Gdy wokół lód ja będę obok, najdłuższą z naszych krótkich chwil

2 posters

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Go down

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904
First topic message reminder :

Idę zapalić — poinformował resztę. Wyjął z kieszeni spodni papierośnicę i zapalniczkę do kompletu, pozostałości po balowym blitchtrze. Eleganckie, chociaż stalowe, srebra przecież nie mogli używać, ze złotymi ornamentami Art Deco, pasowały jako rekwizyt do filmu o Bondzie, zwłaszcza biorąc pod uwagę sahakowy ubiór. Nie przebrał się jeszcze ze swojego balowego ubrania, nadal miał na sobie koszulę od smokingu, która pachniała zwietrzałym dymem papierosowym, stresem i krwią, miał trochę brokatu na mankietach, a zaczesane wcześniej dokładnie włosy zaczynały odstawać dookoła jego głowy. Brakowało tylko podwiniętych rękawów do łokcia w całkowitej nonszalancji, ale tego nigdy nie robił, żeby nie pokazywać srebrnych nici blizn na przedramionach, zagojonych fragmentarycznie, jak łatanka którą niby zaleczył wirus, lecz pozostawił dość śladów. W końcu on nie był nonszalancki, on był piekielnie zmęczony.
Potrzebował nocnego chłodu i duszącego zapachu.
Zamknął za sobą drzwi balkonowe jak najbardziej się dalo, żeby nie smrodzić w mieszkaniu, błysk zapalniczki oświetlił na chwilę jego zmęczoną twarz, którą później otulił gorzki smak dymu papierosowego, mieszając się z siwizną na jego skroniach srebrnymi pasmami. Zamknął oczy, przytrzymał piekący żar w płucach, czując, jak regeneracja walczy ze zniszczeniem.
Oparł się o barierkę, zimny metal raził jego skórę, wnikał nieprzyjemnym uczuciem prosto w kości. Miasto jeszcze żyło, nic dziwnego, byli w centrum. Terkot walizki jakiegoś podróżnika skrytego w mroku pod balkonami, ktory właśnie wrócił do Paryża lub z niego wyjeżdżał i spieszył się na transport. Obserwował, jak gasną światła zamykanych lokali wzdłuż ulicy, ostatni maruderzy wychodzą z baru, lekko się zataczając, w doskonałym humorze.
Niepokój nadal w nim tkwił, więc przeszedł kilka kroków po niedużej przestrzeni, bardziej w kółko niż po prostokącie, zaciągnął się na nowo, oparł ręce na lodowatej barierce, ukrył głowę między ramionami, zwieszając ją w pokucie. Czasem już nie wiedział za bardzo, za co pokutował. Czasem wiedział doskonale dobrze. Gorycz podchodziła mu go gardła.
Z papierosem w jednej ręce, wyciągnął z kieszeni czotki.
Uciekał w to, co przynosiło mu ukojenie przez tak wiele dekad. Wykonał znak krzyża i ułożył palec na pierwszym węzełku: Theotoks, zmiłuj się nade mną. Theotokos, zmiłuj się nade mną. Theotokos, zmiłuj się nade mną. Modlił się w myślach, nawet szept nie opuścił jego ust, robił to jedynie dym papierosowy. Tylko szelest przesuwanych kolejnych węzłów w jego palcach i skwierczenie palonego tytoniu, z szumem samochodów w tle.

_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Constanza Moreau

Constanza Moreau
Liczba postów : 633

Niby się zgodził, a jednak odmówił. Usłyszane „nie” stanęło Constanzie lepką gulą w gardle, umysł już gotował się do przekreślenia całego przekazu, bez kontekstu. Zaniepokoiła się, uścisnęła dłoń Sahaka jakby w strachu, że jej ucieknie, że wykonała tego wieczoru o jeden krok za dużo. Na parkiecie wyszedł jej naprzeciw, w tańcu odpowiadał jej pragnieniem oraz zgraniem, przyjechał do mieszkania Idy, został z nią na balkonie, poczęstował tytoniem, ale tutaj Renata miała polec, na tym szańcu miała się zatrzymać.
Tak bardzo chciała znów postawić stopę w progu ich mieszkania, rozjaśnić je lampami, zawiesić dwie pary kluczy na drewnianym wieszaku z wyrytym przysłowiem „Հաց ու պանիր, կէր ու պարիր”. Wprost nie mogła objąć rozumem jak ubytek prozaicznych, codziennych czynności, zwykłe zaburzenie ugruntowanej rutyny z warunkową obecnością drugiej osoby rozrosło się do rozmiarów ogromnej wyrwy w jej jestestwie. Nie mogła już dłużej, leciała na oparach sił. Potrzebowała tego już, w tej chwili. Pościeli pachnącej jego skórą i łazienki wypełnionej męskimi przyborami.
Nie, nie byle jakimi męskimi przyborami. Jego przyborami. Grzebieniem Sahaka, marokańskimi olejkami i mydłem, które zawsze kojarzyło jej się z nim, tym samym, które wsadzała w szuflady z jego ubraniami.
Nagle pod powiekami zrobiło jej się zdecydowanie za ciepło. Dopiero wtedy zdała sobie sprawę z tego, jak kurczowo zgniatała Tigranowi rękę. Zostawiła na jego skórze czerwone półksiężyce starannie przyciętych paznokci.
— Nie ma żadnego „jeśli”, իմ սէր — wyszeptała, tłumiąc rozpaczliwą potrzebę objęcia go teraz, natychmiast, wtopienia się w jego materię jakby byli jednym organizmem. — Nie rozumiesz…? Kochać cię we śnie i budzić się samotnie to przedsionek piekła.
Zawsze będzie go chciała. Zawsze chciała, teraz też. Z bólem rozdzierającym trzewia, z poczuciem zawodu i pełną świadomością własnych przewin i zaniedbań, chciała Tigrana, bezsprzecznie i bezapelacyjnie.
I właśnie dlatego nie miała innego wyjścia, musiała dać mu przestrzeń. Nie naciskać, bo dzikie zwierzęta nie podchodzą, gdy się je ściga — trzeba wyciągnąć rękę i cierpliwie czekać. Dzisiaj jeszcze wróci do wynajętego lokum, zagryzie zęby. Schowana przed morderczym światłem dnia, zakopana w pieleszach, będzie odtwarzała w myślach tę rozmowę. Głos Sahaka, wyraz jego twarzy i woń jego ciała. Nosił na sobie zapach krwi i śmierci jak najpiękniejsze, najbardziej wyrafinowane perfumy.
— Spróbuję… — odchrząknęła. Głos jej się załamał. — Spróbuję posprzątać trochę w domu. Nie byłam tam… chyba od wiosny.

_________________

 
 

I said, "I would never fall unless it's You I fall into"

milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904
Nie przejmował się tępym bólem cienkich ostrzy paznokci, bezkrwawo nacinających naskórek jego dłoni. Przyjął go nawet z pewnym zadowoleniem, wyrwanie się z pewnego zaczarowania, gdy ich dłonie po prostu się splotły, ciepła z zimną. Podczas gdy ona myślała o szczęśliwości, tych duchach spokojnego życia, on powracał do tamtej nocy.
Bez względu na to jak często przez osiągnie miesiące wyciągał telefon i wpisywał z pamięci jej numer na klawiaturze, aby w proponowanych wyświetliło się Constanza (ICE), zawsze przed oczami zjawiała mu się w takiej postaci. Zamiast zielonej słuchawki, wciskał czerwoną i zamykał klapkę. Gdy rozmawiał z Maurycym na temat śledztwa i padało imię Renaty, miał przed oczami swój grzech i przełykał żółć. Paznokcie Narine w jego skórze były dobre; mógł ją widzieć i czuć, a dyskomfort utrzymywał go w chwili.
Ja też nie — wyznał. Jego rzeczy leżały tak, jak przed wyjazdem, koszula której nie spakował na wieszaku na szafie, jego kapcie, na wpół zużyta butelka perfum w stoliku nocnym, wyjęta z bagażu w ostatniej chwili, jako zbędna, zwietrzała paczka papierosów na stoliku kawowym, obok pilota. Nie wziął niczego, nie postawił stopy w ich domu, wracając od razu na 77 Rue des Archives. W tym momencie bardzo nienawidził tego starannie ułożonego przez nich kłamstwa, tylko dla zachowania pozorów, w strachu, co będzie, jeśli zbyt wiele osób się dowie, że Narine jest jego połowicą, w umyśle, w ciele i w duszy.
Powiedz kiedy, zrobimy to razem — zaproponował. Nawet jeśli nie zostaną już na noc, jeśli tylko będą rozmawiać, nie dotkną się nawet palcem, chciał ścierać z nią kurze żółtą szmatką z mikrofibry i wymieść kłębki spod kanapy. Usiąść na parapecie okna, otwartego na oścież do wywietrzenia pomieszczeń i wypić herbatę, stojąc w milczeniu w kuchni po całej nocy sprzątania. Nie sądził, że kiedyś tak pomyśli, ale nic nie wywołałoby jego większej radości, niż umycie parkietu octowym preparatem i dywagowaniem nad zapachem do dyfuzora.
Zgniótł papierosa o balustradę. Zmarnował go w całości i prawie przypalił sobie palce. Kciukiem drugiej ręki przesuwał po wnętrzu jej dłoni.
To przeze mnie jest, jak jest. Chciałbym mieć lepsze słowa, niż tylko przepraszam.

_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Constanza Moreau

Constanza Moreau
Liczba postów : 633
— Wiem — uśmiechnęła się niemrawo, samymi ustami. — Wiem, սիրէլի.
Patrząc na niego, nie mogła pozbyć się myśli, że Sahak bardziej skrzywdził sam siebie, niż ją — chociaż nie była to do końca prawda. W pełni władzy umysłowej czy też nie, posunął się do jednej z najgorszych zdrad, jakie można uczynić drugiej osobie, zwłaszcza takiej, którą się kocha i która ci ufa. Rany zagoiły się, nie było po nich śladu i Connie tylko dziękowała wszechświatowi za to, że to nie ona musiała żyć z dnia na dzień ze swoim własnym obrazem w pamięci, tak jak wyrył się on pod powiekami Sahaka, jak na starej kliszy, groteskowy i o wypaczonych kolorach. Wystarczyło jej, że w tamtej chwili widziała nad sobą jego przepełnione porażającą trwogą i bezbrzeżnym żalem oczy. One mówiły jej klarownie, jak bardzo źle było.
Racja. Przepraszam nie wystarczy. Nie za to. Zmuszę cię, żebyś ukląkł przede mną i wielbił, i od świtu do zmierzchu na nowo wyznawał przede mną swoje grzechy, jeden po drugim, serce przy sercu, czoło przy czole, żebyś karmił mnie swoim oddechem i ciałem i wypełnił mnie swoją gorącą skruchą tak jak woda wypełnia koryto rzeki. W najbardziej ekstatycznej modlitwie, jakbym była twoim jedynym początkiem i końcem, oddasz cześć mojej ikonie i cudowi naszego zespolenia, raz za razem, raz za razem… Będziesz mi szeptał w usta i w piersi słowa dziękczynne, bo tyś jeden widział moje serce jak na dłoni, tyś jeden miał je na wyciągnięcie swoich kłów i pazurów, w zrujnowanej świątyni moich żeber, a ja ci to wszystko przebaczyłam — żeś mnie tak sprofanował.
Tsavt tanem, tsavt tanem… Miłość wymaże wszystkie winy.
— Patrzeć na mnie u swojego boku po kres naszych dni… nie widzę dla ciebie lepszej pokuty — dodała, nadal patrząc mu w oczy.
Z nonszalancją zaciągnęła się jeszcze trochę papierosem, łapczywie, wdech za wdechem. Wreszcie i ona zgasiła pet o barierkę i zdmuchnęła z niej okruszki popiołu.

_________________

 
 

I said, "I would never fall unless it's You I fall into"

milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904
W prawosławiu dużo mniej kładziono nacisk na karę, czyn pokutny wobec spowiedzi. Na pojednanie i oczyszczenie z grzechu patrzono jak na lekarstwo, w którym skąpana łzami dusza, stawała się znów bezbrzeżnie czysta. Jednak gdy już nadawano pokuty, były on ciężkie, pełne prawdziwego zadośćuczynienia. Słowa Narine uzdrawiały go, jak nie potrafiło nic innego i dawało możliwość, że kiedyś mu przebaczy w swojej łaskawości. Bowiem pokuta nie była odebraniem winy, nie była jej zmazaniem, była sądem. Winny.
Winny.
Winny.
Wyrok leżał ciężko w jego spojrzeniu, jasny od początku. W końcu sam sobie był już raz sędzią, oskarżycielem i katem. Teraz ona przejęła ciężki miecz sprawiedliwości, ułożyła na zgięciu jego karku, uniosła i cięła, lecz z jaką miłością widział tę karę, tak różną od pleśni i zepsucia więzienia, zupełnie niesłusznie darowanego życia w udawanej samotności. Nie służy nikomu, wymierzać samemu kary. Nigdy nie są adekwatne.
W archanielskiej bieli fartucha, była tak bardzo sobą, nóż, w jego trzewiach, przekręcany jej ręką. Kochał ją bezkresnie, a sakrament miłości należało przyjmować klęcząc. Jeszcze na niego nie zasłużył.
Uniósł ich splecione ręce trochę w górę, samemu zginając kark w pokłonie, spotykając knykcie Narine i swoje czoło w połowie drogi. Oddawał hołd jej decyzji.
Spowiadam się Theotokos Wszechmocnej, Wiecznej Ciemności i Tobie, Narine, że bardzo zgrzeszyłem, myślą, mową i uczynkiem i zaniedbaniem. Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina. Przeto błagam Najświętszą Ciemności i Wszystkich Świętych, o modlitwę za mnie. Amen.
Niech się tak stanie— szepnął solennie, prostując się. Nie puścił jej jednak nadal, jakby jej dotyk był ostatnią drogą radości w jego życiu. Chciałby, aby została dłużej i zostawiła więcej słów.

_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Constanza Moreau

Constanza Moreau
Liczba postów : 633

Gdyby tylko mogli zostać razem do rana… Razem wrócić do salonu, razem usiąść obok siebie na kanapie, ciągle trzymając się za ręce, potem pożegnać się z rodziną, razem przejść przez próg, wsiąść do auta i pojechać do ich mieszkania, dziś już pewnie przejętego i rządzonego niepodzielnie przez armię kurzowych króliczków i chłód odbijający się od ściany do ściany, przenikający stare rury i kości… niczego w tej chwili nie pragnęła bardziej. Miała dość ich trwającej ponad sto lat fasady, ułudy, jaką pieczołowicie wokół siebie roztaczali. Wiedziała, że jej potrzebowali, była im nieodzowna – ale teraz, gdy nie mogła dostać tego, czego chciała, nienawidziła jej. Jeśli prawie rok w separacji czegoś ją nauczył to na pewno tego, że jeśli nie zaczną żyć normalnie, zrzuciwszy z barków płaszcz części sekretów, po prostu oszaleje. Straci rozum. Czuła się stara i zmęczona. Słowa o przeżywaniu kolejnej młodości, jakkolwiek wzruszały ją prawie do łez, brzmiały jednocześnie jak gorzki żart.
Oni, młodzi…? Umierali już tyle razy. Nikt nie powinien tyle żyć.
Nie przestawała gładzić ręki Sahaka, wychylona lekko przez barierkę. Patrzyła na ulicę tonącą w rozproszonych, mleczno-złotych światłach latarni, jakby miała ten widok przed sobą pierwszy raz. Gdzieś słychać było chichoczące lisy i walczące ze sobą o terytorium koty, w jednym z okien kamienicy naprzeciwko zapaliło się światło, za szybą pokazała się owinięta kocem osóbka, która wyciągnęła z lodówki mleko, zaczęła pić prosto z kartonu, a potem schowała je, wyszła i zgasiła żarówkę – pewnie wróciła spać. W matowym, czarnym cieniu krawężnika przebiegł szczur. Ktoś wyszedł przez okno na dach, zapalić papierosa, tak jak oni. Najgłębsze partie nocy spływały mdłą nie-czernią po dachach i po rynnach.
Została, ale nie miała już dla niego słów. Trwali przy sobie po prostu przez kilka chwil, w milczeniu, które kiedyś obydwoje uznaliby za całkowicie swobodne, a które teraz jakoś dziwnie i uporczywie ciążyło. Connie chciała zostawić pewne wyznania na czas, gdy znajdą się już w bezpiecznym miejscu, w innym nastroju, bez widma polityki zamykającego się nad nimi jak kurtyna zjeżdżająca po skończonym akcie.
I tak byli ze sobą połączeni. Ich serca zszyła ta sama nić. Ճակատագրից չես փախչի, myślała.
Wreszcie Narine rozłączyła ich palce i odsunęła się od balustrady. Na białym fartuchu odbiła się prosta linia od papierosowego popiołu, niedokładnie zmiecionego z poręczy.
— Sprawdzę co z dzieciakami — westchnęła. Wyciągnęła rękę, by pogładzić Sahaka po ramieniu i dosłownie na ułamek sekundy zawahała się, tak samo jak on wcześniej przed dotykiem jej palców. Dłoń zawisła w powietrzu w niezdecydowaniu, lecz nie cofnęła się. Dotknęła ramienia krótko, uścisnęła je.
A potem Renata odeszła.
Jeszcze przez jakiś czas musieli przetrwać bolesne powroty osobno.


[ KONIEC ]




_________________

 
 

I said, "I would never fall unless it's You I fall into"

milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Sponsored content


Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Powrót do góry

- Similar topics

 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach