Liczba postów : 1182
Posiadłość kazachskiego rodu była dosyć okazała. A raczej – przypominała po prostu zamczysko. Z zewnątrz wyglądało na zimne, szare i ponure, wykonane z kamienia i mogące skutecznie odstraszać. Wewnątrz? Bardzo ciepłe i przytulne, dające schronienie każdemu, kto tylko o nie poprosił… i jednocześnie nie wkurzył przy tym głowy rodu, pana Yashvarana Bandyopadhayaya, zwanego przez wszystkich per Yasha albo pan Yashvaran. Zaiste niewiele osób miało odwagę chociażby próbować wypowiedzieć jego nazwisko. Drzwi do zamczyska otworzyła Yunie sama pani tego domu, niejaka Olena i żona wspomnianego Yashy. Na widok Azjatki zamrugała oczami, a potem odezwała się, bardzo eleganckim francuskim, choć z dobrze słyszalnym wschodnim akcentem. Określenie rasy utrudniały jednak lekko skośne oczy, jednak z przewagą słowiańskich rysów widocznych na twarzy.
- Witamy w Atyrau. – przywitała się uprzejmie. – Jestem Olena, żona głowy rodu naszego klanu. Pani do kogo? – spytała grzecznie, choć raczej domyślała się, jaka mogła być odpowiedź. Tutaj niewielu obcych przybywało, a tym bardziej bez zaproszenia. No, przynajmniej dopóki nie pojawiła się Selena, która od razu zastrzegła sobie, że być może ktoś za nią przyjedzie, bo w ogóle nie kryła się z tym, dokąd wybywa. Większy problem był z powrotem, ale oficjalnie miała jeszcze dwa dni. Po uzyskaniu odpowiednich informacji Rosjanka – na co wskazywałoby jej imię – westchnęła głęboko i krzyknęła na familiantów, którzy od razu zajęli się bagażami Yuny.
- Niestety Selia jest tymczasowo niedostępna… A konkretniej razem z Yashą urządzają sobie sparing. Czy raczej poszli sobie wyjaśniać na placu ćwiczebnym wszelkie zaszłości… Ale witamy serdecznie, jeśli pani chce, zaprowadzę do nich. I tak muszę sprawdzić, czy mój głupi mąż nie przekroczył granicy, bo tym razem to nie skończy się to awanturą, a czymś o wiele gorszym. – nakreśliła sytuację, prowadząc Yunę w kierunku czegoś na kształt dziedzińca na tyłach zamku, a konkretniej wielkiego placu idealnego do trenigu sporszej grupy osób. Olena nie wyprowadziła jednak Yuny na sam plac, a na coś w rodzaju otaczającego go muru, by miały dobry widok na ćwiczących. – Ja wiem, że Selia nic do niego nie ma i stara się nawet nie wchodzić mu w drogę, ale Yasha zdecydowanie przesadza i naciąga linę dokąd tylko może… A jak ta lina pęknie, to ja nie chcę wiedzieć, co ona mu zrobi… - paplała po drodze, zatroskanym głosem, wyraźnie zmartwiona, do czego to wszystko mogłoby doprowadzić.
Na placu natomiast stały dwie osoby. Mężczyzna, z mieczem w dłoni, z dosyć demonicznym wyrazem twarzy – zapewne wspomniany Yasha – oraz kobieta, drobna, Azjatka, z białymi pasemkami na czarnych włosach, wyglądająca niczym bardzo wkurzony anioł śmierci. W kobiecie Yuna mogła rozpoznać swoją przyjaciółkę, wyglądającą jednak zdecydowanie odmiennie niż wcześniej, a do tego Selena trzymała chiński miecz, którym posługiwała się z zaskakującą wprawą. Cokolwiek działo się wcześniej, obydwoje byli pochłonięci walką, nie zwracając w ogóle uwagi na otoczenie. Nagle jednak Yasha coś powiedział, na co Olena zasłoniła przerażona usta i wtedy właśnie walczący znów się starli. Błyskawicznymi ruchami, cios za ciosem, aż w końcu coś nie wyszło i ostrze wampira było bliskie trafienia Seleny – póki nie sparowała go, gołą dłonią, spychając je wyżej, w efekcie czego tak jakby Kazach prawie odciął jej spory plaster skóry z lewej ręki. Nie można było jednak powiedzieć, czy było to zamierzone czy wręcz przeciwnie, ale Sel wyplątała się z tego ciosu i walka toczyła się dalej. W kilka ruchów przyparła Yashę do ściany, przyciskając mu ostrze do gardła, aż popłynęła krew. Cokolwiek powiedziała, wampir zbladł niczym ściana. Azjatka przytrzymała go tak chwilę, a potem odsunęła się, kierując do ławki, by nagle jednym ruchem odwrócić się, prawie że znikąd wytrzasnąć sztylet i rzucić nim centymetr obok głowy Yashy.
- Yasha…! – krzyknęła zduszonym głosem przewodniczka Yuny, z wyrazem paniki w głosie. Wyraźnie była przerażona, że jej mąż może zginąć, ale walka była skończona. Selena wraz z mieczem zniknęła za ukrytymi z boku drzwiami, a na plac po chwili wybiegło kilku familiantów, by pomóc głowie rodu. Sama Selena natomiast kilka minut później pojawiła się w miejscu, gdzie stały obydwie kobiety.
- Nie martw się, Olena. Nic mu nie będzie. – przecięta ręka Seleny była już opatrzona, ale sama wampirzyca oddychała szybko, nadal na fali adrenaliny, która jeszcze nie zeszła. – O, hej Yuna… Yuna? – zamrugała oczami, patrząc z zaskoczeniem na obie kobiety. Olena za to pożegnała się i pobiegła do męża, ufając drugiej wampirzycy, że zajmie się gościem. – Co Ty tu robisz? – Sel podeszła do przyjaciółki, by objąć ją lekko na przywitanie.
@Yuna
_________________
- Witamy w Atyrau. – przywitała się uprzejmie. – Jestem Olena, żona głowy rodu naszego klanu. Pani do kogo? – spytała grzecznie, choć raczej domyślała się, jaka mogła być odpowiedź. Tutaj niewielu obcych przybywało, a tym bardziej bez zaproszenia. No, przynajmniej dopóki nie pojawiła się Selena, która od razu zastrzegła sobie, że być może ktoś za nią przyjedzie, bo w ogóle nie kryła się z tym, dokąd wybywa. Większy problem był z powrotem, ale oficjalnie miała jeszcze dwa dni. Po uzyskaniu odpowiednich informacji Rosjanka – na co wskazywałoby jej imię – westchnęła głęboko i krzyknęła na familiantów, którzy od razu zajęli się bagażami Yuny.
- Niestety Selia jest tymczasowo niedostępna… A konkretniej razem z Yashą urządzają sobie sparing. Czy raczej poszli sobie wyjaśniać na placu ćwiczebnym wszelkie zaszłości… Ale witamy serdecznie, jeśli pani chce, zaprowadzę do nich. I tak muszę sprawdzić, czy mój głupi mąż nie przekroczył granicy, bo tym razem to nie skończy się to awanturą, a czymś o wiele gorszym. – nakreśliła sytuację, prowadząc Yunę w kierunku czegoś na kształt dziedzińca na tyłach zamku, a konkretniej wielkiego placu idealnego do trenigu sporszej grupy osób. Olena nie wyprowadziła jednak Yuny na sam plac, a na coś w rodzaju otaczającego go muru, by miały dobry widok na ćwiczących. – Ja wiem, że Selia nic do niego nie ma i stara się nawet nie wchodzić mu w drogę, ale Yasha zdecydowanie przesadza i naciąga linę dokąd tylko może… A jak ta lina pęknie, to ja nie chcę wiedzieć, co ona mu zrobi… - paplała po drodze, zatroskanym głosem, wyraźnie zmartwiona, do czego to wszystko mogłoby doprowadzić.
Na placu natomiast stały dwie osoby. Mężczyzna, z mieczem w dłoni, z dosyć demonicznym wyrazem twarzy – zapewne wspomniany Yasha – oraz kobieta, drobna, Azjatka, z białymi pasemkami na czarnych włosach, wyglądająca niczym bardzo wkurzony anioł śmierci. W kobiecie Yuna mogła rozpoznać swoją przyjaciółkę, wyglądającą jednak zdecydowanie odmiennie niż wcześniej, a do tego Selena trzymała chiński miecz, którym posługiwała się z zaskakującą wprawą. Cokolwiek działo się wcześniej, obydwoje byli pochłonięci walką, nie zwracając w ogóle uwagi na otoczenie. Nagle jednak Yasha coś powiedział, na co Olena zasłoniła przerażona usta i wtedy właśnie walczący znów się starli. Błyskawicznymi ruchami, cios za ciosem, aż w końcu coś nie wyszło i ostrze wampira było bliskie trafienia Seleny – póki nie sparowała go, gołą dłonią, spychając je wyżej, w efekcie czego tak jakby Kazach prawie odciął jej spory plaster skóry z lewej ręki. Nie można było jednak powiedzieć, czy było to zamierzone czy wręcz przeciwnie, ale Sel wyplątała się z tego ciosu i walka toczyła się dalej. W kilka ruchów przyparła Yashę do ściany, przyciskając mu ostrze do gardła, aż popłynęła krew. Cokolwiek powiedziała, wampir zbladł niczym ściana. Azjatka przytrzymała go tak chwilę, a potem odsunęła się, kierując do ławki, by nagle jednym ruchem odwrócić się, prawie że znikąd wytrzasnąć sztylet i rzucić nim centymetr obok głowy Yashy.
- Yasha…! – krzyknęła zduszonym głosem przewodniczka Yuny, z wyrazem paniki w głosie. Wyraźnie była przerażona, że jej mąż może zginąć, ale walka była skończona. Selena wraz z mieczem zniknęła za ukrytymi z boku drzwiami, a na plac po chwili wybiegło kilku familiantów, by pomóc głowie rodu. Sama Selena natomiast kilka minut później pojawiła się w miejscu, gdzie stały obydwie kobiety.
- Nie martw się, Olena. Nic mu nie będzie. – przecięta ręka Seleny była już opatrzona, ale sama wampirzyca oddychała szybko, nadal na fali adrenaliny, która jeszcze nie zeszła. – O, hej Yuna… Yuna? – zamrugała oczami, patrząc z zaskoczeniem na obie kobiety. Olena za to pożegnała się i pobiegła do męża, ufając drugiej wampirzycy, że zajmie się gościem. – Co Ty tu robisz? – Sel podeszła do przyjaciółki, by objąć ją lekko na przywitanie.
@Yuna
_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!