2.12.2023 Sprawa Schneidera

2 posters

Go down

Gwen Schneider

Gwen Schneider
Liczba postów : 38
Próba spotkania z Dorienem Crawleyem bez wątpienia nie należała do najbardziej przemyślanych decyzji w życiu Gwen. Adam napomknął o nim w rozmowach zaledwie kilka razy, wspominając o karierze medycznej, pozyskiwaniu pokarmu i losach paryskich wilkołaków. Nie wiedziała, nawet skąd jej mąż znał tego mężczyznę — podejrzewała, że mogła to być kwestia wspólnych interesów (niektóre z biznesów jej męża zahaczały o branżę medyczną) lub też znajomość z początku XX wieku, gdy Adam wraz z rodzicami mieszkali w Europie. Nie miała jednak żadnego potwierdzenia tych przypuszczeń.
W gruncie rzeczy Dorien Crawley mógł być dla Adama Schneidera kimś niemal obcym. Dla Gwendolyn Schneider był on jednak jedyną nadzieją.
Znalezienie Doriena Crawleya nie było tak trudne, jak mogło się wydawać, chociażby ze względu na istotną funkcję, którą piastował. Gwen przemierzyła setki kilometrów autem, niemal zapominając o głodzie i śmiertelnym zagrożeniu.
Dostanie się do ważnych postaci bez zapowiedzi, bywa wyzwaniem. Co do zasady nie dotyczyło to jednak Gwen.  Elegancki ubiór, uroda z czasów Złotej Ery Hollywood i dość gruby portfel, otwierały niejedne drzwi. Dodatkowym atutem było nazwisko, za którym stała jej wybitna kariera naukowa oraz biznesy Adama.
Ta sekretarka patrzyła jednak na Gwen bardzo podejrzliwie, być może przez stan niewątpliwego wzburzenia, który malował się na jej twarzy. Patrząc w oczy tejże kobiety, Schneider uświadomiła sobie jak lekkomyślną i nieprzemyślaną decyzją było przyjechanie tutaj. Doszła jednak do wniosku, że w tej sytuacji najlepszym wyjściem będzie postawienie wszystkiego na jedną kartę.
- Gwendolyn Schneider - powiedziała słabym głosem - Do Doriena Crawleya.
Była pewna, że kobieta ją wyśmieje, jednak po usłyszeniu nazwiska, podniosła słuchawkę telefonu i połączyła się z gabinetem swojego pracodawcy. Musiała wcześniej słyszeć o Adamie, choć wciąż spoglądała na Gwen podejrzliwie.

@Dorien Crawley

Dorien Crawley

Dorien Crawley
Liczba postów : 864
Gdy rano zasadzał się na kozę sarny, którą tropił już od kilku dni, jego popołudniowe plany totalnie mijały się z aktualną wizytą w szpitalu. Przetransportował zwierzę do leśnej chaty ciągnąc ją za kopyta (starsza dama nie miała rogów), sezon na ten gatunek był w pełni. Pewnie i tak nie nadawała się już do rozrodu. Posiłek nie najgorszy, aczkolwiek nic nie równało się ludzkiemu mięśniowi uda.
   Samo przedsięwzięcie, zwane dalej ‘szpitalem’, brzmiało jak zachcianka bogatej, znudzonej pary. Dorien uległ, początkowo sądząc, że wyłożenie pieniędzy i podpisanie dokumentów wystarczy. Inwestycja, która szybko się zwróci i będzie generować przychód. Należy zauważyć, że pan Crawley był właścicielem, aktualnie już jedynym, a nie typowym dyrektorem do spraw merytorycznych, głównie z medycznego punktu widzenia. Był biznesmenem. Owszem, miał miejsce w jakiejś tam radzie, zarządzie - zwał jak zwał. Jego zdanie miało najwyższą wartość, zapewne musiał być obecny na najważniejszych spotkaniach i wyrażać zgody przy sprawach najwyższej rangi, choć rzadko podważał opinię osób, które, zwyczajnie, miały więcej wiedzy i doświadczenia od niego, niezależnie, czy to były osoby nadnaturalne czy nie. Mimo wszystko utarło się, przez te kilka miesięcy, że nie nazywano go właścicielem czy prezesem prywatnej placówki, a właśnie dyrektorem, a jemu było wszystko jedno. Rachunek miał się zgadzać, pacjenci być zadowoleni (przynajmniej ci, którzy przeżyli), a pracownicy usatysfakcjonowani zarówno z pracy, jak i zarobków.
   Długie rękawice, fartuch, wysokie buty - żadne ze środków ostrożności nie uchroniły mężczyzny przed ubrudzeniem się spuszczaną z truchła krwią. Sarna była sporych rozmiarów, wisiała dobre 20 minut, w trakcie których wilkołak przekąsił wątrobę; szkoda, żeby się zmarnowała, a właśnie ten organ miał tendencję do najszybszego psucia. Konsumpcję konkretniejszej części ofiary przerwał mu telefon z prośbą o przełożenie spotkania na termin wcześniejszy, niż zakładano. Zdąży. Barwiona czerwonymi smugami woda spłynęła rurami, zęby, które cięły surowe mięso jak małe brzytwy poza tradycyjnym szczotkowaniem wymagały zużycia ćwierć paczki nici dentystycznej, a strój, który wilkołak zawsze przywdziewał do szpitala, czyli koszula i zestawem garniturowym pod postacią spodni i kamizelki, doskonale kryły sekret dyrektora, który kilka godzin po krwawym posiłku przechadzał się, już po tzw. meetingu, korytarzami nowoczesnego budynku, a zmierzał do swojego gabinetu, który znajdował się na ostatnim piętrze, razem z resztą biur.

_________________
Forever can spare a minute
Once upon a time, in the hidden heart of France a handsome young prince lived in a beautiful castle. Although he had everything his heart desired  the prince was  selfish and  unkind.
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Maestro
Od momentu wejścia w życie odznak napisz 100 postów fabularnych.

Gwen Schneider

Gwen Schneider
Liczba postów : 38
Sekundy oczekiwania na odebranie telefonu przez Crawleya wydawały się najdłuższymi chwilami życia Gwen. W gruncie rzeczy była o krok od płaczu, jednak paniczny lęk przed tym, że może sobie zaszkodzić i nie dostać się do gabinetu właściciela szpitala, pozwały jej powstrzymać się przed nagłym wyrzutem emocji.
Gdy w końcu Dorien odebrał telefon od recepcjonistki, Schneider wstrzymała oddech. Skinięcie głowy kobiety przy telefonie, wywołało u Gwen oczekiwaną ulgę, która jednak trwała zaledwie moment. Przecież nie miała pewności, że mężczyzna faktycznie udzieli jej pomocy. Z całych sił odepchnęła negatywne myśli — tylko nadzieja mogła utrzymać ją przy życiu. Tylko nadzieja mogła uratować jej męża i syna.
Z trudem powstrzymywała się, by nie rzucić się biegiem do gabinetu dyrektora. Tak bardzo pragnęła już z nim porozmawiać, zdawała sobie jednak sprawę, że jej zbyt gwałtowne zachowanie może zostać odczytane przez otoczenie jako coś podejrzanego. Zawsze doceniała moc pierwszego wrażenia i dbała o dobre wejście — nawet w tak trudnej sytuacji, bo czasem tak pozornie mały drobiazg może doprowadzić do spalenia sprawy na panewce.
W końcu zapukała do jego drzwi, ponownie wstrzymując oddech.



Dorien Crawley

Dorien Crawley
Liczba postów : 864
Nie spodziewał się, że tego dnia odbierze telefon, który otworzy szufladkę w jego pamięci. Schneider, bardzo dobrze znane Dorienowi nazwisko. Mimo tego, że z Adamem nie widzieli się od wielu lat, to wilkołak mógł być nazwany jego przyjacielem. I to jednym z bliższych. Poznali się przez watahy, a chociaż przez pierwsze kilka lat byli jedynie listownymi znajomymi, to bliższa relacja zawiązała się w latach amerykańskiej prohibicji. Crawley, którego przemienili właśnie w Ameryce nie utrzymywał zbytniego kontaktu z tamtejszymi wilkami, jednak kiedy pojawiła się okazja do stworzenia biznesu, nie mógł z niej nie skorzystać. Przemycanie europejskiego alkoholu sprawiło, że Dorien szybko się wzbogacił, a jego partner po stronie "za oceanem" stał się bliskim kolegą.
Przeszłość stanęła mu przed oczami, dlatego i on denerwował się przez te kilka minut, które zajęło Gwen dotarcie do jego gabinetu. Poprawił koszulę, która miała nieco pomięty kołnierzyk, zacisnął węzeł krawata i wyprostował spinki od mankietów. Przejrzał się w lustrze i poprawił włosy, a także zajrzał w zęby, które nitkował kilka chwil wcześniej, ale wolał się upewnić, że nie zostały w nich żadne elementy wątroby, którą zjadł na śniadanie.
Chciał jeszcze ogarnąć i tak czyste biurko, poprawić ułożenie notesu i pary złotych długopisów, ale wtedy usłyszał pukanie do drzwi. Był gentlemanem, dlatego zamiast zaprosić wilkołaczycę werbalnie, po prostu podszedł do drzwi i otworzył je na oścież, z miłym uśmiechem na ustach.
- Proszę wejdź. Adam nie kłamał, mówiąc, że jego żona jest najpiękniejszą kobietą Ameryki. - Skomplementował kobietę, chociaż w jego słowach nie było fałszu. Dobrze, że z przyjacielem mieszkali na różnych kontynentach, bo zdecydowanie pokłóciliby się w końcu o jakąś kobietę.

_________________
Forever can spare a minute
Once upon a time, in the hidden heart of France a handsome young prince lived in a beautiful castle. Although he had everything his heart desired  the prince was  selfish and  unkind.
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Maestro
Od momentu wejścia w życie odznak napisz 100 postów fabularnych.

Gwen Schneider

Gwen Schneider
Liczba postów : 38
Spotkania i obcowanie z wilkołakami były zawsze dla Gwendolyn dość dziwnym doświadczeniem — ona i Adam jako bezkastowcy żyli zazwyczaj wśród ludzi, często zmieniając miejsce zamieszkania, bo aparycja dziewczęcia, które dopiero co weszło w dorosłość, mocno utrudniała jej życie i karierę naukową. Funkcjonując ze śmiertelnikami przywykła do tego, że profesor, znany biznesmen lub też dyrektor szpitala to w najlepszym razie grubszy Pan w średnim wieku. Tymczasem przed jej oczami stanął bardzo atrakcyjny mężczyzna, wyglądający mniej więcej na trzydzieści lat, co z lekka wybiło ją z rytmu. No cóż, chcąc przystąpić do watahy, musiała przywyknąć, że ona i Adam wcale nie byli tak wyjątkowi, jak mogłoby się wydawać.
- Jesteś bardzo szarmancki, Dorienie — odparła z lekkim uśmiechem, dochodząc do wniosku, że skoro w ten sposób zainicjował rozmowę, to może zwracać się do niego po imieniu — Choć obawiam się, że przez te wszystkie lata od mojego wyjazdu, w Stanach zdążyło się narodzić wiele piękniejszych panien.
Trudno uwierzyć, że w tak makabrycznych okolicznościach Schneider była w stanie jeszcze żartować i — trudno powiedzieć czy byłaby to kwestia adrenaliny, czy nawyk, który zapisał się w jej pamięci, jeszcze z czasów, gdy była aktorką.
- Naprawdę dziękuję, że znalazłeś dla mnie chwilę, na pewno masz okropnie napięty terminarz - starała się mówić powoli, bo choć dobrze znała francuski, to jej akcent był skażony nie tylko angielszczyzną, ale całym spektrum języków Europy — miała obawy, że mogłoby to wpłynąć na zrozumienie.
Uprzejmość mężczyzny i brak formułek grzecznościowych, wydawały się świadczyć o tym, że relacja z Adamem była dość zażyła. Gwen przez sekundę zrobiło się wręcz głupio, że nieszczególnie dopytywała męża o tego typu znajomości, ale po chwili uświadomiła sobie, że ich życie rodzinne zawsze było w pewien sposób odrębne, wobec spraw zawodowych i przeszłości sprzed jej przemiany. Nie mogła zresztą teraz się winić — w gruncie rzeczy liczyło się teraz tylko to, by pomóc jej rodzinie.
- Dorienie, wybacz, że tak bezpośrednio — powiedziała, starając się powstrzymywać emocje na wodzy — Ale tu we Francji, naprawdę nie mam do kogo się zwrócić...
Urwała, gdyż coraz trudniej było jej robić dobrą minę do złej gry. Proszenie o pomoc nie przychodziło jej łatwo, ale cierpienie, związane z utratą najbliższych i pragnienie uratowania ich za wszelką cenę, było tak silne, że była gotowa podjąć wszelkie dostępne działania.
Westchnęła, czując, że łzy napływają jej do oczu.
- Zabrali ich — powiedziała w końcu — Zabrali Adama i naszego syna.
Zwerbalizowanie straty sprawiło, że uderzyła ona kobietę ze zdwojoną siłą. Adrenalina, która pomogła przemierzyć jej pół kraju od zgliszczy ich domu do drzwi tego gabinetu, nagle opadła, a zew przetrwania ustąpił złamanemu sercu.
Próbowała wydusić z siebie choćby jeszcze jedno słowa, by wyjaśnić Dorienowi całe zajście, ale wszystko wskazywało na to, że na ciąg dalszy historii musiał poczekać, choć kilka minut. Jedyne co była w stanie teraz przekazać to zduszony szloch.

Dorien Crawley

Dorien Crawley
Liczba postów : 864
Dorien nie spodziewał się nikogo innego, jak urodziwej, szarmanckiej i charyzmatycznej kobiety, którą zobaczył po otworzeniu drzwi. Adam zawsze celował wysoko i nigdy nie zadowalał się średnią jakością.
- Jestem pewny, że żadna nie dorównuje ci do pięt, nie tylko pod względem wyglądu - Odbił piłeczkę, uśmiechając się uprzejmie. Prawdą było to, że kobieta była nieprzeciętna. I chociaż pewnie miała rację, a na całym kontynencie znalazłby jakąś jednostkę bardziej trafiającą w jego gusta, to nie miało to w tym momencie znaczenia.
- Dla przyjaciół zawsze znajdę czas. - Odpowiedział spokojnie, nie chcąc, aby kobieta wpadła w jakieś poczucie winy, czy niepotrzebnie spieszyła się z wyjaśnieniem, dlaczego w ogóle tutaj przyszła. Prawda była taka, że przesunąłby te nudne spotkania zarządu przy pierwszej lepszej sprzyjającej okoliczności, ale teraz był wyjątkowo zainteresowany tym, co miała mu do powiedzenia ta amerykańska trzpiotka.
Dorien, mimo tego, że Adama mógł traktować jako przyjaciela, trochę zaniedbał tę, niegdyś biznesową, relację. Wiedział, że wilkołak miał żonę, coś słyszał o małym szczeniaku, ale gdyby miał być szczery, to nie byłby w stanie przywołać imion dziecka czy wybranki, bez głębszego zastanowienia się. Wilki, niby stadne, ale jednak tajemnicze. Rzadko dzielili się swoimi słabościami z innymi, szczególnie w takich okolicznościach, w jakich przyszło im żyć ostatnimi latami.
Nie przerywał kobiecie, kiedy ta zaczęła się otwierać. Nie chciał jej przerywać, bojąc się, że jeżeli naruszy tę posklejaną strukturę siły, to ta runie, zanim zdoła czegokolwiek się dowiedzieć. Dlatego też uniknął kurtuazyjnego zapewnienia, że nie ma problemu, że jego drzwi zawsze są otwarte i innych takich formułek, w których zawsze była kropla fałszu. Jeżeli czegoś nauczyły go setki lat życia, to tego, że bezinteresowność nie istniała, niezależnie jak ludzie próbowali w to wierzyć.
Kiedy tylko udało jej się wydusić z gardła te jakże bolesne słowa, po jego twarzy przesunął się mały grymas szoku, który szybko zdążył przykryć maską troski. Nie spodziewał się, że jego kolega będzie aktywnym celem, szczególnie tak daleko od Paryża i bez powiązań z tutejszym rodem. Nie chciał jednak martwić kobiety, szczególnie, kiedy łzy zalśniły w jej pięknych oczach.
Nie wiedział na ile może sobie pozwolić, dlatego otworzył trochę mowę swojego ciała i uchylił ramiona, gdyby potrzebowała wypłakać się w jego rękaw. Jednocześnie sięgnął po omacku do swojego biurka, by móc zaproponować jej chusteczki.
- Chodź, usiądziemy. Nie ważne kto to zrobił, odbijemy ich, a ci, którzy to zrobili będą tego żałować do końca swojego nędznego życia. - Powiedział z zadziwiającą pewnością i spokojem w głosie, który miał ukoić jej nerwy.

_________________
Forever can spare a minute
Once upon a time, in the hidden heart of France a handsome young prince lived in a beautiful castle. Although he had everything his heart desired  the prince was  selfish and  unkind.
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Maestro
Od momentu wejścia w życie odznak napisz 100 postów fabularnych.

Gwen Schneider

Gwen Schneider
Liczba postów : 38
Szarmancja Doriena była niesamowita, mocno w dawnym stylu - w czasach młodości ten typ zachowania odrobinę jej ciążył, lecz teraz, gdy młodzi mężczyźni zupełnie go zatracili, spotkanie z kimś takim było niesamowicie miłą odmianą. Szkoda, że w tych okolicznościach. Miała tylko nadzieję, że życzliwe słowa o przyjaźni były prawdą, a nie szarmancką zagrywką.
W obliczu całej bieganiny i emocji ostatnich kilku dni spokój i stanowczość Doriena wydawały się bezpieczną przystanią, czymś co pozornie nie miało znaczenia, a w gruncie rzeczy trzymało jej świat w ryzach. Być może to banalne, ale słowa Crawleya, niezależnie od tego jaka była ich realna sprawczość, podniosły ją na duchu. W końcu nie była z tym sama - w tym konkretnym momencie było to najważniejsze. Nawet jeśli Dorien nie mógłby jej pomóc, albo jeśli jego pomoc nie miała być bezinteresowna to ważne, że w końcu był ktokolwiek, kto ją rozumiał.
Uchylone ręce Doriena kusiły, wydając się przestrzenią, w której choć na chwile mogłaby odnaleźć spokój. A jednak, zamiast wypłakiwać mu się w ramię machinalnie chwyciła podaną chusteczkę, dosłownie przez pół minuty ściskając dłoń Doriena. Doprowadziła się do porządku niemal tak szybko jak rozkleiła - wiedząc, że w tym momencie priorytetem nie są jej emocje, a działanie.
- Dziękuję - szepnęła, wciąż jeszcze lekko rozedrganym głosem - Czy wy tutaj wiecie coś więcej o tych zniknięciach?

Dorien Crawley

Dorien Crawley
Liczba postów : 864
- Usiądź, proszę - zaoferował jej dwa miejsca do wyboru, na kanapie przy niskim stoliku, gdzie mogliby usiąść bliżej siebie, lub przy swoim biurku, gdzie znajdowaliby się po jego dwóch stronach.
- Przykro mi to mówić, ale tak. Pojedyncze przypadki, z tego co się orientuję, celowali w słabe jednostki, samotne, takie, których nikt nie będzie szukał czy zorientowanie się, że kogoś brakuje, nastąpi dopiero po kilku dniach od ataku. Inni byli znajdowani ledwie żywi - ugryzł się w język, zanim dodał ‘albo martwi’ - Dlatego tym bardziej jestem zdziwiony, że obrano was za cel. Bardzo zuchwałe.
Być może nieco nonszalancko i nieelegancko chwycił za swój telefon i zastukał kilka razy w ekran. Absolutnie nie miał na celu w ten sposób wyrazić braku szacunku wobec swojej rozmówczyni, więc krótko wtrącił, że w ten sposób poprosi swoją asystentkę, by przyniosła im herbatę. Mimo wszystko wolał w ten sposób, niż opuszczać pomieszczenie.
- Z tego powodu zawiązaliśmy grupy, które działają dużo szerzej, niż tradycyjne watahy, tak jak to się działo przez wieki do tej pory. Przetasowaliśmy się, korzystamy nawzajem ze swoich umiejętności, znajomości. Wampiry działają podobnie, współpracujemy na terenie całego miasta i okolic.
Pokrótce wyjaśnił jak działa cała siatka wywiadu i współpracy między nadnaturalnymi rasami. Od razu wyczuł, że Gwen nie kłamie, że można jej zaufać i naprawdę potrzebuje pomocy. Zresztą, kto miałby wiedzieć o znajomości Adama z Dorienem sprzed wieku, jeśli nie najbliższa osoba tego pierwszego?
- Umówię nas z Régine, naszą - zastanowił się chwilę, by dobrze nazwać rolę wilkołaczki - Liderką. Znajdziemy ich, zobaczysz.

_________________
Forever can spare a minute
Once upon a time, in the hidden heart of France a handsome young prince lived in a beautiful castle. Although he had everything his heart desired  the prince was  selfish and  unkind.
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Maestro
Od momentu wejścia w życie odznak napisz 100 postów fabularnych.

Sponsored content


Powrót do góry

- Similar topics

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach