Liczba postów : 72
Minął tydzień od ich ostatniego spotkania, a Dorian wciąż był w jakiś sposób, absolutnie kurwa wściekły, analizując przebieg ich rozmowy. Przebieg całych tych wydarzeń. Joshua był bezczelny, był nieokrzesany i totalnie, masakrycznie nieodpowiedzialny. Walker jawił mu się jako ucieleśnienie wszystkich jego koszmarów, nienawidził go, ale wciąż…pożądał. Wniosek abstrakcyjny, aczkolwiek jedyny słuszny. Chciał go rozszarpać, zjeść i czuł całym sobą, że musi go mieć. Tak po prostu, najzwyczajniej na świecie. Mógłby posuwać mężczyznę tygodniami tylko po to, żeby udowodnić mu jak bardzo rucha się niczym zwierz. Również oznaczyłby go z góry do dołu, także jak ten pieprzony zwierz. Relishem ewidentnie targały sprzeczne emocje i nie miał zamiaru nic z tym zrobić, jeżeli się ich kiedykolwiek pozbędzie to tylko przy pomocy źródła, doprowadzającego wampira do szału.
Finalnie nie mógł się już doczekać, aż wilkołak przekroczy próg jego włości. Na swoim terytorium czuł się jeszcze bardziej pewny siebie, niż zazwyczaj, a wydawać by się mogło, że to niemożliwe. Dorian doskonale zdawał sobie sprawę, iż przejawia definitywnie narcystyczne zachowania, ale cóż…niewiele go to obchodziło. Przykrości też z tego tytułu nie odczuwał.
Miał równo siedem dni, aby przepracować pewne sprawy, ale tego nie zrobił. Zamiast tego po prostu rzucił się w wir pożerania nieograniczonej ilości osób. Świetnie się bawił, czuł satysfakcję, adrenalinę i podniecenie, gdy skąpany we krwi własnych ofiar, uspokajał swój wewnętrzny głód. Poszerzył również własny problem alkoholowy. W jakiś niewytłumaczalny sposób ten fakt także radował wampira. Usiadł na fotelu, trzymając butelkę najwyższej jakości whiskey, pociągnął dość spory łyk i odpalił papierosa, uwielbiał mieszać ze sobą te dwa smaki. Pozostało mu już tylko oczekiwać.
Gdy usłyszał donośne pukanie do drzwi, czuł się jakby znowu miał sześć lat, a rodzice właśnie oznajmili mu, że czeka na niego stos prezentów w salonie. Podekscytowanie, niepokojący stan euforyczny oraz niecierpliwość – właśnie takie emocje nim szargały. Delikatny uśmiech zawitał na jego twarzy.
- Otwarte! – krzyknął, biorąc kolejnego bucha. Czuł przez skórę, że to będzie ciekawy dzień.
Finalnie nie mógł się już doczekać, aż wilkołak przekroczy próg jego włości. Na swoim terytorium czuł się jeszcze bardziej pewny siebie, niż zazwyczaj, a wydawać by się mogło, że to niemożliwe. Dorian doskonale zdawał sobie sprawę, iż przejawia definitywnie narcystyczne zachowania, ale cóż…niewiele go to obchodziło. Przykrości też z tego tytułu nie odczuwał.
Miał równo siedem dni, aby przepracować pewne sprawy, ale tego nie zrobił. Zamiast tego po prostu rzucił się w wir pożerania nieograniczonej ilości osób. Świetnie się bawił, czuł satysfakcję, adrenalinę i podniecenie, gdy skąpany we krwi własnych ofiar, uspokajał swój wewnętrzny głód. Poszerzył również własny problem alkoholowy. W jakiś niewytłumaczalny sposób ten fakt także radował wampira. Usiadł na fotelu, trzymając butelkę najwyższej jakości whiskey, pociągnął dość spory łyk i odpalił papierosa, uwielbiał mieszać ze sobą te dwa smaki. Pozostało mu już tylko oczekiwać.
Gdy usłyszał donośne pukanie do drzwi, czuł się jakby znowu miał sześć lat, a rodzice właśnie oznajmili mu, że czeka na niego stos prezentów w salonie. Podekscytowanie, niepokojący stan euforyczny oraz niecierpliwość – właśnie takie emocje nim szargały. Delikatny uśmiech zawitał na jego twarzy.
- Otwarte! – krzyknął, biorąc kolejnego bucha. Czuł przez skórę, że to będzie ciekawy dzień.