-
Rozumiem wasze rozgoryczenie, złość, czy rozczarowanie. Postawcie się jednak odrobinę w mojej sytuacji. Nie wiedziałem, kto jest kretem, nie miałem pewności, czy nie mam podsłuchów. Wiele decyzji może być dla was niezrozumiałych, wiele decyzji mogło być również niewłaściwych. Nie jesteśmy ani ja, ani Rada nieomylni. Być może wiele rzeczy mogło zostać rozwiązanych inaczej. Chociażby kto kiedy i czy w ogóle powinien jechać po wiadomości. Na pewne decyzje ja również nie miałem wpływu, a tu musicie wziąć pod uwagę, że Rada w pierwszej kolejności musi wziąć pod uwagę dobro ogółu, całego sojuszu, a nie pojedynczego Rodu.Spojrzał na Theo. -
Już ci Theo tłumaczyłem, że gdy tylko dotarło do mnie, że ekipy są zagrożone, dokładałem wszelkich starań, by nić wam się nie stało. Co w waszym wypadku mi się udało. Wybacz Shin, że w waszym wypadku nie udało mi się tego dokonać. Pilnowałem was, jednak nie przewidziałem, bo i na ten moment nie miałem podstaw, by uważać, że Oni posuną się do tak radykalnych kroków. Rozejrzał się po wszystkich. -
Rozumiem cię - Spojrzał na Kjellmara -
Zrozum też jednak mnie, o ile każdemu z was ufam bezgranicznie, jak miałem przekazać wam informacje, że żyje, czy cokolwiek więcej, jeśli nie wiedziałem, gdzie i w jaki sposób wyciekają informacje. Równie dobrze mógł to być dowolny z naszych familiantów, co wcale nie jest tak dalekie od prawdy. Gdyż kretem okazał się familiant jednego z Rady. Sami również nie wiedziałem z czym się mierzymy. - zastanowił się chwilę. -
Załóżmy, że wysłał bym do któregokolwiek z was wiadomość SMS, czy wykonał telefon. W dzisiejszych czasach namierzenie takiego telefonu nie jest w zasadzie żadnym problemem. Co przyniosłoby takie konsekwencje jak namierzenie mnie. Fakt, że wiadomości do Rady, wyciekały, co naprowadzało ich na mój trop. -
Nie, czekajcie, może źle się wyraziłem. Nie mówię, że od teraz, mamy sobie patrzeć na ręce. Proszę was, jedynie o zachowanie daleko idącej czujności. Aktualnie wraz z Radą omawiamy wszystko, co do tej pory udało się dowiedzieć, Wysłaliśmy różnymi kanałami, szpiegów, próbujemy dowiedzieć się, nieco więcej o samej organizacji, wedrzeć się w jej struktury. Zrozumcie, teraz nie możemy postępować pochopnie. Tak jak zrobiłem to ja. Macie racje, zbyt wiele wziąłem na swoje barki, zamiast poprosić o pomoc od samego początku. Nie wymagam, żebyście zrozumieli moje spojrzenie, które z dzisiejszej perspektywy, zdaje sobie sprawę, że było błędne. Nie chciałem was narażać na cokolwiek. Ani was, ani nikogo bliskiego. Zbyt wielu bliskich straciłem w swoim długim żywocie. Zbyt wiele krwi moich bliskich zostało przelane. - Chciał dodać coś jeszcze jednak w tym momencie padły słowa Doriena.
Wstał, a pod wpływem tego gwałtownego ruchu fotel, na którym siedział, z trzaskiem uderzyło w ścianę tuż za nim. Oparł ręce o blat stołu, zaciskając mocno na nim palce, tak aż zbielały mu knykcie. Głowa opadła, spoglądając w dół. Siedzący najbliżej, mogli dostrzec, jak całe ciało Wilkołaka drżało, a oddech drastycznie przyspieszył. Mięśnie zaczęły niebezpiecznie się napinać. Z każdą sekundą oddech jednak powoli zwalniał, w tym czasie padły słowa Katrine i Shina. Głos Marcusa był cichy, zimny, pozbawiony wszelkich emocji. -
Ufam wam Katrine, być może kiedyś zrozumiecie, moje spojrzenie, być może kiedyś zrozumiecie moje decyzje. Mam jednak nadzieje, że nigdy nie będziecie musieli podejmować takich decyzji. Shin również ma racje, obrzucanie się teraz oskarżeniami i podejrzeniami, również w niczym nam nie pomoże. - powoli podnósł głowę, a fioletowe ślepia, spojrzały wprost na Doriena. Spojrzeniem zimnym, zupełnie bezemocjonalnym. -
Po pierwsze, prosiłbym cię, o niewyrażanie opinii, o rzeczach, o których nie masz zielonego pojęcia. Nie było cię tam, nie wiesz, jak wyglądała cała sytuacja. Proszę cię również, abyś nie lekceważył nigdy ludzi. Przypominam tobie i każdemu z was, ludzie już raz doprowadzili do unicestwienia naszego rodzaju. To nie jest słaba rasa, jak wam wszystkim się wydaje. Czasem mam wrażenie, że o tym zapominacie niestety. Zapominacie o Naszej historii, kiedy inkwizycja tropiła nas na każdym możliwym kroku, likwidując nas jednego po drugim. - Marcus powoli wyprostował się cały czas patrząc uważnie na Doriena. -
Dorienie Crowley, za karygodne okazanie braku szacunku wobec Alfy, podważanie autorytetu Alfy, niewykonanie mojej prośby, tj. poinformowanie Rady o moim przedłużającej się nieobecności, o co prosiłem cię przed wyjazdem, co również wpłynęło na brak przepływu informacji, zawieszam cię na stanowisku Obserwatora. - Po tych słowach, odwrócił się w poszukiwaniu fotela, który nawiasem mówiąc, nieco uszkodził się, uderzając o ścianę. -
Czy ktoś ma do mnie jakieś pytania? - dodał, rozglądając się po wszystkich. Widać było kipiący w nim gniew i głęboki smutek. Czy to, co z trudem zbudował przez ostatnie tygodnie, po rozmowie z Hanną oraz później radą, zawaliło się w posadach? Czy poczucie winy towarzyszące mu przez setki lat, właśnie wróciło do umysłu Wilkołaka? Na te pytania, póki co nie znał odpowiedzi, jedno było pewne, kipiały w nim bardzo silne.
Uspokój się Marcus, On nie jest tego wart. Dawniej za drobniejsze rzeczy skróciłbyś go o głowę. Teraz jednak.. Nie warto Marcus, nie warto. - Wilk, dawny towarzysz, odezwał się pierwszy raz od czasu tortur.
_________________
"Gdy dusza opuszcza swą cielesną powłokę zauważasz, że śmierć i obsrane spodnie rzeczywiście idą w parze."