Gołąb (łac. Columba livia domestica) — Pomiędzy nami lata biały gołąb smutku i nosi ciągłe wieści

2 posters

Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Go down

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904
First topic message reminder :

Gołąb (łac. Columba livia domestica) — Pomiędzy nami lata biały gołąb smutku i nosi ciągłe wieści - Page 3 Golomp Gołąb (łac. Columba livia domestica) — Pomiędzy nami lata biały gołąb smutku i nosi ciągłe wieści - Page 3 Golomp2Gołąb (łac. Columba livia domestica) — Pomiędzy nami lata biały gołąb smutku i nosi ciągłe wieści - Page 3 Golomp3

Gołąb (łac. Columba livia domestica)

Pomiędzy nami lata biały gołąb smutku i nosi ciągłe wieści

Data: od 1698 do 1722 roku
Miejsce: Armenia, poźniej się dopisze
Kto: Constanza & Sahak
Opis: Listy pomiędzy panną Narine Margaryan, a Tigranem, od czasu wstąpienia chłopca do klasztoru, aż do jego śmierci.

Rozłączeni — lecz jedno o drugim pamięta;
Pomiędzy nami lata biały gołąb smutku
I nosi ciągłe wieści. Wiem, kiedy w ogródku,
Wiem, kiedy płaczesz w cichej komnacie zamknięta;

Wiem, o jakiej godzinie wraca bólu fala,
Wiem, jaka ci rozmowa ludzi łzę wyciska.
Tyś mi widna jak gwiazda, co się tam zapala
I łzę różową leje, i skrą siną błyska.
A choć mi teraz ciebie oczyma nie dostać,

Znając twój dom — i drzewa ogrodu, i kwiaty,
Wiem, gdzie malować myślą twe oczy i postać,
Między jakimi drzewy szukać białej szaty.
Ale ty próżno będziesz krajobrazy tworzyć,
Osrebrzać je księżycem i promienić świtem:

Nie wiesz, że trzeba niebo zwalić i położyć
Pod oknami, i nazwać jeziora błękitem.
Potem jezioro z niebem dzielić na połowę,
W dzień zasłoną gór jasnych, w nocy skał szafirem;
Nie wiesz, jak włosem deszczu skałom wieńczyć głowę,

Jak je widzieć w księżycu odkreślone kirem.
Nie wiesz, nad jaką górą wschodzi ta perełka,
Którąm wybrał dla ciebie za gwiazdeczkę-stróża;
Nie wiesz, że gdzieś daleko, aż u gór podnóża,
Za jeziorem — dojrzałem dwa z okien światełka.

Przywykłem do nich, kocham te gwiazdy jeziora,
Ciemne mgłą oddalenia, od gwiazd nieba krwawsze,
Dziś je widzę, widziałem zapalone wczora,
Zawsze mi świecą — smutno i blado — lecz zawsze…

A ty — wiecznie zagasłaś nad biednym tułaczem;
Lecz choć się nigdy, nigdzie połączyć nie mamy,
Zamilkniemy na chwilę i znów się wołamy
Jak dwa smutne słowiki, co się wabią płaczem.
Juliusz Słowacki, Rozłączenie
 





Minęły cztery miesiące, odkąd Tigran założył na plecy worek z całym swoim dobytkiem i wyruszył do Monastyru Khor Virap, oglądając się za siebie tylko, gdy nie było widać jego twarzy i łez, za przyszłością, która miała rację bytu jedynie w marzeniach i głowach dwójki dzieciaków. Rozumiał, że tak będzie lepiej, matka Narine mu wszystko wytłumaczyła, a on się zgodził, nie miał wyjścia.
Niespodziewanie, do panny Narine, przyszedł list. Dostarczył go chłopiec rzeźnika i w zamian dostał ciasteczko. Chłopiec powiedział, że stary mnich wysłał go, żeby tutaj zaniósł wiadomość. Pielgrzymi i mnisi przenoszący się z miejsca na miejsce byli jedyną szansą na wiadomości, bo tylko nieliczni mieli przywilej, aby wzywać posłańców. Młody Tigran, nowicjusz, na pewno do nich nie należał.
Złożony świstek ciężko było nazwać w ogóle listem. Był starannie zaadresowany, ale widać było, że na odwrocie ktoś ćwiczył malowanie farbkami i litery, jakby oszczędzano papier. Same literki tekstu były bardzo krzywe, uciekały z linii, a słowa również nie należały do najładniejszych, ani przez składnię zdań, dobór, ani ortografię. Tigran mówił inaczej, niż pisał, jakby silił się, aby list brzmiał odpowiednio poważnie, jak na swoją formę. Zresztą, był to również pierwszy, jaki kiedykolwiek wyszedł spod ręki zakonnego nowicjusza. Wiadomość była króciutka, ale pisana była bardzo długo, co widać po grudkującym się atramencie, zasychającym nierównomiernie.
Już celowo, na samym dole Tigran narysował brzydkiego jak noc kotka.


Khor Virap, 12 października 1698 roku
Droga Panno Narine.
Monastyr nie jest źli zły. Uczenie się pisajania jezt trudne zwłaszcza w dwuch jenzykach. Uczom mnie tesz też greckiego. Dobre jest to że jem bużo codzień. Wiencej niż u twojego papy ale tęsknie za Anoush i chociasz dużo za nami ganiała z hohe chochlą to lepiej gotowała nisz brat Artur. Tu też jest ładnie ale nie tak ładnie jak na Twoich łąkach. Bardzo tęsknię za Wami.

Twój
Տիգրան

_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904
Chłopak zrobił się czerwony, bąknął coś pod nosem o tym, że to na czarną godzinę i że dostał od ojca na potrzeby i żeby się cieszyła i kupiła jakieś wstążki czy coś, co lubią dziewczyny. Wyglądał nieco na zeźlonego, że dziewczyna tak mocno go prześwietlała, gdy chciał być dla niej miły. W końcu pewnie sama nie miała żadnych pieniędzy, co jej rodzice nie wyliczali.
On już zaznał gorzkiej prawdy, czym się kończy taka sytuacja, gdy nie masz możliwości uciec od zaplanowanego losu, tak samo Tigran. Niestety, Hark, chociaż jeszcze miał trochę siana w głowie, rozumiał też smutną rzeczywistość dziewczyn i uznał, że moneta może przydać się jej bardziej niż jemu.
No to zrób tak. Nic nie powiem, przysięgam na Najświętszą Panienkę — powiedział jej poważnie, chociaż nadal z czerwonymi uszami, wzruszył ramionami i poszedł w swoją stronę, uznając, że dziewczyna zrobi, jak będzie chciała. Nie mógł też za dużo się koło niej kręcić, żeby ktoś nie zaczął czegoś podejrzewać, że knują. Braciszkowie byli bardzo podejrzliwi, oczywiście niektórzy zupełnie się nie przejmowali naginaniem przepisów, inni zaś jednak, według niego z powodu zgorzknienia, bardzo nieprzyjaźnie łypali na jakikolwiek kontakt ze światem i samo otwarcie murów na uchodźców uważali za niepotrzebne rozproszenie od modlitwy.

***

Tigran siedział na swoim posłaniu, świeca na stoliku nie paliła się, zachowywana na czas, gdyby chciał czytać. Musiał oszczędzać wosk. Siedzieli więc z Harkiem po ciemku, Hark opowiadał o tym, kto wyruszył w drogę powrotną do domu, które rodziny jednak nie mogły jeszcze wrócić, bo ich domy były najbliżej rzek. Mówił też o tym, jakie zapasy pigmentów przyszły, wiedząc, że to przyniesie radość choremu chłopakowi.
Rzeczywiście Sahak rozjaśnił się na tę myśl, już wracał powoli do swoich prac przy tekstach, chociaż na razie z łóżka. Na jego szafce piętrzyły się przybory do pisania i księgi w grece oraz dwa zwoje. Nic jednak nie wywołało jego uśmiechu jak wiadomość, że Narine do niego napisze i wsunie wiadomość pod drzwi.
Jego spojrzenie co rusz uciekało do szpary pod nimi, jakby czekał chwili, aby zerwać się z łóżka, ryzykując upadek na osłabionych nogach, aby zaraz odebrać wieści od niej. Tak blisko i tak daleko. Serce mu pękało, ale nie śmiał nic powiedzieć Harkowi, bojąc się, że może ona też nie chciała go widzieć i obawiając się, co może sobie pomyśleć o nim osoba, której najbliżej było tutaj do przyjaciela Tigrana. Czekał więc, wyczekując i utrzymując się przed snem buzującą w uszach adrenaliną, przez co gubił co rusz wątek w rozmowie.

_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Constanza Moreau

Constanza Moreau
Liczba postów : 633

Noc była pochmurna, kłęby przysłaniały światło księżyca i gwiazd. Nari po ciemku omal nie postradała drogi. Nie chciała rzucać się w oczy, z tego nader oczywistego względu nie wzięła więc ze sobą żadnej świecy, szła od załamania krużganka wiodąc dłonią po zimnej ścianie i liczyła po kolei drzwi. Serce jej zamarło, gdy przy jednym z wejść jej ręka zastała pustkę – drzwi do celi były otwarte, ale wyglądało na to, że Najświętsza Mateczka strzegła swojej głupiutkiej córy i komnata okazała się pusta. Tylko na moment dziewczynie przyszło do głowy pytanie, czy to dlatego, że ktoś, kto zamieszkiwał ów pokój wyzdrowiał i wstał na nogi, czy też przeciwnie, udał się do Pana. Przyjęła tę myśl z obojętnością, nad którą nawet nie zdążyła się pochylić ani stropić własną bezdusznością. Może powinna była zmartwić się bardziej, lecz przejęta czymś zgoła innym szybko ruszyła w dalszą drogę.
Za drzwiami celi Tigrana wreszcie rozległo się cichutkie szuranie. Ktoś przeszedł mimo wrót, ale chwilę potem się cofnął. Słychać było szelest i nieopatrzne uderzenie o drewno – jakby łokciem albo kolanem – a potem, zgodnie z obietnicą Harka, Narine usiłowała wsunąć papier w szczelinę nad posadzką. Jak na złość róg listu się zagiął.
Zanim Sahak zdążył wykonać jakiś ruch i wygrzebać się spod pieleszy, Hark pierwszy zerwał się z taboretu. Tyle że zamiast schylić się po sekretną wiadomość i przekazać ją przyjacielowi, otworzył z rozmachem drzwi, złapał Narine za ramiona, podźwignął dziewczynę i wciągnął ją do środka, jakby był koszmarem ciemności z jakiejś strasznej ludowej baśni z morałem dla niegrzecznych młodych panien. Nari pisnęła zaskoczona nim zdołała się pohamować i zakryć usta dłońmi. Nie walczyła z chłopakiem, wskoczyła do celi usłużnie, chociaż dopiero później, gdy dziewczyna już uda się na swój siennik i zacznie odtwarzać w pamięci scenę całego spotkania, miała uświadomić sobie, jak bardzo mocno i niedorzecznie była zawiedziona, że to nie Tigran ją do siebie przyciągnął w tamtej chwili. Poznała po brodzie, gdy kosmaty zarost Harka załaskotał ją w czoło. Zresztą, to przecież zrozumiałe, Tigran nie miałby siły tak gwałtownie jej poderwać. Wiedziała to, a i tak poczuła ukłucie goryczy w sercu. To byłoby takie dramatyczne i piękne, gdyby mogła do niego przylgnąć u samych drzwi.
Siorbnęła nosem i natychmiast odsunęła się od Harka. Skuliła się w sobie. Spojrzała po ciemnej celi tam, gdzie powinien właśnie siedzieć Tigran i wytężyła wzrok.

_________________

 
 

I said, "I would never fall unless it's You I fall into"

milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904
Co ty… — pytanie Tigrana zniknęło w krótkim pisku Narine.
Chyba słyszałem szczura, pójdę go pogonić zanim kogoś pogryzie — powiedział Hark, unosząc w ciemności brwi. Przez okno nie wpadało dość światła, aby widzeć jego minę, ale wydawał się absolutnie nie poruszony sytuacją ani swoją postawą i wierutnym kłamstwem, jakie padło z jego ust. Obrócił się na pięcie i wyszedł, zamykając za sobą bardzo cicho drzwi.
Cisza w powietrzu gęstniała, jak zupa zaciągana mąką, Tigran poruszył się, zaszeleścił koc, odsuwana pościel. W pomieszczeniu już nie pachniało chorobą, wywietrzona przestrzeń głównie nasyciła się kadzidłem, zapachem atramentu oraz naparów ziołowych.
Chłopak miał wrażenie, że serce wyskoczy mu z piersi. Ręce trzęsły się, gdy złapał hubkę i krzesiwo i zapalił świecę, za trzecim razem, wyłaniając z mroku najpierw swoją sylwetkę, siedzącą na łóżku postać, a później resztę pomieszczenia. Spojrzał na dziewczynę, nadal milczał. Nie powinna tu być, tak mu się kołatało w głowie, jakby sumienie, ale znów, nie potrafił tego żałować, gdy patrzył na jej postać ledwie oświetloną smętnym, pojedynczym płomyczkiem.
Նարինե — szepnął, jakby próbował się przywitać, ale reszta ugrzęzła mu w gardle. Nawet jeśli wyglądał inaczej, niż gdy pozostawił Karmrashen za sobą, to głos pozostał znajomo ciepły, podobny, imię brzmiało tak samo, gdy spływało z jego języka gęstym miodem, tak samo jak wtedy, gdy świeciło na nich słońce południa na łące i tak samo, jak wtedy, gdy spoglądał na nich brzemienny od blasku księżyc, gdy chichotali, starając się wymknąć losowi z okrutnych szponów.
Migoczące światło świecy czyniło jego sylwetkę, teraz w czarnym habicie, który zaczynał na nowo nosić i jeszcze nie zdjął, znajomą. Ukrywało niemal zarost, jakby był to tylko cień, uwydatniło cieniami znajome załomy nosa. Chyba nie potrafił nic więcej powiedzieć, w końcu z nich dwojga to ona była odważna.
Rozłożył jednak ramiona, nie nachalnie, tylko trochę, aby mogła odrzucić propozycję, udając, że nigdy jej nie złożył. To nie było jak powrót uczuć, ale nie wiedział jak nazwać inaczej nowy przypływ tego, co nigdy nie odeszło.

_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Constanza Moreau

Constanza Moreau
Liczba postów : 633

Hark wyszedł, drzwi się zamknęły. Narine stężała, zalana niespodziewaną falą trwogi. Chciała zrobić ku wyjściu krok, szarpnąć za klamkę, drapać w deski i żeliwne obicia, żeby chłopak ją wypuścił, lecz… spanikowała i lęk ją sparaliżował. W duchu skamlała niczym pies potrzebujący wyjść na dwór, ale ciało nie chciało poruszyć się ani o milimetr, usta pozostawały zamknięte, a oczy – przerażone, żałosne – szeroko otwarte i wbite w ciemność.
Nie chciała zostawać sama z Tigranem. Pragnęła go zobaczyć, pragnęła go dotknąć, tak – dlaczego więc tak bardzo, bardzo bała się zostać z nim na osobności? Serce toczyło krwawą batalię z rozumem, rozsądek wpędzał ją w poczucie winy, podszeptywał coś o przyzwoitości i o tym, że była ladacznicą, która próbowała uwieść człowieka w boskiej posłudze i powinna się za siebie wstydzić.
Nie, to nie tak, Boże drogi. Nie przyszła tu, aby go znowu nęcić, chciała tylko ucałować jego ręce i pokazać mu, jak bardzo się cieszyła, że wykazał się niezłomną siłą i przeżył. Usłyszała szelest pościeli, obejrzała się znów. Ciepła łuna płomienia wydobyła z mroku znajome rysy nosa i brwi, zmęczone oczy przepastnie czarne. Ile razy śniłaś o pocałunkach składanych tymi ustami na twojej szyi? Nie powinno jej tu być. Bała się, że ją nakryją i wyrzucą za mury monastyru, imię jej matki zostanie zhańbione. Zaczęła się trząść. W skurczu mięśni zgniotła trzymany w dłoni papierek z listem. Ciągle masz w pamięci tamto lato, kiedy leżeliście w trawie i poprosiłaś, żeby wsadził rękę pod twój haftowany kubraczek. Pozwoliłaś mu przez chwilę miętosić swoją pierś, głaskał ją w bojaźni jak ledwie rozwinięty kwiatuszek. Myślał, że jak przyciśnie mocniej, zrobi ci krzywdę. Patrzyła na mnicha w czarnej sutannie, wychudłego od choroby chłopca z brodą. Za drzwiami stał inny młody zakonnik, a ona oczami wyobraźni znowu widziała tylko to. Wszetecznica. Zgnijesz w piekle.
Zacisnęła kurczowo powieki i zagryzła wargi tak mocno, że poczuła w ustach metaliczny posmak krwi. To musiał być sen. Nie było jej tutaj. Była w Karmrashen, spała w swoim łóżku i znowu marzyła o Tigranie, to nie mogło być naprawdę. Powinna już dawno z niego wyrosnąć. Już nie wolno było jej myśleć o nim w ten sam sposób. Sahak był mnichem.
M n i c h e m.
Usłyszała swoje imię. Otworzyła oczy, ale sceneria się nie zmieniła, chociaż Narine zaklinała Theotokos, aby pozwoliła jej się przebudzić. Nadal otaczała ją ciemność. Nadal siedział przed nią Tigran.
I rozchylał dla niej ramiona.
Pękła. Rozpadła się przed nim na milion kawałków. Rozdziawiła usta w niemym krzyku, z oczu popłynęła fontanna łez. Starała się nie narobić hałasu, dusiła rozpaczliwy szloch głęboko w piersi, pozwalając gardłu przepuścić jedynie syk. Tak samo, jak pierwszego dnia, gdy ledwie przyjechały z matką do zakonu i zobaczyła Tigrana nieprzytomnego, podeszła do jego pryczy i upadła przed nim na kolana, po czym złapała za poły sutanny na jego nogach i zatopiła w nią mokrą twarz. Cisnęła tak mocno, jakby chciała wydłubać sobie oczy. A potem nagle podniosła głowę, spojrzała na lico chłopaka i grymas żałości zmienił się w nieopanowany uśmiech, pokazała w nim wszystkie zęby. Szukała jego dłoni — swoimi, na przemian płacząc i śmiejąc się bezgłośnie, jakby nie mogła pojąć samej siebie. Pragnęła uścisnąć jego ręce, ucałować je. Obmyć je swoimi łzami, żeby Bóg nie widział, że skalały się dotykiem kobiety.
Może i z natury była odważna, ale w tej chwili już tylko szalona.
- Տիգրան ջան… przepraszam… przepraszam, przepraszam, tak bardzo przepraszam…
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904
Ciepłą ręką dotknęła jej pleców. Powolne, posuwiste ruchy, jak przy pocieszeniu strapionego dziecka. I ciche słowa wypowiadane w tak znanej barwie, że wszystko będzie dobrze, nie musi płakać, wytarte frazesy, których używał wśród rozdartych żałością powodzian. Nie miał nic innego, bo jego serce pękało za każdym razem, gdy wstrząsał nią szloch.
Ona obwiniała się, tak jakby on mógł przestać o niej myśleć. Modlił się o to, aby Theotokos odebrała mu miłość, ofiarował ją na ołtarzu, a jednak została w nim, zamiast zgasnąć, jak świeca, którą nieopatrznie zostawiono do wypalenia przez całą noc w świeczniku. Nie widział jej lata, a wystarczyło ujrzeć ją w malignie, aby i jego duszę zalała powódź. Chociaż zbudował tamę, uczucie nadal sączyło się, krystaliczne w swojej istocie, jak hymn świętego Pawła. Miłość. Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma. Godziny rozłąki, które zmieniały się w tygodnie i miesiące, a te w lata.
I on wspominał ciepłe letnie noce, kiedy w absolutnym niedowierzaniu swojej odwagi (i głupoty) wymykali się do stodółki, próbując rzeczy niedozwolonych dla nich, z czerwonymi policzkami, zawstydzeniem, w niejakiej świadomości, że nie jest to coś, co powinni robić. Teraz Tigran wiedział lepiej, był już mądrzejszy. Wtedy dawał się ponieść podszeptom z tyłu głowy, całkowitemu rozmiłowaniu w uśmiechu Narine. Dorośli przecież nie rozmawiali z nimi o tym, co się dzieje między kobietą a mężczyzną, mieli mgliste pojęcie tylko dlatego, że żyli w otoczeniu zwierząt gospodarskich, bardzo wypaczone. A przecież to, co do siebie czuli nie mogło być tym samym, wtedy nie umiał przyłożyć, postawić znaku równości pomiędzy nieśmiałymi pieszczotami i pocałunkami, które mimo braku wprawy, nie należały do uroczych, niewinnych buziaków.
Wysupłał dłonie, mokre od jej łez, z uścisku i chyba całą zgromadzoną podczas rekonwalescencji siłą, pokierował ją, aby wstała, usiadła przy nim i płakała w jego ramię, nie na kolanach. Zabawny w dramatyzmie pragmatyzm nie chciał, aby nabawiła się bólu kości od zimnej posadzki na starość. Odcinał się, próbował przynajmniej, od pęknięć na tamie, którą tak usilnie budował, z każdym supełkiem czotek, jak kolejną cegłą. Te delikatne dłonie, które bały się jej krzywdy, teraz ją uspokajały. W tym otępieniu, szoku, zauważył, że tak jak i on, zmieniła się ona, urosła. Nadal do siebie pasowali. Była to tak samo piękna myśl, jak i trująca. Jak pole konwaliowe.
Nie masz za co. Nie masz za co — powtarzał jej cichym głosem. W końcu nie była to ani jej wina ani jego, lecz niefortunnych splotów losu. Nie powinien kochać córki władyki inaczej niż siostry. Ona nie powinna nawet na niego spojrzeć, wybierając portreciki do przesłania wybitnym kawalerom. Odkąd zrozumiał, że ciepło w sercu do Narine nigdy nie ustanie w nim, modlił się już nie za siebie, tylko za nią. Aby tak jak on szczerze ją kocha, ona mogła pokochać tego, który będzie jej mężem. Za jej szczęście, przyszłe dzieci, dom. Aby stał się dla niej tylko zamglonym spojrzeniem z dzieciństwa, gdy będą dorastać jej latorośle.
Miłość nigdy nie ustaje. Na pewno nie jego.

_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Constanza Moreau

Constanza Moreau
Liczba postów : 633

Podczas gdy Tigran, otoczony mędrcami i poszukiwaczami natchnionymi łaską świętego ducha, dojrzewał w pewności swych uczuć ponad wszelką wątpliwość, głupiutka Narine nawet nie wiedziała, że to, co żywiła wobec chłopca, rzeczywiście było miłością.
Nikt nigdy nie ważył się choćby podsunąć jej takiej myśli. Ani matka, ani siostra nie chciały, aby dziewczynka karmiła się afektem, który nie miał szansy bytu. Nie w ich świecie, nie w ich sytuacji. Jako dziecko Nari była niezbicie przekonana, że gdy już dorosną, Tigran weźmie ją za żonę i nie można było przemówić jej do rozsądku. Niektóre małe dziewczynki wierzyły, że poślubią swoich tatusiów, dlaczego więc panience Margaryan nie wolno było myśleć, że wyjdzie za pastuszka? Miała pięć, może sześć lat, wszyscy machali na to pobłażliwie ręką i mawiali, że dziewuszka szybko wyrośnie z tych niemądrych zakusów.
Tamtego wieczora, gdy matka wreszcie w boleśnie dobitnych słowach wyjaśniła jej, że ojciec wygnał chłopca, by zlikwidować możliwość, iż jego najmłodsze i najbardziej rozpuszczone dziecko pewnego dnia doczeka się bękarta z mezaliansu, Narine zamknęła się w sobie. Stała się bardzo sekretna w swoich emocjach i nigdy już nikomu nie wspomniała o Tigranie ani słowem. Katowała się myślami raniącymi jak sztylety, wymierzonymi bezlitośnie we własną duszę, że wszystko to jej wina, traktowała go jak zabawkę ku własnej niegodziwej uciesze, żeby czuć się chcianą i kochaną. W gorącej żałości, która wypalała jej łzy na słone kryształy, odmawiała sobie prawa do miłowania. A przecież to była miłość. Niedojrzała jeszcze i bardzo głupia, lecz nadal miłość.
Myślała o dobru i pomyślności Tigrana przedkładając je ponad swoje. Nosiła go w sercu, modliła się o niego i życzyła mu szczęścia i odnalezienia drogi. Tłumaczyła sobie, że to po prostu właściwe, chrześcijańskie postępowanie, troska o bliźniego. Wszystko to zostało wystawione na próbę, teraz kiedy była obok niego i wtulała głowę w jego ramię, brudząc czarną szatę śliną i wodnistymi smarkami. Nikt poza rodzicami i rodzeństwem nie zakorzenił się w jej młodziutkiej duszy jak Tigran. Stało się dla niej absolutnie jasne, że na pewno nie stawiała go na równi z Jeremielem, którego, co prawda, nauczyła się lubić po bratersku, ale do którego wdzięczyła się z perfidią wyłącznie po to, aby coś tym zyskać, świadoma swojej urody oraz kwitnących przymiotów.
Kiedyś, w przyszłości, nastanie taki moment, że Narine — już nie panienka, lecz pani Sarkisyan — odbije się głową od ściany i w nader bolesny, na równi dla dumy, jak i ciała, sposób, przekona się, że żeby przejść przez życie potrzeba jednak czegoś więcej, niż tylko ładnej buzi, zalotnych oczu, długiego warkocza i szerokich bioder. Trzeba było jadowitego sprytu, odrobiny bezwzględności.
Teraz nie miała ani jednego, ani drugiego. Była tylko naiwną dziewczyną, która próbowała odnaleźć drogę, klucząc po meandrach trudnego dorastania i starając się już więcej nie ranić tych, na których jej zależało. Myślała, że zmądrzała trochę, od kiedy przestali do siebie pisywać. Nic podobnego.
Przytulała Tigrana na tyle, na ile jej pozwalał. Niewinnie, z rezerwą, gotowa wycofać się całkowicie, jeśli tylko poczuje, jak jego ciało tężeje pod jej dotykiem. Tak delikatny, tak cenny. Teraz to ona bała się, że go zepsuje.
— Jak… — zająknęła się. Przełknęła smarki. — Jak się… czujesz…? — wydukała w końcu. Gładziła sutannę na jego ramieniu, te same fałdki, które ściskała rozpaczliwie w pięściach, teraz jakby próbowała naprawić, rozprostować, żeby nikt nie poznał, że były międlone. — Wstawałeś już… z łóżka…?
Chciała mu pokazać, że troszczy się o niego. Tylko o niego jednego, nic innego się nie liczyło. Przecież przyjechała tu po to, żeby go zobaczyć i hołubić, nie po to, żeby roztkliwiać się nad sobą samą i wyć nad własną głupotą. Bo że była durna, to już chyba wszyscy wiedzieli. Ale nie chodziło o nią. Chodziło o niego.

_________________

 
 

I said, "I would never fall unless it's You I fall into"

milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904

Obejmował ją ramieniem i oparł podbródek o jej głowę. Gładził jej łopatki powoli, troskliwie, tak samo wtedy, gdy byli jeszcze dziećmi i jej ulubiona kotka rozchorowała się i zdechła, w pierwszym kontakcie ze śmiercią istnienia bliskiego ich sercu, które nie miało konotacji z jedzeniem. Kozy się jadło, to normalne. Jednak kotka była ulubionym zwierzątkiem, czasami noszonym na rękach i ubieranym w czepki lalek Narine. Kochanym.
Lepiej — powiedział cicho. Miał tak spokojny głos, jakby wewnątrz niego nie toczyła się najbardziej tęga burza, gotowa zniszczyć piorunami całe Khor Virap, zrównać z ziemią potężny masyw Araratu. Czuł się trochę jak ptak, szybujący ponad czarnym kłębowiskiem, brzemiennym deszczem łez. Nie chciał płakać. Rozumiał, że dla niej poświęcił wiele, bo mógłby mieć żonę, ale to nie byłaby ona. To wystarczyło mu, aby przyjąć swój los i odnaleźć szczęście w grubych murach monastyru. Gdy patrzył na równe literki, stawały się proroctwem jego zguby.
Wyciągnął z rękawa czystą chusteczkę lnianą, bez ozdobników, pachnącą jeszcze krochmalem, słońcem i trochę jego skórą. Wielokrotnie gotowane płótno nie trzymało szorstkości. Przyłożył ją troskliwe do policzka Narine, aby wchłonęła jej łzy, nie chcąc trzeć o delikatną skórę dziewczyny.
Kilka kroków po celi. Jutro spróbuję iść na nabożeństwo — odpowiedział, nie zaprzestając troskliwych gestów. — Na razie czytam, nadrabiam moją pracę. — Wskazał dłonią z chustką stolik, na którym leżały książki i zwoje. Nie miały wybitnych okładek, jedynie proste, skórzane osłony, tylko na niektórych wytłoczono tytuły, jeden po łacinie, inny w grece.
Nie chciał myśleć o tym, że nawet zasmarkana wyglądała piękniej, niż kiedykolwiek i jej obraz, obleczonej w półmrok celi oraz ciepłe, drżące światło świecy, wnikał w niego i karmił jego obsesję. Jej obecność rozbijała tłumione pragnienia i wiele ziaren trafiło na żyzną glebę umysłu, spragnionego i podatnego. Ciepłe ciało obok niego. Wziął głęboki wdech, drżenie zdradziło powstrzymywane głębokie emocje.
Próbował odwrócić uwagę od lęku o jego życie i tragizmu sytuacji. Chciał zobaczyć jej uśmiech, nie płacz.

_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Constanza Moreau

Constanza Moreau
Liczba postów : 633

I zobaczył, choć był to uśmiech kwaśny jak zsiadłe mleko, popsute podpuchniętymi od płaczu powiekami i ustami lśniącymi wilgocią w pomarańczowej łunie. Żeby mógł lepiej otrzeć jej twarz, Narine posłusznie trochę się nadstawiła, zadarła ku niemu głowę. Wówczas to właśnie, kiedy spojrzała na Tigrana z tak bliska, gdy ich nosy dzieliło kilka cali, dziewczyna znów wyszczerzyła się i zachichotała niemo, nadal ze smutno ściągniętymi brwiami. Wzrok jej błądził po tak znajomej, kiedyś ulubionej twarzy, spowitej w cienie rekonwalescencji i zarost, którego nigdy aż tyle na niej nie widziała. Uparcie omijała przy tym wargi chłopaka, udając – sama już nie wiedziała przed kim: sobą, nim, czy Bogiem nad nimi – że jej myśli nie pełzną w grzeszne listowie, między kuszące czerwienią rajskie jabłka, że są czyste niby łza, wyzwolone z niegodziwości jak po kąpieli w Kasr al-Jahud.
— Jak ty inaczej wyglądasz… jak żeś wyrósł, Tigranie… — Przygryzła usta. Bardzo przeżywała jego bliskość po tylu latach rozłąki, wymuszonej akurat w czasie, gdy obydwoje najbardziej się zmieniali, podczas dojrzewania. Serce jej łomotało tak mocno, że zdawało się, jakoby chłopak mógł usłyszeć jego rytm, wychwycić drżenie dotykiem na jej plecach. Myśl nonsensowna. Ułomne ludzkie ucho nie odbierało szumu krwi, jedynie tętno, gdyby przyłożyć je prosto do czyjejś skóry. — Dziwnie z tą brodą, ale… bardzo ładnie… pasuje ci… mądrzejesz znaczy… — parsknęła w trochę wymuszonym żarcie.
Pamiętała, co jej pisał w swoich listach. Przez trzy lata czytała je niezliczoną ilość razy, z coraz głębszym żalem uzmysławiając sobie, że kwartał za kwartałem narrator w jej głowie zaczynał brzmieć coraz mniej jak Tigran, a stawał się po prostu jej głosem, jej własnymi myślami odbijającymi się echem po czaszce. Zapominała Jego brzmienia.
Speszona, uciekła wreszcie spojrzeniem na stołek obok, tam, gdzie leżały jego lektury. Jej zaciekawienie nie było udawane.

_________________

 
 

I said, "I would never fall unless it's You I fall into"

milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904

Powiódł za jej spojrzeniem, zdesperowany, aby patrzeć na coś innego niż jej twarz. Czerwień, która wpełzła na jego policzki, gdy tak na niego patrzyła, zaczynająca się na szyi, nie pochodziła ze stanu chorobowego, lecz piekielnych płomieni, które lizały jego duszę, wypełnioną grzesznymi myślami młodzieńca. Niewiele brakowało, aby sięgnął po owoc poznania, nie bacząc na konsekwencje, jakby chciał zasłonić się gorączką, lecz prawda była taka, że gorąc ciała związany z chorobą już dawno odszedł z niego. Ratował się ucieczką do liter, jak zwykle.
Wziął pierwszą księgę i podał Narine. Wypełniona była drobnymi znakami greki. Sam utwór nie był gruby, ale wersety były pisane jedynie na jednej stronie, na drugiej zostawiono miejsce na tłumaczenie. Tekst otworzył się na zakładce z arkusza papieru, gdzie Tigran czynił notatki i wersje ormiańskiego tłumaczenia.
Ajas Sofoklesa — powiedział, po czym pospieszył z tłumaczeniem, uświadamiając sobie, że Narine, jego uczona i bystra towarzysza dzieciństwa, mogła nie wiedzieć nic o tej postaci. Nie wiedział przecież, jak wyglądała jej edukacja ostatnimi laty. — Szał i samobójstwo greckiego bohatera. Teraz tłumaczę tę część.
Wskazał na miejsce, gdzie rodzimy tekst się urywał, udając, że wcale nie tworzy okazji, aby nadal siedzieć obok siebie, z głowami blisko, jedna przy drugiej. Jej ciepło parzyło go i najgorszą rzeczą było to, że pozwalał na to, nawet jeśli później miał gorzko żałować, że pozwalał jej oddechowi szemrzącemu obok wznowić płomienie, które gasił sumiennie każdego poranka.
Wzięła wdech, niby do recytacji i przeczytał, nadal cicho, ale z intonacją:
Bo takie poczną wnet krakanie,
 Gdy wzrok odwrócisz w tył,
Jak ptaków rój, gdy minie bój,
 A sęp się w górę wzbił.
Lecz starczy, byś się zjawił tu
 A tym snać zbraknie tchu!

_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Constanza Moreau

Constanza Moreau
Liczba postów : 633

— I ty to tak wszystko sam…? — wyszeptała z podziwem. Nie wyjmując księgi z jego rąk, przewróciła kilka stron do tyłu, przy okazji z pozoru niewinnie muskając palce Tigrana tam, gdzie trzymał okładkę. Nie wczytywała się za bardzo w treść tragedii, po prostu oglądała rządki równiutko zapełnione jego pismem i podziwiała formę, kształt liter, który trochę się zmienił od ostatniego listu, jaki od niego dostała. W tekście nie było już pociesznych błędów, zupełnie jakby pisała to inna osoba. Żart z brodą jako wyznacznikiem doświadczenia i wiedzy bardzo jej się spodobał, ale teraz, kiedy pomyślała o nim po raz kolejny, twarz Narine zaszła gorącem i dziewczyna nie miała już odwagi, żeby spojrzeć na Tigrana z tak bliska, gdy jej oddech prawie mógł musnąć mu policzek. Jaki on mądry. Jak wydoroślał. Zna obce języki i rozumie zapisaną w nich poezję. I pewnie malować też umiał jeszcze piękniej.
— Co to właściwie znaczy? Nie rozumiem, wytłumaczysz mi? — poprosiła, udając speszenie swoją niewiedzą, a tym samym maskując prawdziwą jego przyczynę: upragnioną, onieśmielającą bliskość. Mogłaby siedzieć przy nim i do rana, nie przeszkadzał jej ani zapach ziół, ostatnie, zwietrzałe nuty kamfory, ani dygoczące, słabe światło, które wypaczało kolory tuszu w księdze; Tigran mógł jej czytać choćby i w grece, nie zrozumiałaby z tego ani jednego półsłóweczka, ale pieściłby ją swoim głosem, a ona chwaliłaby wtedy Boga i życie, życie swoje oraz to, jakie płonęło w umęczonej chorobą piersi chłopaka.
Zupełnie jej się nie spieszyło, jakby mieli przed sobą całą noc, całą wieczność razem, a poza murami małej celi nie było ojca Artura ani matki Narine. Wyrwani z kontekstu czasu i przestrzeni, zamknięci w swojej małej, onirycznej bańce, kończącej się tam, gdzie sięgało światło świecy. I ani myślała się odsuwać.
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904
I Tigran czuł się podobnie, z nierealnym półmrokiem i ciepłą obecnością obok siebie, w którą nie potrafił uwierzyć. Bezksiężycowa noc kryła ich trwanie obok siebie, tak zupełnie niewinne, w łaknieniu wiedzy, dzieleniu się słowem, których tak bardzo im brakowało. Tyleż ich zebrał w sobie młodzieniec przez te lata. Nagle fragment wydał mu się tak trywialny, zupełnie nieciekawy dla opowieści, na dodatek bałwochwalczy, bo wspominający o innych bogach. Każdy przypadkowy dotyk parzył, jakby przywracał mu zdrowie, lepiej niż święte oleje. Karcił się za takie myśli.
On zerknął na nią, trochę bojąc się, że się z niego naigrywa. Nie zauważył jednak w niej fałszu. Jedynie niezwykłe dla niej zawstydzenie. Czyżby ją obraził? Miał nadzieję, że nie.
To fragment narracji. Bogini Atena zsyła na Ajasa szaleństwo, ponieważ pożąda on broni poległego Achillesa. Ten fragment to chór, który opisuje jego szał, gdy zabija bydło i kozy swojej armii. Zaraz po nim… tutaj… — Tigran pokazał zaznaczone kawałek dalej imię postaci w grece. — Pojawia się jego żona, Tekmessa i opisuje w detalu, jak Ajas, zdjęty szaleństwem, niszczy całą trzodę. Cały utwór nawołuje do pokoju pomiędzy Troją oraz Grekami, aby zakończyć wojnę, która ich wyniszcza w sposób wieloraki, a to przez ich pychę, a to desperację, a to przez klątwy ich bogów-demonów.
Zarówno dla ówczesnych słuchaczy, współczesnych Sofoklesowi, jak i dwójki młodych, siedzących na twardym łóżku, ramię w ramię, czyn ten był bardzo drastyczny i niósł za sobą ogromne koszta, których byli świadomi. Marnotrawstwo, którego dopuścił się wojownik pod murami Troi, przynieść mogło tylko cierpienie, głód, nędze i tragedię na tych, których miały ogrzewać zimą ciepłe ciała, których miały ubierać oraz karmić.

_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Constanza Moreau

Constanza Moreau
Liczba postów : 633

— Straszne… ile jest człowiek w stanie zniszczyć z chciwości… — westchnęła sama do siebie. Ty też byłaś chciwa i spójrz tylko, jak się to skończyło. Masz nauczkę, Narine. — A te trzody… widziałam pogrom jaki powódź uczyniła… — pokręciła głową. — Nawet modlitwa mi nie chce tych widoków zmazać sprzed oczu i ze snów. Jak Ajas potem żyć mógł z tym…?
Być może wcale nie tego spodziewał się braciszek Hark, wpadając na genialny pomysł ułatwienia im schadzki. Nie tego, że zamiast łamać wszelkie zasady przyzwoitości, obłapiać się w młodzieńczej, bezmyślnej płomienności i nadrabiać wszystkie stracone rozłąką lata, będą po prostu siedzieć obok siebie cnotliwie, jak grzeczne dzieci, rozmawiać o dziełach antycznych, o tym, czego lubili się uczyć, o starych językach, przedziwnych alfabetach i o tym, jak rozrabia się tusz do malowania w modlitewnikach. Narine co chwilę prosiła, żeby Tigran pokazywał jej kolejne swoje obrazki i opowiadał jej, w jakich okolicznościach je tworzył, nawet jeśli większość odpowiedzi była do siebie zbliżona: był bowiem czas na sen, czas na modlitwę, czas na wspólną pracę i czas na doskonalenie w skupieniu, zmieniały się tylko pory roku i przyjezdni w monastyrze, pojawiali się nowi bracia a starzy odchodzili do Pana. Chciała wiedzieć, co jeszcze czytywał, jakie dramaty i przypowieści biblijne były jego ulubionymi, co najbardziej lubił jeść, czy poznał ciekawych ludzi, może artystów, poetów, wielkich myślicieli. Możliwe, że była w tym nieco natrętna, ale zupełnie nie przeszkadzało jej, że życie Tigrana było w istocie nieobfitujące w sensacyjne opowieści. Nawet gdyby każdy jego dzień przez ostatnie cztery lata wyglądał identycznie co do sekundy, i tak chciałaby o tym słuchać, byle tylko mówił do niej, byle malował w jej wyobraźni żywe obrazy swojego żywota.
Ona opowiedziała mu o losach swojej siostry i o tym, że została ciocią, a Hakob wujkiem. Powiedziała, że bratu nadal zdarzało się chorować i to prawie regularnie, co kilka księżyców; z jakiegoś powodu zdrowie miał liche i często trzeba było się nim opiekować, dlatego też – wyznała tutaj, nie bez mocnych rumieńców – gdy tylko doszły do nich wieści o złym stanie Tigrana, postanowiła wykorzystać całą swoją wiedzę z troszczenia się nad Hakobem i nieść przyjacielowi ulgę. Niestety, jej zdolności w istocie nie dorównywały mniemaniu, jakie Nari o sobie miała, bo gdy przyszło jej się zderzyć z bardzo ciężką do zaakceptowania rzeczywistością, zupełnie postradała nerwy i zjadł ją strach. Podczas tygodni spędzonych w Khor Virap bardzo dużo dumała nad tym i postanowiła sobie z całego serca, że będzie uczyła się pilniej i pomagała więcej, żeby w przyszłości móc być bardziej przydatną.
Nie tylko po to, żeby być kiedyś dobrą żoną i matką, lecz w ogóle dobrym człowiekiem.
— Wiesz, Tigranie… tylko nie śmiej się ze mnie, bo się rozpłaczę znowu, ostrzegam cię… — pogroziła mu zabawnie palcem. — Myślałam sobie nieraz, zwłaszcza jak mnie melancholia zimą nawiedzała, że… może bym też się tak w monastyrze zamknęła, czemu nie? Tam by mnie dobrze siostry wyuczyły, siedziałabym w księgach i sadziła rzepę, albo bym kozami się zajęła… — Skubnęła niteczkę na rękawie, zażenowana jak sto diabłów, że mu się w ogóle do tego przyznała. Pewnie Tigran nazwie ją głupią, bo jej motywy nie były do końca czyste. Ale przecież i jego nie były, on nie miał wyboru. — Ruzannę już papa przecież wydał, majątek Hakob odziedziczy, to po co ja im, najmłodsza? Może bym się i malować nauczyła i rany opatrywać lepiej, maści sama robić… może jakbyś, ten, listy z siostrą w Bogu wymieniał, to by tak krzywo nie patrzyli, jak na córkę włodarza… — parsknęła. — Jak Abelard i Heloiza…
Chociaż miała już jakieś szesnaście lat, nadal przemawiała przez Narine dziecinna upartość, niesforność względem decyzji rodziców. Zdawało jej się, że jako zakonnica byłaby szczęśliwsza, bo przeszłaby przez tę samą drogę co Tigran, ale oczywiście nie chciała widzieć szerszej perspektywy. Serce jej się rwało, w głowie miała watę. Nie chciała i nie mogła zrozumieć, co czuła, dlaczego i czemu musiała z tym walczyć.

_________________

 
 

I said, "I would never fall unless it's You I fall into"

milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904
Opowiadał jej. O tym, że Ajaks się zabił, o tym, jakie proporcje kolorowych proszków tworzyły barwy pośrednie, jakie gęstości najlepiej prowadziły się po papierze i jak przykładać drobinki złota, liście tak cienkie, że rozpadały się pod dotykiem palców i używał do nich pincety, aby udekorować inicjały. Bogactwo w rękach, jakiego nigdy nie miał. Pokazał jej też modlitewnik, który szykował na zamówienie, ledwie widoczny szkic Theotokos z Dzieciątkiem na rękach, oboje jeszcze bez twarzy i szczegółów, ale również ramki oraz litery i kwiaty jarzębiny, bielące się przez wszystkie karty. Staranne litery, eleganckie marginesy, drobne okna z ilustracjami modlitw, przedstawiające Haystańskie sielskie obrazki przestrzeni stworzonych potęgą boskiego słowa, jak prawiło Pismo.
Opowiadał o cudakach, jacy przybywali do Monastyru, na pokutę i dla inspiracji, o jaśniepanach, którzy wybierali się na przechadzki w góry tylko po to, aby iść, męczyli swoje ciało po próżnicy i po próżnicy wylegiwali się później w swoich celach. Opowiadał też o niektórych rodzinach, którym pomógł podczas powodzi i jak doszło do tego, że się zaziębił. Słuchał jej opowieści równie uważnie, zapisując w swoim sercu nie tylko treść, ale również melodię słów, by móc ją odtwarzać, gdy nastanie czas rozłąki.
Może na zawsze.
Oby nasze kochanie mogło bydź szczęsliwszém — zacytował jeden z ostatnich fragmentów listu Heloisé do Aberalda, które i jemu się zdały, gdy je czytał po raz pierwszy, niezwykle bliskie. — Och, Նարինե. Myślę, że powinnaś zwiedzać świat. Doświadczyć tego, o czym piszą poezję. Pisać do mnie o tych cudach, zwłaszcza to, czego nie napiszą starzy filozofowie, bo nie dostrzegą, a ty ujrzysz. Poza tym już mnie wtedy nigdy nie odwiedzisz.
Uśmiechnął się smutno do niej i znów było w nim coś z dawnego Tigrana, trochę łobuzerskiego, wesołego pastuszka. Już przy odpowiadaniu było go więcej, ale właśnie w tym momencie, gdyby nie broda i habit, byłby tylko nieco dojrzalszą wersją tamtego siebie. Jak wiele czasu upłynęło, jak bardzo oboje się zmienili. I zmienią się jeszcze bardziej.
Nie ważąc na to, że połaskocze ją zarostem, położył delikatnie swoją dłoń na jej policzku i ucałował jej czoło, w sam środek. Jak błogosławieństwo dla podróżujących, jak błogosławieństwo dla martwych.
Chciał, żeby chociaż dla niej świat był dobry.

_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Constanza Moreau

Constanza Moreau
Liczba postów : 633

Zdawało się, że trzpiotka Narine słuchała wszystkiego raczej bezmyślnie, oczarowana do reszty głosem chłopaka i tym, w jaki sposób opowiadał – dokładnie tak, jak zapamiętała sprzed lat, tylko dojrzalej, z jakimś pogłębionym, mądrym spokojem i natchnieniem typowym dla ludzi, którzy poznali niedostępny dla większości bliźnich kawałek świata. Tak się jednak złożyło, że ziarna, które Tigran zasiał w niej swoimi słowy, miały trafić na suchą glebę, przejść w stan hibernacji i przetrwać w niej kilka ładnych lat, nim nadejdzie wreszcie deszcz dodający dziewczynie więcej rozumu; szczególnie zapadł w jej podświadomości obraz możnych przyjeżdżających do monastyru na przechadzki w góry i próżne refleksje. Teraz jeszcze nawet tego nie podejrzewała, bo skądże miałaby, lecz za mniej więcej dekadę miała stać się jedną z takich osób, chętnie i regularnie uciekającą z miejskiego zgiełku do uduchowionej ciszy za murami świętych miejsc.
To była noc, podczas której panienka Margaryan płakała bardzo obficie. Łzy sączyły się z jej oczu nieopanowanie, ciurkiem, bez opamiętania, kiedy słowo za słowem uświadamiała sobie finalność swoich płonnych nadziei. Zderzywszy się z wydoroślałym obrazem chłopca, któremu najbliżej było do miana pierwszej młodzieńczej miłości, utwierdzała się w zrozumieniu, że i on ją adorował, lecz nie zamierzał zstąpić dla niej ze swojej raz obranej drogi. Pewne rzeczy po prostu nie powinny trwać, nawet jeśli wydawały się wywodzić z woli niebios. Świat nie był przesadnie łaskawy dla młodych dziewcząt, Ruzanna często jej to powtarzała.
Nie złościła się już na niego, nie miała siły. Mogła się pieklić dziecinnie, że nie miał odwagi walczyć po męsku i wolał położyć po sobie uszy, lecz tak naprawdę wcale nie myślała o nim w ten sposób, a poza tym, czy ona miała w sobie więcej odwagi, niż Tigran? Nie, odpowiedź brzmiała: nie. Nie wyobrażała sobie, aby naprawdę mogła być samodzielna i zwiedzać świat, nie mieściło się to w jej wypełnionej watą główce. Z właściwym sobie dramatyzmem, potrafiła widzieć siebie jedynie do końca życia uwiązaną przy oporządzaniu kóz, poganianiu parobków i czesaniu warkoczy swoim córkom przy kominku, gdy doliny między Ararat i Aragats przykryją śnieżne czapy, aż do momentu, gdy i dzieci wyfruną z gniazda, a ona zostanie sama, stara i pogodzona z losem.
Ale Tigranowi, który wycierał rękawem jej łzy i katar, odpowiedziała jedynie:
— Dobrze.
Gdziekolwiek jesteś dziś, twoja iskra się we mnie tli. Będę ją niosła dalej w świat. Mówiłeś: trzeba żyć, nieustannie goniąc sny.
Pocałunek w czoło palił ją jak żywy ogień, jak pieczęć z wosku, którą zatwierdzono obietnicę na lata.

_________________

 
 

I said, "I would never fall unless it's You I fall into"

milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904

Khor Virap 20 lipca 1702
Droga Panno Narine.

Odkąd pożegnałem Twój powóz i Twoją Panią Matkę (pozdrów ją i podziękuj jej jeszcze raz w mym imieniu, w szeczerej, z serca płynącej wdzięczności), cisza zstąpiła na Khor Virap. Niedługo po Was, zaczęły odchodzić kolejne tabory, wracając do wiosek. Z łaski patriarchy naszego regionu, dostaliśmy dla nich worki zbóż i dóbr spożywczych, aby mogli przetrwać zimy bez plonów tegorocznego zboża, zatopionego przez powodzie. Moje modlitwy podążają za nimi i za Tobą do domostw Waszych, niech Bóg i Theotokos Wam błogosławią swym łagodnym spojrzeniem i odpuszczają Wam winy.
Kończę malować modlitewnik, który Ci ukazałem, jednak mam wątpliwość do koloru. Braciszkowie nie umieją mi doradzić, a modlitwa nie zsyła boskiego rozeznania, jaki płaszcz powinna mieć Theotokos na tym obrazku. Doradź mi, najdroższa przyjaciółko więc, czym okryć ramiona Najświętszej Panienki, cóż by sprawiło Ci większe upodobanie przy spoglądaniu na taki wizerunek. Pierwsza forma czy druga? Zupełnie nie potrafię zdecydować się na jedną, a jeszcze nie wymyślono, aby dało się w modlitewnikach zrobić obu. Co za szkoda.
Czy słoneczne lato dobrze zrobiło Twemu bratu? Złożyłem prośbę o modlitwę w intencji jego zdrowie w każdą środę na mszy, wtedy będzie odmawiana. Ojcowie nie odmawiają prywatnych intencji, tyleż wspaniałomyślni są, co surowi w tym, o co prosimy.
Od tygodnia mieszka z nami pewien pisarz, ma już siwą brodę, a wyczynia niestworzone rzeczy, na przykład recytuje pieśni poranne, wisząc do góry nogami z tej jabłonki, która rośnie w kącie placu czy biega dookoła murów Monastyru i skacze na jednej nodze, jak jakiś dzieciak. Nie daje nikomu zajrzeć do swoich prac, a chciałem przepisać dla Ciebie kilka, abyś sama poznała, co to jest za cudak. Czasami wypytuję się mnie o różne rzeczy, czasami nie mogę odpowiedzieć, bo dotyczą Ciebie. Nie myśl się, że się wstydzę, ale myślę, lubię czasami wyobrażać sobie, że istniejesz tylko dla mnie, żeby pisać do mnie listy. Głupie to straszne i nieprawidłowe wobec Boga, dla którego żyjemy.
Jak minęła Ci podróż? Czy spotkało Was coś miłego? Czy ostrzegłaś Jeremiela, że też go wyślą do zakonu, jeśli będzie patrzył tak na Ciebie?

Niech Bóg i Theotokos Cię błogosławią swoją łaską i mądrością, tęsknię po Tobie
Տիգրան


Na osobnej karteczce zamieszczone były miniaturowe, bardzo niedokładne szkice z namalowanymi dość szczegółowo dwiema możliwościami ubioru Theotokos, obok siebie, jakby była laleczką z papieru, którą stroi się w różne bibułowe ubranka.

_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Sponsored content


Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Powrót do góry


 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach