Flore&Garland

3 posters

Go down

Garland Cerise

Garland Cerise
Liczba postów : 69
Jego szczęście się wyczerpało. Tak szybko jak przyszło, tak szybko odeszło gdy Elisabeth otrzymała jakąś utajnioną wiadomość od Seleny... Na serwetce. A już zaczynało między nimi tak dobrze iskrzyć. Miał tylko nadzieję, że wystarczająco rozhajcował węgliki w jej duszy by utrzymały swój żar trochę dłużej niż jeden wieczór. Nie miał do niej pretensji, to w końcu musiało się skończyć. I tak dostał więcej niż mógł się spodziewać. Teraz pozostało mu jedynie nadal być użytecznym. Wyszedł z balkonu dość szybko przechodząc na wskroś salę balową. Chyba nawet mijał jeszcze kilka osób, które nie zebrały się do zwiedzania nowej atrakcji, wśród których była Flore. Ją poznałby wszędzie. Nadal jednak była ze swoim chłopakiem..? Jak zwał tak zwał. Nie było sensu wchodzić między wódkę, a zakąskę.
Kiedy wszyscy dobrze się bawili on wyskoczył do szofera, tylko problem był taki, że było ich tu z tysiąc... Przecież każdy, szanujący się, nadnaturalny musiał wpaść własną wypasioną bryką. Znalezienie tego, który raportował do Lis graniczyło z cudem, więc jak na przedsiębiorczego wilka przystało, zrobił coś lepszego. Zabrał waletowi swoje kluczyki i podprowadził swoją własną furę pod jedno z bocznych wejść. Kilka osób ze służby próbowało zaprotestować, aczkolwiek tam, gdzie nie pomógł jego rozbrajający uśmiech, do głowy przemówiło jego warczenie. W końcu jego auto znalazło się tam, gdzie miało, a on mógł w końcu wrócić do swojej lisicy.
Trochę mu się spieszyło ponieważ zamierzał jeszcze objeść właściciela, a był prawie pewien, że w Sercu Nocy znajdzie w końcu coś dla siebie prócz tych ciasteczek z wróżbą. Dlatego dość szybkim krokiem schodził po schodach do katakumb? Piwnicy? Gdziekolwiek to przejście prowadziło. Sprawdzał w między czasie swoją komórkę. Może Lis dała znać, gdzie mają się spotkać? Wtedy usłyszał szybki tupot szpilek odbijających się echem po kamiennym sklepieniu. Uniósł wzrok by zobaczyć Flore. Bez swojego rzepa. Może los znów się do niego uśmiechał?
- Flore! Miałem Ci powiedzieć, że- - urwał ponieważ dopiero teraz zauważył jak szybko szła, a właściwie biegła trzymając się za usta.
Jedna z kelnerek donosząca właśnie drinki na dół nie miała wystarczająco dużo zwinności by usunąć się z drogi. Flore wpadła na nią, ona na Garlanda, który okazał się naprawdę twardą ścianą, jak na dwie kobiety, a taca niczym w zwolnionym tempie wystrzeliła do góry robiąc powolny obrót, a razem z nią whisky, które rozlało się na jego ramiona, wino, które trafiło na poły marynarki oraz na końcu dwie lampki szampana wylane wprost na jego głowę.
- Wyglądasz świetnie... - dokończył mrugając kilka razy oczami żeby pozbyć się alkoholu z ich okolic.
Później stało się to, na co obie czekały na wdechu. Jego twarz znacząco się zmieniła nabierając dzikich rys. Oczy zaświeciły złotem, a wszystkie mięśnie urosły pod materiałem wzorzystego garnituru, niebezpiecznie go napinając.
- Kurwa! - kłapnął zębami w stronę kelnerki warcząc ostrzegawczo.

@Flore Cerise

Flore Cerise

Flore Cerise
Liczba postów : 59
Jako z natury ciekawska istota Flore, gdy tylko usłyszała, że Serce Nocy jest dla nich otwarte po prostu czuła wewnętrzne parcie, żeby się tam udać. Na korzyść przemawiało też pewnie to, że gdzieś w tłumie zgubiła dotychczasowe towarzystwo i jakoś nie śpieszyło jej się za bardzo, żeby odnaleźć ich z powrotem. No i niektórym zgadywał, że przydałoby się towarzystwo sam na sam z innym nadnaturalnym.
Sama nie wiedziała do końca czego oczekuje, ale po przekroczeniu drzwi i zobaczeniu całej misternej instalacji poczuła, że robi jej się słabo. Niemal od razu przypomniały jej się pierwsze lata po przemianie a potem późniejsze przed wynalezieniem syntetyków. A potem poczuła zapach mięsa i cofnęła się jeszcze szybciej niż weszła, zatykając usta dłonią i śpiesząc się jak tylko była w stanie najmocniej w poszukiwaniu łazienki. Albo chociaż ładnej doniczki. Nawet nie zwracała bardzo uwagi na otoczenie, bo wciąż czuła ten fantomowy zapach.
- To nie jest dobry moment - powiedziała na wydechu, modląc się aby nie zwymiotować na towarzysza. No i to mogło być przyczyną katastrofy, bo biedna kelnerka nie miała szans na uniknięcie jej. Sama doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że była to jej wina i tylko spojrzała na swoją sukienkę. Cała w alkoholu zdecydowanie nie polepszała sytuacji, tym bardziej że materiał dziwnie przylegał do ciała. Jedynym plusem było to, że przynajmniej zapach wina na razie mocniej wyczuwała i nie czuła naglącej potrzeby znalezienia wolnej kabiny, kosza ani nic w tym stylu. Odgarnęła mokre włosy do tyłu. Próbując rozeznać się w sytuacji próbowała wstać, ale na mokrej podłodze, w długiej i klejącej się sukni, wysokich szpilkach i z protezą było ciężko.
- Dziękuję, ty też całkiem nieźle się prezentujesz. I jeszcze lepiej pachniesz - odwzajemniła się ładnie usiłując wstać i klnąc w myślach na czym świat stoi. Musiała jednak przyznać, że nie kłamała. Prezentował się cudownie i było to mocno obiektywne. Nawet z litrami alkoholu na sobie i w przesiąkniętym nim ubraniach. Na jej gust był raczej zbyt spokojny. a przynajmniej tak jej się wydawało.
- Wszystko w porządku? Wydajesz się być ciut za... - zaczęła, akurat w momencie gdy przekleństwo wyrwało się z jego ust. Nie podobała jej się ani trochę ta przemiana i kolor oczu, a widząc napinające się mięśnie nie mogła się nie zastanawiać, która z nich zostanie przekąską - spokojny - dokończyła, widząc, że przynajmniej jedno się nie zmieniło. Wysunęła kły, ostrzegawczo sycząc. Nie miała zamiaru atakować, ale też nie lubiła mieć w swoim otoczeniu zwłok ludzkich. Podjęła więc kolejną próbę wstania i nawet by jej się udało, gdyby nie chęć pomocy ludzkiej dziewczynie. Zapomniała, że ludzie uwielbiają pomagać innym i że kolejna dziewczyna również z tacą, ale tym razem przekąsek i deserów będzie chciała uratować koleżankę z opresji. Niechcący trąciła więc łokciem tacę, gdy poślizgnęła się na posadzce. Czy trzeba dodawać, że zawartość obu wylądowała na ich radosnej czwórce, a kelnerka numer jeden wpadła w histerię? Cudowny bal.
Cała w bitej śmietanie i wszystkie siły wyższe raczą wiedzieć w czym jeszcze poddała się z ogarnianiem siebie, a zamiast tego zbliżyła się do wilkołaka z serwetkami w panice wetkniętymi jej przez kelnerkę, która jeszcze myślała. Może niezbyt bezpieczne było doprowadzanie do porządku rozwścieczonego nadnaturalnego, ale raz się żyło. Najwyżej straci drugą nogę albo głowę, nieprawdaż?
- Tak tak, już dobrze - powiedziała spokojnie (no, na tyle na ile można w danej sytuacji i starając się nie okazać paniki - rzadko kiedy miała do czynienia z wściekłymi dziećmi księżyca), pozbywając się metodycznie bitej śmietany z marynarki, koszuli i spodni. Starała się unikać patrzenia mu w twarz, cała sytuacja była dla niej mocniej niż niezręczna. - Przynajmniej nie można ci odmówić tego, że wyglądasz smakowicie.

@Garland Cerise

Garland Cerise

Garland Cerise
Liczba postów : 69
O tym jak zły był to moment przekonał się o wiele ze późno. Przez moment był nawet ciekaw, co takiego skrywała ta nowa atrakcja, że Flore tak szybko się z niej ulatniała. Tym bardziej wiedząc, że już wcześniej parała się trochę medycyną, więc widok krwi chyba nie powinien robić na niej większego wrażenia. Nie dane było mu się zbyt długo nad tym zastanawiać, gdyż wielkim zrządzeniem losu został za chwilę oblany chyba z dobrym litrem alkoholu. Podobnie sprawa miała się z wampirzycą, aczkolwiek tego w pierwszym momencie nie zarejestrował. Garland zawsze był żywiołowy, nie mylić z gwałtowny. Jak na wilkołaka bardzo rzadko uciekał się do przemocy, a to dlatego, że jako kupiec za życia wierzył, że na każdym konflikcie można coś wskórać. Czasami jednak... Czasami zwierzęca natura brała górę, tak jak w tym przypadku. Najgorsze były te gwałtowne skoki agresji, to one skutecznie pozbawiały go kontroli.
Nawet syczenie Flore z okolic podłogi nie pomagało. Wręcz przeciwnie. Wilkom najlepiej usunąć się z drogi zamiast wyzywać je na pojedynek. Może nie był jeszcze przemieniony do tego stopnia by całkowicie stracić kontrolę, lecz wystarczająco by warknąć również na kobietę, którą swego czasu kochał. Wszystkiemu nie pomógł fakt, że gdy ta podnosiła się do pionu potrąciła jeszcze jedną kelnerkę, tym razem z jakimiś deserami, czy innym cholerstwem. To naprawdę nie był najlepszy pomysł. Normalnie pewnie by się z tego śmiał, lecz tylko gdyby zrobił to sam. Nie lubił gdy ktoś brudził go z zaskoczenia. Przemienionymi już pazurami przeciągnął po kamiennej ścianie. Pomimo faktu, że był cały oblany alkoholem, bitą śmietaną, a na głowie nadal leżała mu babeczka z jakimś krwawym nadzieniem, które pewnie okaże się wiśniowym, nadal wyglądał całkiem groźnie.
Kelnerkom chyba zostały przekazane podstawowe zasady, jak nie pokazuj pleców drapieżnikowi. Stały jak wryte licząc na to, że zostaną uratowane przez wampirzycę. Garland pozwolił jej się zbliżyć, choć sama musiała sobie odpowiedzieć na to czy był to dobry pomysł zważając na fakt, że niektóre szwy marynarki już puściły. Materiał zrujnowany.
Istnieje prosta zasada przy agresywnych samcach. Jeśli chcesz szybko zdeeskalować sytuację po prostu złap agresora za jaja i mocno ściśnij. Lub, jak w przypadku Flore... Po prostu przejedź przypadkowo w tamtych rejonach czyszcząc mu spodnie. Jego oczy wręcz momentalnie zrobiły się mniej zwierzęce, lecz nie straciły swojej barwy. Sylwetka natomiast zdecydowanie się zmniejszyła, trochę jakby ktoś spuścił z niego powietrze. Spojrzał na nią zdziwiony szukając jakiegoś wytłumaczenia na to, gdzie znajduje się jej dłoń. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że i jej się dostało. Ten mokry materiał za dobrze przylegał teraz do jej ciała i chyba nawet trochę prześwitywał? Jego spojrzenie nie straciło swojego żaru, został on po prostu inaczej ukierunkowany.
- Z nas dwojga to Ty wyglądasz smakowicie... - mruknął jej obok ucha pozwalając jeszcze przejąć kontrolę instynktom i zlizał nieco bitej śmietany z okolic jej szyi oraz płatka ucha.
Kiedy zmysły wróciły już do niego na dobre i zorientował się co właśnie zrobił po prostu niezręcznie odchrząknął i zwrócił się w stronę kelnerek.
- Gdzie tu są jakieś kwatery? - rzucił gniewnie, a gdy te mu odpowiedziały wyciągnął z kieszeni kluczyki do swojego samochodu i podał jednej z nich - Przynieście moje rzeczy z bagażnika. Macie minutę. - zmierzył je nieprzychylnym wzrokiem obserwując jak uciekają w popłochu.
- Chodź, zanim będzie z tego jakaś afera. - powiedział do Flore całkiem miękko biorąc ją za rękę i prowadząc w stronę jednej z łazienek, aczkolwiek szybko zmienił zdanie kiedy zobaczył pobliską spiżarnię? Kanciapkę? Pomieszczenie gospodarcze które mógło być mikrokawalerką, do której wszedł jak do siebie.
W takich pałacach zawsze było tysiąc niepotrzebnych pokoi. Wiedział, bo sam miał swego czasu takich kilka. W głowie nadal miał to, co zrobił jeszcze przed chwilą w tym ciemnym korytarzu. Na razie po prostu zrzucił z siebie marynarkę.
- Przepraszam, czasami tracę kontrolę. - mruknął stojąc do niej nadal plecami i nie uściślając czy chodzi o atak na kelnerki czy ten drugi gest.

@Flore Cerise

Flore Cerise

Flore Cerise
Liczba postów : 59
Flore zdecydowanie wolała nie wspominać o Sercu Nocy. Być może dla normalnych wampirów i wilkołaków była to całkiem ciekawa rozrywka i piękny sposób podania, ale ją samą mdliło. Od zawsze nienawidziła posilania się z żywych istot i być może dlatego przyjęła z taką ulgą pojawienie się krwi syntetycznej. Co prawda wyrzuty sumienia z dawnych czasów zostały, ale przynajmniej mogła zaliczyć je do przeszłości i iść dalej. No i mogła odpokutować swoje winy. A czyż był na to lepszy sposób niż medycyna? Co prawda naturalna bądź związana z przyjmowaniem nowego życia na świat, ale jednak się liczyło. Życie za życie czy jak to tam szło.
Co zrobiłaby każda myśląca istota na widok wilkołaka w innym stadium niż ludzkie? Prawdopodobnie spieprzała jak najdalej, modląc się o życie. Co robiła Flore? Patrzyła na niego jak cielę na malowane wrota. Czy się bała? Oczywiście, aż taką idiotką nie była by tego nie czuć. Jednak była też zaciekawiona tym stadium przemiany. Zamierzała o to dopytać potem. Na przykład wtedy, gdy nie będzie dużego prawdopodobieństwa zostania daniem głównym.
Niemniej wiedziała, że wciąż jest to Garland, więc jakoś nie przejmowała się wybitnie. I może dlatego syknęła jeszcze raz, średnio przejmując się warknięciem. Brak instynktu samozachowawczego? Może i tak, ale bywała w gorszych tarapatach. Dreszcz przebiegł jej po kręgosłupie na dźwięk skrobnięcia pazurami o ścianę. Miała wrażenie, że raczej ciężko będzie to ukryć przed gospodarzami.
Nie przeszkodziło jej to jednak w próbie naprawienia swojego błędu. Średnio zwracała uwagę na kelnerki, wolała skupić uwagę mężczyzny na sobie i go oczyścić. Mogła mieć tylko nadzieję, że tamte mają jakieś resztki rozumu i uciekną. Nie dziwiła się natomiast, że nie odwracały się tyłem do nich. Mądre. Pozwolił jej podejść co uznała za mały sukces. Chociaż to, że szwy poszły nie było wybitnie pocieszające i nie upewniało jej, że to dobra decyzja.
Mogła przyrzec, że to był przypadek! Po prostu czyszczenie ciut ją pochłonęło. I nawet nie zwracała uwagi jak może być odebrany dotyk w strategicznych regionach. Nie umknęło jej uwadze natomiast, że nieco zmalał. Garland dla ścisłości. Widocznie jednak to działało w jakiś sposób. I zorientowała się co tak właściwie robi. Zarumieniła się i uznała, że niezręczność chyba jest im pisana przy każdym spotkaniu. Odważyła się podnieść wzrok. Miał niesamowite oczy, to musiała przyznać. Przekrzywiła głowę i przygryzła wargę, starając się powstrzymać śmiech. Czuła, że to może pogorszyć sprawę, ale widok babeczki i czegoś czerwonego na wilkołaku był tak abstrakcyjny, że aż śmieszny. Zwłaszcza z zestawieniem groźnej formy sprzed chwili.
- Oboje jesteśmy smakowici? -zaproponowała kompromis, zastanawiając się mimowolnie ile prawdy było w jego słowach. Sama czuła zapach alkoholu i, nie wiedziała że kiedykolwiek się do tego przyzna sama przed sobą, zdecydowanie on ją drażnił. Odgarnęła włosy do tyłu, licząc, że chociaż trochę to pomoże. Nie spodziewała się jego gestu i przez moment stała jak skamieniała. To było... Dziwne? Tak to chyba można było określić.
Widziała spojrzenie i skrzyżowała ręce na piersi i kurcząc trochę w sobie w próbie zakrycia. Nie oszukiwała się jednak, że materiał sukni jakoś nie jest wybitnie pomocny.
Była wdzięczna za to warknięcie. Sekundy na przemyślenia jednak się przydały. Na ochłonięcie i szybkie rozeznanie w sytuacji zresztą też.
- Myślę, że na to może być trochę za późno - uznała, ale dała się pociągnąć. Nie wiedziała do końca gdzie, ale zgadywała, że to jeden z wolnych pokoi. Czy tam kanciapek patrząc na rozmiar. Nie zamierzała wybrzydzać i dopytywać.
- Nie szkodzi, zdarza się. Przynajmniej nie ma trupa na środku korytarza i wszyscy mają kończyny na swoim miejscu - uznała, siląc się na radosny ton i podnosząc rzuconą marynarkę. No cóż, raczej nikomu by już nie posłużyła. Złożyła ją jednak i położyła na szafeczce ze środkami do czystości. Miejsca nie było za dużo, ale jakimś cudem udało jej się przecisnąć pomiędzy mopem, a szczotką i stanąć przodem do mężczyzny. Złapała jego twarz w dłonie i uważnie spojrzała.
- Każdemu może się zdarzyć stracić kontrolę, nie ma się czym przejmować - powiedziała, głaszcząc kciukami policzki w uspokajającym geście. Czuła, że musi jakoś pocieszyć mężczyznę. Ludzka natura i nadopiekuńczość widocznie postanowiły skierować się także i na niego. No cóż, bywało i tak.
Sytuacja nie sprzyjała jednak jakimś wybitnie długim rozmowom. No i czuła, że cała się lepi. Przynajmniej zapamięta ten bankiet. Babeczka dalej dzielnie tkwiła na głowie Garlanda i nie mogła powstrzymać się przed chichotem przy jej zdejmowaniu. Strzepała okruszki z jego koszuli, wiedząc w pełni że ani trochę to nie pomoże. Z miną niewiniątka starła tez z jego policzka sos i z zadziornym uśmiechem wypaliła:
- Nie sądziłam, że to kiedykolwiek powiem, ale ściągaj spodnie Garland - poprosiła, a rozbawienie było aż nazbyt słyszalne w jej głosie. Niemniej wątpiła, aby przesiadywanie w mokrych spodniach było szczytem komfortu. - Jeśli się wstydzisz mogę się odwrócić - zaproponowała, dalej powstrzymując się od śmiechu. Nie jej wina, że kiedy stres opadł uznała to za całkiem zabawne.

@Garland Cerise

Garland Cerise

Garland Cerise
Liczba postów : 69
Stawanie pomiędzy nim, a potencjalną przegryzką było albo niesamowicie odważne, albo niesamowicie głupie. W przypadku mężczyzn te dwie cechy zazwyczaj się łączą, jednakże kobiety słyną z tego, że raczej używają trochę mózgu zanim postąpią w ten, czy inny sposób. Nie miał pojęcia, co sprawiło, że ona również się stąd nie zabrała. Powinna była. Nawet jeśli zostali przemienieni w podobnym wieku ona posiadała protezę, a on był diabelnie silny. To nie byłaby równa walka. Może to jej opiekuńcza strona, której nie zatarły te wszystkie lata w których się nie widzieli. W końcu tak naprawdę nie mógł powiedzieć by nadal się znali. Na pewno ich charaktery zostały zweryfikowane przez ząb czasu. Nie można się spodziewać, że ten Garland to ten sam, który kiedyś próbował ją poderwać. Ta góra mięch,a z którą miała teraz do czynienia tylko lekko przypominało tamtego Garlanda z wyglądu. Nie miał nad sobą pełnej kontroli, lecz tego nie mogła wiedzieć.
Pewnie ufała, że pomimo gniewu, nadal był chociaż częściowo sobą. Miała rację. Jej nigdy by nie skrzywdził, nawet gdyby go zmuszali. Tylko absolutne zdziczenie mogłoby go posunąć do tak haniebnego czynu. Jeśli chodziło o te biedne kelnerki natomiast... Nie było wiele rzeczy, które mogłaby zrobić gdyby ruszył do ataku. Stąd jej reakcja była po prostu wykalkulowanym ryzykiem, które tym razem przyniosło zamierzone skutki. Udało jej się udobruchać złego wilka, a to przez to, że przez przypadek sięgnęła w rejony, w które nie powinna. Rzeczywiście, niezręczność zdawała się być im pisana, chociaż musiał przyznać sam przed sobą, że z tymi rumieńcami naprawdę mu się podobała. Tym bardziej jeszcze przygryzając swoją wargę i patrząc mu w oczy. Mógłby tak zostać na dłużej.
- Zdecydowanie... - mruknął nadal niskim głosem dając się jeszcze przez chwilę ponieść emocjom, które w nim wyzwoliła.
Kiedy zorientował się jak na nią patrzy oraz to, że ta się zakrywa, wiedział, że przeholował. Skarcił się za to w myślach i szybko odwrócił wzrok. Przekazał, co miał przekazać kelnerkom, a sam zabrał ją do pierwszego, lepszego pomieszczenia, gdzie będą mogli zostać na chwilę sami. Nie chciał jej się pokazać z tej strony. Znała jego rozrywkowy charakter. Chęć do bitki, kiedy powód był słuszny, aczkolwiek teraz? Rzucenie się na dwie dziewczyny ponieważ wylały na niego drinki? To nie był on. To była jego druga natura nad którą po dziś dzień próbował zapanować. Czy był tym zawstydzony? Nie od końca. Pogodził się już z tym, jak teraz wygląda jego życie. Przed Flore po prostu... Nie chciał taki być. Nie chciał pokazywać tego, jak bardzo się zmienił.
- Byłem na granicy... - przyznał niechętnie dopiero po chwili unosząc na nią wzrok w którym było widać nieco hańby.
Nie powinna być tak blisko. Nie w tym ciasnym pomieszczeniu, w którym trochę brakowało oświetlenia. To wszystko nadawało tej scenie niepotrzebnego romantyzmu, którego nie powinno tutaj być. Przecież stracili swoją szansę i ta nie powinna powrócić. Nie po śmierci jego brata.
Na szczęście nie tylko on potrafił zawsze rozluźnić atmosferę. Uniósł wzrok kiedy ściągała z jego głowy babeczkę i tylko głupkowato się uśmiechnął. Mógł zrozumieć komizm tej całej sytuacji. Wyglądał jakby wytarzał się po wszystkich kuchennych blatach, które zastawione były gotowym jedzeniem. Zaliczył całą imprezę w kilka sekund.
- Dwieście lat temu oddałbym całą fortunę żeby usłyszeć od Ciebie te słowa. - zaśmiał się cicho próbując nie zrobić z tego nic dziwnego, przecież wiedziała, że się w niej podkochiwał, musiała, nie była głupia - Nie musisz. - puścił jej oczko sięgając swojego paska.
Z naturalną dla siebie charyzmą patrzył jej w oczy z subtelnym uśmiechem, kiedy jego dłonie pracowały nad ściągnięciem spodni. Nie robił tego w końcu pierwszy raz. Nie przyzna się też do tego, że lepiej żeby się teraz do niego nie odwracała tyłem. Jej pośladki w ciasnym pomieszczeniu byłyby zdecydowanie za blisko. Przewidział prawie wszystko. Prócz tego, że mokre spodnie przykleją mu się do łydki, przez co straci równowagę. Zdążył się co prawda złapać za jedną z półek zanim gruchnął na podłogę, jednak nie przed tym jak swoim ciałem przycisnął się do jej, a ich usta dzieliły zaledwie milimetry. Spojrzał jej w oczy i chodź jego nie były już złote, a w swoim naturalnym, niebieskim kolorze, tańczyło w nich coś interesującego.

@Flore Cerise

Flore Cerise

Flore Cerise
Liczba postów : 59
Może i powinna była się bać i uciekać, ale rozum nie zawsze szedł u niej w parze z sercem. Oczywiście starała się rozsądnie podejmować decyzje w dorosłym, codziennym życiu, ale też nie była robotem: popełniała błędy. Tym razem jednak widocznie nie należał on do tych śmiertelnych.
Nie potrafiła na niego patrzeć inaczej niż na mężczyznę sprzed ponad dwustu lat. Zapewne różnili się i to mocno, ale uważała że nawet jeśli jest wilkołakiem to wciąż był Garlandem. Zostali przemienieni w podobnym czasie tak myślała i Cerise był chyba niemalże jej równolatkiem - to nieco podbudowywało. Podobne doświadczenia i podobne wspomnienia, a jeśli dodać do tego związki rodzinne i po prostu znajomość to tworzyła całkiem spójna całość.
- Wybacz - poprosiła nieśmiało, notując w pamięci jak udobruchać mężczyznę na przyszłość. Tak na wszelki wypadek jakby zaszła taka potrzeba.
Była mu szalenie wdzięczna za odwrócenie wzroku. Ogarnęła się w tym czasie pobieżnie i naprawdę żałowała, że nie wzięła jakiejś kreacji na zmianę. Z drugiej strony oznaczało to, że będzie mogła wcześniej opuścić to miejsce i cieszyć się wolnością pod postacią książki i wina w fotelu przed kominkiem. Czy istniało coś lepszego? Jej zdaniem nie.
Flore znała jego charakter przed wieloma laty, jednak sytuacja pokazała jej wyraźnie, że to nie jest ta sama osoba co dawniej. Owszem, wiedziała od jego brata że wdawał się często w bójki, jednak wiedziała także że zazwyczaj było to uzasadnione. A tutaj w zasadzie nie było powodu do hipotetycznego ataku.
- Wiem, widziałam - powiedziała cicha. Nie była ślepa, ale doskonale pamiętała początki po przemianie. Kiedy wszystko potrafiło doprowadzić ją do furii i ataku. Miała jednak o tyle łatwiej, że nie stawała się futrzastą bestią i że dawno się z tym uporała. A raczej uzyskała pomoc i swoisty trening. - Często się to zdarza? - zapytała z troską w głosie. Po czym uśmiechnęła się lekko. - Masz całkiem ciekawą formę, muszę to przyznać. I mały futerkowy problem.
Ona sama nie odbierała tego pomieszczenia jako romantycznego. Światło w zasadzie nie było potrzebne, a ona czuła się dość swobodnie w towarzystwie mężczyzny. Podejrzewała, że z kimś z kim miałaby jakiekolwiek mniej lub bardziej romantyczne powiązania byłoby o wiele dziwniej i szaleniej.
- Dwieście lat temu gdybym to powiedziała w takim miejscu jak to bylibyśmy skazani na ślub. Patrz przykład: ja i Pierre. Chociaż akurat o ciebie trzeba byłoby zapewne rywalizować z połową populacji na wydaniu. Wiedziałeś, że dziewczyny obstawiały zakłady, która cię pierwsza usidli? - powiedziała, uśmiechając się szeroko. Ich małżeństwo oczywiście opierało się na miłości jako takiej (w jej przypadku dosyć szczenięcej), ale jak do tego doszło raczej nie było powszechnie znane. A wywołaliby mały skandal, gdyby wieś się o tym dowiedziała. Po czym dotarło do niej, że jego słowa mogą mieć drugie dno. Przekrzywiła głowę z ciekawością. - Co miałeś dokładnie na myśli?
Uśmiechnęła się i nie odwracała. Było zbyt ciasno na jej gust dla jakichś bardziej szalonych ruchów.
- Wydajesz się niezwykle radosny. Czyżbyśmy mieli zapędy ekshibicjonistyczne? - uniosła brew do góry. Nie żeby narzekała, była dość przyzwyczajona do widoku mniej lub bardziej ludzkiego ciała. Nie była przyzwyczajona natomiast do wpadania rosłych mężczyzn na nią. Musiała jednak przyznać, że ta sytuacja miała swoisty urok. Tak samo jak urok miały wpatrujące się w nią oczy. Być może pod wpływem chwili (i z chwilą śmierci ostatniej szarej komórki) zmniejszyła dzielący ich dystans i przytknęła wargi do jego ust. Przez moment rozkoszowała się chwilą, zanim zorientowała się co właściwie robi. Momentalnie odskoczyła i przygrzmociła głową w szafkę. W naturalnym odruchu ruszyła nią więc w przód, tym razem nieco bardziej gwałtownie i zapewne boleśnie zmniejszając dystans pomiędzy twarzą swoją a Garlanda.
- Przepraszam! Tak bardzo, bardzo przepraszam! - wykrztusiła ciut spanikowana. To zdecydowanie nie był jej dzień. Nie miała też pojęcia czy bardziej przeprasza za pocałunek czy przywalenie mu w twarz.

@Garland Cerise

Mistrz Gry

Mistrz Gry
Liczba postów : 848
Post osadzony dzieje się po wszystkich wątkach na evencie: tych zakończonych i niedokończonych. Nie wpływa na zagrożenie życia postaci: jej jakąkolwiek krzywdę psychiczną czy fizyczną. Nie blokuje również bilokacji. Jest wyłącznie informacją, którą gracze mogą, ale nie muszą wykorzystać.

Zabawa trwała w najlepsze. Zarówno na górze jak i na dolnych poziomach obiektu toczyły się rozmowy, tańce i wszystko to, co aktualnie zajmowało umysł istot nadnaturalnych. Nic nie zwiastowało katastrofy, a rzeczone żelki i ciasteczka - stanowiły wyłącznie miły dodatek do całej zabawy: nikogo nie miały prawa otruć ani zaszkodzić w żaden inny sposób. Jedynym zaskoczeniem mogło być spięcie sieci elektrycznej, które doprowadziło do chwilowej, góra minutowej utraty prądu. Zgasły światła, nagłośnienie - wszystko co “żywiło” się energią elektryczną. Wtem po zaciemnionej sali rozszedł się odgłos - przypominał uderzenie tudzież upadek czegoś bądź kogoś na podłogę - dokładnie na główny parkiet, po którym tańczyli nadnaturalni – potem wrócił prąd.
Oczom wszystkich zebranych na sali głównej (balowej) miał ukazać się trupek: dla jednych człowiek nieznany, innych – przede wszystkim z rodu organizatorów bankietu: Tomas, prawa i lewa ręka samego Szczęściarza.
Ciało było pocięte w... Nazwijmy to finezyjny sposób: rana na szyi, wzdłuż rąk i na brzuchu. Całość przypominała rany tysiąca cięć. Niechlujnie rzucony mężczyzna wypuścił z dłoni coś na wzór klucza.
- Drogie Panie... Drodzy Panowie – Mili wszyscy! Radujcie się bankietem miast niszczyć moje dzieło! Niech to ciało będzie Wam przestrogą. Powiadam Wam: nie rujnujcie mojej sztuki, bo ja i tak ją dokończę! - w nagłośnieniu głównej sali – i zapewne tym na dole, z którego korzystał DJ, rozbrzmiał się donośny męski głos. Jego właściciela nigdzie nie było widać, ale kto wie - może był blisko? Ten sposób morderstwa i paranoja w głosie. Czy mógł to być morderca z Paryża? Czy w ten sposób sprawdziła się wiadomość, którą Sahak swego czasu wysłał do Szczęściarza?
Po przemowie głos umilkł. Wszystko tak jakby pojawiło się szybko i zniknęło szybko: wróciło do... Względnej normy z dodatkiem trupa?
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Garland Cerise

Garland Cerise
Liczba postów : 69
Może przez te ostatnie dwieście lat nie do końca zmieniło się w nim wszystko. Przez wiele lat właściwie trochę wyluzował. Uznał, że najciemniej będzie pod latarnią i to właśnie na salonach oraz wśród śmietanki towarzyskiej uwijał sobie gniazdo zgrywając naprawdę dostojnego człowieka biznesu. Którym swoją drogą był, tylko rewolucja oraz przemiana pomieszały mu trochę plany. W każdym razie dopiero teraz, po powrocie do Paryża te kilka dekad temu pozwolił sobie na zupełne odpuszczenie starych nawyków i powrócenie do swoich emocjonalnych korzeni. W skrócie teraz miał większość rzeczy w dupie i po prostu starał się cieszyć tym przedłużonym żywotem spuszczając ze smyczy swoją hedonistyczną naturę. Skoro nie trzeba było się już tak pieczołowicie kryć przed inkwizycją można było zaszaleć.
Za wszystko jednak trzeba było zapłacić cenę. W przypadku jego rasy były to problemy z kontrolą emocji oraz zawyżone reakcje na niektóre bodźce. Nawet po ponad dwustu latach nie mógł powiedzieć, że dogadał się ze swoją drugą naturą i nie ma się czym martwić. Był w stanie walczyć z niektórymi jej zachciankami, pokierować ich w swoją stronę podczas przemiany, lecz nie było to dla niego nic łatwego. Ostatnio coraz częściej odpuszczał, co wbrew pozorom miało zbawienne skutki na jego samo kontrolę. Zdarzały się natomiast takie momenty, kiedy wymykała mu się spod kontroli. Żałował, że Flore musiała go oglądać akurat w takiej formie. Było mu też wstyd, że na nią warknął. Nawet jeśli nie była w żadnym niebezpieczeństwie, mogła się tak poczuć, a nigdy nie chciał by się go bała. Wręcz przeciwnie. Chciał być dla niej ostoją. Przynajmniej kiedyś...
- Nie, mam nad tym pewną kontrolę. - odpowiedział cicho kręcąc głową - Może za dużo wrażeń na jeden wieczór i trochę się rozregulowałem. - uśmiechnął się robiąc dobrą minę do złej gry bo przecież nie powie jej, że to pewnie jej obecność spowodowała ten mały wybuch agresji - Ciekawą? Chyba nie odbiegam od normy. - zmrużył lekko oczy spoglądając gdzieś na bok rzeczywiście chwilę się nad tym zamyślając - Futerkowy problem? Chcesz mi o czymś powiedzieć? Linieję? - wydawał się takim stanem wręcz zrozpaczony, ale może się tylko zgrywał? To będzie musiała ocenić sama.
Cóż mógł jej odpowiedzieć... Akurat tej historii dotyczącej ich małżeństwa nie znał. On i Pierre trochę się po zaślubinach od siebie odsunęli. Wtedy nadal kochał Flore. Chociaż kochał również swojego brata i życzył mu jak najlepiej ciężko było patrzeć jak układa sobie życie z kobietą, którą to on sobie upatrzył. Nadal był w ich życiu, jedynie... Starał się tam być tylko kiedy go potrzebowali. Może gdyby schował uczucia do kieszeni i zainteresował się ich życiem sprawy potoczyłyby się inaczej, aczkolwiek nie zamierzał już tego roztrząsać. To już historia.
- Wiedziałem? Sam na niektóre stawiałem, a raczej przeciwko nim. - uśmiechnął się rozbawiony, jednak była tam również pewna nutka przebiegłości - Hmm? Ja coś mówiłem? - zaczął palić głupa z tym swoim rozbrajającym uśmiechem kiedy padło niezręczne pytanie - Przecież wiesz, co kiedyś do Ciebie czułem... - mruknął dość cicho i ciężko stwierdzić czy bardziej do siebie czy do niej.
- Może kiedyś. Teraz już nie ma nic przyjemnego od pasa w górę. - uśmiechnął się delikatnie wzruszając ramionami.
Zdecydowanie nie spodziewał się tego, że zamknie dzielący ich usta dystans. To nie miało tak wyglądać. Nie zaplanował sobie tego. Cholerny zbieg okoliczności, który sprawił, że właśnie całował się z wdową po swoim bracie, tylko, że... teraz nie potrafił o tym myśleć. Skupił się na jej nieco chłodnych ustach, tych, których pragnął przed wiekami. Temperatura jego ciała zdecydowanie podskoczyła i nie było możliwości by tego nie poczuła. Jednakże zanim jakiekolwiek wyrzuty sumienia pokazały się w jego głowie wszystko skończyło się tak szybko, jak się zaczęło. Z tym dodatkiem, że właśnie dostał prosto w nos, co sprawiło, że odsunął się do tyłu, a przy okazji jeszcze kichnął. W efekcie tego, że nadal nie ściągnął w pełni spodni, znów stracił równowagę, a półki o które się zaparł nie wytrzymały jego ciężaru. Runął na ziemię wykładając się jak długi i wydawać by się mogło, że siła uderzenia była tak duża, że większość rzeczy na półkach podskoczyła. Leżał więc teraz na ziemi, z portkami przy kostkach, upieprzony dodatkowo jakimiś konfiturami i czy to były ogórki kiszone?
- Za co? Coś zrobiliśmy? Chyba uderzyłem się w głowę... - uniósł na nią wzrok z przepraszającym uśmiechem udając, że ma wstrząśnienie.
Pamiętał wszystko, każdą cenną sekundę, lecz było to coś, co nie miało prawa się zdarzyć, więc może będzie lepiej jeśli oboje o tym zapomną? A przynajmniej ona.

@Flore Cerise

Flore Cerise

Flore Cerise
Liczba postów : 59
Nie dało się pozostać taką samą osobą przez kilkaset lat. Ba! Nawet przez kilkadziesiąt było to bardzo trudne. Sama Flore doskonale to wiedziała i jakoś nie śpieszyło jej się do powrotu do rodzinnych korzeni. Tym bardziej, że jakiś czas temu odwiedziła miejsce swoich narodzin i wczesnego życia. Tyle zmian się nie spodziewała. Miasteczko zmieniło się w miasto, a groby większości jej bliskich zdążyły zostać zapomniane i zaniedbane. Czy to bolało? W zasadzie trochę tak, ale nie wiedziała czy chce zmieniać to w jakikolwiek sposób. Może pora była zostawić to za sobą i ruszyć do przodu?
W swoim życiu raczej unikała złych wilkołaków, więc przemiana bardziej ją fascynowała niż odstraszała. Oczywiście nieco się przestraszyła, ale tym najmniej się przejmowała.
- Rozumiem. Następnym razem będę nosić przy sobie melisę - próbowała zażartować, nie do końca wiedząc czy to dobry pomysł. Westchnęła i przetarła twarz dłonią. Była na to za stara, zdecydowanie. - Widocznie nie twoja noc, zdarza się. Nic nie ucierpiało oprócz naszej godności, ubrań i kilku całkiem smacznych potraw, ale to małe straty - machnęła ręką. Nie zamierzała tego roztrząsać ani prawić Garlandowi morałów o samokontroli i innych bzdurach. Wiedziała, że czasem nerwy potrafiły puścić w najmniej spodziewanych momentach.
- Nie mam pojęcia, raczej niezbyt często widzę wilkołaczą formę. Co nie zmienia tego, że jest niezła- uznała i uśmiechnęła się po raz kolejny. - Spokojnie, zakola w wieku dwieście plus lat to normalna sprawa. Kupimy ci wcierki, włosy odrosną - prychnęła, nie mogąc powstrzymać się od śmiechu. Ta sytuacja była tak absurdalna, że aż śmieszna. Miała wrażenie, że to stworzenie się zgrywa, ale nie była pewna.
- Ja stawiałam, że Sally-Anne cię wyrwie. Przegrałam bransoletkę z drewnianych koralików. O dziwo najwięcej zakładów było na to, która pierwsza usidli cię na dziecko - westchnęła. Były młode i głupie, zdecydowanie. Nie żałowała bransoletki jakoś wybitnie. Sama podejrzewała, że teraz pewnie czułaby niepokój w jej pobliżu przez krzyżyk do niej doczepiony. Wiara jej rodziców napawała ją wstrętem i zaniepokojeniem - kolejna rzecz, która zmieniła się wraz z zostaniem nocnym stworzeniem.
Uniosła brew do góry słysząc jak kręci. Coś jej mówiło, że próbuje uniknąć odpowiedzi na pytanie.
- Coś do mnie czułeś? - zapytała, mrugając kilka razy. Każdy kto ją znał ciut dłużej niż przelotnie wiedział, że była kiepska w odczytywanie uczuć innych względem siebie. I o ile z wiekiem jakoś się tego nauczyła tak za nastoletnich czasów była na to ślepa. Mogła powiedzieć więc z czystym sumieniem, że nie miała o tym pojęcia. Odkaszlnęła, czując atmosferę między nimi aż za dobrze. Nie miała pojęcia co mogłaby powiedzieć. - Przepraszam, nie wiedziałam.
Odsunęła się nieco do tyłu i spojrzała oceniająco na obszar od pasa w górę. Na jej gust niezbyt się zmienił i większość kobiet pewnie nawet teraz odwróciłaby za nim głowę.
- Nieźle się trzymasz staruszku, nadal jest przyjemnie - uśmiechnęła się zadziornie.
Ten pocałunek był inny. Odczuwała różnicę temperatur i to aż za dobrze, ale było przyjemnie. Nie myślała wcale. I może to i lepiej, że tego nie robiła, bo jak widać myślenie bolało.
- Matko przepraszam. Naprawdę mocno, żyjesz? - spytała z lekką paniką w głosie, gdy zobaczyła spektakularny upadek. Nawet chciała pomóc, ale w szpilach i w protezie stawanie na ogórka nie było najlepszym pomysłem, bo wywaliła się jak długa, wbijając sobie nieco szkła tu i ówdzie. Najgorszy bal na jakim była. Zdecydowanie.
- Nie, to akurat ja uderzyłam. I czuję, że kłamiesz - zaryzykowała, intuicja podpowiadała jej że udaje. Była jednak gotowa się zbłaźnić, godności już w końcu nie miała.
Westchnęła patrząc na sukienkę. Ewidentnie nie była w najlepszym stanie.
- Mogę mieć taką tyci nieśmiałą prośbę? - zapytała zanim wzięła głęboki oddech. - Mógłbyś się odwrócić? Potrzebuję wysuszyć materiał. Jak się rozbierzesz, to może akurat twoje też wyschną.

@Garland Cerise

Garland Cerise

Garland Cerise
Liczba postów : 69
- Polecam wyciąg z tojadu. Najlepiej w aerozolu i w oczy. Działa jak gaz pieprzowy. - powiedział bez większego zawahania, a co więcej z całkiem rozbawionym uśmiechem - Albo zrób to, co zrobiłaś wcześniej, ale to tylko ze mną. - uśmiechnął się do niej filuternie, aczkolwiek mina szybko mu zrzedzła.
Wyglądało to trochę jakby jakiś niewidzialny pan zbeształ swojego psa, tylko że tym panem i psem był on. Szybko skarcił się w myślach za takie teksty. Przychodziły mu naturalnie, a nie miał w zwyczaju gryźć się w język. Teraz zrobił sobie mentalną notatkę by lepiej się przy niej pilnować. Tak po prostu nie wypadało. Przez pamięć jego brata, lecz również fakt, że miała teraz dziecko z innym facetem. Zazwyczaj status cywilny mu nie przeszkadzał, a nawet wierzył, że łatwiej było poderwać mężatkę ponieważ wtedy konkuruje się tylko z jednym facetem, a nie całym światem, jednakże nie w przypadku Flore. Ją darzył o wiele większym szacunkiem niż przypadkową wampirzycę w barze.
- Powinnaś mnie zobaczyć w pełnej przemianie. Mam wtedy do tego wszystkiego puchate futerko. - nawet jeśli nieco rudawe w kilku miejscach na klatce piersiowej i plecach - Zakola? O czym Ty...[/b] - urwał dość gorączkowo przykładając dłonie do tych obszarów i sprawdzając, że wszystko jest na swoim miejscu - Bardzo śmieszne... - mruknął mrużąc nieco mieniące się na złoto oczy.
Tak, był trochę powierzchowny i zwracał uwagę na wygląd. Zarówno swój, jak i potencjalnych partnerek. Dlatego wszelkie zmianki o tym, jak to coś jest w nim nie tak traktował niezwykle poważnie. Mógł być cały ubrudzony i cuchnący alkoholem, lecz takie rzeczy jak włosy, ręce i nogi musiały być na swoim miejscu. Inaczej mieliby spory problem. A skoro już o wyglądzie mowa to Flore prezentowała się całkiem pysznie w tej przemoczonej sukience.
Spokojnie Garland... Spokojnie...
- Sally-Anne nie miała szans. Blondynki nie były wtedy w moim typie. - wzruszył ramionami - Oh... Chyba pamiętam tę bransoletkę. Niestety, obawiam się, że nie przeżyła po dzień dzisiejszy. - uśmiechnął się prawie niewinnie, lecz było jasno widać, że miał z tym coś wspólnego.
Nie sądził, że ta chwila kiedyś nadejdzie. Zawsze był pewien, że wiedziała co do niej czuł. Wydawało mu się, że nie mógł już być bardziej w tym wszystkim oczywisty. Uganiał się za nią jak nastolatek, chociaż wcale nim wtedy nie był. Chyba robiła sobie z niego jaja. Musiała, prawda? Nie mogła tego nie zauważyć. Po prostu nie było takiej opcji. Patrzył na nią przez dłuższą chwilę nieco zmieszany.
- No przecież wiedziałaś... - mruknął w końcu - Byłem w tobie zakochany. Na długo przed Pierrem. - podrapał się niezręcznie po karku błądząc spojrzeniem gdzieś pomiędzy jej twarzą a jakimś słoikiem z przetworami za nią. Tak cholernie niezręcznie było się do tego przyznawać.
Gdzieś w tym wszystkim nawet do końca nie wychwycił tego, że tak mu się przyglądała. Cały ten moment był cholernie dziwny i trochę ciężko było mu się po tym wszystkim otrząsnąć. Później na szczęście nastąpił swoisty reset. Dostał w twarz, może bez złamanego nosa, ale nadal wyłożył się jak długi. Przynajmniej wyglądało na to, że jest w jednym kawałku i nic mu się ostrego nie wbiło. Relatywnie wszystko było w porządku prócz tego, że znów nie dała mu odpocząć. Przejrzała go. Cholernie łatwo jej to przychodziło.
- Ech... Masz mnie. Doskonale pamiętam, że się pocałowaliśmy. - podniósł się podpierając na łokciu i mierząc ją wzrokiem będąc ciekawym jaka będzie jej reakcja.
- Tak, jasne. Oczywiście, że tak! - odpowiedział jej pospiesznie dźwigając się na równe nogi i tym razem już pozbywając się tych cholernych spodni.
Posłusznie odwrócił się do niej plecami monitorując teraz drzwi. Nie ściągnął jednak ubrudzonej koszuli. Nie chciał jej pokazywać swoich blizn, nawet jeśli się ich nie wstydził. To by tylko prowadziło do kolejnych niewygodnych pytań.

@Flore Cerise

Sponsored content


Powrót do góry

- Similar topics

 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach