16 III 2023 - Men kim ekenimdi bilemin - Kazachstan

2 posters

Go down

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Posiadłość kazachskiego rodu była dosyć okazała. A raczej – przypominała po prostu zamczysko. Z zewnątrz wyglądało na zimne, szare i ponure, wykonane z kamienia i mogące skutecznie odstraszać. Wewnątrz? Bardzo ciepłe i przytulne, dające schronienie każdemu, kto tylko o nie poprosił… i jednocześnie nie wkurzył przy tym głowy rodu, pana Yashvarana Bandyopadhayaya, zwanego przez wszystkich per Yasha albo pan Yashvaran. Zaiste niewiele osób miało odwagę chociażby próbować wypowiedzieć jego nazwisko. Drzwi do zamczyska otworzyła Yunie sama pani tego domu, niejaka Olena i żona wspomnianego Yashy. Na widok Azjatki zamrugała oczami, a potem odezwała się, bardzo eleganckim francuskim, choć z dobrze słyszalnym wschodnim akcentem. Określenie rasy utrudniały jednak lekko skośne oczy, jednak z przewagą słowiańskich rysów widocznych na twarzy.
- Witamy w Atyrau. – przywitała się uprzejmie. – Jestem Olena, żona głowy rodu naszego klanu. Pani do kogo? – spytała grzecznie, choć raczej domyślała się, jaka mogła być odpowiedź. Tutaj niewielu obcych przybywało, a tym bardziej bez zaproszenia. No, przynajmniej dopóki nie pojawiła się Selena, która od razu zastrzegła sobie, że być może ktoś za nią przyjedzie, bo w ogóle nie kryła się z tym, dokąd wybywa. Większy problem był z powrotem, ale oficjalnie miała jeszcze dwa dni. Po uzyskaniu odpowiednich informacji Rosjanka – na co wskazywałoby jej imię – westchnęła głęboko i krzyknęła na familiantów, którzy od razu zajęli się bagażami Yuny.
- Niestety Selia jest tymczasowo niedostępna… A konkretniej razem z Yashą urządzają sobie sparing. Czy raczej poszli sobie wyjaśniać na placu ćwiczebnym wszelkie zaszłości… Ale witamy serdecznie, jeśli pani chce, zaprowadzę do nich. I tak muszę sprawdzić, czy mój głupi mąż nie przekroczył granicy, bo tym razem to nie skończy się to awanturą, a czymś o wiele gorszym. – nakreśliła sytuację, prowadząc Yunę w kierunku czegoś na kształt dziedzińca na tyłach zamku, a konkretniej wielkiego placu idealnego do trenigu sporszej grupy osób. Olena nie wyprowadziła jednak Yuny na sam plac, a na coś w rodzaju otaczającego go muru, by miały dobry widok na ćwiczących. – Ja wiem, że Selia nic do niego nie ma i stara się nawet nie wchodzić mu w drogę, ale Yasha zdecydowanie przesadza i naciąga linę dokąd tylko może… A jak ta lina pęknie, to ja nie chcę wiedzieć, co ona mu zrobi… - paplała po drodze, zatroskanym głosem, wyraźnie zmartwiona, do czego to wszystko mogłoby doprowadzić.
Na placu natomiast stały dwie osoby. Mężczyzna, z mieczem w dłoni, z dosyć demonicznym wyrazem twarzy – zapewne wspomniany Yasha – oraz kobieta, drobna, Azjatka, z białymi pasemkami na czarnych włosach, wyglądająca niczym bardzo wkurzony anioł śmierci. W kobiecie Yuna mogła rozpoznać swoją przyjaciółkę, wyglądającą jednak zdecydowanie odmiennie niż wcześniej, a do tego Selena trzymała chiński miecz, którym posługiwała się z zaskakującą wprawą. Cokolwiek działo się wcześniej, obydwoje byli pochłonięci walką, nie zwracając w ogóle uwagi na otoczenie. Nagle jednak Yasha coś powiedział, na co Olena zasłoniła przerażona usta i wtedy właśnie walczący znów się starli. Błyskawicznymi ruchami, cios za ciosem, aż w końcu coś nie wyszło i ostrze wampira było bliskie trafienia Seleny – póki nie sparowała go, gołą dłonią, spychając je wyżej, w efekcie czego tak jakby Kazach prawie odciął jej spory plaster skóry z lewej ręki. Nie można było jednak powiedzieć, czy było to zamierzone czy wręcz przeciwnie, ale Sel wyplątała się z tego ciosu i walka toczyła się dalej. W kilka ruchów przyparła Yashę do ściany, przyciskając mu ostrze do gardła, aż popłynęła krew. Cokolwiek powiedziała, wampir zbladł niczym ściana. Azjatka przytrzymała go tak chwilę, a potem odsunęła się, kierując do ławki, by nagle jednym ruchem odwrócić się, prawie że znikąd wytrzasnąć sztylet i rzucić nim centymetr obok głowy Yashy.
- Yasha…! – krzyknęła zduszonym głosem przewodniczka Yuny, z wyrazem paniki w głosie. Wyraźnie była przerażona, że jej mąż może zginąć, ale walka była skończona. Selena wraz z mieczem zniknęła za ukrytymi z boku drzwiami, a na plac po chwili wybiegło kilku familiantów, by pomóc głowie rodu. Sama Selena natomiast kilka minut później pojawiła się w miejscu, gdzie stały obydwie kobiety.
- Nie martw się, Olena. Nic mu nie będzie. – przecięta ręka Seleny była już opatrzona, ale sama wampirzyca oddychała szybko, nadal na fali adrenaliny, która jeszcze nie zeszła. – O, hej Yuna… Yuna? – zamrugała oczami, patrząc z zaskoczeniem na obie kobiety. Olena za to pożegnała się i pobiegła do męża, ufając drugiej wampirzycy, że zajmie się gościem. – Co Ty tu robisz? – Sel podeszła do przyjaciółki, by objąć ją lekko na przywitanie.

@Yuna

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Yuna

Yuna
Liczba postów : 51
Podróży do Kazachstanu towarzyszyło napięcie. Odczuli to nawet piloci prywatnego samolotu, choć zamieniła z nimi dosłownie trzy słowa podczas wsiadania na pokład, gdy tuż przed startem zgodnie ze zwyczajem witała się z całą załogą. W trakcie lotu ani na moment nie odegnała wyobrażeń dotyczących nagłego i niezwykle spodziewanego wyjazdu przyjaciółki na drugi koniec świata. Pozostawiona samej sobie, z nieograniczonym dostępem do czasu wypełnionego lenistwem, była ewidentnym zagrożeniem dla środowiska. Namiętnie układane scenariusze zapewne nie miały wiele wspólnego z rzeczywistością, lecz spełniały istotną funkcję rozłożenia bodźców z dala od siebie, byle w ferworze gniewu nie dotknęły się i nie spowodowały wypadku. Na szczęście znała Selene na tyle dobrze, by znać jej miejsce pobytu i od razu po wyjściu na płytę lotniska udać się w określonym kierunku. O ile wcześniej nie przeklinała na wyjazd wampirzycy, tak na tłuczenie się miejscowymi drogami nie miała wystarczająco cierpliwości, dopełniona zmęczeniem wibrującym w mięśniach. Dopiero na terenie przynależącym do kazachskiej rodziny nieśmiertelnym odetchnęła z ulgą, bo brukowana kostka dostarczała mniej wrażeń niż koleiny, wystające kamienie i dziury. Ugaszeniu silnika towarzyszyło głębokie westchnięcie. Musiała zebrać siły przed rozmową i czymkolwiek, co czekało na nią po wejściu do ogromnego zamczyska. Przymknęła ociężałe powieki i otoczyła się nieprzeniknionym mrokiem, próbując po omacku podzielić uczucia kotłujące się w barwie tęczówek.
Nie śpieszyła się z wyjściem, bo choć kochała przyjaciółkę i skoczyłaby za nią w ogień, tak poświęcała za mało uwagi własnym potrzebom. Wrodzone poczucie odpowiedzialności za rodzinę godziło w esencję egoistycznych pobudek. Mniemała, że zastanawianie się nad tym niczego nie zmieni, a bezruch tuż przed progiem domu obcej familii wzbudzi zbędny niepokój.
Selene. To Selene była powodem stanu wskazującego na zawał, wskoczenia do samolotu, rozbijania się po rozjeżdżonych i dziurawych drogach, lecz gdyby cofnęła się w czasie i musiała podjąć decyzję po raz drugi, zrobiłaby to samo. Uprzejmie poprosiła Olenę o zaprowadzenie do miejsca kaźni i z równie niewymuszoną grzecznością, ciekawa zaszłości wiążących jej męża z Radną. Była równie zmartwiona co gospodyni, zwłaszcza przez wzgląd na otoczenie zawężające manewr ucieczki. Dźwięk zderzającej się stali wprawił ją w jeszcze mocniejszy dyskomfort - dreszcze przechodzące tuż pod skórą były wyjątkowo bolesne, bo przyoblekła je metalową skorupą strachu. Zesztywniała od skrajnie prostej postawy spojrzała na wojenne pobojowisko z niepokojem należnym opowieści Oleny, z jeszcze większym rejestrując ruchy przyjaciółki na placu. Wiedziała, że mogła unieść ciężar pojedynku i wyjść z niego cało, lecz w takich okolicznościach pewność względem jej umiejętności posługiwania się ostrzem zeszła na trzeci plan. Obserwowała zajście z trudnym do określenia wyrazem twarzy - tygiel irytacji, zaniepokojenia, zmęczenia i skrajnego poddenerwowania odcisnęło na niej piętno. Nawet po zejściu Selene z placu boju nie mogła odetchnąć w spokoju. Dopiero zaskoczenie widoczne w tęczówkach przyjaciółki nieco wynagrodziło niedogodności podróży. Objęła ją pewnie, opiekuńczo, jakby witała swoje dziecko po latach tułaczki.
Gonię za tobą. Będę tak robić za każdym razem, jeśli nie pomyślisz o moich nerwach i nie poinformujesz mnie bezpośrednio o zamiarze wyjazdu.

@Selena

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Olena bała się o męża i Selena była tego w pełni świadoma. Nie zmieniało to jednak faktu, że już kiedyś ostrzegła ją, że któregoś dnia Yasha przekroczy granicę, a wtedy jedyne, co może jej zagwarantować to fakt, że spróbuje go nie zabić. Spełniła tę obietnicę, nie zabiła kazachskiej głowy rodu, choć mogła to zrobić. I trzymając miecz na gardle drugiego wampira zdała sobie sprawę, że zrobiłaby to, nawet bez żalu, gdyby ją do tego zmusił. Na szczęście aż tak daleko się nie posunął, choć wyrzut w oczach Oleny był bardziej niż tylko wymowny. Cóż. To była pierwsza zmiana, z którą musieli się pogodzić. Nie była już tamtą eteryczną kobietą, która wzdragała się przeciwko zranieniu innych. Nie, teraz była kimś, kto zdawał sobie sprawę, że pewne trupy są niezbędne i nie da się tego uniknąć. Jakaż zmiana, jeszcze 10 tygodni wcześniej miała dyskusję o tym, czy istnieją trupy potrzebne… Najwyraźniej tak.
Ręka piekła po urazie, ale na fali adrenaliny nawet tego nie czuła. Ubranie miała częściowo zakrwawione, nie tylko własną krwią, bo dla lepszego efektu delikatnie nacięła skórę Yashy. Widok Yuny był… niespodziewany. Delikatnie rzecz biorąc, bo wiedząc, jak przyjaciółka była pochłonięta sprawami swojego rodu, ani myślała jej przeszkadzać. Jak zresztą nikomu nie zamierzała już przeszkadzać swoją osobą…
- Byłaś zajęta. Nie chciałam Ci przeszkadzać. – mruknęła, pozwalając się objąć, z cichym westchnięciem. Adrenalina mijała, przynosząc za sobą zmęczenie i jakieś resztki niepewności. Nie, żeby się przejmowała, co sobie ktokolwiek o niej pomyśli, widząc zakrwawione rzeczy, przefarbowane włosy i broń w rękach, ale jednak jakieś resztki tamtej stłamszonej oczekiwaniami dziewczyny kołatały się w środku, przebijając się czasem do góry. Nie miała już też bransolet na rękach, by nie zakłócały walki.
- Nie martw się, więcej nie będę tak wyjeżdżać. – powiedziała krótko, odsuwając się lekko. Coś jednak w tym głosie było innego, dziwnego, nie pasującego do kobiety, którą Yuna miała okazję znać wcześniej. Patrząc z boku, jak wiele mogło się zmienić przez taki krótki czas? A raczej, co aż tak mogło do tego doprowadzić? – Przyjechałaś na dłużej? – zainteresowała się, patrząc z ciekawością na Japonkę. Chociaż się jej nie spodziewała, dobrze było ją widzieć.
Po niezbyt długiej chwili namysłu lekko objęła Yunę ramieniem, prowadząc ją do wnętrza zamku. Wątpiła, by ktoś im przeszkadzał, a przez ostatnie kilka dni całkiem dobrze poznała tutejszą twierdzę. Na jej wargach pojawił się delikatny uśmiech, choć może Yuna nie powinna być świadkiem nowej wersji dyplomacji w wykonaniu Sel, tak była bardzo zadowolona z wyniku walki. Jednak coś potrafiła, nie była bezbronną dziewczynką zależną od innych. Była w stanie obronić się sama.
- Jak podobała Ci się walka? – zaciekawiła się, zerkając na Yunę, bo w końcu kobieta była Łowczynią w swym rodzie. Oni mieli bitwy we krwi i w wymogu stanowiska, polując na zagrożenia i nie tylko. Aczkolwiek była ciekawa jej zdania na temat bitwy z Yashką. – Swoją drogą, długo tam stałaś? – dodała, kierując się gdzieś na piętro, gdzie był jej pokój. Potrzebowała zmienić ubranie, w końcu nie będzie łazić zakrwawiona.

@Yuna

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Yuna

Yuna
Liczba postów : 51
Zasługiwała na solidną, wypełnioną rozgoryczonymi krzykami awanturę, zwłaszcza przy tak słabym i wymijającym wytłumaczeniu. Nie była dzieckiem, któremu do zaspokojeniu ciekawości wystarczyła bajka zszyta drobną nicią. Dynamika wydarzeń w świecie nieśmiertelnych naprężyła nerwy łowców i postawiła w pierwszej linii obrony przed nagłym zagrożeniem, co jednoznacznie przełożyło się na troskę o właściwe bezpieczeństwo przyjaciółki. Pedantyczne podejście do pełnionej funkcji ułatwiało znalezienie odpowiednich połączeń i znajomości, by w razie potrzeby zasięgnąć języka o możliwościach obronnych czy planowanych wzmocnieniach, wszystko to trzymając w granicach zdrowego rozsądku. Nie chciała zostać posądzona o podejrzane grzebanie w sprawach Rady. Wyjazd do Gruzji oznaczał nie tylko niezadowolenie opiekunki rodu, ale zwłaszcza wewnętrzną porażkę, bo powinna o wiele wcześniej zareagować i znaleźć się na miejscu z lepszym wyczuciem. Sygnały pulsujące w ciele Selene pogłębiały jej wewnętrzny niepokój, wgryzały się w świadomość niczym wygłodniałe psy.
Długość mojego pobytu zależy od twoich planów — niezależnie od długości trwania nieplanowanej wycieczki nie zamierzała wyjechać sama. Na równi troskliwe i przeszywające spojrzenie sugerowało, że nie zamierza zmienić zdania, a do rozkazu odejścia należało dołączyć użycie siły. Nawet jako członkini Rady była kimś bliskim jej sercu i jakakolwiek zajmowana przez nią pozycja nie miała prawa tego zmienić. Objęta czułym uściskiem rozluźniła się zaledwie na moment, żeby po chwili powrócić do formy sztywnej kukiełki. Demonstrowana przez Sel siła pocieszała pierwotne instynkty odpowiedzialne za podstawowe potrzeby przetrwania.
Nie podoba mi się, że narażasz nieśmiertelność. Ta walka nie wyglądała jak zwykły trening — kto wie, jak wyglądałby przebieg zdarzenia bez nagłego zwrotu akcji i wyciszenia emocji pomiędzy nią, gospodarzem i jego żoną. Liczba konfiguracji pomiędzy tą trójką nie zwiastowała niczego dobrego przy obecnym napięciu. Może dramatyzowała, przesadnie wyostrzyła ostrze okoliczności, lecz w pewien sposób czuła się za nią odpowiedzialna. W głębi zmurszałego serca czaił się smutek, choć nie zamierzała pozwolić, żeby posłużył do odwrócenia dyskusji.
Chcę wiedzieć, o co chodzi. Nie jestem ślepa i widzę, że coś jest nie tak. Powiedz mi i pozwól, żebym pomogła Ci pozbyć się tego bólu.

@Selena

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Nie można było być pewnym, w jaki sposób zniosłaby teraz jakąkolwiek awanturę. Nie wyglądała jednak na kogoś, kto zniósłby ją dobrze. Widziała zachowanie Yuny i widziała jej sztywność, co przełożyło się na sztywność jej samej. Nie zamierzała się cofać, ani udawać, że to był przypadek. Że nie miała celu biorąc za miecz i kolejny już raz krzyżując ostrze z Yashą. Że z przewrotnych powodów specjalnie wybrała jego, choć nie przyszło jej do głowy, że coś, co miało być zwykłym treningiem zakończy się prawie śmiercią i to nie jej. I że udowodniła sobie, że bycie wojownikiem nie należy do tej części natury, która wygrała, ale też że jeśli w przyszłości coś jej zagrozi, nie będzie krzyczeć o pomoc, jak bezwolna ofiara, tylko weźmie swój los we własne ręce. Nie była jednak pewna, jak zareaguje na to Yuna, wątpiła, żeby zareagowała dobrze, skoro aż przyjechała po nią do Kazachstanu. Westchnęła wewnętrznie, wchodząc do swojego pokoju i gestem zapraszając tam kobietę.
- Moje plany są… nieskrystalizowane. Ale Ty powinnaś wrócić do Paryża. W dobie aktualnych buntów i zamieszek jesteś potrzebna na miejscu, a nie tutaj, w zapomnianej przez wszystkich dziczy, która każdemu mieszkańcowi tego miejsca bardzo pasuje. – oznajmiła spokojnie, choć wcale nie brzmiało to jak wyrzut. Ot stwierdzenie faktu, okraszone wzruszeniem ramion, zanim zaczęła grzebać w szafie za jakimiś wygodnymi ubraniami. Niedługo potem na łóżku wylądowała jasna, kremowa bluzka, z marszczeniami na rękawach i dosyć dużym dekoltem.
- Yuna… - zamknęła oczy, zastygając na chwilę przed szafą. Mogła milczeć, mogła obrócić to wszystko w tajemnicę, ale… czy nie lepiej było się wygadać? Powiedzieć wprost, co się działo? I dlaczego tak, a nie inaczej? – Usiądź, to dłuższa historia. – powiedziała w końcu cicho, wracając do grzebania w szafie. Szybkie zerknięcie na rękę, a potem Yunę upewniło ją, że dla kogoś z zewnątrz to wyglądało kiepsko. – Jakieś dwa miesiące temu pojechałam do Chin. Tam wpakowałam się w sytuację, w którą być może nie powinnam się wpakować. Tak czy tak skończyło się na tym, że wylądowałam w sytuacji bez wyjścia z wampirem, który chciał mnie zabić. – zaczęła, wyciągając z szafy bordową spódnicę do ziemi, która też wylądowała na łóżku. – Poderżnęłam mu gardło, eliminując zagrożenie. Potem natomiast pewien wilkołak zaczął zagrażać komuś, kogo uważam za jedną z bliskich mi osób. Odstrzeliłam mu jaja. – odwróciła się przodem do Yuny, krzyżując ręce na piersiach. – Główny problem jest jednak taki, że w każdej z tych osób widziałam kogoś z mojej przeszłości. Kogoś, przed kim dawno temu nie umiałam się obronić. – spojrzała jej w oczy, opierając się o szafę plecami. – Yasha… Nie trawi mnie. Wiem o tym. Od dawna wiedziałam. Nie wiem, czy cofnąłby miecz, gdybym się nie obroniła. Yasha nie potrafił pojąć kilku rzeczy dotyczących mnie. Przeszkadzałam mu, byłam zagrożeniem, przeszkadzało mu to, jaka jestem. Więc jak to się ładnie mówi, spuściłam demona ze smyczy. Na szczęście teraz widziałam już tylko jego twarz. – ponownie się odwróciła, sięgając po gorset z szafy i jego też rzucając na łóżko. – Ostrzegałam go. Ostrzegałam, że kiedyś przekroczy linię, zza której nie będzie odwrotu. I obiecałam Olenie, że postaram się go wtedy nie zabić. Dotrzymałam obietnicy. – nie przejmując się kwestiami nagości zaczęła zrzucać z siebie najpierw bluzkę, potem buty i spodnie. Przygotowana miska z gorącą wodą pozwoliła obmyć się z resztek krwi, a Selena zaczęła się ubierać, powoli, demonstrując Yunie wszystkie tatuaże, nowe i stare.
- On minie sam, Yuna. Ten ból. Może za rok, może za dwa. Kiedyś minie na pewno, jak mijają uczucia. Nie jesteś w stanie zwalczyć bólu, którego sama jestem sprawczynią, bo ubzdurałam sobie istnienie czegoś, czego nie było. – powiedziała krótko, niechętnie. Nie chciała mówić o swoich uczuciach, które i tak były kija warte. A mimo pozornego spokoju, bolały jak jasna cholera.

@Yuna

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Yuna

Yuna
Liczba postów : 51
Powrót do Paryża wchodził w grę wyłącznie w towarzystwie Selene. Nawet jako łowczyni zaprzysiężona rodzinie ich wampirzego ojca, spełniająca polecenia w ramach zapewnienia bezpieczeństwa wszystkim w rezydencji, zawsze myślała o bracie i przyjaciółce w pierwszej kolejności. Chciała mieć pewność, że są bezpieczni i żyją, reszta mogła spłonąć w ogniu wiecznego potępienia. Nie dbała o innych. Nigdy nie powiedziała o tym na głos i nie zamierzała także teraz złamać tej zasady, choć gniewny warkot powstrzymała wyłącznie przez ugryzienie się w język. Weszła do pokoju wampirzycy tuż za nią, okrywając rozdrażnienie grubą płachtą milczenia. Dopuszczała do siebie myśl, że przesadzała i troska nie jest dobrym usprawiedliwieniem, ale poczucie odpowiedzialności było silniejsze i kierowało jej ruchami na tyle intuicyjnie, że niemal nie dostrzegała własnej winy. Zaproszenie do zajęcia wygodnego miejsca również w pewnym sensie zbyła milczeniem - pokręciła przecząco głową i zbliżyła się do jednego z okien wyciosanych w topornym kamieniu. W okolicznościach iskrzących od napięcia wolała stać, bo tak czuła większy komfort i lepszą gotowość do działania, niezależnie od tego, czy chodziło o walkę, czy zmierzenie się z opowieścią przyjaciółki.
Pozwoliła słowom płynąć przez miękką strukturą mięśni, przewlec się przez nerwy, wedrzeć się do krwioobiegu i zatruć obolałe serce. Najwyraźniej nie była aż tak uważną przyjaciółką, bo nie dostrzegła pewnych zależności, a czuła materia przywiązania ogłuchła na rozpaczliwe nawoływania rzucone w przestrzeń raz za razem. Prowadzona przez Selene podążała jej śladami o blisko dwa miesiące za późno. Zesztywniała, przerażona własną ślepotą, kurczowo zacisnęła palce na smukłych ramionach i wbiła paznokcie w skórę, aż tatuaże na skórze wampirzycy stopiły się w dymną plamę.
Ból nigdy nie mija — odparła, czując na wierzchu języka gorzki nalot minionej przeszłości. — Może i jestem od Ciebie młodsza i nie chodzę po świecie na tyle długo, żeby poznać utarte schematy, ale co do tego jestem pewna. Ból z biegiem czasu zacznie się zmniejszać i przybierze rozmiar drzazgi, ale wciąż będzie istniał.
Boleści związane z cierpieniem nie przypominały wspomnień blednących z wartkim upływem lat. Tak niewdzięczne i tragiczne historie poruszały się wedle nieokreślonej trajektorii z różnorodnie stopniowanym natężeniem, lecz zawsze były materią wyczuwalną tuż pod opuszkami palców. Owinięta poczuciem bezradności i wstydu ponownie zabrała głos, tym razem mniej pewnie, oparta jedynie na kruchych podstawach sprawczości.
Śmierć nie jest rozwiązaniem zwłaszcza dla takich istot jak my. Którejś nocy okaże się, że zauważysz ruch noża zbyt późno i krew ozdobi twoje ciało makabryczną mozaiką. Nazwij mnie egoistką, nazwij mnie jak chcesz, ale dopóki żyję nie pozwolę Ci na to w miarę moich możliwości. Mam dość pożegnań.

@Selena

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Z ust uciekło jej westchnięcie, najpierw jedno, a potem drugie, gdy po całej drodze milczenia również milczeniem zbyła prośbę. Nie mogła jej jednak przecież zmusić, by spoczęła. Wiedziała jednak, o co chodziło Yunie, a wewnętrznie szlag ją na to trafiał. Jak słaba musiała być, jak godna pożałowania była, że wszyscy wokół uważali, że powinni ją chronić? Była ponad tysiącletnią wampirzycą, przeżyła rzeź klanu, przeżyła niewolę, przeżyła szalonego wilkołaka, przeżyła inkwizycję, przetrwała własne dziecko, które było łaskawe sprzedać ją tej cholernej inkwizycji, przeżyła cholerny obóz koncentracyjny, uciekła z pieprzonych szponów śmierci, ale jednak… była tak słaba, że nawet Yuna uważała ją za kogoś, kogo należało chronić. I gdyby nie to, że jedna ręka piekielnie ją bolała, a drugiej potrzebowała sprawnej, bez wahania uderzyłaby pięścią w ścianę. Nigdy więcej bycia słabą. Nigdy więcej bycia tak cholernie zależną od innych. Nigdy więcej bycia… zostawioną jak ktoś niewarty choćby zdania wyjaśnień.
Ubrała się, poprawiła bandaż i podeszła do Yuny, by zwyczajnie ją przytulić. Mocno, choć z wyczuciem, przymykając oczy i delikatnie gładząc jej plecy, czerpiąc radość z jej obecności, nawet jeśli w jej własne serce dostała się kolejna zadra, choć tego nie zamierzała jej zdradzać. Nie była typem wojownika, nie chciała walczyć, nie chciała zabijać, ale teraz miała już pewność, że jeśli kiedykolwiek będzie musiała stanąć na polu bitwy, będzie umiała obronić się sama. Nie będzie musiała czekać, aż ktoś znowu nadstawi za nią swoją głowę.
- Nie złość się na mnie, Yuna… - poprosiła cicho, nie wypuszczając jej z objęć. – Próbowano mnie zabić, zanim Cię jeszcze poznałam, a wielokrotnie nawet zanim przyszłaś na świat, nie wspominając w ogóle o przebudzeniu Cię dla nocy. Jestem mistrzem w ukrywaniu uczuć, w stawianiu ścian, które nie pozwalają nikomu się przez nie przedostać. To celowy zabieg. Nie lubię obarczać bliskich swoimi problemami, bo mają wystarczająco wiele swoich. Chiny miały być przyjemnym wypadem, luźnym świętem chińskiego nowego roku, ale stało się inaczej, nie z mojej winy. Trudno, bywa i tak. Nie jechałam tam sama i jak widzisz, nic mi nie jest. – no, przynajmniej fizycznie nic jej nie było, mentalność była inną kwestią. Dopiero po chwili odsunęła się, by spokojnie odpowiedzieć na jej słowa, ze smutnym uśmiechem wypisanym na twarzy.
- Źle się wyraziłam, słońce. – potrząsnęła delikatnie głową. – Wiem, że on nie mija. Maleje, jak mówisz. I po prostu uczysz się z nim żyć, towarzyszy Ci już do końca, ćmiąc gdzieś z tyłu, stając się częścią Ciebie. – westchnęła delikatnie, w pełni świadoma, że z tym konkretnym bólem będzie żyć do końca, a już na pewno najbliższe lata. I wiedziała też, że ten cholerny ból tylko się powiększy, gdy jego powód raczy wrócić gdzieś w pobliże. Może właśnie dlatego też niespecjalnie chciała wracać… Tutaj nie było ryzyka, że się pojawi, patrząc na to, że Yasha był jednym z tych wampirów, które solidnie były uprzedzone do wilkołaków. Trochę nic dziwnego, jeśli patrzyć na to, z kim graniczył. Ale w tej chwili to nie miało większego znaczenia, liczyło się to, że mogła w spokoju lizać rany serca i mieć nadzieję, że się zasklepią któregoś dnia.
- Nie chcę umierać. – powiedziała cicho, dziwnie szczerze i może nawet z delikatnymi nutkami bezradności w głosie. – Nie boję się śmierci, już się nie boję. Ale to nie znaczy, że jej szukam. Chcę żyć, bo przez chwilę życie zaczęło mi się podobać. A chociaż teraz jest beznadziejnie, to… nie będzie tak zawsze. Nawet najgorsza burza mija i wtedy robi się całkiem ładnie. – usiadła sama na łóżku, skoro Yuna wolała stać. Ona sama była odrobinę zmęczona walką i tą sytuacją. – Nie do końca tylko jestem pewna, czy aby na pewno chcę wracać do Paryża. Tu jest… pominąwszy wkurzonego Yashkę, tu mi dobrze. To miejsce nie ma wspomnień. Nie widzę w każdym cholernym kącie kogoś, kto był mi bardzo bliski, a bliskość ta okazała się być tylko i wyłącznie ułudą, którą sama sobie wymyśliłam. – powiedziała wprost, patrząc gdzieś w podłogę. Była zmęczona i dało się to usłyszeć w jej głosie, choć jeszcze nie było z nią tak źle, by widać po niej było bezsenne dni.  

@Yuna

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Sponsored content


Powrót do góry

- Similar topics

 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach