Liczba postów : 65
Noc była wyjątkowo przyjemna. Chłodne powietrze orzeźwiało, gdy jego powiewy ocierały się o odsłonięte fragmenty skóry. Było to miłe uczucie, chociaż przypominało mi o utraconej kiedyś śmiertelności. Jedyną oznaką tego, że kiedyś byłem człowiekiem była tylko temperatura mojego ciała, która upodobniała mnie do ludzi. Na samym początku mi to przeszkadzało. Nie podobało mi się, że żeruję na kimś, kto jest tak bardzo podobny do mnie. Niby głupota, a jednak długo musiałem się z tym oswajać.
Teraz jednak, szczelnie otulony płaszczem, zmierzałem w kierunku ustalonego miejsca. Rzadko spotykałem się z członkami Rady, bo w sumie nigdy wcześniej nie miałem ku temu powodów. Wszelkiego rodzaju uroczystości i bale, na które Rada, i inni nieśmiertelni, byli zapraszani, omijałem szerokim łukiem. Nie byłem powiem znany ze szczególnego upodobania do integracji. Lubiłem określać się mianem samotnego indywidualisty, jednak i tacy od czasu do czasu potrzebują odrobiny towarzystwa. Chociaż spotkanie z Marcusem dalekie było od próby zaspokojenia potrzeby kontaktu z drugim człowiekiem. Bardzo pilnie musiałem dowiedzieć się kilku rzeczy. Nigdy nie miałem do czynienia z wilkołakami dłużej, niż to było konieczne. Nie unikałem ich, niemniej jednak zawsze lepiej czułem się w towarzystwie innych wampirów, które to podzielały moje upodobania. Nie byłem rasistą, bo wilkołaki o dziwo lubiłem bardziej niż wampiry, które to wydawały mi się niesamowicie spięte. Wilki jednak to całkiem inna historia. Były ciekawsze i intrygujące. Nic więc dziwnego, że gdy jeden interesujący osobnik pojawił się w moim życiu, to zacząłem zastanawiać się, jak to z nimi jest. Nie mówiąc już o tym, że ów wilkołak sam chyba do końca nie wiedział, jak to jest być tym wilkołakiem. Nie było chyba lepszego sposobu na ogarnięcie tej zagwozdki, niż udanie się do specjalisty. A Marcus z całą pewnością był specjalistą, bo przecież nie było chyba wilkołaka o większym stażu niż on. Grzechem byłoby niewypytanie go o wszystko, co wiedział.
Usiadłem w umówionej restauracji. Noc dopiero się zaczęła, więc po ulicach wciąż kręciło się sporo ludzi i turystów. Turyści byli wyjątkowo irytujący. Łatwo ich było rozpoznać, bo rozglądali się na wszystkie strony, jakby szukali szczęścia. Restauracja, chociaż również pełna była ludzi, to wydawała się odpowiednim miejscem do rozmowy, zwłaszcza że każdy tutaj zajęty był swoim towarzyszem i rozmową z nim. Rozsiadłem się więc wygodnie i czekałem.
@Marcus Wijsheid
Teraz jednak, szczelnie otulony płaszczem, zmierzałem w kierunku ustalonego miejsca. Rzadko spotykałem się z członkami Rady, bo w sumie nigdy wcześniej nie miałem ku temu powodów. Wszelkiego rodzaju uroczystości i bale, na które Rada, i inni nieśmiertelni, byli zapraszani, omijałem szerokim łukiem. Nie byłem powiem znany ze szczególnego upodobania do integracji. Lubiłem określać się mianem samotnego indywidualisty, jednak i tacy od czasu do czasu potrzebują odrobiny towarzystwa. Chociaż spotkanie z Marcusem dalekie było od próby zaspokojenia potrzeby kontaktu z drugim człowiekiem. Bardzo pilnie musiałem dowiedzieć się kilku rzeczy. Nigdy nie miałem do czynienia z wilkołakami dłużej, niż to było konieczne. Nie unikałem ich, niemniej jednak zawsze lepiej czułem się w towarzystwie innych wampirów, które to podzielały moje upodobania. Nie byłem rasistą, bo wilkołaki o dziwo lubiłem bardziej niż wampiry, które to wydawały mi się niesamowicie spięte. Wilki jednak to całkiem inna historia. Były ciekawsze i intrygujące. Nic więc dziwnego, że gdy jeden interesujący osobnik pojawił się w moim życiu, to zacząłem zastanawiać się, jak to z nimi jest. Nie mówiąc już o tym, że ów wilkołak sam chyba do końca nie wiedział, jak to jest być tym wilkołakiem. Nie było chyba lepszego sposobu na ogarnięcie tej zagwozdki, niż udanie się do specjalisty. A Marcus z całą pewnością był specjalistą, bo przecież nie było chyba wilkołaka o większym stażu niż on. Grzechem byłoby niewypytanie go o wszystko, co wiedział.
Usiadłem w umówionej restauracji. Noc dopiero się zaczęła, więc po ulicach wciąż kręciło się sporo ludzi i turystów. Turyści byli wyjątkowo irytujący. Łatwo ich było rozpoznać, bo rozglądali się na wszystkie strony, jakby szukali szczęścia. Restauracja, chociaż również pełna była ludzi, to wydawała się odpowiednim miejscem do rozmowy, zwłaszcza że każdy tutaj zajęty był swoim towarzyszem i rozmową z nim. Rozsiadłem się więc wygodnie i czekałem.
@Marcus Wijsheid