Owy szaleniec musiałby wpierw wiedzieć, iż rezydencja należy faktycznie do nadnaturalnych. Złodzieje, którzy kuszą się na bogate rezydencje nigdy nie są zwyczajnymi rzezimieszkami, a wyrafinowanymi przestępcami, którzy doskonale znają się na swym fachu. Wielokrotnie lepiej dla nich ukraść coś lekkiego, małego i cennego, niż wynosić telewizory. Sama Elisabeth jednak nie była wbrew pozorom aż tak przywiązana do przedmiotów. Nie obawiała się czegoś sprzedać, jeśli była taka potrzeba. Trzymała je i zbierała właściwie dla zarobku, czystej przyjemności i cieszenia tym swego oka. Jeśli jednak zdążyłoby się coś utracić, to albo znalazłaby odpowiedzialnego, albo machnęła dłonią wiedząc, że ten przedmiot kiedyś odzyska, a i będzie miał znacznie wyższą wartość po takich przeżyciach. Nie płakałaby z tego powodu. Była przedsiębiorcą. Więc czy aby na pewno dało się ją określić jedynie jako smoczycę?
Uruchomienie czarującej aparycji na minimalnym poziomie nie miało wywołać właściwie patrzenia na nią przychylnie. Tego akurat nie potrzebowała. To była bardziej kwestia pobudzenia ciekawości, wzmocnienia zainteresowania. A sprawdzenia zarazem jak sama Tahira będzie na to reagować. Czystego wybadania istoty siedzącej na przeciwko. Ujmijmy to jako swoisty test, jaki postanowiła sobie przeprowadzić, aby bardziej wybadać grunt, na jakim się teraz znajdowała. Obserwowała swym czujnym okiem każdy ruch przedstawicielki rodu Scaletti. Nie robiła to jednak w sposób, który byłby nachalny. Ot spokojnie, z wdziękiem.
-
Każdy kto sprzedaje ten wie, iż zawsze warto podbić cenę, a wtedy się targować i ewentualnie spuścić z tonu. Dla wytrawnego handlarza to niemal obelga, iż takowych negocjacji się przeprowadziło. Zwłaszcza w niektórych krajach bardzo tego nie lubią i obowiązkiem jest wręcz targowanie się nawet na zwyczajnym targu, aby nie urazić nikogo - powiedziała delikatnie się uśmiechając. Co prawda to Tahira chciała sprzedać monety dla niej, jednak no... Żadnego targu? No jak to tak? Szanujmy się moja droga. To, iż była radną nie oznaczało, iż należało oddawać cenne przedmioty za zwyczajną, rynkową cenę.
Blondynka wysłuchała słów kobiety, a gdy ta zakończyła po chwili roześmiała się swym perlistym śmiechem, który rozniósł się po pomieszczeniu niczym przyjemna dla ucha muzyka. Przy tym z wdziękiem zasłoniła jedną dłonią swe usta. Jak zwykle pełna gracji.
-
Oh moja droga... - pokręciła delikatnie głową. Spojrzała wprost w oczy Tahiry. -
Zajmując się dyplomacją, zakładam iż znasz całą historię tego, jak powstały dzisiejsze układy, sojusz i rada. Posiadając tą wiedzę powinnaś też wiedzieć, skąd to się zaczęło i z jakich powodów. To odkrywa całkiem sporo moich osobistych wartości, myśli i marzeń. Przychodzisz do mnie dziś, z monetami jako pretekstem do nawiązania bliższych kontaktów. Mówisz... Że to drobnostka, a jednak ta właśnie drobnostka ukłuła cię na tyle, aby szukać pretekstu do spotkania ze mną... - na kobiecej twarzy pojawił się charakterystyczny smirk. Oparła się nieco inaczej, wyglądała teraz na nieco bardziej władczą niż wcześniej. Nie odrywała swego wzroku od swej rozmówczyni. Była wyraźnie rozluźniona i nieco rozbawiona.
-
Aby ze mną porozmawiać czy poznać nie potrzebne są fortele. Wystarczy zapytać. Poza tym... Czym według ciebie jest zaufanie? Czy ja nie ufam wam? Czy może wy nie ufacie mi? Od czego właściwie to jest tak na prawdę zależne? Współpraca? Nie współpracowaliśmy nigdy? My jako Rada z wami? Czy chodzi jedynie o moją osobę, która funduje większość spraw nadprzyrodzonych w tym mieście? Mojej osoby, która stworzyła pod to wszystko bazę, obdarowała rody siedzibami i w skrycie przekazuje dotacje aby utrzymać pozycje rynkowe niektórych firm świata nadnaturalnego? Zadań, które są od nas, przekazywane do głów rodów, a dalej i wam? Zasad, które zostały stworzone dla was i waszego bezpieczeństwa? Zaufanie... Czym ono jest... Jakie są jej podstawy, kto ma je większe, która ze stron? A nadzieja? Na lepsze jutro? Czy ona nam coś daje? Poznanie... Wiara.... Nadzieja.... Zaufanie... I odwieczne pytanie... Dlaczego? Czy to faktycznie jedynie wynik balu, na którym zadziało się znacznie więcej, niż jedynie próba uświęcenia sojuszu? - spokojny głos kobiety pięknie rozchodził się po pomieszczeniu. Delikatny, bez jakichkolwiek negatywnych emocji. Czysty spokój, łagodność jaka od niej emanowała i wciąż obecny, charakterystyczny uśmieszek na jej twarzy, podkreślony czerwonym kolorem jej warg.
@Tahira Darbinyan