Powroty bywają trudne

2 posters

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Go down

Henriette de Rouvroy

Henriette de Rouvroy
Liczba postów : 158
Tytuł: Powroty bywają trudne
Data: sierpień 1915
Miejsce: Kair
Kto: Henriette&Marcus

                 Henriette miała mieszane uczucia związane z swoim wyjazdem. Ciężko było jej opuścić mury domu, a co dopiero podróżować taki kawałek drogi. Decyzja o wyjeździe była spontaniczna. Zdała sobie sprawę, że teraz albo nigdy. Stresowała się, chciała kilkakrotnie wszystko odwołać. Ostatnie godziny przed wyjazdem spędziła na dworze. Siedziała w ogrodzie, sama, bo w sumie z kim innym miałaby spędzać czas? Próbowała znaleźć powód, by mogła nie jechać. Sama się zdecydowała  i próbowała się powstrzymać przed wyjazdem. Nie mogła znieść tej ciszy jaka panowała nocą. Oczekiwała, że chociaż przeleci ptak lub przebiegnie jakiś lis, ale tym razem cisza. Była tylko ona i jej myśli, najgorsze scenariusze o jakich mogła pomyśleć.  
      Wyruszyła z samego rana. Całą noc nie zmrużyła oka. Podczas postojów czuła się zbyt nieswojo, by zasnąć, jedynie w podróży udawało jej się odpłynąć na maksymalnie dwadzieścia minut. Była zmęczona, a takie drzemki sprawiały, że czuła się jeszcze gorzej. By mieć zajęcie postanowiła, że opisze wszystko. Dziennik zapisywała każdego dnia opisując swoje odczucia, a także miejsca w których się zatrzymywała nawet na sekundę. Myślała o tym ile czasu nie widziała Marcusa. Bała się tego spotkania. Nie wiedziała czego ma się spodziewać. Próbowała o tym nie rozmyślać, by czasem nie nastawić się na coś co nie miało prawa bytu. Jeśli coś poszłoby nie tak, nie chciała później mieć o nic żalu. Chciała uniknąć rozczarowania. Miała wrażenie, że trzymałoby ją minimum sto lat. Dlatego odganiała te myśli, nie wyobrażała sobie nic. Próbowała być jak najbardziej “neutralnie” nastawioną. Wiedziała gdzie go szukać, a on i także jej się spodziewał. Zastanawiała się czy myślał o jej przyjeździe tak jak ona.  
      Henriette wiedziała gdzie ma się udać. Przygotowywała się do wyjścia kilka godzin. Kazała uszyć dla siebie nową suknię, którą miała właśnie na sobie. Nie chciała się rzucać w oczy dlatego nie zdecydował się na prostą kreację w jasnych kolorach. Nie przesadzała z biżuterią, a zapach wybrała delikatny, kwiatowy. Czekała na Marcusa, nerwowo poprawiając swój kapelusz. Desperacko szukała zajęcia, by nie siedzieć bezczynnie i mieć czym zając dłonie. Dostrzegła go od razu. Uśmiechnęła się, unosząc nieśmiało kąciki ust. Ostatni raz poprawiła swój wygląd. Wstała i podeszła do niego.  
- Marcus...- wydukała z siebie powitanie. Spojrzała mu w oczy i uśmiechnęła się śmielej. Nie wiedząc co ma zrobić czekała na jego ruch.
Milestone 100
Napisałeś 100 postów!

Marcus Wijsheid

Marcus Wijsheid
Liczba postów : 588
Gdy tydzień wcześniej dostał wiadomość od Henrietty ucieszył się. W końcu traktował ją jak własną córkę. Do dziś pamiętał jak jej ojciec przyszedł do niego z nietypową prośba. Późniejsze lata które spędził na szkoleniu dziewczyny również wywiązały w nim pewna więź. Spodziewał się że przyjazd dla niej nie będzie łatwy dla niej. W końcu znał ja blisko sto lat. Wiele listów wymienianych w czasie kiedy siedziała w rodzinnym dworku również nie pozostawiało złudzeń. W dniu kiedy dziewczyna miała do niego dotrzeć czuł wewnętrzny niepokój. Nieco innego typu niż dziewczyna, o czym co prawda nie miał pojęcia. Początkowo uciekał w pracę żeby nie myśleć o zbliżającym się spotkaniu. Otaczający ludzie nieco odczuli jego nerwowość. W końcu gdy przyszedł czas aby jechać po dziewczynę, kilkukrotnie sprawdzał czy mundur, w którym chodził w ostatnim czasie non stop, napewno wygląda nieskazitelnie i czy nie jest pognieciony. Nerwy jednak opuściły go gdy tylko dostrzegł dziewczynę. Podszedł do niej spokojnym krokiem z szerokim uśmiechem na twarzy. - Witaj w domu kochanie - mówiąc to podszedł do niej i obejmując ją ucałował ją delikatnie w czoło. Mam nadzieję że podróż nie była zbyt męcząca? - mówiąc to wskazał na dwóch stojących w oddali mężczyzn. Ci natychmiast ruszyli by wziąć rzeczy należące do dziewczyny. Ta mogła wyczuć że mężczyźni ci również należeli do stada Marcusa. Jednak były to osoby jej nie znane - Jesteś może głodna? Mamy co nieco dla ciebie przygotowane - mrugnął porozumiewawczo w kierunku dziewczyny - jeszcze świeże - zaśmial się - Chodźmy reszta czeka już na ciebie.

_________________
"Gdy dusza opuszcza swą cielesną powłokę zauważasz, że śmierć i obsrane spodnie rzeczywiście idą w parze."
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Henriette de Rouvroy

Henriette de Rouvroy
Liczba postów : 158
Stres zszedł dopiero gdy ją objął. Przylgnęła do niego mocno nie zamierzając go puścić. Tęskniła, dopiero teraz zdała sobie sprawę jak bardzo. Nie potrafiła nazwać uczucia, które jej towarzyszyło podczas pobytu w domu. Taka pustka ją ogarniała i przygnębienie, myślała, że będzie się z nią działo to co pod koniec życia ojca. To była jednak tęsknota, taka zwyczajna taka ludzka. Nie odpowiedziała mu, bo potrzebowała tej krótkiej chwili. Mięsnię jej się rozluźniły, przestała zgrzytać zębami. Uśmiechnęła się szeroko, gdzie nie miewała tego w zwyczaju. Puściła mężczyznę, ale bardzo niechętnie wciąż czując niedosyt po takim czasie rozłąki.  
- Niestety była - odpowiedziała szczerze - Ciężko mi było zasnąć na jakimś postoju, a spanie w trakcie podróży tylko bardziej mnie męczyło. W domu też się nie wyspałam przed wyjazdem. Nie mogłam zasnąć.  
Nie myślała o głodzie, zajęła się pisaniem dziennika. Dopiero gdy Marcus wspomniał o jedzeniu poczuła jak ją ściska w żołądku. Była głodna, zdecydowanie. Przypomniała sobie swoje początki jakie pożywianie się było dla niej trudne. Obecnie traktowała jej to jako obowiązek, a nawet trochę jako rozkaz. Tak się nauczyła, jeśli coś to rozkaz to należało to wykonać bez skarżenia się.  
- Reszta? - zdziwiła się. Nie spodziewała się, że ktoś poza nią będzie na nią czekał. Poza tym przyjechała tutaj głównie dla niego. Odruchowo poprawiła suknię, kapelusz i rękawiczki. Spojrzała na swoje buty upewniając się czy czasem nie były bardzo zabrudzone. Marcus wiedział ile uwagi przykuwała do swojego wyglądu. Musiała się prezentować, jeszcze by sobie i jemu wstydu przyniosła. Kolejny raz obdarowała go uśmiechem. Szło lepiej niż się nastawiała i nie zamierzała ukryć swojego szczęścia jakie teraz czuła.
Milestone 100
Napisałeś 100 postów!

Marcus Wijsheid

Marcus Wijsheid
Liczba postów : 588
Czując z jaką siłą do niego przylgnęła, postanowił na chwilę się zatrzymać. Obejmował ja dopóki nie zwolniła uścisku. - Też za tobą tęskniłem. - lekko załamujący się głos świadczył o tym że nie były to puste słowa. Kiedy go puściła i zobaczył jej uśmiech dodał - Mówiłem ci już że powinnaś się częściej uśmiechać? Zdecydowanie ci z nim do twarzy.
- uśmiechnal się do niej również. Owszem powtarzał jej to w zasadzie za każdym razem kiedy widział u niej uśmiech. Objął ją ramieniem i przyciągnął do siebie. - Naszczescie jesteś już z nami i będziesz mogła się spokojnie wyspać. odpowiedział gdy wspomniała o podróży. - Nerwy zrobiły swoje co? Też się martwiłem jeśli cię to ucieszy - szli powoli w kierunku budynku w którym aktualnie mieszkał. Za nimi dwóch mężczyzn niosło bagaże dziewczyny. - A co do reszty to nasze stado się nieco rozrosło. Ale jak by pytał ktoś z poza stada, to pamiętaj jesteś moją córka - po tych słowach znów ucałował ją w czubek głowy. - Oj już nie poprawiaj tak nie poprawiaj. Wyglądasz jak zawsze cudownie - uśmiechnął się otwierając jej ciężkie dębowe drzwi. Gdy weszli do środka jej oczom ukazało się pomieszczenie z kilkoma suto zastawionymi stołami. Jedzenie co prawda typowo ludzkie, gdyż w pomieszczeniu znajdowali się również zwykli ludzie. - Jak byś potrzebowała konkretnego jedzenia to pójdziemy wieczorem do mojej kuchni. -te słowa wyszeptał jej do ucha. Wróćmy jednak do ludzi, około czterdziestu osób z czego mniej więcej połowa to przedstawiciele jej rasy oraz zwykli ludzie. - Powitajcie moja kochana córeczkę! Au au au! - krzyknął u progu. Mogla dostrzec kilka znajomych twarzy. Zaczęły się powitania i uściski.

_________________
"Gdy dusza opuszcza swą cielesną powłokę zauważasz, że śmierć i obsrane spodnie rzeczywiście idą w parze."
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Henriette de Rouvroy

Henriette de Rouvroy
Liczba postów : 158
Tęsknił. Ucieszyło ją to. Poczuła ciepło, policzki zrobiły się jej gorące. To przez to czy przez pogodę w Kairze? Już czuła, że jej sukienia ani trochę nie nadawała się na to słońce. Dobrze, że miała kapelusz to przynajmniej jej tak nie świeciło w oczy. Komplement o uśmiechu był dla niej miły, jak zawsze. Nie lubiła się uśmiechać, dla niej to było nienaturalne wykrzywianie twarzy, ale Marcusa odbarowałaby każdym uśmiechem. Na wieść o poszerzeniu się stada nie zdziwiła się jakoś szczególnie, nawet ucieszyła. Znaczyło to, że nie zatrzymało się w czasie. Trochę gorzej rzutowało na jej osobę. Bo to ona była starym zakurzałym zegarem, którego wskazówki się już nie przesuwały. Jednak Marcus nie dał jej ani razu tak odczuć. Sprawił, że poczuła się jak w domu, ciepło przyjęta. Komplement przyjęła z uśmiechem. Lubiła je słyszeć.  
- Jeszcze powiedzą, że córka ci chodzi w brudnych butach - zaśmiała się. Dla pewności jednak upewniła się, że wyglądają akceptowalnie. Marcus postarał się z powitaniem dla Henrietty. Ucieszyła się z obecności każdego, a na widok jedzenia zaburczało jej w brzuchu. Marcus mógł z łatwością zobaczyć jej zakłopotanie, nie ukrywała go nawet szczególnie. Poza tym znał ją, wiedział, że potrzebowała chwili oswojenia w nieznanym jej miejscu. Henriette nie wiedziała jeszcze jak bardzo ten wyjazd zmieni jej życie. - Błagam, umieram z głodu - odpowiedziała również szeptając. Próbowała ignorować dreszcz, jaki przeszedł jej po karku.  
Powitania i uściski to był jej najmniej ulubiony moment. W domu jej nikt nie dotykał i nie przywykła do tego. Jednak dzielnie to znosiło. Każde kolejne powitanie to było wymowne spojrzenie w stronę Marcusa, które sygnalizowało, że przeżywała wewnętrzne piekło. Witała się z każdym tak jak należało. Cieszyła się, naprawdę się cieszyła, ale miała problem w pokazywaniu tego. W końcu mogli zasiąść do stołu, odetchnęła z ulgą.  
- Nie spodziewałam się tylu osób.
Milestone 100
Napisałeś 100 postów!

Marcus Wijsheid

Marcus Wijsheid
Liczba postów : 588
Widząc zakłopotanie dziewczyny uśmiechnął się do niej, próbując dodać jej nieco otuchy. - Witaj w domu - powiedział bezgłośnie. Podejrzewał jednak że i tak zrozumie co chciał jej przekazać. Na słowa o butach spojrzał na ludzi w około i pochylając się nieco do dziewczyny odpowiedział - Myślisz że znalazł by się tu taki jakiś odważny? - jego oczy zabłysnęły na chwilę czerwienią. - Śmiem wątpić - Zaśmiał się i machając w stronę ludzi by zwrócić na siebie uwagę - Wybaczcie nam na chwilę zaraz przywitacie ale muszę wam ja na chwilę jeszcze zabrać. Napewno każdy z was jest głodny, siądźmy do jedzenia. - położył rękę na ramieniu dziewczyny, a druga wskazał jej miejsce gdzie mogła usiąść przy stole. Następnie wziął szklankę dziewczyny - Czego się napijesz? - spojrzał na dziewczynę, a ludzie w około zaczęli powoli siadać do stołu. Po chwili kiedy podał jej to co poprosiła usiadł koło niej - To i tak nie są wszyscy. Niektórzy sa w rozjazdach. Ale w sumie mam jedno pytanie jesteś już na stałe czy przyjechałaś na jakiś czas? - zapytał przybierając nieco poważniejszy ton. Nadal ciepły ale mimo wszystko poważniejszy. - Bo jeśli na stałe będę miał do ciebie mała prośbę. I będzie mi niezwykle miło jeśli się zgodzisz. - uśmiechnął się wznosząc szklankę jak do toastu - Za moją kochaną Córeczkę! - po czym wychylił szklankę w której miał whisky.

_________________
"Gdy dusza opuszcza swą cielesną powłokę zauważasz, że śmierć i obsrane spodnie rzeczywiście idą w parze."
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Henriette de Rouvroy

Henriette de Rouvroy
Liczba postów : 158
Racja, nawet jeśli ktoś miałby uwagi co do Henrietty, nikt by tego nie powiedział. Chociaż między sobą mogli tak mówić. Tylko czy wtedy powinna się była tym przejmować? Nie powiedzieli tego ani jej ani mu, więc ta opinia automatycznie nie miała dla niej żadnego znaczenia. Gdyby doszło do takiej sytuacji to pewnie byłoby jej głupio, ale umiałaby wymienić tysiąć więcej szczegółów w ich wyglądzie, które powinni poprawić.  
- Wina - odpowiedziała szybko. Miała słabość do tego trunku. Spragniona wzięła duży łyk, którym po chwili się prawie zadławiła. O nie, poważnie pytanie na które Henriette nie miała odpowiedzi. Nie myślała o tym. Spakowała się w dwie walizki, ale przecież ubrania zawsze dałoby się kupić tutaj. Wstrzymała się z odpowiedzią i wzniosła toast. Po tym większość zajęła się już posiłkami, było nieco głośniej, a jej tak było łatwiej z nim rozmawiać.  
- Nie wiem, nie przemyślałam tego. Przyjechałam tutaj z tęsknoty za tobą, nie myślałam o tym na ilę zostanę - odpowiedziała szczerze. Zmartwił ją tym pytaniem, bo nie wiedziała co ma zrobić. Nawet nie wyobrażała sobie, że miałaby opuścić Francję na długo, ale dwa tygodnie temu jeszcze nie sądziła, że będzie wstanie wyruszyć w podróż do Kairu. Zaintygował ją prośbą, była ciekawa co to mogło być. - Powiedz co to za prośba, jestem pewna, że nie jest to prośba na którą bym się nie zgodziła Marcus - spojrzała mu w oczy i uśmiechnęła się szeroko. Komplementował jej uśmiech, nie zamierzała go przed nim ukrywać. Złapała go za rękę, czując dalej niedosyt po tak długiej rozłące. Potrzebowała tego komfortu.  
- Ja mam coś dla ciebie, nie wiem czy chcesz żebym ci teraz to wręczyła czy później.
Milestone 100
Napisałeś 100 postów!

Marcus Wijsheid

Marcus Wijsheid
Liczba postów : 588
Widzę że słabość do wina nadal ci nie przeszła. - zaśmiał się. Jej odpowiedź natomiast na pytanie o pobyt nieco go zaskoczył. Co prawda wspominała o tym w listach ale zawsze uznawał te za kulturalne zapełnienie owej treści na papierze. Chrząkanął i odpowiedział - Może nie dosłownie tutaj i może też nie dosłownie z nami, wiem że jesteś wolnym duchem i że chętnie przebywasz w mniej licznym gronie, dlatego moja propozycja może ci się nieco spodobać.
Uśmiechnął się delikatnie. A pewność z jaką dziewczyna wspomniała o zgodzie na nieznana jej prośbę nieco zbiła go z tropu. Owszem przyzwyczajony był do posłuszeństwa rodziny ale nie takiego bezwarunkowego oddania. - Widzisz ostatnio kontakty z innymi watachami robią się nieco trudniejsze niż wcześniej. Już nie jest tak ważne kto i z jak silna watach jest a kto i jak bardzo ma gadane. Erudycją i charyzma, wiodą prym.   - zawiesił na chwilę głos. - Dlatego chciał bym, o ile się zgodzisz, żebyś zajęła się dyplomacja i kontaktami z innymi watachami i Wilczymi rodami. Wiązało by się to zapewne jeżdżeniem w różne miejsca, ale nie jednokrotnie była byś sama bądź w niewielkiej eskorcie kilku naszych. Do tego częste kontakty ze mną. - uśmiechnął się. Kolejne słowa dziewczyny wywołały leki przyjemny dreszczyk - A to już zależy od Ciebie. W końcu to twój prezent - zaśmiał się lekko obejmując dziewczynę ramieniem, i dając jej delikatnego całusa w czoło. - Wiesz że nie musiałaś. Ty jesteś najlepszym prezentem dla mnie

_________________
"Gdy dusza opuszcza swą cielesną powłokę zauważasz, że śmierć i obsrane spodnie rzeczywiście idą w parze."
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Henriette de Rouvroy

Henriette de Rouvroy
Liczba postów : 158
Henriette w sumie nie wiedziała na co się godziła. Szczerze nie spodziewała się, że wyjdzie z taką propozycją. Czego ona oczekiwała? Zrobiło jej się słabo, to chyba z nerwów. Pierwszą reakcją zazwyczaj był lęk. Poprosił ją o zajęcie się dyplomacją. Miała to we krwi, stąd znał jej ojca. Czasem czuła, że marnuje się, że nie wykorzystuje swojego potencjału. Pisała o tym w trakcie podróży. Obserwowała świat i jego postęp, a ona zatrzymana w czasie. Może to była właśnie ta okazja. Lęk szybko zasłonił błysk w oczach. Zaświeciły z ekscytacją na myśl o tej propozycji. Było widać po niej, że nie zamierzała odmówić. Zaśmiała się, lekko rozbawiona swoją reakcją. Pokręciła głową.  
- Porozmawiamy jeszcze o tym - odparła tak dla pozoru. Wiedziała, że będzie ją czekać dużo poświęceń, ale była w końcu gotowa na to. Nie byłaby sama w tym. Czuła, że Marcus będzie ją wspierał. Wtedy też zdecydowanie częściej by się widywali. Coś musiała zrobić, miała dość już monotonii. Każdy dzień wyglądał tak samo. To naprawdę była dla niej okazja.  
- Ale to bardzo skromny upominek - nachyliła się, by pocałować go w policzek - i w takim razie dostaniesz go jak będziemy już sami.  
Nie wiedziała ile jeszcze siły w sobie ma, by tutaj siedzieć. Podróż wymęczyła ją, a głód wcale nie pomagał w tym. Chciała zostać jak najdłużej. Porozmawiać z innymi, bo uściski i przedstawianie się miała już za sobą. Sama rozmowa nie była już tak niekomfortowa dla niej. Dopiła wina i polała sobie żeby móc wznieść toast. Tym razem jej kolej.  
- Za Marcusa!
Milestone 100
Napisałeś 100 postów!

Marcus Wijsheid

Marcus Wijsheid
Liczba postów : 588
Dostrzegł jej charakterystyczny błysk w oku no cóż, wiedział, że się zgodzi. Jej szybko stłumiony śmiech i kręcenie głową szybko utwierdziło go w swoim przekonaniu, że ma racje. Odpowiedź, która sugerowała wahanie, tylko potwierdziła go, że dobrze postąpił. Tak jak przeczuwał, miała do tego smykałkę po Ojcu. Kto wie, może kiedyś zastąpi jego jako głowę rodu. - Dobrze, nie musisz odpowiadać teraz. Przemyśl to dobrze, ta decyzja może wiele namieszać w twoim spokojnym życiu. - spokojny głos okraszony był delikatnym uśmiechem. Kiedy ucałowała go w policzek, uśmiechnął się szeroko. - Poczeka, nigdzie się dziś nie wybieram. - Kiedy wzniosła za niego toast wszyscy zebrani wznieśli szklanki ku górze z gromkim "Zdrowie!"

Kilka minut, kilka szklaneczek Whisky oraz przekąsek, kilka rozmów co chwile przysiadających się ludzi później Marcus wstał - Moi drodzy Henrietta na pewno jest zmęczona dzisiejszą podróżą. Tak że wznieśmy toast za jej przybycie po raz ostatni dziś, i pozwólcie, że odprowadzę ją do jej pokoju. Niebawem do was wrócę. - mówiąc to, wzniósł szklankę i jednym solidnym haustem wychylił całą zawartość. Chwycił dziewczynę za rękę i pomógł jej wstać. - Chodź, pokażę ci twój pokój - po tych słowach pochylił się do niej - Po drodze wstąpimy po mięso. - dodał szeptem. Poprowadził ją do jednych z drzwi. Gdy wyszli z pomieszczenia, w którym wszyscy siedzieli, dopadła ich nagła cisza. - Jeny nareszcie, chyba robię się za stary na takie posiedzenia - zaśmiał się. Ktoś, kto słuchałby ich z boku pewnie też by się zasmiał gdyby słyszał o tym jak trzydziestokilkuletni mężczyzna mówi o starości. Ale dziewczyna wiedziała, że Marcus był starszy od nich wszystkich, razem wziętych. Słyszała nie raz opowieści o tym jak inkwizycja przetrzebiła populacje nadnaturalnych, ale nie wiedziała ile naprawdę ma lat. Gdy weszli na kolejne piętro, otworzył jedne z drzwi, ich oczom ukazała się spora kuchnia z pojedynczym stołem, czterema krzesłami i kilkoma dużymi lodówkami. - Częstuj się, w każdej jest nasze mięsko. Jedz do woli. Pożywienia za szybko nam nie zabraknie. - uśmiechnął się, opierając się o blat stołu. Założył ręce, przyjmując nieco wygodniejszą pozycję i zapytał - To cóż to za podarek masz dla mnie? - zaśmiał się - Mam nadzieje, że nie masz mi za złe tego skromnego powitania. Jak wrócimy na nasze posiadłości to zrobimy porządną ucztę jak przystało na ród Wijsheid. - nuta dumy była wyczówalna kiedy mówił o rodzinie. - W końcu jesteś jej częscią

Powroty bywają trudne  Tumblr_nd2ah7vGj01ro95bto1_r1_250

_________________
"Gdy dusza opuszcza swą cielesną powłokę zauważasz, że śmierć i obsrane spodnie rzeczywiście idą w parze."
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Henriette de Rouvroy

Henriette de Rouvroy
Liczba postów : 158
Czy dało się przemyśleć sprawę w kilka minut? Wyjątkowo nie chciała popadać w zadumę. Jeszcze, by się rozmyśliła, a żałowałaby tego bardzo. Pojawił się jedynie lęk, że jednak może sobie nie poradzić. Wtedy, by się obawiała tego, że Marcus będzie nią rozczarowany. Odetchnęła z ulgą gdy mogli odejść. Zabrała jedynie bagaż podręczny gdzie miała prezent dla Marcusa. Gdy byli już sami odetchnęła nieco. Zdjęła kapelusz i rozpuściła włosy. Pofalowane włosy opadły jej na ramiona. Ulga, już za długo miała je tak sztywno upięte. Przy Marcusie mogła tak wyglądać, nie przejmowała się. Dlatego też zdjęła rękawiczki. Sięgnęła szybko po jakąś przekąskę mięsną. Od razu lepiej się zrobiło.  
Przez moment nawet nie pomyślała, że powitanie jakie jej przygotował było skromne. Oczywiście niegdyś na jej urodziny co roku były odprawiane bankiety, rodzice przykładali starań, by wszystko było huczne i pokaźne. Te czasy jednak minęły i pogodziła się z tą myślą. Chociaż nie odrzucała myśli o tym, że jeszcze kiedyś sama nie zorganizuje czegoś takiego dla siebie. Może jej rodzice nie żyli, ale to nie znaczyło, że nie miała rodziny. Marcus nią był. Posługiwała się swoim nazwiskiem, chyba taka duma jej pozostała do niego. Jednak mężczyzna, który stał przed nią to był jej ojciec. Rzadko tak go nazywała, raczej w emocjach lub gdy musiała mu przytaknąć, rzucała żartobliwe “tak ojcze”. Był jej ojcem i nawet przez chwilę w to nie zwątpiła. Po prostu jeszcze pamiętała o tamtym. Był to cudowny człowiek, który oddałby jej wszystko gdyby musiał.  
Wyjęła z torby eleganckie pudełko, było czarne, zdobione złotem. Srebrna nie mogli to Henriette musiała się przestawić na złoto. Malunek na pudełku wzorowany był Alpami. Jej ojciec, Daumier całe życie zachwycał się pięknem tych szczytów, nie sądził, że Henriette kiedykolwiek je zobaczy. Tylko dzięki Marcusowi miała okazję je zobaczyć na własne oczy. W środku na czerwonym jedwabiu leżał sztylet. Rączka była w całości wykonana ze złota, fikuśne zdobienia, oplatały wyryte inicjały M.W. Ostrze było wykonane ze stali, wyjątkowo nie ze srebra. Na ostrzu również znajdował się napis, był to fragment pierwszego listu, który dla niego napisała gdzie pisała mu o wolności, którą dzięki mu miała. Pisała w nim także o tęsknocie i o tym jak piękny księżyc był tamtej nocy. Nie była pewna czy miał je jeszcze zachowane czy w ogóle o nich pamiętał. Ona zanim napisała ten, który mu wysłała zrobiła chyba z pięćdziesiąt kopii. Dzięki temu mogła go tutaj umieścić. Chociaż dobrze pamiętała słowa, które wtedy zapisała.
- To nic takiego szczególnego, zleciłam wykonanie go już dużo wcześniej, zajęło trochę czasu wykonanie go. Mam nadzieję, że ci się spodoba. Mam coś jeszcze, ale to nie ode mnie - zaczęła i wyjęła jeszcze szkatułkę. Również była specjalnie wykonana na tą okazję, rysunki tym razem przedstawiały różane ogrody. W środku znajdowała się sterta listów, a także kartek jakby wyrwanych z pamiętnika. - Ojciec próbował do ciebie pisać. Dopiero niedawno to znalazłam porządkując jego gabinet....w końcu udało mi się to zrobić. Znalazłam to schowane za jego portretem. Pozwoliłam sobie przeczytać. Pisze w nich o tym jak szczęśliwy jest widząc mnie zdrową, spacerującą po ogrodzie. Pisał o tym jak wiele ci zawdzięcza. Wiesz, że choroba matki bardzo go dobiła i chyba dlatego nigdy nie wysłał ci niczego, trochę zwątpił w siebie. Jednak chcę żebyś to miał, bo uważam, że powinieneś wiedzieć ile ci zawdzięczamy.  
Zbliżyła się do niego, złapała go za rękę, ucałowała jej wewnętrzną stronę, a następnie położyła ją na swoim policzku. Łzy naleciały jej do oczu. Sentyment uderzył, serce jej mocniej zabiło. Słyszała jak bije, daje galopem, czuła w całej klatce piersiowej, on zapewne też to czuł. Była wdzięczna mu za wszystko. Może czasem wątpiła w to, ale to był naturalny proces. Była wrażliwa i czasem się tak działo, że wątpiła. Jednak tylko dzięki Marcusowi mogła tutaj teraz być. Spuściła głowę nieco niżej, przykryła twarz oczami, by otrzeć łzy, które poleciały po jej policzkach.
Milestone 100
Napisałeś 100 postów!

Marcus Wijsheid

Marcus Wijsheid
Liczba postów : 588
Widząc jak po przyjściu do góry, dziewczyna przestała stwarzać pewne pozory, uśmiechnął się. Zawsze zastanawiało go to, po co to robiła, w końcu w jego stadzie były nie tylko członkowie rodu z krwi, ale tez i ludzie wywodzący się różnych stanów. No cóż, pewnie i tak na zawsze pozostanie to w sferze jego domysłów. Gdy wyciągnęła pudełko, przyglądał się jemu z zainteresowaniem. Widząc sztylet, nieco się zdziwił. Skąd pomysł akurat na sztylet pomyślał. Ale gdy zobaczył wyryte na nim swoje inicjały i cytat z jej pierwszego listu poczuł narastające w nim wzruszenie. - Jest piękny - wydusił z siebie lekko łamiącym się głosem. Obawiał się, co jeszcze miała w zanadrzu, skoro ten prezent już tak na niego działał. Kiedy zaczęła wspominać o ojcu próbował zachować kamienną twarz

Gdy chwyciła jego rękę, przyłożył do jej policzka drugą dłoń, kciukami otarł spływające łzy. Po chwili przyciągnął ją do siebie i przytulił. Obejmował ją tak przez dłuższy czas. Dawał dziewczynie czas na uspokojenie emocji, które nią targały a sobie czas na odpowiedź. Po chwili zaczął delikatnie nucić jakąś melodie i powoli tańczyć w jej rytm. Wiedziała, że robił tak, kiedy potrzebował chwili na uspokojenie się i zastanowienie. Nie spodziewał się, że tak go zaskoczy. Po kolejnej chwili zaczął cicho cytować jej pierwszy list. Z pamięci wers po wersie, zdanie po zdaniu, słowo po słowie. Więc jeśli miała wcześniej wątpliwości czy pamiętał o jej listach, czy je jeszcze ma, to chyba właśnie w tym momencie zostały rozwiane. Nie uchodził za ckliwego, raczej za twardo stąpającego na ziemi mężczyznę, jednak w obliczu córki stawał się bezradny. Wszelkie pozory zostawały rozbrajane. Jeśli ktoś chciał zadać mu cios to tylko przez córkę. Była jego niekwestionowaną słabością.

Dziękuje kochanie. - zamilkł znów na chwilę, nie wypuścił jej z objęć. - nawet nie wiesz, ile to wszystko dla mnie znaczy. - dodał kolejne zdanie i znów zamilkł, zbierając myśli. - Nawet nie wiesz, ile zawdzięczam wam. - dodał, podkładając dłoń pod brodę dziewczyny i unosząc nieco jej twarz, aby móc zerknąć w jej oczy.

_________________
"Gdy dusza opuszcza swą cielesną powłokę zauważasz, że śmierć i obsrane spodnie rzeczywiście idą w parze."
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Henriette de Rouvroy

Henriette de Rouvroy
Liczba postów : 158
Znała tą kamienną twarz, może dlatego jej nie zmartwiła. Wiedziała co oznaczało gdy ją robił. Przyjęła ją łagodnie. Usłyszała to lekkie łamanie się w jego głosie. Czyżby się wzruszył tak jak ona? Całkowicie inaczej okazywali swoje emocje. Henriette okazywała je mu otwarcie. Oczywiście były okazje gdy trzeba było schować je za maską obojętności. Jednak gdy byli sami mogła sobie pozwolić na łzy. Lubiła gdy tańczyli, czuła się wtedy jak w domu. To ciepło i bezpieczeństwo. Zawsze go szukała, a przy nim zawsze je czuła. Marcus był jej domem, wiedziała, że z nim jest bezpieczna i liczyła, że to uczucie pozostanie na zawsze. Oddała się chętnie melodii którą nucił i dała się prowadzić. Wtuliła się w niego.  
   Była w szoku gdy zaczął cytować jej list, nie spodziewała się. Poczuła jeszcze większe wzruszenie sytuacją. Zrobiło się jej miło. Niestety sprawiło to, że więcej łez jej poleciało. Czemu się bała tak przez całą drogę? Wydawało jej się to teraz absurdalne. Czym się stresowała, że ją ojciec odrzuci? Miałaby wtedy w sumie komplet. Czy byłby wstanie ją gorzej potraktować od Fleur? Chyba nie. Uśmiech sam się jej pchał na usta. Była tak rozbawiona całą sytuacją. Dlatego mogła dla niego pracować, mogła zostać dyplomatką. Miała to we krwi w swojej de Rouvroy i jego. Nie mogła dłużej się marnować, tym bardziej, że z Marcusem czuła się bezpieczna i akceptowana. Była gotowa na zmianę.  
   Jego kolejne słowa sprawiły, że nadal miała łzy w oczach. Na uczucia ją wzięło. Naprawdę była wzruszona, zmęczona i głodna. Mogło to jednak poczekać, póki mogła być w jego objęciach. Spojrzała mu w oczy, ponownie mała iskierka zapaliła się, przebiegła figlarnie przez jej piwne ślepia. Na ustach miała ten zadowolony uśmiech.  
- Kocham cię Marcus- przyznała pewnie. Kochała go. Obecnie był jedyną osobą, którą darzyła takim uczuciem. Kochała go, jak ojca, jak najlepszego przyjaciela. Dawno mu tego nie mówiła, a w listach rzadko takie słowa zapisywała. Miała wrażenie, że traciły wtedy na mocy. Wolała mu to mówić na głos. Ułożyła dłoń na jego policzku i patrzyła w jego oczy, wstrzymując oddech i czekając na odpowiedź. Po raz kolejny odebrał jej oddech.
Milestone 100
Napisałeś 100 postów!

Marcus Wijsheid

Marcus Wijsheid
Liczba postów : 588
Jej spojrzenie wywołało falę gorąca biegnącą mu po karku. Jej słowa... serce zabiło mu szybciej, a w głowie myśli zaczęły pędzić galopem. Miał wrażenie, że czas stanął w miejscu. Przed oczami zaczęły pojawiać się obrazy.

Wchodzi do pokoju prowadzony przez Daumiera, za drzwiami stoi zapłakana Matka Henrietty. Na łóżku leży ona Jego przyszła córeczka. Blond włosy rozsypane na poduszce, płytki oddech, zroszone czoło. W oczach ojca i matki strach, w oczach dziewczyny obojętność.

Ciemność

Srebrny glob w całej krasie, biegnie przez las, obok niego ta sama dziewczyna z błękitnymi oczami. To pierwsza pełnia, podczas której zapanowała nad przemianą. Uśmiech dziewczyny świadczący o satysfakcji.

Ciemność

Smutny wyraz twarzy, łzy kręcące się w oczach dziewczyny. Dzień, w którym poinformowała go o wyjeździe, z powrotem do rodziny.

Ciemność

Lokaj przynosi list. W jego nozdrza po otwarciu koperty dociera zapach jej perfum. Po przeczytaniu pierwszego zdania ma już pewność, że to ona. To był jej pierwszy list.

Otworzył oczy, spoglądał na jej piękną twarz. Na szeroko otwarte oczy, które tak pragnęły jego odpowiedzi. Odpowiedzi, która była dla nich oczywista. Też nie nadużywał tych dwóch słów. Może to tez dlatego ze niewiele było osób, które w jego mniemaniu na to zasługiwało. A jeszcze mniej takich, którzy zasługiwali na nie tak jak ona. - Zrób to idioto! - głos wilka zaskoczył go, tym bardziej ze nie wiedział kiedy położył obie dłonie na jej policzkach, a sam przysuwał się do jej malinowych ust. Nie było odwrotu. Zresztą czy chciał się wycofać? Delikatnie złożył pocałunek, a ciepło jej warg doprowadziło go do szaleństwa.

Powroty bywają trudne  DhbJKY7X0AAn6r9

_________________
"Gdy dusza opuszcza swą cielesną powłokę zauważasz, że śmierć i obsrane spodnie rzeczywiście idą w parze."
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Henriette de Rouvroy

Henriette de Rouvroy
Liczba postów : 158
To stało się tak szybko, nawet nie wiedziała kiedy. Chciała usłyszeć, że też ją kocha. Za to ujął jej twarz w dłonie.  Zaczął się przysuwać, a ona zamarła. Co zamierzał zrobić? Czemu nic jej nie odpowiedział? Czy jej nie kochał. Tak dużo myśli na raz. Skąd te szybsze bicie serca? Czy to on? Zbliżał się. Dla niej czas nie stanął w miejscu, tylko zaczął galopować. Wydawało jej się, że czeka tutaj wieczność. Ile może czekać na odpowiedź? Jak długo zniesie to napięcie? W końcu poczuła jego usta na swoich, dopiero wtedy wszystko się zatrzymała w tym jej własne serce.  
Henriette podejmowanie decyzji czasem przynosiło sporo nerwów. Potrafiła długie chwile analizować co powinna zrobić, jak powinna się zachować. Czasem wywoływało to u niej silny lęk, który potem bardzo źle na nią wpływał przez długie tygodnie. A tutaj nawet na moment się nie zawahała. Przyciągnęła go do siebie obejmując za szyję. Jedną rękę wplotła w jego włosy. On zaczął delikatnie, a ona złapała go mocniej i pogłębiła pocałunek. Była zdecydowana.  
   Odsunęła się kawałek do tyłu, trafiła na blat, a może stół? Nie zwróciła uwagi, to nie było istotne. Odgarnęła to co na nim stało, niezdarnie, byle zrobić sobie miejsce. Chyba coś spadło? Zrzuciła jakąś blaszkę? Może, to tylko dźwięk w tle, mało ważny na chwilę obecną. Usiadła, by być wyżej, by nie musieć stawać na palcach, by mogła mu lepiej spojrzeć w oczy. Pocałowała go, tym razem ona zaczęła. Czule, wkładając w to coraz więcej namiętności.  
- Nie zamierzasz mi nic odpowiedzieć?- zapytała.
Milestone 100
Napisałeś 100 postów!

Sponsored content


Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Powrót do góry

- Similar topics

 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach