Jak bardzo by jej pasowało osadzenie posągowej Renaty na kamiennym tronie ozdobionym motylami... Tak ładnie ów rozkład pasowałby do jej pytania, z nią w centrum, złodziejką sahakowej atencji, tryumfatorką teraz, szczególnie po balu, tą której przyjdzie zapłacić cenę, a może Tahirze przyjdzie w końcu zmierzyć się z...
– Och Silvan... to symbol. Może być kobietą, ale sam mówisz, że to podejście TA strategia jest Ci bliska. Rozumiesz? W królowej mieczy chodzi o subtelne oddziaływanie, dystansowanie się, kierowanie się logiką i wierzenie, że dzięki temu wszystko dobrze się potoczy, bo inni też będą spokojni i racjonalni. Czy Ty mnie w ogóle słuchasz, przecież mówiłam Ci o tym na samym początku... Ty uważasz, że to jest dobre, jesteś przekonany, a jednak pod skórą boisz się, że to nie wystarczy, że może coś Cię omija, jest w tym uwiązaniu coś niewygodnego. O tym mówi diabeł, o tym mówi ta para nędzarzy szukająca pomocy w katedrze. – Tahira wiedziała, że z tego wszystkiego najważniejszy jest ten diabeł, jakie wielkie arkanum, mówiło o ŻYCIU, jakimś potężnym aksjomacie, cała reszta zaś to tylko okoliczności. Jakiego wyzwolenia mógł szukać...
I znów myśl urwana, bowiem jej słuchacz postanowił złapać ją za wolną rękę, zadać pytanie, niczym atak z zaskoczenie (a wiadomo, że takie zadają najwięcej obrażeń) i już, już czmychał, lecz może czego się nie spodziewał, to pojawienie się drugiej ręki Tahiry, która złapała i jego, skupiając się na boleśni podlanej obficie syntmixem, która być może w normalnych okolicznościach w ogóle by nie zakiełkowała. Jej oblicze, zwykle przedstawiające maskę kpiącego uśmieszku stopniało wobec jego rozterek i zagubienia, na rzecz ciepłego i współczującego uśmiechu.
– Są różne języki miłości... – zaczęła powoli i ani trochę nie dała po sobie poznać, że ta część umysłu która darłaby się na nią, że jest to Bardzo Głupi Pomysł, leżała sobie teraz w kącie zalana w trupa.
– Dla jednych to prezenty, słodkie wyznania, czy dotyk... Dla innych dzielenie pasji, rozmowy o sensie istnienia. Są tacy, którzy rozwiązują problemy i gaszą pożary, robią rzeczy dla drugiej osoby w imię uczucia, które nigdy nie zostało zwerbalizowne. A Ty... mówisz o próbówkach i syntetycznej krwi. – zaśmiała się wypuszczając jego dłonie, by zasłonić się za kubkiem. Oj kiepskie miejsce do ucieczki, skoro przebywanie tam jeszcze bardziej rozwiązuje język.
– Ciężko jest być rodzicem, co? Popatrzmy na słup, on może podpowie, co dodać do tych skomplikowanych równań. – ujęła karty znów i dołożyła cztery dodatkowe karty. I znów od dołu odwrócone trzy kielichy, odwrócony głupiec, rycerz ściskający grala i para zmierzająca ku girlandom rozwieszonym pomiędzy czterema buławami.
Czy zatem cała ta draka zakończy się ślubem - pomyślała zdziwiona, ale wolała podjąć dalej, odwrócić myśli od chłodu dłoni, które chciała ogrzać, zmartwień, które chciała zabrać, serca, które mogłaby ukoić.
– W końcu jakieś emocje Silvan, zwłaszcza tu, w oczekiwaniach wobec sytuacji – wskazała na rycerza
– Pan na białym koniu, z kielichem, a kielich to właśnie symbol emocjonalnego świata. Chciałbyś być bardziej otwarty do bliskich? Chciałbyś by wiedzieli co dla Ciebie znaczą? Chciałbyś mieć w sobie więcej empatii by rozumieć przepływ uczuć, który ma miejsce w relacjach?– dopytywała, bez oceniającego tonu w głosie, próbując nie myśleć, jak bardzo chciałaby wprost zapytać o to własnego ojca. Choć z drugiej strony znała odpowiedzi. Sahak, w przeciwieństwie do Silvana, znał te pływy, umiał czytać ludzi i... nic z tym nie robił. Grzech zaniechania. Pod tym względem była dużo łaskawsza dla siedzącego obok niej chemika, który pewnie najchętniej widziałby świat zależności społecznych jako skomplikowany wykres ale wciąż reakcji. To dało się zrozumieć.