15.03.2023 - Przypadkowe spotkanie.

2 posters

Go down

Alexandre Van der Eretein

Alexandre Van der Eretein
Liczba postów : 137
Od rana nie wychodził ze swojego pokoju. Sam w sumie nie wiedział, czemu ostatnie dwa dni spędził w posiadłości rodowej. Co prawda Beatrice miała do niego jakąś sprawę, jednak nie mieszkał aż tak daleko, żeby nie móc sprawnie do niej dotrzeć. Od rana leżał, oglądając wiadomości, przysłuchując się informacjom o zamieszkach Kraju. Nie dziwił się, że Beatrice chciała wzmocnić procedury bezpieczeństwa. Było to rozsądne z jej strony.
Naszło go nagle uczucie głodu, z naturą jak wiadomo nie było sensu walczyć prawda? Długo sie nie zastanawiając, wstał i ruszył w kierunku kuchni. Tej samej, w której całkiem niedawno Radna Elisabeth stała się ofiarą "słynnego Hanibala". Pech chciał, że nie było go wtedy w Paryżu, gdyby był, kto wie, czy do tego by doszło. Chociaż słyszał, że Valerie, którą spotkał właśnie w kuchni, była przy tym wydarzeniu, a to stawiało wątpliwość, czy jego pomoc, zmieniłaby cokolwiek. - Witaj, moja droga Valerie - skłonił się delikatnie kobiecie w powitaniu. Był ubrany w Jeansowe spodnie i biały podkoszulek na ramiączkach. - Zjadł bym coś - Powiedział ze spokojem, rozglądając się po kuchni, zastanawiając się, na co ma ochotę.

@Valerie von Rosenthaler
Milestone 100
Napisałeś 100 postów!

Valerie von Rosenthaler

Valerie von Rosenthaler
Liczba postów : 270
Opa! Tak oto rozpoczęła się kolejna przygoda odzianej w ciemny dres i t-shirt z Gargamelem Valerie w kuchni, dla odmiany tym razem we własnej domenie. Plan był prosty, coś przekąsić, bez krwi ale z nutą słodyczy. Problem tkwił w tym, że familianci nie zrobili jeszcze zakupów i lodówka świeciła pustkami, przynajmniej jeśli ktoś liczyłby na przysmaki typowe dla tego co serwowano w restauracjach pewnego blondyna ze Szkocji, z temperamentem. Pomyślmy, w posiadaniu mieli ricottę, masło, cukier zwykł i waniliowy, ostały się jajka, gdzieś mignęła jej mąka i parę innych drobiazgów…
I co z tego? I CO Z TEGO? Zaraz wyciągnęła wszystko na blat i sięgnęła w głąb swej osobowości, próbując wyciągnąć na światło dzienne wewnętrzną słowiańskość. Niewiele tego w jej wnętrzu, może i mniej niż iskierka, jednak dzięki subskrypcji kanału Life of Boris… SYRNIK TIME. Z braku hardbassu w tle leciała playlista bülow, a w jej rytm poruszała się Valerie. W momencie wejścia Alexandra wleciał ten konkretny utwór.
- Protektor, doskonale, mam dla ciebie zadanie - odezwała się i skierowała na Azjatę swój wzrok, a następnie nabiła na widelec kawałeczek syrnika, pięknego placuszka o jasnobrązowym zabarwieniu. - Spróbuj - wysunęła w jego kierunku rękę z minitrójzębem. Skoro był głodny to powinien się skusić. Agendę miała prostą, jeśli ta arcytrudna przekąska jej nie wyszła to nie jej żołądek będzie przeżywać rewolucję październikową. Najwyżej złoży się na jajka, którym narzuci się nową definicję nieświeżości.

@Alexandre Van der Eretein
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Alexandre Van der Eretein

Alexandre Van der Eretein
Liczba postów : 137
Przez chwilę przyglądał się kobiecie, jak ta krzątała się po kuchni, z lubością obserwując, jak swobodnie się w niej poruszała. Było w tym coś magicznie przyjemnego, widząc, jak ktoś inny robi coś, w czym czuje się dobrze, coś, co sprawia jej swoistą przyjemność. Utwór lecący w tle, był przyjemny dla ucha, dobry do tańca w klubie, w którym ostatnie lata spędzał jako jedna z głównych gwiazd. Znając przeszłość Alexa, która nie była tajemnicą dla Valerie, taniec w Operze, wcześniej, teraz jako w zasadzie chippendale, dla gawiedzi, gust muzyczny mężczyzny był nieco inny. Co nie znaczy jednak, że nie doceniał gustu muzycznego kobiety.

- Oho, na dzień dobry sprowadzony do spraw służbowych - zaśmiał się. Z nieukrywaną przyjemnością pochylił się i skosztował kawałka podsuniętego mu pod nos. - Hm - zamyślił się, przegryzając się przez chwilę i delektując się smakiem wyśmienitego serniczka. - Wiesz, czegoś mi tu brakuje.. - spojrzał, ze złośliwymi iskierkami w oczach. - Pomijam kwestie braku rodzynek, bo to oczywiste. - przełknął teatralnie głośno - Kieliszek dobrego wina - podszedł do kobiety i jak to zwykle Alexandre miał w zwyczaju na powitanie, zostawił mały pocałunek na policzku kobiety - Zacnego towarzystwa. Więc bądź tak łaskawa dołączyć do mnie, przy tym przepysznym daniu. Inaczej będę zawiedziony.

Milestone 100
Napisałeś 100 postów!

Valerie von Rosenthaler

Valerie von Rosenthaler
Liczba postów : 270
Gust muzyczny to zabawna rzecz. Wielu określało się fanami jednego gatunku przy jednoczesnym potępianiu drugiego. U Valerie te nie był w pełni sprecyzowany i zależał w głównej mierze od zastosowania. To co leciało w tle po raz pierwszy wpadło jej do ucha podczas oglądania składanki, czegoś podobnego do AMV ale w odniesieniu do filmu, z Anną Boleyn z serialu „Tudorowie”. Później, gdy aktualizowała listę piosenek do posłuchania w trasie, przypomniała sobie o artystce i jakoś to poszło… I jak widać tak polosowało, że teraz jej mięśnie siedzenia obracały się w rytm melodii, a rączki dbały o niespalenie placuszków.
Zmrużyła oczy niemalże do poziomu regularnego lica jej chińskiego ojczulka. Wzięła jeden głęboki oddech i cudem powstrzymała się od… wymierzenia sprawiedliwości, ujmując to dyplomatycznie.
- Kodeks Wampirów i Wilkołaków, od wersji pradawnej do obecnej, punkt „zero”, widocznie po paru stuleciach i dzięki Inkwizycji zapomniany i obecnie nieoczywisty - powiedziała i wyprostowała się oraz skrzyżowała rączki. Przy tym głos miała tak ostry, że nietrudno o pokaleczenie się. - Kto rodzynki do jedzenia dodaje, temu gardło płynnym srebrem zaleją, serce wyłupią, głowę po wszystkim odrąbią i na włócznie nabiją, prezentując światu ku przestrodze dopóki dopóty nie zgnije i sama nie opadnie. Resztę truchła rozniosą na szablach i wystrzelą z armaty w kierunku północnym - wyrecytowała regułkę unosząc przy okazji wyżej prawą brew. To było ostatecznym upomnieniem i niemym wersem, coś mówiłeś gówniarzu?
- Wiesz, że nie wolno nam pić na służbie - zganiła nieszczęsnego Protektora, by zaraz kiwnąć głową w kierunku szafeczki. - Tam stoi buteleczka - a gdy padło ostatnie słowo Valerie, po pomieszczeniu rozniósł się odgłos postawionego na blacie stoliczka szkiełka, sztuk dwie. - Sądzisz, że przygotowywałam „syrniki” tylko po to, aby zaraz oddać je pierwszej osobie która przekroczy próg kuchni, bez skosztowania? - zaśmiała się i zaraz nałożyła sobie dwie sztuki na talerzyk, od razu przechodząc do ciamkania kęsa tak jak pan Jezus powiedział.
I wiedział pan, że było przepyszne...

@Alexandre Van der Eretein
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Alexandre Van der Eretein

Alexandre Van der Eretein
Liczba postów : 137
Alexandre również nie należy do grupy fiksującej się na jednym konkretnym stylu muzycznym, poza jednym malutkim wyjątkiem, żadnego disco polo. To był gatunek, którego nie trawił ze wszech miar. Reszta? Cóż, tu mógłby podać dłoń Valerie w pełnej zgodzie, ważne było, żeby wpadało w ucho i wprawiało ciało w ruch.
Gdy zmrużyła oczka, dostrzegł pewne podobieństwo do Louisa, którego poznał 3 dekady temu. No cóż, ojczulek choćby chciał, wyprzeć się nie mógł, choć odmienność charakterów była znaczna. W tej kwestii geny matki musiały brać prym.
Wybuchł śmiechem na słowa Kobiety, podniósł ręce w obronnym geście, przełykając kolejny kawałek Syrnika, jak nazwała go kobieta. - Ja się w twoje kubeczki smakowe wtrącać nie będę - spojrzał na nią z lekko spuszczoną głową i delikatnym uśmiechem. - Namawiać cię do dobroci nie będę. - dodał, wytykając delikatnie język. Co do gówniarza, chyba mógłby nieco polemizować, jednak myśl nie stała się faktem, więc nie ma co roztrząsać.

- Na szczęście dziś mam wolne, więc nie będzie to wielka zbrodnia. - zerknął na zegarek - Jednak brakuje nam 15 minut do północy, a pić przed północą nie przystoi - zaśmiał się, jednak ruszył do wskazanej szafeczki i wyciągnął buteleczkę Iqone Sauternes Quancard. Nie była to najwyższa półka, ale zdecydowanie poruszała jego kubeczki smakowe, lekko miodowa nuta, dodawała charakteru. Na dźwięk szkła uśmiechnął się nieznacznie. - Mam uznać to za komplement? - powiedział, otwierając butelkę. Powąchał zapach uchodzący z butelki i lekko przymknął oczy. - Pachnie jak zawsze wyśmienicie. - nalał do jednego z kieliszków odrobinę wina, chwycił kieliszek, pokręcił nieco dłonią i wziął delikatny łyczek dla spróbowania - Będzie idealne. - po tych słowach nalał do połowy obu kieliszków, i podał kobiecie jeden z nich. - Za przepyszny serniczek. - uśmiechnął się do niej - O przepraszam, Syrnik. - poprawił się, unosząc delikatnie swój do toastu.
Milestone 100
Napisałeś 100 postów!

Valerie von Rosenthaler

Valerie von Rosenthaler
Liczba postów : 270
Czym skorupka w młodości nasiąknie tym na starość trąci, a Valerie miała już przecież 103 lata. Niby nadal pozostawała córeczką Louisa, jednak to nie przeszkadzało jej wywoływać białej gorączki w urzędzie odpowiedzialnym za wypłatę emerytur oraz otrzymywać 3% wartości okularów w Vision Express. Za samą otoczkę, czyli wygląd, i charakterek odpowiadała mamusia. Bardzo ekspresyjne stworzenie, choć zaskakująco często za matkę próbowano wcisnąć jej jedną z radnych. Bo wcale, WCALE to one nie mogą być ze sobą spokrewnione...
Równie dobrze mogły wyjść z jakiegoś incestu... Pomyślała i owinęła kosmyk bialutkich włosów wokół paluszka. Barwiąc je na blond byłaby jak Lannisterowie, pozostawiając takimi jakie są jest Targaryenką, idąc w brąz nawiązałaby do Crastera, a czerń to ród Codd z Żelaznych Wysp. Wspólny mianownik? Sweet home Alabama. Heh, to wyjaśniałoby ewentualny status mentalny określany mianem pojebanego, czasami. Aż chciałoby się rzucić monetą.
- Dobre to są kinderki, poza pingui, no chyba że mówimy o autorskim cieście - odparła i na samą myśl aż oblizała dolną wargę, a w jej oczkach zatańczyła iskierka grzechu. W końcu nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu, w przypadku wampirów, miało mniej wad niż u takiego człowieczka muszącego liczyć kalorie. - A temu nie potrafię się oprzeć - czekolada, więcej czekolady, kremowe nadzienia, do tego czekolada biała i brązowa... czy wspomniała o dodatkowej polewie czekoladowej? Jedyne co jest w tym zdrowe to trzymania się z daleka od więcej niż kawałka.Nie wiem czy seks jest od tego lepszy...
- Poczekaj aż dowie się o tym Beatrice, za godzinę będziemy w samolocie skierowanym do Honolulu... - zaśmiała się. Ich robota była fajna, przynajmniej w opinii Valerie, ale miała też jedną wadę, czasem o zleceniu dowiadywało się na minutę przed jego realizacją. Pierwszy z brzegu przykład, Hannibal, pochwycenie do wykonania "na już". Swoją drogą ciekawe co u niego słychać... - Widzisz, mój drogi Alexandre, od każdej reguły są wyjątki. Gentlemanom i damom nie przystoi, jednak piratom już tak. Nie ma jednak żadnego przepisu zabraniającego osobom wykonującym ten zawód mienić się tytułem dobrze wychowanej duszyczki, a przywilej pracowniczy góruje nad obyczajowym. Ponadto, przynajmniej w przypadku najemników, bliżej im do osobistościom pokroju Kapitana Jacka Sparrowa aniżeli stereotypowemu szlachcicowi - pokusiła się o drugi wywód i podsumowała go czynami, szkiełko do ust i wino do pyszczka, połowę zawartości siup!
- Gdyby było inaczej, utraciłbyś przywilej do jego skosztowania - odparła na wcześniej zadane pytanie, a w tle właśnie zaczęła lecieć ta nuta. - Wymowa może i dziwna, za to pozwalająca odróżnić ten wykonywany w konkretny sposób od innych... a przecież samo powiedzenie, lubię sernik, brzmi tak samo karygodnie jak lubię ramen albo pizzę. Styli i wariacji poszczególnych smaków jest masa - wyjaśniła dlaczego "syrnik" a nie "sernik". Niby wytłumaczenie proste, wręcz głupiutkie, za to jeśli skuteczne...
Zaraz po tym usadziła swój tyłek na blacie kuchennym, dopiła zawartość naczynka i dziabnęła kolejny kęs jedzonka.
- Zbyt wielu długowiecznych nie zdaje sobie sprawy, jak wiele traci przez odrzucanie tak pozornie prostych przyjemności, nie sądzisz? - spytała, spoglądając przez chwilę na amku niczym na dzieło sztuki lub obiekt na którym zaraz będą przeprowadzane eksperymenty.

@Alexandre Van der Eretein
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Alexandre Van der Eretein

Alexandre Van der Eretein
Liczba postów : 137
Oj podobieństwo do pewnej radnej, w szczególności względem charakteru było bezdyskusyjne i niezaprzeczalne. Sam pewnie znając nieco lepiej Radną Marr, zacząłby się nad tym zastanawiać, niestety jeszcze nie miał ku temu sposobności. Co innego Radna Elisabeth, jednak o niej na razie nie było powodu rozmawiać. Czy nazwałby ten status, pojebanym? Naah raczej, pozytywnie zakręconym.
- Oj Joy, albo klasyczne kinder. Wybacz, pod tym względem, jestem chyba tradycjonalistą. - Odpowiedział z uśmiechem, przyglądając się oczom kobiety, w których pojawiły się grzeszne iskierki. - No bo i po co się powstrzymywać. Dlaczego mielibyśmy odmawiać sobie przyjemności? - dodał. Cóż czekolada owszem, ale z całym szacunkiem z daleka ode mnie z gorzką. Z przykrością muszę stwierdzić, że obraz stawiany przed oczkami, napełnia ochotą na grzeszek, a ten ma jedną podstawową wadę, uskutecznia konsumpcję, do ostatniego kawałka. Grzechem w tym momencie jest odmawiać, jest to zbrodnia względem ciała i duszy.
W kwestii zaś pytania nie wywyższałby jednego ponad drugie, jedno i drugie odwołuje się do ośrodka odpowiedzialnego za przyjemność, wzbudza wyrzut endorfin, jednak są to zupełnie odmienne przyjemności. Tak odmienne, że grzechem było by odmawiać sobie i jednego i drugiego, z resztą czemu nie połączyć przyjemnego z przyjemnym. Najpierw jeść do syta, następnie spalić nadmierne kalorie, w równie przyjemny sposób.

- Honolulu? Za dużo słoneczka jak dla mnie, to byłyby nieco palące wakacje. - powiedział ironicznie, uśmiechając się złośliwie. - Lubię się opalać, ale bez przesady, o bladość trzeba dbać. Dlatego co noc jak Wujaszek Fester, wystawiam się do księżyca. - To prawda ich praca miała w sobie połączenie błogiego spokoju, z ciągłym dopływem adrenaliny. Ciągła niepewność, związana z tym czy przypadkiem zaraz nie zostaną wezwani na jakąś niecierpiącą zwłoki akcję. Wspomniany Hannibal umknął mu przed nosem, gdyż, był akurat poza Paryżem na polecenie Beatrice. No cóż, zawsze najciekawsze rzeczy działy się wtedy kiedy nie ma nas w pobliżu. Co się działo z Hannibalem? Zgodnie z informacjami od Beatrice i Rady, Hannibal został stracony pod koniec Lutego, albo początku Marca, w zasadzie kiedy nie miało to większego znaczenia.
- Oczywiście, ja jednak użyłbym nieco innego argumentu, gdzieś na świecie o tej porze jest już po 12, a nic nie stoi na przeszkodzie utożsamiać się bardziej z tamtą strefą czasową prawda? - uśmiechnął się, również wychylając nieco zawartości kieliszeczka. Na odpowiedź kobiety uśmiechnął się jedynie, wznosząc delikatnie kieliszeczek. - W stwierzeniu Lubie Pizze czy Ramen istnieje małe niedopowiedzenie, trzymając się pizzy, jedni lubią margeritte, inny połasi się na 4 sery czy farmerską, a kto inny - odkręcił głowę w bok, robiąc teatralne hatfu - Hawajską. Wszystkie to niby pizza, jednak smaki i gusta zupełnie odmienne. Choć tego ostatniego pizza bym nie nazwał a profanacją. - dodał, opierając się o blat tuż obok kobiety.

- To prawda i nie wiem, co jest tego powodem. Wychowanie, charakter, czy może wpojony styl życia. Odrzucanie doczesnych przyjemności, na poczet zachowania "twarzy". Konserwatywne podejście, któremu momentami kultywuje, jest też powodem nudy. Pozornie dostojni, pozornie eleganccy i kulturalni, a w środku nuda, szlam i bagno. - odpowiedział, przez chwilę patrząc w tylko sobie znany punkt.


Milestone 100
Napisałeś 100 postów!

Valerie von Rosenthaler

Valerie von Rosenthaler
Liczba postów : 270
Z przykrością i skrzyżowanymi za plecami paluszkami musi stwierdzić jedno, gorszym od popełnienia grzechu jest żal, że ten wcale nie został przez nas dokonany. W katolicyzmie, przynajmniej tym obecnym, można było popełnić każde możliwe świństwo i nadal pójść do Nieba,o ile okazana skrucha była szczera. Na łożu śmierci trudno o podjęcie czynów rekompensacyjnych, więc nawet lepiej. Raj za życia, raj po śmierci. Jeśli urodzić się wcześniej, tak z kilkaset lat temu, to wystarczyłaby sama przynależność do tej sekty aby mieć zagwarantowane wszystko co najlepsze po drugiej stronie. Lepszej zachęty do kumulacji złych uczynków i odbębniania religijnych formułek chyba już nikt nie zapewnił. To ci dopiero interes! Samą odpowiedzią na zadane "pytanie" niech będzie jej uśmieszek, typowo łobuzerski. Hulaj dusza, Piekła nie ma, a jedyny raj jaki cię czeka to ten ewentualnie wypracowany na Ziemi.
- Akurat Wujaszek Fester opalał się w blasku księżyca z innych powodów, głównie natury socjalnej i kryminalnej. Jakich konkretnie, tego nie powiedziano wprost, przynajmniej nie w "Wednesday". Niech już dadzą sezon drugi i mini serię z szalonym krewniakiem... - odpowiedziała, po czym westchnęła ciężko i z bólem egzystencji spojrzała w podłogę. Lubiła ten serial, pomimo kilki niedociągnięć, brakiem podkładki pod niektóre zagrywki głównej bohaterki oraz strasznie przyspieszoną końcówką, którą mogliby rozbić na 2-3 odcinki. Nadal 9/10. - I szanuj ciepłe i słoneczne wysepki, tam przynajmniej zachodzi słoneczko. Gorzej jeśli mielibyśmy zlecenie w Norwegii podczas "dnia polarnego". To nie jest przyjemne... - wzdrygnęła się na samą myśl o tym i od razu miała obrazy z przeszłości, jak czmychała ze Stalingradu. Dniem i nocą, owinięta w mundur i inne szmaty. Jako żołnierka niemiecka. W tym samym czasie kiedy Paulus i jego niedobitki dogorywały... Pechowa seria z sowieckiego karabinu, wybuchający obok granat, wystarczyło stracić nieco ubrań i śmierć przez usmażenie.
Ah, czyli zabito mendę? Idealnie! Nie będzie rozrabiać, chociaż z perspektywy historycznej był jak ten gryzący po nocy komar, został pacnięty i jak widać nikt już o nim niespecjalnie pamięta... a przynajmniej konsekwencje jego zabaw jeszcze ich nie dogoniły, w dobie internetu może być różnie i treści z jego ciemnej strony już nie usuniesz.
- It's high noon - odparła, naśladując McCree z Overwatcha i nie, nikt jej nie wmówi że to jakaś trans-Cassidy czy inne dziadostwo. - A gdzieś indziej papieska. Nie myślałeś o roli asystenta prezesa, tudzież prezeski? Pasowałbyś dzięki zdolności uzasadniania niewygodnych, stale popełnianych czynów - puściła mu oczko i uniosła wyżej kieliszeczek. Takich ludzi w biznesie i polityce trzeba, tych którzy powiedzą szarym obywatelom wprost, tak okradamy was ale to dla dobra ogółu! Większość to łyknie, a ci myślący zazwyczaj na marudzeniu kończą. Wyjątek stanowią Francuzi ale oni są zdolni protestować z powodu braku powodu do rozruchów...
Pokiwała głową z czymś na wzór politowania i dezaprobaty, gdy tylko z ust Alexandre padły słowa o hawajskiej będącej pełnoprawną pizzą. Przecież to znajdowało się jedynie oczko wyżej od sushi-pizzy, gwałcie na sztuce kulinarnej Italii i Japonii. Ugryzła się jednak w język i podeszła do sprawy dyplomatycznie.
- Nie ma to jak stara kombinacja słodkie-słone lub słodkie i pikantne - pominęła łagodne i pikantne, bo to zazwyczaj domena sosu mieszanego, czosnkowego i ostrego, z dworcowej budki kebabowej. - A nie daj boże na smaki nałożysz dodatkowy filtr stylów: siciliana, romana, gourmet, foccacia, chicago... - wymieniła kilka i na tym poprzestała. O ramenie już nie wspominała, schemat byłby identyczny oraz wielu i tak się nie przekona, że vifon z torebki nie do końca zasługiwał na takie miano... Nuddle, ramen, zupa no!
- Może z czapy wzięty pogląd, że im starszy tym musi być bardziej bez emocjonalny, bo co inni powiedzą? I chodzą takie skamieliny po świecie, zgrywając twardzieli i dusząc się w środku. Druga ewentualność, wmawiają sobie gust tradycjonalistyczny, zamiast zaadoptować stare wzorce pod nowe realia - kiedyś uczty, dzisiaj przyjęcia. Dawniej udawali się na polowanie z dworem i sokołami, dzisiaj... zawsze można lecieć "na Safari" albo zwyczajnie zmienić cel który ma zostać schwytany np. z ptaka na drona. Co tam jeszcze, muzyka klasyczna? Złe wieści, to grono powiększa się cyklicznie co kilka do kilkudziesięciu lat i ten trend wyznaczają ludzie. Jakoś fanów muzyki z nowożytności i wcześniejszych epok nie spotkała, a ci najbardziej wyuzdani i tak za to uznawali Chopina, Beethovena, Mozarta i innych im podobnych kompozytorów.
Drobny, taki naprawdę tyci tyci detal, wypowiadając ostatnie zdania uruchomiła tak bardzo kochaną przez wszystkim umkę rodową. Nie od razu z grubej rury lecz delikatnie: pół procenta, procent, półtorej, dwa... i tak do siedmiu, co by mieć jeszcze zapas ale nie przekraczać metra oddziaływania.
- Taką gonitwę za króliczkiem można dostosować pod obecne realia, nawet w Paryżu, w końcu wokół niego ostały się lasy i łąki. Samych odpowiedników sprzętu myśliwskiego jest, nie wykraczając poza naszą domenę, dostatek - powiedziała i spojrzała na Wampira, pozwalając by poszczególne komponenty dopowiedział sam. Motocykl zamiast konia, nadajnik GPS lub dron jako sokół, a i odpowiedników broni do łapania na żywca dostatek. Istne (prawie) bezkrwawe łowy!
Dosłownie chwilę po wypowiedzeniu ostatnich słów, siódemka przeszła w dziesiątkę.

@Alexandre Van der Eretein
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Alexandre Van der Eretein

Alexandre Van der Eretein
Liczba postów : 137
W myśl zasady "Wolę żałować, tego co zrobiłem niż zadawać sobie pytanie, a co by było gdyby...". W sumie, patrząc pod pewnymi względami, jest to zdrowe podejście, pod warunkiem że nasze czyny, nie wyrządzają krzywdy innym. Za bardzo. Bo jest to też na swój sposób nieuniknione. Co do możliwości w katolicyzmie, tutaj mógłbym się spierać. Jak w każdym kulcie są "zaklęcia niewybaczalne", i żaden żal, tutaj by nie pomógł. Dobrze też, jeśli na tę przysłowiową skruchę człowiek ma czas, a niestety nie zawsze mamy taką sposobność. No dobra ludzie nie my.
Z resztą umówmy się w czasach średniowiecza czy Renesansu, Kościół był wylęgarnią grzechu. Rozpusta była jednym z podstawowych przewin ówczesnych Papieży. Spójrzmy, choć by troszkę na Rodzinę Borgia, której historia, to rozpusta, przekupstwo, kazirodztwo i wiele, wiele innych występków. Spójrzmy na wyprawy krzyżowe, wojny w "imie dobrego Boga", wystarczy odrobina pomyślunku, a w imię dobrego boga wolno było dokonać największych z możliwych przewin. Więc czy chciało by się należeć do tamtego kultu te kilka set lat wcześniej? Za możliwość rozpustnego życia bez konsekwencji, pijaństwa do upadłego i wielu libacji w "imie dobrego boga", dałbym się za to namówić. Nie zapominajmy o jeszcze jednym największym grzechu kościoła, złoto.
Widząc jej uśmiech, nie dopytywał dalej, nie było takiej potrzeby, przekaz był jasny. - O przepraszam w Wednesday wiadomo było, czemu się ukrywał, obejrzyj jeszcze raz moja droga. Są jasne wskazówki, dlaczego był ścigany. - zaśmiał się kręcąc palcem, lekko uniesionym ku górze. - Nie ładnie, nie ładnie, ktoś oglądał nieuważnie. Ale masz racje przydał by się kolejny sezon, i ciut więcej o samym Wujaszku. Chociaż brakuje mi tam jeszcze jednej postaci, Mamuśki Adams. - dodał z wyczuwalną nutą zawodu w głosie. To prawda Serial był, całkiem niezły, chociaż jako Antyk, zna też wcześniejsze filmy w uniwersum, szczególnie ten z lat 70. I z całym szacunkiem, ale Gomez był przystojniak, elegancik, a nie ohydny meksykaniec. Będę się upierał przy swoim Gomeza bym wymienił. - Odmówiłbym wykonania polecenia. - powiedział z uśmiechem, lecz pewną stanowczością w głosie. - Lojalność, lojalnością, ale na wyrok śmierci, niekoniecznie bym się zgodził. - zaśmiał się - Są przyjemniejsze sposoby na śmieć niż poparzenia. - spojrzał kątem oka na kobietę - Trochę tu zazdroszczę ludziom. Zawał podczas miłosnych uniesień to byłoby coś. Śmierć z ekstazą wypisaną na twarzy, tak. Chociaż współczuje kobiecie, która by była tego powodem. - parsknął śmiechem. Losów kobiety, z czasów wojny niestety nie znał, choć znając życie, chętnie by o tym porozmawiał co nieco. Wojna to czas, którym interesował się dość mocno. Jako świadek wielu wydarzeń nie raz śmiał się, czytając książki historyczne. Rozbieżności przekazu Historyków, a świadków wydarzeń bywały zabawne, a czasem wręcz tragiczne w skutkach.

A i owszem zabito. Co z resztą wcale go nie dziwiło. Atak na Radną, to raz, narażenie społeczności, to dwa, czego chcieć więcej. Rada zaś podjęła najlepsze z możliwych kroków, pokazując wszem i wobec, że nie ma wyjątków, gdy łamie się kodeks, nawet gdy chodzi o "dziecko" samych Radnych.
- Cóż, obracając się ciągle wśród dyplomatów, dzięki mojemu kochanemu ojczulkowi, ciężko nie zacząć, rozmawiać tak jak oni. Polityka to brudna gra, pełna kłamstw, niedomówień i pozorów. Czy dobrze czułbym się jako dyplomata? Być może, jednak na szczęście nie mam sposobności, by się o tym przekonać. - odpowiedział, z delikatnym uśmiechem, sugerującym, że wcale nie czuje się tak w politycznych kuluarach. Biznes jak polityka, jest bezwzględny. W obu dziedzinach na powierzchni utrzymują się jedynie najwytrwalsi. Najbardziej obłudni i bezwzględni. Choć przyznać musiał, że tak po prostu musiało być. Bo kogo wolisz na pokładzie statku, którym płyniesz i który właśnie tonie: czułego, opiekuńczego kapitana, który siedzi razem z wami, dodaje wam otuchy, gdy razem toniecie, bo jest jednym z was, jest dobrym człowiekiem, nie zostawia przerażonych pasażerów samym sobie – czy takiego, który powie: utoniemy, chyba że ciebie rzucimy rekinom i wtedy szalupa stanie się lżejsza, nie pójdzie tak łatwo na dno.

- Umówmy się, hawajska to profanacja, może i wpasowuje się twoje szablony, słodkie słone, ale znam lepsze przykłady, gdzie te smaki się łączą. Dla przykładu taki słony karmel, słodycz karmelu wręcz idealnie komponuje się wraz z solą, duża butelka Pepsi (tak jest team Pepsi) z dużą paczką Laysów. Nie ma chyba lepszego połączenia. - dodał z uśmiechem widząc jak spojrzała na niego gdy wspominało o Hawajskiej. I tak porównywanie Ramenu do Nuddli, czy vifona to zbrodnia na sztuce. Dobre Ramen broni się samo, czy tego chcemy czy nie. Bogactwo smaków, makaronu, kilku rodzajów warzyw, bulion, mięsko, ogólnie mlem.

- I to mi się, prawdę mówiąc, nie podoba u naszych pobratymców. Wywyższamy się ponad stan, zamiast czerpać z życia garściami. Oczywiście sam jestem wychowankiem tak zwanych salonów, tańczyłem w największych operach tego świata. Dzięki mojemu ludzkiemu ojcu poznałem arystokrację, sam będąc jedynie bogatym mieszczanem. Dzięki Lorenzo i jego darowi długiego życia, miałem okazje, zjeździć świat wzdłuż i wszerz, poznając inne kultury, szeroko pojętą sztukę, od tańca, muzyce począwszy, na obrazach i rzeźbie skończywszy. - powiedział, spoglądając nieco przyjemniej na kobietę. Słowa kobiety trafiały na podatny grunt. - Jednak mimo to nie stałem się, zgorzkniałym, zadufanym w sobie arystokratycznym wybrykiem natury. Owszem, czuć ode mnie nie raz powiew elegancji, elokwencji, typowej dla arystokracji, bo jednak w tych sferach zostałem ukształtowany, jednak nie ma nic przyjemniejszego niż karabin, luźne ubranie i ofiara na drugim końcu lufy. Celując czerwonym krzyżykiem na cel, wstrzymać oddech, unieść nieco broń, aby wziąć poprawkę na wiatr i odległość. - słowa Alexandre, wybrzmiały z pewną dozą pasji, jak by faktycznie było to coś, co sprawiało mu przyjemność. Spojrzał na kobietę, uśmiechnął się delikatnie - Jednak masz rację. Gonienie króliczka, sprawia większą przyjemność, niż złapanie króliczka. Czymkolwiek i kimkolwiek by on nie był. - znów poczuł, przemożną chęć kontynuowania coraz ciekawszej rozmowy, przyjemny dreszcz towarzyszący całej sytuacji, nie wzbudził jego czujności - No, chyba że biegniemy za białym króliczkiem - dodał nieświadom, wpływu delikatnie uruchamianej przez kobietę aparycji, której wpływ delikatnie narastał, wraz ze zwiększaniem mocy.
Milestone 100
Napisałeś 100 postów!

Valerie von Rosenthaler

Valerie von Rosenthaler
Liczba postów : 270
Wylęgarnia grzechu jest tam, gdzie więcej pieniędzy przepalanych jest przez jedną osobę w dzień, niż zarabia przeciętna zachodnioeuropejska rodzina. Kościół to jedno z wielu takich środowisk, które powinno przecież świecić przykładem. Fakt, ostatnimi czasy nieco się poprawili, ten urząd nie jest już w ręku kilku rodzin tylko bardziej elekcyjny, jednak nadal ilość brudu który za nimi się ciągnie… To już lepiej skierować oczka na ostatni szczyt w Davos. Ile to nierządnic zarobiło grube tysiące za kilka nocy pełnych rozkoszy i trzymanie gęby na kłódkę odnośnie samego klienta… Albo na co wiele fundacji przewala hajs, jeśli nie na nieruchomości, dragi i panienki?
- Mam zboczenie po czytaniu Pieśni Lodu i Ognia, przez co doszukuję się różnych teorii. Dajmy na to Roose Bolton, jak nic albo wampir albo istota nadprzyrodzona zdolna kraść ciała! Tak samo z Wujkiem Festerem, za co oficjalnie go ścigają i co sam sugeruje to jedno, ale… - odparła i uśmiechnęła się przebiegle. Niech reszta pozostanie niedopowiedzeniem, zarówno w wersji serialowej jak i starszych produkcji. Lata 70. to nie jej klimat, jednak ta z końcówki lat 90… mmm, smaczne niczym kinderki. - Szkoda, bo nie wszystkie komendy muszące zostać wykonanymi na słoneczku są dla nas nieosiągalne - rzekła z błyskiem w oczku, postrzegając je jako wyzwanie. Dopaść w takich warunkach cel, zwłaszcza będący wampirem, to dopiero pojedynek na przebiegłość i tzw. skill. Dobre przygotowanie zwłaszcza przed potencjalnym zamachem na własny żywot, kiedy to może zajść potrzeba, ekhem, wycofania się na z góry upatrzoną pozycję w blasku słońca. I nagle dobór garderoby urasta do miana sztuki wojennej… Na same słowa o zawale w czasie seksu jedynie parsknęła śmiechem. Przynajmniej jedna ze stron zejdzie szczęśliwie.
- Oj, nie zrzucaj wszystkiego na ojczulka. Po swoim powinnam odziedziczyć kunszt użytkowania języka, a jednak moje dłonie wprawniej zajmują się cięższymi kalibrami… - powiedziała i w międzyczasie odłożyła talerzyk, sztućce i kieliszek do zmywarki. Ostałym na patelni syrniczkiem nie przejmowała się wcale, dostrzegając w międzyczasie wzrok przechodzącego korytarzem familianta. Coś jej mówiło, że żeliwa zmywać nie będzie musiała, to przywilej tego ciamkającego z niego na samym końcu. - Gra brudna, z wbijaniem nożów w plecy i łgarstwem… za to przynosząca korzyści jej graczom oraz tym dostarczającym im środki do rozegrania kolejnej partii - zachichotała. Jako szefowa kompanii najemników i o takie podłe towarzystwa mimowolnie zahaczała, z prawnikami których miała w garści co by umowa się zgadzała.
O zgodzie z hawajską jako profanacją świadczył jej wyraz twarzy, takie podłości u niej nie przechodziły. To ten sam poziom co rodzynki, a tutaj ich prawo już zdążyła zacytować.
- I wielu zapomina, że swój żywot zaczynało jako ludzie, nierzadko przeciętne szaraczki albo i niżej. Może to jakiś mechanizm wyparcia, traktowanie bardziej niż zwykle z góry tych, którzy cały czas przypominali o własnym pochodzeniu? Nawet jeśli odłożyć to na bok, tak mało przyjemnie czyta się o tym, jaki pogrom nam urządzono przed paroma setkami lat. Tym bardziej wywołuje nieprzyjemne mrowienie świadomość, mniej więcej jaki procent ludzkości był w to zaangażowany oraz spojrzenie na stosowany przez nich powszechnie oręż… - odpowiedziała i po jej karczku przeszły mało przyjemne dreszcze. Gdyby podobny procent śmiertelników złapał za gnaty i wyszedł im naprzeciw dzisiaj… jakoś Valerie nie widziała szansy na zwycięstwo rasy własnej i wilczej. - Oraz ilu tak naprawdę robi na nasze zachcianki - pracownicy uświadomieni bądź nie, familianci, całe te skomplikowane sieci powiązań… pieski i komarki nie działały w próżni, tylko korzystali na obecnych układach.
- Powiedziałabym, że wdałam się w matkę. W jednej szafy ubranie dla ludzi z elity, w pomieszczeniu obok wojskowy szpej. Jedne kontrakty wypełniają się same, parę podpisów i resztę załatwiają podkomendni, którzy nigdy przeciwnika szkolonych i zaopatrywanych przed siebie na oczy nie zobaczą. Inne wymagają opracowania dobrego planu, ten wykonany nazajutrz jest lepszy niż idealny za dwa tygodnie, oraz naciskania spustu osobiście… raz za razem, dopóki nie zabraknie amunicji. Wtedy następuje przeładowanie i zaczynamy od nowa, z przerwą na artylerię i lotnictwo - mocno skróciła swoje życie zawodowe, a przynajmniej tę bardziej ekscytującą jego część. Wbrew pozorom nieczęsto jej zawód równał się rzezi. Te do ostatniego człowieka są nieopłacalne i nie grzęzła w to, często ideologiczne, bagno.
Łowiectwo zaspokajało jedno z ludzkich pragnień, poczucie dominacji. Moment w którym zwierzyna znajdowała się na otwartym polu, nieświadoma polującego na niego myśliwego, spokojnie skubiąca trawkę… i mającą skierowaną na jej gardziel broń, gotową do wystrzału, z uwzględnieniem poprawki na wiatr i inne czynniki zewnętrzne. Podobnie działało w odniesieniu do ludzi, wilkołaków i… własnych pobratymców. Im większa zbrodnia tym mocniejsze oddziaływanie statusu pana/pani życia i śmierci na własne ego.
- Powiadają, że upolowanie zwierza o białym futrze przez możnego lub monarchę stanowiło symbol legitymizacji jego władzy, dowód namaszczenia go przez bogów - kolejne słowa padały z jej ust, a ona sama w międzyczasie zeskoczyła z blatu i stanęła przed Alexandre, bardzo blisko i z naruszeniem przestrzeni osobistej. Same rączki oparła o rzeczony fragment mebla, niejako zamykając go w środeczku. - I niejeden stawał na głowie, inwestując krocie w pokaz kończący się dopadnięciem bestyjki, lwa, bizona, jelenia… a nawet zajączka, byle towarzyszący mu dwór i dostojnicy byli świadkiem, jak nabija ofiarę na włócznię - dodała, a jej rodowa umiejętność nadal była utrzymana. Z kolei na usta białowłosej wpełzł szelmowski uśmiech.
- Tak się składa, że paryskie lasy nie są pozbawione takich króliczków i mogłabym pokazać ci miejsce, gdzie można na jednego zapolować… - wyszeptała prosto do jego ucha, pozwalając by jej oddech delikatnie je smagał.

@Alexandre Van der Eretein
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Alexandre Van der Eretein

Alexandre Van der Eretein
Liczba postów : 137
Pieniądze to władza, władza to cel tych maluczkich. Władza to pokusą, która jest motorem grzechu. Kościół od wieków opływa w złocie, kościół od wieków ma władzę nad masami, kościół od wieków kształtuje rzeczywistość. Nic więc dziwnego, że ulega pokusie, jaka by ona nie była, skoro od wieków ulega pokusie władzy nad światem. Nic więc dziwnego, gdy od wieków pławi się w egoistycznym mniemaniu bycia tą jedyną prawdziwą, co również jest grzechem wywyższania się. Ktoś, kto raz wdepnął w przysłowiowe gówno, trąca na odległość. Nic tu po cierpliwości, jedyną metodą jest wymycie się, wypranie, a kościół nie jest, i zapewne nigdy nie będzie gotowy wziąć porządnej kąpieli reform.
Na szczęscie, z kościołem nigdy nie było mu po drodze, więc nie był to ani jego problem, ani okręg jego zainteresowań. Jedyne co mogło go interesować, to fakt czy nie powstaje jakaś nowa inkwizycja, wtedy stałby się on jego problemem.
- Przyznaje, nie czytałem. Na swoje usprawiedliwienie mam brak czasu. - słowa dziwne w ustach nieśmiertelnego, ale cóż. - Próbowałem za to przebrnąć przez serial, który niestety notorycznie mnie usypia. - dodał z delikatnym uśmiechem. - Fester był specyficzny, to fakt. Za to go uwielbiam. - zaśmiał się delikatnie. Chciał dopytać, ale co, jednak nie dano mu tej sposobności. Z drugiej czy było to aż tak istotne? Faktem zaś jest to, ze najlepszą ekranizacją była ta z lat 90tych. Do dziś z resztą ma w głowie jak Gomez zaprosił Festera do Mamushki. Ach stare poczciwe filmy i seriale, nie to, co dziś.
- Źle mnie zrozumiałaś kochanie. Zadanie, gdzie mam możliwość ujścia z życiem, to nie wyrok śmierci. - przypomniał sobie, jak dostał do zlikwidowania pewnego Samotnego Wilka. Przez kilka dni poznawał jego nawyki, tak aby mieć pewne miejsce do likwidacji. Alexandre był strzelcem wyborowym, nie close combat warior tak? Usadowił się, na jednym ze wzgórz obserwując mieszkanie Wilka. Co ciekawe ten zawsze wracał do tego mieszkania, tylko wtedy, gdy był najedzony. Spędzał wtedy w nim dwa dni. Dlaczego tak robił? tego nigdy nie udało mu się dowiedzieć. Czekał na swój cel 3 dni. Pierwszy przypadał na dzień polowania, dwa kolejne na czekanie i obserwacje. W końcu wyszedł, a wyuczone reakcje zadziałały instynktownie. Odpoczywał dwa dni w pobliżu. Każdy potrzebował chwilę wytchnienia po ciężkim dniu. dwóch, ewentualnie siedmiu

- Plotki głoszą, że językiem posługuje się równie sprawnie co rękoma - zakaszlał po tych słowach, nieudolnie kamuflując śmiech. Chwilę po tem również odłożył naczynia do zmywarki. Syrnik, rzeczywiście był przepyszny i mimo że jeszcze było co schrupać, nie połasił się o kolejny kawałek. - Dyplomaci, prawnicy, handlarze, wszyscy łgarze, doskonali kłamcy. A wszystko to jedynie po to by uszczknąć coś dla siebie. - dodał z uśmiechem
- Ciekawe, i mówi to osoba, która jeśli mnie pamięć nie myli, sama jest urodzoną, nie, zrodzoną dla nocy. - dodał, zerkając na kobietę. - Być może masz rację, że w ten sposób rekompensują sobie bycie przeciętnym, jednym z wielu. - na wspomnienie o inkwizycji zmarkotniał na krótką chwilę. Znał historie, Lorenzo zadbał o to, by znał dobrze historię. - Też uważasz, że gdyby inkwizycja odrodziła się dziś, nie mieli byśmy takiej możliwości przeżycia? - Powiedział, nieco krzywiąc się na samo brzmienie jego słów. - Wiele zależy od traktowania ludzi. Jak będziemy traktować ich jak bydło na posyłki i karmę to w końcu i oni odejdą. Jeśli okażemy należny im szacunek, choć by za to, że przerwali do dziś dzień i to jeszcze bardziej liczni niż wtedy.
- Coś mi mówi, że twoja matka była ciekawą Osóbką. - skwitował. Nie było sensu mówić nic więcej, nić mniej. Uśmiechnął się, gdy usłyszał słowa dotyczące broni. - Ja tam chyba wolę jeden celny strzał z dwóch kilometrów. Gdybym zechciał pruć do końca magazynka, zostałbym cekaemistą nie strzelcem wyborowym. - znów zaśmiał się, zerkając na kobietę.

Przyglądał się jej gdy tak się do niego zbliżała. Delikatnie przegryzł wargę gdy stanęła naprzeciw niego. - W wielu kulturach chłopiec stawał się mężczyzną gdy przetrwał swoje pierwsze polowanie. - uśmiechnął się, spoglądając kobiecie w oczy. Podobał mu się ten widok, jednak coś nie dawało mu spokoju. Podczas kolejnych jej słów, dotarło do niego, co się dzieje. Chwycił kobietę za dłoń, i wprawnym, wyćwiczonym ruchem obrócił ją tyłem do siebie. Jedną rękę połozył na jej biodrze, przyciskając ją nieco do siebie, drugą zaś zatrzymał na jej szyi, delikatnie zaciskając palce.
 - A co jeśli role się odwracają, co jeśli ofiara, staje się łowcą, a łowca ofiarą? - wymruczał, lekko zachrypniętym głosem wprost do ucha kobiety. - Wyłącz to. Nie potrzebuje zachęcacza, w twoim wypadku. - dodał, wiedząc doskonale, jak to brzmi. Na krótką chwilę przed zdał sobie sprawę, że jest pod wpływem ich własnej umiejętności. Wychowywał się wśród Ereteinów, wiedział, jak ona działa. Inną kwestią jest to, że miał szczęście być synem Lorenzo, który posługiwał się zdolnością z niebywałą wręcz wprawą. A skoro dostrzegł to, czas było się z niego uwolnić. - To pokaż mi jedno z tych miejsc - mruknął znów wprost do ucha kobiety, jednak tym razem samemu włączając aparycje. I mimo, że włączał ją delikatnie tak jak chwilę temu Val, jego aparycja nie zatrzymała się na 10 procent, a przynajmniej na 20, dając sobie zapas na ewentualną kontrę.




Milestone 100
Napisałeś 100 postów!

Valerie von Rosenthaler

Valerie von Rosenthaler
Liczba postów : 270
Dialog ma to do siebie, że przynajmniej w wykonaniu tej panny lubił rozciągać się w czasie. Dlatego wybaczcie jej, że nie na wszystko odpowie i z góry uznajcie, o przystojny protektorze i stalkerzy (tak, ojcze, do ciebie mówię), że tam gdzie nie zareaguje w poniższych akapitach, padało coś w stylu uśmiechu, skinięcia głową lub potaknięcia nie rozwijającego już dalej tematu. W skrócie, przeskok do wątku handlarzy, dla odrobiny samokrytyki.
- Wszyscy jesteśmy egoistami, kwestia skali - dodała i zachichotała lekko. W wielu wymiarach i znacznej liczbie spraw. Taki to niestety ich los w miejscu, gdzie zasoby są ograniczone i aby zyskał jeden, stracić musi drugi (wielu?). Szukając synonimu, byłaby to „zaradność” dla tych chcących się podlizać i „podłość” od strony zrobionej w jajo. - Urodzeni, niezależnie od statusu rodziców, albo przemienieni… krwawimy i giniemy tak samo - podsumowała krótko, pozwalając wyobraźni i życiowemu doświadczeniu dopowiedzieć resztę. Taka Radna Elisabeth, gdyby została dziabnięta nożem w tym samym stopniu ale bez widowni, byłaby potencjalnie trupem, a niby stała na szczycie łańcucha pokarmowego…
- Czynników składających się na tę walkę byłoby wiele, jednak w tej rozgrywce mielibyśmy słabsze karty - tylko tyle mogła powiedzieć o potencjalnym konflikcie dwóch ras (o ile nie doszłoby jeszcze do wojny domowej) długowiecznych i ludzkości. Ci drudzy byli różnorakim zlepkiem grup i tylko wprawna realizacja zasady „dziel i rządź” dałaby im szansę na, może nie zwycięstwo, ale zachowanie statusu quo. - Rynek pracy to weryfikuje - skwitowała z manieryzmem godnym tego odklejeńca, Jonasza Koran Mekkę… Korwinedesa z Mykken… speca od niewidzialnej ręki wolnego rynku.
Spoglądając na mowę ciała Azjaty i jego przygryzienie wargi wiedziała już jedno, ten z największą przyjemnością podda się wspomnianej próbie, upoluje bestyjkę lub ugnie się pod ciężarem wyzwania. Valerie nie spodziewała się, że jej niewinna gra aparycją pozostanie wiecznie niezauważona, wliczała to w koszta gry wstępnej. Odwrócona sama z siebie przylgnęła bliżej ciała Alexandre, lądując pośladkami akurat pomiędzy jego (wkrótce mającym zostać postawionym w stan gotowości) narzędziem łowów. Głowę odchyliła bardziej do tyłu i oparła o ramię. Prawą dłonią chwyciła tę jego, która sięgnęła gardzieli, jednak wcale nie próbowała jej od tego miejsca odwieść.
- Jeśli łowca pozostawał niezagrożony to znaczyło, że dobrał niewłaściwą zwierzynę do upolowania i ani nie zyska splendoru ani nie będzie usatysfakcjonowany po przedstawieniu… - odpowiedziała, a każde kolejne słowo równało się wibracjom, które mężczyzna musiał doskonale odczuwać na dłoni. Samej umiejętności nie wyłączyła i jedynie dostosowywała ją do poziomu który narzucała druga strona. Widzisz? Ona również znała te sztuczki doskonale. I skoro drugą rączkę miała wolną, pozwoliła by ta znalazła się na jego pośladku i go lekko ścisnęła. Nie tylko faceci lubili naruszać nietykalność tyłków.
Trwało to krótko, bo musiała przekazać informację o miejscu łowów. Zaraz wysłała mu sms’a, trudno aby wampiry z tego samego rodu nie miały do siebie kontaktu, z konkretnym adresem. Dopiero po tym wyrwała się z jego uścisku i znowu stanęła przed wampirem przodem.
- Bądź tam za 45 minut - wyszeptała do jego drugiego ucha i mógłby on przysiąc, że te zostało delikatnie muśnięte końcówką jej języczka. O tej porze droga tam powinna zająć kwadrans, więc pozostałe pół godziny (w praktyce mniej, parking i dojście) miał na m.in. prysznic, przebranie się i… tutaj pozostawmy to jego wyobraźni, co myśliwy to inny zestaw narzędzi łowieckich.
Powoli oddalając się od Alexandre, niby przypadkowo, musnęła opuszkami palców okolicę jego krocza. Przed wyjściem, zaraz przy progu, posłała mu jeszcze jedno spojrzenie oraz subtelnie przygryzła dolną wargę.
Tylko nie karz mi na siebie długo czekać. Pomyślała, a trzy minuty później była już przy motorze, w drodze do swojego apartamentu...Dom


End ale z ciągiem dalszym~
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Sponsored content


Powrót do góry

- Similar topics

 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach