Liczba postów : 1257
First topic message reminder :
Listopad tego roku był suchy i ciepły. Zupełnie niezaskakująco, jeśli zważyć badania dotyczące klimatycznych zmian. Tahira nie zamierzała narzekać, nigdy nie lubiła po spacerach myć swoich księżyców grawitujących dookoła niej: Phobosa i Deimosa, olbrzymich owczarkowatych bydlaków, które zwykle towarzyszyły jej w wieczornych spacerach. Taka pogoda służyła też obrotom niewielkiej pizzeri przy Rue des Archives 75 - tuż obok kamienicy dwójki Darbinyanów, w której prowadzili swoje sklepy z duchowymi duperelami, w zależności od potrzeb klienteli. "Mezzomezzo" kusiła na wiele sposób; jak na starówkę, ceny były zaskakująco niskie, knajpeczka udawała włoskie klimaty (choć nieco nieudolnie, skoro nazywała się "Średniośrednio") i pachniała zachęcająco upieczonym ciastem w specjalnym piecu. Kucharz ostatnio się poprawił i ulica archiwów przestała śmierdzieć spalenizną i choć ogródek piwny został już ukryty, to delikatne ciepłe światło zapraszało do środka. Mile widziani byli wszyscy, choć akurat dla predatorów przemierzających paryskie stada, przeznaczone były akuratnie podziemia. Oni wiedzieli jak się tam dostać, chyba, że byli nowi w mieście. Wtedy mogło być trochę trudniej.
Z głośników sączyła się sennie włoska piosenka, wkoło gwar i śmiechy, chociaż lokal nie był wypełniony po brzegi, nowy gość nie musiał prosić o wskazanie ryżej kelnerki miejsca, bowiem prześwitywały wolne stoliczki, otoczone czerwonymi skórzanymi krzesłami.
Tahira tego wieczoru zajmowała stolik w kącie, ubrana w patchworkową kurtkę o stonowanych jesiennych kolorach pożółkłych liści i kart historii ociekającej sepią zapomnienia. Nogę niedbale miała podciągniętą, tak że but opierał się o siedzenie, ale nikt nie zwracał jej uwagi. Opierała o kolano przedramię wpatrując się w tomik arabskiej poezji, w zamyśleniu sącząc czerwony niczym krew drink zwany zresztą krwawą marry. Nie zakładała nic dzisiejszego wieczory, tylko relaks. Mimo wszystko leżała przed nią neonowa komórka, tak na zaś...
_________________
Listopad tego roku był suchy i ciepły. Zupełnie niezaskakująco, jeśli zważyć badania dotyczące klimatycznych zmian. Tahira nie zamierzała narzekać, nigdy nie lubiła po spacerach myć swoich księżyców grawitujących dookoła niej: Phobosa i Deimosa, olbrzymich owczarkowatych bydlaków, które zwykle towarzyszyły jej w wieczornych spacerach. Taka pogoda służyła też obrotom niewielkiej pizzeri przy Rue des Archives 75 - tuż obok kamienicy dwójki Darbinyanów, w której prowadzili swoje sklepy z duchowymi duperelami, w zależności od potrzeb klienteli. "Mezzomezzo" kusiła na wiele sposób; jak na starówkę, ceny były zaskakująco niskie, knajpeczka udawała włoskie klimaty (choć nieco nieudolnie, skoro nazywała się "Średniośrednio") i pachniała zachęcająco upieczonym ciastem w specjalnym piecu. Kucharz ostatnio się poprawił i ulica archiwów przestała śmierdzieć spalenizną i choć ogródek piwny został już ukryty, to delikatne ciepłe światło zapraszało do środka. Mile widziani byli wszyscy, choć akurat dla predatorów przemierzających paryskie stada, przeznaczone były akuratnie podziemia. Oni wiedzieli jak się tam dostać, chyba, że byli nowi w mieście. Wtedy mogło być trochę trudniej.
Z głośników sączyła się sennie włoska piosenka, wkoło gwar i śmiechy, chociaż lokal nie był wypełniony po brzegi, nowy gość nie musiał prosić o wskazanie ryżej kelnerki miejsca, bowiem prześwitywały wolne stoliczki, otoczone czerwonymi skórzanymi krzesłami.
Tahira tego wieczoru zajmowała stolik w kącie, ubrana w patchworkową kurtkę o stonowanych jesiennych kolorach pożółkłych liści i kart historii ociekającej sepią zapomnienia. Nogę niedbale miała podciągniętą, tak że but opierał się o siedzenie, ale nikt nie zwracał jej uwagi. Opierała o kolano przedramię wpatrując się w tomik arabskiej poezji, w zamyśleniu sącząc czerwony niczym krew drink zwany zresztą krwawą marry. Nie zakładała nic dzisiejszego wieczory, tylko relaks. Mimo wszystko leżała przed nią neonowa komórka, tak na zaś...
_________________
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!