28-29.12 The Magician

2 posters

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Go down

Tahira

Tahira
Liczba postów : 1257
First topic message reminder :

Pogoda była zachodnioeuropejsko ustawowa. Śnieg prószył, mróz w tych terenach zawsze dopisywał, zimowa aura jeśli czegoś miała się porządnie trzymać, to z pewnością alepejskich gór. Katolicy świętowali, praktycyzm modernizmu przemijał i nawet proletariat pozwalał sobie na zatrzymanie, które trwało nie jeden, dwa dni, a cały tydzień. Impreza z powodu pokonania nocy, przeżycia kolejnej zimy, kolejnego roku, dla istot tak kruchych było niewątpliwie sporym osiągnięciem. Świat działał tym kalendarzem wiec i wieczni płynący z nurtem poddawali się temu, dając sobie prezenty, życząc niewiadomo czego, niewiadomo po co.

Defetyzm Białego Polarnego Misia siedzącego nad brzegiem podświetlanego jaccuzi sięgał szklanego nieboskłonu, obsianego zimowymi gwiazdami. Orion tańczył nad pochyloną sylwetką, ktorej białe futro pokrywało całe ciało poza łydkami i stopami, bowiem te odsłonięte moczyły się kolejną godzinę w bulgoczącej wodzie. Fałdy polaru zmiękczały przestrzenie dla łokci ktore wspierając się w zgięciu podtrzymywały ciężką głowę.

Tahira nienawidziła rodzinnych świąt. A te zdawały się być wysycone słodkim spijaniem sobie z dziubków. Była zmęczona udawaniem, że wszystko jest w porządku z obu stron bo nie opuszczało ją wrażenie, że przenikliwe oczy połączonej ponownie pary lustrowały jej każdy krok i mimowolny grymas. Daleko jej było do mistrzyni opanowania, jedyne co miała to kolejne maski za którymi mogła się ukryć. Ale teraz była po prostu zmęczona.
Tyle dobrego, że nikt jej nie ruszał, nie chcąc być może doświadczać szoku kulturowego Taśki która zamiast być świecącą kulą energii buchającej prosto w twarz, jest czarną dziurą, martwym odbiciem dawnej świetności, słońcem pokonanym. Wygasłym.

Ichoć próżno było szukać w jej postawie choćby szczypty nadziei, jeśliby kto podszedł bliżej mógłby usłyszeć cichuteńko nuconą melodię...

@Silvan Zimmerman

_________________
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Tahira

Tahira
Liczba postów : 1257
Przez dłuższy moment odpowiedziała mu ciężka i aksamitna cisza. W końcu Tahira bardzo wolno podjęła, wpatrując się w trzymaną w dłoniach książkę:
– Nie chciał. Nie chciał obudzić się dla nocy... – odetchnęła głęboko, rozluźniając się nieco, jakby ta informacja była trudniejsza, niż mogłaby się z pozoru wyglądać. – Powiedział, że jego syn dokończy dzieła, ale... Może nie wiedział, że przejąć schedę to nie być... to nie znaczy być tą osobą. Więc jest, dla mnie przynajmniej, sześcioksiąg. Niedokończona opowieść. A potem koncepty pozbierane z notatek i spieniężane. Widzisz pomysł, ale jakby nie możesz doświadczyć go w pełni, bo słowa nie układają się jak zawsze. Ale cóż możemy zrobić... ulotność życia. Ulotność ludzi. – Jakoś te myśli wypływały z nazbyt poważnej Tahiry. Już bez śmiechu, bez brokatu, bez dwuznaczności.

– Ten świat obnaża prawdę. Prawdę o tłumie i o tym, jak cierpienie, jak przeciwności losu kształtują charakter. W masie. Niby czytasz o jednostkach, a jednak to społeczność ostatecznie jest bohaterem... hmm... zbiorowym tej książki. A jednocześnie... kiedy pierwszy raz po nią sięgałam, to najbardziej mnie interesowało czy Paul skopie dupy tym złym i zaliczy najładniejszą laskę w całej wsi. Tym bardziej fascynujacy jest fakt, że od samego początku wiesz, że tak się stanie, a autor i tak potrafi utrzymać Cię w napięciu. Nie tak jak teraz, że zdradzenie najmniejszego detalu czy książki, czy nawet fragmentu serialu może wiązać się ze społecznym ostracyzmem. – Podniosła ku niemu głowę, uśmiechając się lekko i czując że odległość twarzy od siebie jest dla niej zadowalająca. – Nie przebiłabym się do Ciebie inaczej przez chłodnolice damy w białych fartuchach, trzymających w dłoni książki o niedoedukowanych czarodziejach. Co mi zostało innego, jak wysłać do Ciebie chociaż kawałek, słowo po słowie, strona po stronie. Albo teraz hmm... doczytać rozdział do końca. Tak nieoczekiwanie. Wielką przyjemność mi tym sprawiłeś. Pewnie nudzi Cię bardziej niż warzenie piwa, ale... – zawahała się na moment, szukając może lepszych słów, by oddać to, co czuła. Oczy jej się lekko zeszkliły, lecz może było to złudzenie, przez kąt padania światła. – dziękuję – dokończyła milknąc i zawieszając się na chwiejnym uczuciu spokoju, którym Silvan zdawał się emanować i przez to uziemniać ją. Nie zauważyła, kiedy w wolną dłoń złapała plastyczną figurę ognia, delikatnie obracając go w palcach, badając samym dotykiem załomy poszczególnych płomieni zaklętych w drewnianą fakturę.

@Silvan Zimmerman

_________________
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Silvan Zimmerman

Silvan Zimmerman
Liczba postów : 792
Mina mu spoważniała, gdy w pełni zrozumiał znaczenie jej słów. Bez zbędnego myślenia, dając się pokierować głupiemu impulsowi, wyciągnął rękę, by dotknąć jej czoła i zgarnąć za ucho jeden z niesfornych kosmyków włosów.
- Oddać komuś projekt swojego życia - mruknął, a jego dłoń na chwilę zatrzymała się przy uchu wampirzycy. Chyba jednak wolał pozostać wierny pasji wobec nauki. Tam przynajmniej wierzył, że nawet jeśli czyjaś praca pozostania niedokończona, prędzej czy później pojawi się ktoś, kto umiejętnie ją przejmie. - Dobrze, że i tak możesz czerpać z tego radość. Chociaż może to i lepiej? Żyjąc tyle dekad pewnie kiedyś pokusiłby się o poprawienie swojej historii lub dopowiedzenie czegoś po czasie, a to by mogłoby doprowadzić do jeszcze tragiczniejszego finału - Szybko zabrał swoją dłoń daleko od złocisto-hebanowej burzy, jakby dopiero teraz przypomniał sobie o tym, że jej skóra wydawała mu się dzisiaj nie ciepła jak zwykle, a niemal paląca.
No i przekonała go. Już wiedział, że przeczyta te książki, nawet jeśli tak łatwo nie chciał dać tego po sobie poznać. Nie przeszkodziło mu to jednak, by nie unieść wysoko do góry jednej brwi, gdy usłyszał jak marudzi na współczesną kulturę spoilerów.
- I mówi to ktoś, kto nawet z wycieczki do własnej leśniczówki próbuje robić przede mną tajemnicę. - zauważył, parskając śmiechem.
Zmarszczył brwi, próbując zrozumieć czemu myślała, że jakkolwiek musi się do niego przebijać, skoro znali się i przyjaźnili od lat. Jakby już od dawna nie miała jego uwagi. Czy to znowu było to o czym mówiła mu wtedy, podczas czytania kart? Że czasem nie potrafił odpowiednio pokazać, że zależy mu na przyjaciołach i bliskich?
- Nie masz za co dziękować. Nie robiłbym tego tak chętnie, gdybym nie czerpał z tego radości. - Dostrzegł, że bawi się wisiorkiem od niego, a radość z tego, że najwidoczniej trafił z prezentem była tak samo silna, jak za pierwszym razem. - Zresztą wytrzymujesz ze mna i sztuczną krwią tyle czasu, że pewnie powinnaś mi wysyłać więcej listów w ramach rekompensaty.
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Tahira

Tahira
Liczba postów : 1257
Tahira pozostawiła za sobą rozważania o tym, co byłoby, gdyby Herbert przyjął jej propozycje. Z drugiej strony, znając jego powieści, była przygotowana na odmowę. Byłoby to zaprzeczenie tego, za kogo on się miał. Prędzej wolał umrzeć niż stać się bohaterem własnej książki — postacią, której potencjał jest zwiększony, a czas, jaki otrzymuje od nocy, pozwala na kształtowanie całych społeczności. Czułby się w obowiązku, albo spodziewał, że tego będzie oczekiwać po nim jego niedoszła matka, żeby coś zrobić, skoro miało się po temu okoliczność. Wolał śmierć, zaś Tahira musiała przyjąć rzeczywistość taką, jaką ona była. Nie pierwszy raz z resztą.

Palisandrowe oczy lustrowały go z uwagą. Myśli krążyły wokół mimiki, zmiany postawy, nieco mniej kpiącej, choć wciąż życzliwie uszczypliwej. Znali się, to prawda, ale żeby pozwolić sobie na małe tête-à-tête w dość intymnej atmosferze, przynajmniej na standardy Zimmermana, to właśnie wyrabiali życiową normę. I to w zaledwie dwa miesiące!
– Tajemnice pobudzają wyobraźnię. Napięcie, szybkie bicie serca związane z niewiadomą, to instynkt, który później nasz mózg racjonalizuje na różne sposoby. Sekret najłatwiej sprzedać, choć potem... cóż, łatwiej o rozczarowanie. O ileż bardziej interesowałoby Cię to wnętrze, gdybym nikogo absolutnie nie chciała do niego wpuszczać, insynuując tylko, mamiąc, roztaczając mgliste wizje tego, co jest w środku. O ileż zwykły domek na odludziu jest ciekawszy, gdy nie wiesz o jego istnieniu. Herbert jednak umie pięknie zatajać prawdę, mówiąc Ci ją bardzo wprost. Zobacz, od pierwszych rozdziałów wiadomo, że książę zginie. Jeszcze go nie znasz, a wiesz o tragedii. Jak w teatrze. Czekasz z napięciem, co się wydarzy, kto zdradzi. Wiec autor Ci mówi kto. Nie robi z Ciebie idioty, któremu umknęły oczywiste wskazówki, jakich nie dostałeś w narracji, albo dostałeś w takiej formie, żeby zrobić z Ciebie idiotę. Albo... och, nie czyni narratora pierwszoosobowym, wszechwiedzącym... nie dostajemy tej opowieści z perspektywy butnego Paula uważającego, że pozjadał wszystkie rozumy, choć... ze wszech miar jest on wyjątkowy. Nie tylko przez wzgląd na urodzenie, ale szkolenie jakie odbył. – spojrzała krytycznie na gruby, zmęczony tom, bo zapędzała się w swojej opowieści, a Paul nie włożył jeszcze dłoni do pudełka. Szybko jednak jej brwi rozluźniły się, a Silvan mógł z ulgą stwierdzić, że mimo wszystko to nie książka jest w tym spotkaniu najważniejsza. Choć, czy była to ulga? Tahira obróciła się na bok, pozwalając płomykowi opaść w pościele, zgodnie z grawitacją. Wyciągnęła ku niemu wolną dłoń i delikatnie przesunęła w nim po przedramieniu.
– Nie bądź dla siebie tak surowy. Jesteś wyjątkową osobą. – Czerwienie i pomarańcze otoczenia, otulały ich przyjemnym ciepłem, podobnie jak głos Tahiry nabrał słodyczy i aksamitu pitej przez niego kawy. W jej uśmiechu czaił się cień smutku, lecz zdawała się być spokojna, tak nienaturalnie, bez blichtru i śmiechu, bez środków wspomagających ten stan.
@Silvan Zimmerman

_________________
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Silvan Zimmerman

Silvan Zimmerman
Liczba postów : 792
- Ty tak pięknie ujmujesz w to słowa, a ja po prostu bałem się, że wywieziesz mnie do Hiszpanii - zażartował, ale prawdę mówiąc nie miał nic przeciwko temu, by wtedy nie wiedzieć dokąd jadą. Ufał jej na tyle, by zakładać, że gdyby naprawdę chciała w tajemnicy trafić z nim do Barcelony, to powiedziałaby mu chociaż wcześniej, by wziął ze sobą klapki i termos z kawą. - Czasem większe napięcie jest, gdy wiemy że katastrofa się wydarzy, niż gdy nie mamy o niej pojęcia.
Pokręcił głową. Nie chciał, by pomyślała, że nagle szuka jej atencji, wymuszonych pochwał i zapewnień jaki to on nie jest. Nie potrzebował tego.
- Nie jestem dla siebie surowy - zapewnił ją. - Po prostu wiem, że hm… Nie każdy może być tak wytrwały i chętny do słuchania o moich badaniach, jak ja do opowiadania o nich.
Tym razem, będąc chyba bardziej głupim niż poprzednio, zamiast ponownie pozwolić, by jej dotyk zbił go z tropu, postanowił stawić czoła uczuciu, które mieszało mu w głowie. Gdy poczuł jak jej palce muskały skórę na jego przedramieniu, powstrzymując się by go nie cofnąć, uśmiechnął się do niej i delikatnie złapał dłoń wampirzy w swoją własną. Chciał jeszcze coś dodać, na nowo odnajdując się w tej sytuacji, ale spojrzał jej w oczy i jednak został pokonany. Coś znowu kazało mu się wycofać. Przed czym? A kto to wiedział? Może po prostu Maurice dodał coś do tortu, co dalej trzymało go, chociaż urodziny syna były wczoraj. A może siedząc na łóżku razem z Tahirą, obawiał się że nieopatrznie wykona ruch, który naruszy strefę jej komfortu? Szybko cofnął rękę i już nawet nie pamiętając co chciał powiedzieć, wskazał skinieniem głowy na książkę.
- To co się znajduje w pudełku?
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Tahira

Tahira
Liczba postów : 1257
– A co, chciałbyś się przejechać? – zapytała całkiem serio, choć psotne iskierki w oczach sugerowała, że doskonale wie, że on tylko żartował. Przy Tahirze jednak czasem ciężko było żartować. Zbyt łatwo zapalała się do tego, by pomysły wcielać w życie.

– Czasem jest ciężko przyznaję, aż głowa boli, patrz masz unikatową możliwość, by mi zadośćuczynić. – jej drobne ustka wyszczerzyły się w jednoznacznym, kocim uśmiechu. A potem zrobiła coś bardzo nieoczekiwanego, mianowicie ujęła uciekającą doktorską dłoń, by zatopić ją bezceremonialnie w hebanowych kędziorach, tak głęboko by dotrzeć go głowy.

– Jeśli mielibyśmy jechać do Hiszpanii, to zdecydowanie trzeba by zabrać większe zapasy tequilowego syntmixu. I bym chyba jednak skołowała sobie jakąś burkę, bo najciekawsze rzeczy mają tam otworzone za dnia, niestety. Ale tak wykąpać się w oceanie... – rozmarzyła się na moment, pozostawiając Silvanowi swobodę w tej jakże istotnej decyzji, czy choćby na moment pozwoli sobie nie myśleć i ochłodzić jej zmęczone zwoje. W stresie głowa bolała ją regularnie, migreny potrafiły przychodzić i odchodzić, jak wiosenne burze, a lekarze wspominali coś o nerwicy, ale kto by ich tam słuchał.

– Wycieczka w jakieś cieplejsze miejsce to nie jest taki głupi pomysł. Jestem tym wszystkim zmęczona... Paryżem, tą całą aferą ze Szczęściarą i Hannibalem... Ta cała dwusetka to był taki... nie wiem... łabędzi śpiew. Ojciec mówił, że muszę odpocząć i się zdystansować, ale... duszę się w mieście. – mruczała cicho, czując, że kawa nie spełnia swojego podstawowego wymogu. Otworzyła jedno oko.

– Jesteś ciekaw? Tylko... niedługo powinno świtać, mogę się nie wyrobić, ja... wbrew pozorom nie chcę Cię tu przetrzymywać wbrew Twojej woli.



_________________
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Silvan Zimmerman

Silvan Zimmerman
Liczba postów : 792
Widział te iskierki w jej oczach. Widział, jak zapaliły się, gdy zażartował o Hiszpanii. Wzruszył jedynie ramionami.
- Czyli jednak planujesz mnie potajemnie tam wywieźć? - spytał z rozbawieniem.
Mogła dostrzec, jak jego dłoń nieco napręża się, gdy złapała go za nią, by natychmiast zatopić ją w głębi jej włosów. Zamarł, jakby ręką naprawdę była jakimś nurkiem, który został wciągnięty pod taflę wody przez złośliwą syrenę. Wiedział, że lubiła się z nim dręczyć w ten sposób, jak chociażby podczas bitwy na śnieżki, i zazwyczaj wiedział, jak na to odpowiadać. Tylko, że dzisiaj czuł się kompletnie zagubiony, a jednoczenie nie chciał, by myślała, że coś się zmieniło. Powoli, kryjąc się we własnym zagubieniu, zaczął delikatnie przeczesywać palcami jej loki.
- Wyjazd może ci dobrze zrobić. - Przypomniał sobie o czym rozmawiał kilka dni temu z Sahakiem. Że martwił się o nią, a Silvan, nawet jeśli nie dawał tego tak po sobie poznać, martwił się również. Nie chciał, by wybuchnęła. Nie chciał by się dusiła. Nie chciał znowu bezradnie patrzeć, jak płacze w dniu swoich własnych urodzin. - Czasami warto odpocząć, ale… - Ale jeśli naprawdę włączała jego w te plany, to w głowie wampira już pojawiało się dużo wymówek. Ale co z Idą? Mógł ją zostawić samą, gdy po mieście grasował morderca? Co z pracą? Był zajęty, a Sahak mógł mieć kłopoty z substancją i prosić go o pomoc. Było naprawdę dużo rzeczy, które powstrzymywałyby go od wyjazdu. A jednocześnie, jakąś zasiana przez Tahire myśl szeptać do niego zrób to. - Ale czemu wszyscy tak uwielbiają cieplejsze miejsca? Wysokie temperatury są okropne. - Mogło mieć to coś wspólnego z  tym, że jego własna temperatura ciała była na tyle niska, że równie dobrze mógłby położyć się w kostnicy i udawać trupa.  - Czemu nie, nie wiem… Anglia. Londyn, Oxford. Albo Irlandia?
Ziewnął. Rzeczywiście robiło się już późno, ale chciał dokończyć rozdział do końca. W końcu miał możliwość zadośćuczynienia jej gadania o krwi, jak to ładnie ujęła. Z pewnym żalem wyciągnął dłoń z jej włosów i odstawił pusty już kubek w bezpieczne miejsce, by zaraz ponownie się ułożyć na łóżku.
- Nie przetrzymujesz - zapewnił ją że szczerym uśmiechem. - To co jest w pudełku?
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Tahira

Tahira
Liczba postów : 1257
Pewnie po prostu spędzałbym czas z tą osobą? Zaprosił na jakieś spotkanie? Kawę? Wręczył coś specjalnego? Rzeczywistość gliczowała się na wiele możliwych sposób, drżąc niepewnością i strachem, niezrozumieniem dla tlących się potrzeb z poziomu ducha, wcale nie instynktu. Ducha, którego oboje mieli przygaszonego, choć z różnych powodów, zajmując przestrzenie codziennością pochłoniętą pracą czy przyjemnością. Osobno absolutnie nie byli wzorem do naśladowania, pozbawieni balansu, równowagi w bieli i barwnym rozbryzgu. Robił co innego niż myślał, to widziała w zagubionym spojrzeniu, w niepewności dłoni, które próbowała kierować ku sobie.
Tylko dzisiaj, obiecuję, na drodze wyjątku... – obiecywała sobie sennie, tkając słowa w jaźni otulonej jego chłodem.
– Gdziekolwiek, byle wyrwać się z tego przeklętego miasta w bardziej... hmm... kameralnym składzie.– Jej uśmiech złagodniał, nie liczyła, że cokolwiek zaproponuje, że będzie istnieć jakiekolwiek jutro. Tylko dziś...

Aby kubek znalazł się w bezpiecznym miejscu, trzeba było "przejść" kawałek łóżka, do stojącej przy wejściu niewielkiej szafeczki, dlatego podniosła się na ten moment, czekając na jego powrót i skupiając na oddechu, na wyobrażeniu lodowej góry, adekwatnego domu dla polarnego misia. A gdy ułożył się obok wygodnie, tak bezceremonialnie, powróciła na swoje pierwsze miejsce, składając głowę na jego barku, tak, aby oboje mogli widzieć słowa okraszone czerwoną aurą światła ciężarówkowej sypialni. W odczuciu, jej skóra nie była chłodna. Była w sam raz.
– Fear shot through Paul. He started to back away, but the old woman said:“Is this how you obey your mother?”
He looked up into bird-bright eyes.
Slowly, feeling the compulsions and unable to inhibit them, Paul put his hand into  the  box.  He  felt  first  a  sense of  cold  as  the  blackness closed around his  hand, then  slick metal against his  fingers and  a  prickling as though his hand were asleep.
A  predatory  look  filled the  old  woman’s  features. She  lifted her  right hand away from the box and poised the hand close to the side of Paul’s neck. He saw a glint of metal there and started to turn toward it.
“Stop!” she snapped.
Using the Voice again! He swung his attention back to her face.
“I  hold  at  your  neck the  gom  jabbar,”  she  said. “The gom  jabbar,  the high-handed enemy. It’s a needle with a drop of poison on its tip. Ah-ah! Don’t pull away or you’ll feel that poison.”
Paul tried to swallow in a dry throat. He could not take his attention from the seamed old face, the glistening eyes, the pale gums around silvery metal teeth that flashed as she spoke.
“A duke’s son must know about poisons,” she said. “It’s the way of our times, eh? Musky, to be poisoned in your drink. Aumas, to be poisoned in your food. The  quick ones and  the  slow ones and  the  ones in  between. Here’s a new one for you: the gom jabbar. It kills only animals.”
Pride overcame  Paul’s  fear.  “You  dare suggest a  duke’s  son  is  an animal?” he demanded.
“Let us say I suggest you may be human,” she said. “Steady! I warn you not to try jerking away. I am old, but my hand can drive this needle into your neck before you escape me.”
“Who are  you?” he  whispered. “How did  you  trick my  mother into leaving me alone with you? Are you from the Harkonnens?”
“The Harkonnens? Bless us, no! Now, be silent.” A dry finger touched his neck and he stilled the involuntary urge to leap away.
“Good,” she said. “You pass the first test. Now, here’s the way of the rest of it: If you withdraw your hand from the box you die. This is the only rule. Keep your hand in the box and live. Withdraw it and die.”
Paul took a deep breath to still his trembling. “If I call out there’ll beservants on you in seconds and you’ll die.”

“Servants will not pass your mother who stands guard outside that door. Depend on  it.  Your  mother survived this  test.  Now it’s  your turn. Be honored. We seldom administer this to men-children.”
Curiosity reduced Paul’s fear to a manageable level. He heard truth in the old woman’s voice, no denying it. If his mother stood guard out there ... if this were truly a test.... And whatever it was, he knew himself caught in it, trapped by that hand at his neck: the gom jabbar. He recalled the response from the Litany against Fear as his mother had taught him out of the Bene Gesserit rite.

“I  must  not  fear.  
Fear  is  the  mind-killer.  
Fear  is  the  little-death that brings total obliteration.
I will face my fear.
I will permit it to pass over meand through me.
And when it has gone past
I will turn the inner eye to seeits path.
Where the fear has gone there will be nothing.
Only I will remain.”


He felt calmness return, said: “Get on with it, old woman.”
“Old woman!” she snapped. “You’ve courage, and that can’t be denied. Well, we shall see, sirra.” She bent close, lowered her voice almost to a whisper.  “You  will  feel  pain in  this  hand within the  box. Pain. But! Withdraw the hand and I’ll touch your neck with my gom jabbar—the death so swift it’s like the fall of the headsman’s axe. Withdraw your hand and the gom jabbar takes you. Understand?”
“What’s in the box?”
“Pain.”
He felt increased tingling in his hand, pressed his lips tightly together. How could this be a test? he wondered. The tingling became an itch.
The  old  woman  said: “You’ve heard of  animals chewing off  a  leg  to escape a trap? There’s an animal kind of trick. A human would remain in the trap, endure the pain, feigning death that he might kill the trapper and remove a threat to his kind.”
The  itch  became the  faintest burning.
“Why are  you  doing this?” he demanded.
“To determine if you’re human. Be silent.”
Paul clenched his left hand into a fist as the burning sensation increased in the other hand. It mounted slowly: heat upon heat upon heat ... upon heat. He felt the fingernails of his free hand biting the palm. He tried to flex the fingers of the burning hand, but couldn’t move them.
“It burns,” he whispered.

“Silence!”
Pain throbbed up his arm. Sweat stood out on his forehead. Every fiber cried out  to  withdraw the  hand  from that  burning pit... but  ...  the  gom jabbar.  Without turning his  head, he  tried to  move his  eyes  to  see  that terrible needle poised beside his neck. He sensed that he was breathing in gasps, tried to slow his breaths and couldn’t.
Pain!
His world emptied of everything except that hand immersed in agony, the ancient face inches away staring at him. His lips were so dry he had difficulty separating them.
The burning! The burning!
He thought he could feel skin curling black on that agonized hand, the flesh crisping and dropping away until only charred bones remained.

It stopped!
As though a switch had been turned off, the pain stopped. Paul felt his right arm trembling, felt sweat bathing his body.
“Enough,” the old woman muttered. “Kull wahad! No woman-child ever withstood that  much. I  must’ve  wanted you  to  fail.” She  leaned back,withdrawing the gom jabbar from the side of his neck.
“Take your handfrom the box, young human, and look at it.”
He fought down an aching shiver, stared at the lightless void where his hand seemed to remain of its own volition. Memory of pain inhibited every movement. Reason told him he would withdraw a blackened stump from that box.
“Do it!” she snapped.
He jerked his hand from the box, stared at it astonished. Not a mark. No sign of agony on the flesh. He held up the hand, turned it, flexed the fingers.
“Pain by nerve induction,” she said. “Can’t go around maiming potential humans. There’re  those who’d give  a  pretty for  the  secret of  this  box, though.” She slipped it into the folds of her gown.
“But the pain—” he said.
“Pain,” she sniffed. “A human can override any nerve in the body.”
Paul felt his left hand aching, uncurled the clenched fingers, looked atfour bloody marks where fingernails had bitten his palm. He dropped the hand to  his  side, looked at  the  old  woman. “You  did  that  to  my  mother once?”
“Ever sift sand through a screen?” she asked.

The  tangential slash of  her  question shocked his  mind into  a  higher awareness: Sand through a screen. He nodded.
“We Bene Gesserit sift people to find the humans.”
He lifted his right hand, willing the memory of the pain. “And that’s all there is to it—pain?”
“I  observed  you  in  pain, lad.  Pain’s  merely the  axis  of  the  test.  Your mother’s  told  you  about our  ways  of  observing. I  see  the  signs of  her teaching in you. Our test is crisis and observation.”
He heard the confirmation in her voice, said: “It’s truth!”
She stared at him. He senses truth! Could he be the one? Could he truly be  the  one?  She  extinguished the  excitement, reminding herself: “Hopeclouds observation.”
“You know when people believe what they say,” she said.
“I know it.”
The harmonics of ability confirmed by repeated test were in his voice. She heard them, said: “Perhaps you are the Kwisatz Haderach. Sit down,little brother, here at my feet.”
“I prefer to stand.”
“Your mother sat at my feet once.”
“I’m not my mother.”
“You  hate  us  a  little, eh?” She  looked toward the  door,  called  out:“Jessica!”
The door flew open and Jessica stood there staring hard-eyed into the room. Hardness melted from her  as  she  saw  Paul. She  managed a  faint smile.
“Jessica, have you ever stopped hating me?” the old woman asked.
“I both love and hate you,” Jessica said.
“The hate—that’s from pains I must never forget. The love—that’s....”
“Just the basic fact,” the old woman said, but her voice was gentle. “You may come in now, but remain silent. Close that door and mind it that no one interrupts us.”
Jessica stepped into the room, closed the door and stood with her back toit. My son lives, she thought. My son lives and is... human. I knew he was... but ... he lives. Now, I can go on living. The door felt hard and realagainst her  back. Everything in  the  room was  immediate and  pressingagainst her senses.
My son lives.



_________________
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Silvan Zimmerman

Silvan Zimmerman
Liczba postów : 792
- Brzmi miło - wymamrotał w głowie już zastanawiając się, gdzie i jak mógłby ją wyciągnąć, by chociaż na chwilę pozwolić odpocząć jej od tego wszystkiego. Z drugiej strony, nawet jeśli jej obecności przytłumiła wszystkie wątpliwości, które miał z taką wycieczka, to nie wyciszyła ich całkowicie. Znowu ziewnął. Najwyraźniej jedna smakowa kawa z mlekiem to było za mało, by powstrzymać senność, która nadchodziła wraz ze zbliżającym się świtem.
To nie jest sprawa na teraz - pomyślał nieco bezwiednie bawiąc się jej włosami. Tak samo jak sprawą na teraz nie było zastanawianie się, czy wszystkie jego dzisiejsze gesty wobec niej miały na pewno sens.
Czuł coraz większe zmęczenie. Zdecydowanie powinien pójść już do siebie, ale nie mógł. Jeszcze nie teraz. Mieli rozdział książki do skończenie. Potem wstanie z łóżka i szybko wróci do pokoju.
Nie zareagował już w żaden sposób, gdy położyła mu głowę na ramieniu. Senność miała to do siebie, że podobnie jak różne środki odurzające, przytłumiała racjonalne myślenie. Wyciszała alarm, który włączał mu się w głowie za każdym razem, gdy dzisiejszej nocy czuł na sobie jej dotyk. To było całkiem miłe. Wrócić do stanu sprzed tej rzeczywistości, w której nie mieszało mu się tak w głowie.
Chociaż w pewnym momencie lektury oczy mu się zamknęły, to dalej słuchał uważnie każdego przeczytanego przez nią słowa. Chyba nawet całkiem dobrze kontaktował. Gom jabbar był trucizną. To nieco go rozbudziło, ale nie na długo. W pudełku był ból, ale nie taki zwykły, wywołany jakimś ogniem, ale taki interesujący, bezpośrednio wpływającym na receptory nerwowe. Podobał mu się ten koncept
Z drugiej strony testowanie młodego dzieciaka w ten sposób podobało mu się znacznie mniej i chyba nawet mruknął coś o tym, ale nie był tego pewny, bo jego umysł już zaczął odpływać w stronę snu.
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Tahira

Tahira
Liczba postów : 1257
Tahira czytała dalej, jej akcent coraz mniej przeszkadzał, coraz bardziej wpasowywał się w narrację książki, której akcja dopiero miała przenieść się na pustynne tereny, pośród rdzennej ludności tajemniczej planety Arrakis, o której na razie nie padło ani jedno słowo. Silvan jednak już tego nie słyszał, otulony innym piaskiem, tym obdarowującym słodkim snem. Kobieta mimo wszystko dokończyła rozdział, lecz nie podniosła się od razu, pozwalając myślom płynąć. W głowie wirowały jej myśli związane z ostatnimi miesiącami, które wywracały dzień po dniu, jej całkiem stabilne, zastałe w rutynie życie. Bal i wszystko co ze sobą niósł, to był tylko wystrzał, inicjacja nadająca pęd w dziwacznym kierunku nieoznaczoności.

W całym małym bunkrze światła zgasły, a to znaczyło, że słońce wstało i nie ma nawet sensu budzić śpiącego. Lekko zdrętwiała odsunęła się od niego niechętnie, by odłożyć książkę. Myśli zdradliwie uciekły do tego, którego snów strzegła nie teraz, a tak dawno temu, że wspomnienia z tym związane dawno powinny ulec korozji i zniszczeniu. Powróciła na łóżko i podkulając nogi, ciasno je oplotła ramionami. Przycupnęła tak tuż obok mężczyzny, rozpaczliwie próbując zakotwiczyć się w chwili obecnej, zapaść w jego oddechu i powolne do cna bicie serca. Rozmyślała o czarnych kędziorach opadających na chmurne nocami czoło, rozprostowane po świcie spokojnym snem sprawiedliwego, próbując nagiąć uczucia do woli, wyostrzyć kontur ku greckiemu bóstwu, odejść w końcu prawdziwie, oderwać się od obsesyjnego rozdrapywania przeszłości. Pokonana w tej bitwie, uciekła do cichej podziemnej izby pozbawionej okien, w której dostała napar mający być w jej mniemaniu obietnicą wspólnej wieczności... a potem bliźniaczo, dwa wieki później, gdy w jaskrawości, w zachłyśnięciu się nocą, w skórę zagłębiły się zęby tej, która była mu prawdziwie przeznaczona. Rozchodzący się wzdłuż ręki ból przebiegł fantomowo sięgając barku, niczym klątwa dopełniająca błogosławieństwa udzielonego jej z początku drogi. Ból pieczętujący prawdę o umarłej miłości. Klątwa matki i błogosławieństwo ojca, dwóch czarnych ptaków splecionych w tańcu, infekujących jej myśli, wypalających ułudę spokoju w oślepiającym rozbłysku ciemności. Niczym niedźwiedzia księżniczka, która zrzuciła chwilę temu swe białe jarzmo, zogniskowała spojrzenie na Silvanie, który w zupełnie inny sposób, lecz też był opleciony lepkimi mackami przeznaczenia, należąc do istoty udającej tylko dwa oddzielne byty.  Należeli do tego samego dworu, on rycerz, doradca, przyjaciel, gwiezdny łowca, a ona... jakie jej miejsce było w tym wszystkim, ponad krąbrne dziecko szukające okruchów uwagi swojego stwórcy. Swoich stwórców. Serce zacisnęło jej się w nagłym przypływie emocjonalnego poruszenia, którego nie potrafiła zidentyfikować i nazwać. Trzeźwość tego poranka uwrażliwiała ją na wspomnienia wizji przemykających szalonym korowodem znaczeń i symboli ciasnych relacji i układów, w których każda z dróg zdawała się wieść przez cierniste bagna, w oczywistej konkluzji, że dla niej nie było przewidzianego dobrego zakończenia...

Jeszcze tylko kilka chwil. Jeszcze tylko jeden moment, jeden okruch, jedna gwiazdka dla mnie, tylko dla mnie... – rozplotła supeł swego ciała i otarła drżącymi palcami chłodnymi jak palce martwej mokre od łez policzki. Zaraz potem pochyliła się ku Silvanowi, by okraść go z gwiazdy zdobiącej jego skroń, gwiazdy spokoju, nadziei i radości ciszą. Miękkie usta odcisnęły się niespieszne na gładkiej skórze, a blask nieświadomego spłynął kojącą aurą na skołatane serce. Ciche westchnienie wypłynęło jeszcze, rozproszone szelestem miękkiego koca, którym go troskliwie okryła, by potem odsunąć się w kąt łóżka i zasnąć nawykiem nie wampirzym, a na wskroś ludzkim, echem usłużnego życia, którego nikt nie powinien pamiętać...

_________________
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Silvan Zimmerman

Silvan Zimmerman
Liczba postów : 792
Nie wiedział dokładnie, kiedy udało mu się zasnąć, przysłuchując się głosowi Tahiry, który z tym miłym dla ucha akcentem nakreślał mu jej ukochany świat pełen śmiertelnych trucizn, pudełek bólu i zwyczajnych amerykańskich imion.
Musiał się jednak wciąż znajdować w tym dziwnym stanie pomiędzy snem, a jawą, bo chociaż przed oczami widział już kąpiące się w jacuzzi niedźwiedzie polarne, które z jakiegoś powodu rozemocjonowane rozmawiały o kolorowance, w której będzie można samemu pokolorować Paula i to czarne pudełko, tak do uszu dobiegała go krzątanina Tahiry, który chyba właśnie przestała czytać książkę.
W pewnym momencie nieco się rozbudził, ale nie podniósł się, próbując wrócić do przerwanego snu. Półprzytomny już nawet nie myślał o tym, by wracać na dzień do siebie. Tu było wygodnie. Mógł tu zostać.
I wtedy jego pogląd na swoją relacje z Tahirą został roztrzaskany, niczym upuszczona zlewka w laboratorium. Poczuł jej usta na swojej skroni. Nie ruszył się ze swojego miejsca, wciąż leżąc, spokojnie chociaż myśli wirowały, jak szalone.
Jego relacja z wampirzycą zawsze wyglądała tak, że ona rzucała w jego stronę w teorii dwuznaczne teksty, aby go zawstydzić, a on na to nieco przewracał oczami, wiedząc, że próbuje robić sobie tylko z niego żarty. Wszystko proste i zrozumiałe. I gdyby pocałowała go w czoło w każdej innej sytuacji, dokładnie tak samo zinterpretowałby jej gest. Jako zwykłe droczenie się z nim. Nic nowego. Tylko, że ten gest czułości nie był na pokaz. Był pewny, że myślała, że śpi. Po co całować kogoś w skroń dla żartów, skoro ta osoba nie będzie mogła w żaden sposób się "odgryźć"?
Powolne serce zabiło mu szybciej, gdy pewne wyjaśnienie chwyciło go i nie chciało puścić. Tylko, że przecież nic nie wskazywało na taki zwrot wydarzeń? Nic. Prawda? Przywołał wspomnienia z ostatnich kilku tygodni, próbując znaleźć w nich argumenty za lub przeciw jego nowej teorii. Poczuł jedynie frustrację, gdy zrozumiał, że nie był w stanie jasno określić jaki wydźwięk miały niektóre z jej zachowań. Zbyt wiele z nich można było uznać za wygłupy, przyjacielskość czy zbytnie, ale wciąż w granicach, zbliżenie wywołane odurzającymi substancjami. Mówiła, że lubi brzmienie jego głosu, by zobaczyć jak zareaguje, czy z innego powodu? Obudził się wtedy z jej ręką pod koszulką, bo byli pijani, czy może było to celowe okazanie czułości, podobne do tego dzisiaj? No i ten wampir, którego uwagę próbowała zwrócić ku sobie. Powiedziała, że to nie był Sahak. Naprawdę mogłoby chodzić o niego? Nie. Raczej nie. Tak? Może? Nie wiedział. Nie rozumiał. I co gorsza nie miał pojęcia co zrobić by to sprawdzić. Przecież wprost spytać się jej nie mógł. A może jednak zorientowała się, że się obudził i znowu próbowała z nim pogrywać? Powinien jakoś jej odpowiedzieć? Złapać szybko za rękę w odpowiedzi? Sam ją pocałować w skroń, by zobaczyć czy nie parsknie śmiechem? Nie. To akurat było głupie.
Nie zrobił nic. Po prostu leżał, udając że śpi, na skórze wciąż czując fantomowy odcisk jej ust, gdy Tahira położyła się zdala od niego i sama zasnęła. Jakby przed chwilą właśnie nie, może nieświadomie, nie wywołała w nim prawdziwego chaosu.
Koniec
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Sponsored content


Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Powrót do góry


 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach