Wyjazd Idy i Maurice'a, no tak.... Wiedziała o tym wyjeździe, wszak rozmawiali o całej tej podróży do Polski przy poprzednim spotkaniu. Ciekawe czy Silvan wiedział o tym, że ledwie dwie noce wcześniej przemieniona przez niego wampirzyca przyszła do Tahiry po poradę sercową. Czy wiedział, że też zapytały arkana o poradę, choć inną talię, zdecydowanie młodszą, jak pytająca, która poszukiwała wsparcia. Nic w twarzy Tahiry nie wskazywało na to, aby sekrety młodego Różanego Pąku miały jakkolwiek wypłynąć podczas ich rozmowy na światło dzienne. Egipcjanka pomimo swojego gadulstwa i płomiennego temperamentu nie zamierzała nadwerężać zaufania, którym obdarzali ją bliscy.
Zareagowała dopiero na pytanie o wampira, domyślając się, że opinia o jej preferencjach w doborze partnerów wyprzedza ją samą.
– Silvan błagam, nie bądź rasistą.. – rzuciła krótko, w rozbawieniu i zaczęła rozkładać karty, w pozornej swobodzie działań. Fakt, że zapytała o bardzo konkretnego wampira, który siedział koło niej i będzie słuchał tego co ma
jej dopomóc w byciu zauważoną, był ekscytującym balansem na granicy flirtu i totalnej porażki. To było ryzyko zrujnowania dekad współpracy, relacji opartej głównie na wzajemnej inspiracji, wspieraniu się w biznesie. Uczucia rzadko kiedy wspierały tę strefę, zakrzywiając obraz, dając zmienną, która łatwo mogła umknąć kontroli, zatruć serce goryczą, a przez to zamknąć umysł i dłonie na chęć dalszej współpracy. Kreacja czy destrukcja? Zmiana czy bezczynność? Nieoznaczoność losu osiadła na jej barkach, Tahira poruszyła się niespokojnie, pozornie szukajac lepszej pozycji do tego, by z kanapy układać karty na szklanym stoliku.
– Układ, który ukochałam najbardziej, to celtycki krzyż. Kolejne karty ukazują różne aspekty, perspektywy, które mogą pomóc w problemie. Każda z kart ma przypisanych kilka znaczeń w obrębie jednego tematu, ale trzeba ją rozważać również w układzie, w miejscu, które zajmuje. No dobrze... tyle teorii czas na praktykę. – cmoknęła.
– Dolejesz nam? – zasugerowała jeszcze, po czym płynnym ruchem ułożyła
mozaikę dziesięciu kart. Po lewej stronie znajdował się mały krzyż otoczony z każdej strony kartą mogącą sugerować kierunki ramion, po prawej zaś w słupku pojawiły się dodatkowe cztery karty. Tahira zamyśliła się, przypominając wyrazem twarzy laborantkę pochylającą się nad wynikami badań, nawet jeśli całość tego obrazu zakłócały luzem puszczone włosy, nieprzystające pracy w laboratorium i pochyłe, niestabilne światło świec. Kobieta poczekała na dolewkę syntmixu (tego samego, czy odmiennego smaku, bo czemu nie zaszaleć przy tak zacnej okazji) i dopiero wtedy podjęła. Jej głos zdawał się obojętny, choć zwężony oczy zdradzały wyjątkowe rozbawienie:
– A zatem... karta pierwsza to wędrowiec szykujący sie do drogi. Dwójka buław wskazująca na wahanie przed wyruszeniem w nieznane. Jedną nogą w zamku, oczami jednak stara się dostrzec przyszłość w kłębiących się na horyzoncie falach. Pierwsza karta to punkt wyjścia, a ta co ją przykrywa to problem, największe zmartwienie lub zagadnienie, nad którym trzeba się pochylić, by znaleźć rozwiązanie. I tu mamy wisielca, kartę biernego przyjmowania, zawieszenia, odpuszczenia działań. To by się nawet zgadzało, bo w sumie dotąd nie podejmowałam zbyt wielu działań w tym, żeby... hmm... zmienić obecny stan rzeczy. Stąd zapewne ów zastanowienie wędrowca, czy w ogóle podjąć drogę. – upiła łyk, tym razem mniej zachłannie, choć nie mogła się powstrzymać, by nie oblizać się ze smakiem. Karty jak zawsze były złośliwe, więc alkohol,
zwłaszcza taki, który skutecznie dostawał się do zmienionego wirusem ciała, był zdecydowanie wartością dodaną.
– Krąg wokół zmartwienia to różne wpływy, przeszłości i przyszłości, nieuświadomione potrzeby i pobudki, w kontrze do oczywistych, teraźniejszych sytuacji – dłonią wskazywała właściwe miejsca w układzie, które próbowały jakkolwiek ujarzmić znaczenia małych i wielkich arkanów.
– Wszystkie te karty, mówią o kreacji, o chłodzie myśli... – tu wskazała na wysuniętą najbardziej z lewej kartę przedstawiającą dłoń ściskającą miecz
– ... o początkach intratnych biznesów przynoszących pieniądze... – dłoń wskazała znajdującą się w koronie chłopca trzymającego wyblakłą monetę zdobioną pentagramem, która niegdyś z pewnością była pozłacana.
–... i niedalekiej przyszłości, której karta świata wskazuje na integrację, osiągnięcie, zaangażowanie i spełnienie. Poprzednie dwie karty wskazują jednak, że chodzi o sferę biznesową, a nie uczuciową. Interesujący jest też mężczyzna znajdujący się w korzeniach całego zagadnienia, w utajonych potrzebach. Spójrz to mag, a przed nim leżą symbole wszystkich czterech żywiołów. On nimi włada, ściąga twórczą energię z niebios i nadaje jej materialny kształt. Na ile znam tą drugą osobę, nie sposób mi się nie zgodzić. Jest on raczej chłodny i analityczny niczym miecz, ale też uziemiony, skupiony na tym co materialne i dotykalne jak złoto ukryte w ziemi. Moje domeny uzupełniają ten obraz, ogień działania reprezentowany przez buławę i kielich wypełniony krwią... mmm... duchowością, poszukiwaniem znaczeń. – ujęła znów naczynie, jakby o nim właśnie mówiła. Jej policzki lekko różowiły się, choć przy ciemnej karnacji nie było to aż tak widoczne.