z ostatnich kroków przed zmrokiem, zza rozbitych okien

2 posters

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Go down

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904
First topic message reminder :

10 XI 2022 roku
ok. godziny 3:00 nad ranem
po wyścigu

Wysiedli z zamówionego Ubera kilka minut przed godziną trzecią w nocy, godziną duchów i demonów. Jak adekwatnie. Nie wysiedli przy oryginalnym wejściu na cmentarz przy Rue de Repos, przy potężnej bramie, która była o tej porze zamknięta, a od strony Tombe de Georges Méliès, przy ulicy Gambetta, udając, że wcale nie interesuje ich otoczona murem nekropolia. Nic bardziej mylnego, nawet jeśli pierwszym miejscem, do którego się skierowali, była całodobowa budka z kebabem, gdzie Sahak zamówił dla nich dwa rożki kręconych frytek w rodzimym języku obsługującego ich mężczyzny, co wywołało nie tylko uśmiech, na twarzy obsługującego ich mężczyzny, ale również wynoszącą dwa euro zniżkę i buteleczki aryanu. Wampir wrzucił niedopłatę do słoika na napiwki, gdy tamten nie patrzył.
Wtedy, z ciepłymi i tłustymi przekąskami, wrócili pod mur nekropolii.
Przez chwilę w milczeniu szli wzdłuż muru, szukając dostatecznie zarośniętego drzewami miejsca, pozbawionego kamer, z odpowiednio wykuszonym tynkiem i cegłami, aby łatwo znaleźć podparcie dla nóg i rąk. Nawet jako wampiry nie potrafili cudownie przenikać przestrzeni w postaci mgły, czy przelatywać ponad ogrodzeniami w formie nietoperza. Czasami żałował, że część historii z Draculi nie jest prawdziwa.
Adrenalina związana z wyścigiem zdążyła spłynąć, ukołysana radiem w samochodzie i swobodnie splecionymi dłońmi na środkowym siedzeniu. Bardziej się nie dotykali, a słowa już w drodze, w samochodzie nie rozmawiali wcale, dotyczyły głównie wyścigu, popełnionych przez Darbinyana błędów w wymijaniu czy bardziej skutecznych metod nawigacji, jakie mogli dobrać.
Podsadzę cię i później sam się wdrapię — zaproponował, wskazując jej miejsce, które całkiem odpowiadało ich potrzebom. Nie było to miejsce wybierane przez okolicznych nastolatków, to znajdowało się dwieście metrów dalej, ale i oni mieli większe zdolności, niźli ludzie w kwestii możliwości swoich organizmów. Taki mur, jaki okalał Peré-Lachaise, nie stanowił dla niego problemu. Jak nie będzie miał podpory pod palce, to sobie ją po prostu zrobi. Najwyżej Halide będzie biadolić znów, że ma brzydkie paznokcie.
Starał się nie przyglądać się zbytnio Renacie, chociaż cały czas zerkał. Dobrze jej było w tej ekscytacji i cieszył się, że zaprosił ją jako swojego pilota. Nie dało się ukryć, że mieli za sobą ciężki czas, nie tylko między sobą, ale poza ich bezpośrednimi relacjami. Sprawa z Maurice, sprawa z balem, Hannibal krążący w Paryżu. Oboje pierwsze swoje spotkanie po felernym balu przeznaczyli właśnie na rozmowę o politycznych kwestiach ich rodu, nowych obowiązkach, przyszłych kwestiach społeczności wampirzej, a podczas następnego Sahak wspierał Narine w kwestii rodzicielskiej, chociaż sam miał w tej kwestii ograniczone pole doświadczenia; żadna z jego córek nie była rodzonym dzieckiem.
Dopiero teraz, w ekscytacji swobodnej sytuacji, której nie naruszyła żadna śmierć (poza poprzednim właścicielem samochodu, ale to nie miało znaczenia), rzeczywiście mogli poświęcić sobie nawzajem czas. Na budowanie to, co rozsypało się jak domek z kart na początku roku.

_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904
Wszyscy słyszeli już opowieść o dwóch wilkach, zwycięża ten, którego karmisz. Rzecz w tym, że w ciemnościach nigdy nie czaiło się nic, co nie istniałoby wcześniej w świetle. Przerażało go jedynie to, jak podobnie odczuwała ona, gdy po tylu latach wyrazili tę brzydotę szczerej miłości, surowe tkanki uczuć, obnażone wzajemnie. Pewna nagość nie wymaga braku ubrań. Czasami ona wręcz przeszkadza, bo skupienie pozostaje w kropelkach potu na skrórze, nie w tym co głębiej, czego nie da się przełożyć na fizjologię cielesną.
Czarne oczy wodziły po jej twarzy, przypominając sobie kształty jej duszy, jak doskonale pasowała do jego własnej, czyniąc jego potworność wobec niej jeszcze tragiczniejszą. Wirus zaakceptował jej świętość i zmienił jego osobę na poziomie genetycznym, aby zespolić się z nią jej ciałem. W końcu krew była tak rzadka i słodka, jak wiśniowe wino.
Հետո մի արեք: Ես քեզ սիրել եմ այն պահից, երբ ձևավորվեցին իմ բջիջները և կուզենամ, որ դու ընդմիշտ: Կեր ինձ ամբողջությամբ: — powiedział do niej ze świętym namaszczeniem, jak przemienienie na ołtarzu, gdy wino i chleb zmieniają się w krew i ciało. Teraz ciało zmieniało się w sakrament pożywienia, będzie jej pokarmem i napitkiem, strawa ciała i ducha. Byl gotów karmić ją sobą aż wieczność się rozsypie.
Սա մեր գերեզմանը չէ: — Szepnął w jej w usta, jakby po raz pierwszy ciemność skradła mu serce, tak dawno temu na jasnych słońcem łąkach Haystanu i ta chwila działa się na nowo.
Po tych miesiącach rozłąki pocałunek był jak dreszcz. Intensywne przeżycie, rozładowanie atmosferyczne, jak zetknięcie gromu z ziemią. I tak samo burzliwy głodem, pozbawiony nieśmiałości poprzedniego pytania. Palce wplotły się zaborczo w jej włosy, przyciągnął ją do siebie, bo w swojej pokucie odnajdywał największe spełnienie. Prawie jak pierwotny grzesznik. On i jego Lilith, matka demonów, ta, która nie ugięła karku przed rządami mężczyzny.
To nie był ich grób. Więc całował ją, jakby świat nie miał końca, tak samo jak ta noc. Jedna ręka zsunęła się na szyję, połowicznie obronnie, połowiczne by dotknąć jej pulsu.
Żyła.
Tak blisko, zbyt daleko. W swojej żarliwości chciał Narine tylko bliżej siebie, aż nie będą w stanie stwierdzić, gdzie jest początek i koniec.

_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Constanza Moreau

Constanza Moreau
Liczba postów : 633

Nie mogli tak po prostu tkwić w bezruchu i oglądać swoje rany przez wieczność. W gęstych ciemnościach dwa cienie sięgnęły ku sobie poprzez ciężki, nieprzyjazny, jesienny przedświt. Ich materie zapadły się w siebie, a wówczas światło rozlało się powodzią złota, krwią śniącego słońca, wyciśniętego gołymi rękami do ostatniej jaśniejącej kropli. Narine szarpnęła Tigranem, ściągnęła go nad siebie i oplotła nogami, na samą siebie ściągając potrzask pomiędzy zimnym marmurem a parzącym oddechem swojej umierającej gwiazdy.
Jej pocałunki były gwałtowne i bolesne, zęby uderzały o siebie niebacznie, wargi rozpaczliwie spijały ciepło z całej twarzy mnicha, jakby nie mogły się zdecydować, skąd wypływa życie. Oddychała szybko i jakby na skraju płaczu, drżącymi dłońmi mięła Sahakową koszulę pod marynarką, spinała jego loki między swoimi drapieżnymi palcami, na granicy słodkiego bólu. Twoje imię pasuje do moich ust bardziej, niż moje własne kiedykolwiek pasowało. Jakbym urodziła się specjalnie po to, by móc je wymawiać, gwiezdnym pyłem i pąkami kwiatów. Tigran, Tigran, Tigran.
Kiedy kogoś szczerze miłujesz, w swoim umyśle budujesz mu ołtarze. Ta osoba staje się dla ciebie bogiem. Nie możesz jednak wybrać sobie, w jakiego rodzaju boga się przedzierzgnie – czemu będzie patronować, ani jakich ofiar będzie żądać do składania u swoich stóp. Tigran był bogiem nieskończenie wynaturzonym i krwawym, pożądał zawsze najwyższej ceny, nie zadowalał się niczym innym. Czy Narine, jego własna bogini-żona, była dla niego na tyle święta, by zdołać go sobą nasycić? Czy kiedy rozrywał ją na strzępy, w makabrycznym mariażu furii i uwielbienia, zdołała choć odrobinę uśmierzyć jego piekielny głód? Jej ciało i krew, święta komunia, Sakrament Ołtarza, który wybudowali razem z kości, dla swego zjednoczenia, dla siebie wzajemnie. Czy może jeszcze na to nie zasłużyła…?
Wpełznij do mojej świątyni na kolanach, kochaj mnie tam, gdzie mnie najbardziej zniszczono. Przywróć świętość i spokój wszystkiemu, co we mnie sprofanowane. Wynieś mnie znów na piedestał, swoją odkupicielkę. Ręce tak lodowate, że aż wrzące, pełzły po żebrach pod odzieniem, drapały wzgórki kręgów kręgosłupa. Usta szczypały skórę na szyi, gdzie gorąca krew w tętnicy tuż pod skórą wzniecała naturalny zapach, odurzający jak dym z kadzielnicy. Jawo i śnie mojej tęsknoty, pęczniej jak całowany słońcem święty owoc granatu, płoń we mnie deszczem meteorów. Płoń ze mną i gaśnij ze mną, razem, w jednym rytmie.
Módlmy się.

_________________

 
 

I said, "I would never fall unless it's You I fall into"

milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904
Umierali i rozkładali się, po to by narodzić się na nowo. Gdzie ciało łączyło się w jedną glebę, jak kochankowie z Valdaro. Jak tulące się szkielety z Alepotrypy, dwójka młodych zakochanych, którzy odeszli w naturalnej pozie objęcia, nogami naturalnie splecionymi, których śmierć na zawsze miała pozostać zagadką. Dwa bóstwa, związane węzłem od zarania świata. Czarnowłosa Marzanna, której lodowaty dotyk przynosi koszmary, której sierp zbiera płody rolne, Czarna Matka, użyźniająca swoim ciałem glebę i uzbrojony Jaryło, jej odwieczny mąż, którego zabija wraz z nadejściem lata, aby odradzał się w jej krwi. Bóg wojny i urodzaju, bóg ziemi, bóg-opiekun.
Ogień jego skóry i lód jej krwi, w świętym cyklu życia, w Welesowym domu, pośród tych, którzy odeszli, jak podczas Jarych Godów, gdy w ten krótki moment pomiędzy topnieniem śniegów i stosem ofiarnym oraz zmartwychwstaniem oboje małżonków pochłonęła Nawia i na skrzydłach ptactwa szybują w mroku, ku cmentarnym latarniom.
Palący dotyk jego dłoni na miękkiej przestrzeni brzucha, gdy posyłał na Narine deszcz swoich pocałunków, dalekich od niewinności, dalekich od romantycznego spokoju różanopalcego brzasku. Żywy, jak nigdy, w transie pożądania, jednocześnie boleśnie świadom tęsknoty, jaka nimi rządzi, zapędzał się dalej i dalej, mierząc uderzeniami serca odległości jej żeber i kręgosłupa, uderzeniami serca badając słodkie westchnienia, niemal zapomniane melodie, które pisali na nowo.
Materiały ocierały się jeden o drugi, dłonie pozbawione delikatności, szukały dostępu, aby zmienić tkaniny na nagą skórę, w modlitwie nerwów: Nie zostawiaj mnie w krainie umarłych. Nie możemy zostać pogrzebani. Nie było potrzeby, aby pisać: Tigran kochał Narine. W ich przypadku wystarczy Tigran i Narine.
Hej wy! — okrzyk i nagły strumień latarki przebił się przez przymknięte powieki, oślepiając niedoszłych kochanków. Rozmazany makijaż Constanzy pokrył czernią fragment ust Sahaka. Mężczyzna mrugał, odrywając się od swojej bogini, nagle strącony na ziemię przez strażnika cmentarnego.

_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Constanza Moreau

Constanza Moreau
Liczba postów : 633

Od zawsze była świadoma, że pragnęła Tigrana do bólu, a jednak teraz, kiedy jej organizm postanowił uzmysłowić jej, jak przeraźliwa była klęska głodu, w której się pogrążyła – potworne wyładowanie całej pajęczej sieci układu nerwowego przytłoczyło ją bezlitośnie. Przegrywała w tę grę, tak wdzięcznie i upojnie przegrywała. Jego pragnienia rytmicznie wystukiwały wszelką myśl z jej głowy, zastępowały logiczne, poukładane refleksje chóralnymi pieśniami cielesnych wyznań. Z każdym ruchem bioder, niczym dłutem, z wysublimowaną głębią, Tigran rzeźbił w jej pachwinach nostalgię za znajomym ciepłem, intensywnym i transformującym Wcale nie oczekiwała zespolenia, kiedy spotykali się wieczorem przed wyścigiem, nawet o tym nie myślała, nie liczyła na nic. Mieli tylko spróbować postawić pierwsze kroki na kruchym lodzie, przetrzeć znajome ścieżki. Przygotować się do odbudowy mostu.
Fakt, że wyszło inaczej, Renata przyjmowała z namaszczeniem, jak słowo Boże, którego odrzucać nie wolno. Sahak konsekrował jej ciało i duszę, zamieszkującą tę antyczną kaplicę kobiecych tajemnic, w obliczu milczących świadków po wieczność uwięzionych pod kamiennymi płytami. W swym nieskończonym miłosierdziu dawał jej to, czego nie dawał nikomu innemu: prawdę. I to było dobre, to było święte, tak właśnie miało być. Tak miało być… nie mogło być inaczej.
Nie lękała się jego demonów, zrodzonych z gęstej, smolistej czerni duszy, i wiedziała, że on musiał w ten sam sposób uwielbiać jej szaleństwo. W nim znajdowała ukojenie i drogowskaz, szła na oślep, wiedziona dźwiękiem jego ciężkiego oddechu. Czasami odchylała się do tyłu, przewieszała bezwładnie przez nogi pomnika zakonnicy i zamykała oczy, stawała się falującym Morzem Czerwonym, w które on nielitościwie, nieubłaganie zagłębiał się z wolna; innymi razy zaś obejmowała go silnie, zaborczo, tak, że ledwie mógł się poruszać w jej okowach, ich ciała były jedną, zwartą bryłą lodu i ognia, obsydianem, i mógł w niej jedynie trwać. Ocierała się wtedy twarzą o jego zarost, składała zimnymi wargami pieczęcie na jego szyi. Wdychała jego oddech, zapach jego ust i płuc. Spójrz, Heloizo, moja miłość jest nadal ciepła.

O! dniu pełen słodyczy o miłe wspomnienie!
Kiedyś w mém sercu niecił miłości płomienie;
Wtenczas twe oczy blaskiem łagodnym świeciły,
Na twém pieszczoném łonie niknęły me siły;

Idąc drogą roskoszy usypaną kwiatem,
Stałeś się wtenczas dla mnie i niebem i światem.
Ach! powłócz na mnie, powłócz zemdlonem wejrzeniem,
Pozwól ssać wdzięczne usta, oddychać twem tchnieniem.
Lecz co mowię? niebaczna!... są inne roskosze;
Te cenić, Abelardzie, nauczaj mię proszę!
Prowadź mię między smutne świątyni sklepienia!
Tam pokazuj jak jęczeć pod jarzmem zbawienia.


Kocham cię, tak bardzo cię kocham.

W tak delikatnej sytuacji, gdy jest się doszczętnie obnażonym i podatnym na zranienie jak nowo narodzone dziecko, wszystko bolało bardziej. Złośliwy przedświt wysłał swego posłańca, by interwencją przedwcześnie skończył nocne modlitwy.
Ktoś krzyknął, i Tigran wyślizgnął się z niej gwałtownie. Wygięła się poprzez katafalk w paroksyzmie niespodziewanego, brutalnego niespełnienia. Spiekota w trzewiach zgasła nagle, rozproszyła się na wszystkie strony, umknęła przez jej usta westchnieniem zaskoczenia. Zaraz po tym Sahak poderwał ją do siadu i zamknął w ochronnym objęciu, zasłonił kawałek nagiego brzucha i lędźwie przed grzesznym, niegodnym spojrzeniem. Ponad jego ramieniem, znad którego wystawała tylko nosem i nieprzytomnymi oczami, spojrzała wprost w supernową latarki.
Z adorowanej boginki w jednej sekundzie zeszła do poziomu sarny oślepionej reflektorami nadjeżdżającej ciężarówki. Znowu jęknęła, trochę jakby w niedowierzaniu, że popadli w takie niezapamiętanie i dali się podejść. A może po prostu czuła w sobie jeszcze echa modlitwy. Zacisnęła powieki, a ręce na miednicy Sahaka.
W normalnym okolicznościach, gdyby byli ludźmi, pierwszym odruchem byłoby podciągnięcie portek, które tkwiły teraz opuszczone do połowy masztu, i branie nóg za pas. Ale oni nie byli ludźmi. Byli drapieżnikami. Drapieżnikami, którym przeszkadzano w zaspokajaniu głodu. Renata zaczęła śmiać się powoli, trochę upiornie. Jej ręce sięgnęły do szlufek jeansów Sahaka, chociaż to ona była w tej chwili bardziej wyeksponowana.
Chciała zeskoczyć z płyty katafalku, ale nawet schylenie się było tak nieprzyjemne, kiedy wszystko wewnątrz pulsowało.
— Pomocy… — jęknęła do strażnika, głosem ociekającym fałszywym odurzeniem. — Pomocy… niech mnie pan… od niego zabierze. Nie wiem co się dzieje…
Kłamstwo, i to tuż po nabożeństwie. A dopiero co bóg jej błogosławił. Wstrętna, plugawa Lilith, nocna upiorzyca, która we własnej osobie, udając samego Szatana, skusiła Ewę do skosztowania zakazanego owocu.
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904
Jeśli ona była wężem kusicielem, on w tej chwili był drzewem, które sobą oplotła. Drzewo poznania dobra i zła, prawdy, w dualizmie wiecznie spokojnego morza Tigrana, mieniącego się szafirowymi i akwamarynowymi błyskami na powierzchni, wewnątrz kryjąc gęsty mrok i to, co brzydkie, co gęste jak krew. I on nie oczekiwał, nie spodziewał się takiego obrotu sprawy, nie przybywał po nią, aby naruszać niestabilne podstawy ich powrotów, okazało się jednak, że oboje zwyczajnie rzucili się w przepaść, trzymając się za ręce, nie zwracając uwagi na szarpiące ich prądy powietrza. Nagłe zespolenie, namaszczenie świętymi olejami swoich ciał, nie było w planach, ale okazało się naturalne, jak oddech, jak codzienna modlitwa. Chleba powszedniego daj nam dzisiaj…
Jeszcze ciężko mu było zebrać myśli, jej palce na skórze bioder zimne dłuta, które powinny go przyciągnąć, naginać do swojej woli. Spodnie, takie niewygodne, z które szarpała, zbyt świadomy przestrzeni pomiędzy nimi, a nie tej dookoła, jeszcze w połowie w momentach zbliżającego się spełnienia, już w podobnym palącym dyskomforcie lędźwi. Muzyka zakończyła się zbyt gwałtownym cięciem, fałszem w ich wspólnej muzyce, zakłócając nabożeństwo, które tworzyli na ołtarzu z kości zmarłych kochanków.
Żywi i martwi.
W tej chwili, gdy Sahak obrócił głowę w bok, aby widzieć dokładniej strażnika, byli jak wilk i Narine w jego objęciach, wadera. On wyszczerzył zęby w oszalałym, pełnym agresji spojrzeniu. Ona kryła się, pozornie w przestrachu, tak naprawdę gotowa do ataku i zasłaniając brzuch partnera.
Oddajemy tylko hołd miłości — zaśmiał się, równie sztucznie, jego oczy bez cienia wesołości, jak wtedy, gdy polował. Twarz mogła mówić wszystko, ale źrenice rozszerzyły się już na całą tęczówkę. Rękoma, którymi wcześniej ją przytrzymywał na katafalku, przesuwał powoli w dół, pomagając jej podciągnąć spodnie z okolicy kolan w górę. Aby ją zasłonić przed niegodnym spojrzeniem.
Spokojnie, odsuń się od niej — zawołał strażnik, zbliżając się o krok do nich, jeszcze bardziej oślepiając dwójkę wampirów, mając ich twarze jasno przed sobą. — Ręce w górę, odwróć się twarzą w moją stronę.
Strażnik zrobił jeszcze jeden krok, wchodząc na podest, pod kamienny baldachim. W zasięg rąk Sahaka. To znaczy, nie dokładnie w jego zasięg, gdyby był człowiekiem, ale nie był. Był bardzo, bardzo rozgniewanym wampirem. Renata skłoniła tamtego do podejścia, poważny błąd, który on zamierzał wykorzystać. Nagle zrobił krok do tyłu, obrócił się na pięcie w stronę mężczyzny, kolejny szybki krok i nim tamten zdążył zareagować, Sahak ułożył dłonie na jego głowie, wyszczerzył wysunięte wampirze kły i skręcił mu kark.
Aż chrupnęło.
Wieczny odpoczynek racz mu dać Pani…

_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Constanza Moreau

Constanza Moreau
Liczba postów : 633

To była niezwykle intensywna dla Renaty chwila. Obydwoje wiedzieli, co się teraz stanie: dokąd wspólnie zmierzali, niczym aktorzy na scenie, postępujący według ustalonego scenariusza i znający nawzajem swoje partie na pamięć — sylwetki, między którymi pęczniała chemia zacierająca granice realności. Postać kobieca wabiła syrenim śpiewem, ażeby postać męska mogła uwolnić swój gniew i ucztować. Renata czuła na rozgrzanej skórze Sahaka katowskie nuty. Czekała, aż człowiek podejdzie, interweniować w obronie rzekomo napastowanej dziewczyny, w zasięg łap wściekłej bestii, a jednocześnie wewnątrz, jej podświadomość kwiliła rozpaczliwie, ku nieusłuchanej przestrodze, że lada chwila może powtórzyć się to, co stało się na początku roku. Jedna jej część nie chciała w to wierzyć, nawet nie dopuszczała do siebie możliwości, by ich ponowne zespolenie zostało zwieńczone kolejnym otarciem się o śmierć — podczas gdy skalana traumą część rozumu mimo to zawyła alarmem. Ciało nadal pragnęło dryfować, być kołysanym regularnymi pływami, nienasycone i miękkie, pragnęło kryć się w ramionach kojarzonych z bezpieczeństwem, a w tym samym czasie, zupełnie bez jej świadomości, kark wampirzycy spiął się boleśnie, rażony gotowym do wystrzału mechanizmem ucieczki.
Zrobimy to szybko, czysto. Bez rozlewu krwi.
Głuchy trzask kręgów szyjnych złamał zaklęcie. Bańka pękła i Renata odzyskała mobilność w stężałych w oczekiwaniu kończynach. Nie zapiąwszy nawet rozporka w jeansach, dopadła do Sahaka i złapała oburącz za jego twarz, kierując wzrok mężczyzny na siebie. Chciała widzieć jego oczy, wejrzeć w te okna duszy i wypatrzyć wijące się w nich koszmary, ulepione z potępienia, a karmione instynktami doskonałego łowcy. Nie znalazła plugawych gadów, był tylko On.
Z ulgą wspięła się na palce i kilkukrotnie go pocałowała. Żarliwie, bez pohamowania, wszędzie, byle nie w usta, w których lśniły wydatne, białe brzytwy zębów. Obsypała pocałunkami policzki, żuchwę i nos, i ponad wargami, bardzo uważając, aby się nie skaleczyć. Całowała go i ściskała, jakby była żoną pogrążoną w tęsknocie za mężem-żołnierzem, a on właśnie po wielu miesiącach misji zszedł z pokładu pociągu i spotkał ją na peronie. Wróciłeś. Czekałam.
Równie szybko, jak doskoczyła do Sahaka i obcałowała jego twarz, zaraz energicznie przypadła do ciała cmentarnego ciecia. Latarka wypadła mu z dłoni, leżąc na skraju altanki celowała teraz w ciemną przestrzeń pomiędzy nagrobkami po drugiej stronie chodnika. To samo światło, które najpierw chłostało ich oczy, teraz raziło zgromadzone na krawężniku widma, jedyną publiczność tejże sceny.
Constanza pobieżnie oklepała uniform strażnika, przejechała po jego pasku i kurtce. Szukała miniaturowej kamerki, jaką często nosili policjanci oraz pracownicy co bardziej szanujących się firm ochroniarskich, na przedniej kieszeni munduru. Poklepała pierś i ramiona, poklepała kołnierzyk, sprawdziła jego głowę, czapkę. Nie znalazła niczego.
Po emocjonalnym uniesieniu, po uldze, która prawie wycisnęła z Renaty łzy, but w progu postawiła adrenalina, by wprowadzić zimny porządek w myślach wampirzycy.
Obejrzała się przez ramię na Sahaka. W pierwszej kolejności wycelowała w twarz, potem spojrzenie ześlizgnęło się po jego ciele na wysokość pasa tudzież jej twarzy, i wróciło w górę. Sprawdzała, czy się pozapinał.
— Schnuckerchen, musimy położyć go spać — powiedziała po niemiecku, z akcentem znad Renu. Na konsumpcję się nie pokuszą. Zbyt duże ryzyko dla Sahaka i jego stabilności, a ona już wiedziała, że mężczyzna jej nie nasyci. Nie podobała jej się jego sylwetka o zaburzonych proporcjach oraz zapach jego perfum. Cieć po same uszy wykąpał się w najtańszej wodzie kolońskiej, jaką mógł znaleźć na rynku z podróbkami. Przez chwilę myślała o tym, żeby przyprawić Père Lachaise o kolejną dziurę w piersiach; Byli przecież na cmentarzu, gdzie chować trupy, jak nie tutaj?
Chyba, że…
Kiedy wzrok Constanzy padł na kamienny katafalk Abelarda, jej brwi ściągnęły się w skupieniu.

_________________

 
 

I said, "I would never fall unless it's You I fall into"

milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904
Nadal trzymając się w kamiennym opanowaniu, tylko przesunął dłońmi po jej ramionach, jakby próbował rozgrzać Narine po zbyt długim spacerze, przyjmując z ulgą i jakimś ukojeniem jej pocałunki. Gdy się odsunęła, sięgnął najpierw do dziąseł i zmusił swoje kły do schowania się do wewnątrz, przywracając naturalne ułożenie zgryzu. Mechanicznymi ruchami, nadal jeszcze w żelaznej samokontroli, poprawił swoje ubranie. Źrenice powróciły do naturalnego stanu, on sam znów wyglądał tak samo, jak zwykle, poza włosami i brodą, roztarganymi od jej pocałunków i pieszczot. Adrenalina opadła gwałtownie w dół, zamieniając się ze strachem. Jednak, gdy Narine na niego spojrzała, nie miała rozoranej twarzy ani krwawej wyrwy w ciele. Zbrodnia była bezkrwawa. Szybka.
Nie zrobił jej krzywdy.
Odetchnął.
Podążył za jej spojrzeniem, na miejsce spojrzenia Aberalda. Najpierw zrobił krok w stronę Constanzy i dłonią przesunął po jej głowie w czułym ukojeniu, na które nie mieli zbyt wiele czasu. Jakby cień przesunął się po niej, pragnąc zabrać wraz ze wschodem słońca napięcie przerwane przez strażnika, aby mogła spokojnie zasnąć. Później. Teraz musieli zająć się ciałem strażnika, wygiętym łukiem jego ciała w śmierci, dalekiej o rozkosznego uniesienia jeszcze sprzed kilku minut.
Najpierw pobłogosławili nagrobek Héloïse swoją miłością, a teraz namaszczą ten należący do jej męża śmiercią. Zaparł się nogami o pomnik zakonnicy, ułożył dłonie na pokrywie przedstawiającej wykastrowanego mnicha i pchnął, napinając mięśnie ciała, od tych wewnętrznych, przez mięśnie ramion, aż rozległ się zgrzyt przesuwanego kamienia, trącego o kamień. Centymetr za centymetrem, odsłaniało się wnętrze grobowca, pożółkłe kości, ledwie garstka w resztach drewnianej urny.
Kropelka potu spłynęła mu po czole.
Gdy pokrywa była przesunięta dość, aby nie spaść, przenieśli w milczeniu ciało do grobowca, aby stworzyć zagadkę wieków, którą odkryją archeologowie za kolejne pięćset lat, dlaczego w grobowcu dawnych kochanków spoczywały trzy ciała, nie dwa. Oby ludzie nie znaleźli sposobu na czytanie wspomnień z kości.
Po ułożeniu strażnika w jego miejscu wiecznego spoczynku i zniszczeniu wszystkich urządzeń w jego posiadaniu Sahak zamknął pokrywę tak, że nawet nie było widać, że była przesuwana. Zaintonował cicho kondakion:
Ze świętymi daj odpoczynek, Theotokos, duszy zmarłego Twego sługi, gdzie nie ma cierpień, smutku i westchnień, lecz życie nie mające końca. Amen.

[KONIEC]

_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Sponsored content


Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Powrót do góry

- Similar topics

 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach