Powroty bywają trudne

2 posters

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Go down

Henriette de Rouvroy

Henriette de Rouvroy
Liczba postów : 158
First topic message reminder :

Tytuł: Powroty bywają trudne
Data: sierpień 1915
Miejsce: Kair
Kto: Henriette&Marcus

                 Henriette miała mieszane uczucia związane z swoim wyjazdem. Ciężko było jej opuścić mury domu, a co dopiero podróżować taki kawałek drogi. Decyzja o wyjeździe była spontaniczna. Zdała sobie sprawę, że teraz albo nigdy. Stresowała się, chciała kilkakrotnie wszystko odwołać. Ostatnie godziny przed wyjazdem spędziła na dworze. Siedziała w ogrodzie, sama, bo w sumie z kim innym miałaby spędzać czas? Próbowała znaleźć powód, by mogła nie jechać. Sama się zdecydowała  i próbowała się powstrzymać przed wyjazdem. Nie mogła znieść tej ciszy jaka panowała nocą. Oczekiwała, że chociaż przeleci ptak lub przebiegnie jakiś lis, ale tym razem cisza. Była tylko ona i jej myśli, najgorsze scenariusze o jakich mogła pomyśleć.  
      Wyruszyła z samego rana. Całą noc nie zmrużyła oka. Podczas postojów czuła się zbyt nieswojo, by zasnąć, jedynie w podróży udawało jej się odpłynąć na maksymalnie dwadzieścia minut. Była zmęczona, a takie drzemki sprawiały, że czuła się jeszcze gorzej. By mieć zajęcie postanowiła, że opisze wszystko. Dziennik zapisywała każdego dnia opisując swoje odczucia, a także miejsca w których się zatrzymywała nawet na sekundę. Myślała o tym ile czasu nie widziała Marcusa. Bała się tego spotkania. Nie wiedziała czego ma się spodziewać. Próbowała o tym nie rozmyślać, by czasem nie nastawić się na coś co nie miało prawa bytu. Jeśli coś poszłoby nie tak, nie chciała później mieć o nic żalu. Chciała uniknąć rozczarowania. Miała wrażenie, że trzymałoby ją minimum sto lat. Dlatego odganiała te myśli, nie wyobrażała sobie nic. Próbowała być jak najbardziej “neutralnie” nastawioną. Wiedziała gdzie go szukać, a on i także jej się spodziewał. Zastanawiała się czy myślał o jej przyjeździe tak jak ona.  
      Henriette wiedziała gdzie ma się udać. Przygotowywała się do wyjścia kilka godzin. Kazała uszyć dla siebie nową suknię, którą miała właśnie na sobie. Nie chciała się rzucać w oczy dlatego nie zdecydował się na prostą kreację w jasnych kolorach. Nie przesadzała z biżuterią, a zapach wybrała delikatny, kwiatowy. Czekała na Marcusa, nerwowo poprawiając swój kapelusz. Desperacko szukała zajęcia, by nie siedzieć bezczynnie i mieć czym zając dłonie. Dostrzegła go od razu. Uśmiechnęła się, unosząc nieśmiało kąciki ust. Ostatni raz poprawiła swój wygląd. Wstała i podeszła do niego.  
- Marcus...- wydukała z siebie powitanie. Spojrzała mu w oczy i uśmiechnęła się śmielej. Nie wiedząc co ma zrobić czekała na jego ruch.
Milestone 100
Napisałeś 100 postów!

Henriette de Rouvroy

Henriette de Rouvroy
Liczba postów : 158
Oczywiście, że pamiętała co ją uczył. Przecież uważnie brała jego uwagi. Zastanawiała się czemu właśnie teraz to przywołał. Zapytała o jego bliznę, a nie hierarchię. Chyba, że to miało jakiś związek. Nie odezwała się słowem, chociaż kusiło. Milczała jak grub. Przytaknęła mu cicho, czekając na lekturę, wykład.  
- Pamiętam. Była jeszcze Gamma, prawda? - dopytała popisując się jakim pilnym uczniem była. Pamiętała, że tylko raz o tym wspomniał, ale pamiętałał. Taaak, chwal i najlepiej głaszcz po głowie. Właśnie tego potrzebowała. Aprobaty z jego strony. Do czego zmierzał? Co chciał jej przekazać? Trochę się zestresowała, ale próbowała tego nie okazać.  
Na wspomnienie ojca oczy jej zaszły łzami. Próbowała je powstrzymać, ale długo nie dawała rady. Daumier był jej ojcem, który troszczył się o nią jak mógł. Marcus dał jej drugie życie, ale gdyby nie ojciec biologiczny to oni by się nigdy nie poznali. Nie było dnia podczas, którego się nie zastanawiała czy czasem nie popełniła błędu wracając. Kochała oboje tak samo, tak mocno. Wiedziała, że to była chwila moment aż Daumier odejdzie. Jednocześnie przebywanie w domu chwilowo było dla niej bardzo bolesne biorąc pod uwagę relację z mamą.  
- Wiesz, że szykowali się już z pogrzebem dla mnie? Gdy pochowałam ojca pierwszy raz poszłam do kapliczki. Jeden z kamieni ma na sobie wyryte “Hen” i kawałek r. Mama to zleciła. Chyba nie mówiłam ci o tym jak Fleur mnie unikała. Trochę się tego wstydziłam zawsze. Wiem, że to była jedyna opcja żeby mi uratować życie, ale czasem żałuję. Zwłaszcza gdy dochodzi do przemiany dochodzi do takiego...nie wiem jak to określić. Czasami patrzę na siebie i rozumiem czemu matka się mnie tak bała. Wtedy w takich chwilach nie ma nic czego bym nie oddała żeby być tym słabym, szarym człowiekiem - zwierzała mu się, a łzy jej ciekły zostawiając mokry ślad na jego nagiej skórze. Nie wspominała o tym w listach, ukrywała żal i smutek między wierszami, przykrywając go żałobą. Używała jej jako wymówki na niewygodne tematy. Jej wychowanie naturalnie zabraniało jej dostrzegania wad w sobie samym. Może  dlatego jej tak ciężko było to przyznać? Szarpała się z emocjami nie umiejąc nazwać po imieniu oczywistych uczuć takich jak żal, wstyd, rozczarowanie, a nawet chwilami wstręt.  
- Zastanawiam się chwilami czy było warto. Czy może nie byłoby lepiej gdybym po prostu umarła. Czy nie właśnie tego chciała natura i mój los? Nie sądzisz, że sprzeciwiliśmy się jej? Czasami myślę o tym jak o ucieczce śmierci, jakbym ukryła się przed kostuchą, a moja rozpacz, popękane rany były konsekwencją tej pyszałkowatości. Momentami się zastanawiam czy kiedyś mnie jednak odwiedzi, odezwie się niczym stary przyjaciel, któremu jestem winna majątek. Czy obydwoje nie balansujemy na krawędzi? Nie masz uczucia jakbyśmy unikali pewnej odpowiedzialności? Czy śmierć i zwykły rozkład nie jest naszym przeznaczeniem? Wszystko kiedyś umiera w naturze, a ja nie mogę się skaleczyć. Nie czyni mnie to wynaturzeniem? - pociągnęła nosem, było czuć od niech strach i żal - Czemu mi jest tak źle z sobą?  
Rozpłakała, odsuwając się automatycznie od niego. Nie chciała go obarczać emocjami. Taki odruch, chociaż dobrze jej było w jego ramionach. Nie mogła się uspokoić, płakała niczym dziecko. Słone łzy zapiekły w nieposkładane serce, sprawiając, że Henriette była nagle małym dzieckiem przerażonym światem.
Milestone 100
Napisałeś 100 postów!

Marcus Wijsheid

Marcus Wijsheid
Liczba postów : 588
- Zgadza się moja księżniczko. Jest jeszcze gamma, jednak jest jeszcze jeden ze statusów. - jego oczy zaświeciły czerwienią. - kolor oczu mówi o twoim statusie i jest on niezmienny, chyba że zmienisz status. Nie można go kontrolować. Gammy są zdziczałymi wilkami - kolor oczu Marcusa, wrócił do naturalnego, niebieskiego. - Omega, Wilki żyjące bez stada - jego kolor oczu przyjął nieco jaśniejszy odcień typowy dla wspomnianego statusu. - Bety. Wilki żyjące pod Alfami. - tu jego kolor oczu zmienił się na złoty. Samo to że kontrolował kolor oczu było czymś niespotykanym, i powinno dziewczynie dać do zrozumienia że jej ojciec nie jest zwykłym wilkiem - Oraz Alfa. Inaczej przywódca stada. - tym razem nie zamykał oczu by mogla dostrzec wyraźnie zmianę kolorów. - Jest jeszcze jedna pozycja w hierarchii. True Alfa - w tym momencie jego oczy przybrały fioletowy odcień. - Tą pozycję może posiadać tylko jeden wilk. Jedynym sposobem na otrzymanie go jest jak w przypadku alf, zabicie aktualnego posiadacza. - mówił spokojnie obejmując córkę i przytulając ja do siebie jak za jej wczesnego pobytu u niego, kiedy jej uczył. - Te blizny to pamiątka po nim. - po tych słowach zamilkł.

Widział jak narasta w niej smutek. Czuł jak zbiera się do wylewu słów które zaraz nastąpi. Wysłuchał go uważnie, nie przerywał jej nawet przez chwilę. Kiedy się odsunęła złapał ją za rękę i delikatnie przyciągnął spowrotem w swoje objęcia. - Nie wiem i pewnie nigdy nie dowiem się jak to jest czuć to co ty czujesz. Ja urodziłem się wilkiem, nie zostałem ugryziony tak jak ty. - spokojny ciepły ton, przytulenie dziewczyny w momencie jej załamania i delikatne głaskanie, miały na celu ją uspokoić. - Nie wiem jak to jest być zwykłym człowiekiem, bezsilnym, z uczuciem zagrożenia na karku każdego dnia. Z uczuciem strachu, kiedy kładziesz się do łóżka zastanawiając się czy kolejnego dnia się obudzisz. - podniósł palcem jej podbródek tak by spojrzeć jej w oczy. - Ale jedno mogę powiedzieć ci na pewno. Oczywiście to będzie moje subiektywne zdanie, z którym masz prawo się nie zgadzać. - dodał dając jej całusa w czubek nosa.

Czy było warto? Zastanówmy się. Zyskałem osobę której moge ufać, więc warto. Widziałem jak uśmiechasz się widząc księżyc w pełni po raz pierwszy po przemianie, więc warto było. Widziałem twój uśmiech kiedy podróżowaliśmy razem po świecie, więc warto było. - przy każdym warto było dawał jej kolejnego całusa w czubek nosa. - I wreszcie najważniejsze. Zyskałem kogoś kogo szczerze Kocham, i dla samego tego, warto było. po tych słowach złożył delikatny powolny pocałunek na jej usta. - Gdy tylko cię zobaczyłem pierwszy raz wiedziałem że nie będę wobec ciebie obojętny. Gdy twój ojciec przyszedł i powiedział mi że umierasz, oblał mnie strach, że nie zdążę. - uśmiechnął się do ciebie serdecznie, a w oczach mogłaś dostrzec bijącą z nich miłość. Spojrzenie ojca i nowa iskierka, spojrzenie kochanka. - Wywodzisz się od ludzi, to zrozumiałe, że masz wątpliwości. To zrozumiałe, że masz problem z zaakceptowaniem tego kim się stałaś. - objął ją mocniej przyciągając ja do siebie - Śmierć kiedyś dopadnie każdego z nas, mam tylko nadzieję że nie będę musiał nigdy patrzeć na twoją śmierć. Bo tego bym nie zniósł. - ostatnie zdanie dodał szeptem i że łzami w oczach. - Nie zniósł bym tego kolejny raz..

_________________
"Gdy dusza opuszcza swą cielesną powłokę zauważasz, że śmierć i obsrane spodnie rzeczywiście idą w parze."
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Henriette de Rouvroy

Henriette de Rouvroy
Liczba postów : 158
- Księżniczka? - zaśmiała się. Daumier w życiu tak jej nie nazwał. Twierdził, że to nie jej tytuł. Mówił, że może nosić ich wiele więcej, ale ten nie należał do jej. Miło jej zrobiło się na wspomnienie tego jak za dziecka marzyła o tym, by zamieszkać pałacu (jakby jej rodzinna posiadłość, była małą chatką z drewna).
Patrzyła na niego uważnie. Ona przeczuwała, że miała się dowiedzieć czegoś bardzo ważnego. Po samym jego tonie to zrozumiała. A jego zmiana koloru oczu tylko potwierdzała ją w tym. No i w końcu padło to True Alfa. Tym był Marcus? Przyjrzała mu się raz jeszcze, przyjrzała się jego blizną.  Złożyła na nich mały pocałunek.  
- Nie będę o to pytać dzisiaj - odpowiedziała. Uznała, że dzisiaj chyba nie był czas na to. Jej się nie nagliło, nie śpieszyło. Rozumiała, że na pewne sprawy naprawdę musi poczekać i nie wszystko jest od razu. W dodatku była chyba już tymi wszystkimi informacjami przytłoczona. Podróż jaką odbyła dawała o sobie znać. Czuła zmęczenie, takie którego od lat nie czuła.  

Wiedziała, że jest bezpieczna, że on ją zawsze wysłucha. Wiedziała, że Marcus ją kochał tak jak nigdy dotąd. Może właśnie to poczucie bezpieczeństwa sprawiło, że rozpłakała się jeszcze bardziej. A może to był kolejny lęk? Lęk, że nie będzie dla niego wystarczająca, że kiedyś go zawiedzie. Niewinny płacz zamienił się to w histerie. Żal, który gromadził się w niej latami, który zamykała w swoich czterech ścianach w końcu znalazł ujście. Nigdy tak nie płakała, nawet po śmierci ojca. Może właśnie teraz to robiła? Uroniła łzę za każdy dzień swojego życia, za każdy dzień. Ten zarówno spędzony w domu z rodzicami, te dni gdy choroba ją trzymała w łóżku. Płakała za dniami spędzonymi z Marcusem i tymi samotnymi w domu. Pojawił się lęk, kolejny bagaż, którego nie wiedziała czy udźwiga.  
Podniosła się, próbując złapać oddech. To był ten moment, zawróciło się jej w głowie, oddech zrobił się suchy i cierpki. Czuła mrowienie w palcach i ten dreszcz. Serce biło jej tak mocno, że dudniło w uszach w końcu zabiło w ten bolący sposób. Pojawił się ból w klatce piersiowej, złość zaczęła wychodzić. Była zła na siebie, na swoje zachowanie. Pomyślała o sobie jak o tchórzu, jak o niewdzięcznej osobie, która wcale nie zasłużyła na wsparcie Marcusa. To był już moment gdy nie była wstanie dłużej znieść tych wszystkich emocji. Odsunęła się od mężczyzny, usiadła próbując uspokoić oddech, ale było już za późno. Spojrzała na dłonie, zaczęła się przemieniać. Pazury zaczęły się pojawiać. Wpadła jeszcze w większą panikę. Wbiła je sobie w uda, mocnym zdecydowanym ruchem. Od razu syknęła w bólu, ale pozwoliło jej to zacząć kontrolować oddech. Przymknęła oczy i pochyliła głowę niżej. Zaczęła odliczać do dziesięciu z początku drżącym głosem, a z kolejną liczbą szło jej to coraz lepiej. Powtarzała tą czynność aż nie uspokoiła się. Nawet się nie zorientowała kiedy pazury się schowały. Nie była nawet świadoma tego co zrobiła, że powstrzymała przemianę. Opadła na łóżko. Wzrok miała nieobecny, bez życia.  
- Przepraszam - wydukała do niego czując wstyd za swoje zachowanie. Nie chciała mu nawet spojrzeć w oczy.
Milestone 100
Napisałeś 100 postów!

Marcus Wijsheid

Marcus Wijsheid
Liczba postów : 588
Tak kochanie jesteś moją małą księżniczką i na zawsze tak pozostanie. - uśmiechnął się. targały nim delikatnie emocje. Cała ta rozmowa przywołała pewne wspomnienia. Wspomnienia z którymi myślał,że już się pogodził, jednak nie było tak do końca. - Masz rację może nie dzisiaj - powiedział nieco smutnym tonem.

Chwilę potem dostrzegł jej, że płacze. Chciał już podejść i ją objąć, kiedy dostrzegł, że placz to nie jedyne szarpiące nią emocje. Dostrzegł to, że zaczęła się przemieniać, odsunął się, napinając mieśnie w stan gotowości gdyby tej nie udało się opanować sytuacji. Silne emocje miały to do siebie, że odbierały rozum nawet najbardziej kontrolującym się wilkom. Mimo jednak całej na pierwszy rzut oka kiepskiej sytuacji, czuł że nie bedzie musiał interweniować. Córka była inna niż przed wyjazdem i widział tą subtelną aczkolwiek znaczącą zmianę. Dostrzegł jak wbiła pazury w swoje uda. Mądra dziewczynka, Ból zawsze pomaga kontrolować emocje i gniew. Pomyślał uśmiechając się pod nosem.

Kiedy opadła na łóżko podszedł do niej i spojrzał jej głęboko w oczy. Mogła w tym spojrzeniu dostrzec nie odrazę, nie rozczarowanie a dumę. - Wstań proszę - Powiedział wyciągając do niej rękę i chwytając ją delikatnie za dłoń. Jeśli chwyciła go za dłoń pociągnął ją do siebie i objął ją, pocałował ją delikatnie. - Teraz juz wiem na pewno, ze jesteś gotowa. - Powiedział jej do ucha. - I zasłużyłaś na coś czego niewielu do tej pory doswiadczyło. - usadowił ją na łóżku. - Ufasz mi? - zapytał odwracając się do niej plecami. - Boże o co ja pytam - parsknął smiechem idąc w stronę biórka na którym leżał sztylet który otrzymał od niej kilka godzin wcześniej. - Czy słyszałaś kiedyś o przekazywaniu cech rodowych wsród wilków? - Zapytał podchodząc do niej ze sztyletem w ręku. - Przekazywane są przez krew. - Dodał, kucając naprzeciw niej. - Wiem, że nadal nie przywykłaś do jedzenia ludziny, ale musisz teraz zrobić coś dla mnie. - mówiąc to rozciął swój nadgarstek, krew zaczęła spływać gęstą strugą. Syknął i głosem pełnym bólu powiedział podsuwając go do jej twarzy - Wypij to.. - Tak właśnie miał zamiar przekazać jej cechę swojego rodu. Coś, na co zasługiwali nieliczni. Wiązał się z tym jeszcze pewien rytuał, który oczywiście, jeśli tylko wypiła, został niezwłocznie wykonany. Może kiedyś przy innej okazji zostanie on opisany.

[zt]

_________________
"Gdy dusza opuszcza swą cielesną powłokę zauważasz, że śmierć i obsrane spodnie rzeczywiście idą w parze."
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Henriette de Rouvroy

Henriette de Rouvroy
Liczba postów : 158
To wszystko działo się tak szybko. Henriette ledwo co opanowała emocje, a tutaj czekała na nią kolejna dawka wiedzy. Wstała jak poprosił, ale ciężko jej było. Naprawdę była już na limicie. Cała ta droga, ich zbliżenie, ten stres i to cokolwiek to było wyczerpało ją fizycznie. Czuła wymęczenie, ale jednocześnie nie czuła senności. Zaczynała się już wyłączać, tak emocjonalnie. Złapała go za rękę. Uśmiechnęła się gdy ją objął i pocałował. Trochę to jeszcze jej dało siły na cokolwiek co on miał dla niej do przygotowane. Mówił o gotowości tylko, że Henrie ani trochę nie czuła się gotowa. Według niego ona była gotowa. Do czego?  Przypomniał jej się tamten pamiętny dzień gdy Marcus zawitał po nią w domu. Gdy zabrał ją z niego, a ona musiała za nim ślepo iść. Teraz go znała, wiedziała kim jest. Kochała go tak jak nikogo innego nie kochała. A jednak przypomniał jej się tamten dzień. Skąd ostatnio w niej ta pociągająca melancholia wspomnień młodych lat? To było kiedyś, dawne dzieje co nie wrócą nigdy. Nie odzywała się, nie mówiła, bo nie miała siły. W dodatku wiedziała, że on czuł od niej tą niepewność. Znał ją na tyle dobrze, że widział emocje jakie nadal nią targały. On i tak w nią wierzył. Czym sobie na to zasłużyła? Co było w niej takiego, że miała od niego tyle wsparcia? Co on w niej kochał? Jej arogancję, małostkowość czy ten głupią upartość? Nie mogła dostrzec czym sobie zasłużyła na to.  
Zbliżyła się do niego. Niepewnie obserwowała jego poczynania. Wzdrygnęła się gdy zobaczyła jak rozcina sobie nadgarstek. Krew już jej nie ruszała, mógł to postrzec. Niegdyś robiło jej się słabo na jej widok, bo niegdyś w jej życiu widok krwi zwiastował chorobę. Obecnie była wolna od chorób, a krew najczęściej widziała podczas polowań. Myśl wypicia krwi okazała się już gorsza, ale chciała to zrobić. Złapała jego wolną dłoń i położyła sobie na biodrze. Jej koszula nocna przesiąkła od krwi, biały materiał zaczął przybierać szkarłatnego koloru. Przystawiła sobie jego krwawiący nadgarstek do buzi. Chwilę się wahała, ale w końcu spiła krew, tak jak kazał.  
- Prowadź mnie - wypowiedziała to zdanie dość cicho, ale pewnie. Była gotowa na jego działanie. Była gotowa oddać się mu całkowicie, wierząc, że chce dla niej jak najlepiej.  

[zt]
Milestone 100
Napisałeś 100 postów!

Sponsored content


Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Powrót do góry

- Similar topics

 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach