Liczba postów : 150
Czy Cerise spodziewała się, że Charlotte przyjedzie tak nagle do Paryża?
Nie.
Czy ją to zdziwiło?
Ani trochę.
Może wynikało to z jej charakteru, a może z wieku, ale żyjąc pośród nieśmiertelnych, przywykła do tego, że niekiedy ktoś z krewnych czy przyjaciół znikał na dziesięć, dwadzieścia albo pięćdziesiąt lat. Gdy pojawiał się znowu – o ile się pojawiał, ale większość prędzej czy później tu wracała, jakby do Paryża niby Rzymu biegły wszystkie drogi – witała go niezmiennie pogodnym uśmiechem i zwykle zachowywała się tak, jakby widzieli się zaledwie chwilę temu. Może zresztą dla niej była to chwila, bo gdy kroczysz po świecie od niemal dwustu lat, rok czasem zdaje się mijać niby mgnienie oka.
Na spotkanie wybrała Cafe de Flore, kawiarnię, w której bywała od wieków. Dosłownie. Zdarzyło się jej kiedyś spotkać tu Picsso, rozmawiać z Simone de Beauvoir i wieloma innymi, spośród których wiele imion przeminęło, nie zapisując się w historii, a inne przetrwały, wiecznie sławne. Czasem znikała stąd i z innych chętnie odwiedzanych zakątków – na piętnaście, dwadzieścia lat, by pamięć o niej też przeminęła – a potem wracała, pod nowym nazwiskiem. Tak jak teraz, kiedy w Paryżu jako Cerise Durand funkcjonowała od zaledwie od dwunastu czy trzynastu lat (i w epoce operacji plastycznych mogła pod nim spędzić jeszcze przynajmniej z dziesięć). Wprawdzie Cafe de Flore znajdowało się w dzielnicy wilkołaków, ale choć Cerise zwykle trzymała się z daleka, dla tego miejsca czasem robiła wyjątek.
Bywała tu i z Charlotte. Niewiele się tutaj zmieniło od ich ostatniej wizyty: wystrój art. Deco, mahoniowe, czerwone krzesła i liczne lustra (przy okazji pokazujące, że nie jestem wampirem, skąd, patrzcie, mam odbicie…) nie były może tymi samymi z czasów tuż po II Wojnie, ale na pewno je przypominały. Cerise rozsiadła się przy jednym ze stolików, jak na siebie całkiem elegancka: odziana w ciemną, bez wątpienia drogą marynarkę i dopasowane spodnie. Na talerzu przed nią spoczywał na wpół zjedzony kawałek ciasta i filiżanka z mocną kawą, a sama Dracula czekając na swoją prawie – że – ciotkę wyciągnęła z torby książkę i przewracała kolejne strony, zaczytana zapominając o upływie czasu.
Nie.
Czy ją to zdziwiło?
Ani trochę.
Może wynikało to z jej charakteru, a może z wieku, ale żyjąc pośród nieśmiertelnych, przywykła do tego, że niekiedy ktoś z krewnych czy przyjaciół znikał na dziesięć, dwadzieścia albo pięćdziesiąt lat. Gdy pojawiał się znowu – o ile się pojawiał, ale większość prędzej czy później tu wracała, jakby do Paryża niby Rzymu biegły wszystkie drogi – witała go niezmiennie pogodnym uśmiechem i zwykle zachowywała się tak, jakby widzieli się zaledwie chwilę temu. Może zresztą dla niej była to chwila, bo gdy kroczysz po świecie od niemal dwustu lat, rok czasem zdaje się mijać niby mgnienie oka.
Na spotkanie wybrała Cafe de Flore, kawiarnię, w której bywała od wieków. Dosłownie. Zdarzyło się jej kiedyś spotkać tu Picsso, rozmawiać z Simone de Beauvoir i wieloma innymi, spośród których wiele imion przeminęło, nie zapisując się w historii, a inne przetrwały, wiecznie sławne. Czasem znikała stąd i z innych chętnie odwiedzanych zakątków – na piętnaście, dwadzieścia lat, by pamięć o niej też przeminęła – a potem wracała, pod nowym nazwiskiem. Tak jak teraz, kiedy w Paryżu jako Cerise Durand funkcjonowała od zaledwie od dwunastu czy trzynastu lat (i w epoce operacji plastycznych mogła pod nim spędzić jeszcze przynajmniej z dziesięć). Wprawdzie Cafe de Flore znajdowało się w dzielnicy wilkołaków, ale choć Cerise zwykle trzymała się z daleka, dla tego miejsca czasem robiła wyjątek.
Bywała tu i z Charlotte. Niewiele się tutaj zmieniło od ich ostatniej wizyty: wystrój art. Deco, mahoniowe, czerwone krzesła i liczne lustra (przy okazji pokazujące, że nie jestem wampirem, skąd, patrzcie, mam odbicie…) nie były może tymi samymi z czasów tuż po II Wojnie, ale na pewno je przypominały. Cerise rozsiadła się przy jednym ze stolików, jak na siebie całkiem elegancka: odziana w ciemną, bez wątpienia drogą marynarkę i dopasowane spodnie. Na talerzu przed nią spoczywał na wpół zjedzony kawałek ciasta i filiżanka z mocną kawą, a sama Dracula czekając na swoją prawie – że – ciotkę wyciągnęła z torby książkę i przewracała kolejne strony, zaczytana zapominając o upływie czasu.
Milestone 100
Napisałeś 100 postów!