Data: sierpień 1915
Miejsce: Kair
Kto: Henriette&Marcus
Henriette miała mieszane uczucia związane z swoim wyjazdem. Ciężko było jej opuścić mury domu, a co dopiero podróżować taki kawałek drogi. Decyzja o wyjeździe była spontaniczna. Zdała sobie sprawę, że teraz albo nigdy. Stresowała się, chciała kilkakrotnie wszystko odwołać. Ostatnie godziny przed wyjazdem spędziła na dworze. Siedziała w ogrodzie, sama, bo w sumie z kim innym miałaby spędzać czas? Próbowała znaleźć powód, by mogła nie jechać. Sama się zdecydowała i próbowała się powstrzymać przed wyjazdem. Nie mogła znieść tej ciszy jaka panowała nocą. Oczekiwała, że chociaż przeleci ptak lub przebiegnie jakiś lis, ale tym razem cisza. Była tylko ona i jej myśli, najgorsze scenariusze o jakich mogła pomyśleć.
Wyruszyła z samego rana. Całą noc nie zmrużyła oka. Podczas postojów czuła się zbyt nieswojo, by zasnąć, jedynie w podróży udawało jej się odpłynąć na maksymalnie dwadzieścia minut. Była zmęczona, a takie drzemki sprawiały, że czuła się jeszcze gorzej. By mieć zajęcie postanowiła, że opisze wszystko. Dziennik zapisywała każdego dnia opisując swoje odczucia, a także miejsca w których się zatrzymywała nawet na sekundę. Myślała o tym ile czasu nie widziała Marcusa. Bała się tego spotkania. Nie wiedziała czego ma się spodziewać. Próbowała o tym nie rozmyślać, by czasem nie nastawić się na coś co nie miało prawa bytu. Jeśli coś poszłoby nie tak, nie chciała później mieć o nic żalu. Chciała uniknąć rozczarowania. Miała wrażenie, że trzymałoby ją minimum sto lat. Dlatego odganiała te myśli, nie wyobrażała sobie nic. Próbowała być jak najbardziej “neutralnie” nastawioną. Wiedziała gdzie go szukać, a on i także jej się spodziewał. Zastanawiała się czy myślał o jej przyjeździe tak jak ona.
Henriette wiedziała gdzie ma się udać. Przygotowywała się do wyjścia kilka godzin. Kazała uszyć dla siebie nową suknię, którą miała właśnie na sobie. Nie chciała się rzucać w oczy dlatego nie zdecydował się na prostą kreację w jasnych kolorach. Nie przesadzała z biżuterią, a zapach wybrała delikatny, kwiatowy. Czekała na Marcusa, nerwowo poprawiając swój kapelusz. Desperacko szukała zajęcia, by nie siedzieć bezczynnie i mieć czym zając dłonie. Dostrzegła go od razu. Uśmiechnęła się, unosząc nieśmiało kąciki ust. Ostatni raz poprawiła swój wygląd. Wstała i podeszła do niego.
- Marcus...- wydukała z siebie powitanie. Spojrzała mu w oczy i uśmiechnęła się śmielej. Nie wiedząc co ma zrobić czekała na jego ruch.