Chiudi dentro me la luce che hai incontrato per strada

2 posters

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Go down

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904
First topic message reminder :

Ok. 18:00, po zmroku

Kiedy Sahak wbił kod na klatkę schodową i zamek odblokował się z krótkim, metalicznym bzyczeniem, znalazł dłoń Constanzy i lekko ją ścisnął. Weszli razem na klatkę schodową, czystą, ale pachnącą nieco starością, typową wonią miejsc, które widział bardzo wiele pod jarzmem wielu różnych rządów. Nie była to najlepsza dzielnica Paryża ani nowoczesny, luksusowy apartament czy wyremontowana kamienica, całkowicie do ich dyspozycji.
Mieszkali tu starsi ludzie i rodziny z dziećmi, zarabiający nieco lepiej. Numer 12 należał do Rebeki i Izaaka Bélangerów, spokojnej pary, która lubi słuchać czasem starej muzyki z gramofonu i pracuje na nocne zmiany. Nikt z ich sąsiadów nie wiedział, że trzypokojowe mieszkanie z osobną kuchnią należało do dwójki wampirów.
Martwię się, co zastaniemy — przyznał Sahak, gdy wchodzili na piętro. Stopień, niezmiennie ten sam, czwarty od góry, Na drugim półpiętrze, zatrzeszczał z protestem pod ciężarem mężczyzny.
Darbinyan oowyglądał, jakby nie spał od ich ostatniego spotkania, co właściwie zgadzało się ze stanem faktycznym. Drzemał jedynie co jakiś czas na fotelu, pracując, pracując i jeszcze raz pracując. Nie dość, że w firmach zaczął się gorący okres końcoworoczny, to i sprawa rodowa sprawiała, że Sahak miał ochotę walić głową w biurko.
Gdyby je miał.
Minęła ich sąsiadka z dzieckiem w nosidle, z którą grzecznie przywitał się po francusku. Kobieta spojrzała na niego spod byka i coś mruknęła w odpowiedzi. Sahak przypomniał sobie, że zimą zeszłego roku była dopiero w ciąży, co zapamiętał, bo pomógł jej wnieść zakupy na piętro. Wtedy była bardziej promienna. Chyba go nie poznała lub dopadły ją smutki rodzicielstwa i wieczne niewyspanie obniżało tolerancję na wszystko.
Dobrze, że mieli dodatkowo wyciszone ściany, nie będą słyszeli ząbkowania ani płaczów na karmienie.

_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904
Prawie zapomniał, że może być delikatny. Ich drastycznie przerwana randka na cmentarzu Pere-Lachaise zaprawiona była onirycznym dymem pasji i tęsknoty, z krztyną adrenaliny, lecz teraz, w ciemnościach samochodu, w znajomej przestrzeni, która pachniała zawsze tym samym odświeżaczem, lekko zwietrzałymi perfumami i echem papierosów, przychodziła ta zapomniana miękkość. Miękkość, którą znała jedynie Narine.
Wiecznie szorstkie dłonie dotknęły lodowatych polików kobiety w subtelnej pieszczocie, a w samych ruchach było nieco niepewności. Zupełnie, jakby na nowo znaleźli się nad prasą drukarską, bijąc się z myślami na temat tego, czy wykonać kolejny krok. Kciukami przesunął pod jej zmęczonymi oczami, a później dolinami przy ustach dotknął kącików ust. Uwielbiał dojrzałość jej urody, jak pasowali do siebie. Nigdy nie będzie musiał mówić o niej inaczej niż jak o swojej połowicy.
Zaleczą się i będą dbać o swoje blizny. On będzie żył w nadziei, że ona nie będzie się bała jego dotyku. Mobilizacja takich ran była bolesna, gdy zrywało się nieprawidłowe połączenia, aby tkanki nie utrudniały życia, by skóra poruszała się bez mięśni, mięśnie nie przykleiły się do rozciętych organów. Nad tym będą pracować. Leczyć dom. Siebie wzajemnie.
Będzie dobrze.
Sahak nieco mniej ostrożnie, niż w sklepie, zawiesił sobie na jednym przedramieniu resztę zakupów, a w drugą rękę wziął materac. Na widok paczek zrobił nietęgą minę. Może kobieta jego życia miała jak przejść, ale w jego przypadku mogło to nie być takie proste. Rozejrzał się, ale nie zobaczył nikogo zainteresowanego paczkami. Przecisnął się przez wejście, a przesuwając swoje wystające dupsko przy futrynie, przyjrzał się nalepce z adresatem.
Alex Mitroi — przeczytał na głos nieznane personalia. — Chyba nasz nowy sąsiad.
Nie przyłożył większej wagi do pakunku, poza tym, że był dość irytujący, stojąc tak w ciągu komunikacyjnym. Tigran poprawił zakupy i ruszył w górę.

_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Constanza Moreau

Constanza Moreau
Liczba postów : 633

Ona przepuściła go i została jeszcze chwilę z tyłu, bardzo nieładnym zwyczajem zaspokajając swoje zboczenie zawodowe, zwane przez innych również zwyczajnym wścibstwem. Nie dotykając żadnej z paczek, tylko wyciągając lekko szyję, obejrzała je sobie z kilku stron i przeczytała nalepki kurierskie. Jedna paczka z Rumunii, dwie z Amazona. Jedna, średniej wielkości, miała kolorowy tag ze stronki GeekGameShop.com, ta największa zaś, swoim ciężarem przytrzymująca drzwi, oznaczona była naklejką „FRAGILE”.
Kiedy Tigran wspiął się już na pierwsze piętro i zniknął jej z oczu, Renata zmiarkowała się i oderwała wreszcie od szpiclowania nieswoich przesyłek. Drobnymi kroczkami, szeleszcząc reklamówkami pełnymi zakupów, pobiegła za nim i gdy wreszcie prawie go dogoniła, znalazła się dokładnie naprzeciwko masywnych, modernistycznych drzwi z ciemnobrązową okleiną.
Drzwi mieszkania pani Renard — która podobno dziś odpoczywała sobie na Azorach czy innej Madeirze — szczęknęły klamką i uchyliły się z rozmachem. Narine od razu spojrzała w przestrzeń między nimi a futryną i zobaczyła pociągłą, wcale nie aż tak młodziutką twarz, okoloną płachtą przydługawych włosów. Mężczyzna drgnął, trochę jakby zaskoczony widokiem sąsiadów. Na głowie miał duże słuchawki, pewnie dlatego nie słyszał, jak przechodzili.
Niezręczna cisza trwała ze dwie sekundy, delikwent nie postawił nawet nogi za próg, i zanim pani Belanger zdołała choćby powiedzieć „bonne soirée”, drzwi zamknęły się z powrotem przed jej nosem.
— Հմմ. Դա հետաքրքիր է:


_________________

 
 

I said, "I would never fall unless it's You I fall into"

milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904
Rzucił okiem na nieznajomego, ale nawet nie miał jak go przywitać gestem, obładowany siatkami, nie tyle dla niego ciężkimi, co szalenie nieporęcznymi. Odkładając niesamowicie drogi (kiedyś to się spało na sienniku, wąskiej pryczy i było dobrze, teraz mu się zachciało, jakichś komór, włosia końskiego, ręcznego szycia i pianki memo czy coś) materac, otworzył drzwi do ich jaskini smoka, przynajmniej zgadując po zapachu. Drugi atak woni nie był tak okrutny dzięki otwartym oknom.
Lemieux նա ասաց, որ նա տարօրինակ է: — odpowiedział, kładąc zakupy w przedpokoju. Wyciągnął od razu maseczki i podał jedną Narine. Chociaż pleśń i grzyby nie mogły im zaszkodzić, to żadne z nich nie miało ochoty na wdychanie zarodników.
Nie przykładał większej uwagi do nowego sąsiada, który dał nura do swojego mieszkania, gdy tylko zobaczył Narine. Czyżby się jej wystraszył? Spojrzał nieco bardziej obiektywnie na miłość swojego życia, jej ubiór, ostry jak żyletka eyeliner nad okiem i uznał, że niemożliwe. Prędzej był zdziwiony nowymi osobami w budynku, skoro pojawili się tak niespodziewanie.
Czyżby Sahak odkrywał w sobie zazdrość? Możliwe.
Zdjął płaszcz, po czym udał się na chwilę do pracowni, gdzie przebrał się w znoszony dres i koszulkę brudną od farby. Widocznie opuścił temperaturę ciała, aby nie trząść się z zimna. Uzbrojony w płyn przeciw pleśni, rolkę jednorazowego ręcznika papierowego i baniak z wodą, udał się od razu do kuchni, aby poradzić sobie z lodówką. Następne w kolejce były myszy.
Kto więcej złapie? — zapytał, wskazując głową na etyczne łapki na myszy, które im miały posłużyć tylko pojemniki na gryzonie. Na kolanach zbierał dziwną substancję. W ciemnościach grube blizny wystające na nadgarstkach i cieńsze przy obojczykach wydawały się jakby bardziej wydatne.

_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Constanza Moreau

Constanza Moreau
Liczba postów : 633

Podparła się pod boki i udała święcie oburzoną.
— Mogłam jednak nie wymazywać z listy kota.
Chociaż mieszkanie, nieużywane od trzech kwartałów zostało już dawno dogłębnie wychłodzone i nie potrzebowało dodatkowej pomocy, Narine nie miała litości; we wszystkich pokojach, od kuchni aż po pracownię z jednej strony, i włącznie z krótką odnogą korytarza po przeciwległej stronie kamienicy, wszystkie portfenetry — strzeliste, sięgające od podłogi do sufitu okna-drzwi, ograniczone z zewnątrz elegancką, kunsztownie kutą żeliwną balustradą — zostały przez wampirzycę otworzone na oścież, zapraszająco dla kąsającego, listopadowego wiatru, z zachętą, by zaglądał w każdy róg, wymiatał spod sof i foteli kurzowe króliczki, a z kątów i kominka — zapach starej, zwilgotniałej samotności. Wygłuszone wampirze leże wypełniło się tym samym melancholijnymi odgłosami nocnego miasta, odległym trąbieniem, miękkim furkotem opon umęczonych wertepami kocich łbów ulicy, przy której stała ich kamienica, czasami raźnym stukotem obcasów na kaflach chodnika, to znowu żywymi dzwoneczkami przejeżdżających rowerów. Zasłony wydymały się jak półprzezroczyste suknie duchów w tańcu, na widok którego rozpalone na nowo dyski świeczek pokładały się omdlewająco.
Narine nie przebrała się zupełnie, ale narzuciła na siebie dodatkowe warstwy wierzchnie: luźną domową sukienkę w kolorowe grochy i wysłużony już fartuch z falbanami. Podwinęła rękawy, poprawiła włosy i wkroczyła do kuchni jak rewolwerowiec, z atomizerem preparatu do czarnej pleśni w jednej ręce, odświeżaczem powietrza w drugiej, i z drucianym skrobakiem zatkniętym za wstążkę fartuszka.
Pracowali w ciszy, bez muzyki. Narine uznała, że nie sięgnie po telefon z całym jego zasobem internetowych bibliotek, powinni raczej zjednoczyć się z obecnym stanem domu takim, jakim jest, i przyjąć na siebie w pełni konsekwencje swojego zaniedbania. Nie było prądu, nie było więc gramofonu, żeby okalał ich kręgiem dźwięków wyłuskiwanych ze wstęg rowków drążonych w winylu, to był naturalny skutek ich wspólnego postępowania, dlatego nie powinni mieć niczego, co odwróciłoby ich uwagę, zmiękczyło surowość powziętego zadania. Było tak, jak gdyby odwiedzali pogrążonego w smutku, starego przyjaciela, któremu potrzebna była jedynie obecność i miła rozmowa, nie: dynamiczne atrakcje.
Toteż rozmawiali. Narine najczęściej zagadywała o otaczające ich przedmioty codziennego użytku, jak haftowane przez nią samą firany, drewniane patery albo młynki do przypraw, rzeźbione specjalnie dla nich na zamówienie we wzory, jakie lubili lub coś dla nich znaczyły. O wiszące na ścianach, kiczowate obrazki z martwą naturą, które trzymali z przekory, trochę dla żartu, dla zabawy konwencją, bo przecież mogli mieć nad czajnikiem cokolwiek, jeden z pięknych i bardzo intymnych obrazów Sahaka tonących w czerwieni, a wybrali sztampowego koguta z chudą szyją, stojącego na dyni. Rozmawiali o tym, gdzie kupowali dane ozdoby i od kogo, bo za wieloma wyborami stały zabawne dla nich anegdoty, nic nieznaczące dla zewnętrznego świata, a przez Tigrana i Narine pielęgnowane, jak wszystkie te stare, zniszczone przedmioty, na których naszywali coraz to nowe łaty, zamiast je wreszcie wyrzucić. Decydowali także, czy nie nadchodziła pora na radykalne zmiany, skoro ich normalność też miała być całkiem nowa. Może powinni dać odejść nie tylko kogutowi na dyni i zasłonom (chętnie spróbowałaby wyhaftować nowe), ale zacząć od podstaw: skuć ścianę i zostawić gołe cegły, na pozostałych zmienić kolor, wymienić blaty i szafki, zwłaszcza te wiszące, które mogły mieć styczność z wilgocią ścian i butwiały. Aż dziw, mówiła Nare, szorując fugi w płytkach podłogowych, że wszystkie jeszcze wiszą i nie zastali żadnej zerwanej ze ściany, w cmentarzysku potłuczonej porcelany.
Tej nocy, zgodnie z planem, pozbyli się lodówki z całym jej wyposażeniem; Narine wytarła tylko trochę spód i nogi, żeby cuchnące wydzieliny nie kapały po drodze na schody ani na buty Tigrana. Kiedy on wynosił sprzęt na śmietnik, ona domyła przestrzenie za meblami, spryskała szczeliny, założyła pułapki na myszy i zrobiła krótką przerwę na papierosa na balkonie, czekając, aż wybranek wróci i zabiorą się do wymiany zamka w drzwiach wejściowych. Był sam środek nocy. Miasto cichło.
Rozstanie przed świtem, po tylu godzinach przebywania razem w ich wspólnym gnieździe, wydało się Renacie nienaturalne. Wrodzona niecierpliwość mościła się ciężko w jej piersiach, i chociaż nie marudziła na głos ani nie proponowała spędzenia razem także i dnia, Tigran widział, że kobieta jest niespokojna, jakby rozpierała ją energia. W kolejnych dobach wykorzystywała ją na drobne usprawnienia, segregowanie rzeczy do prania i wyrzucenia, montowanie zapornicy czy żegnanie zdechłych ziół z kuchni i sadzenie nowych. A kiedy nadszedł w końcu dzień podłączenia elektryczności, Narine ustawiła się pod kloszem w korytarzu i dopiero wtedy dała Tigranowi znak, żeby przełączył pstryczek, udając, że światło rozbłyskujące nad jej głową było jak żarówka idei. W pomieszczenia wreszcie wkradło się życie, a nie jedynie jego namiastka w postaci drżącego płomienia świeczek.
Kilka dni później spotkali się na skuwanie ściany. Zamiast papierowych łódeczek z gazet, Narine wygrzebała dla nich swoje stare chusty dla ochrony włosów przed pyłem. Śmiała się dobrodusznie, że Tigran wygląda jak babuszka, jednocześnie nie mogąc oderwać od niego wzroku w tkliwym zamyśleniu, gdy pracował. Tak bezgranicznie uwielbiała łagodne skupienie na jego twarzy, kiedy był czymś zaabsorbowany i zapominał o otaczającym go świecie. Czasami z miłością ocierała biel z jego nosa i rzęs, dopiero wtedy czując, że to, co robią, jest rzeczywiste, że działo się naprawdę.
Zbliżał się dzień jej ostatecznej wyprowadzki z apartamentu w XVI dzielnicy.

_________________

 
 

I said, "I would never fall unless it's You I fall into"

milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904
Kolejne dni małego remontu w ich mieszkaniu mijały na dużych pracach, gdy Tigran miał więcej wolnego czasu. Wtedy też wykonywał te wszystkie rzeczy, które wymagały dokładnego oklejenia framugi folią, aby wzbronić dostęp pyłu do innych pomieszczeń. Szlifował, skuwał, czyścił i polerował. Przygotował nowy blat dla ich stołu, dużego na tyle, że mogłliby zaprosić jeszcze z cztery czy pięć osób. Pośród jednak wielkich prac, znajdowały się te dużo mniejsze. Przeglądanie ubrań, aby pozbyć się tych pogryzionych przez szkodniki oraz tych, których już nigdy nie założą. Przeglądanie pościeli i przygotowanie wszystkich przestrzeni na przeprowadzkę.
Cały proces miał jednak coś więcej niż powierzchowną warstwę materialną. Oboje pracowali ciężko i oglądali rany. Wracały powoli gesty niemal zapomniane przez poprzednie miesiące, wielokrotnie Sahak zatrzymywał się w połowie czynności, aby po prostu patrzeć na Narine, porządkującą jakąś szafkę. To było znów jak w Stambule, to samo niedowierzanie, że żyje, że oddycha, chociaż teraz podszyte nadal obecnym poczuciem winy.
W głównej mierze jednak Tigran patrzył na łuki jej łydek, zgrabne ramiona, elegancką krzywiznę szyi i widział w niej ukrytą transformację wadery. Często stawali na balkonie i palili, rozmawiając o przyziemnych rzeczach. Opowiedział jej o spotkaniu z Marcusem, o opiece Elisabeth nad Thomasem, o dziwnym podejściu do życia Wijsheida. O tym, jak bardzo rozmijali się ideologicznie, o zawoalowanych groźbach w formie anegdot o przeszłości. O pozornych gestach przyjaźni, gdy oboje sobą gardzili.
Jego definitywna przeprowadzka była wyznaczona dopiero na początek stycznia, Sahak i tak zamierzał większość czasu nocować w ich mieszkaniu. Wyjął z samochodu ostatnią walizkę Constanzy, udając, że jest dla niego ciężka. Wniósł ją do mieszkania, zamknął za sobą drzwi. Pomieszczenia traciły chemiczny zapach detergentów, na rzecz ich zapachów, kawy i papierosów i świeżego chleba i zupy nastawionej w garnku oraz gleby w doniczkach, mydła i ziół w bieliźniarce. Ustawił walizkę przed szafą, gdzie równo wisiała już część garderoby Narine, zawieszona w szpalerze wieszaków elegancja i praktyczność.
Pomóc ci? — zapytał, wskazując głową na puste wieszaki. Zdjął z nosa okulary i odstawił je na swoją szafkę nocną. Jeszcze nie spał w ich sypialni, ale zostawił już książkę na później.
Bo nie było jego bez niej.

_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Constanza Moreau

Constanza Moreau
Liczba postów : 633
— Mhmmm — zgodziła się. — W tej płaskiej kieszeni od wewnętrznej strony powinien być wieszak na apaszki. Możesz ponakładać.
Sama zasunęła szeroką szufladę, w której eleganckie organizery dzieliły przestrzeń dla poszczególnych elementów bielizny. Druga szuflada poniżej miała podobne przegródki, na galanterię. Renata posiadała więcej par rękawiczek niż butów, ale one przynajmniej nie potrzebowały zupełnie oddzielnej sekcji w szafie, jak kapelusze. Tych jednak nie musieli układać. Prawie wszystkie zostały na miejscu przez ostatni rok w oczekiwaniu na lepsze czasy.
Cała gama kolorowych szalików i chust leżała na szczycie bagażu, złożona w nieprzyzwoicie staranne rulony. Półprzezroczyste jedwabie, satyny, ozdobna wstążka z kobaltowo-wiśniowej organzy, pasująca do jednego konkretnego stroju wieczorowego i kilka wielokolorowych szali z lekko połyskującej pashminy. Tigran znalazł też ciemnozielony palatyn z aksamitu, bardzo podobny do tego, jaki Narine nosiła, gdy pojechali razem do Armenii i tej nocy, gdy mieli odwiedzić Khor Virap. Musiała kupić sobie nowy, taki sam albo przynajmniej bardzo podobny, bo wątpliwe było, aby ten poprzedni udało się uratować.
Wszystkie jej ubrania pachniały albo mydlaną czystością, albo ciężkimi perfumami o nutach czarnego rumu i śliwki.
— Nigdy nie lubiłam rozpakowywania po podróżach — przyznała lekkim tonem, wkładając do szafy ostatnie swetry i płaszcz. Powiedziała to tak, jak gdyby tym właśnie była dla niej obecna sytuacja: jedynie przykrym, przyziemnym obowiązkiem po odbytej przygodzie, a nie, jakby kończyli dobrowolne wygnanie. Prawie, ale tylko prawie można byłoby jej uwierzyć. Gdyby nie było się Tigranem.
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904
Wyjął wieszak, porządny drewniany, złożony z wielu kółek, przez które należało przełożyć apaszki. Tigran miał podobny po swojej stronie garderoby, na krawaty, bo wolał taki układ, niż klasyczne podwójne druciki. Apaszka po apaszce, delikatnie przekładał je w prawidłowy sposób, siadając na ławeczce u stóp łóżka, aż jego dłonie pachniały perfumami Narine i mydłem. Przez chwilę oglądał szal, który był tak bardzo podobny do tamtego, tej zieleni, która nasiąknęła burgundem.
Te wszystkie drobne rzeczy, które przywracały go do horroru tamtego dnia, wywoływały sensację w jego ciele, podobną do tego, gdy dowiadujesz się, że Appalachy są starsze nie tylko do pierścieni Saturna, ale również od samych kości. Jego miłość była tą skałą, starą jak świat i jak się okazało, tak samo, jak to odwieczne pasmo górskie, była przerażająca.
Dlatego zawsze dobrze nam się współpracowało w drodze — stwierdził, nawiązując do tych nieco wstydliwych czasów, gdy ponownie się znaleźli, pośród zawieruchy rzezi ich rodaków, gdy ich relacja dopiero tworzyła się i stanowiła bardzo grząski grunt pytań: kim my właściwie dla siebie jesteśmy. Powolny rytuał otwierania walizek, rozkładania podróżnych ubrań w szyku, gładzenia materiałów, tasiemek, wieszania ich w szafach. Zawartość podręcznej walizki bardzo wiele mówi o człowieku.
Odwiesił apaszki na miejsce, sięgając ponad ramieniem ukochanej, aby jej nie przeszkadzać. Właściwie już kończyli. Pudła z kapeluszami już zostały odkurzone, paski do pończoch złożone w szufladach razem ze zwiniętymi nylonami. Ostatnie sukienki i spodnie na wieszaki i garderoba przygotowana. Jego czarna, monotematyczna, z kilkoma białymi koszulami i jej, uporządkowana gama wielu barw.
Jak złodziej, nagle przesunął nosem po jej skroni i ją pocałował w to miejsce.

_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Constanza Moreau

Constanza Moreau
Liczba postów : 633

Nie pozwoliła mu się odsunąć po tym buziaku, okręciła się w miejscu i złapała Tigrana za poły koszuli, przyciągając go do siebie mocniej, jak magnes.
— Oczywiście. Jakże byłabym poradziła sobie w wędrówce bez figury pana męża? — dogryzła mu wesołkowato. Wspominali to wielokrotnie w przeszłości i Tigran doskonale wiedział, co sądziła o jego ówczesnej propozycji: mieli bowiem udawać małżeństwo, żeby Narine było łatwiej przemieszczać się po Europie. Wampirzyca była już wtedy doświadczoną podróżniczką, wprawiona przez swojego stwórcę i wystarczająco majętna, by pieniądz otwierał jej ciężkie do przetarcia szlaki, tarasowane przez niechętnych kobietom obrońcom starych obyczajów. Lubiła radzić sobie sama, dlatego gdy dawny przyjaciel mnich zasugerował, że powinni przybrać fasadę małżeństwa dla niepoznaki, żachnęła się wtedy bardzo. Przecież skoro Lady Craven, Mary Kingsley czy Isabella Bird mogły brykać po świecie ze swoimi badaniami i reportażami, to i jej, pisarce i pionierce nauk fizycznych, nikt nie powinien zabraniać. A jednak się zgodziła. Chyba bardziej ze złośliwości niż z rozsądku, prawdopodobnie, żeby zawstydzić Tigrana swoją przebojowością, zagrać mu na nosie.
Los jak zwykle był przy tym bardzo przewrotny i szybko zweryfikował jej zakusy, gdy wyszło na jaw, że w istocie byli doskonale dopasowanymi partnerami w tułaczce.
Toteż wyruszyli we wspólną podróż, która nigdy tak naprawdę się nie zakończyła i trwała z pewnymi przystankami aż do dziś.
Ucałowała go miękko i wtuliła twarz w szyję Sahaka, szukając czołem znajomego ciepła i tętna wystukującego rytm życia w niecce pomiędzy mięśniami. Tam również złożyła pocałunek, dłuższy, już nieco innej natury. Mniej niewinny.
Ku uciesze Narine, dzięki remontowi widywali się dużo i często, prawie że regularnie, ale od niezręcznego spaceru po Pere Lachaise nie kochali się wcale. Zupełnie jakby przygniotła ich świadomość beznadziejnie obnażonych potrzeb, palącego, niemal zwierzęcego głodu bliskości, zachowywali się nieco ostrożniej, wedle myśli, że najpierw wypadało zająć się wszystkimi obowiązkami. Przerwana tamtej nocy muzyka czekała na wznowienie, a nabrzmiała pełnią wola wisiała na ostatnim włosku, jak ciężki, pękaty owoc na czubku gałęzi, tęskniący do zerwania przez czułe palce, do bycia pochłoniętym przez usta spragnione letniej słodyczy.
— Zostań ze mną dzisiaj — poprosiła szeptem. To nie było pytanie, czy mógł, nie zaledwie sugestia. Błaganie. Błaganie zamknięte w powadze bursztynowych oczu i w solenności oddechu, którym karmiła go z bliska, nawet jeśli naturalny, posągowy urok Narine sprawiał, że nawet błagając wyglądała tak, jakby wydawała polecenia.

_________________

 
 

I said, "I would never fall unless it's You I fall into"

milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904
On bardzo starannie ukrywał to, że odtwarza ich ostatnie wspomnienie na cmentarzu, gdzie zrozpaczona tęsknota pchnęła ich w objęcia utraconej bliskości i namiętności w bardzo bezpośredni sposób. Zawsze, zawsze była dla niego najpiękniejsza, ale musiał przyznać, że widok jej przegiętej na sarkofagu przyprawiał go o przyjemny dreszcz, nawet jeśli nie do końca mógł widzieć jej twarz. Nie rozbroili tego napięcia, jedynie je mnożyli, udając, że nie paruje, niczym gejzer, gotując się w nich. Oboje znali się na opanowaniu swoich emocji, chociaż ich zdystansowanie nie wynikało jedynie z budowania słodyczy, gdy nadejdzie ta bliskość.
Najpierw postanowił objąć ją tylko w talii, ale drażniący oddech na szyi stał się pogrzebaczem, budzącym żar do płomienia, który żywo zaskoczył, podłożony nowym paliwem, które wreszcie zostało dolane; na tę chwilę niewielka ilość, acz wystarczająca. Dłonie ukochanej sprawiały, że wyśpiewywał pieśni w przedwiecznym języku aniołów prosto do jej duszy.
Zostanę — szepnął na wydechu, deklaracją niemalże załkaną, gdy oddech powraca po spazmach płaczu. W załamaniach jej ciała znajdował swoją religię, była jego katedrą, czarnoskrzydłym aniołem, w którego pióra, długie pasma włosów, wsuwał palce. Obsypywał lekkimi pocałunkami jej twarz, jak kolejne kryształki skomplikowanego witrażu, ręce nie błądziły, one sobie przypominały znane drogi pośród naw jej mięśni i kości, po marmurze skóry ukrytym pod materiałem odzienia.
Po kilku sekundach, dając wybrzmieć tej deklaracji między nimi, przesunął się całym ciałem niżej, przykląkł przed nią, opierając czoło o jej podbrzusze i ujmując w dłonie jej prawą łydkę. Sunął szorstkimi dłońmi w górę, jedynym dźwiękiem był szmer materiału i jego przyspieszony oddech, aż dotarł do zapinki pończochy. Wtedy podsunął głowę, spojrzał na nią z dołu.
Miłość to sakrament, który przyjmuje się na kolanach.

_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Constanza Moreau

Constanza Moreau
Liczba postów : 633

Wysunęła lekko do przodu kolano, które tak namiętnie oplatał swymi rękoma, i z leniwą, niewymuszoną gracją przeniosła ciężar ciała na drugą nogę, pogłębiając tym samym łagodne krzywizny ciała dla jego dowolnej eksploracji. Patrzyła na Tigrana z rosnącym wyczekiwaniem, a zmysłowa egzaltacja przeobraziła jej twarz, aż stała się nieposzlakowanie piękna, nacechowana niemal królewską godnością. Świadomość miłości i pragnienia, które czuł dla niej, napawała ją szlachetną dumą, jakby jej głowę wieńczyła korona.
Kiedy jego palce zaprzestały wędrówki i zatrzymały się na spince pończochy, Narine zdecydowanym ruchem, przez materiał długiej spódnicy, sięgnęła po dłonie Tigrana i autorytarnie nakazała im nie przestawać; sama wyznaczyła mu ścieżki, sama go poprowadziła przez smukłą wypukłość uda i wklęsłość pachwiny, przez rzeźbę biodra i miękkość pośladka aż do tego miejsca na miednicy, gdzie skóra opina się gładko na kolcu biodrowym; dokładnie tam, gdzie światłocień gra najpiękniejsze arie na wyprężonym ciele i gdzie chciwe, gwałtowne dłonie zatapiają się jak szpony, gdy jedna istota rzeźbi w drugiej swoją pasję jak dłutem. Tkanina spódnicy zmięła się fałdami pomiędzy jej ręką na powierzchni a jego pod spodem. Niesprawiedliwa kurtyna oddzielająca od prawd poznania, a jednocześnie otwierająca drogę dla innych zmysłów, niż wzroku.
W końcu to, co zakryte, najbardziej rozpala wyobraźnię.
Chwilę później siedzieli na podłodze, oparci o bok łóżka, złączeni uściskiem, w którym nienasycenie eksplodowało w ruchach ramion, bioder, palców i ust, niespokojne, przesycone tęsknotą objęcia i pocałunki spadające na całą twarz jak deszcz, skroń Tigrana przyciskana do obojczyków Narine, by lepiej słyszał przyspieszone bicie jej serca. Nie było już setek umarłych i zjaw oglądających ich rozpaczliwe czułości, nie było nikogo, kto wtargnąłby pomiędzy nich i spróbował rozplątać ten węzeł. Narine pieściła rysy ukochanego jakby miała w swoim posiadaniu starożytny artefakt, a oczy zaczynały jej się szklić, na rzęsach osiadała rosa z łez ulgi, którą rozmazywała na czole Tigrana i na jego włosach.

_________________

 
 

I said, "I would never fall unless it's You I fall into"

milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904
Jeśli kiedykolwiek mieli odejść w nicość, w jej usta pragnął oddać swoje ostatnie tchnienie. Teraz zaś szarpanymi wdechami. Przez tak długi czas wiedział lepiej, niż kochać ponownie, że nawet przez stulecie, gdy żyli ze sobą, pozostawała ta maska, skorupa dystansu, którą zachowywali przed większością. Porzucali jednak te warstwy, farby dwuznaczności językowych, pozory i formy, które nawarstwiali się, jak puder na nosie, teraz gdy wybrali wspólną samotność swojego mieszkania, pojawiła się pewna iskra.
Tamowany ogień jego pragnienia zmienił się w gęstą magmę, piękno wulkanicznej aktywności. Te miesiące, nowe zmiany, nadały nowego tonu w muzyce ich fizyczności. Było tak samo, ale jednocześnie inaczej. Powiązanie było znacznie głębsze, bo wiązało się z dużo większym ryzykiem, na wielu płaszczyznach. Nie rzucał się w to na oślep, bez rozsądku, lecz w całkowitej kalkulacji, a nie dzikim skokiem ze skał, lecz eleganckim zanurzeniem się w wodę jej miłości, niczym strzała.
Gładził jej włosy, plecy, ramiona, biodra, skrywane nadal pod ubraniem, całował wnętrza dłoni, nadgarstki, małżowiny uszu. Każdy cal ciała Narine, naznaczony jej zapachem, składowymi perfum, skóry, feromonów, ciepłego zimna. W zapamiętałym pragnieniu, gdy pozbyła się jego koszuli w raptownych ruchach, złapał za brzeg jej swetra, aby przeciągnąć go przez jej głowę, równie prędko, w tęsknocie skóry do skóry, nawet jeśli ich miłosne modlitwy były znacznie cichsze, bardziej prywatne.
Kiedy włosy kobiety rozsypały się kaskadą nocnego nieba na jej plecy, on wpatrywał się w gładką przestrzeń jej skóry, pomiędzy pięknymi obrazami blizn. Niepewnie dotknął brzegu, tam, gdzie kończyły się linie wzorów. Nie mogły już boleć fizycznie, ale bolały duchowo.
Jak mam ją traktować? — zapytał szeptem. Miał ignorować gładką przestrzeń, która wcześniej została pięknie przyozdobiona skaryfikacją czy poświęcić jej więcej czasu. Jakże dziwne to było, gdy to brak blizn pokazywał przemoc, nie odwrotnie.

_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Constanza Moreau

Constanza Moreau
Liczba postów : 633

Sto dwadzieścia lat temu, gdy obnażyła się przed Tigranem po raz pierwszy od lat dziecięcych - lat ludzkich, gdy wszystko było jeszcze tak proste, pełne nadziei i śmiertelne - wstydowi zaszczepionemu przez ówczesne obyczaje, surowo nakazujące niewieście nieprzystępność i panowanie nad swą płochą naturą, towarzyszył jeszcze inny jego rodzaj: skrępowanie, jakie odczuwa przed bliźnim człowiek niewolny, noszący skazy dające świadectwo jego dawnemu upokorzeniu. Oprócz onieśmielenia przed przystojnym mężczyzną, w którego ręce oddawała władzę nad swoim honorem, Narine w tamtym momencie myślała także o tym, czy spodoba mu się ciało o co prawda zgrabnej budowie, lecz wadliwej oprawie. Całe jej plecy, od barków aż po lędźwie, a z przodu dekolt, żebra i brzuch, zdobiły setki, jeśli nie tysiące nacięć, które, uległszy zbliznowaceniu, utworzyły żywy ornament, piękną, misterną koronkę ze skórnej tkanki. Wtedy, w świetle brzasku szarego jak popiół, siedząc tyłem do Tigrana i czując, jak jego spojrzenie wypala jej dziury w kręgosłupie, prawie trzęsła się ze strachu na myśl, że on odrzuci ją, ponieważ będzie się jej brzydził. Że dotknie jej ramienia, pogładzi je krótko, po czym ze wstrętem cofnie rękę, zniesmaczony fakturą jej skóry, miękką siateczką zrostów, gdzieniegdzie białych, gdzie indziej różowych i błyszczących lekko, jak żyłki w monolicie marmuru. Przecież blizny w ich cywilizowanym świecie nie tylko były uważane za szpetne, lecz ponadto świadczyły o przeżyciach, których nawet wampirza regeneracja nie naprawiła po przemianie. Wieczny stygmat uniżonej posługi, jakby była zwierzęciem gospodarskim, które znakowało się rozpalonym prętem na zadzie.
Paradoks. Narine była jednocześnie dumna z niebywałego wyrafinowania tego kontrowersyjnego dzieła, i przerażona myślą, że stanie ono na drodze do połączenia z inną istotą, którą była tak zafascynowana.
Po tych wszystkich latach pożycia, po owym wstydzie nie zostało nawet wspomnienie. Arcydzieło na jej ciele było kochane i wielbione, stanowiło kanwę na pocałunki i mapę, po której Tigran przemierzył palcami setki kilometrów. Element jej tożsamości, kształtujacy ją jako osobę i nierozłączny od jej prywatnego wizerunku, a zarazem tak skrzętnie skrywany i tak niesamowicie intymny, że osoby, które kiedykolwiek widziały go i dotykały, można było policzyć chyba na palcach jednej ręki.
Osobę, która ujrzała krajobraz jego zniszczenia, na jednym palcu. Jedynym spektatorem był winowajca.
Zapomniała o tym w ferworze dzielonej miłości. Nie zastanawiała się nawet przez sekundę nad tym, że gładkie połaci jej skóry mogłyby zwrócić uwagę. Po prostu zupełnie wyleciało jej z głowy, że tam były.
Nieskalane, jak u niemowlęcia, czyste smugi, ostrymi klinami rozchodzące się na żebrach, niszczące finezyjne obramowanie piersi, wykwitłe tam, gdzie skóra została wcześniej rozerwana i ponownie zaleczona. Strzępy skóry zerwane z połamanych żeber pozbawiły Narine części jej estetycznej tożsamości. Mroczne przypomnienie o pamiętnej zimie, bękarci dar natury, nieuznającej praw społecznych, a tylko swoje własne, spisane w kodeksie instynktów.
Spytana o to, jak traktować tę posępną pamiątkę, Narine zastygła na chwilę, znów, jak przed wiekiem, poddajac się fali obaw. Uścisnęła dłoń Sahaka i wycałowała ją gorąco, ale już nie z tą samą, natchnioną lekkością, bez zapamiętania, lecz w tkliwej powadze. Wyglądała jak ktoś, kto dopiero zbudził się z okrutnego snu o tym, że stracił wszystko, a otworzywszy oczy i zrozumiawszy, gdzie się znajduje i co go otacza, zyskał niepojęte przezeń dotąd pokłady wdzięczności.
— Nie wiem… — wymamrotała niespokojnie, myśląc nad tym dopiero teraz, na bieżąco. — Jak legendę… jak starą bajkę… ziarno prawdy i przestrogę… Nie. Nie tak. Jak trofeum — zadecydowała. Pochyliła się nad Tigranem i przycisnęła czoło do czoła. — Nasze wspólne… trofeum za to, że zatrzymałeś się w porę, nim było za późno na zawsze, a ja miałam jeszcze wystarczająco dużo siły, żeby przetrwać do dzisiaj. Wygraliśmy, Sireli.
Owszem, było jej szkoda wzorów, które utraciła, często myślała o tym stojąc przed lustrem przy zmianie garderoby, ale naprawdę nie chciała, żeby każde ich zbliżenie wyglądało teraz w ten sposób: z przerwami na gorzkie wspomnienia, przywoływanie traumy i ubolewanie nad zaburzoną estetyką.
Chciała, żeby obydwoje mogli przebudzić się wreszcie z koszmaru o utracie wszystkiego i po prostu być wdzięczni, że im się udało.


[ KONIEC ]



_________________

 
 

I said, "I would never fall unless it's You I fall into"

milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Sponsored content


Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Powrót do góry


 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach