, Sahak jednak zrzucał to na karb przyzwyczajenia, ona od zawsze go tak nazywała.
Lepiej niech ci matka koftę zrobi — zasugerował Sahak, po czym wrócił do tematu swojego prezentu. — Właśnie do tego jesteś mi potrzebny. Obecna właścicielka jest nawiedzona na punkcie kupowania książek, kazałem sprawdzić jej historię transakcji wartościowych woluminów. Nigdy nie sprzedaje, zawsze kupuje. W grę nie wchodzi wymiana. Uznałem więc, że z Twoją pomocą sam sobie wymienię.
Płacz i szalik przerzucił przez wolne krzesło,
Więc może właśnie robię ci prezent, jeśli rzeczywiście wyjdzie ciekawie twoim zdaniem — uznał. Otworzył swoją lekko znoszoną aktówkę, której czarna skóra była już miejscami mocno poprzeciera. Wampir używał jej już od dobrych czterech dekad, jakoś nie umiejąc się z nią rozstać, powoli jednak oddawanie jej kaletnikowi do renowacji zakrawało o reanimację wampira z odciętą głową, chociaż jeszcze jako tako się prezentowała, ewidentnie vintage, powoli nawet on miał świadomość, że dożywa swoich dni służby i pora przerobić ją na gryzaki dla ząbkujących wampirków i lykantropów. Z aktówki wyjął teczkę, bardzo nieprofesjonalną, ze zdjęciami kotka w koszyku w paskudnym kolażu na tle różowych chmurek. W papierniczym, do którego poszedł, nie było już gładkich, więc wybrał najmniej rażącą oczy.
Usiadł i napił się kawy.
Tu jest, adres, zdjęcia domu, na ostatnich stronach są zdjęcia modlitewnika. Nie potrzebujemy okładki, więc możemy ją z niej wyjąć i zastąpić falsyfikatem. Chociaż nie wiem, można tak powiedzieć, jeśli oryginał też malowałem?
Gillian Hearst-Shaw, bo tak nazywała się właścicielka tomu, była wnuczką Williama Randolpha Hearsta, amerykańskiego magnata prasowego i chociaż mieszkała w Los Angeles, to swoją bibliotekę umieściła w klimatycznym zamku niedaleko La Roche-sur-Yon, niecałe cztery godziny drogi samochodem z Paryża.
Siedzieli naprzeciwko siebie, oddzieleni stołem, z widokiem na przejście do skrzydła z wystawami z Bliskiego Wschodu, tak miłego sercu Sahaka i teraz byli idealnym dualizmem. Młodość i starość, biel i czerń. Dusze jednak tak samo przegryzione, o ile takowe mieli.

_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400

Gdyby nie to, że Maurice lubił Sahaka, to by przewrócił oczami. Koftę to on może zjeść w restauracji. Zresztą jego matka chyba w życiu by mu niczego nie ugotowała na urodziny. Sam mężczyzna nie był fanem prezentów. Nie lubił tego elementu zaskoczenia, którzy rzadko kiedy dla niego kończył się miło. Tu nawet nie chodziło, że upominki były złe. Najzwyczajniej w świecie, blondyn odczuwał wielką potrzebę kontroli. I to go nie raz gubiło. Rzadko kiedy dawał sobie ją stracić. Zazwyczaj trzymał się jej kurczowo i udawał, że wszystko gra. Najgorzej było, gdy faktycznie, przez przypadek, tracił tę kontrolę. Wtedy to się denerwował niesamowicie. Sahak zaraz po tym komentarzu wrócił do konkretów, które interesowały Maurycego. Lubił takie wymiany, z rodzaju tych niespodziewanych dla niektórych. Sam nie był kolekcjonerem książek, chociaż i tak w jego biblioteczce można było znaleźć białe kruki. On preferował zegary. Złote, stare, ozdobne i te mniej. Drewniane również posiadał. W jego domu nie było miejsca, gdzie nie można by sprawdzić godziny. No może poza łazienkami, w których nie godziło stawiać antyków.

- Brzmi dobrze, kontynuuj – powiedział i wziął małego łyka kawy, która wciąż była gorąca. Zdjął w końcu z siebie kurtkę i zawiesił ją na oparciu. Wyglądało na to, że chwilę posiedzą, a nie chciał grzać się bez sensu. – Nie każdy prezent jest udany, ale każde moje zlecenie już tak – odparł uśmiechając się, ale przez oczy. Na tyle blisko nie byli, żeby szczerzył się bez sensu, ale chciał dać znać, że trochę żartuje, trochę nie. Widząc aktówkę Sahaka, Maurice się podłamał. Jak można nosić, aż tak znoszone coś? No jak? Blondyn za życia by się nie dał przyłapać z czymś takim. Tym się różnili. Każdy grał w inną grę pozorów. Natomiast teczuszka, którą wyjął to w ogóle przebiła wszystko. Wszystko się na niej działo. Było kiczowato, pstrokato i kolorowo. Tu kotek, tam chmurka, Hoffman dałby przysięgnąć, że tam jeszcze gdzieś była tęcza z jednorożcem. No po prostu pełen zestaw. Aczkolwiek, wewnątrz znajdowały się konkrety, których Pan detektyw (na papierze) potrzebował.

- Omnibus z Ciebie Sahak. Ja to wszystko poważnie przejrzę w biurze, bo teraz to co najwyżej rzucę okiem. Ale masz to jak w banku, że to załatwimy. Zniżkę Ci nawet dam, taką symboliczną, aczkolwiek zniżkę. – Odparł i schował teczkę do swojej aktówki. Ta była elegancka, wykonana z czarnej skóry, nawet miała inicjały HF. Była nowa, bo do niedawna używał innego nazwiska. Już dawno zapomniał o Maurice’u Zimmermanie. On nie żył i był głęboko schowany w psychice mężczyzny.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904

Na stwierdzenie Maurice tylko pokiwał lekko głową. W dobie natężonych wpływów nowych technologii, nie czuł się specjalnie mądrze ani użytecznie. Nawet jedne z jego koników, podrabianie dokumentów, którym zajmował się jakoś od tysiąc osiemset dziewięćdziesiątego, co dawało niemal sto czterdzieści lat w prawy i tysiące papierów różnych rodzajów, zaczynało przyprawiać go o ból głowy przez wszystkie systemy, w jakie należało wprowadzić weryfikację. Nie mówił już nic o możliwym wprowadzeniu odcisków palców na paszporty do weryfikacji personalnej, stanowiąc dodatkowy problem usuwania poprzedniego skanu, aby system nie zorientował się, że na tę samą osobę nakłada się różne dane.
Tragedia.
Po prostu żyję trochę dłużej. — Absolutnie normalne zdanie, patrząc na nich, chociaż w rzeczywistości chodziło o sto czterdzieści lat więcej, nie jedynie piętnaście-dwadzieścia, na jakie wyglądali. — I niestety większość już absolutnie nieprzydatna. Kaligrafowane litery można wydrukować, filozofii nikt nie słucha, a astrologia… — skrzywił się nieco. Skomplikowane ruchy nieba wobec urodzin stały się jedynie zabawnym hobby, nie szanowaną powszechnie usługą dla książąt, wezyrów i władców. — Mógłbym wykładać rzeczy, które nikogo nie interesują na dłuższą metę. Może poza filozofią. W każdym razie, mogę w ciągu tygodnia przygotować taką kopię, która ujdzie w praniu. I ewentualnie dokumenty, które będziemy potrzebować.
My. Trochę postawił Maurycego przed faktem dokonanym, że nie będzie działał w pojedynkę. Wszyscy w tej rodzinie mieli jakiś problem z kontrolą i łapali się jej w każdym możliwym momencie. Silvan uczepiony swoich worków krwi, Renata jako numer alarmowy, on udający głowę rodu, chociaż nim nie jest i Maurice, który niczego nie pozostawia przypadkowi.

_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
Pomimo nadchodzącej wielkimi krokami, rychłej dwusetki, to faktycznie Sahak był jeszcze starszy. 140 lat różnicy to nie byle wynik, zatrważający wręcz. Maurice nie wyobrażał sobie takiej różnicy między nim, a potencjalną, nigdy nie nadchodzącą, dziewczyną. Przecież to jest dwa razy tyle ile człowiek przeciętnie żyje. Nie oszukiwał się, to była nie mała przepaść między nim, a klerykalnym wampirem. Traktował go trochę jak takiego wujka, choć nie łączyła ich żadna krew. Niemniej, Sahak zawsze miło traktował Maurycego. Blondyn cenił w nim spokój, który i on w większości sytuacji podzielał. Rzadko kiedy panikował, ponieważ nie doprowadzał do sytuacji, w których tracił kontrolę. Tylko to powodowało w nim nieopisany lęk. Natomiast rozsierdzało go sporo rzeczy, tylko dobrze to krył. Również przez te dwieście lat, nauczył się odpuszczać i zobojętniał wobec wszystkiego. Cudzej i własnej krzywdy, dramatów, uniesień emocji. No po prostu mało rzeczy przeżywał wewnętrznie.

- Trochę to eufemizm, ale niech Ci będzie – odparł i posłał mu rozbawione spojrzenie. Lubił być lekko złośliwy i chyba wszyscy o tym wiedzieli. Ale to była taka przyjacielska, niegroźna i bez złych intencji.
- Pocieszę Cię, że i ja wypadłem z obiegu. Historia trzy razy się zmieniła, za chemią jeszcze próbuję nadążać, ale astronomia? Tej nawet nie dokończyłem. Za to fach zostaje, wyuczony zawód zawsze się opłaca. – Astronomii nie skończył, bo zabił swojego profesora. Ale nie musiał się tym chwalić na głos. Możliwe, że Sahak nie znał tej historii i niekoniecznie musiał się tym chwalić. W końcu i tak nie było sekretem, że Maurice nigdy się nie patyczkował z ludźmi. – Tydzień? Dobra, to daj po prostu znać, jak się wyrobisz, a ja zacznę się przygotowywać. – Może gdyby nie ignorancja Hoffmana, to by tak nie odstawał w tych czasach. Ale on nie miał siły na nadzorowanie wszystkich zmian. Miał takie zerwania, tak jak w okolicach 2010 roku, gdy nadrabiał popkulturę. Jednakże zazwyczaj tkwił w stagnacji i romansował z dokumentami historycznymi, jedynie wojennymi i tym podobnymi.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904

Mnie już chyba została tylko sztuka i teologia — powiedział z krzywą miną. Nieco się uniżał, ponieważ nie brał pod uwagę tego, że jego główną umiejętnością była organizacja. Dostawał grupę osób i wykorzystywał do maksimum ich umiejętności i predyspozycje, rozdzielał zadania na siły uczestników i koordynował całe zaplecze. Był tym trybikiem, który nie błyszczy, nie jest atrakcyjny dla reszty, a innych zwyczajnie doprowadza do szału. Wielu czuło się zagrożonych przez proste zdania, które brzmiały jak rozkazy, nawet jeśli zawierały w sobie proszę.
Zawsze gniewało go, gdy widział interpretacje wiersza o dwugłowym cielaku, które pokazywały cielaka wyrwanego od swojej matki i zabitego, aby sprzedać go do muzeum. Ubieranie wiersza w szaty ludzkości, która zabija rzeczy, które są inne za to, że są inne. Dwugłowe krowy niemal nigdy nie przeżywają dłużej niż kilka godzin po swoim urodzeniu. Cielę było przeznaczone, aby umrzeć i to jest tragedia jego małego istnienia, ale w czasie, w którym było żywe, było to unikalne i piękne doświadczenie. To nie jest wiersz o okrucieństwie człowieka, tylko o pięknie życia w obojętnym wszechświecie, o celu istnienia i pięknie tego, że jest ono możliwe, nawet jeśli jest skazane na zakończenie. To nie wiersz o tym, jak umiera cielak, ale o tym, że nawet jeśli na krótki czas, był żywym.
I na ten moment, jakkolwiek ulotny, ponieważ dwugłowy cielak istniał, na niebie było dwa razy więcej gwiazd.
Potrzebujesz więcej czasu? Czy za długo? — zapytał Sahak, obracając swoim kubkiem z deserem, to znaczy z kawą i pijąc. Na jego wąsach pojawiła się warstewka spienionego mleka. Może powinien się ogolić? Rozważał to od jakiegoś czasu, nadal pozostając jednak przy elegancko przyciętym zaroście. Przynajmniej nie był to busz z początku XVIII wieku, gdy przestał robić cokolwiek w kierunku zadbania o brodę. Wtedy nazywali to melancholią. — Szykuje ci się coś ekscytującego?
Chociaż Darbinyan zwykle nosił znudzoną minę, to wypełniał swój świat ciekawością. Jego znudzenie było jedynie kokonem czystej radości istnienia, tej kolorowej, barwnej, jak kalejdoskop i tej mrocznej, kłębiącej się głęboko w nim, której nie pokazywał nikomu, poza jego ofiarami.
Patrzył na chłopaka badawczo. Rodzone wampiry były nieco… dziwne. Miały możliwość spoglądania na świat jak dwugłowy cielak, gwiazd dla nich było dwa razy więcej, a jednak zwykle zanurzali się w pyle pod ich nogami. Nie wiedział, co o tym myśleć. Może pocałunek prawdziwej miłości kiedyś obudzi Maurycego ze zgnilizny, którą toczył sam w swoich żyłach. Na razie mógł pomóc jedynie upuścić jej odrobinę z krwioobiegu, aby wtłoczyć w niego Nocne Światło. Podwójną ilość gwiazd.

_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
Sztuka i teologia były bardzo dalekimi dziedzinami dla Maurycego. Mężczyzna nie rozumiał skomplikowanych metafor, symboliki czy też zabiegów stylistycznych. Patrzył na wszystko chłopskim rozumiem, ponieważ wyznawał pewną zasadę w życiu. A mianowicie, gdy się nad czymś zastanawiał to zadawał sobie pytanie: Co jest najprostszą odpowiedzią? . Znajdując ją, zazwyczaj odnajdywał rozwiązanie zagwozdki. Życie wcale nie było takie skomplikowane, jak poezja. Nie trzeba było się doszukiwać drugiego dna w większości przypadków. Kocha albo nie kocha. Zrobił albo nie zrobił. A jak nie zrobił to nie oznacza, że bardzo chciał, bo jakby chciał to by się postarał bardziej. Nie lubił naiwności, która otaczała nastolatków i młodzież wszelkiej maści. Nie był głupi i śmieszyły go takie wymówki. Łudzili się, że ta miłość będzie wieczna. Liczyli na uniesienia niczym z filmów, a potem rzeczywistość wszystko weryfikowała. Dla niego wszystko było o wiele prostsze, ale też był hipokrytą w wyśmiewaniu miłości, skoro nigdy jej nie doświadczył.

- Nie, nie, mi wystarczy tyle – zapewnił Sahaka szybko. Maurice już tyle lat robił w tym fachu, że naprawdę nie potrzebował dużo czasu, aby przygotować się do akcji. Nie raz było tak, że przychodził jeden z drugim i potrzebowali na cito załatwienia kilku rzeczy. Szczególnie tak bywało z trupami. Więc wampir nauczył się jak szybko i efektywnie pracować. Oczywiście, przy kradzieżach to trzeba było się bardziej przygotować. Zorientować się, jak wyłączyć alarmy, zapewnić do tego urządzenie. No trochę rzeczy było do załatwienia, aczkolwiek tydzień na to starczał. Podniósł brew słysząc pytanie mężczyzny sączącego zabójstwo cukrowe. Nie wiedział, czy pytał się szczerze, czy też grzecznościowo. Zakładał to drugie, to była najprostsza odpowiedź. W końcu kogo by interesowało co on ma w planach. Wzruszył więc ramionami.

- Nic szczególnego, sylwester ma być ciekawy łączymy go z urodzinami, a tak, poza tym to monotonia pracy. Tu trup, tam trup. A u Ciebie coś ciekawego? Spędzasz sylwestra z dziećmi, przyjaciółmi, czy w ogóle odpuszczasz? –
Hoffman zastanawiał się, czy Sahak imprezuje, czy raczej jest tym, który popija sobie winko mszalne w samotności. Nie mieli wielu okazji do wspólnych zabaw, jeżeli już to bale, więc nie znał się na jego przyzwyczajeniach i preferencjach.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904
Doskonale. Sahak wyciągnął czarny, elegancki kalendarz, który jakoś nie pasował do zniszczonej aktówki, zdecydowanie nowy, dobrze oprawiony, Wybrał odpowiednią datę, wziął swoje wieczne pióro i zapisał kaligraficznym pismem spotkanie, po armeńsku, a jakże, zamaszystymi znakami. Imię Maurcie również przełożył na ojczysty alfabet, który nawet po tylu wiekach, przychodził mu najbardziej naturalnie, ze wszystkich, które znał, a trzeba było stwierdzić, że Sahak niejako kolekcjonował je. Alfabet armeński, grecki, łaciński, pismo arabskie i powierzchowna znajomość grażdanki, do tego trochę znaków diakrytyczne z niemieckiego oraz francuskiego. W swoim zapleczu miał na prawdę wiele figur. Może powinien otworzyć wieczorową szkołę kaligrafii i uczyć ludzi malowania zaproszeń na śluby? Podobno modne.
Tahira ma urodziny tylko trochę przed twoimi, urodziliście się prawie jednocześnie — poinformował go, czekając, aż atrament zaschnie. — Więc okres przed świętami spędzimy razem, ale bez wielkich fanfarów. Przyjdziesz do nas na święta? Czy już masz zarezerwowane?
Oczywiście, przez święta, Sahak miał na myśli Soorp Dznoont, który dział się szóstego stycznia, nie na końcu grudnia, jako że większość swojego życia wampir praktykował obrządek prawosławny, a nie katolicki. Mężczyzna nie był świadom skomplikowanej relacji pomiędzy synem Narine i swoją córką, czy raczej, bardzo prostej, nie wiedział przez to czy takie zaproszenie nie wywołałoby pewnych niezręczności. Nie miał zresztą pewności, czy nie skończy się na kieliszku brandy dla niego i Renate i czytania na głos jakiegoś nowego dzieła popkultury na temat wampirów. Sookie Stackhouse pozostawiła w jego ustach nieprzyjemny posmak, chociaż nie zjadł autorki. Podobno wyszedł kolejny tom od czasu, gdy raczyli się tym tworem wątpliwej jakości. Serial był lepszy, chociaż jak na gust Sahaka, pokazywali za dużo nagości, a krwi w sobie nikt aż tyle nie miał.
Ludzie, tacy dramatyczni.
Może odprawię nabożeństwo wieczorne w jakiejś cerkwi — wzruszył ramionami. Miał w Paryżu do wyboru trzy, ale nie lubił ani jeść na własnym podwórku, ani ogłaszać swojej obecności. Porozmawiali jeszcze chwilę o datach, wstępnych planach, na przykład samochodzie, którym będą jechać, kto będzie prowadził oraz jednym szczególnie upierdliwym trupie, że Sahak prawie zadzwonił po pomoc właśnie do Maurycego, bo tak jak był stary, tak nigdy nie widział gorzej mielących się kości. Na szczęście udało się pozbyć mężczyzny i nie musiał wybierać pomiędzy własnym ego (w końcu żył prawie dwa razy tyle ile specjalista od usuwania wpadek) a pragmatyzmem.
Mieli więc spotkać się 22 grudnia.
Dwa dni wcześniej Sahak wysłał wiadomość, że kopia jest gotowa, ale 21 nie może, ponieważ Tahira ma urodziny.

23 XII 2013
Trasa Paryż - La Roche-sur-Yon

Czekały ich prawie cztery godziny trasy do pałacyku pod La Roche-sur-Yon, więc Sahak pojawił się pod agencją detektywistyczną Hoffmana mało wyróżniającym się Renault Clio, które od jakiegoś czasu było najbardziej popularną marką we Francji, obok Volkswagena Polo oraz dwoma kubkami ze Starbucksa na wynos, czarną kawą Maurice oraz Pumpkin Spice Latte dla siebie. Samochód był trochę przybrudzony, aby nie lśnić woskowaniem, chociaż wnętrze wypucowano dokładnie, a przy lusterku bujał się nieinwazyjny nawet dla wampirów zapachowy woreczek. W stojaku już czekały napoje bogów, ten Sahakowy po stronie pasażera, chociaż pod tym względem mężczyzna elastyczny. Prowadzenie pojazdów mechanicznych nigdy nie sprawiało mu kłopotu, w przeciwieństwie do innych technologicznych nowinek. Tylko nogę miał ciężką i zbierał mandaty jak pocztówki i znaczki.
Bagażnik, jak zwykle w przypadku wampira, został wyposażony w ubranie na zmianę oraz kilka mniej przyjemnych rzeczy, jak kij do baseballa oraz pilarkę tarczową na akumulator. Strzeżonego Theotokos strzeże.

_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
Maurice znał Tahirę, chociażby drogą służbową i nigdy nie miał nic przeciwko kobiecie. Uważał ją za ciekawą, barwną i do tego inteligentną wampirkę. Więc w sumie był skłonny ku przyjściu na ich święta, które obchodzili już po tych, które miał spędzić z ‘’rodziną”. Szczerze to nawet wydawało mu się, że te z Sahakiem mogą być kapkę przyjemniejsze. Miło mu się zrobiło, że wampir go zaprosił na coś takiego rodzinnego. Czuł potrzebę przynależności, a czasem ze swoimi miał wrażenie, że tam nie pasuje. Że jest niechciany. A tu przyszedł Darbinyan i poprawił Maurycemu humor. Co wcale nie było proste, bo chłopak należał do tych wybrednych. Bardzo selektywnie wybierał momenty, które mogły na niego dobrze wpłynąć, jakby się bał bycia szczęśliwym. W sumie to właśnie tak było, ale to temat rzeka, który akurat nie jest jakkolwiek zależny od Sahaka.

- Bardzo chętnie przyjdę, wyślij mi tylko później godzinę, a się z chęcią zjawię. Dziękuję za zaproszenie. – Odpowiedział całkiem energetycznie jak na niego. Wiedział, że będzie musiał przewertować książki o prawosławnych tradycjach, aby nie strzelić gafy. Ale to mu nie przeszkadzało. Będzie miał co robić między kupowaniem prezentów na ostatnią chwilę, a słuchaniem nieinteresujących, zakrawających o kakofonię, wywodów młodzieży wampirzej o popkulturze. Maurice był na etapie słuchania Eminema z 2004 roku, a nie oglądania najnowszych seriali. To jeszcze były piękne czasy bez Idy, więc nawet lepiej był nastawiony na te wspólne celebrowanie bożego narodzenia, w którego i tak nie wierzyli. Ale to już była tradycja, dostosowywanie się do czasów. Poza tym, nawet on lubił mieć choinkę w mieszkaniu. Zawsze ją ozdabiał tak samo, na złoto i srebrno. Nie tolerował miszmaszu, którym były tu skórki pomarańczy, a tam kolorowe mikołaje. Jego drzewko miało się wpasować do wystroju mieszkania, a nie  zaburzać idealny ład.

- Nabożeństwo? Przyszedłbym, ale nie chcę Ci przeszkadzać. – Odparł. Następne rozmowy dotyczyły głównie służbowych sprawę, gdzie zgodnie dogadywali się z wszelakimi szczegółami. Pożegnawszy się z Sahakiem, złapał taksówkę i wybrał się do swojego biura, aby zacząć pracę nad najbliższą akcją.


23 XII 2013

Maurice był spakowany już na trzy dni przed samym wyjazdem. Miał w swojej torbie wszystko co mogło się przydać, od urządzeń do wyłączania alarmów, przez rękawiczki, aż po broń, którą miał tak w razie czego. Ubrany był na czarno. Czarny golf, dżinsy i kurtka. Oczywiście miał też strój na zapas, jakby coś źle poszło. Nigdy nie wiadomo co się przyda, a wampir nie należał do tych, którzy improwizowali w razie nieprzyjemnego potoczenia się spraw. Czekał na Sahaka pod biurem, w uszach miał słuchawki (jeszcze na kabel), z których leciał Eminem z 2004/5 roku. Tak się wkręcił, że cały czas go męczył, szczególnie Mockingbird i Lose yourself. Renault Clio podjechało i Maurice już wiedział, że to jego ulubiony mnich-wampir. Wsiadł do środka witając się z mężczyzną. Dostrzegł dwa kubki ze starbucksa oraz wyczuł, że jedna była czarna jak smoła i bez cukru. Prawie, że się uśmiechnął.

- Hej, gotowy? Dzięki za kawę.– Spytał retorycznie bo był pewien, że dla żadnego z nich ta akcja nie przyprawiała większych emocji. No może Sahak to bardziej przeżywał, bo to było coś prywatnego. Aczkolwiek, sam fakt napadu nie powinien już ich ruszać. A przynajmniej tak było w przypadku Maurice’a. On to kradł dla większych ryb od Darbinyana (tak, tak się dało), ale historycy na szczęście o tym nie wiedzieli, inaczej Hoffman miałby swoje miejsce w biografii „M syn stulecia”.
- Mogę włączyć muzykę? Cały czas mi po głowie chodzi Eminem, ale wiesz, nie te o seksie, tylko takie mocniejsze. Chociaż te o seksie też są dobre, jak tak na to spojrzę. Nówka sztuka, z dziesięć lat ma dopiero. – Mówił nieironicznie. W jego perspektywie dekada była niczym rok.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904

Wyciągnął płytę, która była w radiu i wrzucił ją luzem do schowka na rękawiczki, nie przejmując się zarysowaniem i pozwolił Maurycemu działać. Potaknął jedynie, kontrolowany spokój zasnuwał jego twarz zblazowanym znudzeniem. Sahak również wykonywał zlecenia dla ważniejszych, pracował dla Dzieci Nocy, zwłaszcza podczas wywozu sztuki przez Nazistów, dla Raisy, aby ta sprzedawała je później ludzkim bogaczom. Jakoś trzeba było się odciąć od Adonisa finansowo.
Mnich przerzucił się też na ojczysty niemiecki Maurice, który leżał mu wygodniej na języku, niż francuski, chociaż nijak nie miał się do jego rodzinnej mowy, w i akcentu nie miał perfekcyjnego, bo dorosła krtań nie mogła już wykształcić niektórych dźwięków w poprawny sposób.
Myślałem, że to marka drażetek — powiedział, myląc Eminema z M&M’sami. Skąd miał wiedzieć, że imię rzeczywiście pochodziło od tego skrótu, tylko że od inicjałów artysty, a nie popularnych cukierków. — Śmiało, nic nie będzie gorsze, niż starsze panie podczas akatystów, które myślą, że mają nadal słodki głos ze swojej młodości — powiedział, poprawiając rękawiczki do prowadzenia samochodu, archaizm, którego nadal się trzymał. W przeciwieństwie do teczki te były w doskonałym stanie, chociaż nie skrzypiały już irytująco nowością skóry, zdecydowanie uszyte na miarę, pasując na duże dłonie Sahaka jak druga skóra.
Większość sztuki jest o seksie, w ten czy inny sposób — powiedział na stwierdzenie o treści utworów, zjeżdżając na most Périphérique, który przecinał Sekwanę, a wjeżdżając na trasę E15. — Lub jego braku.
Następnie mieli wjechać na A6a, łgodnymi łukami szybkiej trasy przecinając miasto, bez zatrzymywania się na każdych światłach, co skracało ich wyjazd z Paryża przynajmniej o czterdzieści minut, w stronę A10. Wyglądał na zrelaksowanego za kierownicą samochodu we wczesnych godzinach wieczornych. Pozbył się płaszcza, który leżał na tylnym siedzeniu, ale równie dobrze mógłby być w tym samym ubraniu, podczas ostatniego spotkania: czarny, cienki golf i materiałowe spodnie.
W baroku cenzura była tak silna, że pisano o zabijaniu młoteczkami wszy na biuście ukochanej, gdy wypadną z peruki, uroczo, czyż nie? — zerknął na Maurycego i powrócił do trzymania spojrzenia na drogę.
Póki co gatka szmarka, mieli przed sobą trasę w okresie świątecznym, więc Sahak nie zamierzał szarżować, gdy patrole mogły czekać, aby wypisać mandaty. Prowadził przeciętnie, a w razie gdyby ich zatrzymano, jechali na święta do rodziny. Tylko nie było powodu, aby to robić. Sahak bardzo dbał o to, aby nie być podejrzanym. Ani podejrzanie bogatym ani podejrzanie brawurowym.

_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
To była bitwa. Tęgie umysły na całym świecie mogłyby się zebrać, a i tak by nie pomogły. Trzeba było podłączyć się do bluetootha. Maurice umiał to zrobić w swoim aucie, jeździł BMW, jeszcze wtedy innym, ale równie dobrym jak i wzbudzającym ochy i achy, gdy parkował przed klubem. Ktoś mu pokazał jak to robić i jakoś poszło. Nawet w domu sam (po walce z instrukcją) podłączył sprzęty i słuchał muzyki z głośników. Aczkolwiek tym razem miał obce auto, też z innym layoutem ustawień i facet się trochę załamał. Kombinował, potrząsnął telefonem, żeby szybciej się podłączyć, a nawet wymamrotał kilka przekleństw po niemiecku. No, ale w końcu się udało. Dumny był z siebie, bo zostało jedynie odpalić Spotify i wybrać dobrą playlistę. Miał jedną z klasykami, jedną z hitami klubowymi oraz jedną z muzyką wszelkiej maści. Można tam było znaleźć Iggy Pop, Eminema, Kanyego, Lanę Del Rey, a nawet i Dolly Parton. Zawsze czuł się jak ta Jolene. Bajeczny, enigmatyczny i taki po prostu boski. Gdy przeglądał zawartość zbioru piosenek, usłyszał swój rodzimy język. Ucieszył się, że będą mówić po niemiecku, bo jednak najbliższy był jego sercu. Kochał jego dźwięczność, choć jego różnił się od Sahaka. Maurice mówił ze szwajcarskim akcentem, wrzucając czasem dialekty, które mogłyby być średnio zrozumiałe dla kogoś kto miał mało styczności z tą odmianą.

- Ten to narkotyki brał jak draże, ale ja się nie dziwię, najlepsze moje twory też powstały pod wpływem – tworami nazywał przelotne romanse z amerykańskimi aktorkami. W latach 70 wybrał się na trochę do Stanów. Nixon próbował pokonać Pablo Escobara i kolumbijski towar. A Maurice się nim delektował prawie wpadając w uzależnienie. Wyjechał stamtąd, gdy się prawie zakochał. W obliczu takiego zobowiązania, spakował się i statkiem popłynął do Europy. Szybko o tym wszystkim zapomniał, głównie dlatego, że tam chodził cały czas napruty. Uznał nawet, że to były omamy i wynik kokainowej delirki. Zaśmiałby się, gdyby tak tego nie lubił, słysząc komentarz Sahaka. Starość go przerażała, dla Hoffmana nie było nic gorszego niż przemijanie u ludzi. Sam by się prędzej zatłukł niż stracił przejrzystość umysłu oraz młodzieńczy wygląd. Może dlatego, że poza tym i jeszcze pieniędzmi, za wiele nie miał. Zadawalał się hedonistycznym życiem, którego by nie mógł prowadzić mając kilkadziesiąt lat. A przynajmniej byłoby to cięższe. Panie już by się za nim nie obracały, gdyby szedł ze swoją kawką po mieście. No, a on tak to lubił.

- Jakby nie patrzeć, u większości wszystko sprowadza się do seksu. Krąg życia, czy coś. – Odparł, gdy już udało mu się włączyć „Lose Yourself”. Gitarka zaczęła grać, a Maurice wiedząc, że Sahak nie zna angielskiego, szybko zaczął tłumaczyć o czym jest piosenka oraz o jej fenomenie. – To wygrało Oscara, pierwsza rapowa piosenka w historii. Jest z filmu z 2002 roku. Ogólnie jest o tym, jak ze Slumdoga stał się znanym raperem. – Powiedział próbując się wyrobić przed rozpoczęciem piosenki. Gdy Eminem zaczął rapować, Maurice wszedł na scenę wraz z nim przerzucając się na amerykański akcent. Używał raczej brytyjskiego, ponieważ tam spędził więcej czasu, ale po kilku latach w Miami potrafił i w tym mówić. Żaden piosenkarz z niego nie był. Nie należał do tragicznych wokalistów, fałszować nie fałszował, a z resztą to był hip hop, a nie ballada. Jednakże, powiedzieć że śpiewał ładnie, to jak zbierać szkło gołymi rękoma. Można, ale po co? Gdy piosenka się skończyła, a „Shake that” zaczęło lecieć, trochę mu się głupio zrobiło.

- Przepraszam, po prostu lubię tę piosenkę – powiedział. Jedno trzeba wiedzieć o Maurycym. On rzadko przepraszał. Bardzo rzadko. Wychodził z założenia, że zrobił coś, bo chciał i nie ma co przepraszać. Uważał to za bezsensowne. Poza tym, przyznałby się tym do błędu. A Hoffman się nie myli. On to wręcz potrafił powiedzieć sorry, a potem jeszcze raz kogoś obrazić. Tak, żeby się nikomu za dobrze nie zrobiło w jego towarzystwie. Przecież on zawsze wiedział co chciał powiedzieć. Aczkolwiek, Sahaka traktował inaczej. To był taki super wujek, którego nie miał. – Barok. Chwała niebiosom, że się później urodziłem. Chociaż i tak jak wspominam tamtejszą higienę, to chce mi się rzygać.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904
Podczas gdy Maurice śpiewał, rapował, przejechali obok Bicetre Hospital, wjeżdżając na A6B i powoli docierając do docelowej drogi. Sahak przycisnął trochę bardziej gaz, nieco ponad limit, ale nie aż tak, żeby zwracać uwagę, niektórzy na tej drodze już jechali szybciej, wyprzedzając ich z warkotem silnika. Tu nie mieli nawet opcji, w rodzinnym modelu, nie sportowym. Podczas refrenu, Sahak zaczął nucić w murmurando melodię.
Sahak został przemieniony w tym czasie, gdy był na brzegu załamania pomiędzy dojrzałością, a starością. Dla dużej części społeczeństwa jego fizyczny wygląd był już mętnymi wodami relacji, zdarzało się, że ktoś krzywo spojrzał, gdy chadzał z Halide wybierać kolory nowych lakierów do paznokci, a przecież każdy, kto znał Sahaka wiedział, że do swoich córek nigdy nie żywił żadnych awansów, a relacja pozostawała zdecydowanie rodzicielska. Nie jego wina, że potrafił powiedzieć, który odcień różowego cienia będzie lepiej wyglądał na skórze Tahiry, biorąc pod uwagę wszystkie tony. Dlatego też w przeciwieństwie do Maurycego, duża część osób obracających się za nim, robiła to bardzo ukradkiem. Mnich na to nie zwracał uwagi, bo był bezkresnie zakochany w Narine.
Tego Maurycy nie musiał wiedzieć, przynajmniej na razie. Pozostawiał tę kwestię Renacie, na razie mógł robić za przyjaciela jego rodziców.
Nie przepraszaj. Dobrze widzieć spontaniczną radość małych przyjemności — odpowiedział młodszemu wampirowi. — Jak słuchałem twojego ojca, to cieszyłem się, że wtedy przebywałem w Imperium Osmańskim. Europejczycy to straszne brudasy, a śmią tak nazywać tak każdego, kto nie ma białej skóry. O czym był ten utwór?
Zapytał jeszcze, zerkając na Maurice, wrzucając kolejny bieg, gdy znaki zaznaczyły koniec ograniczenia prędkości. Robił tak odruchowo, gdy z kimś rozmawiał, tylko na chwilę złapanie kontaktu wzrokowego i ponowne przeniesienie go drogę. Kiedy wyjechali na jeden z łagodnych łuków obwodnicy, wziął swoje latte jedną ręką i spróbował go z zadowoleniem. Słodki szajs. Idealnie na wieczorną trasę. Mógł jeszcze dolać do tego cztery energetyki albo lepiej, kofeinę w tabletkach, może wtedy by poczuł efekty jakiekolwiek. Wampirzy metabolizm substancji był łaską i przekleństwem jednocześnie.


_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Sponsored content


Strona 1 z 2 1, 2  Next

Powrót do góry

- Similar topics

 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach