Liczba postów : 70
Pokład nocnej 23 kołysał się wesoło, nie dając mu ustać w pełni wyprostowanym ani przez chwilę. Wisiał na rurce w zatoczce na wózki inwalidzkie, rozbiegane spojrzenie swoich przepastnych, głębokich jak otchłań źrenic wbijając w krocze przysypiającego na najbliższym siedzeniu mężczyzny. Starał się nie oblizywać, starał się nie patrzeć za długo, żeby gość czasem nie zauważył co robi, tylko, cholera, tętno miał za wysokie, żeby nic nie zesztywniało mu w spodniach. Kurwa, niezręczne.
Ale i tak lubił to uczucie. Kochał je nawet. Wszystkiego doświadczał mocniej, ostrzej, szybciej. Zapachy były głębsze, kolory intensywniejsze. Mógł się skupić na dotyku lepiej, niż kiedykolwiek. Gdyby tylko miał kogo dotykać. Właściwie nie chciał nawet tańczyć, nie chciał nawet pić... Chciał zaprosić kogoś do domu. Do łóżka. Razem poleżeć. Porozmawiać. Chciałby opowiedzieć temu nieświadomemu facetowi z klubu o tym, co najchętniej zrobiłby z nim. Co najchętniej zrobiłby mu. Chciał zobaczyć jego szok. Jego strach. Od czasu przemiany lęk mógł wyczuć nawet po zapachu.
Za oknem kalejdoskop świateł miasta i samochodowych korków ustąpił na chwilę ciemności - autobus stanął na przystanku. République. Nareszcie. Zakaszlał nerwowo, szybko wyskakując na chodnik. Chłód jesiennej nocy otrzeźwił go trochę, ale nie pomógł z dezorientacją. Gdzieś tu powinien być Gibus Club. Kilka uliczek stąd. Ale w którą stronę?
Kręcił się chwilę po betonowym, wilgotnym od rosy placu, ominął malutki skate park. Pocierał zimnymi jak lód dłońmi, choć nie było opcji, żeby udało mu się je rozgrzać, zanim feta z niego zejdzie. A wolałby, żeby się to nie stało przed rankiem. Może następnym razem powinien założyć rękawiczki? Teraz ubrał się tylko w sfatygowane jeansy, w śliską koszulę w kwiaty i burą, cienką wiatrówkę, którą wyniósł z sieciówki w zeszły weekend. Tylko buty miał ciężkie, jakieś trapery, które były dziwnie luźne? Zapomniał je zasznurować.
Pociągnął nosem. Nie powinien zapierdalać po mieście, depcząc po własnych sznurówkach. Jak to w ogóle wyglądało? Oparł się o automat przy rzędzie rowerów na wynajem, żeby nareszcie się tym zająć.
Ale i tak lubił to uczucie. Kochał je nawet. Wszystkiego doświadczał mocniej, ostrzej, szybciej. Zapachy były głębsze, kolory intensywniejsze. Mógł się skupić na dotyku lepiej, niż kiedykolwiek. Gdyby tylko miał kogo dotykać. Właściwie nie chciał nawet tańczyć, nie chciał nawet pić... Chciał zaprosić kogoś do domu. Do łóżka. Razem poleżeć. Porozmawiać. Chciałby opowiedzieć temu nieświadomemu facetowi z klubu o tym, co najchętniej zrobiłby z nim. Co najchętniej zrobiłby mu. Chciał zobaczyć jego szok. Jego strach. Od czasu przemiany lęk mógł wyczuć nawet po zapachu.
Za oknem kalejdoskop świateł miasta i samochodowych korków ustąpił na chwilę ciemności - autobus stanął na przystanku. République. Nareszcie. Zakaszlał nerwowo, szybko wyskakując na chodnik. Chłód jesiennej nocy otrzeźwił go trochę, ale nie pomógł z dezorientacją. Gdzieś tu powinien być Gibus Club. Kilka uliczek stąd. Ale w którą stronę?
Kręcił się chwilę po betonowym, wilgotnym od rosy placu, ominął malutki skate park. Pocierał zimnymi jak lód dłońmi, choć nie było opcji, żeby udało mu się je rozgrzać, zanim feta z niego zejdzie. A wolałby, żeby się to nie stało przed rankiem. Może następnym razem powinien założyć rękawiczki? Teraz ubrał się tylko w sfatygowane jeansy, w śliską koszulę w kwiaty i burą, cienką wiatrówkę, którą wyniósł z sieciówki w zeszły weekend. Tylko buty miał ciężkie, jakieś trapery, które były dziwnie luźne? Zapomniał je zasznurować.
Pociągnął nosem. Nie powinien zapierdalać po mieście, depcząc po własnych sznurówkach. Jak to w ogóle wyglądało? Oparł się o automat przy rzędzie rowerów na wynajem, żeby nareszcie się tym zająć.